W tym roku krótko. Szłam dziś z egzaminu i pomyślałam, że mam wielką ochotę to napisać. Może nie ma sensu, może jest i głupie, ale ja mimo wszystko jako osoba samotna kocham Walentynki chociaż one nie kochają mnie i kocham Perkiego więc to z nim, postanowiłam je spędzić :) Wesołego dnia Zakochanych :)
Walentynki według Perkiniusza Tybalta Foxa.
„Ruina” w żaden sposób nie przypominała domu – ani takiego zamieszkałego przez rodzinę czarodziejów ani mugoli. Nie miała ogródka, furtki – trudno było dopatrzeć się w niej nawet drzwi, nie wspominając o oknach.
Znajdowała się głęboko w lesie i jak na dom prawdziwego aurora przystało – była prawie nie do wypatrzenia. Tylko dokładny obserwator mógłby zobaczyć drewnianą tabliczkę „Ruina” wiszącą na wtapiających się w otoczenie drzwiach.
Czternastego lutego tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego roku, Rebbecka Fox zatrzymała się przed potężnym klonem i rozcierając zmarznięte dłonie, zawołała.
- Perki, stary wole, otwieraj te walone drzwi, ja tu zamarzam!
Odpowiedziała jej cisza, przerwana tylko hukaniem sowy siedzącej na drzewie. Becky od razu rozpoznała w niej puchacza stryja – Czarną Polewkę.
- Perki, otwieraj te spróchniałe drzwi nim je wywarzę! Wiem że masz tam swój zakochany tyłek!
- Hasło! – usłyszała z nicości głos – Podaj hasło!
- Otwieraj te drzwi!
Nic. Becky warknęła pod nosem serię niecenzuralnych słów, mamrocząc coś o przyczynach stanu kawalerskiego wuja a potem z wyraźną niechęcią zahukała trzy razy.
Drzwi otworzyły się. Becky od razu uderzył zapach palonego cukru. Westchnęła, wpadła do środka i zamknęła za sobą drzwi.
- Znowu bimber? – zapytała się Perkiego, siadając w fotelu – Czy ty nie masz litości dla swojej wątroby?
- Mam dziś wolne – odpowiedział Perkiniusz, majstrując przy własnoręcznej roboty bimbrowniku – Mam zamiar spędzić ten wieczór w swoim upojnym towarzystwie sącząc ciepły destylat, paląc fajkę i zajadając się pierwszej klasy serem Camembert.
- Ale chyba nie robiłeś go znów sam, co?
- Oczywiście, że nie… - wymamrotał pod nosem, nie patrząc na siostrzenicę.
- Ostatnim razem gdy próbowałeś go zrobić, wylądowałeś na płukaniu żołądka u świętego Munga!
- To kretyni nie umieją odróżnić zatrucia od skutków ubocznych zjedzenia pierwszej klasy sera pleśniowego.
Becky przemyślała tą uwagę. Wyciągnęła się wygodnie na fotelu.
- Wiesz, że to nielegalne?
- Co, fajeczka? – zapytał z oburzeniem Perki, a Becky westchnęła ciężko i spojrzała na toporny sprzęt – A, to. Tak, wiem.
Przewróciła oczami i nic więcej nie powiedziała. Przez chwilę obserwowała radosne podrygi wuja w około destylatora, ale kiedy podsunął jej pod nos kieliszek, poderwała się na równe nogi i wyszła z domu, rzucając tylko:
- Spędzę noc w Dziurawym Kotle.
Zapadł zmrok, kiedy Perki schował drogocenny destylator, wyjął przygotowany przez siebie ser i wyciągną trawkę ukrytą przed Becky w poduszce. Odpalił jointa, wyłożył się wygodnie na fotelu i powoli zaczął sączyć bimber, zagryzając go co jakiś czas spleśniałym serem własnej roboty .
Mijał wieczór a Perki nadal jadł, pił i palił. Aż w końcu poczuł jak jego żołądek zwija się w węzeł, prowokując odruch wymiotny.
Godzinę później, Izba Przyjęć Szpitala Świętego Munga
Dr.Richards zawsze brał dyżur w Walentynlki. Jako człowiek samotny, starszy nie widział potrzeby brandzlować powietrza w domu a wielu jego młodych kolegów i koleżanek oddałoby życie, żeby mieć wolny ten jeden wieczór.
Tym sposobem Dr.Richardsowi prawie połowa szpitala winna była przysługę.
Przez wszystkie lata nauczył się, że wbrew pozorom Walentynki to bardzo pracowity wieczór. Na jego oddziale zjawiali się niewierni kochankowie, przyłapani na zdradzie z inną i pokaleczeni w różnych miejscach przez różne przedmioty, dzieciaki których dopadli zaborczy rodzice a kiedyś miał nawet okazję leczyć starsze małżeństwo, które chcąc celebrować ten dzień przeceniło nieco swoje siły i ciało.
I zawsze, ale to zawsze od wielu, wielu lat na Izbę Przyjęć trafiał Perkiniusz Tybalt Fox.
Dr.Richards nie zdziwił się więc, kiedy i tego roku zastał swojego stałego pacjenta siedzącego na kozetce z nerką w ręce, zielonego na twarzy ale dość pogodnego.
- Jaki w tym roku ser robiłeś? – zapytał się dziarsko, wchodząc do gabinetu – Roquefort? Brie? Bleu de Bresse?
- Camembert – odpowiedział krótko Perki.
- Z czego go robiłeś? – spytał się uzdrowiciel siadając przy biurku.
- Pleśń z pomidora i papryki. Ale to nie ona mi zaszkodziła, ser był wyśmienity, chociaż trochę gorzki.
- Trzeba było użyć Goudy.
- Z Goudy wyszedł by Coulommiers – prychnął tonem mówiącym „amator” – To nie ser mi zaszkodził.
- Penicylina na pewno nie ma z tym nic wspólnego – pokręcił z rozbawieniem, wstając – Co więc ci zaszkodziło?
- Zakąska była nieświeża.
Lekarz zaśmiał się z rozbawieniem i podszedł, patrząc na niego z uwagą.
- Nieświeża zakąska? Co piłeś?
- Bimberek – odpowiedział szczerze Perki – Musiałem popić, bo joint wysusza gardło.
Dr.Richardson postanowił przemilczeń ten fakt.
- Zostaniesz na noc – powiedział krótko – Przepłuczemy ci żołądek, nawodnimy.
Perki kiwnął głową i spojrzał z namysłem na nerkę, jakby rozważając czy z niej skorzystać, czy nie. Uzdrowiciel wyprowadził go z gabinetu i zaprowadził na salę gdzie dopilnował by ten przebrał się w piżamę i miał już odchodzić kiedy nagle wpadło mu do głowy pytanie, które powinien zadać lata temu.
- Perki, powiedz mi do cholery… Rok w rok, w każde Walentynki u nas lądujesz, kiedy sam świętujesz. Nie lepiej było by się z kimś umówić i spędzić ten wieczór po ludzku a nie na Izbie Przyjęć?
- Wiesz, pewnie tak – powiedział Perki, rozglądając się po Sali z zaciekawieniem a jego wzrok zatrzymał się na facecie, który przytrzymywał lód w kroku podczas gdy inny uzdrowiciel oglądał zszokowany sterczący z niego widelec – Ale ja lubię być sam a nic nie poprawia w Walentynki humoru tak, jak widok gościa z widelcem wbitym w jaja przez ukochaną, która pewnie tak okazywała mu swoje wielkie uczucie.
KONIEC
świetne po prostu :) troche już późno ale wesołych walentynek :* biebroneczka
OdpowiedzUsuńPrzezabawne!!!! Co roku na Izbie... Fajne ma hobbie :D
OdpowiedzUsuńBranoc, i weny na następny rozdział :*
Świetne ! ;D Kocham takie Twoje odskocznie jak i opowiadania ;D
OdpowiedzUsuńzastanawiałam sie, kim u diabla jest Perki, bylo mi glupio, ze nikogo takiego nie pamietalam, a okazalo sie, ze to taki ddoatek :P bardzo mi sie podobal., byl jak na walentynki kompletnie oryginalny, a jednak poczulo sie szalenstwo tego swieta. bardzo zgrabnie napisany, swietnie przemyslane, bardzo dobrze jesli chodzi o humor. powinnas pisac wiecej takich powiastek :) a co do poprzedniej notki z opowiadania, ciesze sie, ze Lily poprawil sie humor i ze Lexie jak zwykle psotawila na swoim
OdpowiedzUsuń