W dormitorium szóstego toku, zamieszkałym przez męską część roku, od
ponad godziny panowała nieprzerwana niczym cisza.
Wróciwszy z Wielkiej Sali, każdy zajął się swoimi sprawami. Co więc
następuję: James, zajmując łóżko, w pozycji leżącej dotykając plecami materaca,
omiatał spojrzeniem sufit, który, jak mu się wydawało, zaczynał żyć swoim
własnym życiem. Potter zdecydował nie wgłębiać tematu co gniło, czym było
przedtem i przede wszystkim – jak się tam znalazło.
Syriusz, siedząc na podłodze, opierał się plecami o materac swojego
łóżka i pod gwizdując pod nosem klasykę Trupiejących Maszkaronów, obserwował na
mapie Huncwotów szkolne błonia.
Remus, starając się za wszelką cenę nie dołączyć do nucącego Syriusza,
przeglądał podręcznik od Obrony Przeciw Ciemnym Mocom, ucząc się na pamięć
rozdziału o Gnomach Wielorakich, które w jego mniemaniu widział w ubiegłe
wakacje w ogrodzie sąsiadów.
Peter zajmował najbardziej zapuszczoną część dormitorium, zwaną czasem żartobliwie
przez domowników Puszczą Petera. Opierając się plecami o ścianę, siedział na
łóżku, pochłaniając w całości czekoladowe żaby. Pettigrew, jako jedyny nie
uświadomiony, musiał dość dużo czasu poświęcić na powolne kojarzenie faktów,
nim zrozumiał czemu nikt nic nie mówi.
I postanowił, że w jego przyjacielskim obowiązku, jest coś z tym zrobić.
Początkowo, chciał przeczekać. Biorąc pod uwagę stan w jakim byli
przyjaciele wydawało mu się to jednym logicznym wyjściem. I bezpiecznym dla
niego, przy okazji.
Po piętnastu minutach wymownego milczenia, Peter doszedł do przykrych
wniosków – to nie działa.
Potrzebna była inna taktyka – bardziej złożona i wymagająca od niego
więcej sprytu i pomyślunku. Niestety, Peter nie posiadał ani jednego, ani
drugiego. W pierwszej chwili od razu pomyślał że powinien poprosić o pomoc
Remusa, ale po niezbyt krótkim namyśle doszło do niego, że przecież on również
jest w centrum kłótni. Nawet Peter nie był tak naiwny, żeby wierzyć że Lupin
może pomóc mu załagodzić spór w którym sam bierze czynny udział.
Pozostało mu tylko jedno wyjście – wepchnął ostatnią czekoladową żabę do
buzi, przeżuł ją w milczeniu, wygramolił się niezdarnie z łóżka, podciągnął
portki, które opadły mu trochę i nabierając głośno powietrza wydusił z siebie,
z trudem panując nad głosem:
- Może… pójdziemy do… kuchni?
Odpowiedziała mu cisza. Sądząc, że po prostu go nie usłyszeli, powtórzył
głośniej i bardziej pewnie.
- Może pójdziemy do kuchni?
Tym razem przyciągnął na siebie uwagę przyjaciół. James ziewając
zaszczycił go przelotnym spojrzeniem, Syriusz wychylił się zza łóżka by zaraz
za nim zniknąć, a Remus na chwilę zawiesił wzrok nad tekstem.
Uznając to za odpowiedzi przeczące, Pettigrew spróbował ponownie.
- Podobno Filch dostał dziś nowe środki czystości – oznajmił, tym razem
z marniejszym skutkiem. Remus spojrzał na zrezygnowanego chłopaka i rzucił
obojętnym tonem.
- Można by je rozlać pod jego gabinetem.
James, lekko zaintrygowany podniósł spojrzenie, jednak szybko zdecydował
że to kiepski pomysł, bo nic nie powiedział. Syriusz skwitował propozycję
milczeniem.
- Może podmienilibyśmy mu eliksir na połysk posadzek z eliksirem na
porost włosów? Podobno w połączeniu z kamieniem daje ciekawy efekt.
Tym razem to Black okazał cień zainteresowania.
Remus, zdając sobie sprawę, że tym razem zwykłe metody nie przyniosą
skutku, zdecydował się na wyjście awaryjne.
- Może w takim razie, zaplanujemy coś na czas pełni?
- Mamy jeszcze dwa tygodnie – Oznajmił Syriusz, kompletnie olewając fakt
że to Remus wyszedł z propozycją a nie tradycyjnie James czy on sam.
Lupin załamał ręce. Peter wrócił na swoje łóżko, a Remus znów wziął do
ręki książkę. Znając upór Syriusza i temperament Jamesa, czekał ich czas
cichych dni.
