Szczęśliwego Nowego Roku

- Nie wierzę, że daliśmy się na to namówić – powiedziała cicho Lily do stojącego obok Jamesa. – Nie jesteśmy na to aby… no wiesz, za starzy?
- Pytałem o to – odpowiedział z powagą Potter, marszcząc brwi. - Odpowiedział, że nie.
- Ale to takie… - Lily zawahała się, szukając odpowiednich słów. – No wiesz…
- …irracjonalne?
Potterowie odwrócili się, widząc zmierzających w ich stronę Syriusza i Abby.
- Chciałam powiedzieć, że niepraktyczne, ale irracjonalne też pasuje – uśmiechnęła się Lily, ściskając Abby, a potem Syriusza. James wymienił uścisk dłoni z przyjacielem.
- Mało powiedziane – mruknęła Abby, nie ukrywając sceptycyzmu. – Kiedy mówiliście o wspólnych wakacjach, zupełnie inaczej to sobie wyobrażałam – dodała, posyłając Syriuszowi pełne wyrzutu spojrzenie.
- Dajcie spokój, będzie fajnie! – pokręcił głową Syriusz. – Nie wiedziałem, że ożeniłem się z taką marudą.
- Nie marudzę – zaprzeczyła szybko Abby. – Po prostu jestem realistką. Nie mamy już po osiemnaście lat, uważam, że to bardzo głupi pomysł.
- Mnie się on podoba – poparł przyjaciela James. – Może mam trochę więcej niż osiemnaście lat, ale to nie oznacza, że powinienem spędzać wakacje w sanatorium, co ostatnio zasugerował mi mój jedyny syn.
- Nie powiedział tego – zaśmiała się Lily.
- Powiedział, że się sypię – oburzył się Potter. Lily wzniosła oczy ku niebu.
- Żartował. Po za tym miał rację – dodała rozbawiona. James spojrzał na nią z wyrzutem, krzyżując ręce na piersi. – James, na Merlina, nie byłeś w stanie wstać z łóżka przez dwa dni po meczu z dzieciakami…
- Byłem kontuzjowany!
- Siniak po uderzeniu nogą w bramkę to nie jest kontuzja!
- Widzisz, kochanie, a ty mówisz, że to my dużo się kłócimy – powiedział Syriusz, obejmując ramieniem Abby i całując ją z czułością w nos.
- Bo tak jest! – zaśmiała się. – Po za tym od kiedy mówisz do mnie kochanie? Znowu coś przeskrobałeś? – zapytała podejrzliwie.
- No wiesz, chciałem tylko dodać naszemu związkowi trochę urozmaicenia. Sama szukasz powodów do kłótni.
- Bo zawsze kiedy zaczynasz być nadnaturalnie czuły okazuje się potem, że zrobiłeś coś głupiego…
- Widzisz, a martwiłaś się, że będzie nudno – powiedział do April Remus, kiedy podeszli do przyjaciół. – Mówiłem ci, że oni zapewnią nam rozrywkę.
- Przepraszamy za spóźnienie – powiedziała April, kładąc na ziemi torbę i witając się ze wszystkimi. – Mieliśmy malutki wypadek przed wyjściem.
Remus podniósł rękę z obandażowanym palcem.
- Drzwi – wyjaśnił krótko na widok pytających spojrzeń. April oblała się rumieńcem.
- To naprawdę cud, że przez te wszystkie lata udało ci się z nią przeżyć – zaśmiał się Syriusz.
- Jest lepiej niż kiedyś – zaprzeczyła szybko płaczliwym głosem April, wywołując u wszystkich śmiech. – To dopiero drugi raz w tym miesiącu.
- Jest dziesiąty – przypomniała rozbawiona Lily.
- W ubiegłym miesiącu nic mu nie zrobiłam…
- Nie przejmuj się nim – powiedział Remus z uśmiechem, a April posłała mu pełen wdzięczności uśmiech. – Przecież wiesz, że przywykłem…
April prychnęła i wyswobodziła się z uścisku męża, nadeptując mu przy tym na stopę.
- To zrobiłam celowo – oznajmiła obrażonym tonem.
- Daj spokój, żartowałem przecież – zawołał Remus, kiedy skrzyżowała ręce i podeszła do dziewczyn. – Trzeba było siedzieć cicho…
- Gdzie Lexie i Eddie? Nie mówcie mi tylko, że zrezygnowali – dodał ostro James. – Spędziłem pół dnia szukając tego cholerstwa, i jeśli ci wariaci nas wystawią, to gorzko tego pożałują…
Wskazał na leżący wśród bagaży namiot.
- Mnie to mówisz? O mało nie przypłaciłem życiem wżyty na strychu – powiedział Syriusz, wzdrygając się na samo wspomnienie zagraconego pomieszania, w którym jeden niewłaściwy krok groził zwaleniem sobie sterty pudeł na głowę.
- Idą – powiedział Lupin, wskazując głową na zmierzających w ich stronę Lexie i Eddiego. – Ktoś wie, czy będą Charlie i Chris?
James wymienili krótkie spojrzenie, a potem Potter potrząsnął tylko krótką głowa.
- To co, gotowi na wielką przygodę? – zapytał dziarsko Eddie na powitanie. Dziewczyny wymieniły niepewne spojrzenia. – Zamówiliśmy samochód, idziemy?

- Nie mogę uwierzyć, że nic się tu się nie zmieniło przez tyle lat – powiedziała cicho Lily, kiedy wypakowali bagaże na werandzie i rozejrzeli się po okolicy. – Tu naprawdę jest tak jak wtedy.
- Jest pięknie – zgodziła Abby. – Dlaczego nigdy wcześniej tu nie przyjechaliśmy?
- Przeklęte komary, niech was szlag trafi – mamrotała Lexie. – Zabiję tego idiotę, co to za chory pomysł, żeby tu przyjechać? Jeśli myśli, że znowu będę spała w tym cholernym namiocie, to się grubo myli. Dałam się na to namówić trzydzieści lat temu, więcej tego nie zrobię…
- Cóż za entuzjazm – zachichotała Lily.
- Przecież przeprosiłem – mówił Remus do April, kiedy szli z bagażami do domku. – Doskonale wiesz, że kocham twoje roztargnienie i wcale mi ono nie przeszkadza…
- Biedny – zaśmiała się Abby. – Ma przechlapane… Lexie, daj spokój, to tylko tydzień a ja mam w torbie środek na komary, nie musisz wyjeżdżać…
- Nie wyjeżdżam – warknęła Lexie. – Idę się przywitać z drzewem.
- Jakim drzewem? – spytała Abby, kiedy Lily parsknęła śmiechem, a April zachichotała cichutko pod nosem.
- Chodź, zaraz ci wszystko opowiem – powiedziała Lily, ocierając łzy z policzków. – Wszystko zaczęło się od Błędnego Rycerza…

Kiedy Lily skończyła opowiadać, Abby leżała zwinięta na trawie z twarzą mokrą od łez. April, która wiele razy słyszała tą historię od Remus, trzęsła się ze śmiechu.
- Co wam tak wesoło? – zagadnął James, kiedy podeszli do nich razem z Syriuszem, Remusem i Eddiem.
- Opowiadałam o tym, jak byliśmy tu ostatni raz – powiedziała rudowłosa. – W zasadzie zdążyłam tylko opowiedzieć o tym, jak Chris nas naćpał…
James, Syriusz i Remus zaśmiali się, a Eddie westchnął cicho.
- Przywleczenie tu tej kreatury było jednym z najcięższych przeżyć w moim życiu. Swoją drogą, gdzie ona jest?
- Poszła przywitać się drzewem – zachichotała Abby. Eddie westchnął.
- No nie, znowu to samo… A niech mnie.
- Patrzcie, kogo znalazłam w lesie – zawołała Lexie z niezadowoleniem. – A miało być tak pięknie.
Eddie wyminął przyjaciół i ruszył w stronę zmierzających ścieżką Chrisa i Charlie, ściskając ich oboje na powitanie. Lily uśmiechnęła się szeroko.
- Miało was nie być, skąd taka zmiana planów? – zapytała Abby, również wstając. Obie z April nadal chichotały.
- Nie mogliśmy tego przecież przegapić – powiedział Chris. Lexie prychnęła, odganiając się od komarów. Trudno było powiedzieć, co bardziej ją irytowało, nagłe przybycie Collinsa czy latające i gryzące insekty.
- Jakbyśmy mieli tu za mało szkodników – mruknęła tylko.
- Mamy coś na to – powiedział Chris z szerokim uśmiechem a potem spojrzał na Syriusza. – Może się skusisz?
- O nie – Black pokręcił szybko głową, a James i Remus zachichotali. – Więcej się w to nie dam wciągnąć.
- No ja myślę – rzuciła ostro Lily. – Mało wam było kłopotów po ostatnim razie?
- No to co? Rozkładamy się? – zapytał z entuzjazmem Eddie.

- Łapo, nie musisz sprawdzać pryczy, to nowy namiot – westchnął rozbawiony James.
- Łatwo ci mówić, to nie ty się złożyłeś…
- Złożyłeś się, bo ktoś - James spojrzał na Chrisa, który siłował się z drabinką przy swojej pryczy – przepiłował nóżki.
- Okej, ustalmy coś – powiedział Chris. – Przyznaję się pcheł, ręki w garnku, nocnego wystawienia pryczy na zewnątrz namiotu, jaszczurki i chyba jeszcze kilku innych rzeczy… Ale to nie ja przepiłowałem nóżki.
- Nie ty? – zapytał podejrzliwie Remus. – Więc kto?
Eddie, który dotąd nucił cicho, teraz nagle niespodziewanie zamilkł. Wszyscy od razu spojrzeli w jego stronę.
- Eddie? – spytał Chris, krzyżując ręce na piersi i posyłając przyjacielowi podejrzliwie spojrzenie. – Czy jest coś, o czym chciałbyś nam powiedzieć?
Eddie podniósł głowę, poprawił okulary na nosie, westchnął.
- W jakiej sprawie?
- W sprawie przepiłowanych nóżek – powiedział James. – I składającej się pryczy Syriusza.
- Ach, w tej sprawie – wydukał zakłopotany. – Nie, nie mam nic do powiedzenia. Niby co miałbym powiedzieć, to był bardzo stary namiot, ruina, jak zapewne pamiętacie, pewnie pękła, ze starości. Nic wielkiego, nie ma co roztrząsać tej sprawy, niby dlaczego by to robić, to było trzydzieści lat temu a teraz nie ma tu tej pryczy, więc na pewno nie pęknie, kto chce kiełbaskę?
- Eddie – ponaglił go Chris, używając ostrego, rodzicielskiego tonu, którym wymuszał posłuszeństwo niemal na każdym nieszczęśniku, na którym go wypróbowywał. – Gadaj.
- No to już po mnie…

Syriusz wypadł wściekły z namiotu, a za nim wyleciał nie mniej zły Chris i rozbawieni Remus i James.
- To ty mnie złożyłaś!? – krzyknął Black, podbiegając do stolika przy którym dziewczyny przygotowywały kolację.
- Co? O czym ty chrzanisz?
- O przepiłowanej pryczy – powiedział wściekły Chris. – To ty przepiłowałaś prycz!
- Powiedziałeś im!? Ty zdrajco, przez trzydzieści lat udało ci się trzymać ten niewyparzony jęzor na kłódkę a teraz wszystko wypalałeś!? – krzyknęła Lexie do Eddiego, który nieśmiało wyjrzał z namiotu.
- Zmusili mnie! On na mnie popatrzył belferskim spojrzeniem! – bronił się Eddie, pokazując ręką na Chrisa.
- Nienawidzę, kiedy to robi… - wycedziła Charlie. – Jest wtedy straszny.
- To przez ciebie była ta cała niedorzeczna wojna? – zapytał Syriusz. – Pogięło cię!?
- Hej, to nie moja wina, że byłeś taki głupi, żeby się mścić. To nie ja zawiniłam, tylko wasza samcza chuć do zemsty!
- Nie zwalaj winy na męską chuć – skarcił ją Syriusz. – To ty pomogłaś nam dosypać mu środków przeczyszczających do jego kanapki!
- Widziałem, że to byłeś ty! Brałaś w tym udział!? – huknął Chris. – O tym też widziałeś?
- Nie! – krzyknął Eddie. – Ty podstępna zołzo, sprytne…
- Okej, nie sądziłam, że wybuchnie z tego taka wojna – przyznała Lexie. – Ale to dlatego, że nas naćpałeś!
- To było niechcący! Gdybym chciał cię naćpać, użyłbym czegoś pewniejszego niż środki na chorobę lokomocyjną! No co? – spytał, widząc oszołomione spojrzenie dziewczyn. – Jestem tylko człowiekiem!
- Jesteśmy razem trzydzieści lat a on z każdym dniem coraz bardziej mnie zaskakuje… - wyszeptała z zachwytem Charlie.
- O mój Boże – westchnęła Lily. – Oni mają te złe spojrzenia. To się bardzo źle skończy… Trzeba coś zrobić…
- Dobrze, pokrzyczeliście sobie – wtrąciła się Abby, podbiegając do Syriusza. – A teraz zamknijmy ten temat, dobrze?
- On obsypał mnie pchłami! – poskarżył się Syriusz. Abby z trudem zapanowała nad cisnącym się na jej usta śmiechem. – Magicznym pchłami! I to jej wina!
- Wie… Przepraszam… – powiedziała, kiedy parsknęła. – Wierzę, że to było okropne ale… Pchłami, naprawdę? – spytała rozbawiona Chrisa, a Syriusz posłał je pełne oburzenia spojrzenie. Collins wzruszył ramionami.
- Spodziewałem się po tobie większego wsparcia – oznajmił urażony Syriusz, kiedy Abby zachichotała. – Jestem zawiedziony.
Odwrócił się i odmaszerował do namiotu. Abby roześmiała się.
- Syriusz, czekaj, przepraszam! – zawołała za nim, nadal się śmiejąc. – Na Merlina, to jeszcze nie koniec, prawda?
- O nie – powiedział stanowczo Chris. – To dopiero początek.
I poszedł za Syriuszem. Remus i James podążyli za nimi, a po chwili wahania Eddie do nich dołączył.
- Lojalnie uprzedzam, że jeśli coś zrobią, nie zawaham się zemścić – zapowiedziała Lexie.


Zapadł zmrok. Wszyscy zgromadzili się przy ognisku, zjadając kiełbaskami i popijając piwo. Lily wyszła z namiotu, otuliła się kocem i przystanęła z boku, przypatrując się przyjaciołom. W ciągu dnia działo się tak wiele, że nie miała na to czasu, teraz jednak gdy opadły emocje, dopadło ją przejmujące uczucie smutku.
- O czym myślisz? – usłyszała w uchu szept Jamesa i poczuła, jak jego ramiona otulają się wokoło jej pasa. Uśmiechnęła się i wtuliła głowę w jego policzek.
- O tym, jak byliśmy tu ostatnio. Jak wiele od tego czasu się zmieniło – powiedziała cicho.
- Mhm – zgodził się James. – Masz rację. Syriusz nabawił się kilku dodatkowych kilogramów. Tylko nie mów mu, że ci to powiedziałem, bo się obrazi. Ostatnio jest bardzo humorzasty.
Lily zaśmiała się cicho.
- Myślisz o niej? – zapytał nagle poważnie, głaszcząc machinalnie dłonią jej dłoń.
Przytaknęła.
- O niej, o Maddie – wyszeptała. – O Peterze.
Poczuła, jak James napina się za jej plecami, w ten sam sposób, w jaki zawsze to robił, gdy wspominała o byłym przyjacielu.
- Trudno tu być i nie myśleć o tym wszystkim – dodała cicho. James przez chwilę milczał.
- Dużo się tu wydarzyło – zgodził się w końcu.
- Zastanawiam się – zaczęła po chwili i zawiesiła głos, nie pewna, czy chce wypowiedzieć te słowa na głos. – Zastanawiam się, jakby to się wszystko potoczyło, gdybyśmy tu wtedy nie przyjechali. Myślisz, że coś by się wtedy zmieniło?
- Syriusz nie bałby się tak pryczy – powiedział James, a kiedy Lily się nie zaśmiała, zrozumiał, że oczekiwała od niego odpowiedzi na to pytanie. Zastanowił się. – Nie wiem, może. Co to za różnica? Gdyby nie stało się to, co się stało, stałoby się coś innego. I nie może wcale by nas tu nie było. Chciałabyś tego?
Lily spojrzała na siedzących przy ognisku przyjaciół. Syriusz obejmował ramieniem Abby i opowiadał coś, wywołując u wszystkich śmiech. Oboje prawie się nie zmienili – o tym, że są razem już prawie trzydzieści lat świadczyły delikatne zmarszczki wokół oczu, które pogłębiały się przy uśmiechu i cienkie pasma siwizny we włosach Syriusza. Wychowali wspólnie Lucasa, Lynn i dwójkę swoich dzieci, które właśnie kończyły szkoły, a teraz, a zaledwie kilka miesięcy temu na świat przyszedł ich drugi wnuk.
Lexie siedziała obok Eddiego, posyłając mu co jakiś czas gniewne spojrzenie, wyraźnie nadal zła za to, że zdradził jej tajemnicę. A mimo to jej drobna dłoń zaciśnięta była na jego. Lily patrząc na nich, nadal widziała irytującego okularnika który przekonywał wszystkich o tym, jakim złem są kobiety i stającą mu naprzeciw dziewczynę o ognistym charakterze i niewinnej twarzy anioła. Chociaż włosy Lexie były nieco rzadsze i prostsze niż w młodości, nadal nosiła w nich niebieską wstążkę. To ich charaktery czas zmienił najbardziej – chociaż przekomarzali niemal cały czas, Eddie zapomniał już prawie o idei biernego homoseksualisty z wyboru, a Lexie o wpojonym feminizmie i strachu przed zaangażowaniem. Patrząc na nich, nawet kiedy pieszczotliwie wyzywali się wymyślnymi epitetami, trudno było nie dostrzec tego, jak bardzo się kochali. Kiedy na świat przyszły bliźniaki – Felix i Natalie – stało się to jeszcze bardziej oczywiste dla wszystkich.
Charlie oparła głowę o ramię Chrisa. Nikt, kto na nich spojrzał nie powiedziałby, ja udaną sobą parą. Chris który budził postrach w Ministerstwie jako szef Departamentu Przestrzegana Prawa, zdążył już całkowicie posiwieć. Jego twarz nabrała ostrości i przy Charlie wydawał się dużo poważniejszy i straszy. Ona, chociaż zrezygnowała z kolczyka w nosie, nadal miała we włosach czerwone pasemko, którego Chris nienawidził z całego serca. Nigdy się nie pobrali – po pamiętnej ucieczce sprzed ołtarza, zdecydowali zrezygnować z całego ślubnego zamieszania i wszystkich formalności. Zwykle wymawiali się brakiem czasu, chociaż Lily podejrzała, że po prostu nie widzieli takiej potrzeby. Nie tylko ją zaskakiwało to, że nadal byli ze sobą pomimo tylu różnic – Chris, który zawsze marzył o rodzinie i Charlie, której odpowiadało życie wolnego strzelca. Przez pewien czas Lily sądziła, że nie przejdą razem próby czasu. Charlie nie chciała dzieci, a Chris żył w poczuciu, że kiedyś jeszcze zmieni czasu. W momencie, w którym wydawało się, że to koniec, los sam dał im ostatnią szansę – dwie kreski na teście ciążowym. Mała Alba przyszła na świat zaledwie osiem lat temu. Lily nie była pewna, czy Charlie poczuła w sobie zew macierzyństwa, czy po prostu poszła na kompromis, patrząc na nich jednak trudno było jednak wierzyć, że mogą nie być szczęśliwi.
Remus siedział oparty o pień drzewa – April przytulała się do niego plecami, tak samo mała jak wtedy, gdy się poznali. Jako jedyni nie doczekali się dzieci. Nie była to kwestia ich decyzji – Lily wiedziała, że chociaż Remus bardzo bał się tego, to jednak tak jak April chciał dziecka. Medycyna postawiła ich jednak przed faktem dokonanym i sama podjęła decyzję – nawet, gdyby się zdecydowali, nie mieli szans na potomstwo. Lily patrząc na nich – na Remusa, którego twarz znaczyły blizny i April, której zmarszczki wokoło oczu odzwierciedlały nieustającą pogodę ducha – zastanawiała się czasem, jak wyglądałoby ich życie gdyby nie było w nim Harry’ego, który sam właśnie zakładał rodzinę i Lauren. I chociaż kochała Jamesa całym sobą, nie potrafiła wyobrazić sobie, żeby ich miłość i szczęście było tak wielkie jak Remusa i April gdyby w uch życiu nie pojawiły się dzieci.
- Nie – wyszeptała cicho, podnosząc wzrok i patrząc na Jamesa. – Nie chciałabym.

4 komentarze:

  1. Dzięki za kolejne doprowadzenie do łez...

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaaa swietny rozdzial ! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej. Przeczytałem niedawno całego Twojego starego bloga. Nowego troszkę się boję, bo nie cierpię jak Lilly i James umierają. Lubię Twojego Jamesa, jest taki jak ja go sobie wyobrażałem. Lilka ma trochę za dużo wad. Ale na jakimś blogu wspomniałaś, że za nią nie przepadasz. Syriusz jest dla mnie nieco za mało Syriuszowty, ale to Twoje postacie. Szkoda mi za to Louren ( choć przyzwyczaiłem się do blogowego kanonu czyli Syriusza i Dorcas). Żeby była jasność to, że nie lubię jakiejś postaci to tylko świadczy o tym, że Twój blog jest wspaniały. Bo wywołuje emocje. Szczerze mówiąc przeczytałem niemal wszystko o rodzicach Harrego i Twój blog jest jednym z lepszych jakie w życiu czytałem. Kontynuując o postaciach. Nie przepadam za Charlie. Za to Lexie. Gratuluje, To zdecydowanie najlepsza postać stworzona przez autora bloga, w całym świecie fanfictiom. A jej związek z Eddim. Cudo !
    Pewnie nie skomentuje każdego rozdziału, ale chciałem Ci tylko powiedzieć, że jestem pod ogromnym wrażeniem tego co stworzyłaś . Moje gratulacje !!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej, dziękuję! Nie masz pojęcia jak wiele przyjemności sprawił mi Twój komentarz - to cudowne wiedzieć, że ktoś tu jeszcze czasem trafia.
      Masz rację, nie przepadam za Lily i mam świadomość tego, że to widać gdy piszę - nie umiem wyjasnić skąd wynika moja niechęć do niej a nawet kiedy się zaczęłam. Lauren miała być właśnie zerwaniem z tym blogowym kanonem bo nie lubię się z żadnym kanonem co zresztą też widać :) A wszystko to co w z związku z nią wyszło... Cóż, są tacy, którzy nadal mi to wypominają :D
      Naprawdę dziękuję za tyle miłych słów!

      Usuń