Rozdział 9

- Brawo, pobiliście właśnie rekord popularności! Jesteście na językach całej szkoły i jak się zdaje, grona nauczycielskiego! Mówią o was nawet absolwenci! Jutro informacje o was pojawią się pewnie w Proroku! – Powiedział dziarsko Syriusz, wchodząc do dormitorium – Rogacz, po jaką cholerę, się pytam, ci to potrzebne? Nie mógłbyś na przykład, no nie wiem, dać sobie spokój?! Ta ruda małpa nie jest warta nawet Twojej złości!
- Sądzisz że to takie proste? – spytał z powątpieniem Potter, który ułożył się na łóżku i odbijał ręką małą piłeczkę od ściany.
- Ale, dlaczego ona!?
Wzruszył ramionami, nadal nie patrząc na przyjaciela. To pytanie, zadał sobie już wiele razy i nigdy, ale to nigdy nie udało mu się uzyskać odpowiedzi. Wszystkie wydawały się być zbyt proste i banale, nawet jak dla niego.
- Nie wiem.
- To ja mam wiedzieć? Przecież to Twoja głowa! – obruszył się Black.
- Po prostu – podniósł się na łokciach i spojrzał uważnie na przyjaciela – nie umiem ci tego wytłumaczyć. Po prostu, ona i już.
Zapadła krótka cisza. Ta odpowiedź w zupełności wystarczyła Syriuszowi. Usiadł na swoje łóżko, zastanowił się przez chwilę. Remus wykorzystał to szybko, by zaspokoić swoją ciekawość.
- Czego chciał od ciebie Eddie?
Potter wybuchł głośnym śmiechem.
- Starał się mnie nakłonić, żebym… moment, żebym nie przekręcił… stał się wolnym, poprzez odwrócenie się od kobiet.
- …
- Nie patrzcie tak! Mówię poważnie! – zaśmiał się głośniej widząc zszokowane miny przyjaciół. W końcu odezwał się Remus.
- Że chciał żebyś co…?
- Wiecie, to podobno wyzwala – oznajmił Potter, idealnie naśladując głos Eddiego. Teraz, gdy zdążył już się uspokoić, mógł sobie pozwolić na spokojny i poważny ton, co jeszcze spotęgowało zaskoczenie przyjaciół – kobiety nie mają sumienia, są bez uczuć i…

Dwadzieścia minut wcześniej, korytarz prowadzący do męskiej toalety.

Kobiety to zło, zło konieczne, na które my, mężczyźni musimy, bezwzględnie przystawać, bo one sobie tak to wymyśliły! Sądzą, że są władcami świata, bo udaje im się nas okręcić sobie w około palców! A my, kretyni, dajemy im kierować nami jak marionetkami! Pozwalamy im na wszystko! Dajemy się im wykorzystywać, bo myślimy, że tak musi być! A to błąd! Jesteśmy silni, możemy się im postawić!
Eddie zatrzymał się, uniósł wysoko do góry pięść. James przyglądał mu się, nadal zbyt zszokowany, żeby cokolwiek z siebie wydusić. Mauer spojrzał na niego.
- Ty nie pojmujesz idei – stwierdził, opuszczając rękę. Westchnął ostentacyjnie, objął go ramieniem i zaczął prowadzić przed siebie – bo widzisz, to jest tak, jak z polowaniem. Ty, jesteś myśliwym. Masz strzelbę, lornetkę, spodnie… wizualizuj to sobie, to szybciej zrozumiesz – dodał po chwili – jesteś na pustyni. Masz strzelbę, lornetkę. Namierzasz zwierzyną. Ona to Twoja zwierzyna. Niedźwiedź, dajmy na to..
- Prędzej hienia – wtrącił Syriusz, a James uciszył go ruchem ręki
- … widzisz niedźwiedzia?
 Na pustyni? – upewnił się James, otwierając jedno oko, a Eddie pokiwał głową.
- Śledzisz ją, jest duża i dorodna, chcesz ją schwytać, obedrzeć ze skór i upiec na rożnie…
- Lily?
- Nie! Niedźwiedzia! Próbuję Ci pomóc! Skup się! Szczegóły są nie istotne. Więc skradasz się, ona chowa się po jaskiniach…
- Na pustyni? Przepraszam, ale trudno mi to sobie wyobrazić. Może lepiej niech to będzie las?
- Może być las – westchnął Mauer – ważne, że chcesz ją upolować. Jesteś już o krok, myślisz, że udało ci się ją schwytać i wtedy…  - zawiesił głos – Pac!
James podskoczył, otwierając oczy.
- To ty jesteś z pułapce. Pożera cię na miejscu. Albo jeszcze gorzej, bawi się tobą, jak jakaś szyszką! Rozumiesz?
- Chyba… - powiedział powoli. Eddie pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Kobiety to zło! Zło, konieczne.  Bez nich by nas nie było  w związku z czym, uważają nas za swoją własność! Poniżają, wykorzystują! Ośmieszają! Jesteśmy podobni, oboje poniżeni przez swoje zdobycze, wodzeni za nos! Tylko, że ja odkryłem ich zamiary. Uciekłem, kiedy jeszcze mogłem. A Ty walczysz, nie zdając sobie sprawy, że równocześnie dajesz jej się coraz bardziej podejść. Uciekaj, przyjacielu, póki możesz. Kobiety to zło.