- Ciekawe co McGonagall robi w wolnym czasie – tchnięty aktem
desperacji, stracił rozsądek. To, co powiedział doszło do niego o kilka sekund
zbyt późno. I naturalnie, zadziałało.
Syriusz wyczołgał się na czworaka zza łóżka, James wyskoczył do góry i
spojrzał wyczekująco na przyjaciela.
[xxx]
Gdy Huncwoci przechodzili przez Pokój Wspólny, siedząca przy kominku
Lily Evans jak na zawołanie podniosła głowę znad wypracowania na Historię
Magii. Evans chociaż szczerze nie znosiła tego przedmiotu, zdecydowała się na
jego kontynuowanie, bo tego wymagała od niej jej wymarzona uczelnia. I chociaż
Astronomia z Historią Magii w jej mniemaniu zbyt wiele nie miała wspólnego,
starała się jak mogła, żeby osiągać z niej jak najlepsze wyniki.
- Oni coś kombinują – wysyczała, mrużąc oczy – Potter i Black coś
kombinują.
Lauren, która siedziała na podłodze oparta o fotel zajęty przez Evans
podniosła na nią zaciekawione spojrzenie.
- Masz w sobie jakiś czujnik? Świeci Ci się lampka w głowie gdy Potter
pomyśli o psocie? – spytała rozbawiona, a Evans prychnęła zniecierpliwiona.
- Po prostu widzę! – Wskazała niecierpliwym ruchem ręki na skradających
się Hubncwotów. James rozglądał się czujnie po Pokoju Wspólnym, Syriusz idący
krok w krok za nim narzucił na sobie na głowę szatę wyjściową, Peter schylał
się tak mocno, że mało brakowało a by się wywrócił a Remus…tak po prawdzie
Remus szedł rozbawiony na przyjaciółmi, wzruszając ramionami gdy ktoś spojrzał
w ich stronę.
- Nie nazwałabym przestępstwem tego, że opuszczają wieżę godzinę przed
ciszą nocną – powiedziała ostrożnie King.
- Czy ja się kiedyś pomyliłam?
King otworzyła usta, by je zaraz po tym zamknąć. Opuściła wzrok na swoje
buty.
- Nie chcesz za nimi iść, prawda? Nigdy nie chodziłaś, teraz też nie
chcesz, prawda?
- Nigdy nie chodziłyśmy, i zawsze wynikały z tego kłopoty.
Wstała, zamykając książki i wrzucając je do torby. Lauren spojrzała
tęsknie na wypracowanie z zaklęć. Skrycie liczyła że w piątek upora się ze
wszystkimi pracami domowymi a resztę weekendu będzie miała dla Chrisa.
Tymczasem piękna wizja prysła niczym mydlana bańka, na rzecz tropienia Pottera
i jego bandy. Bardziej nudnego i
monotonnego zajęcia Lily wymyślić nie mogła.
King nie wiedziała jeszcze, jakże się myliła.
[xxx]
Ukryli się za posągiem trędowatego czarodzieja w szpiczastej tiarze,
stojącego przed gabinetem Profesor McGonagall. Nie wiedzieli dokładnie, gdzie
znajdują się komnaty nauczycieli, mieli jednak sprawdzoną wiedzę że
nauczycielka spędza w swoim gabinecie większość dnia i nocy.
A z gabinetu musiała udać się przecież kiedyś spać.
- Na co tak właściwie liczymy? – Spytał Black, opierając się plecami o
garb posągu. Był on dość szeroki a tuż za nim znajdowała się ściana, z boku
krył ich potężny, kamienny filar. Byli praktycznie nie do zauważania, w związku
z czym peleryna-niewidka została w dormitorium.
- McGonagall wyjdzie ze swojej czeluści i zaprowadzi nas do komnat
nauczycielskich – wyrecytował Potter, a Remus zmarszczył brwi.
- Właśnie doszło do mnie, jakimi kretynami jesteście – powiedział, gdy
Potter i Black spojrzeli na niego pytająco – Jak chcecie za nią iść, żeby was
nie zobaczyła?
Black przeklną pod nosem. James jęknął cicho, opadając na posadzkę obok
przyjaciela.
- Jesteś taki mądry… - zaczął patrząc błagalnie na Remusa - … na pewno
coś wymyślisz. Ty i Twoja głowa…
- Jesteś takim kretynem – powiedział Remus idealnie naśladując miękki,
proszący ton głosu Syriusza – że czasem aż mnie przerażasz.
James zachichotał i spojrzał w stronę Petera, który usiadł naprzeciw
nich i zaczął w ciszy grzebać w swoich kieszeniach.
- Nie mam pojęcia dlaczego dałem się w to wciągnąć – powiedział Remus a
Syriusz westchnął.
- Oho, Luniowi zbliżają się te dni. Robi się marudny.*
Tym razem, nawet Lupin się uśmiechnął.
[xxx]
- Ale niech mnie – wyspała Lauren, gdy
zatrzymały się za filarem przed gabinetem McGonagall – miałaś rację!
- Mówiłam ci. Wyczuwam to jak meteopata
zmiany pogody – rzuciła Evans – ale czego tu? Mało im szlabanów?
- Skąd ja mogę to wiedzieć?! To ty tu jesteś
ekspertem – powiedziała King – To prawda. Wyczuwasz że coś broją nawet kiedy
oni jeszcze o tym nie wiedzą. To dar i przekleństwo. Jesteś jak … Huncwoktyw.
- Musze pomówić z McGonagall. Zbyt dużo
czasu spędzasz z Blackiem, udziela ci się jego pokręcony system myślenia.
King zamruczała coś pod nosem, ale nic
więcej nie powiedziała. Usiadła, czekając aż coś się stanie.
[xxx]
- Nie ma jej – oznajmił najbardziej
oczywisty fakt Syriusz. James i Remus pokiwali zgodnie głowami.
Peter wygrzebał z kieszeni kolejną
czekoladową żabę. Black rzucił okiem na spory stosik pudełek po żabach i spytał
– Dużo tam tego jeszcze masz?
Pettigrew wzruszył ramionami wyciągając trzy
kolejne żaby i dzieląc się nimi z przyjaciółmi, poczym wywrócił kieszeń na
zewnątrz wyrzucając na swoje kolana kolejny stosik słodyczy.
- Glizdogonie, czy ty masz kieszenie bez
dna!? – Spytał zaskoczony James, na co chłopak zarumienił się.
- Jest kilka dziur, ale żeby od razu bez
dna…
Skwitowali to milczeniem. Przez chwilę
panowała cisza, po czym odezwał się Potter.
- Co powiecie na małe urozmaicenie, w czasie
tego czekania?
Syriusz ożywił się natychmiast.
- Co masz?
Łobuzerski uśmiech pojawił się na twarzy
Pottera.
[xxx]
Lauren przysypiała, oparta o ramię
przyjaciółki. Evans była już na skraju wyczerpania nerwowego. Spojrzała na
zegarek – dochodziła jedenasta.
Zdawała sobie sprawę, że demaskacja
Huncwotów przed którymś z nauczycieli skończy się dla niej szlabanem – w końcu
była cisza nocna, a jej też nie było w łóżku, ale perspektywa wkopania Pottera
i jego bandy była silniejsza niż strach przed nocnikami Madame Pomfrey.
„ Co powiecie na małe urozmaicenie, w czasie
tego czekania? ”
Modlitwy Evans zostały wysłuchane. Jak na
komendę, obie z Lauren wyprostowały się nadstawiając uszu.
„ Co masz?”
Głos Syriusza, chociaż ciężko dosłyszalny
zza kolumny, wyraźnie obfitował w ciekawość. A to oznaczało że coś zaczęło się
dziać.
Usłyszały szemranie materiału i cichu pomruk
aprobaty ze strony pozostałych kompanów.
Potem była już tylko cisza. Lily i Lauren
wymieniły ukradkowe spojrzenia. King kiwnęła głową i wychyliła się zza kolumny.
Lily zatrzęsła się, niepewna czy to emocje, czy chłód.
Lauren wydała z siebie oburzony, zduszony
okrzyk. Lily szturchnęła ją w bok, a rudowłosa spojrzała na nią, gotując się ze
złości.
- Nie do wiary! Grają sobie w gargulki i
opychają się słodyczami!
- Chrzanisz!?
- Nie!
Zupełnie nie zdając sobie sprawy, że są dość
głośno, nie zauważyły jak niespodziewanie zajrzał do niech Syriusz. Lauren
pisnęła, gdy ich twarze się zetknęły. Uśmiechnął się powalająco.
- Przepraszam bardzo, że przeszkadzam ale
jest cisza nocna i jesteście dość głośno – powiedział uprzejmie.
- Przepraszam bardzo, ale przerwałeś nam
rozmowę – odpowiedziała rudowłosa, rumieniąc się lekko.
- Poczekam.
Zniknął.
- Dajemy nogę? – spytała szeptem Lily, na co
Syriusz znów pojawił się za ich plecami.
- Nie musicie – wyrzucił z siebie szybko –
mamy niejasne wrażenie, że nas śledzicie, więc skoro zadałyście sobie trud żeby
do nas przyjść, możecie zostać.
- Nadal nam przeszkadzasz – warknęła Evans.
- Co tu robicie? – Spytała szybko Lauren – nie
to, że jestem wścibska, ale faktycznie was obserwujemy i jest nam trochę zimno,
jesteśmy głodne i w dodatku to jest strasznie nudę, więc gdybyście nam
powiedzieli, to byśmy mogły sobie iść.
