Rozdział 84


Zakończenie rozdziału napisało się samo. Dawno nie zajęło mi to tak mało czasu i jestem bardzo zadowolona z ostatnich akapitów.
Piosenka, której użyłam przy pisaniu ostatniego akapitu idealnie oddaje to co chciałam w nich przekazać.
Nie wiem kiedy pojawi się kolejny rozdział, od razu jednak zaznaczam że najpewniej podzielę go na dwie części i czeka nas mały powrót do Hogwartu. Ten rozdział jest również trochę dłuższy niż poprzednie.

Rozdział 84

- Więc jaki jest twój genialny plan? – zapytała Lexie Charlie kiedy zostały same. James, Syriusz, Remus, Peter, Chris i Eddie wyszli do miasteczka zrobić zakupy, których nie zrobili wcześniej. Pozostawiając im do dyspozycji apteczki, miski z gorącą wodą do moczenia nóg i wielkim dzbanem gorącej herbaty.
- Posłuchajcie, a może po prostu sobie odpuśćmy, co? To już nasza druga próba i to my wychodzimy na tym najgorzej… - zaczęła April, ale nikt nawet nie zauważył co powiedziała.
- Bardziej rozsądny i mniej ryzykowny niż twój – odpowiedziała Lexie – Pokonamy ją, pokazując przewagę jaką mamy… Jest nas więcej.
- Nie wydaje mi się, żeby to ją przestraszyło – uznała Maddie, wycierając stopy w ręcznik i wciągając na nie ciepłe skarpety – Jak dla mnie, ona się nas nie boi.
- Może to jest nasz błąd, nie jesteśmy straszne!
Charlie milczała, myśląc gorączkowo. Do rozwiązania zakładu pozostało jej nie wiele czasu. Był już w końcu dwudziesty siódmy grudzień, pozostało jej więc tylko cztery dni, żeby wybić dziewczynę Syriuszowi z głowy. Ponieważ dotychczasowe próby zawiodły, Charlie zdecydowała się na nadzwyczajne kroki, wymagające od niej nadzwyczajnych środków.
- Wieczorem idziemy do pubu – oznajmiła Lexie, kiedy do Forester’s Lodge wrócili mężczyźni.
- Jeszcze nie wyleczyłem tego kaca – jęknął James, a Lily uśmiechnęła się, całując go w policzek.
- Nie będziemy pić – powiedziała ciepło – Po prostu zjemy coś dobrego.
- Jemioła – zawołała Charlie, wskazując nad Potterów. Lily spojrzała do góry, uśmiechnęła się i pocałowała Jamesa. W chwili gdy ich usta się zetknęły, roślina zniknęła – Zaczarowana jemioła… - dodała kwaśno.
- Co w tym złego?
- Jak się czepi, pojawia się przy tobie dotąd, dopóki nie spełnisz jej chorego życzenia. Kiedyś cały tydzień prześladowała mnie gdy… - Charlie urwała, a szatański pomysł nawiedził jej głowę. Nim jednak zdołała coś zrobić, do pokoju wkroczyła Abby. Syriusz posunął się na kanapie, na której siedział, robiąc je miejsce a Abby bez słowa je zajęła. Kiedy jednak poczuła na sobie kilka zszokowanych spojrzeń, zapytała.
- Co?
April lekko rozbawiona wskazała gdzieś ponad jej głową. W momencie kiedy dziewczyna usiadła, jemioła zmaterializowała się nad jej głową.
Syriusz i Abby spojrzeli w górę i oboje doskoczyli jak oparzeni z kanapy. Black zrobił to rozbawiony, ale Abby wyraźnie się speszyła i nie uszło to czujnemu spojrzeniu Lexie.
- Na pończoszkę Morgany… - wyszeptała do siebie, zagłuszona przez ferwor przyjaciół, którzy pochłonęli się rozmową. Lexie zeskoczyła z fotela i dobiegła do Charlie, odciągając ją od rozmowy z Chrisem – Wiem jak się jej pozbyć – powiedziała jej do ucha – Naszą gołąbeczkę poraził Kupidynek.
Charlie spojrzała na nią zszokowana i uśmiechnęła się szeroko.
- Los jednak nam sprzyja.

Z kolacji, która minęła w miłej atmosferze, wrócili dość późno. W między czasie Lexie i Charlie poinformowały resztę o swoim odkryciu, podczas kolacji zachowywały się więc względem Abby nienagannie. Nie wzbudziło to podejrzeń samej Abby, ale zapaliło  niepokój w chłopcach, którzy od razu zaczęli węszyć podstępu. Nic takiego się jednak nie wydarzyło.
- Naprawdę nie wierzę, że wcześniej tego nie zauważyłyśmy – pokręciła głową z niedowierzaniem Lily, zerkając na Abby – To takie oczywiste. Jak to wykorzystamy?
- Na waszym miejscu aż tak bym się nie cieszyła – zauważyła rozsądnie Maddie – To tłumaczy, dlaczego tu jest i równie dobrze może nam bardzo utrudnić życie…
- Na przykład?
- Na przykład może się o tym dowiedzieć Syriusz. Nie mam pojęcia, jak zareaguje…
- Nie jest zainteresowany – powiedziała z pewnością w głosie Charlie – Spójrzcie na niego, kompletnie ją olewa. Podczas gdy ona wlepia w niego maślany wzrok, on nawet jej nie zauważa. Jeśli tylko jej to uświadomimy…
- To nie jest jej wina – zauważyła cicho April. Dotąd siedziała milcząc i wyraźnie pasował jej obrót zdarzeń – Nie wydaje mi się, żeby w porządku było, żeby to wykorzystać…
- Kto mówił, że mamy być w porządku? – zapytała Lexie, a April westchnęła ciężko – Jeśli jest szansa, żeby się jej pozbyć, trzeba ją wykorzystać. Po za tym, wyświadczymy jej usługę, Syriusz wcale nie wygląda na zainteresowanego, dla jej dobra lepiej będzie szybko wybić jej go z głowy…
- Pewnych rzeczy nie da się ot tak wybić z głowy – mruknęła Steward – Jeśli zamierzacie wykorzystywać jej słabości, mogę wam pomóc. Jednak jeśli zamierzacie grać na jej uczuciach, to znaczy że jesteście po prostu okrutne i nie przyłożę do tego swojej ręki.
- Niby co za różnica…
- April ma rację – westchnęła z niechęcią Lily – To nie będzie w porządku, nie tylko wobec niej ale też wobec Syriusza… Musimy wymyślić coś innego, na razie.
- Ale to nasza szansa! – jęknęła Charlie – Wy i wasze wyrzuty sumienia... Uprzedzam, jeśli do Sylwestra nie uda się nam jej wykurzyć, kończę z byciem miłą.
- W porządku – zgodziła się Lily. Lexie i Maddie pokiwały głowami. April przez chwilę się wahała, a potem również przytaknęła chociaż ze zdecydowanie mniejszym entuzjazmem niż koleżanki.

- Ładny dziś wieczór, co? – zagadnął Petera Rermus. Pettigrew skwitował to milczeniem, a Remus nieugięcie kontynuował – Świetnie mają tu jedzenie, prawda?
Znów cisza. Peter przyspieszył kroku, starając się wyminąć Lupina i dogonić pozostałych. Remus również przyspieszył.
- Nadal jesteś obrażony o tamten wieczór? – zapytał z westchnieniem, kiedy ten nic nie powiedział – Długo masz zamiar się do mnie nie odzywać?
Peter milczał, patrząc uważnie pod nogi.
- Rozumiem, że tak… A nie byłoby szans, żebyś może odpuścił? – spytał niewinnie. Peter zatrzymał się i spojrzał na przyjaciela najgroźniejszym spojrzeniem, na jakie było go stać. W zwykłych okolicznościach Remus nie przejąłby się tym. Ponieważ jednak był to Peter, ponieważ jednak nigdy tak na niego nie spojrzał i przede wszystkim, ponieważ dzierżył jego tajemnice od których zależało naprawdę wiele, na Remusie Lupinie to spojrzenie zrobiło wrażenie.
Przystaną, przypatrując mu się zawstydzony a Pettigrew wykorzystał to i czmychnął do przodu.
- No to masz kłopoty, Remus – westchnął ciężko Lupin.
- Nadal nie chce z tobą rozmawiać?
Lupin podskoczył i spojrzał z wyrzutem na April, która przypatrywała mu się z uwagą.
- Jak widać – odpowiedział krótko. Dziewczyna przytaknęła i powoli ruszyli za przyjaciółmi.
- Dlaczego im po prostu nie można powiedzieć?
- Zdajesz sobie sprawę, co będzie, kiedy im powiem? – spytał Lupin, marszcząc brwi. April pokiwała głową.
- I tak się dowiedzą – stwierdziła, wzruszając ramionami – Jak nie od Petera, jak nie ode mnie, jak nie od ciebie to od kogoś innego.
- Wolę to zrobić w sposób kontrolowany – uciął burkliwie Remus. April zachichotała pod nosem, a widząc pytające spojrzenie Lupina, wyjaśniła.
- Kiedy się nauczysz, że pewnych spraw po prostu nie da się kontrolować??

Już z daleka widać było unoszący się wysoko dym, a zapach pieczonych kiełbasek i szaszłyków drażnił miło żołądek nawet tych, którzy zjedli obfitą kolację. Medisonowie rozpalili przed domek ognisko.
- O kurczę – wyrwało się Lily, a gdzieś z daleka dobiło ją głośne przełykanie śliny – Ale pachnie…
- Kochanie, przed chwilą pochłonęłaś prawie całego kurczaka – przypomniał jej rozbawiony James, otwierając furtkę  czując jak żołądek donośnie domaga się jedzenia – Musiało być mało sycące… - mruknął.
- Czy wam też języki uciekły do żołądka? – zapytał Syriusz, marszcząc brwi.
- Zjadłabym smoka ze skrzydłami – westchnęła ciężko Charlie.
- Dobry wieczór, chodźcie – zawołała Joan Medison, podbiegając do nich – Zrobiliśmy ognisko, przyłączcie się…
- Nie będziemy przeszkadzać – powiedział słabym tonem James.
- Dajcie spokój, dzieci już dawno śpią, jest miejsce – nalegała Joan – Dzisiejszy wieczór jest dość ciepły, pomyśleliśmy że rozpalimy ognisko.
Kiedy podeszli trochę bliżej zdali sobie sprawę, że w około ognia siedzi nie tylko rodzina gospodarzy ale też kilka nieznanych im osób, które widywali jedynie na korytarzu.
- Joego już znacie – poinformowała ich Joan, podając każdemu długi kij i kiełbaskę – To nasze córki Eva i Rose, mąż Rose Derek, nasz syn Robert który jak zwykle gdzieś zniknął – wetchnęła kiedy po jej prawicy nie pojawił się nikt.
- I porwał z sobą małżonkę Ann* - dodała rozbawiona Eva, wyszarpując się z uścisku matki – A my się już przedstawialiśmy więc a kiełbaski stygną więc…
Obie czmychnęły czym prędzej.
- To państwo Holly – kontynuowała zapoznawanie Joan, nie przejmując się zupełnie dziećmi – Nasi coroczni bywalcy, państwo Rose, a to jest Buddy, mój siostrzeniec – dodała ciepło, wskazując na chłopca o pociągłej buzi, siedzącego przy ogniu – W tym roku skończył Hogwart – dodała z dumą a biedny Buddy zrobił się czerwony na twarzy.
Podczas kiedy wszyscy się witali i zajmowali sobie miejsca przy ognisku, z domu wrócił Robert z Ann, niosąc koce i żeliwny kociołek, który powiesili nad ogniskiem. Joe wlał do niego spory zapas wina z przyprawami i wszyscy oddali się przyjemności pożytkowania wieczora.

- Myślisz o tym co ja?
Eva podskoczyła, kiedy obok niej pojawiła się siostra. Rzuciła jej obudzone spojrzenie, a po chwili jak gdyby nigdy nic odpowiedziała.
- Buddy i ta mała rozczochrana, której kiełbaska wpadła do ogniska? – zapytała, patrząc jak April tupie ze złości obserwując jak jej kolacja znika w płomieniach – Tak, też o tym pomyślałam.. Myślisz że to dobry pomysł?
- Pewnie – stwierdziła z przekonaniem – Czuję to.
- Mamy szlaban po ostatnim razie, zapomniałaś już jak to się skończyło? – Eva zmarszczyła brwi, ale Rose nie za bardzo była wzruszona.
- Dobrze się skończyło, tylko trochę później niż gdybyśmy… No ale mamy mało czasu!
- Oh, dobra – machnęła ręką Eva– Ale gdyby co, ty się tłumaczysz.

- Więc… April, tak? – Eva wychyliła się, żeby przyjrzeć się dziewczynie – Uczysz się jeszcze w Hogwarcie?
- Nie, już skończyłam – odpowiedziała dziewczyna, siłując się zakrętką butelki z ketchupem.
- O proszę, a byłam pewna, że jesteś wśród nich najmłodsza – zaśmiała się Rose, wychylając się z drugiej strony – Według papierów jedno powinno się jeszcze uczyć.
- To ja – odezwała się nieśmiało Abby. Teraz coraz więcej osób zaczęło się przysłuchiwać tej rozmowie.
- O proszę. Więc… Kiedy skończyłaś szkołę? – zapytała się Rose April. Dziewczyna otworzyła właśnie butelkę z ketchupem i z radością polewała nim swoją kiełbaskę.
- W tym roku – powiedziała.
- No patrz, to jak nasz Buddy! – klasnęła z uciechą Eva – Znacie się pewnie.
April podniosła głowę i obrzuciła krótkim spojrzeniem chłopaka a ketchup zaplamił jej całe spodnie.
- Nie, nie znam go – powiedziała trochę nienaturalnym tonem. Teraz słuchać było tylko ich rozmowę i trzaskający wesoło ogień. Buddy wyraźnie nie był zadowolony z tego jak wiele uwagi mu poświęcano/
- Los to jednak bywa przewrotny – zaśmiała się perliście Rose – Spędzamy obok kogoś kilka lat swojego życia, siedzimy razem w jednej sali, dzielimy Pokój Wspólny a potrzeba przejechać pół kraju żeby odkryć że ten ktoś kogo szukaliśmy był cały czas obok nas i nawet o tym nie widzieliśmy…
- Ty, ja chyba mieszkałam z nią w dormitorium… - wyszeptała do ucha Eddiego Lexie, wpatrując się w Ann, która marszcząc brwi przysłuchiwała się szwagierce.
Ogłupiała April zaczęła szybko wycierać swoje spodnie, unikając za wszelką cenę spojrzeń sióstr. Maddie chichotała w ramię Remusa, biedny Buddy skurczył się w sobie czerwony na twarzy i wymamrotał:
- Byliśmy w innych domach.
- To tak nie wiele znaczy – wtrąciła się Eva – Domy to żadna granica…
- Tak, na pewno z nią mieszkałam w dormitorium – powiedziała nieco głośniej Lexie. Lily spojrzała na nią rozbawiona.
- Nie wiesz z kim spałaś z przez siedem lat swojego życia?
- Lily, proszę – Chris szybko położył rękę na jej ramieniu – Ty nie chcesz znać odpowiedzi na to pytanie, uwierz. 
– zapytała nagle Charlie, z entuzjazmem tak dużym, że wszyscy spojrzeli na nią zaskoczeni.

Charlie przyglądała się z rozbawieniem, jak Eve i Rose próbują nieskutecznie zwrócić uwagę Buddyego i April. Dopiero po dłuższej chwili, znudzona powiodła spojrzeniem po wszystkich, zatrzymując się na chwilę na Buddym.
Musiała przyznać, że krzywdy jakimi pokarali go rodzice dając takie imię, los wynagrodził mu innymi względami. W swoich tenisówkach, pasiastym szaliku i zbyt dużym kożuszku nie przypominał w żaden sposób Adonisa, ale nie można było mu zarzucić, żeby był brzydki. Miał pociągłą, szczupłą buzię, czerwoną od mrozu i najpewniej wstydu, ładne, jasne oczy i krótko, schludnie ostrzyżone włosy.
Charlie była pewna, że sama zakręciłaby się w około niego gdyby nie zasada, iż nie spotka się z młodszymi od siebie. I wtedy nagle naszło ją olśnienie. Łyknęła zdrowo grzanego wina i odezwała się. - Powiedz, Buddy czym się zajmujesz?

Nikt kto tego wieczora siadał przy ognisku nie przypuszczał, że tak niewinne działania jak swaty, mogą przynieść takie skutki. Czas mijał powoli, ogień tlił się wesoło ochraniając wszystkich przed mrozem i chociaż kiełbaski i szaszłyki szybko się skończyło, grzanego wina nadal przybywało i mało kto myślał o spaniu.
Początkowo zapowiadało się niewinnie. Podczas gdy Charlie zbierała informacje o Buddym, Eva i Rose robiły to samo z April. Po skończeniu przepytywań cała trójka upewniła się w swoim pierwszym zdaniu i postanowiła przejść do czynów. I wtedy rozpętało się piekło.
Najpierw Buddy został przesadzony na miejsce między Abby a April, które szczęśliwie lub nieszczęśliwe, siedziały obok siebie. Nie było to wielkim wyczynem – wino, chociaż dość słabo lekko uderzyło każdemu do głowy, nikt więc się nie zastanawiał dlaczego chłopak się przesiadł.
Kiedy rozmowa ani trochę się nie kleiła, Charlie wkroczyła do akcji. Usiadła obok April, a miejsca na ławce nagle zrobiło się bardzo mało. Abby, siedząca na brzegu, przesunęła się trochę, kiedy ramię Buddyego dotknęło jej ramienia.
Syriusz, który od pewnej chwili ich obserwował, poruszył się niespokojnie, marszcząc brwi. Nie uszło to uwadze rozbawionego Jamesa.
Całej sytuacji z niepokojem przyglądał się również Chris. Obserwując jak Charlie nakłania Buddyego do rozmowy z Abby, zdał sobie sprawę że dziewczyna jawnie oszukuje w zakładzie.
Rose, widząc że Buddy poświęca swoją uwagę Abby a nie April, jak było w zamyśle podeszła do nich i usiadła tuż obok Charlie, chcąc nakierować rozmowę na odpowiedni dla swoich celów temat. Odległość między Abby, Buddym a April znów zmniejszyła się, tym razem jednak Abby odsunąć się za bardzo nie mogła, bowiem by spadła. Złapała się więc z całej siły brzegu ławki, próbując zachować największą odległość. Siedząca po środku April została boleśnie zgnieciona ramieniem Charlie i Buddyego.
Chris zareagował. Wstał, podszedł do ławki i stanął obok, obserwując wszystkich z dystansem i próbując zapobiec ewentualnemu wtrącaniu się.
Widząc to Syriusz, zmrużył lekko oczy, wychylając się, żeby lepiej wszystko widzieć. Profilaktycznie, wyjaśnił sobie w myślach.
Charlie, czując stojącego nad nią Chrisa, odwróciła się gwałtownie. April naparła na Buddyego a ten na Abby, która w końcu spadła z ławki.

Spojrzała na kurtkę, którą upadając oblała swoim grzańcem. Buddy natychmiast rzucił się, żeby jej pomóc wstać.
- Wszystko w porządku, przepraszam – powiedział do niej, wyciągając rękę. Złapała ją niezbyt chętnie, wstając z ziemi.
- Tak – wymamrotała czerwona na twarzy. Kątem oka zobaczyła jak Chris i Charlie oddalają się od ogniska, gestykulując żywo.
- Lepiej od razu to zaprać, nim zaschnie – powiedziała Rose, podrywając się na równe nogi – Buddy, siadaj, dotrzymaj towarzystwa April…
- Nie waż się ruszyć!  - usłyszeli krzyk Charlie.
- Ja lepiej pójdę już spać… - wymamrotał zakłopotany Buddy, ale wtem rozległy się krzyki protestu.
- Nie możesz – powiedziała szybko Eva.
- Nie! – krzyknęła Charlie, a Chris zatkał jej usta ręką. Ugryzła go, a Collins wrzasnął ze złością.
- Zostań – odezwała się od razu Rose.
- No nie, one to znowu robią! – Zerwała się na równe nogi Ann – Znów bawią się w swatki!
- Nie prawda! – zaprzeczyły od razu siostry.
Buddy wykorzystał sytuację i umknął niezauważony.

Syriusz pochłonięty rozmową z Jamesem coraz mniej ukradkowo spoglądał na Abby, praktycznie przestając słuchać Pottera. Kiedy James zdał sobie z tego sprawę, westchnął i powiedział.
- Mam erotyczne sny o Smarkerusie.
Syriusz pokiwał głową, nawet nie patrząc na przyjaciela. Potter uśmiechnął się, podążył za spojrzeniem przyjaciela a jego twarz rozjaśniała jeszcze szerzej. Mimo to, podjął.
- Czasem myślę, czy to coś znaczy – kontynuował rozbawiony – Rozważam poważnie, czy nie popełniłem błędy żeniąc się z Lily… Może umknęło mi coś prawdziwego, jak sądzisz?
- Pewnie tak – wymamrotał Syriusz. Remus, który właśnie do nich się dosiadł i nie słyszał początku rozmowy, spojrzał na Pottera z przerażeniem w oczach, potem zerknął do swojego kufla, powąchał jego zawartość i wylał ją do ognia.
- Może Eddie miał rację, może ta cała wojna miała zupełnie inne podłoże – zastanawiał się na głos James – Pasowalibyśmy do siebie, co nie?
- Ta, jasne… On ją napastuje? – spytał Syriusz, wychylając się lekko żeby lepiej widzieć – Chyba tak, może powinienem tam iść?
- Zwierzam ci się z poważnych problemów a tobie w głowie inne rzeczy! – oburzył się James, a Remus zrozumiał i odetchnął z ulgą.
- Słucham, masz całkowitą rację – powiedział Syriusz, a Remus ukradkiem parsknął we własny rękaw.
- Dobra, skoro tak uważasz, jeszcze dziś powiem Lily. Bo powinienem to zrobić, prawda??
- Jasne, że tak – zgodził się Syriusz, marszcząc brwi – Bez dwóch zdań… Ej, ona chyba potrzebuje pomocy.
- Nie wiem, jak to przyjmie… – westchnął ciężko James – To może być dla niej wielki szok.
- Nie, dlaczego?
Remus spadł z ławki, próbując nie wybuchnąć śmiechem. Jamesowi zadrgały wargi i z trudem zachował powagę. Kontynuował dalej.
- A jak myślisz, co Snape na to? Będzie mnie chciał? – zastanawiał się James. Remus uderzył kilka razy ręką w ziemię, drugą wciskając z całej siły w swoje usta. Łzy popłynęły mu po policzkach.
- Jasne, że tak – wymamrotał Black.
Potter, czując że jest na skraju wytrzymałości i zaraz się roześmieje, postanowił że nadeszła pora na wielki finał. Wypiął się dumnie i powiedział.
- W takim razie postanowione. Zostawiam Lily i lecę wyznać miłość Smarkerusowi – oznajmił z dumą. Lupin zawył spod ławki i to dopiero ocuciło Syriusza.
- W porządku… Czekaj, co zrobisz? – odwrócił się i spojrzał na Jamesa zmarszczonymi brwiami – Komu wyznasz miłość?
- Snapeowi – powiedział James – Dostałem twoje pełne błogosławieństwo w tej kwestii.
- Ale… - zaczął Syriusz, a potem usłyszał śmiech dochodzący spod ławki. Pochylił się, a gdy zobaczył płaczącego Remusa wszystko do niego doszło – Dobra, ale śmieszne, serio.
- Żebyś wiedział – zachichotał James  - Żałuj że widziałeś sam siebie, to było godne…
Urwał, bo wybuchło zamieszanie. Spojrzeli w stronę hałasu – nawet Remus wychylił się spod ławki. Abby podnosiła się właśnie – a raczej była podnoszona przez Buddyego – z ziemi.
- O co chodzi? – zapytał Potter, a Syriusz wzruszył ramionami.
- Nie mam pojęcia…
- Ja lepiej pójdę już spać…
- Świetny pomysł – wymamrotał Syriusz. James uśmiechnął się szeroko.
- Wyczuwam nutkę subtelnej zazdrości w powietrzu – powiedział melodyjnie do Blacka, który prychnął nadal wpatrując się w Abby.
- Nie jestem zazdrosny.
- Pewnie, że nie jesteś – zgodził się rozbawiony James – Tobie po prostu zwyczajnie nie odpowiada fakt, że ten bogu ducha winny chłopak trzyma Abby za rękę.
- Tak, dokładnie – powiedział Syriusz, a Remus zaśmiał się spod ławki.
- Nawet ja jestem mniej pogrążony niż ty – zachichotał. Black prychnął i wstał.
- Nie da się z wami porządnie pomilczeć – oznajmił i odszedł obrażony, zostawiając zaśmiewających się przyjaciół.
- No cóż, mój drogi Lunatynku – powiedział James, pochylając się i patrząc na leżącego na ziemi Remusa – Ty wstaniesz, czy ja mam się położyć obok ciebie, żebyśmy napili się za kiełkujące uczucie?
- Możesz się położyć – odpowiedział łaskawie Remus – Pod ławką jest wystarczająco dużo miejsca dla nas dwóch chyba że… Nie mówiłeś poważnie na temat Snapea, co? – zapytał mrużąc oczy. James zaśmiał się.
- Pewnie, że nie – machnął ręką Potter – Gdybym miał zostawić Lily, wybrałbym lepszego niż on.  

Charlie obróciła się, patrząc na Chrisa ze złością.
- Co ty robisz? – zapytała go.
- Pilnuję, czy nie oszukujesz – wycedził, łapiąc ją za rękę i odciągając od pozostałych – Pamiętaj, że nasz zakład trwa.
- Pamiętam bardzo dobrze – powiedziała krótko – Ale nikt nie powiedział, że nie mogę oszukiwać.
- Ja mówię.
- Buddy, siadaj, dotrzymaj towarzystwa April…
- Nie waż się ruszyć! – krzyknęła Charlie, obracając się na chwilę. Potem znów spojrzała na Chrisa – Nie było żadnych zasad. To nie jest oszukiwanie, po prostu sobie rozmawiają.
- Już ja dobrze wiem, o jakie rozmowy ci chodziło – prychnął Chris – Przypominam ci tylko, że ustaliliśmy, że to Syriusz puści w diabły Abby, a nie ona ucieknie.
- To się też da załatwić.
- Ja lepiej pójdę już spać…
- Nie! – krzyknęła Charlie. Chris złapał ją szybko w pasie i zatkał usta dłonią. Szarpnęła się, a kiedy jego uścisk lekko zelżał z całą siłą wbiła zęby w jego dłoń. Krzyknął ze złością – Nie właź mi w drogę.
- Twój plan kiepsko działa – powiedział z satysfakcją Chris, rozmasowując dłoń – Syriusz nie odrywa od niej wzroku od dobrych paru minut… Przegrałaś, Charlie.
Spojrzała na Blacka i przeklęła soczyście.
- I teraz nie ma szansy odwrotu – wyszeptał jej uradowany do ucha – Załatwimy to dziś…
- To się jeszcze okaże – wycedziła ze złością Charlie, odwracając wzrok do Chrisa – Nadal mam cztery dni i zobaczysz, przegrasz z kretesem.

- Dobrze się bawicie?
Remus i James nadal się śmiejąc, spojrzeli na stojące nad nimi Lily i Maddie. Wymienili krótkie spojrzenia i zaśmiali się jeszcze głośniej.
- Kompletnie im odbiło – powiedziała cicho Maddie, kręcąc głową. Remus potrząsną głową.
- To z radości – oznajmił a Potter znów się zaśmiał.
- Z radości leżycie pod ławką – powtórzyła rozbawiona Lily – Ujmujące.
- Lily, skarbie jak mało pijesz jesteś marudna – stwierdził James, siadając na ziemi – Nie dostrzegasz małych przyjemności.
- Wypiłam dostatecznie – powiedziała kobieta, siadając na ławce i dla potwierdzenia upiła nieco ze swojego kufla – Ty też nie jesteś tak bardzo sponiewierany… Dlaczego leżałeś na ziemi?
- Mówiliśmy, to z radości – zachichotał Remus – Nawet nie wiesz jakie oni postępy dziś poczynili.
Potter zachichotał pod nosem.
- Wyszły na jaw dwa bardzo ciekawe fakty – kontynuował  Lupin, podczas gdy James chichotał pod nosem – Syriusz absolutnie nie jest zazdrosny, mimo iż jego spojrzenie ćwiartowało na kawałki biednego Buddyego, natomiast James żywi głębokie uczucie do Snapea. Na twoim miejscu wziąłbym to na poważnie – dodał rozbawiony do Lily.
- Nie pij więcej – Maddie ostrożnie zabrała mu szklankę z grzańcem – Proszę…

Kiedy następnego ranka wszyscy wstali, byli w zdecydowanie lepszych nastrojach niż dzień wcześniej. Ponieważ na zewnątrz zrobiło się bardzo zimno, postanowili ten dzień spędzić w ośrodku. Szybko jednak okazało się, że nuda nie jest tym, z czym potrafią sobie radzić.
- Zabierz go! – Lexie podbiegła do Chrisa – Zabieraj go, ale to już, w tej chwili! Nie wytrzymam z nim ani chwili dłużej!!
- No… dobra – powiedział lekko ogłupiały – Spędziliście razem tylko parę godzin…
- Nigdy nie byłam z nim tyle czasu ciągle! – warknęła Lexie – Nie wytrzymam dłużej! Zabieraj go, na piwo, gdziekolwiek, żebym nie musiała na niego patrzeć!
- Ale czekaj, teraz? – zmarszczyła brwi Charlie – Mieliśmy zaraz iść na lodowisko…
- Fakt… Wybacz Lexie, musisz poradzić sobie sama – Chris opadł obok Charlie. Lexie pochyliła się tak nisko, że stykali się z Chrisem nosami.
- Nie rozumiesz powagi sytuacji – wycedziła. Poczuł jej ciepły oddech na twarzy – Jeśli zaraz nie zabierzesz stąd swojego przyjaciela możesz go więcej nie ujrzeć żywego.
- W porządku… - powiedział powoli Chris - … bez nerwów. Zaraz go zabiorę.
- Chris! Lodowisko! – przypomniała Charlie – Mamy wykupiony karnet. Lexie, znajdź sobie inna niańkę dla męża, on idzie ze mną.
- Nikt normalny z nim nie wytrzyma! – jęknęła Lexie.
- Trudno, on idzie ze mną.
- Charlie, może lepiej…  - zaczął ostrożnie Chris, a Charlie spojrzała na niego z oburzeniem. Zmrużyła wściekle oczy.
- Dobra, skoro tak, zabiorę Syriusza. Zbieraj się, idziemy na łyżwy – rzuciła do Blacka. Poskutkowało, Chris natychmiast był przy Charlie.
- Mowy nie ma, nie wypuszczę cię z nim – powiedział stanowczo, a potem dodał tak, żeby tylko ona słyszała – Wiem o co ci chodzi, zapomnij.
- Eddie – wycedziła Lexie. Charlie zmrużyła wściekle oczy.
- Łyżwy.
- Wybieraj! – rzuciły do Chrisa równocześnie. Collins spojrzał na nie obruszony.
- Obie powinnyście się leczyć – stwierdził ze złością, wyprowadzony z równowagi – Wypisuję się z tego. Morduj sobie kogo chcesz, śpij sobie z kim chcesz, mi to wisi!
Takiego obrotu spraw się nie spodziewały. Wszyscy pozostali przypatrywali się temu z rozbawieniem. Chris wyszedł, trzaskając drzwiami.
- To może po prostu pójdziemy we dwie? – spytała obojętnie Lexie, nie patrząc na Charlie. Wzruszyła ramionami.
- Może być. Idziecie z nami? – spytała się pozostałych dziewczyn. Lily wzruszyła ramionami.
- Czemu nie.

- Lily… - zagadnął ją łagodnie James, kiedy szykowali wspólnie herbatę – Tak sobie pomyślałem… Idziecie na te łyżwy, może weźcie ze sobą Abby?
- Słucham? – spytała Lily, marszcząc brwi – Abby?
- No tak – powiedział – Wcześniej nie poruszałem tego tematu bo to była taka luźna sprawa ale teraz wygląda, że jednak coś z tego wyjdzie, więc może już czas…
- Nie wiem, czy mam na to ochotę… - wymruczała zakłopotana Lily – Abby jest taka…
- Taka…?
- Taka inna – wyrzuciła z siebie Lily – Taka niewinna, łagodna… uległa i spokojna. Jest inna niż my wszyscy ja… Nie wiem, czy będzie umiała się odnaleźć w naszym towarzystwie..
- Nie lubisz jej – stwierdził krótko James. Lily potrząsnęła głową.
- Nie o to chodzi – powiedziała szybko – Jest bardzo miłą osobą ale… Ma bardzo uległy, cichy charakter. Myślę, że to… Oni nie będą razem długo. Syriusz potrzebuje kogoś z mocnym charakterem, kogoś jak Lauren albo Charlie, kto będzie umiał postawić go do pionu a Abby… Abby jest chyba na to zbyt słaba.
- Głupoty opowiadasz – stwierdził krótko James, stawiając filiżanki na tacy i obrócił się. Zamarł. Zajęci rozmową nie zauważyli Abby, która stała w progu wpatrując się w nich z szeroko otwartymi oczami. Lily również się odwróciła i zamarła.
- To nie… - zaczęła, ale Abby jej przerwała.
- Nie… Nie masz prawa mnie oceniać – powiedziała cicho – bo wcale mnie nie znasz. Nic o mnie nie wiesz. Nie masz pojęcia… Uważasz, że jestem słaba i bez charakteru a… Ja nie czuję, żebym teraz miała charakter i… - mówiła z trudem, niskim, drżącym głosem, oddychając głęboko przez nos – Wiele lat potrzebowałam, żeby nauczyć się być spokojną… Wychowałam się w domu dziecka, gdzie cały… Gdzie być albo nie być, zależy od charakteru… Urodziłam dziecko mając piętnaście lat i sama je wychowałam… Przeszłam szkołę życia, jakiej ty sobie nie wyobrażasz – mówiła coraz szybciej – więc nie masz prawa mówić, że jestem słaba i bez charakteru, bo nie przeżyłabyś ani jednego dnia mojego życia.
- Nie chodziło mi o to że… - zaczęła Lily, ale Abby uciszyła ją jednym gestem.
- Nie potrzebuję twojego błogosławieństwa do tego, jak układać sobie życie – kontynuowała – To nie od ciebie zależy, czy będziemy razem czy nie i to nie jest twoja sprawa, jak sobie będę z nim radziła… i wiesz co? Nie potrzebuję twojego towarzystwa i akceptacji – wycedziła – bo jest coś, co nas łączy. Też cię nie lubię. Z tą różnicą, że ja nie trawię twojego paskudnego, ciężkiego i marudnego charakteru a twoim największym problem jest to, że nie jestem Lauren!
Oboje patrzyli na nią z nieukrywanym szokiem. James z trudem utrzymywał tacę w ręku, policzki Lily pokryły się szkarłatnym rumieńcem.
- Pokazałam wystarczająco dużo charakteru, czy powinnam jeszcze komuś obić mordę? – spytała, trzęsąc się ze złości Abby i nie czekając na odpowiedź wyszła z kuchni, trzaskając drzwiami. Przez chwilę wpatrywali się w miejsce, w którym stali a potem odezwał się cicho James.
- Mów co chcesz, ale sobie zasłużyliśmy…
Lily spojrzała na Jamesa z oburzeniem.
- Zwariowałeś? – zapytała go cicho – Zasłużyliśmy? Podsłuchała, po za tym powiedziałam tylko to, co myślę…
- Byłaś niedelikatna i nietaktowna – przerwał jej James – Nie powinniśmy w ogóle poruszać tego tematu.
- Mylisz się – powiedziała chłodno Lily – To ona przekroczyła granicę.
- Lily, na litość boską! – zdenerwował się James – Odkąd tylko się pojawiła robisz wszystko, żeby pokazać jak bardzo nie odpowiada ci jej towarzystwo! Szukasz powodów żeby jej nie lubić i jeszcze nastawiasz negatywnie dziewczyny…
- Nikogo nie nastawiam! Same decydują! To wy jesteście bezkrytyczni i zachwyceni, obiektywnie…
- Tu nie ma czegoś takiego jak obiektywizm, Lily! Wtrącacie się do spraw, które was nie dotyczą!
- Nie prawda… - wycedziła – Mylisz się.
- Nie mylę – powiedział twardo Potter – I Abby też się nie myli. Powiedziała ci wszystko to, co miała prawo ci powiedzieć. Jesteś zazdrosna, Lily…
- Nie jestem!
- Jesteś! – przerwał jej szybko – Jesteś zazdrosna o Lauren! Próbujesz przeżyć jej życie! Przejrzyj na oczy, na litość boską – machnął niecierpliwie rękami. Wszystko to, co tkwiło w nim głęboko od wielu miesięcy nagle samo z niego wychodziło. Stracił kontrolę nad słowami – Wszystkim nam jest trudno! Dla każdego z nas to nie jest łatwe! Nie tylko ty to przeżywasz!
Spojrzał na Lily i poczuł, jak robi mu się głupio. Oddychała płytko, szybko i niemiarowo. Jej oczy lśniły niezdrowo, była blada a dłonie trzęsły jej się nerwowo.
Zrobił krok w jej stronę.
- Lily, ja nie…
- Zostaw mnie – wyszeptała cicho – Daj mi spokój.
Odwróciła się na pięcie i nim zdołał ją powstrzymać, wybiegła. Po chwili przez kuchenne okno zobaczył jak znika tuz za bramą.
- Cholera.


W psychologii określa się, że śmierć bliskich przechodzi się wedle schematu pięciu etapów: zaprzeczenie, gniew, negocjacja, depresja i akceptacja.
W przypadku Lily nie schematy nie miały znaczenia i całkowicie się nim nie oddała. Walczyła z tym na swój sposób i powoli przegrywała.
Padał śnieg, kiedy Lily przekroczyła bramy cmentarza. Otuliła się szczelniej szalikiem, czując lodowate płatki na swojej szyi i rozejrzała się dookoła w zamyśleniu.
Była tu dotąd tylko raz, w dniu pogrzebu Lauren. Od tego czasu nie wróciła tu– nie umiała się na to zdobyć i sądziła, że nie potrzebowała tego robić.
Dziś jednak, jak nigdy dotąd zapragnęła porozmawiać z Lauren. I chociaż przyjście tu, oznaczało w pewien sposób akceptację tego, że Lauren nie ma, Lily czuła, że tego właśnie jest jej potrzeba. Tego było potrzeba jej od dawna.
Nagrobki pokryła gruba warstwa śniegu. I bez tego Lily miałaby duży problem, żeby odnaleźć ten właściwy, teraz wydawało jej się to niemal niemożliwe. Długo krążyła alejkami, nim w końcu zatrzymała się, ścierając śnieg z płyty.
Serce ścisnęło jej się boleśnie.
Cofnęła się o krok, uderzając nogami o ławkę. Odgarnęła śnieg, usiadła na niej i przez chwilę milczała, wpatrując się przed siebie.
- Cześć kochanie – wyszeptała nagle, wpijając wzrok w płytę nagrobka – Trochę mnie nie było. Pewnie dostałabym o to od ciebie niezły opieprz. Zasłużyłam, przepraszam. Po prostu tchórz ze mnie, bałam się tu przyjść. Zresztą, wiesz że nie cierpię cmentarzy. Ale to się zmieni, jeśli chcesz. Muszę nabrać po prostu trochę dystansu. Wiele się zmieniło, odkąd ostatnio rozmawiałyśmy… Kupiliśmy z Jamesem dom. Duży, przestronny, ale wymaga okropnie dużo remontu. Wszyscy nam pomagają, to wspaniałe z ich strony… No i pokłóciłam się znów z Jamesem…
Urwała, łapiąc oddech. Chociaż panowała kompletna cisza, Lily doskonale wiedziała, co odpowiedziała by jej na to Lauren. Mimowolnie poczuła odrobinę ulgi. Podjęła ponownie.
- Nie mam mu za złe tego, że się martwi. Naprawdę się stara, nigdy nie przypuszczałam, że będę mieć w nim aż tyle oparcia. Tylko jest tak strasznie uparty – wyszeptała, jakby zakłopotało ją to, co mówi – nie potrafi pojąć, że… Syriusz ma dziewczynę, wiesz? To znaczy, nie są parą jeszcze, a może już są… Oni sami tego chyba jeszcze nie ustalili… W każdym razie, nie potrafię się z nią dogadać. Wkurza mnie i ciebie pewnie też by wkurzała chociaż… Może się mylę. James uważa, jestem do niej uprzedzona przez lojalność do ciebie, ale tak nie jest… To znaczy…
Urwała. Teraz coraz trudniej było jej mówić, bo kiedy tylko o czymś wspomniała, jej myśli same negowały to, co powiedziała. Wyrzucała z siebie ciążące jej na sercu słowa i udowadniała w tym samym momencie, jak bardzo się myli.
James był dla niej oparciem i zawsze wiedziała, że może na niego liczyć. Był uparty, bo chciał jej tylko pomóc a ona tej pomocy nie pozwalała mu udzielić. Lauren polubiła by Abby tak jak i zrobiłaby to Lily w każdej innej sytuacji. Była lojalna względem Lauren. Przecież nie polubiła Abby od pierwszego spotkania, chociaż nic jeszcze wtedy nie wiedziała.
- Sama sobie zaprzeczam – wyszeptała cicho – Nie wiem, co się ze mną dzieje. Nie potrafię sobie z tym poradzić. Jestem przerażona, mam wrażenie że żyję w jakimś koszmarze i nie umiem się wybaczyć… Rany, tak strasznie mi cię brakuje…
Głos ugrzązł jej w gardle. Poczuła jak po policzkach płynie cienka strużka łez.
- Tak okropnie cię potrzebuje… Zupełnie nie wiem, jak sobie z tym wszystkim poradzić. Syriusz, Abby, to wszystko… Jestem taka. Taka wściekła, że on sobie daje z tym radę – jęknęła słabo – Ja wiem, że to… że to straszne, ale tak okropnie mu tego zazdroszczę!
Opuściła zawstydzona głowę. Nagle poczuła, że poczuła się odrobinę lepiej. Wypowiedzenie na głos tego wszystkiego, co w sobie dusiła, przyniosło jej niespodziewaną ulgę. Poczuła się jakby ktoś wypuścił ją z klatki w której tkwiła miesiące na wolność.
Wraz z ulgą przyszło jednak coś jeszcze. Lily po raz pierwszy od dawna zdała sobie sprawę, że przyjaciółka nie zostawiła jej samej. Było coś, czego nikt i nic nie mogło jej zabrać.
Wspomnienia wróciły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

* Tak jak w poprzednim rozdziale, bohaterowie wypożyczeni są z mojego innego opowiadania.

7 komentarzy:

  1. powiem szczerze przy ostatnim akapicie miałam łzy w oczach, ogólnie notka jak zawsze świetna, moment wyznania miłości Jamesa po prostu genialny, aż mama wpadła do pokoju dlaczego ja się tak śmieje :) biebroneczka

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział dobry,jak zwykl ma sie ochotę na nastepny. Mam nadzieję, że szybko dodasz. Jedna rzecz, która zwróciła moją szczególną uwage to literówki. Cały tekst jest pełen drobnych błędów. A tak w ogóle to jest Buddy, czy Barry. Bo raz jest napisane tak, a raz tak?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety, ale literówki to moja słaba strona. Staram się je wyłapywać, jednak Word czasem uważa że jest mądrzejszy a oko autora niestety nie wszystko wyłapie. Muszę chyba zatrudnić jakąś pełnoetatową betę, a to teraz raczej nie łatwo :)
      Dziękuję za zwrócenie uwagi z imieniem. Buddy, początkowo miał się nazywać Barry, jednak ta pierwsze wersja tak bardzo utkwiła mi w głowie, że w pewnym momencie zaczęłam po prostu pisać Buddy. Poprawię to jeszcze dziś :))

      Usuń
  3. Ja też już prawie płakałam. Piękne zakończenie. A cały rozdział bardzo mi się podobał. Zwłaszcza wyznania Jamesa co do swojej ukrytej miłości. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No może Lily w koncu zacznie zachowywać się normlanie. I nareście zdała sobie sprawe, że jest taką jędza dla Abby przez Lauren. Od dawna to powtarzam i ciesze się, że James ma takie same zdanie jak ja. I jeszcze chciała zwalić wine na Abby, że podsłuchiwała. Abby może nawet dobrze to zrobi, no wiesz zacznie pokazywac charakter. Moment kiedy zadrośc Syriusza wychodzi na jaw jest zabójczy. I to wyznanie Jamesa, ale Potter może być spokojny dostał błogosławieństwo od Blacka więc wszystko jest ok.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiesz jak wycisnąć ze mnie łzy. Ostatni akapit jest śliczny, taki prawdziwy. Kocham, kocham, kocham! I wiesz co? Lubię Abby, może i Lily z nią wszystko wyjaśni ?

    OdpowiedzUsuń
  6. "zgodnie z tradycją rodziny Blacków dom dziedziczył zawsze najstarszy męski potomek o nazwisku Black. Syriusz był ostatni z męskiej linii Blacków, bo jego brat, Regulus, zmarł przed nim, a obaj nie mieli dzieci."
    Harry Potter i Książe Półkrwi rozdział 3

    OdpowiedzUsuń