Rozdział 80


Lubię długie przerwy świąteczne. Ta była bardzo długa, bo chociaż powinnam zaczynać zajęcia od drugiego stycznia, mój rok tam sobie poprzekładał i po odwoływał zajęcia, że idę na pierwsze dopiero w poniedziałek. Z tej też okazji, dziś dodaję wam nowy rozdział – nieco dłuższy niż ostatni. Muszę przyznać, że momentami świetnie się przy nim bawiłam :) Nie wiem kiedy pojawi się kolejny. Mamy styczeń a co za tym idzie, zbliża się nieuchronnie sesja, więc do połowy lutego z rozdziałami może być przeróżnie. Po prostu, nie znasz dni i godziny :D Miłego czytania życzę :)

Rozdział 80

O ile pojawienie się Gabriele było ciekawą odmianą i miłym wydarzeniem, o tyle zjawienie się Abby miało okazać się prawdziwą rewolucją.
O jej istnieniu wszyscy przyjaciele dowiedzieli się momentalnie – wiadomym nie od dziś jest, że wieści rozchodzą się błyskawiczne, zwłaszcza tak kontrowersyjne.
Abigaile nie mogła przypuszczać że z wejścia będzie na straconej pozycji w zdobywaniu sympatii przyjaciół Syriusza. Black zdawał sobie sprawę z tego, że to będzie o wiele trudniejsze niż może się wydawać – między innymi dlatego tak długo zwlekał z przedstawieniem Abby przyjaciołom. Na samą myśl o tym co się będzie działo, odechciewało mu się wszelkich działań.
Dlatego też w sobotę 12 listopada 1979 roku zdecydował się na coś, czego powstydziłby się każdy rodzic – postanowił wykorzystać syna. Syriusz wierzył bowiem naiwnie, że niemowlęcy urok Lucasa odwróci uwagę rządnych krwi Abigaile dziewczyn i złagodzi to pierwsze spotkanie.
Jakże się mylił!

Panowała dość napięta atmosfera oczekiwania. Lily, Maddie i April niezbyt energicznie zrywały tapetę  w przedpokoju, zerkając co chwilę w okno przy drzwiach. Lexie, Gabriele i Charlie uprzątały resztki gruzu w salonie, których systematycznie z drugiej strony pokoju dostarczali rozbierający kominek Chris, Eddie i Peter.
James i Remus pochylali się nad rolką z tapetą, próbując ułożyć plan nakładania jej na ściany.
I chociaż każdy twardo pracował, nikt nie mógł się skupić.

Trzeba przyznać, że nie takiej osoby jak Abby się spodziewali. Dziewczyna którą przyprowadził Black zupełnie odbiegała od wyobrażeń wszystkich.
Gdyby zapytać kogoś o to kogo się spodziewali, każdy zgodnie odpowiedziałby, że nie wie, ale na pewno nie byłaby to Abby.
Dziewczyna była niewiele niższa od Syriusza. Ubrana w szerokie jeansy i luźny, kaszmirowy sweter, z bardzo krótko obciętymi, ciemnymi włosami przyglądała się wszystkim z uwagą.
Miała delikatne, dziecięce rysy twarzy – lekko pucołowatą buzię, ciemno brązowe oczy i niewielkie usta. Jej długi, wąski nos okrywały niemal w całości drobne, jasne piegi, rozlewając się lekko na policzki.
- To jest Abby – oznajmił Syriusz, patrząc na wszystkich z uwagą. James odniósł wrażenie, że przyjaciel wyraźnie próbuje przekazać im jasną wiadomość: mam was na oku.
- Cześć – powiedziała nieśmiało.
- Cześć – odpowiedzieli niemal równym chórem, chociaż ze zdecydowanie mniejszym entuzjazmem.
Syriusz westchnął ciężko. Czekał ich ciężki dzień.

Atmosfera, mimo wyraźnej życzliwości Abby, była bardzo spięta i nerwowa. Wszyscy starali się jak mogli, żeby pozbyć się dystansu względem dziewczyny, ale tylko Jamesowi się to udawało. Potter bez najmniejszych kłopotów nawiązał rozmowę z nową znajomą Syriusza, wyraźnie uradowany że w końcu ma ku temu okazję.
Zaraz potem, śladem przyjaciela podążył mniej entuzjastyczny Remus, a za nim zaczepiali ją kolejno inni. Syriusz obserwował to kątem oka, wyraźnie niespokojny.

- Lubisz dzieci, co? – zagadnęła Maddie, a Abby spojrzała na nią z uśmiechem. Lucas zamachał z radością w jej stronę.
- Trudno, żeby było inaczej – odpowiedziała z uśmiechem dziewczyna.
- Często masz z nimi do czynienia? – zapytała Maddie, siadając obok i uśmiechając się szeroko do Lucasa.
- Codziennie.
Maddie odniosła wrażenie, że dziewczyna jest czymś rozbawiona, zignorowała to jednak i drążyła dalej.
- Masz rodzeństwo? – zapytała, podając Lucasowi zabawkę.
- Jestem jedynaczką – odpowiedziała, kiedy Lucas złapał ją za wisiorek i zaczął ciągnąć z piskiem.
- Oh… - wyrwało się Maddie – Czyli pracujesz…
- Mam dziecko – przerwała jej Abby, nie kryjąc już tego, jak mocno rozbawiła ją ta rozmowa –Córeczkę.
Dziewczyna otworzyła zszokowana usta, pokiwała głową, wstała i odeszła, obracając się jeszcze na jeden krótki moment, by potem odmaszerować.
- Ona ma dziecko – powiedziała do Lily, siadając obok niej i patrząc na nią zszokowanym spojrzeniem.
- Tak, widziałam – wzruszyła ramionami Potter, nawet nie podnosząc wzroku. Lexie i April usiadły obok nich, chcąc wysłuchać relacji koleżanki – Nic na to nie poradzę, nie zabiorę go jej przecież.
- Nie Lucasa. Swoje dziecko – powiedziała dobitnie Maddie. Tego się Lily nie spodziewała.
- Żartujesz sobie? – zapytała ogłupiała Lexie, kiedy Potter obróciła się jak na komendę patrząc na Abby. Pozostała trójka zrobiła to samo – Niemożliwe, ona sama jest dzieckiem! Musiałaś coś źle zrozumieć…
- Zrozumiałam bardzo dobrze – zdenerwowała się Maddie – wyraźnie mi powiedziała, że ma córeczkę!
- Nie, to ci się musiało omanić – upierała się April – Na pewno coś źle zrozumiałaś…
- Sprawdź mnie – wycedziła dziewczyna. April wstała, poprawiła ramiączko ogrodniczek które na sobie miała i powędrowała do Abby. Obserwowały jak ją zagaduje, siada obok, przez chwilę gawędzą łagodnie a potem April wstaje i wraca do nich z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Maddie ma rację – powiedziała, siadając obok a uśmiech natychmiast spełzł jej z twarzy – Ona ma córeczkę! Trzyletnią!!
- Wow – wyrwało się Lily. Cała trójka spojrzała na Abby, do której właśnie podszedł Syriusz – Myślicie, że wie?
- Mam nadzieję, że nie. Bo jeśli wie a się z nią zadaje… To musiał całkiem zwariować.

- Jak tam? – zapytał, nie mogąc już dłużej wytrzymać – Bardzo cię męczą?
- Są zdystansowani – odpowiedziała łagodnie Abby – Ale chyba polubił mnie Remus – dodała z uśmiechem. Syriusz odwzajemnił uśmiech.
- To zawsze coś – powiedział, biorąc wiercącego się w ramionach Abby Lucasa.
- Też tak uważam – odpowiedziała łagodnie – Powinnam chyba jednak już iść. Twoje przyjaciółki dowiedziały się właśnie o Lynn i chyba potrzebują to głośno przedyskutować, a jeśli zostanę jeszcze zaczną wnikać w szczegóły i… To może być dla nich za dużo.
- Iść z tobą?
- Daj spokój, zostań – uśmiechnęła się szeroko – Trafię do domu.

Kiedy tylko drzwi zamknęły się za Abby, zapadła głucha cisza. Syriusz odwrócił się do przyjaciół, czując na sobie ich uważne spojrzenie.
Nikt jednak nic nie powiedział.
- Co? – nie wytrzymał w końcu.
- Nic – odpowiedzieli ponownie niemal równym chórem. Syriusz uniósł wysoko brwi a wtedy głos zabrał James.
- Mnie się podoba – powiedział pewnym tonem.
- Mnie też – odpowiedział Remus. Peter przytaknął głową.
- Moja opinia i tak cię nie obchodzi – wtrącił Chris – Chociaż ją lubię.
Eddie zgodził się, wyjątkowo milcząc. Znów zapadła cisza i wszyscy spojrzeli wyczekująco na damską część towarzystwa.
 Och miny wyraźnie mówiły, że nie są zachwycone ale żadna – nawet Lily czy Charlie, po której i James i Syriusz się tego spodziewali – nic nie powiedziała.
- Jest… w porządku – wyrzuciła z siebie obojętnie Lexie.
- Milutka – dorzuciła April – I w końcu nie jestem najmłodsza – dodała, wpijając wzrok w podłogę.
- Może przejmie też twojego pecha – podchwyciła Maddie – Jest naprawdę urocza.
Lily i Charlie pokiwały głowami. James, jakby przeczuwając, że może być już tylko gorzej, poderwał się na równe nogi.
- Koniec pogaduszek. Czas zacząć układać podstawę do kominka.
Wszyscy jak jeden mąż zerwali się na równe nogi, biegnąc w kierunku salonu z wyraźną ulgą. James zatrzymał Lily.
- Musiałaś to zrobić? – zapytał jej cicho – Nie mogłaś chociaż udawać?
- Ona ma dziecko! – wysyczała Lily – Jest od nas o dwa lata młodsza i ma trzyletnie dziecko!
- Wiem – powiedział krótko James – I to ci tak przeszkadza? Ostatnio uważałaś, że ma zbyt mało doświadczeń, teraz przeszkadza ci, że ma dziecko? Zdecyduj się, czego chcesz.
- Chcę, żeby był szczęśliwy – wycedziła Lily – I nie pakował się w kolejne kłopoty.
- Wszystkie kłopoty które do tej pory miał… - urwał, zaciskając usta w cienką linię. Lily mierzyła go chłodnym spojrzeniem – To nie jest nasza sprawa. A ty z uporem szukasz powodów, żeby jej nie lubić.
- Ona mi się nie podoba – oznajmiła chłodno Lily – I nie będę udawała, że jest inaczej.
Odwróciła się i odeszła, zostawiając Lily samą.
- Czasem nie mam do niej siły – westchnął Potter.

- I co o tym myślisz? – zapytał Eddie Lexie, kiedy razem wracali do domu. Dziewczyna wydęła wargi – Doceniam, że dzielisz się ze mną swoim zdaniem.
- Nie podoba mi się, jeśli pytasz o naszą nową koleżankę – stwierdziła chłodno Lexie – Jest dziwna.
- Na moje oko jest w porządku. Sympatyczna, miła… - zaczął wyliczać na palcach Eddie – Prawdę mówiąc, gdybym jak miał wybierać z was wszystkich, to bez wahania wybrałbym…
- Mnie?
- Po moim trupie – odpowiedział krótko Eddie, a Lexie parsknęła.
- A już myślałem, że z ciebie całkowity pantoflarz – usłyszeli za swoimi plecami i nagle ni stąd ni z owąd dołączył do nich Chris – Uratowałeś siebie w moich oczach.
- Musiałeś go z sobą zabierać? Ten wieczór zapowiadał się tak miło – jęknęła Lexie, a Eddie westchnął z udawaniem.
- Nic na to nie poradzę, to mój przyjaciel – odpowiedział krótko.
- Mógłbyś sobie dobierać mniej irytujących przyjaciół – stwierdziła z przekonaniem dziewczyna. Collins prychnął obrażony.
- Na tym polega cała jego fajność, że doprowadza cię do szału – zaprotestował Mauer a Chris spojrzał na niego oburzony.
- A teraz to mnie dotknęło – powiedział krótko.
- Nie da się was obojga na raz zadowolić – prychnął rozbawiony Eddie.
- Nawet nie próbuj – ostrzegła go Lexie – Ty też uważasz, że ta nowa jest w porządku? – zwróciła się do Chrisa, decydując na moment zawieść odwieczny topór wojenny na rzecz spraw wyższych – Serio?
- Nie jest zła – powiedział krótko – Ale zamieniłem z nią jedno zdanie, więc może mało wiem. Doświadczenia przeszłych wydarzeń podpowiadają mi, że lepiej trzymać się od niej z daleka.
- Ciekawe, dlaczego – zaśmiał się Eddie – Daj spokój, ze wszystkich wrednych kreatur wydaje się być najciekawszym wyborem. Zupełnie nie rozumiem waszego negatywnego nastawienia.
- Błagam cię, nie dostrzegasz jak irytująca jest? – zirytowała się Lexie na samo wspomnienie – To najbardziej sztuczny i cukierkowy człowiek jakiego widział ten świat, a wy faceci dostrzegacie w niej tylko ładną buzię.
- Teraz to mnie uraziłaś – powiedział Eddie – Przeszło rok pożycia małżeńskiego, równo tysiąc trzysta dwie awantury na ten temat, siedemnaście stłuczonych kompletów obiadowych, pięć wizyt na oddziale św.Munga a ty jeszcze nie nauczyłaś się, że największą obrazą jest stwierdzenie, że dostrzegamy w was tylko ponętność fizyczną? Za jakie grzechy musiałem zakochać się akurat w tak płytkiej i powierzchownej zołzie?
- Jesteś tylko facetem – oznajmiła Lexie – Faceci widzą tylko jedno, prawda?
Zwróciła się do Chrisa, ale ten myślami był gdzie indziej. 
- Tysiąc trzysta dwie awantury? Naprawdę to liczysz? – zapytał oszołomiony Eddiego, a ten pokiwał głową.
- Prowadzę dziennik – odpowiedział z powagą – Mam udokumentowaną każdą sprzeczkę, żeby móc jej udowodnić, że wszystkie są z jej winy.
- Ale… Musieliście się kłócić przynajmniej… dwa razy dziennie w ciągu tych ostatnich dwóch lat waszej znaności!
- Trzech, ściślej ujmując – poprawiła go z powagą Lexie – A dziennik prowadzi odkąd jesteśmy małżeństwem…
- I nie kłócimy się codziennie – machnął ręką z pobłażaniem Eddie – Jaką parą byśmy wtedy byli! Raz w tygodniu mamy amnestię i przymykamy oko na wszelkie sporne sprawy. 
- To bardzo wygodny układ – podchwyciła łagodnie Lexie – Daj spokój, to dla ciebie aż takie zdziwienie? A ty mówisz, że on nas zna!
- Weź się w garść, podkopujesz moją wiarę w ciebie…

Panowała kompletna cisza. Wszyscy już poszli, a Lily i James zbierali resztkę swoich rzeczy, żeby wrócić do domu. Nie zamienili z sobą nawet słowa od krótkiej wymiany zdań tuż po pójściu Abby.
Teraz wypowiedziane przez siebie słowa ciążyły między nimi.
- Nie rozumiem, dlaczego jesteś tak uparta – powiedział nagle, nawet nie patrząc w jej stronę – Zapierasz się, żeby jej nie lubić?
- Nie, po prostu jej nie lubię – odpowiedziała chłodno – Mam do tego pełne prawo, jak każdy. Ty też nie wszystkich lubisz.
- Ale nie pokazuję tego tak ostentacyjnie – warknął ze złością. Lily prychnęła i odwróciła się do niego.
- Naprawdę? Powinieneś sprawdzić w słowniku definicję słów ostentacyjne zachowanie, bo najwyraźniej znasz złe znaczenia tych słów.
- Nie rozumiem o co ci teraz chodzi – powiedział ze złością Potter.
- Ty szukasz problemów. Uczepiłeś się tej dziewczyny od samego początku a teraz chcesz mnie zmuszać, żebym ją pokochała? James, zastanów się, my nic o niej nie wiemy! A ty zachowujesz się…
- Jesteś zazdrosna – przerwał jej spokojnie James. Lily spojrzała na niego zaskoczona, a potem roześmiała się.
- Posłuchaj co ty mówisz. Ja? Zazdrosna? O Syriusza? – zapytała rozbawiona – Wpadasz w paranoję, James.
- Jesteś zazdrosna za Lauren - poprawił ją – Próbujesz przeżyć jej życie. Lily… – podszedł do niej żwawo, łapiąc za nadgarstki i przyciągając do siebie. Szarpnęła się, ale nie uciekła – Nie mogę z tobą walczyć. Chcę ci pomóc, ale nie umiem z tobą walczyć, rozumiesz?
- Jesteś w błędzie – wyszeptała drżącym głosem – Umiem być obiektywna i nie kieruje mną lojalność względem Lauren. Po prostu nie ufam Abby. A teraz puść mnie, chcę skończyć sprzątać i wrócić do domu.

Każdy ma swoją granicę wytrzymałości. Taką, do której może stać mu się wszystko, a on jest w stanie przetrzymać. Jedni nazywają to wewnętrzną siłą, inni uzależniają od charakteru.
Bez względu na to, jak to nazwać, James czuł, że powoli braknie mu już sił, żeby radzić sobie z tym wszystkim.
Do tej pory naiwnie wierzył, że najgorsze już za nimi. Lily śmiała się, angażowała w remont domu, rozmawiała z nim i dawała z siebie wszystko to, co składało się na szczęście ich wszystkich. James pozwolił sobie uwierzyć, że ukochana pozwoliła odejść temu co było za siebie i naprawdę ruszyła do przodu.
A dziś po raz pierwszy od kilku tygodni doszło do niego, że tak naprawdę wszystko co złe, jest dopiero przed nimi. Bo Lily wcale nie zapomniała. Dopiero teraz, przy tak pozornie błahej sprawie doszło do niego, że to nadal w niej siedziało a dziś po raz pierwszy dała to po sobie poznać.
Lily mogła wierzyć, że to jego paranoja, ale Potter był pewny że akurat tego sobie nie wymyślił.
I chociaż przetrwał dzielnie ostatnie trzy miesiące wcale nie był pewny, czy da sobie radę z tym co go czeka. Zwłaszcza, że Lily wcale nie chciała jego pomocy.

Każdy próbował kiedyś wstrzymać powietrze. Przez pierwsze kilka sekund jest to proste, potem powoli zaczyna pojawiać się ucisk na pierś aż w końcu trzeba wypuścić je z płuc, kiedy zaczynasz się dusić. I pojawia się ulga.
Lily od kilku tygodni wstrzymywała powietrze. Nabrała go tak dużo, jak to tylko było możliwe i próbowała żyć normalnie mając nadzieję, że kiedy je wypuści, będzie już tylko lepiej.
Wmówiła sobie, że wszystko jest w porządku i potrafi nie myśleć o starcie Lauren. Wierzyła, że jest w stanie zacząć normalnie żyć i nigdy więcej do tego nie wracać.
Ale teraz pojawił się uścisk w piersi i powoli zaczynała się dusić. Z każdym dniem zaczynało być jej coraz trudniej. Pojawienie się Abby było kroplą przechylającą szalę.
Tyle że Lily nie umiała wypuścić powietrze i nadal się dusiła. Opadała na dno, nie potrafiąc zmusić się do tego, żeby stanąć twarzą w twarz z bolesną prawdą.
Wiedziała, że James nie miał racji. Nie we wszystkim.
Była zazdrosna. Była wściekła i zazdrosna jednak nie o Syriusza, ale o to, że sobie z tym radził. Zapominał, ruszał do przodu – oddychał – podczas gdy ona nadal się dusiła. Syriusz uporał się ze śmiercią Lauren – być może dzięki Lucasowi, być może dzięki Abby -  zaczynał układać sobie życie na nowo.
Ona nie potrafiła, chociaż robiła wszystko, żeby tak było.
Lily nadal się dusiła.

- Ty też nie lubisz tej nowej?
Charlie omal nie spadła z krzesła, kiedy w oknie pojawiła się twarz Chrisa. Westchnęła, podniosła się i przepuściła go do środka.
- Skoro i tak się włamujesz, nie możesz robić tego drzwiami? – zapytała ze złością – Kiedyś dostanę przez ciebie zawału.
- Kiedy będziesz tak stara i będziesz miała tak słabe serce, żeby dostać zawału, ja nie będę w stanie wchodzić po rynnie – stwierdził, siadając na krześle – Nie lubisz tej nowej?
- Irytujący dzieciak – odpowiedziała krótko – Black wchodzi w wiek średni.
- Wypraszam sobie, jest w moim wieku. Twoim zresztą też – przypomniał jej – A ona jest młodsza tylko o dwa lata. Robicie z tego wielki problem.
- Dla was to nie jest żaden problem – zauważyła z przekąsem – Nie wiem, co on w niej widzi.
- Miłość ślepą jest – powiedział poetyckim tonem Chris – A przynajmniej będzie, jak się już pojawi.
- Wypluj! Wypluj! – krzyknęła na niego dziewczyna – Jeszcze by tego brakowało, żeby się w niej zakochał…
- A ja ci mówię, że tak będzie – zawyrokował Chris – Zobaczysz. To widać.
- Zaczynasz mnie wkurzać – powiedziała krótko Charlie – On z nią nie wytrzyma do końca tego roku.
- Chcesz się założyć, że będzie inaczej? – zaśmiał się Chris, a Charlie pokiwała głową. Collins spojrzał na nią rozbawiony – Bez jaj?
- Skoro jesteś taki pewny, to załóżmy się – usiadła, patrząc na niego z uwagą – Nie wytrzyma z nią do końca tego roku. Jeśli wygrasz… - zawahała się, przyglądając mu z uwagą – Spełnię jeden twój rozkaz a jeśli ty…
- Jakikolwiek? – zapytał od razu, a Charlie zawahała się, ale pokiwała głową – Zgoda.
- Zgoda – odpowiedziała. Wymienili krótki uścisk ręki – Już umoczyłeś.
- O nie, to ty umoczyłaś – zaśmiał się złowieszczo – Przygotuj się na spacer w świetle księżyca.
- Tylko na tyle cię stać… O nie! – zawołała, kiedy Chris podszedł do okna, przygotowując się do wyjścia – Nie chcesz tego zrobić… Miałam osiem lat, byłam głupia, to był żart!
- To też będzie. No co jest, Gracie – wyszczerzył się, przekładając nogę przez futrynę – Boisz się małego spacerku do domu plażą w świetle księżyca leśną ścieżką?
- Nago, tak! – zawyła.
- Nie martw się, przecież jesteś pewna wygranej – zaśmiał się i nim jej ręka zdołała go dosięgnąć, zjechał po rynnie na sam dół.
- Owszem, jestem – wyszeptała ze złością – Wygram ten zakład chociażby to miała być ostatnia rzecz, jaką zrobię.
Charlie nie mogła mieć pojęcia, że piętro niżej, wracający do domu Chris myślał dokładnie o tym samym.

- Ja po prostu nie jestem pewna – powiedziała cicho Maddie, patrząc na Remusa – Ona się wydaje taka… irytująco trzepotliwa.
April pokiwała żwawo głową.
- Irytująco trzepotliwa?
- No… Jest tak irytująco słodka i mdła – wyrzuciła z siebie zrezygnowana Maddie – Może to tylko takie pierwsze wrażenie i potem minie, ja po prostu…
- Nie patrz tak na nas, mam wyrzuty sumienia – prychnęła April, a Remus cofnął się na wypadek, gdyby coś przyszło jej do głowy. Doszli jednak już do mieszkania Lupina, temat został więc zamknięty.
- Jesteś pewna, że chcesz wracać sama? – Zapytała się Maddie April, a dziewczyna pokiwała żwawo głową – Nie jestem pewna, czy to aby dobry pomysł… To trochę niebezpieczne.
- Teleportuję się – powiedziała szybko April – Po za tym, nie mieszkamy w dziurze, poradzę sobie…
- Wiesz co, Maddie ma rację – odezwał się nagle Remus – Odprowadzę cię lepiej. Masz – podał Maddie klucze – Niedługo wrócę. Nie wątpię, że jej pech pokonałby samego Voldemorta, ale lepiej nie ryzykować, że całego przelała na mnie.
- Dziękuję – powiedziała ciepło Maddie, składając pocałunek na ustach Lupina – Będę na ciebie czekała.
Ale Remus nie był zbyt zainteresowany. Złapał April za rękę i szybko pociągnął w drugą stronę.
- Jakiś ty troskliwy – zauważyła z niepokojem dziewczyna, kiedy Maddie nie mogła ich już ani słyszeć, ani widzieć – Co ci odbiło?
- Muszę z tobą porozmawiać – powiedział krótko Remus, drapiąc się po głowie – Poradzić i… Prosić o pomoc.
April zmarszczyła brwi, obserwując go uważnie. Remus zagryzł niepewnie wargę, po czym zaczął mówić.

Dzwonek dzwonił i dzwonił. Lily, która jeszcze spała poderwała się na równe nogi i w pośpiechu zaczęła szukać szlafroka.
- Już idę! – krzyknęła, w biegu ubierając się – Idę!
Zatrzymała się i ledwo łapiąc oddech pociągnęła za klamkę. Zamarła ogłupiała.
- Już myślałam, że nikogo nie ma – powiedziała stojąca w drzwiach kobieta, odgarniając krótkie, intensywnie rude włosy za ucho – Mama mówiła, że remontujecie dom i myślałam, że wyszliście… Przeszkadzam?
- Co? Nie, proszę, wejdź… Nie spodziewałam się ciebie.
- Już dawno miałam do ciebie wpaść – powiedziała ciepło Vivien wchodząc do środka – Tylko nigdy nie było okazji… Ostatnio tyle się dzieje, że nie mam czasu domowe obowiązki a co dopiero wybierać się na wycieczki. W każdym razie, jestem.
- Napijesz się czegoś? – zapytała Lily, obserwując z uwagą jak Vivien siada na jednym z krzeseł kuchennych, zawieszając torebkę na oparciu.
- Herbaty, jeśli to nie kłopot – powiedziała łagodnie – Więc kupiliście dom? Skąd taka decyzja?
- Jakoś tak wyszło – odpowiedziała Lily, odwracając się do kobiety – Nie planowaliśmy tego.
- Zawsze uważałam, że spontaniczne decyzje są najlepsze – uśmiechnęła się ciepło – Już dawno chciałam z tobą porozmawiać, myślałam nawet żeby cię do siebie zaprosić bo z czasem u mnie krucho ale nie byłam pewna, czy zechcesz ze mną porozmawiać…
- Dlaczego miałabym tego nie chcieć?
Vivien wzruszyła ramionami, wyraźnie zakłopotana. Lily usiadła naprzeciwko niej, stawiając dzbanek z herbatą.
- Macie może już jakieś plany na Sylwestra? – zapytała nagle Vivien, nalewając sobie trochę herbaty do szklanki.
- To jeszcze dużo czasu – powiedziała Lily – Pewnie pojedziemy do Doliny Godryka remontować dom, ostatnio poświęcamy na to większość wolnego czasu.
- W takim razie… Chyba mam dla ciebie pewną propozycję. Widzisz… Martwimy się trochę o rodziców. Niby wszystko jest w porządku, oboje zgrywają bohaterów, zwłaszcza tata, ale… No wiem, że wszystko w porządku nie jest. Z mamą jest o tyle dobrze, że organizujemy jaj czas, jeśli nie siedzi z Lucasem, podrzucamy jej dziewczynki, albo angażujemy w jakieś prace, ale tata… Zamyka się u siebie w biurze na całe dnie, albo siedzi na uczelni. Prawie wcale nie mamy z nim kontaktu, nawet jak przywozimy im dziewczynki, to jest taki nieobecny…
- Przykro mi – powiedziała najszczerzej jak umiała Lily. Bardzo lubiła państwa King i wyobrażała sobie, jak trudno jest im z tym sobie radzić – Nie rozumiem jednak, jak mogłabym w tym pomóc i co do tego mają nasze plany na Sylwestra…
- Zmierzam do tego – odpowiedziała szybko Vivien – Wiesz, kiedy w domu jest Lucas, oboje się trochę… Ożywiają. Zresztą, nic dziwnego, przy tym dziecku trudno się nie ożywić… - uśmiechnęły się do siebie - … w każdym razie, jak jest w domu to zdecydowanie lepiej się trzymają i…
- To jest chyba jednak sprawa skierowana do Syriusza, jeśli chcecie, żeby Lucas był częściej u was to z nim…
- Tak, wiem – machnęła niecierpliwie ręką – Nie mam do niego żadnych zastrzeżeń, jest cudownym tatą, świetnie sobie radzi i nie robi najmniejszych kłopotów jeśli chcemy go do siebie zabrać. Z nim też o tym porozmawiam, ale najpierw chcę prosić cię o pomoc. Pomyśleliśmy, że rodzicom dobrze by zrobiło gdyby przez jakiś czas pobył trochę z nimi… Wiesz, całodobowa opieka nad dzieckiem naprawdę pochłania czas i siły, myślę że to by im pomogło. Po świętach, zawsze jeżdżą do rodziców taty na kilka dni, w tym roku jedziemy wszyscy i chcielibyśmy zabrać z sobą Lucasa. Porozmawiam o tym jeszcze z Syriuszem, może nawet dziś jeśli się uda i myślę że nie będzie problemów ale… To jednak okres świąteczny i nie chcielibyśmy, żeby został na ten czas, dlatego chciałabym cię prosić o małą pomoc, żebyście trochę go… zajęli. Na pewno łatwiej będzie mu spędzić ten czas z kimś…
- Czyli mamy go adoptować na okres między świętami a Sylwestrem, tak? – zapytała Lily, marszcząc brwi a Vivien pokiwała głową i sięgnęła do torebki.
- Tutaj masz adres ośrodka w górach, w którym co roku spędzaliśmy Sylwestra. Piękny pensjonat, mnóstwo atrakcji, ścieżki turystyczne, lodowiska, narty, baseny… Co tylko dusza zapragnie. Naprawdę nie można się tam nudzić i czas leci jak z bicza strzelił… A do tego jest naprawdę tanio. Przemyślcie to, może byście się tam wybrali.
- Porozmawiam z nimi, dziękuję – powiedziała łagodnie Lily, biorąc kartkę z adresem – Może to dobry pomysł, nigdzie w tym roku nie byliśmy.


- Sam nie wiem, czy to dobry pomysł – powiedział powoli James, marszcząc brwi. Kiedy tylko przyszedł do domu, Lily od razu opowiedziała mu o wizycie Vivien i propozycji, jaką jej podsunęła.
Ku zdziwieniu rudowłosej, James okazał zdecydowanie większy sceptycyzm niż się spodziewała.
- Dlaczego? – zapytała go – Pomyśl, spędzimy trochę czasu razem…
- Widujemy się przynajmniej raz w tygodniu.
- Harując przy remoncie domu! Nigdzie w tym roku wszyscy nie byliśmy, rok temu był wyjazd nad jezioro ale w tym nasz wyjazd nie wypalił. Wszystkim przyda się trochę odpoczynku i relaksu, a już w szczególności Syriuszowi! Nie musimy jechać tam, możemy znaleźć inne miejsce…
James zmarszczył brwi, myśląc gorączkowo podczas gdy Lily obserwowała go z uwagą. W końcu powiedział.
- Na ile mielibyśmy jechać?
- Vivien wspominała coś o okresie święta-sylwester ale… - Lily szybko chwyciła za kalendarz i podbiegła do ukochanego, pokazując mu go – Spójrz, gdybyśmy wyjechali zaraz po Bożym Narodzeniu a wrócić w Nowy Rok, bylibyśmy tam równo siedem dni i wrócili w środku tygodnia. Pomyślałam, że wyjechalibyśmy po Bożym Narodzeniu i wrócili w weekend po Nowym Roku, to prawie dwa tygodnie no i państwo King też nie musieliby oddawać Lucasa w połowie wypoczynku bo zawsze byli tam po dwa tygodnie…
- Sprytnie to sobie wykombinowałaś… - westchnął rozbawiony James, a Lily uśmiechnęła się szeroko – Syriusz się nie zgodzi na dwa tygodnie…
- Przekonamy go, razem nam się uda – zapewniła go Lily – Użyjemy odpowiednich argumentów…
- Jeśli go przekonasz, ja mogę jechać – powiedział spokojnie. Lily przytaknęła głową, widocznie rozpromieniona.
Dobre i to, pomyślał Potter, przynajmniej jest w lepszym nastroju.

Zapewne gdyby James Potter miał pojęcie, co w przekonaniu Lily znaczą argumenty, nie zgodził by się na taki układ. Ponieważ jednak nie zapytał – co było jego błędem, jak mu potem wyjaśniła – nie udało mu się zareagować i nieświadomie wpakował przyjaciela w ten wyjazd czy mu się to podobało, czy nie.
Lily użyła najprostszej i najstarszej sztuczki świata – podstępu. Jeszcze tego samego dnia rozesłała sowy do pozostałych dziewczyn, wtajemniczając je w całą sprawę. Kiedy zaś spotkali się w kolejny weekend, bez najmniejszych skrupułów rzuciła propozycją wspólnego Sylwestra.
Trudno było się nie zgodzić, kiedy niemal każdy, po zaproponowaniu pomysłu spojrzał wyczekująco na milczącego Syriusza. Black pewny, że Lily wie o jego rozmowie z Vivien, nie mając większego wyboru zgodził się – bardziej dla świętego spokoju, niż z chęci – mając nadzieję że z czasem uda mu się z tego wyplątać.
Tymczasem Lily zdecydowała się na jeszcze jedną rzecz. Pamiętając o swojej niedawnej kłótni z Jamsem, postanowiła udowodnić mu, że myli się co do jej relacji z Abby i pokazać, że ma rację nie lubiąc dziewczyny. Poprosiła więc grzecznie Syriusza, żeby zaprosił dziewczynę w ich imieniu na uroczyste kończenie salonu, które wypadać miało w kolejnym tygodniu.
- Trzeba zacieśniać więzy – rzuciła do Jamesa, patrząc na niego prowokacyjnie.
- Nie wiem, co ona kombinuje – odpowiedział Potter pochylając się do zamyślonego Remusa – Ale jestem pewny, że to nie jest nic dobrego…

Lily miała naprawdę dobre intencje i bardzo starała się polubić nową koleżankę Syriusza, problem polegał jednak na tym, że się jej to nie udawało.
Ilekroć tylko rozpoczynała rozmowę z dziewczyną, w ta natychmiast zmieniała się w wyjątkowo irytująco przymilną i uroczą osobę.
Abby nie umiała z tym walczyć. Odkąd pamiętała, wyuczyła się odpowiadać na niechęć innych przesadną uprzejmością, uległością i przymilnością. Było to od niej całkowicie niezależne i chociaż doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że ludzi częściej to bardziej do niej zraża niż przekonuje, nie była w stanie tego powstrzymać.
Nic więc dziwnego, że na wyczuwalną na kilometr niechęć dziewczyn, reagowała swoją irytującą stroną osobowości.

- Oh, jak ona mnie wkurza – jęknęła Lily, patrząc z powątpiewaniem na Abby, która zabawiała męską część towarzystwa dowcipem o pijanym trollu -  Tęsknię za Lauren…
- Nie sądziłam, że kiedyś to powiem, ale ja też – podchwyciła Charlie – ona jest taka słodka, urocza…
- Szczebiotka – wycedziła Lexie – Nie lubię takich ludzi.
- No nie wiem, jak dla mnie jest po prostu taka niewinna – podjęła szybko Maddie – Nie byłam chyba wiele różna od niej, kiedy was poznałam…
- Mniej mówiłaś – powiedziała szybko Lexie – To była twoja największa zaleta, stąd tak szybko się przypasowałaś. Ona jest słodka, niewinna, urocza i taka mdła… Chętnie wysłałaby ją na księżyc.
- Co on w niej widzi… - zastanowiła się na głos Charlie, a pozostała czwórka przyjrzała się z uwagą Abby, która zamachnęła się szybko rękami, a wszyscy dookoła jej wybuchli śmiechem – To cycki.
- Nie ma dużych… - powiedziała cicho Lily – po za tym, ma dziecko. Na pewno zrobiły się większe po karmieniu piersią.
- Jestem pewna, że ma rozstępy. I wielki, pełen cellulitu tyłek – stwierdziła szybko Charlie – Stąd te za duże swetry… Rozbierzmy ją, a przestanie być tak atrakcyjna.
- Myślisz, że ją rzuci, bo ma rozstępy? – spytała z nadzieją Lily.
- Nie ryzykowałabym – podchwyciła szybko Lexie – Może…
Urwała, widząc jak James idzie w ich stronę.
- Ustaliłyście już wszystko z Sylwestrem? – spytał je szeptem, pochylając się nad Lily i całując ją w nos.
- Jeszcze nie – powiedziała łagodnie Lily – Cały czas zastanawiamy się nad miejscem.
Charlie nagle poderwała się na równe nogi i żwawo podeszła do Abby, która usadowiła się obok Syriusza i tłumaczyła mu coś zawzięcie.
- Jedź z nami w góry na Sylwestra – zagadnęła ją pogodnie – Wybieramy się na kilka dni, żeby odpocząć od zajęć na uczelni, pracy… dzieci.
- No nie wiem… To chyba zły pomysł. - Abby spojrzała niepewnie na Syriusza – Co o tym sądzisz…?
- Ty też jedziesz, prawda – bardziej stwierdziła niż spytała Charlie, a widząc jak Black otwiera usta, dodała – No chyba nas nie zostawisz, co? Dajcie spokój, to jedyna taka okazja, żeby spędzić razem czas i lepiej się poznać – uśmiechnęła się szeroko, przywołując wyobrażenie Abby odlatującej w rakiecie odrzutowej w kierunku Marsa, żeby uśmiech był bardziej szczery.
- Teraz spędzamy razem czas – zauważył rezolutnie Syriusz – nie wiem, czy ci ufam.
- Chcemy po prostu lepiej poznać Abby – powiedziała szybko Charlie – w neutralnym środowisku. Napiłybyśmy się razem, bez obaw, że dziecko może się obudzić…
- No dobra, ja w to mogę wejść – skapitulowała Abby. Charlie uśmiechnęła się.
- Samej cię do nich nie puszczę, to stado krwiożerczych wilków – stwierdził Syriusz – też jadę.
- Jupi! – ucieszyła się Charlie – Powiem reszcie!
Odwróciła się i dopiero po chwili doszło do niej, jak beznadziejnie musiało to wyglądać.
- Mam do ciebie prośbę – usłyszała jeszcze Syriusza – Nie pozwól jej mieszać sobie drinków…  

- Oszalałaś? – zapytała Charlie Lily, kiedy znalazły się z dala od Abby – Ściągnęłaś nam ją na Sylwestra!
- Spokojnie, to będzie jej ostatni Sylwester z nami – powiedziała szybko Charlie – Urządzimy jej taki wyjazd że ucieknie w popłochu i nigdy więcej, żadna z nas nie będzie musiała jej oglądać na oczy.
- Ale nie chcesz jej zabić? – zapytała niepewnie Maddie, a Lexie zmarszczyła brwi.
- Gdyby upozorować robotę śmierciożerców… - zaczęła, ale natychmiast została zakrzyczana – Tak tylko mówię, że to by mogło mieć sens bytu!
- Nie chcę nikogo mordować – zirytowała się Charlie – Nigdy nie byłyście na obozach? Nie słyszałyście o eliminacjach najsłabszych? Pokażmy jej, że do nas nie pasuje i ucieknie sama.
- Bez zbędnych brutalności? – upewniła się Lily, a Charlie kiwnęła głową – Wchodzę to, na litość boską. Nie zniosę jej kluchowatości przez resztę życia…
- Popieram – zgodziła się od razu Lexie – Zniosę nawet dożywocie w Azkabanie, byleby tylko jej oglądać.
- Nie łudź się – mruknęła Lily – Nadejdzie dzień, gdy zamiast dementorów w Azkabanie postawią jedną Abby…
- … właśnie odkryłaś sposób na pokój na świecie! – powiedziała szybko Charlie – Trzeba postawić Abby w Azkabanie a nikt nie odważy popełniać przestępstw! To takie proste…

- One coś kombinują – oznajmił Syriusz, stając przed Jamesem – Lily też.
- Zauważyłem – powiedział z westchnieniem Potter – Czasem moja żona trochę mnie przeraża.
- Nie zamierzasz nic z tym zrobić? – spytał Black, a stojący obok Remus zmarszczył brwi, rozważając coś z uwagą.
- Nie, lepiej zostawić to im samym – stwierdził krótko James – Wtrącając się tylko pogorszymy sytuację. Same muszą to rozwiązać.
- Nie jestem wcale pewny, czy chcę żeby same to rozwiązywały – mruknął Syriusz – Sama Lily to mały pikuś, ale wśród nich jest jeszcze Charlie i Lexie. Uważasz nadal, że nic złego się nie wydarzy?
- Niby co mogą zrobić – wzruszył ramionami Potter – Spokojnie, cały czas tam będziemy, trzymając rękę na pulsie i w razie czego zainterweniujemy.
- Lepiej żebyś miał rację – ostrzegł go Syriusz, marszcząc brwi – Jeśli coś przeskrobią, przysięgam że zrobię im krzywdę. I nie powstrzyma mnie nawet fakt, że możesz zostać młodym wdowcem – dodał z lekkim uśmiechem, a James wyszczerzył się szeroko.
- Komuś tu zaczyna zależeć – zaśmiał się i umknął nim do Syriusza dotarł fakt co przyjaciel właśnie powiedział.
- Wcale nie! – zawołał za nim, ale James już go nie usłyszał. Syriusz mruknął coś pod nosem i spojrzał na rozbawionego Remusa – Wcale nie – dodał obrażonym tonem.

5 komentarzy:

  1. Jestes super. piszesz swietne notki! naprawde masz talent

    OdpowiedzUsuń
  2. świetna notka. już czekam na następną i na tego Sylwestra to będzie coś. już to czuje. pozdrawiam biebroneczka

    OdpowiedzUsuń
  3. Super! Eddie liczący awantury z Lexie mnie zabił! A do tego te plany Sylwestrowe... Aż się boję! Następny rozdział będzie na pewno interesujący ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. uwielbiam Twoje opowiadanie!;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hahahaha! Normalnie uśmiałam się stokrotnie czytając jak wszystkie dziewczyny nie lubią Abby.. Nie wiem czemu, ale mnie to bawi. Ja tam do niej nic nie mam ^^
    Za to martwi mnie inna rzecz... O co Remus chce poprosić April? Jaką pomoc? Błagam, żeby to tylko nie było to, co myślę!
    Zapowiada się ciekawy Sylwester :D Wprost się nie mogę doczekać co tam wymyślisz ^^

    OdpowiedzUsuń