[xxx]

Gdy Potter kończył mówić, jego głos był całkowicie zagłuszony w śmiechu Syriusza i Remusa. Peter, który przysłuchiwał się relacji przyjaciela, chichotał pod nosem najciszej z całej czwórki.
Syriusz złapał się za brzuch, bezskutecznie próbując nabrać powietrza. Czerwony na twarzy Remus, zaśmiewając się do łez, zdołał tylko podnieść dłoń i wskazać na zapowietrzonego Blacka. James bardzo powoli podszedł do niego, przytrzymując się ram łóżka, klepną go dwa razy po plecach i opadł obok niego, nie mogąc dłużej utrzymać równowagi.
Minęła dłuższa chwila, nim zmęczeni śmiechem uspokoili się na tyle, by coś powiedzieć.
- Rozważysz to? – Wykrztusił od razu Remus, na co Black znów zaczął się śmiać. James zachichotał z trudem formułując odpowiedź.
- Mężczyźni… onieśmielają mnie…
Wystarczył, by doprowadzić ich do kolejnego wybuchu śmiechu. Tego wieczora, jeszcze długo było ich słychać.

[xxx]

Nastały ciężkie dni dla uczniów Hogwartu. W powietrzu wyczuwało się rosnące z dnia na dzień napięcie. Najtrudniejsze jednak, okazały się być one dla Lily i Jamesa.
Ilekroć zdarzała się sytuacja, sprzyjająca awanturze, oboje musieli siłą woli zmuszać się, by zachować spokój i nie zareagować na prowokacje.
I tak Lily, rozgniotła w dłoniach swoją kanapkę, gdy podczas śniadania, James zażartował z Eddiego. Chłopak nie przejął się tym ani trochę, odpłacając się przy okazji ciętym komentarzem o okularach Pottera. Wszyscy ubawili się przy tym mocno, a Lily pozbawiła się ulubionej kanapki z masłem czekoladowym Gdy w czasie zajęć z zaklęć, Lily przesadziła z urokiem Plączącego Języka, a Remus przez dwie godziny gadał jak najęty bez ładu i składu, James mało nie wybuchł, żeby nie rzucić komentarza o jej celności. Skupił się tak bardzo na powstrzymaniu się od złośliwości, że sam zamyślił się za bardzo i nie dość że rzucił czar zbyt mocno, to jeszcze chybił i Bogu ducha winny Remus spędził resztę dnia w Skrzydle Szpitalnym.
Gdy następnego dnia, James powstrzymywał się od skomentowania kucyka Lily, która upięła włosy bardzo wysoko, Syriusz z którym ćwiczył Potter ucierpiał znaczenie bardziej, niż dzień wcześniej Remus. Trafiony przeinaczonym zaklęciem, przez cały dzień śpiewał piosenki folklorystyczne i nawet Profesor Flitwick nie był w stanie zdefiniować uroku, jakim potraktował go Potter. Chociaż pozornie, jest to mała krzywda, w porównaniu z tą jakiej doświadczył Remus, okazuje się, że to Black znalazł się w gorszej sytuacji. 
