W
czasie deszczu dzieci się nudzą… I Eddie też.
-
Eh...
Chris
zignorował pełne udręczenia westchnięcie i pochylił się nad podręcznikiem od
transmutacji. Aby transmutacja przebiegła
pomyślnie, należy…
-
Ehh…
…należy wykonać różdżką
półobrót w czasie wypowiadania pierwszej frazy…
-
EHHHH….!
-
Co się stało? – spytał Collins siląc się na spokojny ton i spojrzał na
siedzącego w przeciwległym fotelu Eddiego. Oniemiał, widząc rozłożonego w teatralny
sposób przyjaciela, z ręką przytkniętą dramatycznie do czoła i udręczoną miną.
– Odniosłem wrażenie, że próbujesz zwrócić na siebie moją uwagę.
-
Eh… - powtórzył ciężko Eddie, przerzucając głowę przez oparcie, a okulary
zsunęły mu się groteskowo na czoło. – A jakież to ma teraz znaczenie?
-
Takie, że próbuje się czegoś właśnie nauczyć, a twoje sapanie mnie rozprasza –
powiedział Chris, pokazując mu książkę. – O co więc chodzi?
-
O nic, tak tylko sobie wzdycham – westchnął Eddie. Chris pokręcił głową i
pochylił się nad książką.
Aby transmutacja
przebiegła pomyślnie, należy wykonać różdżką półobrót w czasie wypowiadania
pierwszej frazy formułki zaklęcia, a następnie obrócić nadgarstkiem w kierunku
zgodnym…
-
Eh…
Chris
zatrzasnął książkę z hukiem.
-
Mógłbyś wzdychać sobie gdzie indziej? – spytał uprzejmie, odkładając książkę na
bok. Eddie spojrzał na niego zamglonym spojrzeniem. – Rozumiem, że masz jeden
ze swoich napadów ciężkiego niezrozumienia przez wszechświat, ale…
-
To nie to, mój przyjacielu – powiedział Eddie. – To coś znacznie gorszego, niż
zwykłe problemy egzystencjonalne…
Chris
zrobił szybki rachunek strat i zysków z poznania odpowiedzi na niezadane
jeszcze pytanie, po czym zapytał.
-
A cóż to takiego?
Eddie
przyjrzał mu się badawczo, oceniając czy może podzielić się swoimi problemami z
przyjacielem, po czym szybko usiadł i wychylił się w stronę przyjaciela,
poprawiając okulary które zsunęły mu się na czubek nosa.
-
Nudzi mi się.
-
Ty naprawdę jesteś rąbnięty – rzucił ze złością Chris, łapiąc za książkę. Eddie
prychnął.
-
Nuda zabija moją udręczoną duszę! – poskarżył się Mauer, rzucając Chrisowi
pełne oburzenia spojrzenie. - Nic cię ona nie obchodzi?
-
Obchodzi mnie transmutacja – powiedział Chris. – Poopowiadaj o swojej
udręczonej duszy komuś, kogo to będzie obchodziło.
-
No dalej, chodź, poróbmy coś – jęknął Eddie. – Jest piątek! Kto siedzi w piątek
w Pokoju Wspólnym i się uczy?
Chris
zignorował ostatnią uwagę.
-
Nadal jesteś homoseksualistą z wyboru? – spytał podejrzliwie, unosząc wysoko
brwi.
-
Biernym – podkreślił z dumą Eddie. – Jesteś zainteresowany?
-
Mam dziewczynę! – krzyknął oburzony Chris. Eddie wzruszył ramionami, ale przez
jego twarz przebiegł wyraz ulgi. – Chciałbym spędzić z nią jutrzejszy dzień, a
nic z tego nie wyjdzie jeśli nie skończę tego wypracowania…
-
Porzucasz mnie dla tej okrutnej niewiasty? Zdajesz sobie sprawę, że pewnego
dnia ona wyrwie ci serce widelcem i…
-
Dlaczego widelcem? – zainteresował się Chris, zapominając na chwilę o tym, że
jest zły na przyjaciela.
-
A dlaczego nie? To brzmi bardziej dramatycznie niż samo wyrwie lub wyrwie nożem…
-
Słusznie – zgodził się rzeczowym tonem. – Czy skoro już obraziłeś Lauren,
mógłbyś iść nudzić się gdzie indziej? Jestem pewny, że gdzieś w zamku jest ktoś
równie udręczony co ty.
-
Zbywasz mnie – rzucił oskarżycielskim tonem Eddie. – Przemawia przez ciebie
pusta żądza, oślepia cię człowiecza słabość pożądania! Dałeś się omamić przez
słodką aurę, która ta podstępna istota rozprasza w około siebie, wabiąc takich
słabych i bezbronnych jak ty, by potem wysysać z nich całą młodzieńczą
witalność i pozostawić tylko pustą powłokę, niezdolną do prawdziwego życia i
skazaną na egzystowanie przez resztę swoich dni!
Chris
otworzył usta by się odciąć, ale żadna sensowna uwaga nie przyszła mu do głowy,
więc machnął ręką, decydując iż daruje sobie polemikę i poczeka, aż przyjaciel
się wygada.
-
Wyssie z ciebie całą wrażliwość niczym pijawka wysysa krew ze swojej bezbronnej
ofiary! Zatruje twoją zdolność odczuwania, pozbawi cię sensu jestestwa na tym
świecie i uczyni go pustym i bezbarwnym! Teraz pozwala ci wierzyć iż jest
centrum twego małego wewnętrznego wszechświata, ale na złote pantalony Merlina
zapamiętaj me słowa, że pewnego razu to zdradzieckie słońce wybuchnie i zmiecie
z powierzchni twej duszy każdą żywą komórkę uczuć pozostawiając po sobie tylko
zgliszcza które w każdej sekundzie będą przypominały ci o rozrywającym wnętrze
bólu porzucenia i wykorzystania! – zakończył wzniosłym tonem Eddie.
Chris
przez chwilę milczał, zupełnie zaskoczony takim obrotem spraw. Za każdym razem
wydawało mu się, że Eddie nie zaskoczy go już niczym i wtedy on otwierał usta.
-
Jesteś pierdolnięty, naprawdę – powiedział z powagą Chris, wpatrując się w
przyjaciela osłupiały. – I chyba jest już za późno by ci pomóc…
-
Poczekaj, kiedyś wspomnisz moje słowa – obiecał Eddie z przekonaniem w głosie.
– Ta ognistowłosa kreatura cię pożre, przeżuje i wypluje twoje szczątki.
-
Obiecuję, że jeśli tak się stanie będę niestrawny – powiedział Chris znudzonym
tonem.
-
To nie mnie powinieneś składać takie obietnice, ale doceniam, że chociaż
próbujesz udawać iż traktujesz moje prorocze słowa na tyle poważnie, by z nich
kpić – orzekł Eddie pełnym powagi głosem.
-
Zawsze traktuję cię śmiertelnie poważnie – zaprotestował Chris, decydując iż
nie ma szans, by wrócił jeszcze tego dnia do transmutacji. Chwycił książkę i
włożył ją do torby. – O ile nie nazywasz mojej dziewczyny podłą kreaturą, diabelskim
narzędziem, zdradziecką zołzą…
-
To przestarzałe określanie, mój przyjacielu – oznajmił Eddie, wstając z fotela
i podążył za Collinsem w stronę wyjścia z Pokoju Wspólnego. – Doskonale zdajesz
sobie sprawę, że stać mnie na znacznie bardziej wymyślne określenia tej
okrutnej istoty…
-
Zawsze używasz tych samych.
-
Jestem do nich szczególnie przywiązany – stwierdził Eddie. – Są osobliwe, pełne
wdzięku i oddają naturę moich relacji z tym okrutnym stworzeniem, ale jeśli
nalegasz, mogę wzbogacić swój słownik o kilka nowych, wdzięcznych epitetów
specjalnie z myślą o twojej dziewczynie. Jeśli chcesz, możemy razem
kontemplować w tej sprawie…
-
Nie specjalnie kusi mnie opcja spędzania piątku na wymyślaniu obraźliwych
epitetów pod adresem mojej dziewczyny.
-
Nigdy bym ci tego nie zaproponował! – obruszył się Mauer, zatrzymując się
gwałtownie. – To są epitety skierowane do każdej złowieszczej niewiasty w tym
zamku, począwszy od ducha Jęczącej Marty na poczciwej prof. McGonagall kończąc…
-
Już widzę jej radość gdyby usłyszała, jak ją nazywasz – stwierdził rozbawiony
Chris.
-
No dobrze, wyłączając z tego
McGonagall. Po za tym moja nabyta nienawiść do płci pięknej odnosi się tylko do
romantycznej części relacji damsko-męskich. Uważam, że odpowiednio dobrana
kreatura może stanowić dla ludzi takich jak my znakomity materiał na
przyjaciela, przecież wiesz…
-
Jakoś nie wdrażasz tego w życie – zauważył Collins. Eddie westchnął.
-
Niestety, ale żadna godna uwagi nie jest zainteresowana..
-
Nie mogę zrozumieć dlaczego – powiedział Chris, kiedy ponownie ruszyli
korytarzem. – Może byłoby łatwiej gdybyś na wstępie nie oznajmiał iż są podłymi
istotami bez serc?
-
Cenię sobie szczerość – wzruszył ramionami Eddie. – Nie moja wina, że te bestie
są takie wrażliwe i czułe na swoim punkcie.
-
Zaiste, nie twoja – mruknął Chris, a potem nagle doszło do niego co powiedział.
Potrząsnął zszokowany głową, próbując nie myśleć o wpływie, jaki wywiera na
niego najlepszy przyjaciel.
-
W zasadzie, jak spożytkujemy ten piękny, piątkowy wieczór? – zapytał pogodnie
Eddie, kiedy pięli się po schodach.
-
Zamierzam się ciebie w końcu pozbyć – powiedział zdawkowym tonem Chris,
rozglądając się z uwagą. Eddie zatrzymał się z jedną nogą uniesioną nad stopniem
i zamarł bez ruchu.
-
Rozmawialiśmy już o tym – przypomniał w końcu udręczony. – Wiem, że czasem moja
natura bywa nieco przytłaczająca, ale zrzucenie mnie z Wieży Północnej nie
rozwiąże twoich problemów.
Chris
obejrzał się przez ramię na przyjaciela.
-
Kuszące – ocenił w końcu z rozbawieniem. – Ale nie skorzystam, mam inny plan.
-
Naprawdę? – zainteresował się Eddie i przyspieszył kroku, wyraźnie ożywiony. –
Jaki? Zamieniam się cały w słuch!
-
Znajdę ci dziewczynę – oznajmił tonem wyrażającym oczywistość Chris. Eddie
Mauer rzadko kiedy tracił swój entuzjazm i radość życia, ale słowa
wypowiedziane przez przyjaciela sprawiły, że jego twarz spoważniała całkowicie
i wszystkie portrety w Hogwarcie potwierdzą, że ciszy jaka wtedy zapadła, mury
tej szkoły nie słyszały od wieków.
-
Bluźnierca! – wycedził z oburzeniem Eddie, celując oskarżycielsko palcem
wskazującym na przyjaciela. – Jak śmiesz nawet o tym myśleć! I ty się chcesz
mienić mianem mojego przyjaciela! Ty, zdradziecki łotrze, któryś wbił mi…
-
Posłuchaj – przerwał mu rzeczowo Chris. – Obiecałem Lauren, że spędzimy
jutrzejszy dzień razem, tymczasem twoja udręczona, znudzona i zdradzona dusza
robi wszystko, bym danej obietnicy nie dotrzymał. Jeśli tak się stanie, to nie
tylko twoja dusza będzie udręczona a wtedy skok z Wieży Północnej będzie
najlepszym, co może nas obu spotkać. Tego nie chcemy, prawda?
Eddie
oddał się na chwilę swoim myślom. Jeśli był w tym zamku ktoś, kogo Eddie nie
chciał denerwować, mogła być to zaiste Lauren King, której temperament był
równie ognisty co kolor włosów. Eddie całkowicie nie popierał żywych uczuć,
które przyjaciel żywił do tej straszliwej istoty w jednym jednak z nim się
zgadzał – uniknięcie piekła, które mogła im obu zgotować warte było każdego
poświęcenia. Nawet oddania jego zbolałej duszy na pożarcie jakiejś straszliwej
istocie, co właśnie zamierzał zrobić Chris.
-
W drodze poświęcenia dla twego spokoju, przyjacielu, jestem gotów ponieść tak
wielkie poświęcenie – powiedział w końcu wzniosłym tonem Eddie. Chris wzniósł
ręce do nieba.
-
Dziękuję – powiedział.
Ruszył
przed siebie. Eddie po chwili wahania dogonił przyjaciela.
-
Jednak – zaczął kiedy Chris nie podjął tematu – musisz pamiętać o tym, że twoje
trudy są daremne. Nie interesuje mnie żadna tego typu relacja z kobietami,
jeśli więc naprawdę…
-
Nie obchodzi mnie, co będziesz z nią robił – przerwał mu twardo Chris. – Ma
zajmować twoją udręczoną… osobę –
wydusił z siebie, nie będąc w stanie przełknąć kolejny raz słowa „dusza” – żebym ja mógł zajmować się…
-
… tą ognistą poczwarą, która swą ponętną z pozoru fizjonomią spętała twoją
wolną wolę i rozsądek?
-
… swoją osobą – dokończył kulawo Chris. – Na złote gacie Merlina, wiesz, że
ludzie miewają normalne hobby? Zbieranie znaczków, granie na skrzypcach, hodowanie
jadowitych węży i pająków… Może zacznij robić coś z tej listy, zamiast czytać
te swoje dziwne książki?
Eddie
wzruszył ramionami, nie dostrzegając do czego dąży jego przyjaciel. Chris
postanowił przemilczeć sprawę i podjął.
-
Chodźmy znaleźć kogoś równie nienormalnego jak ty.
-
Błagam cię, zrób to dla mnie – jęknął pół godziny później Chris. – Będę cię
błagał na kolanach, jeśli tego zechcesz, ale zabierz go ode mnie, tylko na ten
jeden wieczór.
-
Nie – powiedziała twardo dziewczyna, krzyżując ręce na piersi. Chris przewrócił
oczami i zwrócił się do jej koleżanki, nie mogła powstrzymać chichotu.
-
A może ty się nim zajmiesz? Nie jest taki dziwny, na jakiego wygląda – skłamał
bez mrugnięcia okiem. – To w gruncie
rzecz fajny facet, bardzo spragniony ciepła i miłości…
Dziewczyna
oblała się rumieńcem i rozchichotała jeszcze bardziej. Chris obrócił się do
przyjaciela, ale tego przy jego boku już nie było. Zamiast tego bardzo głośno
wygłaszał jeden ze swoich wykładów grupce przerażonych, pierwszorocznych
Gryfonów.
-
… te demony będą was kusić, ale…
-
Na Merlina, Eddie – zirytował się Chris. – Nic dziwnego, że żadna cię nie chce!
Przestań na chwile głosić swoje obraźliwe poglądy, próbuję cie umówić na
randkę, nie pomagasz.
-
Tracisz swój czas, przyjacielu – westchnął Eddie. – Uprzedzałem, że nie
interesują mnie randki. Nie zamierzam dać się otumanić ich zgubnym wpływom. Nie
jestem taki głupi, jak ty.
-
Mówiłem ci, że nic mnie to nie obchodzi. Wystraszyłeś je – mruknął, wskazując
na dziewczyny z którymi przed chwilą prowadził pertraktacje. Teraz obie się
śmiały.
-
Nie wystraszył – powiedziała w końcu ta, która pierwsza zaczęła się śmiać. – Po
prostu obie jesteśmy zajęte.
-
Trzeba było tak mówić od razu! Eddie, idziemy!
-
No nie wiem… - Ciemnowłosa Puchonka skrzyżowała ręce na piersiach i zmierzyła
sylwetkę Eddiego badawczym spojrzeniem. – On chyba za bardzo nie lubi nie
dziewczyn, nie?
-
Co? Nie, on KOCHA kobiety! – zaprotestował szybko Chris, zerkając na zegarek. W
ciągu ostatniej godziny spławiły ich cztery dziewczyny, trafił też na trzy
zajęte. Dochodziła dziesiąta w nocy i ogarniała go prawdziwa desperacja. –
Kocha wszystkie kobiety…
-
EHEM! – chrząknął oburzony Eddie, posyłając mu piorunujące spojrzenie.
-
Prawie wszystkie – poprawił sam siebie Chris, a Eddie pokiwał głową z uznaniem,
po czym zachęcił go gestem by mówił dalej. Collins przeklął niebiosa za to iż
pokarały go takim przyjacielem i podjął znudzonym tonem: - Tylko te, których
życiowym celem nie jest kalanie męskiej niewinności, kuszenie ponętnymi
kształtami i zsyłanie na nich wiecznego cierpienia…
Dziewczęta
wydęły usta, zarzuciły włosy na plecy i odmaszerowały z obrażonymi minami.
Eddie poklepał przyjaciela pokrzepiająco po ramieniu.
-
Sam lepiej bym tego nie powiedział – westchnął ze wzruszeniem. – Jestem dumny.
-
Znowu je spłoszyłeś – mruknął Chris, kiedy ruszyli korytarzem. Zerknął
ukradkiem na przyjaciela, którego nastrój wyraźnie się poprawił. - Nie mógłbyś przez chwilę nie być sobą?
-
Sam je spłoszyłeś – zauważył uradowany Eddie. Chris przewrócił oczami. –
Przyznaj, podświadomie wiesz, że mam rację. Czujesz się wykorzystywany przez tą
rudowłosą poczwarę…
-
Czuję się wykorzystywany przez ciebie – mruknął Chris, ale Eddie go nie
słuchał. – A prawdziwe męczarnie spotkają nas jutro obu, gdy wystawię Lauren.
Pomyśl o piekle jakie ci wtedy zgotuje.
-
Mogłoby nas spotkać coś znacznie groszego – wzruszył ramionami Eddie.
Chris
zatrzymał się w pół kroku, nagle olśniony.
-
Co się stało?
-
Już wiem – wyszeptał cicho. Zawrócił gwałtownie.
-
Co się stało? Christopherze, co ty zamierzasz? – spytał z powagą Eddie, kiedy
przyjaciel złapał go za przedramię i pociągnął w przeciwnym kierunku.
-
Podpiszę pakt z diabłem – powiedział złowrogo Chris, będąc zdesperowany pozbyć
się tego wieczora przyjaciela.
-
Nie.
-
To tylko jeden wieczór.
-
Nie.
-
Proszę – jęknął Chris, zerkając na zegarek. Jeśli wcześniej uważał się za
desperata, na to co robił teraz brakowałoby określenia w słowniku.
-
Nie.
-
Będzie grzeczny – zapewnił Collins, próbując nieudolnie nie poznać po sobie,
jak bardzo mu zależy.
-
Będę? – spytał zaskoczony Eddie, który opierał się o kamienną kolumnę z
obrażoną miną. Chris spiorunował go spojrzeniem.
-
Będzie?
-
Będziesz – wycedził przez zęby Collins. – Będzie, obiecuję.
-
Nie – powtórzyła Evans. – Nie. Nie. Po pierwsze, nawet cię nie lubię. Po
drugie, nie lubię jego. Po trzecie, mam własne plany. Nie, nie, nie. Trzy raz
nie. Nie.
-
To chyba naprawdę znaczy nie – westchnął z ulgą Eddie. – Powiedziała „nie” jedenaście
razy. Odmówiła ci więcej razy niż Jamesowi Potterowi.
Chris
posłał przyjacielowi piorunujące spojrzenie i zerknął na Lily, której kąciki
ust lekko zadrgały, ale z całych sił starała się zachować powagę.
-
Proszę – powtórzył błagalnym tonem. – Lauren mnie zabije.
-
To twój problem – stwierdziła sucho Lily, krzyżując ręce na piersi. – Nie
zabiorę go od ciebie. To twój przyjaciel, znajdź mu jakieś zajęcie, skoro
trzeba go niańczyć.
-
Myślisz, że co robię przez cały wieczór? – mruknął Chris, odwrócił się i
pociągnął za sobą przyjaciela. Kiedy oddalili się na tyle by nie mogli dostrzec
reakcji rudowłosej, wybuchła śmiechem.
-
Przyznaj to – nalegał Eddie, kiedy wracali do Pokoju Wspólnego. – Przyznaj, że
w gruncie rzeczy dobrze się bawiłeś.
-
Jeszcze słowo, a przysięgam, że zacznę rozważać Wieżę Północą – ostrzegł go
naburmuszony Chris.
-
Po prostu to powiedz – upierał się Eddie. – Przecież wiem, że chcesz.
…
-
Nie, nie chcę – wymruczał Chris, kiedy weszli do męskiego dormitorium. – Nie
bawiłem się dobrze, i jutro też nie będę się dzięki tobie dobrze bawił. Skończ
ten temat.
…
-
Przemawia przez ciebie ślepa, uwarunkowana genetycznie rządza, przyjacielu –
krzyknął Eddie, kiedy drzwi od łazienki zamknęły się za przyjacielem. –
Pożądanie zaślepiło twe prawdziwe potrzeby, nie możesz od tego uciec!
-
Tak samo jak nie mogę uciec od ciebie – odkrzyknął Chris, wycierając ręcznikiem
mokre włosy. Eddie rozwalił się na łóżku z wyrazem zadowolenia na twarzy.
…
-
Ale dobrze się bawiłeś – powiedział z pewnością w głosie. – Prawda?
-
Może trochę – przyznał niechętnie Chris, wskakując pod kołdrę. – Ani słowa
więcej.
-
Wiedziałem, że tak – ucieszył się Eddie, zeskakując z łóżka. – Wiedziałem, że
dobrze się bawiłeś. Ja też się dobrze bawiłem – poinformował go.
…
-
Podświadomie wiesz, że mam rację – powiedział Eddie, kiedy zgasły światła a
Chris zapadł w lekką drzemkę. – Masz świadomość tego, że ta okrutna istota
zastawia na ciebie pułapki.
-
Każdy normalny facet już dawno przywaliłby ci za to, że obrażasz jego
dziewczynę… Coś jest chyba ze mną jednak nie tak.
-
Ostrzegawcze światełko w tunelu twojej duszy się tli i dostrzegasz je, jego
niebezpieczeństwa…
-
… może jednak ci przywalę…
-
… i pewnego dnia dostrzeżesz jak wielką i niebezpieczną…
-
… w zasadzie to dlaczego ja się z tobą zadaję? Jesteś rąbnięty, odstraszasz
wszystkich normalnych ludzi, sabotujesz wszystkie moje randki z Lauren…
-
… i nawet ta ognista diablica nie będzie w stanie poskromić ognia który
wybuchnie…
-
… a może to coś co ci dolega jest zaraźliwe i stąd też…
-
Ej, zamknijcie się, tu się próbuje spać – odezwał się zaspany głos. – Obaj
macie nierówno pod sufitem, po co roztrząsać to każdego wieczora?
-
Racja – zgodzili się równocześnie Eddie i Chris.
…
-
Ale zaczynasz coś dostrzegać, nieprawdaż? – zapytał kilka minut później Eddie.
Rozległo się kilka przeciągłych jęków wymieszanych z siarczystymi
przekleństwami i obietnicami rzucenia na nich klątw.
- Jestem ślepy na wszystkie twe sugestie –
wymamrotał Chris. – Otumaniony wdziękami tej zdradzieckiej niewiasty, błądzący
niczym dziecko we mgle, przyciągany jak ćma do ognia etc.
-
Ślepy biedaku – westchnął Eddie a w jego głosie pobrzmiała rozbawiona dusza.
-
Na szczęście od tego mam ciebie, zaiste.
-
Zaistne, na szczęście… Czekaj, czy usłyszałem subtelną nutkę ironii w twoim
głosie?
-
Dobranoc Eddie.
-
Usłyszałem? Chris…
-
…
-
Chris? Nie udawaj, wiem że nie śpisz. Czy ty się ze mnie nabijasz?
-
…
-
Wyśmiewasz mój światopogląd, czy nie?
-
…
-
To by mnie bardzo zraniło, jeślibyś mnie wyśmiewał…
-
…
-
Nie, na pewno mi się przesłyszało… Prawda?
-
Dobranoc Eddie.
Genialne. Jak ja za nimi tęskniłam <3 I jeszcze pakt z diabłem xD Ja dzisiaj od 8 rano natarczywie oglądam Pamiętniki Wampirów xD Chyba jest coś ze mną nie tak, bo co chwilę albo się śmieje, albo beczę, albo gadam do siebie. Objawy szaleństwa xD Chyba dobrze, że ferie mi się już skończyły, bo bym chyba do końca ześwirowała... Tak sobie to czytałam i nagle tyle wspomnień... Syriusz naprawiający Eddy'ego, ogóle te mowy Eddy'ego... Już zapomniałam, że on miał takie skłonności! xD Bardzo fajnie jest wrócić do tych czasów.
OdpowiedzUsuńPozdro ;D
Ja ostatnio spędziłam tydzień na oglądaniu Pamiętników i wyglądało to dokładnie w ten sam sposób co u ciebie :D przyznam się że ja najbardziej tęsknię właśnie za Eddiem i Chrisem, mam jeszcze jeden fragment który planuję wrzucić na urodziny bloga 24 lutego więc dość niedługo ;)
UsuńAle fajne... xD No nie mogę... xD Genialne po prostu! xD Cały czas się śmieję... xD Przepraszam, ale na razie nic więcej nie napiszę, bo muszę się uspokoić... xD
OdpowiedzUsuńWitaj!
OdpowiedzUsuńWłaściwie, jestem tu od baaardzo dawna (trafiłam tu pod koniec roku 2012), ale nie komentowałam. Ale muszę jedno przyznać: piszesz świetnie ;) Pakt z diabłem xD I te mowy Eddy'ego... Uwielbiam tę postać, mimo, że jestem jedną z "okrutnych kreatur" (i dodatkowo też "ognistą poczwarą", bo jestem ruda ;D).
Ale nadal nienawidzę walentynek!
Kuri ^^
łihihihihi! kocham ich! KOCHAM!!!!!!!!!!!!!!!!!!! <3
OdpowiedzUsuńJeju, Eddie jest taki rozkoszny (pewnie teraz by mnie zabil samym spojrzeniem) :D Sprawiłaś mi ogromną przyjemnosc tym rozdziałem, zaiste (teraz mnie się to wkręci) i dziękuje Ci za niego! Uśmiałam się jak sobie wyobraziłam tych dwóch oszołomów nagabujących wszystkie dziewczęta w Hogwarcie. Ja nie wiem jak Chris z nim wytrzymuje, anioł nie człowiek ^_^ Ale co ja mogę wiedziec... Jestem tylko podłą kreaturą, która omamia mężczyzn i budzi w nich pierwotne żądze xD Kocham! <3
OdpowiedzUsuń