Listopad
1999
Zapukała.
Raz, potem drugi, a kiedy nadal nikt nie otwierał, trzeci.
-
Syriusz, otwieraj, wiem, że jesteś w domu! – zawołała za złością, waląc w
drzwi. – No dalej, Black.
Minęła
chwila, a drzwi otworzyły się i w progu stanął zaspany i rozczochrany Syriusz.
- Musisz
się ze mną napić – powiedziała, nim nawet zdążył otworzyć usta.
- Nie
piję z tobą – wymamrotał. Charlie przewróciła oczami.
-
Dlaczego? – spytała, chociaż doskonale znała jego odpowiedź.
- Z
dwóch powodów – stłumił ziewnięcie. – Po pierwsze, jest wpół do piątej rano. A
po drugie, ostatnim razem gdy razem piliśmy, biegałem i krzyczałem, że kocham
Snape’a, a obudziłem się w wannie. Abby do tej pory mi to wypomina. Dobranoc…
-
Poczekaj, Łapo – zawołała zdesperowana. – Tylko chwilę. Tym razem nie zrobimy
nic głupiego, naprawdę… Muszę się z kimś napić.
- Jest
wpół do piątej rano – powtórzył Syriusz. – Nie dziś.
- Nie
mam do kogo iść.
Syriusz
spojrzał na nią, i być może zobaczył jej desperację, bo cofnął się,
przepuszczając ją w progu.
- Tylko
bądź cicho, dzieci śpią – powiedział, kiedy go mijała. Przytaknęła, zdejmując
kurtkę i idąc za nim do kuchni. Usiadła przy stole, a Syriusz sięgnął do szafki
po szklanki.
Milczała.
-
Pokłóciłaś się z Chrisem? – spytał w końcu, patrząc na nią przez ramię.
Westchnęła cicho, odgarniając włosy z czoła.
-
Jeszcze nie – odpowiedziała. – Ale pewnie się pokłócimy…
- Może
być czekoladowe? – zapytał i nie czekając na odpowiedź wyjął karton z lodówki.
– Co się stało?
- Czasem
mam wrażenie, że mamy zupełnie inne wyobrażenie o tym, jak powinno wyglądać
nasze życie – przyznała ciężko, opierając twarz na dłoniach.
- A tak
nie jest? – spytał Syriusz, rozlewając mleko do szklanek. – Wydawało mi się, że
to oczywiste dla każdego, kto was zna, łącznie z wami samymi – dodał z
uśmiechem.
- Pewnie
jest – zgodziła się smętnie. – Tylko dotąd nie stanowiło to problemu.
-
Posłuchaj, Charlie – zaczął Syriusz, siadając przy stole naprzeciwko niej i
podsuwając jej szklankę. – Nie wiem, do czego zmierzasz, ale nie podejmuj
pochopnych decyzji, dobra? Zwłaszcza, kiedy pijesz – dodał z łobuzerskim
uśmiechem.
- To
tylko mleko – przypomniała mu.
-
Wysokoprocentowe. A tak na poważnie, co się stało? – zapytał, kiedy stuknęli
się szklankami i wziął pierwszy łyk. – To, że wasz związek przeczy wszystkim
prawom społecznym jest wiadome od zawsze. O co tak naprawdę chodzi?
- Jestem w ciąży.
Syriusz
zamarł na chwilę ze szklanką przy ustach, a Charlie poczuła ulgę, że w końcu
powiedziała to na głos.
- Jestem
w ciąży. I nie mam pojęcia, co zrobić – kontynuowała, kiedy Black milczał.
Zacisnęła dłonie na blacie, oddychała ciężko, a jej słowa wisiały nad nimi jak
widmo. Syriusz nadal nic nie powiedział.
- Nie
mogę być matką – podjęła. – Nie mogę być matką. Nie lubię dzieci. Dzieci nie
lubią mnie. Większość z nich się mnie boi – słowa wylewały sie z niej z coraz
szybciej i chaotyczniej, wszystkie lęki i obawy, wszystkie myśli, których nie
odważyłaby się powiedzieć nikomu innemu jak Syriuszowi. – Ja po prostu nie mogę
być matką.
Spojrzała
wyczekująco na Syriusza, błagając go bez słów, żeby powiedział coś, co jej
pomoże, czekając na jego zapewnienie, że się myli.
- Chris
będzie chciał tego dziecka – powiedział tylko.
- Wiem –
wyszeptała. – Wiem o tym.
I znów
cisza. Charlie odgarnęła włosy do tyłu, jakby to miało cokolwiek pomóc. Wstała,
zaczęła krążyć nerwowo po kuchni czując, że nie wytrzyma ani chwilę dłużej w
bezruchu, że bezruch ją wykończy. Czuła na sobie uważne spojrzenie Syriusza.
- Jak to
zrobiłeś? – spytała nagle, odwracając się do niego. – Jak to zrobiłeś, kiedy dowiedziałeś
się o Lucasie?
- Co
zrobiłem?
- Jak
tak szybko w tym się odnalazłeś? Nie miałeś na to czasu, po prostu z dnia na
dzień ze zwykłego gówniarza stałeś się dobrym ojcem. Jak?
Ku jej
największemu zdziwieniu, Syriusz zaśmiał się. Tak po prostu, może z lekko
wyczuwalną ironią, a może tylko jej się tak zdawało, roześmiał się.
-
Zamknąłem się w domu na kilka tygodni i zostawiłem syna pod opieką dziadków,
ani myśląc po niego wrócić – przypomniał jej. Nim zdążyła coś powiedzieć,
dodał. – Nie zmieniłem się w rodzica z dnia na dzień, Charlie. Potrzebowałem
cholernie dużo czasu, żeby tak się stało.
- To
było coś innego i dobrze o tym wiesz – powiedziała z desperacją w głosie,
wracając na swoje miejsce. – A jedna dałeś radę. Dlaczego?
Syriusz
uśmiechnął się, tym razem łagodnie, a Charlie poczuła przypływ irytacji
przewidując to, co zaraz powie.
- Bo
ktoś przypomniał mi, że warto – powiedział tylko ku jej zdziwieniu.
-
Spodziewałam się, że okażesz się bardziej pomocny – mruknęła.
- Gdybyś
naprawdę chciała, żebym poklepał cię po główce i poopowiadał, jakie to proste i
łatwe jest mieć dzieci, poszłabyś do Chrisa – odezwał się nagle Syriusz.
Wykrzywiła się, przedrzeźniając go, ale to nie zraziło Blacka do kontynuowania.
– Ode mnie tego nie usłyszysz. Nie chcę, żebyś mi przywaliła, gdy się okaże, że
tak nie jest.
- To
zabrzmiało bardziej jak ty – stwierdziła. Wzruszył ramionami.
- Chcesz
wiedzieć, co mnie przekonało? – zapytał nagle, po chwili milczenia. Przewróciła
oczami, bardziej z przyzwyczajenia niż dlatego, że naprawdę ją to wkurzało, a
potem przytaknęła. Syriusz wstał. – To chodź, tylko cicho, bo zabiję cię, jeśli
się obudzą – ostrzegł.
Kiwnęła
głową i poszła z nim zaintrygowana. Minęli salon i po cichu zaczęli wspinać się
na piętro. Charlie przyglądała się zajęciom na ścianach, przedstawiająca całą
rodzinę w różnych sytuacjach.
Syriusz
uchylił drzwi od jednego z pokoi i przywołał Charlie do siebie gestem.
- Patrz
– powiedział tylko. Zmarszczyła brwi, nie bardzo wiedząc na co ma patrzeć.
- Na… -
zaczęła, spoglądając na Syriusza, a potem podążyła za jego spojrzeniem i
zobaczyła w co się wpatruje. Mała Emma spała w łóżeczku z różową pościelą w
takiej pozycji, że Charlie nie była pewna ile musiałaby trenować, żeby się tak
wygiąć. Jej buzia była tak spokojna, że trudno było uwierzyć, że to jest to
samo dziecko, które jeszcze trzy dni temu Charlie nazwała diabłem w ludzkiej
skórze. – Nie bardzo rozumiem…
- Abby
przypomniała mi - powiedział Syriusz, gdy wycofali się z pokoju dziewczynki –
uświadomiła – poprawił się po chwili – ile mnie omija, kiedy jestem daleko.
- Nie
rozumiem, jak to ma mi pomóc – wtrąciła Charlie. – Mnie nie biorą takie rzeczy,
przecież wiesz, że nie przepadam za dziećmi…
Syriusz
przewrócił oczami.
- Nie
przyszłam tu słuchać twojego rozpływania się na tym, jakie masz cudowne dzieci
– kontynuowała. – Nie rozczulają mnie malutkie skarpeteczki, ich słodkie minki
i duże oczy. O to właśnie chodzi, ja nie… Mnie to nie rusza, rozumiesz?
Spojrzała
na niego, szukając zrozumienia, którego nie potrafiła dotąd znaleźć u Chrisa.
Wiedziała, że chciał dzieci i chciała chcieć mieć ja tak samo jak on.
- Mnie
też to nie ruszało, dopóki nie urodził się Lucas – powiedział Syriusz. – I
przez ten czas, kiedy był u dziadków, nawet nie ruszało mnie, jak wiele tracę.
Abby mi o tym przypomniała. Teraz to cię może nie rusza – stwierdził. - Ale nie
wiesz, czy za kilka miesięcy nie będziesz wstawać w nocy specjalnie po to, żeby
tylko popatrzeć jak śpią.
Charlie
milczała, rozważając jego słowa.
- Jesteś
kompletnie bezużyteczny a ojcostwo wyżarło ci mózg – oznajmiła w końcu.
- Cieszę
się, że pomogłem – zaśmiał się Black. – A teraz spadaj, bo za jakieś dwie
godziny ten mały skrzat wstanie i jeśli się nie prześpię, to mogę tego nie przeżyć.
- I to
jest dopiero reklama rodzicielstwa – prychnęła, idąc do przedpokoju. Syriusz
podążył za nią. – Zrób sobie dziecko żeby mogło wysysać z ciebie energię…
- W
końcu załapałaś o co chodzi.
Pokręciła
głową. Syriusz przypatrywał się jej jak się ubiera i idzie do drzwi.
- Nie
martw się – zawołał, kiedy znalazła się na dworze. – Nie jest tak źle jak się
wydaje. Zdziwisz się.
- Jasne
– prychnęła. – Po prostu nie mogę się doczekać. Wiedziałam, że trzeba było iść
z tym do Lexie.
- I
Charlie – odwróciła się zirytowana. – Gratulacje – powiedział z uśmiechem i nie
czekając na odpowiedź, zniknął za zamkniętymi drzwiami.
Stukała
niecierpliwie palcami o blat stołu, wpatrując się w wiszący na ścianie zegar.
Tik-tak. Tik-tak. Tik-tak.
Wstała.
Przeszła się w tą i z powrotem po salonie, wyjrzała przez okno, przesiadła na
sofę. Tik-tak. Tik-tak. Tik-tak.
Chris
już spał, kiedy wróciła do domu. Wślizgnęła się pod kołdrę obok niego, ale nie
udało jej się zasnąć. Odtwarzała raz po raz rozmowę z Syriuszem, próbując znaleźć
gdzieś w niej pocieszenie dla siebie, ale nic mogło zagłuszyć jej własnych
słów. Nie mogę być matką. Nie mogę być matką.
Nie
mogła być matką. Jak można być matką, kiedy nawet się tego nie chce? Kiedy wie
się, że się do tego nie nadaje? Abby urodziła się, żeby być matką. Lily była
cudowną matką, tak Lexie, chociaż Charlie nigdy by jej o to nie posądzała.
Nawet cholerna Lauren się do tego nadawała, chociaż nie umiała radzić sobie z
własnym życiem. Ale nie ona. Nie Charlie, która nigdy tego nie chciała. Dzieci
powinni mieć ludzie, którzy tego chcą.
Usiadła.
Wstała, przeszła się, znów usiadła. Chris jeszcze spał, a ona nie miała odwagi
go obudzić. Nie miała odwagi go obudzić i mu tego powiedzieć, bo jak miała to
zrobić? Tik-tak. Tik-tak. Tik…
- Gdzie
byłaś w nocy? – usłyszała spokojny głos. Odwróciła się i spojrzała na niego
zaskoczona, a serce zabiło jej mocno. – Późno wróciłaś, martwiłem się.
Otworzyła
usta, ale nie wypowiedziała żadnych słów. Patrzyła na niego, zaciskając ręce w
pięści chcąc krzyczeć, ale nie mogła wydobyć z siebie żadnego dźwięku.
- Coś
się stało? – spytał zaniepokojony podchodząc do niej ostrożnie. Wyciągnął w jej
stronę dłoń, ale ona cofnęła się nim zdołał jej dotknąć.
- Jestem
w ciąży – słowa same wyszły z jej ust. Ot tak, po prostu, wypowiedziała je na
głos, a cały strach który wcześniej czuła nagle spotęgował się w oczekiwaniu na
reakcję Chrisa.
Najpierw
zabrał dłoń, urażony tym, że się odsunęła. A potem jego oczy rozszerzyły się ze
zdziwienia, a Charlie zaskoczona obserwowała wstępujące na jego twarz
szczęście. Oddychała ciężko, czekając aż coś powie, bojąc się jego słów i jej
własnej rekcji.
- To… -
zaczął i nagle urwał. Zmarszczył brwi, skrzywił, jakby coś go zabolało. Jakby
zabolało go to, co usłyszał. – Acha. No tak.
Chciała
coś powiedzieć, chciała powiedzieć, jak bardzo się boi, jak bardzo potrzebuje
teraz jego pokoju. Zamiast tego czekała a przerażenie z każdą sekundą jego
milczenia paraliżowała ją jeszcze bardziej. A co, jeśli się myliła i on też
tego nie chciał? Co wtedy?
- I co
teraz? – spytał jakby myślał o tym samym. Jego słowa zabrzmiały pusto, jakby z
oddali.
Czy to
nie oczywiste, że będziemy rodzicami?, chciała spytać. Czy to nie oczywiste, że
będziemy mieli dziecko?
- Czy to
nie oczywiste? – wykrztusiła tylko. Chris cofnął się, patrząc na nią, jakby
była obcą osobą. Charlie wpatrywała się w niego oszołomiona jego reakcją, nie
rozumiejąc co się dzieje, nie rozumiejąc, dlaczego nagle zaczęła bać się
jeszcze bardziej. – Nie?
- Acha –
powiedział. – Czyli rozumiem, że już podjęłaś decyzję? Moja opinia się nie
liczy, nie ma znaczenia, czego chcę ja, ważne jest to, czego chcesz ty. Bo
zawsze robimy to, czego chcesz ty.
-
Myślałam, że tego chcesz… - wyszeptała.
- Chcę?
Boże, Charlie, czy ty cokolwiek o mnie wiesz?
Otworzyła
usta, żeby coś powiedzieć, ale Chris odwrócił się i wyszedł, zostawiając ją w
osłupieniu. Przez chwilę siedziała nieruchomo, zastanawiając się, co poszło nie
tak. Szukając powodu jego reakcji, próbując zrozumieć… A potem wybiegła z
salonu.
- Chris?
– zaczęła cicho, otwierając drzwi do sypialni. Odwrócił się słysząc jej głos, a
jego twarz wykrzywiła się w grymasie złości. – Poczekaj – powiedziała
stanowczo, stając mu na drodze. Odwrócił twarz. – Chris, spójrz na mnie,
proszę.
Dotknęła
dłonią jego twarzy i delikatnym ruchem skłoniła, żeby na nią popatrzył.
Próbowała zapanować nad drżeniem głosu, kiedy odezwała się ponownie.
- Nie
jestem jak Lauren – wyszeptała. Jego oczy rozszerzyły się ze zdziwienia. – Nie
zamierzam uciekać. Nie zamierzam niczego ci odbierać, rozumiesz? Nie podjęłam
bez ciebie żadnej decyzji. Nie jestem jak ona.
Chris
otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale szybko potrząsnęła głową. Nie mogła
pozwolić mu dojść do słowa, nie, dopóki nie powie wszystkiego, co chciała. Nie,
dopóki w końcu nie wyrzuci z siebie wszystkiego, co się w niej gromadziło.
- Nawet
przez chwilę nie pomyślałam o tym, żeby nie urodzić tego dziecka – powiedziała
stanowczym głosem. – Nie podjęłam i nie podejmę żadnej decyzji wbrew tobie,
zrozum to w końcu, że kocham cię i nie zrezygnuję z ciebie. Nigdy nie
zamierzałam tego zrobić.
- O czym
ty mówisz? – zapytał oszołomiony. Westchnęła. Powiedzenie tego wszystkiego na
głos było jedną z najtrudniejszych rzeczy jakie przyszło jej kiedykolwiek
zrobić. – Co…
- Mogę
akceptować to, że ją nadal kochasz. Mogę zaakceptować to, że ona ciągle gdzieś
między nami jest. Mogę akceptować nawet to, że gdybyś mógł, byłbyś z nią nie ze
mną. Ale nie zaakceptuję tego, że oczekujesz ode mnie tego, co zrobiłaby
ona, rozumiesz? Nie zniosę tego.
- Ja… -
odsunął się, przypatrując jej tak, jakby zobaczył ją pierwszy raz w życiu. Być
może tak było, być może nie była teraz do końca sobą. – Nie jestem z tobą, bo…
Jak możesz w ogóle tak myśleć? Boże, Charlie… - potrząsnął głową, jakby nie mógł
uwierzyć w to co słyszy.
- Bo tak
jest – powiedziała stanowczo, nagle brzmiąc bardziej jak ona sama. – Nie jestem
tym, z kim chciałbyś być. Nie jestem takim typem osoby, która chciałaby mieć
rodzinę, dom i wielkie wesele. Nie łudzę, że gdyby nie…
- Pieprzysz
bzdury – przerwał jej ostro, sprawiając, że natychmiast się zamknęła. – Kompletne
bzdury. Gdyby mi to przeszkadzało, nie byłby z tobą. Znam twój stosunek do tych
spraw odkąd skończyłaś jakieś osiem lat – powiedział szybko. – I na miłość
boską, Gracie, nie traktuję cię jako produkt zastępczy!
Chciała
coś powiedzieć, ale nagle zabrało jej słów. Przełknęła ślinę, próbując pozbyć
się tego irracjonalnego ścisku w gardle, ale to na nic się zdało. Zamrugała.
Chris
potrząsnął głową i podszedł bliżej. Teraz to on musiał zmusić ją, żeby na niego
spojrzała. Nie mogła tego zrobić bez obawy, że ciało odmówi jej posłuszeństwa i
zacznie płakać – Charlie nie płakała, a nawet kiedy to robiła, nie pozwalała
nikomu na to patrzeć. Nawet jemu. Zamknęła oczy.
- Gracie
– wyszeptał łagodnie tuż przy jej uchu. – Nie waż się nigdy więcej tak
pomyśleć, rozumiesz? Rozumiesz? – powtórzył pytane, gdy nie odpowiedziała.
- Ja po
prostu… - zaczęła. – Mi to nie przeszkadza, po prostu… Cholera jasna – warknęła
piskliwie, kiedy ścisk w gardle nie ustępował. – Co się do diabła dzieje?
Wyswobodziła
się z uścisku Chrisa i odwróciła, ocierając szybko oczy. Poczuła dłonie Chrisa
obejmujące ją w tali.
- I niby
w czym to ma pomóc? – zapytała z przekąsem, próbując zapanować nad drżącym w
głosem.
- W
niczym. Ma być po prostu miłe – powiedział. – Kocham cię, dobra?
- Wiedziałam,
że to się tak skończy, ckliwie i tandetne…- przewróciła oczami, próbując za
wszelką cenę zachować resztkę twarzy. Chris zaśmiał się jej do ucha. – Po prostu
wiedziałam.
- Kocham
cię – powtórzył rozbawiony. Westchnęła zirytowana, a potem pozwoliła, żeby
przyciągnął ją do siebie bliżej i oparła głowę o jego policzek. Może ma rację,
że to po prostu miłe, pomyślała, a potem tknięta impulsem zdecydowała się
wypowiedzieć na głos to, co nie dawało jej spokoju cały dzień.
- Boję się,
że naprawdę się do tego nie nadaję.
-
Wszystko będzie dobrze, zobaczysz – uspokoił ją Chris. Ponownie przewróciła
oczami, a potem pozwoliła sobie na leciutki uśmiech.
~ . ~
Nie wyciągajmy pochopnych wniosków, dobrze? To nie jest żaden wielki powrót. To nie jest w ogóle powrót. Potraktujcie to, i to co dodałam przed wczoraj (i to, co być może jeszcze napiszę i dodam), jako luźne, nie powiązane ze sobą miniaturki powstałe w wyniku zbyt wielu wolnych dni i zbliżającej się sesji. No, to tak.
I tak fajnie, że czasem coś dodajesz ;)
OdpowiedzUsuń