Dysponując mocnym głosem i znikomą znajomością biesiadnych piosenek, używał swojej wyobraźni, tworząc mniej lub bardziej przyzwoite teksty, z których kilka przeszło do historii Hogwartu na wiele długich lat. Irytował tym, naturalnie znaczą część szkoły, a gdy w czasie obiadu wskoczył na stół Gryfonów na cały głos powtarzając refren ułożonej przez siebie ballady o stonce ziemniaczanej, która zniszczyła rolnikowi uprawy, Minerwa McGonagall zdecydowała, że dopóki urok nie minie, Black będzie w Skrzydle Szpitalnym. Wyszedł z niego dopiero następnego dnia, a piosenka o stonce górowała na liście hitów Hogwartu jeszcze przez kilka dni.
Lily nie przyjęła do wiadomości faktu, że Potter zrobił to niechcący. Przez resztę dnia dawała chłopakowi mocno do zrozumienia, że pogarda jego żartami. Nie pomógł nawet fakt, że następnego dnia, Syriusz, już celowo, podmienił Jamesowi składniki eliksiru, powodując wybuch w klasie. James przez kilka godzin chodził z morskimi włosami, a Lily musiała przechodzić samą siebie, żeby nie skomentować fryzury kolegi.
Na tym jednak, wypadki nie skończyły się. Zdezorientowanie pary, odbijało się na zdrowiu prawie całego roku. Skupieni na tym, żeby się ignorować, zapominali o bożym świecie, powodując coraz to nowe wypadki i przysparzając sobie nowych powodów do kpin. I nieustannie, krąg się zamykał.
Doszło już do tego, że w czasie zajęć nikt nie chciał przebywać w ich pobliżu, obawiając się o swoje zdrowie. Nawet nauczyciele, starali się odsuwać na bezpieczną odległość gdy Lily i James wyciągali różdżki.
Na szczęście, lub nieszczęście, trwało to tylko niespełna tydzień. Po równo pięciu dniach i trzech godzinach, nastąpił długo oczekiwany wybuch.
Tak naprawdę, nikt nie wie do dziś, kto pierwszy nie wytrzymał – istniały nawet teorie, że wybuch nastąpił równocześnie. Równie wielką tajemnicą było też to, o co poszło. Niektórzy byli przekonani, że tym razem nie było nawet powodu.
Przebiegu kłótni, nie potrafił powtórzyć nic. Tak zawziętej, zażartej i ostrej kłótni, nie widział nikt. Świadkowie relacjonowali, że przypominało to huragan – zaczęło się nagle, trwało krótko i nagle się skończyło.
I rozpoczęło falę ulewnych deszczy na długi, długi czas. Awantury w wykonaniu Evans i Pottera, stały się bowiem rytuałem.
Minął październik. Noc Duchów przyniosła załamanie się pogody. Za oknami było coraz bardziej pochmurno, deszcz padał nieustępliwie. Błonia opustoszały, a wieczorami w pokojach wspólnych, siedziało coraz więcej uczniów.

[xxx]

