Rozdział 77

Jest dużo krócej niż chciałam, żeby było. Ale Wena okazała się być bardzo leniwa i po prostu nie dałam rady napisać więcej. Ogólnie jestem bardzo niezadowolona z tego rozdziału. Cicho liczę, że wybaczycie mi ten kiepski poziom i obiecuję poprawę przy kolejnym, który przy odrobinie szczęścia ukaże się w kolejny piątek.

Rozdział 77

James Potter ścigał się z czasem. Pokonywał wszelkie znane ludzkiemu umysłowi i ciału granicę, gnając naprzeciw przeciwnościom. Był zdeterminowany, żeby dotrzeć do celu.
Krople potu skapywały mu po czole. Skupiał całą swoją siłę woli, napinając mięśnie całego ciała. Postawił wszystko na jedną kartkę – wyskoczył do góry i z bojowniczym okrzykiem szybował wysoko. A potem zaczął opadać w dół. I wiedział już, że wygrał.
Gramofon zamilkł dokładnie wtedy, kiedy zamek drzwi frontowych kliknął.
Nie miał czasu, żeby nacieszyć się glorią zwycięstwa. W błyskawicznym tempie wyjął płytę z odtwarzacza i wsunął ją do pudełka, układając na półce. Kiedy Lily weszła do salonu, siedział już na kanapie z gazetę w ręku.
- Dzień dobry – powiedziała do niego ciepło podchodząc i składając pocałunek na przywitanie – Co tu tak cicho?
- Czytałem gazetę – odpowiedział James i szybko złożył ją na pół w obawie, że Lily dostrzeże, iż trzyma ją do góry nogami – Jak minął ci dzień?
- Okropnie – westchnęła ciężko, siadając obok – Czytanie gazety jest aż tak wielkim wysiłkiem?
- Nie, dlaczego? – zapytał zbity z pantałyku, a kiedy Lily odpowiedziała poczuł jak czerwienią mu się uszy.
- Jesteś spocony – powiedziała krótko – Znowu. To już trzeci raz w tym tygodniu.
Potter zmieszał się, ale nie odpowiedział. Lily prychnęła.
- Nie chcesz mówić, to nie – stwierdziła krótko – Nie będę cię do niczego zmuszała.
James zagryzł wargę, podczas gdy Lily wstała i skierowała swoje kroki na drugi fotel.
- Ćwiczyłem – skłamał w końcu z ciężkim serem. Gorszym od kłamania Lily była tylko jej złość – Trochę się zmęczyłem.
- Dlaczego nie powiedziałeś? – zapytała, podejrzliwie na niego patrząc. James przełknął ślinę.
- Ponieważ… Chciałem ci zrobić niespodziankę – powiedział krótko, gratulując sobie w myślach geniuszu.
- Nigdy nie narzekałam na twoją figurę – stwierdziła krótko Lily.
- Ale gdybym nabrał trochę mięśni nie narzekałabyś, prawda?- uśmiechnął się szeroko. Lily wzruszyła ramionami.
- Nie robiłoby mi to różnicy – powiedziała łagodnie. James podniósł brwi w zdziwieniu.
- Naprawdę? - zdziwił się – Żadnej? Nawet najmniejszej? Nic, a nic? Oszukujesz…
- No dobrze, może malutką – zachichotała Lily, wskazując palcami jak małą – Ale nie nalegam. Tak jest w porządku – dodała i już trochę bardziej przekonana zeskoczyła z fotela i podeszła do Jamesa, wpakowując się na jego kolana. Pomacała dokładnie oba bicepsy mężczyzny i oznajmiła – Tak prawdę mówiąc, jest jak w sam raz.
James uśmiechnął się, czując ulgę, że udało mu się tak łatwo odwrócić uwagę Lily. Mimo wszystko zdecydował, że nie może ryzykować. Już trzeci raz w ciągu tego tygodnia Lily omal nie przyłapała go na słuchaniu jej płyt. A James nie mógł przecież do tego dopuścić. Zdecydował się znaleźć sposób żeby ograniczyć ryzyko do minimum.

- Musisz mi pomóc – oznajmił Syriuszowi, zupełnie ignorując to, jak nerwowo zerka na zegarek – Lily już trzeci raz omal mnie nie przyłapała na… No wiesz czym.
- Nie musisz mnie wtajemniczać… Ah, o płytę chodzi – doszło do Blacka po chwili i kiwnął głową ze zrozumieniem – Co za problem, powiedz jej i tyle.
- Zwariowałeś? – puknął się w głowę James – Przecież ona mi to do końca życia wypominać będzie. Mowy nie ma, Lily nie ma prawa wiedzieć, że lubię ich słuchać.
- Dramatyzujesz – powiedział niecierpliwie Syriusz – Nie możesz się ukrywać z tym do końca życia…
- Mówisz tak tylko dlatego, że ty nie musisz się ukrywać – prychnął Potter – Inaczej byś śpiewał gdyby od tego zależał twój spokój i duma.
- Jeśli koniecznie chcesz się ukrywać, możesz słuchać ze mną – stwierdził Black i znów spojrzał na zegarek. Tym razem nie uszło to uwadze przyjaciela. Zmarszczył brwi.
- Spieszysz się gdzieś?
- Chciałem iść na spacer – powiedział wymijająco.
- Z Lucasem? – zmarszczył brwi James, a Syriusz przytaknął – Myślałem, że jest u rodziców Lauren.
Mina Syriusza zrzedła a James uśmiechnął się szeroko.
- Sam – poprawił się Black – Nie zrozumiałem o co ci chodzi. Chcę iść sam, póki jest pogoda.
James zerknął w stronę okna, zza którym nadal lało jak z cebra. Uśmiechnął się kpiąco.
- Lubię deszcz – wycedził Syriusz – Mam pełne prawo iść na spacer sam, kiedy chcę i… Zadaj jeszcze jedno pytanie a powiem Lily, że słuchasz Beatlesów!
- To wspaniała pogoda na spacer! – rzekł entuzjastycznie James, podrywając się na równe nogi – Może przejdę się z tobą?
- Lubię samotność – wycedził Syriusz, utwierdzając Pottera w swoim przekonaniu. James zaśmiał się więc tylko, pokręcił z rozbawieniem głową i sięgnął po kurtkę.
- Baw się dobrze – rzucił na odchodnym – Sam, oczywiście. Napiszę do ciebie w wiesz której sprawie.
- Jasne – powiedział naburmuszony Syriusz, odprowadzając spojrzeniem śmiejącego się przyjaciela.

- Nie cierpię deszczu – oznajmił na przywitanie Syriusz, a Abby spojrzała na niego tak, jakby właśnie ją obraził.
- Jesteś głupi – odpowiedziała – Jak można nie lubić deszczu?
- Jest depresjonujący – stwierdził krótko. Prychnęła.
- Sam jesteś depresjonujący – powiedziała z oburzeniem – Deszcz jest cudowny!
- Deszcz jest wstrętny – prychnął Syriusz – Mokry, zimny i…
- Jesteś marudny, nie umiesz cieszyć się z małych rzeczy i dostrzegać piękna – stwierdziła obracając się do niego.
- Co pięknego jest w deszczu? – zapytał ogłupiały a Abby prychnęła.
- Wszystko! – powiedziała z przekonaniem - Po deszczu wszystko odżywa, budzi się na nowo do życia…
- Przemawia przez ciebie naiwność godna dziecka.
- A przez ciebie starość umysłu którą nie pochwaliłby się nawet Dumbledore – prychnęła – Nigdy nie skakałeś po kałużach? Nie mokłeś dla zabawy? Nie bawiłeś się błotem ani nie tańczyłeś w deszczu? W takim razie żal mi cię, bo nie umiesz się dobrze bawić i nie stać cię nawet na odrobinę szaleństwa – mruknęła, zakładając ręce na piersiach.
Abby nie miała pojęcia, co w tej chwili powiedziała. Oczy Syriusza rozszerzyły się w niemym zdziwieniu. Duma Huncwota zabolała, zraniona dogłębnie.
- Co powiedziałaś? – zapytał takim tonem, że Abby mimowolnie cofnęła się o krok, patrząc na niego z niepewnością.
- Nie umiesz się… bawić?
Bardzo powoli złożył parasolkę. Zaskoczyło ją to, bowiem nadal lało jak z cebra. Tymczasem Syriusz nie wyglądał na nawet trochę przejętego – wolnym krokiem szedł w jej stronę, nie odrywając od niej nawet na chwilę czujnego, pełnego dziwnego blasku spojrzenia.
Każdy kto znał Syriusza wiedział, że to spojrzenie mówi jedno – uciekaj, nim cię złapię. To było spojrzenie zarezerwowane tylko na specjalne okazje. Spojrzenie, którego nie posyłał nikomu od bardzo dawna. Spojrzenie Huncwota. Huncwota z urażaną dumą, w dodatku.
Chociaż Abby nie mogła o nim wiedzieć, instynktownie jednak cofała się z każdym jego krokiem.
- Dlaczego do mnie idziesz? – zapytała go cicho, mrugając szybko – Syriusz? Co się dzieje? Jakoś dziwnie się na mnie patrzysz i…
Urwała, czując konar drzewa za swoimi plecami. Była w pułapce bez wyjścia a Syriusz był coraz bliżej. Nagle niespodziewanie złapał ją w pasie i przerzucił sobie przez ramię. Krzyknęła, ale w ogóle nie zwrócił na to uwagi, tylko ruszył przed siebie żwawym krokiem.
- Dokąd mnie niesiesz? – zapytała, starając się obdarzyć go dozą zaufania i ukryć niepokój w głosie – Mogę iść sama… Mógłbyś mnie chociaż obrócić, lubię widzieć gdzie jestem niesiona.
- Nie umiesz siedzieć cicho? – zdenerwował się a Abby poczuła jak robi jej zimno. Tego tonu jego głosu też nie znała. Wycieczka nie była jednak długa. Lada moment zatrzymał się i zrzucił ją ze swoich pleców. Wylądowała na czymś miękkim a kiedy otworzyła oczy zdała sobie sprawę, że leży w wielkiej stercie liści. A Syriusz pochyla się obok niej. Wychyliła się, chcąc zobaczyć dlaczego mężczyzna grzebie w ziemi a kiedy zorientowała się co robi, zmarszczyła brwi.
- Nie odważysz się…
PAC! Kula błota zmieszanego z trawą i ziemią upadła na jej głowę. Zamrugała szybko, oszołomiona i spojrzała na Syriusza który uśmiechał się teraz z satysfakcją wycierając sobie dłonie o spodnie.
- Rzuciłeś we mnie błotem… - powiedziała cicho, nadal zaskoczona. Pokiwał głową wyraźnie uradowany z tego ja bardzo ją zaskoczył a potem przybrał poważną minę.
- Nigdy – odezwał się grobowym głosem – Nie mów Huncwotowi że nie umie się dobrze bawić. Nie masz pojęcia o dobrej zabawie.
- Serio? – uniosła wysoko brwi, zaciskając dłoń za liściach – Jesteś pewny?
- Jak najbardziej – powiedział i wtedy zaatakowała. Rzuciła się na niego, powalając na plecy i obrzucając liśćmi. Przez dłuższą chwilę tarmosili się w stercie a potem Abby nagle zamilkła, wpatrując się w niego zaskoczona. Zamilkł i spojrzał na nią pytająco.
- Śmiałeś się – wyszeptała, podnosząc się na łokciach i obserwując go z uwagą – Po raz pierwszy słyszałam twój śmiech.
Zmieszał się i usiadł, otrzepując nerwowo liście z kurtki, jakby zawstydziło go to, co przed chwilą robił.
- Jaka jest twoja historia? – spytała nagle, a Syriusz drgnął i spojrzał na nią zaskoczony – Jesteś dziwny, czasem mam wrażenie że znam dwie różne osoby… I nigdy nie wiem, która z nich jest prawdziwą.
Syriusz milczał i Abby była pewna, że nic od niego dziś nie wyciągnie.
- To długa historia i chyba niezbyt masz ochotę jej słuchać – oznajmił nagle zachrypniętym głosem.
- Gdyby mnie nie interesowała, nie byłoby mnie tu – powiedziała spokojnie – Mam czas.
- Nie nawykłem do zwierzania się.
- Odnoszę wrażenie że nie nawykłeś do wielu rzeczy które ze mną jednak robisz – uśmiechnęła się łagodnie, a Syriusz pokręcił głową z rozbawieniem.
- Nigdy nie rezygnujesz?
- Nigdy.
- Może innym razem – powiedział krótko, wstając i pomagając jej wstać – Robi się późno a ja muszę jeszcze odebrać Lucasa od dziadków.
- Wrócimy do tej rozmowy - zastrzegła łagodnie. Przytaknął potulnie.
- Nie wątpię.

- Musisz się skupić – powiedziała łagodnie, pochylając się w jego stronę i dotykając koniuszkiem pióra do tekstu książki. Odgarnęła włosy na plecy i spojrzała na niego z uwagą. Peter zamrugał.
Tak naprawdę nie miał pojęcia co do niego mówi. Gabriele była bardzo cierpliwą osobą – miał czasem wrażenie, że nawet bardziej cierpliwą niż Remus, który był przecież oazą spokoju i wytrwałości.
I chociaż tłumaczyła mu wszystko równie dobrze jak Lupin, nie mógł się przy niej ani trochę skupić. Rozpraszała go wszystkim – tym jak zarzucała włosy na plecy, jak marszczyła nos gdy czegoś nie pojmował, jak wydumała wargi, gdy się zastanawiała.
- Peter? Słuchasz mnie? – spojrzała na niego z uwagą, a Peter przełkną ślinę.
- Przepraszam, co mówiłaś?
- Że powinniśmy zrobić sobie przerwę – westchnęła, zamykając książki – Chodźmy stąd, teraz i tak się niczego nie nauczysz.
Zawstydzony zaczął zbierać swoje książki, czując jak ręce drżą mu z nerwów.
- Spokojnie – powiedziała po chwili, kładąc dłoń na jego ramieniu – Wrócimy tu, ale chyba obojgu nam potrzebna jest chwila odpoczynku.

Syriusz próbował żyć normalnie. Starał się ponad wszelką miarę wrócić do normalności – być dobrym tatą, przyjacielem, prowadzić dawne, normalne życie. Kiedy w domu był Lucas, było to dziecinnie proste – obecność chłopca dodawała mu więcej sił i energii niż cokolwiek innego. Paradoksalnie ta malutka cząstka Lauren pozwalała mu zupełnie o niej nie myśleć.
Kiedy jednak tylko znikał z zasięgu jego wzroku, wszystko pryskało jak bańka mydlana.
A gdyby to wszystko nie było dostatecznie skomplikowane i trudne, była jeszcze Abby. Zawsze ciesząca się – Syriusz czasem miał wrażenie że Eddie i April są przy niej zwyczajnie ponurzy – denerwująca – i znów, Eddie wydawał się przyjemnie irytujący – wtrącająca się w sprawy innych ludzi Abby. Ta, która zawsze wiedziała kiedy zadać pytanie, zawsze potrafiła wyciągnąć od niego to, co chciała i potrafiła przekonać go do rzeczy, na które sam by się nie zdecydował.
W zamyśleniu wyciągnął różdżkę, chcąc odpieczętować zamek drzwi i zmarszczył drzwi, kiedy okazało się, że s otworzone. Jestem aż tak roztargniony?
Zaciskając ręce na różdżce wszedł do domu, rozglądając się po nim z uwagą.
- W końcu. Myślałem, że już się ciebie nie doczekam.
Odwrócił się, wyszarpując z kieszeni różdżkę i mierząc nią prosto w…
Zamarł. W pierwszej chwili pomyślał, że ma omamy i to wyobraźnia płata mu złośliwego figla. Bo niby jak inaczej to wyjaśnić. Zamrugał, spodziewając się, że niepożądany obraz zniknie mu sprzed oczu. Nic takiego się jednak nie stało. Powoli opuścił różdżkę, nie schował jej jednak do kieszeni.
- Co tutaj robisz?

- Mają tu najlepsze lody w mieście, wiesz? – powiedziała z uśmiechem, siadając przy stoliku i gestem zapraszając Petera, żeby zrobił to samo – Mogę cię o coś zapytać?
Kiwnął głową, przypatrując się jej uważnie. Po raz kolejny nie był w stanie wykrzesać z siebie głosu. W jej obecności rzadko mówił.
- Czy ty się mnie boisz?
- Nie – odpowiedział szybko.
- Więc czemu jesteś taki… Nieobecny i trudno dostępny? Narzucam ci się? Jeśli tak, to powiedz a… - zaczęła, podnosząc się, a Peter szybko potrząsnął głową sam nie wierząc że ta rozmowa w ogóle ma miejsce – W takim razie o co chodzi?
Zamyślił się, próbując znaleźć odpowiedź na to pytanie, chociaż nie wyobrażał sobie, żeby coś powiedzieć. Przypatrywała mu się z uwagą i w końcu nie wytrzymała i spytała z rozbawieniem.
- Czy ja cię onieśmielam?
- Trochę – wydusił z siebie, oblewając się rumieńcem – Kompletnie – przyznał po chwili. Uśmiechnęła się łagodnie.
- Nie musisz, ja nie gryzę – powiedziała ciepło.
W odpowiedzi posłał jej nieśmiały uśmiech. Najwyraźniej taka deklaracja jej wystarczyła bo już po chwili zagadywała go wesołym tonem, opowiadając o słodkich rarytasach, jakie serwują w tutejszej kawiarni i opowiadając anegdotki z nią związane. Nim się zorientował zupełnie zapomniał o nerwach po raz pierwszy w życiu odważył się wdać w rozmowę z dziewczyną.

- No nie bądź taka – zagadywał ją wesoło Chris, wychylając się kusząco z drzwi szafy, w której przed momentem zamknęła go Charlie – Przecież wiem, że chcesz…
- Spadaj – mruknęła, pochylając się nad książką – Muszę się uczyć, nie przeszkadzaj mi.
- No ale Gracie – Chris uśmiechnął się szeroko – Oboje wiemy, że tobie nie chce się teraz uczyć.
- Jeszcze słowo, a dostaniesz butem – ostrzegła go Charlie – I nie mów do mnie Gracie.
- Będę mówić – stwierdził tonem przekomarzającego się dziecka, pokazując jej język. Wypuściła z sykiem powietrzem – No, proszę!
- Igrasz z ogniem – wysyczała, obracając się w jego stronę – Jeszcze słowo a będziesz marzyć, żeby sobie stąd iść.
- Nie boję się ciebie - stwierdził krótko, jednak gdy Charlie podniosła się, umknął do szafy i zamknął ją. Charlie tylko na to czekała. Wyjęła różdżkę zza pazuchy i szybko zaryglowała drzwi, a tym samym uniemożliwiając wyjście z szafy Chrisowi.
Wykonała krótki taniec zwycięstwa. Ostatnim czasem, nie było chwili, żeby wzajemnie nie działali sobie na nerwy. To stało się ich ulubioną rozrywką i swojego rodzaju rywalizacją – a należy wspomnieć że gamę pomysłów z dnia na dzień mieli bogatszą.
Bawili się przy tym tak świetnie, że ani myśleli przestać.
- Stać cię na więcej – powiedział krótko – To już trzeci raz dziś, gdy próbujesz mnie zamknąć w szafie i nadal nie wyciągasz wniosków, biedna, mała, Gracie.
Uniosła rozbawiona brwi, czekając na ciąg dalszy.
- Zapominasz, że również mam różdżkę i zaraz za jej pomocą… O cholera!
Charlie zaśmiała się złowieszczo, obracając między palcami różdżkę przyjaciela. Przekleństwa dochodzące zza drzwi wyjątkowo poprawiły jej humor.
- Dobra, wygrałaś – zawołał Chris – A teraz wypuść mnie!
- Nie ma mowy – prychnęła – Musze się uczyć.
- Charlie, nie bądź głupia… Wypuść mnie, pójdę sobie i będziesz się uczyć. Albo cię przepytam – zaproponował – Bo zacznę śpiewać, a wiesz, że to tortura większa jaką mało kto może się pochwalić…
- Wtedy rzucę zaklęcie wyciszające – powiedziała obojętnie Charlie – No co jest, taki wielki facet jak ty, przyszły auror boi się głupiej szafy? Moje ciuchy nie są zmutowane, nie zadusi cię pończocha.
- Nie boję się szafy! – krzyknął Chris – Po prostu wypuść mnie stąd…
- Merlinie… Ty się boisz szafy! Co cię tak przeraża? – zaśmiała się – Pająki? O, wiem, ciemność! Boisz się ciemności, co?
- Mam klaustrofobię!
Tego Charlie się nie spodziewała. Najpierw wybuchła śmiechem a potem zastanowiła się chwilę i z cichym westchnieniem odryglowała drzwi, które otworzyły się z hukiem a na podłogę wypadł blady i spocony Chris. Poczuła wyrzuty sumienia.
- Zupełnie zapomniałam – powiedziała zakłopotana, podchodząc do niego i patrząc z troską – W porządku?
- Potwór – wycedził w jej stronę – Zrobiłaś to specjalnie.
- Nie, naprawdę, ja zapomniałam…
Rzucił jej oburzone spojrzenie. Charlie poderwała się na równe nogi, machnęła różdżką a okno otworzyło się na oścież. Po drugim machnięciu butelka z wodą wskoczyła do jej dłoni.
- Napij się – wyszeptała troskliwie, patrząc na bladą twarz przyjaciela. Spojrzał na nią z podejrzeniem.
Charlie przywykła do takich sytuacji, mimo ciągłych narzekań ze strony rodziny i przyjaciół że czasem zachowują się jak małe dzieci. Uwielbiała te beztroskie szaleństwa, przynosiły jej chwilę wytchnienia w codziennym dniu, których nie przynosiło jej nic innego. No, a kto powiedział że osobom w ich wieku nie przystoi czasem odrobina dziecinności?
- Nie powinieneś mnie denerwować – prychnęła więc, widząc jak jakiego twarz nabiera kolorów – Na co ci to było? Ostatnie dwie wizyty u Munga nie nauczyły cię, że ze mną się nie zadziera?
- Nie moja wina, że jesteś niewyżyta i agresywna – odpowiedział kąśliwie Chris – Powinnaś bardziej panować nad swoimi emocjami.
- Nie moja wina, że mnie denerwujesz.
Spojrzeli na siebie spode łba, rozbawieni.
- Mógłbyś sobie iść? Powinnam się uczyć…
- Chodź na łyżwy – wrócił do tematu – Przecież wiem, że chcesz iść.
- Mam egzamin…
- I tak oblejesz – powiedział, wzruszając ramionami, za co zaraz dostał w łeb – Sama tak mówiłaś!
- Jesteś jednak padalcem. Nie dość że obleję, to jeszcze będę miała obity tył?
- I nie tylko – wyszczerzył się – Oboje wiemy, że zupełnie nie umiesz jeździć.
- Tym bardziej nie pojmuję, dlaczego chcesz tam iść – stwierdziła – Chris, do licha, mamy środek wojny, nie ma nawet śniegu, jest połowa października a ty chcesz jeździć na łyżwach, chociaż oboje, podkreślam to, oboje, nie umiemy tego robić! Gdzie ty w ogóle o tej porze roku znalazłeś lodowisko!?
- To jest właśnie fajne!
- Na tym twoim kursie chyba zaprogramowują was na masochizm – mruknęła Charlie ignorując to, że Chris zaczął się śmiać. Rzuciła tęskne spojrzenie na notatki, potem westchnęła ciężko i wstała – Jesteś nienormalny i zupełnie nie wiem, dlaczego daję ci się przekonać.
- Bo mnie kochasz – wzruszył ramionami z rozbrajającą szczerością – Miłością prawdziwą, bezinteresowną i uległą. A tak po za tym, to mam dar przekonywania i wrodzony urok…
- Nie zapominając o skromności – zakończyła z przekąsem ale jej twarz rozjaśnił cień uśmiechu.

- Co tutaj robisz? – zapytał chłodno, mierząc młodszego brata nieufnym spojrzeniem. Regulus uniósł wysoko brwi, rozkładając się wygodniej na krześle.
- Spodziewałem się milszego powitania – powiedział – Nigdy nie grzeszyłeś przywiązaniem do rodzinny, ale to zakrapia już pod brak dobrego wychowania…
- Co ty tutaj robisz? – powtórzył Syriusz, przyglądając się nieufnie bratu – Czego chcesz?
Regulus zaśmiał się, prostując w krześle.
- Ranisz moje uczucia… Może po prostu stęskniłem się za starszym bratem? Naprawdę muszę czegoś chcieć, żeby złożyć ci wizytę?
- Wydawało mi się, że nie zadajesz się ze zdrajcami krwi – warknął Syriusz i nie czekając na odpowiedź wyszedł z kuchni, dając jasno do zrozumienia, że rozmowę uważa za zakończoną.
Regulus był innego zdania. Wstał i wyszedł za bratem.
- Co tu jeszcze robisz? – zapytał rozdrażniony Syriusz.
- Mówiłem ci, chcę pogadać – odpowiedział lakonicznie Regulus, podchodząc do regału i oglądając jego zawartość. Jego wzrok zatrzymał się na jedynej fotografii, przedstawiającej małego Lucasa machające wesoło piąstkami. Rozejrzał się po salonie – Nie przypuszczałem, że jesteś tak durny żeby dać wrobić się w dziecko – oznajmił po chwili.
- Nikt cię nie pyta o komentarz – mruknął Syriusz, coraz bardziej zirytowany – O co ci do cholery chodzi, co?
- Uważaj – powiedział krótko Regulus, tonem który wcale nie wskazywał że jest tym zainteresowany – Na niego i na siebie.
Syriusz napiął się cały, zaciskając palce na różdżce.
- To groźba? – zapytał o wiele głośniej niż zamierzał. Wcale nie chciał odkrywać przed Regulusem, że jego wizyta wywołuje w nim jakieś emocje.
- Ostrzeżenie – poprawił go brat, rzucając się niedbale na fotel – Tylko ostrzeżenie.
- Nie boję się ani ciebie, ani twoich koleżków – powiedział Syriusz, mierząc Regulusa chłodnym spojrzeniem – Jeśli to wszystko, zabieraj się stąd…
- Głupiec – prychnął chłopak, nawet nie ruszając się z miejsca – Zawsze nim byłeś… Chcą cię mieć po swojej stronie i nie będą przebierać w środkach, żeby osiągnąć cel.
Syriusz uniósł wysoko brwi, dając do zrozumienia że nie ma pojęcia o co chodzi bratu. W odpowiedzi, Regulus rzucił znaczące spojrzenie w kierunku zdjęcia Lucasa. Wystarczyło, żeby wyprowadzić Syriusza z równowagi.
Nim zdążył pomyśleć, wyszarpał różdżkę z kieszeni i doskoczył do brata.
- Tknijcie go, a nie ręczę za siebie – wycedził, celując końcem różdżki w pierś chłopaka. Regulus zaśmiał się drwiąco, nic nie robiąc sobie z ataku brata.
- To nie było zbyt mądre z twojej strony – oznajmił, wpatrując się w niego prowokująco – na twoim miejscu bardziej panowałbym nad swoimi emocjami.
Cofnął się powoli, uświadamiając sobie jak wielki błąd zrobił. Właśnie odsłonił wszystkie swoje słabe punkty, narażając nie tylko siebie ale też i Lucasa na wielkie niebezpieczeństwo. Dał się sprowokować jak ostatni idiota.
- Uważaj na niego – powtórzył Regulus – Nie przebierają w środkach a to twój słaby punkt.
- Będziesz mnie pouczał? – prychnął Syriusz, odsuwając się. Regulus podniósł się z fotela, a jego twarz wykrzywił grymas wściekłości.
- Kretyn. Próbuję cię ostrzec, ale wszystko odbija się od ciebie jak od ściany – warknął – Tracę tylko czas.
- Po co? Co z tego będziesz miał? – zapytał Syriusz, z trudem panując nad emocjami. Gdyby mógł, zabiłby go teraz gołymi rękami. Groźby pod adresem Lucasa całkowicie wytrąciły go z równowagi.
Regulus nie odpowiedział. Zacisnął ciasno usta i odwrócił wzrok, ale nic nie powiedział. Syriusz zmarszczył brwi, a uścisk na różdżce zelżał nagle.
- Co z tego masz? Dlaczego mnie ostrzegasz? – zapytał dużo spokojniej.
Regulus nadal milczał a na jego twarzy pojawiło się coś w rodzaju zakłopotania – wyraźnie robił wszystko, by nie patrzeć na brata. Dopiero teraz Syriusz zauważył, jak bardzo chłopak zmienił się od czasu gdy widział go po raz ostatni ponad rok temu. Zdecydowanie nie była to zmiana na lepsze.
Na jeden moment zapomniał o złości i wszystkich negatywnych uczuciach, jakie odczuwał w stosunku do brata. Przez chwilę wydawało mu się, że stoi przed nim mały chłopiec, którego wyraźnie coś trapi. Zrobił niepewny krok w jego stronę, tocząc walkę z samym sobą. A potem nim zdążył się powstrzymać, zapytał.
- Co się dzieje? Masz… Masz jakieś kłopoty?
Regulus podniósł głowę i ich spojrzenia spotkały się. Potrząsnął głową.
- Uważaj – powtórzył, a czar prysł. Nim Syriusz zdążył powiedzieć cokolwiek więcej, Regulus odwrócił się na pięcie i wymaszerował z pokoju.
Syriusz przez chwilę patrzył w miejsce, gdzie stał chłopak, nie mogąc się oprzeć się wrażeniu, że przegapił coś ważnego
- W co ten dzieciak się znów wpakował…

5 komentarzy:

  1. James i Syriusz pełna konspiracja:) Nie wcale a wcale im się nie podobały płyty Lily. Wcale:) Jak Abby mogła powiedzieć Suriuszow, że on nie potrafi się bawić. No jak. Ja wiem, że Black nie jest teraz w formie skierowanej na psoty ale mimo to. Niech no ona tylko poczeka jak Syriusz wróci do siebiel. Wtedy to on jej pokaże:)
    No prosze nasz mały Regulus się pojawił. On chyba ciebie debiutował jeżeli się nie myle? Rozumi m, że to ten okres kiedy młodszy Black wątpi w słuszność głoszonych przez Voldzia tez. Bo on chyba niedługo powinnien zginąc. Bo ty był chyba 79 jeżeli się nie myle. Wiesz co zawsze zastanawiałam się jakie stosunki panowału miedzy bracmi prze ,,zdradą" Syriusza. To w koncu bracia. Tak samo niechce mi się wierzyć, że jego matka czula do niego od poczatku nienawiść. Jasne była pewnie chłodna w stosunkun do niego, ale żeby go nienawidzić. No przynjamniej jak był małym dzieckiem:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super! Podobał mi się fragment o Jamesie i jego nowej pasji oraz ten o Charlie i Chrisie. Zapomniałam już że są razem ;). Hmm Ale Regulusa się nie spodziewałam... Będzie ciekawie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Po nieoczekiwanej przerwie autorka zaprasza na nowy Rozdział 8 „Trudny powrót do Hogwartu” na bloga www.ostatni--rozdzial.blog.onet.pl. Zapraszam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  4. bardoz dobra notka. pszczególnie podobał mi się fragment z Jamesem, który nie chce się przyznać do słychania Beatlesów - coz za dziecinada:D przecież wtredy mogliby słuchać razem i byłoby zdecydowanie przyjemniej;) myślę, że Lily będzie bardziej się śmiała z tego, ze to ukrywa, niż że słucha, przecież to dobra muzyka jest:D podobały mi się też oba fragmenty z Syriuszem, nie tlyko dlatego, że był tam Syriusz, ale że były skrajnie inne, że pokazały, iż Syriusz sobie radzik, ale nadal pamięta, i uwidoczniły też wyraźnie, jak bardzo dba o syna... i o brata też, tylko nieco za późno

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem chora, więc mogę poczytać! Jupi! :D Ale ten James jest głupiutki, śmiać mi się z niego chciało ^^ I o mały włos zapomniałam, że przecież ja go nie lubię i ma u mnie -1000 punktów... no teraz już trochę więcej, zbliżamy się do 0, ale James musi zrobić coś takiego, co mnie ściśnie za serce! Czemu ta Abby się tak uwzięła na Syriusza? To będzie jakoś wyjaśnione, czy ich spotkanie było czysto przypadkowe? :)
    "– Lily już trzeci raz omal mnie nie przyłapała na… No wiesz czym.
    - Nie musisz mnie wtajemniczać… Ah, o płytę chodzi" - zabiłaś mnie tym xD
    Charlie i Chris są słodcy :D Nawet, a może szczególnie wtedy, kiedy się złoszczą.
    Uhuhu.. no i zaczęło znów się robić groźnie. Słodkie jest jak Syriusz kocha Lucasa!
    A tak w ogóle to brakuje mi Lauren...

    OdpowiedzUsuń