- Czekoladowej żaby? – Zapytał Peter,
wychylając się zza pleców Blacka. King ucieszyła się, wzięła żabę i spojrzała
na Syriusza.
Lily obserwowała to oniemiała.
- Chcemy się dowiedzieć, co McGonagall robi
po lekcjach.
- Wlepia wam szlabany – usłyszały zza
kolumny głos Remusa.
- Po za tym.
- Po co wam to? – Spytała ogłupiała Lily a
Black wzruszył ramionami.
- Huncwocka ciekawość.
Lauren pokiwała głową ze zrozumieniem. Lily
zaskoczona wzięła żabę od Petera, a zza kolumny zajrzał do nich James.
- Ciszej, bo nas usłyszy. Chodźcie tu, bo i
tak same nie wrócicie do wieży, nie wpadając w łapy Filcha.
[xxx]
Zajęci grą, nie zauważyli kiedy McGonagall
opuściła gabinet. Gdy półgodziny później Remus spojrzał ukradkiem na Mapę,
nauczycielki nie było już w gabinecie. Chcąc nie chcąc, zrezygnowani uczniowie zdecydowali
się na powrót do wieży.
Wykorzystując czas, jaki mieli w drodze
powrotnej, poruszyli temat McGonagall.
- Nie wierzę, żeby miała jakieś hobby –
powiedział z przekonaniem Syriusz.
- Nie wierzę, żeby miała czas na hobby –
oznajmił Remus – pewnie większość czasu spędza na sprawdzaniu prac.
- Ja myślę, że Syriusz ma rację – rzuciła
Evans, która wyjątkowo ani razu nie pokłóciła się z Jamesem – nie umiem sobie
wyobrazić McGonagall robiącej na drutach.
- Masz kiepską wyobraźnię – roześmiał się
Potter gdy w jego głowie pojawiła się wizja nauczycielki, siedzącej przy
kominku w bujanym fotelu, z drutami w rękach i kotem na kolanach.
- Ja uważam, że ma hobby – oznajmiła z
przekonaniem Lauren – takie nietypowe.
Bo sama jest nietypowa. Może pisze książki?
- Horrory czy romanse? – Spytał Syriusz, a wszyscy
zachichotali.
- Miałam na myśli coś lekkiego i …
- Poezję? – podrzuciła Evans na co wszyscy,
prócz Lauren wydali pomruk aprobaty.
- I to mi się udziela – wytknęła jej
szeptem. James, zastanowił się nad słowami Evans i nagle coś przyszło mu do
głowy.
- Ej, jak już jesteśmy przy poezji…
Myślicie, że ona kogoś ma?
- Jesteś zainteresowany? - Zapytał Remus,
wywołując śmiech. Zapadła krótka cisza, w czasie której ich wyobraźnie ruszyły
w obroty i każdy zaczął widzieć McGonagall to z młodym, przystojnym brunetem,
to z pomarszczonym staruszkiem, to znów
z poważnym mężczyzną z siwizną na bokach.
Równocześnie pokręcili głowami.
- Nie możliwe.
- Nie ma takiej opcji.
- Jest zbyt surowa żeby kogoś mieć.
- Nie, nie możliwe.
- A Fe!
- Nie, nie i nie.
- Ja tylko pytałem – wzruszył ramionami
James.
- Ale w sumie, coś w tym jest – powiedział
po chwili Remus, ostrożnie ważąc słowa – Gdzieś musi spędzać wakacje.
- Ja tam myślę, że ona woli aktywnie spędzać
czas – oznajmił Syriusz.
- Może łapie potwory w Afryce? – Podrzuciła
King, marszcząc brwi.
Po raz kolejny, dali upust swojej wyobraźni.
Minerwa McGonagall, ubrana w strój rodem z
filmów o Indianie Jonesie, przedzierała się przez zarośnięte puszcze, trzymając
w ręku starą linijkę z klasy od transmutacji.
Pokręcili głowami.
- Może uprawia ogródek?
Lily zachichotała jak głupia, przypominająca
sobie mugolki, które w wakacje, ubrane w stare podomki w kwieciste wzory,
wyrywały chwasty z ogrodu, dzierżąc w dłoniach grabie i konewki.
- Sądzę, że woli plaże i morzę.
Tego, nawet ich wyobraźnia nie była w stanie
pokazać.
Lipiec 1972**
Minerwa McGonagall nabrała głośno powietrza
w płuca. Nad nią, siedzące na drzewie ptaki świergotały irytująco. Chłodny
podmuch wiatru, orzeźwiał przyjemnie.
Tutaj słońce prażyło z dwukrotną siłą.
Będzie musiała przed końcem wakacji spędzić dużo czasu z eliksirami i różdżką,
by pozbyć się tej opalenizny.