Gdy tylko otworzyła oczy, zdecydowała, że tego dnia nie ma głowy do lekcji. Spojrzała na zegarek, jęknęła w duchu i nieśmiało wysunęła nos zza kołdry.
Natychmiast dobiegł ją chłód, panujący w pokoju. Zatrzęsła się z zimna i schowała z głową pod poduszką. O tej porze roku, w Hogwarcie panował wyjątkowy ziąb. Kominki dopiero co zaczęły grzać a na dworze pogoda nie rozpieszczała ich ciepłem. Zimne mury zamkowe nie zdążyły się jeszcze dostatecznie ogrzać, a uczniowie przeprosili się z ciepłymi swetrami i skarpetami.
- Lily, pobudka – zawołała Lauren, wychodząc z łazienki i susząc włosy ręcznikiem – Już nie śpisz?
- Jak widać. Boże, jak zimno – dodała z jękiem Evans, nieudolnie próbując się podnieść – jak ty możesz myć głowę w taki ziąb?
Wzruszyła ramionami.
- Kwestia przyzwyczajenia – powiedziała, stając przy lustrze. Mruknęła zaklęcie a z różdżki wypłynął ciepły strumień powietrza, którym zaczęła osuszać mokre włosy.
Lily przyjrzała się przyjaciółce. Jej włosy, które na początku września sięgały ramion, teraz opadały jej aż do łopatek. Evans zawsze zazdrościła King tego, że jej włosy rosną dużo szybciej niż przeciętemu człowiekowi.
- Chyba się przeziębiła – oznajmiła w końcu zrezygnowana – nie dam rady wyjść z łóżka.
Lauren spojrzała na nią z politowaniem, pokręciła głową ale nie skomentowała.
- James będzie zawiedziony – powiedziała w końcu. Lily prychnęła – ominie go awantura.
- I dobrze, niech się nie przyzwyczaja. Postanowiłam sobie, że więcej nie dam się sprowokować.
- Kochanie – Lauren odwróciła się do przyjaciółki – obie wiemy, że dasz. Masz to we krwi, złotko. Na pewno nie idziesz na zaklęcia?
- Nie. Musze się wygrzać, umieram z zimna.
- Skoro tak twierdzisz – wzruszyła ramionami, odkładając różdżkę na półkę przy lustrze. Obejrzała dokładnie fryzurę którą ułożyła, pokiwała głową z zadowoleniem i uśmiechnęła się do swojego odbicia.

[xxx]

Lily zdecydowała się wyjść z dormitorium przed obiadem. Śniadanie, którego nie zjadła, zaczęło przypominać jej o sobie przed południem. Pół godziny przed rozpoczęciem posiłku, Lily Evans wstała z łóżka, pospiesznie ubrała się i wyszła z wieży, by po raz pierwszy w tym roku zjawić się w Wielkiej Sali punktualnie.
Gdy weszła, panowały pustki. Tylko poniektórzy, siedzieli już przy stole, który nie był jeszcze nakryty. Lily jęknęła, poprawiła sweter, pociągnęła nosem i rozejrzała się. Mimowolny uśmiech wkradł się na jej buzię, gdy zobaczyła znajomą czuprynę przy stole Ravenclaw.
- Co Ty tu robisz o tej porze? – zagadała, podchodząc bliżej. Eddie uniósł głowę do góry, uśmiechnął się i wzruszył ramionami.
- Złotko, okienko mam – powiedział dziarsko – mój dom ma teraz astronomię. A mnie, jest ona, zupełnie zbędna. Wszak, czy ty, nie powinnaś teraz studiować map nieba razem z innymi, rządnymi wiedzy kadetami??
- Powinnam – rzuciła zdawkowo – ale nie studiuję.
- Lily Evans, wagarujesz!? – oburzył się chłopak, robiąc jej miejsce obok siebie. Roześmiała się, pociągnęła nosem i siadła.
- Chyba dopadło mnie przeziębienie – wyjaśniła krótko i zajrzała do książki, którą czytał – co to?
Westchnął ciężko.
- Mikstury, moja droga – powiedział, kręcąc głową – nie jest to moje powołanie, zdecydowanie.
- Ale moje jest – uśmiechnęła się szeroko – mogę ci pomóc, jeśli oczywiście chcesz.
- Ach, ogniowłosa! Odwołuję wszystkie oszczerstwa, jakie padły z moich ust na Twój temat! Azaliż, dziewoja z ciebie, co ma serce jak dzwon!
Zaśmiała się głośno, odrzucając włosy do tyłu.
- Skąd ty bierzesz takie słownictwo?
- Czasem przesadzam z literaturą fantastyczną – westchnął ostentacyjnie – nie uwierzysz, jak mocno może się zakorzenić język takich wybitnych dzieł.
Uniosła zaskoczona brwi. Widać, Eddie nie był aż tak płytki, za jakiego go zawsze brała.

[xxx]

W drodze do dormitorium, oboje mówili jednocześnie dużo. Jak się okazało, Mauer nie tylko fascynował się literaturą fantastyczną, ale wszystkim, co miało związek z mugolską kulturą. Był w stanie wymienić Lily hity muzyczne puszczane przez większość stacji radiowych w ciągu ostatniej dekady, najnowsze przeboje filmowe, łącznie z ich recenzjami oraz streścić większość książek, których tytuły Lily znała ze słyszenia jak i te, które sama przeczytała. Rozbawił ją prawie do łez, gdy zaangażowaniem opowiadał jej jak działa telewizor i pralka.
Co więcej, był równie biegły w temacie muzyki i literatury magicznej. Dokładnie zarysował jej historię wszystkich ulubionych zespołów, polecił kilka książek i zrelacjonował ostatnie mecze. Evans była pełna podziwu dla tego, ile ten chłopak miał zainteresowań i kiedy dawał rade je zaspokajać.
Jej opinia o uległa dużej zmianie. On też, jak jej się wydawało, przestał mieć o niej niskie mniemanie. Przynajmniej przestał się zwracać do niej per „złowieszcza kreaturo”, jak to miał w zwyczaju.
- To tu – powiedziała gdy zatrzymali się przy Portrecie Grubej Damy – Wejdziesz, będziemy mieć teraz spokój?
- No nie wiem, mam wtargnąć na obcy teren?
Zachichotała.
- Nie martw się, ja już Twój znam – powiedziała zadziornie, i pociągnęła go za sobą do środka.
Eddie rozejrzał się po wnętrzu, próbując zapamiętać jak najwięcej szczegółów. W Pokoju Wspólnym Gryffindoru nie był nigdy, chociaż Chris kilka razy proponował mu, żeby poszedł razem z nim w odwiedziny do Lauren. Odmawiał, twierdząc że nikt go tam nie zaprosił.
Lily zdążyła zauważyć siedzących przy kominku Huncwotów. Ruszyła w ich stronę, krzycząc do niego coś o książce. Potter, rzucił krótki komentarz – Eddie nawet nie usłyszał dokładnie jaki – i tak właśnie, zaczęła się awantura.

[xxx]

Weszła do Pokoju Wspólnego i westchnęła. Lily i James kłócili się o coś zawzięcie, a wszyscy którzy byli w wieży przyglądali się z zainteresowaniem wymianie zdań.
Lily zamachnęła się pięścią i byłaby uderzyła Pottera w twarz, gdyby ten w ostatniej chwili nie złapał jej za nadgarstek.
- Długo się kłócą? – spytała Syriusza, który przyglądał się im znudzony.
- Najlepsze Cię ominęło – oznajmił, patrząc jak rudowłosa bierze zamach drugą dłonią – Dobrze że ma tylko dwie, bo inaczej Rogacz nie nadążałby z reagowaniem.
- Znów będę musiała słuchać wiązanek pod waszym adresem – powiedziała z wyrzutem Lauren – Czy oni muszą się kłócić?
- To lepsze niż kino akcji! – wydyszał podniecony głos.
- Eddie! Co Ty tu robisz, to wieża Gryfonów! – powiedziała z oburzeniem, patrząc na chłopaka. Mauer siedział po turecku na jednym z foteli, trzymając w dłoniach talerzyk z pasztecikami dyniowymi i przyglądając się z przejęciem kłócącej się parze.
- Lily mnie wpuściła – wyjaśnił krótko – Oni się zaraz pobiją!! Nic nie zrobicie?
- Po co? Zaraz im przejdzie. O, mówiłam.
Lily, której obie dłonie przytrzymywał Potter, straciła całkowicie cierpliwość. Z jej ust wydobywał się szaleńczy bełkot, w oczach pojawiły się złowrogie ogniki a twarz przybrała odcień głębokiej czerwieni. Szarpnęła się, wyswobadzając z uścisku chłopaka. Krzyknęła kilka niecenzuralnych formułek, odwróciła na pięcie i zniknęła na schodach prowadzących do dormitorium dziewczyn.
James mruknął coś do siebie i a po chwili i jego nie było już w Pokoju Wspólnym. Tłum uczniów wymienił między sobą komentarze, wracając do przerwanych kłótnią zajęć.
- Już? – Jęknął Eddie, smutniejąc – Wielka szkoda!
- Jutro będzie następna – pocieszyła go Lauren, patrząc na zegarek.
- Nie pójdziesz do niej, pewnie Cie potrzebuje?
- Nie, teraz – znów sprawdziła godzinę – niszczy pewnie nasza sypialnię. To niebezpieczne. Wejść będę mogła za jakieś dziesięć minut.
- Mam już szczerze dość tych ich kłótni – oznajmił Syriusz – Potem przez cały dzień nie idzie się z nim dogadać. Chyba wolałem jak uparcie próbował ją namówić na randkę. Wtedy przynajmniej był bardziej sobą.
- Nie patrz tak na mnie! – Ostrzegła King – To nie jej wina. On zaczyna.
- Nie musiałby, gdyby nie była tak uparta i…
- Jakby sobie odpuścił, nie było sprawy.
- Ty byś sobie odpuściła Collinsa? Nie wydaje mi się – syknął chłopak, mierząc ją surowym spojrzeniem. Wstała.
- To co innego – powiedziała z przekąsem. Black już otworzył usta, gdy nagle odezwał się Eddie.
- Biedne, małe dzieci – oznajmił tonem wielkiego znawcy – przekomarzając się nic nie zdziałacie. Rodzice i tak będą się kłócić.
- Co ty chrzanisz? – spytał Black patrząc na niego jak na kretyna.
- Zamiast szukać winnych, zeswatajcie ich – powiedział krótko Eddie, zajadając się pasztecikami dyniowymi – Będzie mieć święty spokój, jak te gołąbeczki założą wspólne gniazdko.
- Uważaj, bo się uda – mruknęła Lauren, siadając na fotelu – ich się nie da zeswatać.
Rozległ się huk i ze schodów prowadzących do dormitorium dziewczyn wybiegła Kitty, z mokrymi włosami opadającymi jej na twarz.
- Kłócili się. – odgadła zanim którekolwiek zdołało coś powiedzieć – Jess będzie wściekła, Lily strąciła półkę z szamponami jak szukała soli do kąpieli.
- Po co jej sól do kąpieli? – zainteresował się Eddie.
- Mruczała coś o posypaniu prześcieradła… Nie wiem co w nią wstąpiło.
- Zakochałabyś się w Syriuszu? – spytał nagle Eddie a cała trójka spojrzała na niego jak na kretyna.
- Nie! Tzn. nie mam nic do Ciebie ale… Po co to pytanie? – wyjąkała, zakłopotana.
- Nie zrozumiałaś. Pytam, czy zakochałabyś się Syriuszu w ramach naszego planu!
- Jakiego planu??
- Wielkiej swaty!
- Co… - zaczął Black ale Mauer szybko mu przerwał. Jego oczy zaświeciły się tak jak zawsze, gdy wpadał mu do głowy pomysł. Lauren zbyt dobrze znała ten błysk i wiedziała, że będą tego żałować.
- Mam pewien plan.

[xxx]

- To bez sensu – powiedziała Lauren – nawet jeśli jakimś cudem, udałoby mi się przekonać Lily, że cierpię z powodu Blacka, nigdy by sama na to nie wpadła.
- Wpadłaby, jeśli byś jej to podsunęła – oznajmił z dumą Eddie, a King prychnęła.
- Skapnęłaby się.
- Ja bym mogła się zakochać – zaproponowała nagle Kitty, a cała trójka spojrzała na nią z niedowierzaniem – Jestem sama, to by nie było trudne do udania, prawda?
- To by się mogło udać… - wyszeptała Lauren, a Eddie uśmiechnął się szeroko – Jeżeli by to dobrze rozegrać, Lily bo na to poszła.
- Rogacz nie zaprosi jej na randkę – powiedział stanowczo Syriusz – Minął mu ten okres, nie przekonam go. W żadnym wypadku.
- Syriusz… - zaćwierkała słodko King, a Black spojrzał na nią jak na kretynkę – Jesteś taki pomysłowy. Na pewno coś wymyślisz…
- To jest niewykonalne! – upierał się Syriusz – Za bardzo zalazła mu za skórę. Nie ma takich argumentów, które by go przekonały.
Opadła zrezygnowana na miejsce. Kitty zmarkotniała, Eddie zamyślił się przez chwilę.
- I tak oto, padł plan wyzwolenia szkoły – powiedział dramatycznym tonem – będziemy skazani na ich egzystencję do końca naszych dni.

[xxx]

Minęło zaledwie kilka dni, gdy Black przekonał się, jak bardzo się mylił.

[xxx]

Potter mruknął coś niezrozumiale, wchodząc do dormitorium. Przyjaciele podnieśli na niego wzrok jednak zanim którykolwiek zdążył coś powiedzieć, chłopak zniknął za drzwiami łazienki.
Usłyszeli huk, wściekły krzyk Pottera i drzwi otworzyły się z trzaskiem uderzając o ścianę.
- Rogaś, spokojnie te drzwi mają setki lat – powiedział zaniepokojony Syriusz. Potter przeszedł przez dormitorium, otworzył z niemniejszym hukiem szafę wyciągnął z niej koszulkę i owinął nią krwawiącą dłoń.
- Przeklęta Evans! – warknął James i ignorując zszokowane miny  przyjaciół wrócił do łazienki.
- To się robi lekko niebezpieczne – powiedział cicho Syriusz – Ostatnio jest bardziej poharatany niż Lunio po pełni. Wybacz za porównanie.
Lupin wzruszył ramionami, wpatrując się zaniepokojony w drzwi łazienki, zza których dochodziły różnego rodzaju odgłosy, świadczące o nastroju w jakim był Potter.
- A tak z czystej ciekawości, co takiego zrobiła ta rudowłosa diablica? – zapytał nieśmiało Syriusz w stronę łazienki i natychmiast odpowiedział mu dźwięk tłuczonego szkła. Drzwi otworzyły się, James zamachał gwałtownie rękami i zamknął się w łazience.
- To już chyba podpada po furię, prawda? – spytał niepewnie Remus.
Black westchnął zrezygnowany, opadając na poduszkę. Po chwili, do jego głowy wpadł pewien pomysł. Bez słowa zerwał się z łóżka, rzucił „Zaraz wrócę” i wybiegł z dormitorium, potykając się przy wyjściu o torbę Remusa. W pośpiechu dobiegł do klatki schodowej prowadzącej do dormitoriów dziewcząt i uśmiechnął się sam do siebie, gdy uderzył go wściekły głos Evans.
- Bingo.

[xxx]

- King! Pst! Tutaj!
- Co? – Spytała, wchodząc do pustej sali. Syriusz wyszczerzył się w uśmiechu.
- Wiem, jak go przekonać – powiedział szybko.
- Jak to, wiesz?! Twierdziłeś że to jest niewykonalne!
- Pomyliłem się, mam pewien pomysł. Powiedz Jones, że może się zakochiwać. Ja załatwię sprawę z Rogaczem.
Zawahała się.
- Czy to jest aby fair wobec nich? – Spytała cicho a Black westchnął ciężko i usiadł obok niej na ławce.
- Nie wiem, ale to dla ich dobra. Jeszcze trochę i zrobią sobie krzywdę – powiedział, przekonany o prawdziwości swoich słów – Nie przekonamy się, jeśli nie spróbujemy.
- Pewnie masz rację. To co? Zaczynamy?
Pokiwał głową. Popatrzyli na siebie przez chwilę, pewni, że wkraczają na bardzo cienką ścieżkę.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz