Rozdział 76

Zapadła głucha cisza. Syriusz leżał twarzą zwróconą do dywanu, nie dając po sobie poznać żadnych reakcji, James nadal wypięty górował nad nim patrząc z zadowoleniem na zmieniające się co chwilę miny Lily, Maddie i April.
A zaiste, widok był to pierwszorzędny. Jeśli dodać Remusa i Petera wpadających do domu, zziajanych i czerwonych na twarzach, rzucających zszokowanymi głosami:
- Powiedział im!
James Potter był z siebie absolutnie dumny. Osiągnął dokładnie to, co chciał. Nie tylko nakłonił Syriusza do opowiedzenia o tym co robił w trudnym dla siebie okresie, sprawił, że całkowicie odciął się od spraw Lauren, ale w dodatku udało mu się zrobić coś, czego żadne z nich nie robiło od miesięcy – odnalazł w nich wszystkich odrobinę dawnego szaleństwa.
Sądząc po zmieniających się minach dziewczyn, w nich też powoli zaczęło się ono odzywać. Wyglądały jakby nie do końca wiedziały, czy mają się śmiać czy być groźne.
- Żartujesz sobie – powiedziała w końcu Lily, a warga jej zadrgała – On żartuje, prawda Syriusz?
Black podniósł czerwoną twarz na Lily. James nie był pewny, czy powstrzymywał wściekłość, śmiech czy po prostu był zawstydzony.
- Mówiłem ci, że za dużo wypił i ma urojenia – odpowiedział prawie spokojnie, a warga zadrgała mu lekko. James wypiął pierś jeszcze bardziej. Lepiej być nie mogło!
- Nie mam urojeń – powiedział przekornie – Wiem co mówię! Syriusz się zakochał.
- W kim? – zadała pierwsze pytanie, które przyszło jej do głowy, Lily. James zmarszczył brwi.
- Tego dokładnie nie jestem w stanie ci powiedzieć, ale to jego wina! On nic nie wie – wskazał oskarżycielsko na Syriusza – spędził siedem wieczorów z osobą i nawet nie wie jak ma na imię!
- Jak można kogoś nie spytać o imię!? – zapytała z wyrzutem Maddie, a Syriusz przewrócił zirytowany oczami.
- Myślisz, że to było wtedy ważne!?
- Aha! – James wydał z siebie głośny okrzyk – Czyli przyznajesz, że się puściłeś!
Nikt nie zrozumiał toku rozumowania Jamesa Pottera ważnym było jednak, że znów przyniosło to efekt.
- Przecież ustaliliśmy, że nawet nie jest pewny, że to kobieta – wtrącił się Remus, który chyba jednak pojął do czego zmierza przyjaciel. Lily, April i Maddie patrzyły na nich przerażone – Jak mógł się puścić, skoro…
- To co innego niby miał z nią robić, skoro nie zna nawet jej imienia?
- Może pili mleko? – Wtrącił cicho Peter.
- Nie jest głupi, przecież…
- Moment! – przerwała im szybko Lily – O czym wy do jasnej cholery mówicie, co!?
Rozpoczęła się chaotyczna próba opowiedzenia wydarzeń wieczora. Z każdym ich słowem dziewczyny były coraz bardziej rozbawione, a kiedy Syriusz po raz trzeci oznajmił, że nie ma pojęcia jak ma na imię bo jej imię nie było mu do niczego konieczne, nie wytrzymały i wybuchły śmiechem. Naburmuszony Black wymruczał tylko, że nie zakochał się a dziewczyny z baru więcej nie widział i nie zobaczy.

Godzinę później w domu zaległa cisza. Ponieważ był środek nocy, nikt nie wrócił do domu. Porozkładali się wszędzie tam, gdzie się dało – a to pokój gościnny, kanapa w salonie, dmuchany materac i łóżko w pokoju Lucasa.
- James? – zagadnęła Lily, próbując okryć się kocem. Ściskali się na małym tapczanie w pokoju, który kiedyś zajmowała Lauren. Remus i Maddie zajęli łóżko Syriusza, który poszedł do Lucasa – Co to miało być?
- Musiałem zmusić go do działania – powiedział szeptem Potter – I udało się, nie? Dawno nie widziałem, żeby próbował przewalić mnie z taką werwą…
- Nie mogłeś wymyślić coś innego?
- Nie zmyśliłem tego – zaśmiał się, gładząc ją po ramieniu – Sama słyszałaś.
- Dopowiedziałeś…
- Nic nie dopowiedziałem. Znam go i wiem, co widzę – ściszył głos – Jestem więcej niż pewny, że gdyby wiedział kim ona jest, nadal by się spotykali.
- Nie jest zakochany – powiedziała łagodnie, wtulając się w ramię męża – Nie masz pewności, że…
- Mam – przerwał jej James – Uwierz mi Lily, że mam. No, ale to nie ma już znaczenia, prawda? Dziewczyna przepadła i więcej jej nie zobaczymy.
Lily kiwnęła w zamyśleniu głową.
- Dlaczego tak myślisz? Dlaczego sądzisz, że gdyby to nadal trwało..
- Pomyśl – James usiadł i zapalił lampkę patrząc na Lily z uwagą – W ciągu kilku dni zdołała postawić go na
nogi a nam nie udało by się pewnie to do tej pory. Dotarła do niego w siedem dni, nic o nim nie widząc i nie znając go ani trochę. Coś w tym musi być.
Lily zamyśliła się.
- Wcale nie jestem pewna, czy masz rację. Być może faktycznie mu w jakiś sposób pomogła ale… No nie ważne – stwierdziła cicho – Teraz to już nie ważne. Lepiej idźmy spać, jutro rano trzeba wstać.
James kiwnął głową chociaż bardzo mocno czuł, że z jakiegoś nieznanego mu powodu Lily nadal jest niespokojna.

Następnego ranka mieli udać się do Doliny Godryka by uroczyście zapalić ogień w kominku i zając się odrywaniem starych tapet w salonie. Wymagało to jednak wielkiego pomyślunku i zorganizowania.
Lily, James, Maddie, April i Remus od razu teleportowali się do Doliny Godryka, gdzie umówili się z resztą. Peter przeniósł się do centrum Londynu by zabrać z sobą Gabieriele natomiast Syriusz zabrał Lucasa do dziadków i stamtąd miał się dopiero przenieść do przyjaciół.
Nim  jednak Lily i James znaleźli się w domu, zatrzymali się zaopatrzając się w prowiant, bez którego nie dałoby rady przetrzymać całego dnia pracy.
- Zapomniałam uzupełnić apteczkę – powiedziała Lily otwierając drzwi od domu – Ty, trzymaj się z dala od niego – powiedziała April, wskazując na Remusa – Bo nie będzie czym opatrzeć ran.
- To może ja wrócę do apteki, co? – zapytał Remus, marszcząc brwi bowiem był pewny że jak bardzo by się nie starali nie wyjdzie z tego domu bez przynajmniej jednego siniaka więcej. Remus zdołał już przywyknąć do destrukcyjnego wpływu jaki wywierała na niego April i zaczynał powoli stwierdzać, że tydzień bez szkody tygodniem straconym a jemu nigdy ich nie jest za wiele.
- To czysto masochistyczne myślenie – powiedziała Maddie – Jakbyś mało odrapany i posiniaczony był.
- Tym sposobem przyzwyczajam się do bólu – odpowiedział jej Remus, wzruszając ramionami – Kilka tygodni z April i przestanę na niego w ogóle zwracać uwagę.
A trzeba przyznać, że April swego czasu wywierała na niego większy wpływ niż dotąd. Na pewno wielu uczonych z chęcią zbadałoby tą dziwną reakcję na obecność dziewczyny i nikt nie znalazłby nic, uznając, że to zwykła nieuwaga Lupina. Prawda była jednak taka, że czy Lupin się skupiał czy nie, zawsze gdy na jego drodze stawała April Steward działa mu się krzywda – od zwykłego skaleczenia w palec bo bardziej wymyślne szkody, jak zderzenie się ze ścianą czy przygniecenie spadającą gałęzią. Żadna szkoda nie była jednak groźna i kończyła się tylko kilkoma dodatkowymi siniakami i zadrapaniami. Remus znosił więc je cierpliwie bo jakby nie było bardzo lubił April i chociaż czasem go denerwowała swoim gadaniem, nie mógł sobie wyobrazić  że więcej miałby jej nie widzieć.
Jednak kiedy teraz zdał sobie sprawę że nie ma apteczki – nie chodzi o to, że musiała być w końcu takie ranki goiły się na nim jak na psie – poczuł się niepewnie. Bo wiadomym jest, że kiedy czegoś potrzebujemy, nigdy tego nie ma.
- Daj spokój – Lily machnęła ręką – Apteczka nie będzie potrzebna.