Złapała za szklankę z Ognistą Whisky, która
podsunęła jej gospodyni, niska czarownica z siwymi włosami, schowanymi pod
kolorowa chustą. Uśmiechnęła się do niej bezzębnym uśmiechem a w jej
pucołowatym policzku pojawił się dołeczek. Zbierając fałdy spódnicy, złapała za
wiadro z naturalnym nawozem i zniknęła za bramką prowadząca na pole warzywne.
Gnom, nieśmiało wychylił się z dziupli w
płocie, szczerząc do Minerwy swój wstrętny pysk. Złapała za oparte o stolik
widły i podniosła się. Łyknęła zdrowo ze szklanki, zagryzła pasztecikiem z
kapustą i rzuciła się w pogoń za gnomem.
Gdy uciekł zza płot, skrzecząc przeraźliwie,
odstawiła widły na swoje miejsce, poprawiła słomiany kapelusz, naciągnęła wyżej
gumiaki i wsadziła koszule w poplamione ziemią ogrodniczki. Ostatni raz łyknęła
ze szklanki i poszła za dom, pomagać przerzucać siano z jednej kupy, na drugą.
[xxx]
- I jak, było tak źle? – Spytała Lauren, gdy
weszły do dormitorium.
- Nie no, tylko mnie boli brzuch od tego
śmiechu – wydyszała Lily a King zachichotała.
- Wierzę Ci. Jestem dumna, nie dałaś się
sprowokować.
- Byłam zbyt zmęczona…
- Czy to nie jest aby jakiś rodzaj końskich
zalotów? Ta wasza wojna…
- Lauren. Powtarzam to po raz kolejny. Nie
strzęp sobie języka, bo i tak nic nie wskórasz.
- Chciałam tylko zauważyć, że od początku
ani razu dzbanki nie śpiewały, nikt nie przykleił się do krzesła, nie wybuchła
ani jedna sala, nie liczyć tej lekcji eliksirów ale wiesz że to był wypadek,
nikt nie wisiał nawet do góry nogami…
- To nie świadczy o tym, że dojrzał. Lauren,
na miłość boską, zobacz jak on się zachowuje!
- Szczerze mówić, nie jesteś wcale lepsza –
rzuciła dziewczyna i uniknęła lecącej w jej stronę.
[xxx]
- Jestem z Ciebie dumny! – Oznajmił Syriusz-
Nie było awantury! Robisz postępy…
- Nie przypominaj mu, noc jeszcze młoda –
rzucił Remus, na co James uśmiechnął się.
- Przykro mi, ale na dziś wyczerpaliśmy
limit awantury – powiedział Potter, szukając w fałdach kołdry swojej piżamy –
szkoda że nie dowiedzieliśmy się niczego konkretnego – dodał.
- Może to i lepiej. Wizje jakie
roztoczyliście były lekko przerażające – zaczął ostrożnie Remus ale w duchu
uśmiechnął się na miłe wspomnienie.
- E tam od razu przerażające. Jestem pewny,
że było w nich dużo prawdy – oznajmił z przekonaniem Syriusz, podczas gdy James
zamknął się w łazience – Ona ma w sobie siłę, wiesz?
- Z waszą dwójką musi mieć – zauważył
rozsądnie Lupin, a Syriusz pokłonił się nisko, pryzmując słowa przyjaciela jako
komplement.
Remus pokręcił głową, wznosząc teatralnie
spojrzenie ku niebu. Black i Potter, jak by na to nie patrzeć, stanowili najbardziej
postrzelony duet, jaki chodził po szkole. Ich zawiły i skomplikowany system
rozumowania i działania, chociaż ryzykowany, miewał w sobie coś z geniuszu. I
nigdy, ale to przenigdy; Remus mógł to przyznać z najczystszym sumieniem; nie
można się było z nimi nudzić. I chociaż Remus był uznawany za ich kompletne
przeciwieństwo, zdarzało się, nie raz nie dwa, że sam zupełnie zatracał się w
szaleństwach przyjaciół. I prawdę mówiąc, nie przytrafiło im się jeszcze coś,
czego mógłby żałować. Dłużej niż przez pierwsze pół godziny odpracowywanego
szlabanu.
Jak na potwierdzenie jego myśli, z łazienki
dobiegł ich łomot, odgłos tłuczonego szła, siarczyste przekleństwo Pottera i
dźwięk uderzanego o posadzkę ciała.
Syriusz zmarszczył brwi, zamyślił się przez
chwile poczym poderwał się jak oparzony i wybiegł z dormitorium, mamrocząc coś
pod nosem.
Drzwi uderzyły z hukiem o ścianę, gdy
Potter, mokry od stóp do głów wyszedł z toalety. Powiódł spojrzeniem bazyliszka
po przyjaciołach, a jego wzrok zatrzymał się na pustym łóżku Syriusza.
- Gdzie – on – jest? – wycedził a Peter
poczuł chęć schowania się pod łóżko. Remus gestem wskazał na wyjście na
korytarz, a Potter przeklinając pod nosem na Syriusza, wrócił do łazienki.
Lupin musiał bardzo mocno przygryźć wargę,
żeby nie roześmiać się na widok zwisającego z pośladka Pottera szczeniaka,
który merdając ogonem wbijał ostre jak szpileczki ząbki w spodnie chłopaka.
[xxx]
- Zanim mnie zabijesz, przysługują mi
ostanie słowa! – zaprotestował Syriusz, unosząc ręce do góry. James, mierzył go
spojrzeniem bezapelacyjnie mówiącym „Martwy”, trzymając ręce założone na
klacie.
Szczenię, najwyraźniej zdając sobie sprawę z
zamieszania jakie wywołało, leżało skulone w kłębek u stóp Syriusz, opuszczając
smętnie uszy.
Remus, zdecydował się zachować milczenie.
Chociaż sam nie miał czystego sumienia w tej sprawie, tym razem postawił na
odrobinę egoizmu. Wizja tłumaczącego się Syriusza, była silniejsza niż poczucie
winy.
Peter usadowił się wygodnie na łóżku,
zupełnie nie zajmując się tym, co się dzieje w dormitorium.
- Co to jest? – Spytał Potter wskazując na
szczeniaka.
- Pies – powiedział Syriusz, stwierdzając
oczywisty fakt.
- Oczywiście, że pies, przecież widzę!
- To dlaczego się głupio pytasz!? –
Zirytował się Black – Ah, no tak! Chciałeś podkreślić tymi słowami, że nie
powinno go tu być?
- Nie, chciałem po prostu jakoś zacząć. Ale
dobrze, że zdajesz sobie sprawę z tego, że go tu nie powinno być.
- Zaleciało mi rodzicielską mową – stwierdził
szeptem Remus obserwując uważnie przyjaciół – Ciekawe…
- A tu się mylisz – zaprzeczył szybko Black
– bo powinien.
- Jest tu na przechowaniu – dodał szybko
Lupin. Widok naburmuszonego Pottera i skruszonego Blacka, rozbawił go
wystarczająco, żeby móc zaspokoić potrzebę komedii, którą odczuwał czasem
Lupin. – To bardzo długa i zawiła historia, której pewnie i tak być nie
zrozumiał.
- Spróbuję.
- Hagrid prosił żeby go przechować tu na
jedną noc, jest dla jakiegoś znajomego – wyjaśnił szybko Black – A Steve*** nie
go nie toleruje.
- Przecież to ciele nawet szczura nie umie
złapać! – zdziwił się Potter a Black westchnął zrezygnowany.
- Z Petera nawet szczur bywa mało
przekonujący – zauważył Black – daruj. Ale ja bym się tobą nie pokusił.
Lupin ukrył twarz w dłoniach, próbując
zachować resztki powagi. James westchnął zrezygnowany, a szczenię, pewne, że
już po aferze, ugryzło z radości Pottera w duży palec u nogi.
[xxx]
Gdy następnego dnia rano, Lily otworzyła
oczy, była pewna, że nie da rady podnieść się z łóżka. Przez resztę nocy,
dyskutowały z Lauren o wszelkiego rodzaju głupotach, grając przy tym w karty na
zapałki i denerwując współlokatorki, które chciały spać, a siarczyste
komentarze Evans i King, bardzo im to utrudniały.
Evans przekręciła się z boku na bok,
sięgając po zegarek. Była sobota, dochodziła dziewiąta w związku z czym Lily
była pewna, że na śniadanie i tak się spóźni, zdecydowała się więc zdrzemnąć
jeszcze chwilkę.
Poprawiła poduszkę i ledwo przymknęła
powieki gdy drzwi od łazienki otworzyły się i do środka wmaszerowała King.
- Pobudka śpioszku, bo zaśpisz na śniadanie!
– zawołała dziarsko – Nie trzyj oczu, bo będziesz mieć zmarszczki! Mała, czarna
kawa na śniadaniu postawi cię szybko na nóżki!
- Zamknij się, jeśli życie Ci miłe –
wymruczała Evans, przykrywając się poduszką.
- Nie ma tak dobrze, śpiąca królewno! Późna
godzina na zegarku, a dzień coraz krótszy! Wstawaj, bo wyleję na Ciebie wiadro
wody, zawołam Kitty żeby opowiedziała ci swój sen o złotym żółwiu i obwieszczę
naszym ulubionym plotkarom, że zwierzyłaś mi się z fantazji erotycznych o
Jamsie Potterze.
Evans poderwała się na równe nogi, nie
bardzo wiedząc czy bardziej przeraziło ją wiadro wody, wybujała wyobraźnia Kate
czy może fakt że marzy o Potterze. King zachichotała pod nosem i z uśmiechem na
twarzy zaczęła rozczesywać włosy.
- A tak po za tym, to wychodzę dziś z
Chrisem na randkę – dodała, gdy Lily weszła do łazienki – będziesz w związku
tak dobra, i nie zabijesz Pottera gdy mnie nie będzie?
- Nienawidzę Cię. Ciągniesz mnie w środku
nocy po szkole, budzisz o świcie, straszysz wiadrami zimnej wody, wyobraźnią
Kitty i jeszcze zabierasz mi przyjemność urwania głowy Jamesowi!?
- I tak mnie kochasz – uśmiechnęła się
słodko King – A twoje rządze mordu mogą poczekać jeden dzień.
- W zasadzie, masz rację. Będę grzeczna,
słowo harcerza.
[xxx]
- Ty wyliniały, uparty jeleniu!
- Ciekawe, skąd ona wie – zastanowił się szeptem Syriusz, a
Remus wzruszył ramionami.
- Nie mogę pojąć, jak można być takim
dzieckiem!
- Spójrz na siebie! Wielka, dojrzała Panna
Evans, która zawsze zachowuje fason i powagę! – krzyknął Potter a w jego głosie
zabrzmiała ironia. Lily zmrużyła oczy.
- Dzieciak, który nie dostał wymarzonej
zabawki i teraz próbuje wszystkim pokazać że wcale go to nie ruszyło!
- I to ja mam wysokie mniemanie o sobie,
tak?
- Potter, Evans! – Minerwa McGonagll wyszła
ze swojego gabinetu – Jeśli musicie się kłócić, idźcie stąd!
Lily obróciła się na pięcie i odmaszerowała.
Wyglądało na to, że awantura się skończyła. James jednak, tym razem nie dał za
wygraną i ruszył za dziewczyną.
- Ja jestem egocentrykiem, tak? Ja uważam,
że świat kręci się w około mnie? Jeśli uważasz, że jestem tu, bo mnie bardzo
zraniłaś, odmawiając przed całą szkołą, to się grubo mylisz, Evans.
- Nie potrafisz przegrywać.
Prychnął rozzłoszczony.
- Uważasz że nie śpię po nocach bo śliczna
Lily Evans nie mnie nie chce? W Hogwarcie są setki ładniejszych i więcej
wartych od ciebie.
- Jesteś bezczelny! – krzyknęła – Szukasz
pretekstu, żebym zwróciła na ciebie uwagę i śmiesz wmawiać mi, że to ja jestem
egoistką!?
- Oni chyba oboje mają ze sobą problem –
powiedział nagle Eddie, który znalazł się w tłumie gapiów. Syriusz i Remus
zgodzili się z nim w milczeniu.
- Ja szukam zaczepki!? To ty nie potrafisz
znieść, gdy się tobą nie interesuję! To przez ciebie są te wszystkie cyrki!
- Oboje są siebie warci – powiedział jeden z
siódmoklasistów.
- Jesteś żałosny – wysyczała – Nie potrafisz
odpuścisz. Jesteś zadufany w sobie, uważasz się za najlepszego. Żal mi ludzi,
którzy się z Tobą zadają.
- Spójrz na siebie! Furiatka, która uważa,
że zawsze ma rację i jest najlepsza i jedyna w swoim rodzaju! Nie można mieć
przy tobie swojego zdania, bo zaraz robisz sceny!
- Bezczelny gówniarz! Mam dość! Nie będę
więcej reagować na twoje zaczepki i próby zwrócenia na siebie uwagi, skoro to
aż tak cię męczy! Jak sobie pomyślę, że rozważałam żeby się z Tobą umówić…
Zapadła cisza, tak głucha jak jeszcze nigdy.
Wydawało się że cały zamek zamarł, a słowa Evans odbijają się echem, by
usłyszał je każdy w szkole. Obróciła się na pięcie i zaraz po tym portret
zatrzasnął się za nią. Eddie patrzył przez chwilę w miejsce w którym zniknęła
rudowłosa a potem nagle zwrócił się do oszołomionego Jamesa.
- Nie myślałeś kiedyś, żeby zmienić orientacje?
James spojrzał na niego nieprzytomnym spojrzeniem.
[xxx]
- Obiecałaś! – Lauren wpadła jak burza do
dormitorium – miałaś być grzeczna!
- Byłam – mruknęła naburmuszona Evans,
siedząc na łóżku i obejmując rękami kolana – On zaczął.
- Niby jak? – Spytała King, ale
odpowiedziała jej tylko cisza. Lauren nie była zaskoczona, ani Lily, a ni James
ani żaden z gapiów nigdy nie pamiętał co było powodem kłótni. Była i już, a
winny zawsze był on.
King westchnęła i rzuciła się na łóżko obok
Lily. Od jakiegoś czasu, Lily Evans była dla niej coraz większą zagadką. Nie
raz, zastanawiała się dlaczego Evans daje się wciągnąć w tą chorą grę – do tej
pory skrupulatnie ignorowała zaczepki Jamesa, od jakiegoś czasu jednak
wystarczyło zwykłe spojrzenie, by wybuchła. Lauren coraz częściej zaczynała się
zastanawiać, ile jest w tym winy Lily.
Evans nigdy nie słynęła z cierpliwości.
Zawsze denerwowała się szybko, jednak w kwestii Pottera od samego początku
wykazywała się anielską cierpliwością.
King brała nawet pod uwagę możliwości, że
Lily lubi te awantury. Chociaż zapierała się, że ma ich dość i są irytujące, a
po każdej przez dobrą godziną niszczyła wszystko co znalazło się w zasięgu jej
rąk, gdy ochłonęła, Lauren wydawało się nie raz, że przyjaciółka ma dużo lepszy
humor.
„To zawsze jakaś rozrywka w jej
uporządkowanym i ustatkowanym życiu” pomyślała i zaśmiała się w myślach. Lily
była dziwna i miała swoje dziwactwa, ale nawet ona nie traktowałaby awantur
jako umilenia czasu. Chociaż…
- Nie myślałaś, żeby dać sobie spokój i
zejść ze ścieżki wojennej? – zapytała w końcu, wiedząc, że Lily nie odezwie się
pierwsza.
Evans odpowiedziała jej pogardliwym
prychnięciem. King pokiwała głową.
- Cały zamek aż huczy od tego, co
powiedziałaś na koniec – zaczęła ostrożnie. Lily wzruszyła tylko ramionami.
- Chciałam mu dopiec – wyjaśniła pokrótce –
nic mi nie zaszkodzi, a jemu zapewni trochę rozmyślań.
King kiwnęła głową.
- Nie myślałaś nigdy, jak by to było? –
spytała po chwili milczenia – Ty i on?
Lily roześmiała się w głos.
- To dzieciak!
- Wszyscy dojrzewają. Może jest dzieciakiem,
bo myśli że tylko w ten sposób zwróci na siebie Twoją uwagę? Po za tym, jest
całkiem przystojny, ma gadkę i nie jest głupi. Nie możesz zaprzeczyć – dodała
szybko widząc że Lily otwiera usta – po za tym, widać, że jest dobrym
przyjacielem. Sam fakt, że Remus się z nim przyjaźni musi znaczyć, że nie jest
taki zły. Nie powiesz mi chyba, że to nie jest porządny chłopak.
Lily zgodziła się w milczeniu ze słowami
przyjaciółki.
- Więc nigdy o tym nie myślałaś? Ani razu?
- Myślałam – przyznała – ale za każdym razem
kiedy tak było, zaraz wyskakiwał z jakimś numerem. To dziecko i nie przekonasz
mnie, że tak nie jest.
- Od zawsze używasz tych samych argumentów –
zirytowała się Lauren – i nie dopuszczasz do siebie myśli, że ludzie dorastają
i się zmieniają! Nie wszyscy są od razu poważni i ułożeni! Ktoś taki jak James,
dobrze by ci zrobił. Wyrwałby cię z tego twojego uporządkowanego świata i pokazał
że można też się dobrze bawić w życiu. Kiedyś pożałujesz, że go odtrąciłaś,
zobaczysz.
- Może i tak.
Przez chwilę, Lauren wydawało się że w głosie
przyjaciółki usłyszała rozgoryczenie. Jednak gdy zaczęła wypytywać ją o randkę
z Chrisem z większym niż zwykle zainteresowaniem, nie było po nim śladu znaku.
* W zgodzie z myślą, jaką wyznaję: Wilkołak
jest jak kobieta. Raz w miesiącu, staje się potworem.
** Ta wizja będzie mnie prześladować do
końca mego życia. Po prostu, musiałam to zrobić.
*** Cóż, psy nie są wiecznie młode, wydaje
mi się więc, że podobnie jak Pani Noriss, Kła również nie mogło być w Hogwarcie
za tych czasów. Uznaję więc, że poprzednikiem Kła, był Steve, sędziwy pies,
rasy bernardyn, słynący z łagodności i poufności. Wierny przez wiele lat
gajowemu, na starość prawie całkiem stracił węch w związku z czym większość
czasu spędzał w chacie gajowego leniąc się przed kominkiem, gdzie uwieńczył
swój żywot. W dniu jego pochówku, w miejscu blisko miejsca gdzie kiedyś
spocznie Aragog, Albus Dumbledore zarządził skrócone zajęcia, a starsze
roczniki… a o tym, to może kiedy indziej :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz