Rozdział 96
Notatki
Lily Potter
31
lipca 1981 r.
Harry
skończył dziś pierwszy roczek. Świętowaliśmy go tylko z Jamesem, ostatnio
prawie nikt nas nie odwiedza. Kilka dni temu przyszedł list od Syriusza, wpadł
też na chwilę Peter, od Remusa w ogóle nie mamy znaku życia.
Dumbledore
podsyła nam czasem kogoś do towarzystwa, ale naprawdę brakuje mi przyjaciół.
Jestem zmęczona ciągłym ukrywaniem, a środki ostrożności stają się coraz
bardziej uciążliwe. I z każdym dniem dochodzą nowe.
Dumbledore
wspominał ostatnio coś o jakimś zaklęciu, James nie wygląda na zachwyconego, ja
sama nie jestem pewna, czy dobry pomysł.
1
września 1981 r.
Pomyśleć,
że cztery lata temu o tej porze jechaliśmy do Hogwartu. Teraz jesteśmy
rodzicami, musimy się ukrywać, jest nas mniej i prawie nie mamy z sobą
kontaktu. Czasem ktoś wpadnie na chwilę, ale zdarza się to coraz rzadziej.
James zgodził się z Dubledorem, że należy rozważyć Zaklęcie Fideliusa. Nie
podoba mi się ten pomysł, to oznacza, że całkowicie odetniemy się od świata,
chociaż dla mojego małego księcia, zrobię wszystko.
20 września 1981 r.
Peter wpatrywał się w
przechadzającą po salonie Gabriele. Od kilku tygodni nie była miła i Peter
wprost nie mógł uwierzyć, jak głupi mógł być przez ostatni rok.
- Znudziło mi się granie
grzecznej dziewczynki – oznajmiła pewnego razu, bawiąc się różdżką a jej głos
brzmiał zupełnie obco – Powiem więc krótko. Potrzebuję informacji które możesz
dla mnie zdobyć i zdobędziesz, jeśli chcesz przetrwać tą wojnę… Proszę,
naprawdę sądziłeś że się z tobą spotykam, bo cię lubię?
Od tego czasu, Peter nie miał
wielkiego wyboru. Był tchórzem, wiedział o tym, ale za każdym razem kiedy
Gabriele go odwiedzała, tracił pewność siebie którą starał się w sobie
wcześniej wytworzyć. Peter chciał przetrwać, to było jego celem a Lily i James
byli dobrze ukryci, skoro dotąd do nich nie dotarli…
- To już było – oznajmiła
znudzonym tonem Gabriele kiedy wyciągnęła wszystko, co wiedział – Naprawdę, na
nic więcej cię nie stać? Ah, no nic… Wiesz, w sumie cię nie rozumiem –
powiedziała cicho, podchodząc bliżej – Jesteś przecież taki jak my. Taki jak
ja. Dlaczego się bronisz?
- Mylisz się.
- Doprawdy? Donosisz na swoich
przyjaciół, żeby przeżyć – powiedziała kpiącym tonem – Jesteś taki ja my,
zależy ci na sobie i na nikim innym. Bądźmy jednak szczerzy, co Peter? Przecież
wiesz, że na to zasługują. Zawsze traktowali cię i będą traktować jak jedno,
wielkie zero… A z nami, naprawdę możesz być z kimś. Nam jesteś potrzebny i my
cenimy sobie swoich i traktujemy ich jak równych sobie. Pomyśl o tym, kiedy
następnym razem będziesz próbować zgrywać bohatera i nie będziesz się dzielić
tym, co wiesz.
25 września 1981 r.
Peter kręcił młynki palcami.
James śmiał się głośno do Harryego, który próbował wejść mu na głowę. Odkąd
chłopiec zaczął chodzić, trzeba było poświęcać mu jeszcze więcej uwagi.
- Przepraszam cię, chciałeś
porozmawiać – powiedział w końcu do Petera rozbawiony, kiedy Harry zrobił
koziołka na kanapie i zapiszczał z radości – Słucham.
Peter nabrał powietrza. Podjął
decyzję już kilka dni temu, zamierzał powiedzieć wszystko i mieć nadzieję…
Udowodnić Gabriele, że nie jest taki jak myśli i że jego przyjaciele nie są
tacy, jak myśli. Peter otworzył już usta kiedy…
- James, kochanie, Dumbledore –
powiedziała łagodnie Lily wchodząc do pokoju. Harry wyciągnął
rączki do mamy piszcząc
radośnie.
- Przepraszam, dokończymy za
chwilę, dobra? – rzucił niedbale James, oddając syna Lily która uśmiechnęła się
do Petera smutno.
- Chciałabym, żeby to wszystko
już się skończyło – westchnęła, siadając obok.
- Lepiej już pójdę… - wymamrotał
Peter a cała odwaga, którą próbował w sobie zebrać przez ostatnie kilka dni,
zniknęła.
2 października 1981 r.
Uśmiechnęła się, czując jego palce
na swojej łopatce. Pod wpływem jego dotyku, na jej skórze pojawiła się gęsia
skórka.
Najwyraźniej to zauważył, bo po
chwili była przykryta kołdrą. Jego dłoń, została tam, gdzie była.
Nabrała powietrza, westchnęła i
obróciła głowę w jego stronę. Uśmiechnęła się, a Syriusz w odpowiedzi pocałował
ją w czoło.
- Nie lubię, jak to robisz –
wymruczała, marszcząc nos – stać cię na więcej.
Zaśmiał się, odgarniając włosy z
jej czoła.
- O czym myślisz? – spytała
szeptem, widząc, że coś nie daje mu spokoju. Spojrzał na nią nieprzytomnym
wzorkiem a ona podniosła się na łokciach. Poprawiła kołdrę, która zsunęła się
po jej nagich plecach i oparła brodę o klatę Syriusza.
- O Lily i Jamesie.
Przekrzywiła lekko głowę.
Zmarszczyła brwi i zaczęła kreślić kółka na jego ramieniu.
- Martwię się o ciebie –
powiedziała cicho, unikając jego spojrzenia – To niebezpieczne.
- Abby…
- Wiem – przerwała mu ostro –
Zrobiłabym to samo.
- Będziesz musiała się ukryć –
stwierdził nagle, a ona natychmiast się poderwała. Usiadła, nie przejmując się
tym, że znów jest odkryta, a w sypialni jest zimno.
- Nie zostawię cię samego –
powiedziała stanowczo – Nie masz o czym marzyć.
- To zbyt duże ryzyko, żebyś tu
została – wyszeptał, wpatrując się uważnie w jej twarz. Dopiero teraz
zauważyła, jak bardzo zmęczony i zmartwiony jest – Może ci się coś stać.
- Tobie też! – krzyknęła, a na
jej policzki wstąpił rumieniec złości – Nie pozwolę, żebyś został tu sam!
- Nic mi nie będzie – zapewnił
ją, a ona odgarnęła włosy z czoła. Złapała za kołdrę, okryła się nią i
spojrzała na niego ze smutkiem.
- Nie odejdę – powiedziała
stanowczo – On będzie wiedział, że to ty. Będzie tego pewien, Syriuszu. Nie
mogę zostawić cię samego.
- Właśnie dlatego powinnaś się
schować. To zbyt dużo ryzyko. Ja sobie poradzę.
- Zawsze wszystko chcesz robić
sam! Pieprzony indywidualista! – krzyknęła, teraz nie panując już nad sobą. Jej
oczy zabłyszczały niebezpiecznie, dłonie drżały zaciśnięte na kołdrze – Zbyt
mocno cie kocham, żeby cię tu zostawić samego, idioto!
Zapadła cisza, tak głucha, że
wydawało im się, że słyszą rytm bicia swoich serc.
Dopiero po chwili doszło do
niej, co powiedziała. Opuściła głowę, skuliła się i zatrzęsła lekko. Syriusz
wpatrywał się w nią przez chwilę, potem usiadł i jednym ruchem przyciągnął do
siebie. Objęła go, wtulając tak blisko, jak to było możliwe.
- Kocham cię – powtórzyła słabo,
a on wyłapywał każdy szczegół tej chwili, chcąc zapamiętać ją jak najdokładniej
– I bardzo się o ciebie boję.
- Wiem – powiedział cicho - Też
się boję.
- Będzie wiedzieć, że to ty –
powtórzyła po chwili, odsuwając się – Będzie cie szukać. Nie mogę zostawić cię
samego. Nie wytrzymam tego czekania i strachu. Nie każ mi się ukrywać.
- Abby… - urwał, wyraźnie nad
czymś myśląc. Na jego twarz wstąpił doskonale znany jej wyraz. Syriusz
gorączkowo nad czymś myślał. Nagle odsunął się całkiem i wyskoczył z łóżka,
zbierając swoje rzeczy – Ubierz się. Mam pomysł.
- Co? Pomysł? Jaki pomysł? Co Ty
robisz?
- Zaufaj mi – rzucił, wciągając
spodnie – Powiem ci wszystko u Lily i Jamesa.
Słyszeli przytłumione krzyki
Lily i Jamesa, dochodzące z drugiego pokoju. Harry wtulił się w Abby,
zarzucając rączki na jej szyi. Oddychał coraz spokojniej, bawiąc się kosmykami
jej włosów.
Chodziła z nim po salonie,
szepcząc mu do ucha uspakajającym tonem bezsensowne zdania.
Syriusz obserwował ich z fotela,
ręce zaciskając mocno na kubku.
Gdy chłopiec ziewną, podeszła do
okna i zaczęła się lekko kołysać.
Drgnęła, czując na silny uścisk
dłoni na swoim brzuchu.
- Śpi – wyszeptał jej prosto do
ucha Syriusz, a pod wpływem jego ciepłego oddechu dostała gęsiej skórki. Ułożył
brodę na jej barku, muskając przy tym ustami policzek Abby.
- Obaj jesteście trochę ciężcy –
powiedziała, chociaż tak naprawdę było jej w tej chwili wszystko jedno. Syriusz
wyprostował się, przenosząc ciężar na swoją stronę – Dziękuję.
- Abby? – uśmiechnęła się,
czując kolejny dreszcz przeszywający jej ciało – Nie chciałabyś tak?
- Jak? – spytała, zbita z tropu.
Zaśmiał się jej cicho do ucha i przycisnął bliżej siebie. Harry westchnął
ciężko przez sen i poruszył się niespokojnie.
Syriusz przez chwilę milczał,
dobierając odpowiednie słowa.
- Nie chciałbyś mieć domu,
rodziny? – wydusił w końcu z siebie, łagodnie gładząc śpiącego chłopca po
plecach.
- To co jest teraz mi wystarczy…
- Wiesz, o czym mówię –
zirytował się – nie chciałbyś za mnie wyjść?
Mieć dziecko, dom z ogródkiem? Psa?
Milczała, walcząc z cisnącym się
na jej buzię uśmiechem.
- To propozycja? – spytała w
końcu drżącym głosem, a Syriusz poruszył się za jej plecami – Przecież wiesz,
że to nie jest takie proste…
- Może … Może już czas trochę
przystopować i się wycofać - wyraźnie słyszała w jego głosie zakłopotanie –
Odpowiada Ci?
- Nie – wyszeptała. Zesztywniał,
a na jego twarzy pojawiło się rozczarowanie – Zawsze chciałam mieć dużo dzieci…
Zaśmiał się, ale nic więcej nie
powiedział. Cisza trwała kilka chwil, a potem Syriusz znów ją przytulił.
- Kocham cię, wiesz?
Jego szept był prawie
niedosłyszalny i gdyby nie to, że jego usta były tuż przy jej uchu,
niedosłyszałaby wyznania.
wydawało mi się, ze masz dawć notki co dwa tg, wiec sie trochę zdziwiłam, niechącu przeczytałm najpirw 96, a potem dopiero wróciłam do 93. więc trochę szkoda, bo już wiedziałam, że z Gabrielle jest coś nie tak, że to ona -v taka niepozorna, kurde, do księgarni przychodziła - że to ona wszystkoz Petera wyciągnęła... kurde no , psychopatka jakaś. myślałam, że ten profesor mówił o Bellatriks, ale to mnie zszokowało jeszcze badziej.ciekawa forma przedstawienia zdarzen, muszę pzyznać. ponadto już nie ma nawet śmiesznych ytuacji. zero. i dobvrze właściwie. tylko ten promyczek w postaci Harry;ego, jest rozszkony. no i April. ale żal mi Maddie, powinna była siedzieć we francji, związać sie ponownie z J. myślałam, że do tego dązysz. a ona przyjechała na JEDEN , JEDEN dzień. nie mogę w to uqwierzyć. ponadto nie mogę uwierzyć, że została zabita przez Gabriel, która zabiła też Lauren. NIe mogę wto wszytsko uwierzyć. i nie mogę uwierzyć,że wszystko wskazuje na to, że Syriusz będzie uznany za zdrajcę. i jak niby na rto wszystko zareagule Abby ? w ogóle co za koszmar...
OdpowiedzUsuńCzyli rzeczywiście miałaś inny plan na Petera... Dobrze rozegrane, bo pokazujesz jego słabość i uleglosc, ale z drugiej strony on chce walczyć o swoje! No ale sie boi...
OdpowiedzUsuńAle nie spodziewałam sie z Syriusz i Abby do siebie wrócą...
A gdzie Eddie i Lexie? ;(