James już godzinę potem stał w kolejce w aptece, zerkając nerwowo na zegarek. Opatrunki okazały się koniecznie nie tylko dla Remusa ale również dla innych członków ekipy remontowej. Podczas uroczystego odpalania kominka, Lexie dotkliwie sparzyła się w dłoń, dotykając niefortunnie nagrzanej blachy popielnika.
Chwilę potem Eddie oparł się o kominek, chcąc się ogrzać a jedna z poluzowanych cegieł upadła mu na stopę. Na tym krzywdy się nie skończyły.
Nie minęło dziesięć minut, kiedy wydarzył się wypadek na który wszyscy czekali odkąd tylko w ruch wkroczył beton – Remus wszedł w wiadro pełne świeżej zaprawy.
Zapadła głucha cisza. Lupin patrzył na swoją zanurzoną do kolana nogę, mrugając bardzo powoli.
- Powiedz, że to nie jest szybko schnąca zaprawa – spojrzał błagalnym spojrzeniem na Jamesa, który zagryzł wargę i zaprzeczył ruchem głowy. Mimo wszystko opór na nogę z każdą chwilą wzrastał a Remusowi nie przyszło do głowy by ją wyjąć i nadal patrzył na nią lekko ogłupiały.
- Remus – zagadnął go nieśmiało Syriusz, cofając się o kilka kroków dalej. April zniknęła za drzwiami prowadzącymi do kuchni – to super szybko wiążąca zaprawa magiczna Doktora Murarza…
Trzeba przyznać, że pomimo powagi sytuacji mina Remusa Lupina była w tej chwili bezcenna i chyba tylko jego cała ta sytuacja nie bawiła, wszyscy pozostali jednak prędzej czy później zaczęli się śmiać.
Odmurowanie nogi Lupina zajęło bardzo dużo czasu. W ruch weszły  różdżki, młota, kowadła i wszystko to, co udało im się znaleźć pod ręką.
- Błyskawicznie schnąca… bla bla bla – czytała w między czasie etykietkę na opakowaniu April – Wiąże natychmiast po zetknięciu z materiałem budowlanym. Sprecyzowane zaklęcia pozwalają zaprawie wyczuć zetknięcie z obcym materiałem dzięki czemu twoje płytki przylgnął idealnie nawet do najmniej równej powierzchni, ułożysz cegły na pochyłościach i wybitnościach a nawet skleisz rozbity wazon, który dostałeś od teściowej... Trzeba przyznać, że tu mają rację, wiąże wszystko – powiedziała z uznaniem i czując na sobie mordercze spojrzenie Remusa Lupin wróciła do czytania - … Spośród innych zapraw wyróżnia ją prostość założenia i rozrobienia dzięki czemu niemożliwym jest sklejenie sobie nią dłoni czy przyklejenie do podłogi dzięki czemu nawet dziecko mogłoby samo wymurować kominek bez ryzyka wypadku… A tu akurat się mylą…
- April, grabisz sobie… - wtrąciła rozbawiona Maddie – Jest coś o usuwaniu?
- Nie – powiedziała krótko – Przecież słyszałaś, że nie ma możliwości… Ale co oni tam wiedzą.
Skuliła się w sobie zawstydzona.
Drzwi otworzyły się i wszedł James.
- Kupiłem opatrunki dla Lexie i wziąłem trochę więcej na wypadek gdyby… Na gacie Merlina! – rozejrzał się po pokoju z nieukrywanym szokiem. Eddie leżał na podłodze z nogą spuchniętą i zsiniałą, obok niego siedziała Lexie z dłonią poparzoną a tuż obok Syriusz, Peter, Lily i Maddie próbowały… Potter musiał zamrugać kilka razy by upewnić się, że widzi wszystko dobrze – Nie no, stary pobiłeś rekord! – ucieszył się James, upuszczając torbę i podszedł bliżej, żeby popatrzeć – Wiedziałem, że ktoś w końcu wejdzie w tynk ale nie myślałem że ty i… Po kolano! Jesteś pewna, że to nie jest jakaś klątwa?
April zarumieniła się, ale nic nie powiedziała.
Odkuwanie nogi Remusa nie zajęło już dużo czasu. Równocześnie wszyscy zajęli się opatrywaniem Lexie i Eddiego. Podczas obwiązywania ręki Lexie dłoń Charlie drgnęła i nadziała się na nożyczki, którymi odcinała kawałek bandażu.
I po raz czwarty tego dnia, apteczka ruszyła w ruch. Jak się okazało, to wcale nie był koniec. Chwilę potem Lily zabrała Gabriele do kuchni, żeby przygotować kanapki i zaraz przybyła kolejna pacjentka do „Domowego szpitala”. Gabriele nie zdołała przekroczyć progu kuchni gdy potknęła się i legła na ziemie, uderzając nosem w ziemię. Lily, próbując jej pomóc, zahaczyła nogą o stół, boleśnie uderzając się w kość piszczelową.
W całym tym zamieszaniu zginęła nagle gdzieś April. Remus rozejrzał się po salonie czujnie, ale nigdzie nie dostrzegł małego tajfunu zniszczenia. Obszedł dokładnie każdy kąt i już miał pytać się o to Maddie, gdy dostrzegł kolorową plamę poruszającą się za oknem.
Wyszedł przed dom.

Siedziała na ławce tuż obok kręgu, w którym urządzali ognisko, z nogami podkulonymi pod brodę i otoczonymi dłońmi. Na jego widok drgnęła i szybko otarła zaczerwienione i mokre oczy.
- Hej, co się dzieje? – spytał łagodnie Remus, podchodząc do niej i siadając na brzegu. Pociągnęła nosem.
- Przynoszę wam wszystkim pecha – wyszeptała zakłopotana – Masz rację, jesteś tajfun zniszczenia…
- Daj spokój – Remus uśmiechnął się – To żarty, nie przynosisz pecha!
- Powiedz to Lexie, Eddiemu i Charlie! – wyrzuciła z siebie, patrząc na niego przeszklonymi oczami. Remus opuścił zakłopotany wzrok – O nie, kto jeszcze…!?!
- Tylko głupie siniaki, nic im nie jest i… - zaczął, ale nie danym było mu skończyć bo April zalała się łzami. A tego Lupin się nie spodziewał. Patrzył na nią oszołomiony, zupełnie nie wiedząc co powinien robić.
Poczuł wyrzuty sumienia – w końcu ile razy złościł się na nią za swoją własną nieuwagę i niezdarność, chociaż ona nie zrobiła nic prócz tego, że była? Prawdą było, że trafił uwagę zawsze gdy się zjawiała, jednak…
- Posłuchaj – powiedział łagodnie – Nie przynosisz pecha. To remont, wypadki się zdarzają… Wszyscy jesteśmy dziś zmęczeni nic dziwnego, że łatwiej o siniaka…
- Okaleczyłam…. – April zawahała się, marszcząc brwi. Remus zaczął liczyć w myślach – siedem osób i…
Urwała, gdy zza okna dobiegł ich huk i krzyk. April jęknęła.
- Osiem!
- Uspokój się – powiedział szybko Remus czując, że ta sytuacja zaczyna go bardzo bawić – To nie jest twoja wina.
- Lepiej by wam było beze mnie i mojego pecha – wychlipała. Remus westchnął.
- Wszyscy kochają ciebie i twojego pecha – powiedział stanowczo – Ja na przykład nie wyobrażam sobie już życia bez kilku dodatkowych siniaków. Uzależniłaś mnie od tego jak od czekolady.
Pociągnęła nosem, ale jej buzię rozjaśnił minimalny uśmiech. Remus poczuł ulgę – udało mu się samemu załagodzić tą sprawę, a w pewnym momencie był pewny, że sobie nie da rady. Skoro jednak April zdobyła się na uśmiech, musiało udać mu się ją przekonać.
- Nie przynosisz nikomu pecha – powtórzył dla pewności, wstając – To tylko my jesteśmy nieostrożni…
To co się stało ułamek sekundy później, było jakby zaprzeczeniem jego słów. Noga, nadal dość słaba ugięła się lekko pod ciężarem jego ciała a druga, którą zamierzał zrobić krok, została w tyle. W ten właśnie sposób Remus Lupin podciął sam siebie i legł na ziemię.
April krzyknęła, zakrywając buzię dłonią a oczy znów się jej zaszkliły.
- To… To nic – powiedział ciężko Lupin, próbując się podnieść – Tylko kolejny siniak do kolekcji… Siniaki… Od nich się mężnieje.

- I nie ma śladu znaku – powiedziała łagodnie Lily, odstawiając pudełeczko z maścią na gojenie ran i obejrzała dokładnie twarz Gabriele – Wszystko jest tak, jak było.
- Dzięki – uśmiechnęła się dziewczyna, dotykając swojego policzka – To jakiś pomór jest…
- To tylko April – zaśmiała się Lily, a kiedy dziewczyna zmierzyła ją zaskoczonym spojrzeniem, wyjaśniła – Wiesz, to taki jej wpływ na Remusa, biedny zawsze robi się niezdarny kiedy ją widzi. Widać dziś przeszło to i na nas.
- Oh, lubi ją – uśmiechnęła się szeroko Gabriele – Myślałam, że chodzi z… - zamyśliła się, próbując przypomnieć sobie imię, o które jej chodziło.
- Maddie – wtrąciła łagodnie Lily – Tak, są ze sobą.
- Nie powinien przewracać się na jej widok? – spytała dziewczyna, wyraźnie zbita z pantałyku tą dziwną sytuacją. Lily roześmiała się.
- Pewnie powinien – wzruszyła ramionami z uśmiechem i zaczęła chować apteczkę do torby.
- Dziwna sytuacja – oznajmiła dziewczyna i zamilkła. Lily spojrzała na nią przez ramię.
- Zawsze tak mało mówisz, czy tylko przy nas? – spytała łagodnie, odwracając się do niej i przypatrując z uwagą. Dziewczyna zarumieniła się.
- Różnie – odpowiedziała krótko – To zależy.
Lily pokiwała głową. Minęła chwila i potem znów się odezwała.
- Jesteście z Peterem w jednej grupie? Skąd się znacie? – spytała, kiedy dziewczyna potrząsnęła głową.
- Z biblioteki – odpowiedziała z uśmiechem – Tak jakoś to wyszło.
- Zawsze sądziłam, że to Remus jest pretendentem do książkowych znajomości – wyrwało jej się i spojrzała z lekką niepewnością na Gabriele, która zarumieniła się. Lily pomyślała że właśnie zrobiła coś bardzo głupiego i zdała sobie sprawę, że zupełnie nie wie jak teraz z tego wybrnąć. Na jej szczęście do kuchni wpadł z odsieczą James.
- Potrzebuję kilku plastrów – oznajmił Lily – Chyba dziś nic nie wyjdzie z zdzierania tapet, Syriusz właśnie rozbił okno i cały się pokaleczył… O, nie zauważyłem cię – powiedział do Gabriele i uśmiechnął się łagodnie – Tylko jej nie wystrasz – poprosił łagodnie żonę, całując ją w policzek i wybiegł z kuchni obładowany plastrami.
- Zacznę robić kanapki, pewnie wszyscy są głodni – powiedziała Lily – Możesz tam do nich iść, jeśli…
- Może lepiej zostanę… Tu jest chyba bezpieczniej…
Lily uśmiechnęła się, wręczyła Gabriele bochenek chleba i obie zaczęły przygotowywanie kanapek.

Ku uldze April do końca dnia nikomu nie przydarzyło się nic więcej. Rozmowa z Remusem wyraźnie podniosła ją na duchu i bardzo szybko odzyskała swój dobry humor, zarażając nim każdego w promieniu pięciu stóp. Przezornie jednak zrezygnowali z dalszych prac.
- Widać gwiazdy nie są dziś po naszej stronie – podsumowała Gabriele idealnie naśladując głos wróżki Isobell, która prowadziła popołudniową radiową audycję przepowiadania przyszłości.
Dziewczyna powoli zaczęła być bardziej widoczna. Nie była osobą tak otwartą jak April czy Charlie, ale dawała się już wciągać w rozmowy powoli zdobywając sympatię wszystkich.
Tego dnia o wiele szybciej wrócili do domu. Lily i James zdecydowali się jednak zostać w Dolinie i zająć się porządkowaniem piętra, na którym było pełno rzeczy do wyrzucenia.
- Co myślisz o Gabriele? – spytała nagle Lily, obracając się i patrząc na Jamesa z uwagą – Jest urocza, prawda?
- Zastanawia mnie co z nimi jest – powiedział Potter – To całkiem ładna, inteligentna i miła dziewczyna… Najwidoczniej nie doceniałem Petera, skoro udało mu się ją poznać.
- Nie bądź złośliwy – mruknęła Lily – To twój przyjaciel.
- Nie jestem złośliwy – powiedział łagodnie – Ciszę się, że ją poznał, uważam że jest bardzo fajną dziewczyną…
- Nie dla niego.
- Tego nie powiedziałem- zastrzegł surowo James.
- Pomyślałeś…
- Nie – zaprzeczył szybko – Chodzi mi tylko o to, że Peter zawsze był nieśmiały i trudno nawiązywał kontakty, zwłaszcza z dziewczynami. To bardzo dobrze, że ją poznał.
- Fakt – zgodziła się Lily przerywając na moment pakowanie rzeczy do pudeł – Kurcze, w końcu jakaś dobra wiadomość, co?
James pokiwał głową z uśmiechem. Jeszcze tylko Syriusz, pomyślał.

James nie miał pojęcia, że rozwiązanie sprawy z Syriuszem jest tak blisko. Sprawa tajemniczej dziewczyny z baru nie dawała mu spokoju. Był pewny, że Syriusz przegapił coś bardzo ważnego, zostawiając tą znajomość nim jeszcze się rozwinęła. Potter nie wiedział co, ale uczucie to towarzyszyło mu bardzo długo i bardzo nachalnie.
Rozważał nawet czy nie szukać jej na własną rękę ale zupełnie nie wiedział od czego zacząć. Nawet jej przecież nie widział. Niechętnie zostawił więc tą sprawę uznając, że najwidoczniej tak miało się stać.
Do tej decyzji nakłoniła go również Lily, która okazała się drażliwa ilekroć tylko o tym wspomniał.
- Daj temu spokój – powiedziała pewnego razu  Lily – Gdyby Syriusz chciał coś z tym zrobić, już by to zrobił.
Potter zrezygnował więc.

Minęło kilka dni. James Potter zapukał do drzwi przyjaciela i zaraz potem ujrzał go w pełni ubranego i gotowego do wyjścia.
- Idziemy na spacer do parku – oznajmił mu na powitanie, wskazując ręką na leżącego w wózku Lucasa – Idziesz z nami?
- Chciałem pogadać – powiedział James, pomagając Syriuszowi wynieść wózek z domu – Tak myślałem o naszej ostatniej rozmowie i…
- Jeszcze nie odpuściłeś? – zapytał rozbawiony Black – Daj spokój, mówiłem ci, że nawet gdybym chciał to i tak jej nie znajdę. Nic o niej nie wiem, powiedziałem ci wszystko.
- Może coś przeoczyłeś…
- Dlaczego ci tak na tym zależy, co? – spytał go Syriusz obserwując z uwagą przyjaciela – Zaparłeś się jakby to chodziło o ciebie.
- Mam przeczucie – mruknął James – Po prostu czuję, że to był twój błąd.
- Głupoty opowiadasz – machnął ręką Syriusz – Odpuść sobie, przepadła. Próbowałem jej znaleźć. Koniec sprawy.
- Ale… - zaczął James, ale Syriusz już go nie słuchał. Usiadł na ławce i zajął się poprawianiem kocyka którym przykryty był Lucas. Westchnął zrezygnowany – No dobra…  Można tu gdzieś dostać kawę? Padam z nóg…
- Tu gdzieś jest budka z gorącymi napojami – powiedział Black – weźmiesz dwie?
- W porządku  - pokiwał głową James i odszedł zamyślony. Trudno było mu się pogodzić z obojętnością Syriusza. Być może faktycznie powinien dać sobie spokój. Być może Syriusz miał rację i James trochę za bardzo się tym przejmować. Prawda była jednak taka, że ilekroć dopadało go takie przeczucie względem osoby dobrze na tym wychodził. Ostatni raz czuł je przecież względem Lily.
Zamyślony nie zauważył idących z naprzeciwka ludzi i z całej siły wpadł wprost na jakąś kobietę. Przeprosił ją kilka razy pomagając wstać i oddalił w kierunku budki z kawą.

Abby otrzepała płaszcz i obróciła się, mierząc rozbawionym spojrzeniem oddalającego się faceta który chwilę wcześniej powalił ją na ziemię.
- Ktoś tu marzy o niebieskich migdałach – zaśmiała się pod nosem kręcąc głową i wsadziła dłonie do kieszeni. Zamarła zaledwie kilka kroków dalej, a jej serce zabiło trochę szybciej.
- Rany boskie…

Syriusz przypatrywał się oddalającemu Jamesowi z rozbawieniem. Potter zwariował. Czepił się dziewczyny z baru tak, jak kiedyś zrobi to z Lily i nie było szansy, żeby się jej odczepił. O tygodnia pytał tylko o nią. Syriusz początkowo zbywał to śmiechem, teraz zaczęło go to jednak niepokoić. Przyjaciel nie znudził się i ciągle naciskał go do działania, a Black zaczął martwić się, że niedługo zacznie być to kłopotem. Jego rozmyślenia przerwał cichy głos.
- Przegapiłeś pierwszy śmiech?
Obrócił błyskawicznie głowę a oczy rozszerzyły mu się ze zdziwienia.
- Jak masz na imię? – zadał pierwsze pytanie, które wpadło mu do głowy. Zaśmiała się.
- Wow, nie spodziewałam się takiego pytania – powiedziała rozbawiona – Jestem Abigaile, ale mów mi Abby – wyciągnęła przed siebie dłoń. Oszołomiony uścisnął ją.
- Syriusz – powiedział krótko i zmarszczył brwi – Jak mnie znalazłaś?
- Nie szukałam cię – odpowiedziała – Idę na plac zabaw.
- Plac… No tak, masz córeczkę – przypomniał sobie, obserwując jak dyskretnie zagląda do wózka.
- Lynn – zgodziła się z uśmiechem – Więc jak, przegapiłeś pierwszy śmiech? Nie sądziłam, że tak łatwo będzie cię przekonać…
- Dziękuję – powiedział od razu – Nie, nie przegapiłem śmiechu, musiałem nawet trochę poczekać.
- Tak, wiem – odpowiedziała – Dziewięciotygodniowe dzieci rzadko śmieją się do rozpuku. Zwykle zaczynają troszkę później…– spojrzała na zegarek – Przepraszam, ale muszę już iść. Cieszę się, że do niego wróciłeś. Powodzenia!
I nim zdołał ją zatrzymać pobiegła w stronę placu zabaw.
- Kto to był?

James zatrzymał się w pół kroku, patrząc oszołomiony na przyjaciela który… Nie był sam. Obok niego stała kobieta na którą chwilę wcześniej wpadł! Nie wiele myśląc podbiegł w stronę krzaku obok ławki i zaczaił się w nich nasłuchując.
– … przegapiłeś pierwszy śmiech? Nie sądziłam, że tak łatwo będzie cię przekonać…
- Dziękuję – powiedział Syriusz – Nie, nie przegapiłem śmiechu, musiałem nawet trochę poczekać.
- Tak, wiem – odpowiedziała – Dziewięciotygodniowe dzieci rzadko śmieją się do rozpuku. Zwykle zaczynają troszkę później…–  Przepraszam, ale muszę już iść. Cieszę się, że do niego wróciłeś. Powodzenia!
Odeszła. Syriusz patrzył za nią przez chwilę co dało Jamesowi możliwość wyjścia z krzaków.
- Kto to był? – zapytał, a Black podskoczył i spojrzał z wyrzutem na przyjaciela.
- Abby – powiedział krótko, kiedy Potter usiadł obok niego i poczekał aż napije się kawy – Dziewczyna z baru…
James wypluł wszystko to, co miał w ustach.
- Żartujesz!?
- Nie. Jak to zrobiłeś? Jak ją znalazłeś? – zapytał obserwując przyjaciela z uwagą. James przerwał wycieranie spodni.
- Co? Ja? To nie ja – powiedział James – Nie miałem z tym nic wspólnego.
- Jasne, sama przyszła tu przypadkiem – prychnął Syriusz, a widząc minę Pottera zmarszczył brwi – Daj mi chwilę.
Poderwał się na równe nogi i pobiegł przed siebie.
-Mówiłem…

- Czekaj!
Dogonił ją na placu zabaw. Spojrzała na niego zaskoczona.
- Muszę cię o coś spytać – powiedział i pociągnął ją lekko tak, by znaleźć się poza zasięgiem wzroku innych matek – Znasz go?
Wskazał ręką na Jamesa który próbował wytrzeć kawę z siebie. Czując na sobie ich spojrzenia podniósł głowę i ich spojrzenia się spotkały.
- Przewrócił mnie przed chwilą – powiedziała obojętnie – A tak, nie widziałam go nigdy dotąd. Chociaż wygląda trochę jak Lennon.
- Kto? Nie ważne… Naprawdę widzisz go pierwszy raz?
- Naprawdę nie wiesz kim jest Lennon?
- To aż tak ważne??
- Ważnym jest, czy widzę go pierwszy raz?
Spojrzeli na siebie ogłupiali a potem równocześnie uśmiechnęli się.
- Będę szedł – powiedział odwracając się.
- Ten plac zabaw to świetne miejsce na spacer – powiedziała za nim – Dzieci powinny spędzać codziennie przynajmniej godzinę na spacerze…
- Wiem, wychodzimy codziennie - odpowiedział z uśmiechem. Tyle im wystarczyło.

- To umówiłeś się z nią czy nie? – pytał po raz kolejny James, zupełnie nie rozumiejąc tego, co powiedział mu Syriusz. Black uznał jednak temat za zamknięty.
- Kim jest Lennon? – spytał go, marszcząc brwi, a James wzruszył ramionami.
- Nie mam pojęcia. Dlaczego pytasz?
- Uważa, że wyglądasz trochę jak Lennon – stwierdził Syriusz. James zasępił się.
- Może to jakaś rzecz? – zapytał go Potter, a Syriusz zamyślił się.
- Nie, raczej nie, pytała czy nie wiem kim jest, więc to raczej osoba – oznajmił – A może źle zrozumiałem.
- Trzeba spytać Remusa, on na pewno wie – uznał James, a Syriusz pokiwał głową – Pewnie znów się obrazi, że traktujemy go jak encyklopedię.
- Nie traktujemy. Kto ma wiedzieć, jak nie Remus?
James przytaknął gorliwie.

- Kim jest Lennon?
Remus spojrzał na nich lekko ogłupiały i wzruszył ramionami.
- Skąd mam wiedzieć, wyglądam na encyklopedię? – zdenerwował się Lupin, a James spojrzał na Syriusza ze spojrzeniem mówiącym: a nie mówiłem.
- Ty zawsze wszystko wiesz – usprawiedliwił się Black – Naprawdę nie wiesz, kto lub to jest?
- Nie mam pojęcia kto lub… co to jest – powiedział Lupin i zmarszczył brwi – Dlaczego pytacie? Po co wam to?
- Podobno wyglądam jak Lennon – stwierdził krótko James. Remus przyjrzał mu się z uwagą.
- To może jakieś zwierzę???

- Lily, kim jest Lennon?
- John Lennon? – spytała marszcząc brwi, a James spojrzał na Syriusza, który wzruszył ramionami.
- A jest jakiś inny? – zapytał dyplomatycznie Black a kiedy Lily wzruszyła ramionami, odpowiedział – Możliwe…
- Nie mówcie, że nie wiecie kim jest Lennon? – Spojrzała na nich z rozbawieniem.
- To na pewno ten! – ucieszył się Syriusz, wskazując na Lily palcem – Więc, kto to jest?
- Boże, wy naprawdę nie wiecie… Nigdy o nim nie słyszeliście? Beatlesi? Nic wam nie szumi w głowach??
- Jakieś robaczki…? – zapytał nieśmiało Syriusz.
- Sam jesteś robaczek! – zdenerwowała się Lily – Wasza świadomość jest zerowa! Wymagacie od mugolaków żeby znali całą waszą kulturę a nie czynicie nawet małego kroczku żeby poznać naszą! Ignoranci – prychnęła – Moglibyście okazać chociażby trochę zainteresowania!
- Okazujemy! – sprzeciwił się James, a Syriusz skulił w sobie próbując ukryć rozbawienie – Lily, kochanie, uświadom nas…
- Sam się uświadom – prychnęła kobieta – Proponuję zacząć od półki z moimi płytami, ignorancie!
I nie czekając na ich odpowiedź zabrała Lucasa i wyszła z kuchni.
- No to masz przerąbane…

- Jest – uciszył się James, zdejmując z półki pudełko z płytami Lily – Merlinie, ile ona tego ma…
Pochylili się obaj nad pudełkiem i zaczęli je przeszukiwać.
- Niczego z tego nie znam – powiedział Potter, odkładając kolejno pudełka z płytami – Jest, the Beatles… Który z nich to Lennon?
Syriusz wychylił się, żeby przyjrzeć zdjęciu na okładce.
- Wyglądają tak samo – stwierdził po chwili zamyślenia.
- No nie wiem, ten jest jakby większy…
- Daj spokój, wszyscy wyglądają tak samo – stwierdził krótko Potter i wsadził rękę do pudła, wyjmując kolejną płytę – Ty, może to któryś z nich?
- Ten, na pewno – powiedział uradowany Syriusz. James przytknął nos do opakowania.
- Nie wygląda jak ja! – fuknął się Potter – Twoja dziewczyna jest ślepa, powinna iść do okulisty!
- Sam jesteś ślepy – prychnął Syriusz a po chwili się zreflektował i dodał – I nie jest moją dziewczyną.
- Gratuluję refleksu – wyszczerzył zęby James i umknął przed dłonią – Zobaczmy co to za rewelacje.
Włożył płytę do gramofonu, machnął różdżką i zaraz potem popłynęła muzyka.
Wsłuchiwali się w nią czujnie, nie mówiąc nawet słowa. Siedzieli tak piosenkę, dwie, trzy aż w końcu odezwał się James.
- Nijakie jakieś to jest – stwierdził zawstydzony, a Syriusz przytaknął głową.
- Bez polotu – zgodził się. Drzwi otworzyły się i do środka weszła Lily.
- I co, geniusze? – spytała, siadając na fotelu – Jak wam się podobają dźwięki mugolskiego rocka?
- Wiesz kochanie, jakby ci to powiedzieć… To słabe – powiedział James. Lily uniosła wysoko brwi a Syriusz znów skulił się w sobie – W tym po prostu nie ma nic porywającego…
- Sam jesteś słaby – prychnęła – I masz gówniany gust. Nie chcesz słuchać, to nie, oddaj moje płyty i spadaj – powiedziała i znów wyszła.
- Będzie noc na kanapie… - zaśmiał się Black i zmarszczył brwi – Ej, stary, noga ci drga.
Potter spojrzał na swoją stopę, która uderzała o podłogę w rytm piosenki. Szybko ją zatrzymał ale zaraz potem noga znów zaczęła swoje.
- Twoja też i ci nie wypominam – prychnął James, a Black spojrzał na nogę i przeklął siarczyście – No dobra, może faktycznie trochę wpada w ucho, ale bądźmy szczerzy… Są bardziej porywające kawałki.
- Zgadza się – pokiwał głową Syriusza i zapadła chwila cisza – James, kiwasz się…
- Cholera jasna! – przeklął Potter – Nie mogę, to moje ciało samo, nie mam nad tym kontroli.
- Spokojnie – Syriusz doskoczył do niego i spojrzał z powagą – Nie bój się, wyciągnę cię z tego. Wszystko będzie dobrze. Wyłączymy gramofon i po sprawie. Nikt tego nie widział, to zostanie między mną i tobą.
- Tak – pokiwał głową Potter. Syriusz wstał i podszedł do gramofonu a James wydał z siebie przeraźliwy krzyk – Nie wiem jak ci to powiedzieć ale… Szedłeś tanecznym krokiem…
- Nie! – Black obrócił się w stronę przyjaciela z przerażeniem – Diabelska muzyka…



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz