Rozdział 7


- Nie no, ja jestem bardzo spokojna – powiedziała Lily, gdy razem z Lauren szły do łazienki – Mam sadzę we włosach, na koszuli, na buzi – spojrzała z powątpieniem na swoje piersi – pod koszulą, a jednak nie zabiłam Pottera.
- I bardzo dobrze, na dziś starczy wizyt u dyrektora – powiedziała King, kiwając głową z satysfakcją – Obawiam się, jeśli się nie domyśliłaś że morderstwo kolegi z ławki skończyłoby się wizytą u Dumbledora.
- Bardzo zabawne –mruknęła Evans, otwierając drzwi od łazienki. Lauren wzruszyła ramionami i podeszła do lusterka. Zaczęła uważnie oglądać swoją twarz, podczas gdy Lily wyjęła różdżkę i zaczęła doprowadzać się do porządku – Swoją drogą, nigdy nie myślałam że będę tak wdzięczna że Eddie za mną siedzi – dodała i zachichotała – Myślałam że Black go rozszarpie.
- Nie dziw się, wiesz że potrafi zagadać – przypomniała King, rozglądając się dookoła – Właściwie, dlaczego jesteśmy tu same?
- Kilka dni temu Irytek wrzucił tu kilka łajnobomb. Te kretynki myślą że to toksyczne.
- To ta łazienka!? – pisnęła King, patrząc na przyjaciółkę a po chwili dodała – to ponoć źle wpływa na cerę…

[xxx]

- Nie jest tak źle – powtórzył bez zaangażowania Syriusz, czyszcząc różdżką plecy Jamesa. Potter z trudem panował nad sobą, za wszelką cenę próbując nie wybuchnąć śmiechem. Tuż obok nich, Remus i Eddie przekrzykiwali się, chcąc przekazać im swoje zdanie na temat lekcji eliksirów.
Lupin był oburzony bezmyślnością przyjaciela, Mauer podniecony zamieszaniem, jakie wywołał.
- Jeszcze chwila, a dojdzie do rękoczynów – oznajmił Syriusz.
- Nie przesadzaj, wytrzymasz – zapewnił go James a Black pokręcił głową – Wytrzymałeś z nim pięć lat, dasz radę wytrzymać jeszcze te dwa lata.
- Nie mówię o Lunatyku! – Ofuknął przyjaciela Syriusz, a kilka iskier posypało się z końca jego różdżki. James odskoczył od niego, rzucając pod nosem kilka epitetów pod adresem Blacka – jak można tyle mówić!?
- Myślę, że w ciągu tych dwudziestu minut powiedział z więcej niż Glizdek przez ostanie pięć lat – wydusił z siebie w końcu Potter, na co Black zaśmiał się, chowając równocześnie różdżkę za pazuchę szaty.
- Jeśli King uważa, że będę z nim siedzieć na wszystkich eliksirach, grubo się myli – podsumował Syriusz – Jeśli będzie taka potrzeba wyciągnę ją do mojej ławki za te jej rude kłaki.
- Uważaj żeby ona Ciebie gdzieś nie pociągnęła – ostrzegł rozbawiony James. Remus i Eddie zdali sobie sprawę, że nikt ich nie słucha. Lupin machnął tylko ręką, wychodząc z łazienki a Mauer podążył za nim, rozpoczynając kolejny długi wywód.
- Zaryzykuję.

[xxx]

- King, musimy pogadać – oznajmił Syriusz podchodząc do stojących przed salą od transmutacji Lily i Lauren. Evans uniosła zdziwiona brwi, ale Lauren szybko pokazała jej gestem, że ma być cicho – Sami.
- Jestem zajęta, przykro mi – powiedziała rudowłosa, nie próbując nawet ukryć że jej to, kolokwialnie mówiąc, zwisa.
- Nie o tym – Krzyknął oburzony Syriusz, krzywiąc się na sama myśl o śliniących się po korytarzach parach – Zabierz ode mnie Mauera.
- Nie.
- Oddam Ci Petera – zaproponował na co obie dziewczyny prychnęły niczym obruszone kotki.
- Też mi wymiana. Postaraj się bardziej, Black.
- No dobra, to może faktycznie mało atrakcyjna propozycja – przyznał i zmarszczył brwi, szukając rozsądnego wyjścia.
- Odstąp mi Remusa, to ja zabiorę od Ciebie Eddiego – zaproponowała King, na co Syriusz gwałtownie zaprotestował.
- Nie! – Obruszył się, a King wzruszyła ramionami.
- Więc życzę miłej lekcji. Nie wiem czy wiesz, ale Eddie woli chłopców – dodała konspiracyjnym szeptem,, a Lily przygryzła mocno wargi, żeby stwarzać pozory powagi.
- Niech siądzie z Glizdogonem – zaproponował przerażony Syriusz – Ty siądziesz z Remusem a ja…
- Co tu się dzieje? – Spytała McGonagall, na co Lily nie wytrzymała i roześmiała się.
- Nic, Pani Profesor. Ustalamy jak będziemy siedzieć – powiedziała grzecznie Lauren, a Syriusz pokiwał zgodnie głową.
- Nie widzę tu nic do uzgadniania, Panno King – odpowiedziała szorstko nauczycielka – zapraszam do klasy.

[xxx]

Nauczycielka rozejrzała się po sali, czekając aż wszyscy zajmą swoje miejsca i przygotują się do rozpoczęcia zajęć.
Jak zwykle, zaraz po wejściu do klasy, wywołało się małe zamieszanie – uczniowie przepychali się między sobą, kończyli rozmowy zaczęte w czasie przerwy, czy jak w przypadku Petera Pettigrew – kończyli drugie śniadanie.
McGonagall uśmiechnęła się do siebie z satysfakcją, widząc że Evans i Potter siedzą w pierwszej ławce, ostentacyjnie ignorując się. Miała szczerą nadzieję, że sytuacja z rannej lekcji więcej się nie powtórzy.
W klasie zapadła cisza, gdy wszyscy zajęli swoje miejsca. Nauczycielka otworzyła usta, żeby zacząć zajęcia, gdy jej mózg wyłapał nieprawidłowości w rozłożeniu uczniów.
- Lupin, czego nie jesteś na swoim miejscu? – Spytała, mrużąc groźnie oczy – Powinieneś siedzieć z Pettigrew.
- Tak? – Zdziwił się chłopak i spojrzał na siedzącą obok niego Lauren. Zajęty powtarzaniem numerologii, nie zauważył nawet kiedy dziewczyna zamieniła się z Peterem.
King wyszczerzyła się do niego.
- Panno King, co Pani tu robi? Nie powinnaś aby siedzieć z Blackiem?
Lauren wstała, uśmiechając się szeroko.
- Dziś rano, powiedziała Pani Profesor, że jeśli tylko znajdę sobie inne miejsce, nie będę musiała siedzieć obok Syriusza.
- Myślę, że źle mnie zrozumiałaś – powiedziała nauczycielka – nie było mowy o żadnych zamianach.
- Ale…
- Zapraszam do przodu – wycedziła McGonagall – Pettigrew, wracaj na swoje miejsce.
- Pani Profesor, czy to aby na pewno konieczne? To tylko małe zmiany a…
- Do przodu.
- Jeśli można – zaczął nagle Remus, nie mogąc dłużej znosić błaganego spojrzenia Syriusza – mam pewne obawy, czy to aby rozsądne. Czy nie wystarczy Pani jedna dwójka, gotowa w każdej chwili wysadzić salę a może i nawet całą klasę.
- Wyrażaj się jasno, Lupin.
- Myślę, że posadzenie ich razem, może doprowadzić do rękoczynów, tak jak w przypadku Lily i Jamesa.
W klasie zapadła cisza. Wszyscy, łącznie z zainteresowanymi, z wielkim trudem zachowywali powagę.
Na twarzy Remusa panował jednak całkowity spokój i nic nie wskazywało na to, żeby miał się roześmiać.
McGonagall zmarszczyła brwi, przenosząc spojrzenie to z Lauren, która wpatrywała się w nią z nadzieją, to w Syriusza, który nie odrywał od niej wzroku, to w Lupina, który niczym mediator stał obok swojej ławki czekając na werdykt nauczycielki.
Gdy wydawało się już, że jego monolog przyniósł rezultat, nauczycielka obróciła się w stronę swojego biurka, a jej spojrzenie trafiło na Lily i Jamesa.
Lily ukryła buzię w dłoniach, trzęsąc się jak by miała gorączkę, James wsadził pięść w usta, a z kącików jego oczu pociekła pojedyncza łza.
Lauren jęknęła w duchu, Syriusz rzucił surowe spojrzenie przyjacielowi.
- Panno King. Zapraszam do pierwszej ławki.
Lupin opadł na krzesło. Lauren spojrzała z wyrzutem na przyjaciółkę, a Syriusz uznając że już gorzej być nie może, złapał za podręcznik leżący na jego biurku i zdzielił nim chłopaka po głowie.
- Black! – Krzyknęła z wyrzutem nauczycielka. Syriusz przywołał na twarz uśmiech, obrócił się do nauczycielki.
- Szlaban? – Spytał, a z jego twarzy nie znikał uśmiech.
- Szlaban.

[xxx]

- Nie mogę  uwierzyć – wysyczała Lauren, gdy godzinę później szły na zaklęcia – Rano mało się nie zabiliście, a teraz wam się tak wesoło zrobiło i to akurat gdy przekonywaliśmy McGonagall żeby nas razem nie sadzała! To było złośliwe!
- Nie – powtórzyła po raz kolejny Lily a w jej głosie zabrzmiała nuta błagania – Przepraszam, naprawdę nie chciałam!  Ale to było silniejsze ode mnie!
- Dzięki Twojej słabej sile, muszę siedzieć z tym kretynem – jęknęła a Lily spuściła głowę, zarumieniona.
- To jest nas dwie. Daj spokój, Lauren. I tak nie masz najgorzej.
- Ciekawe, jak ja to teraz wyjaśnię Chrisowi – mruknęła dziewczyna, a Evans nawiedziła kolejna fala wyrzutów sumienia.
- Narozrabiałam, prawda?

[xxx]

Syriusz był przekonany, że ten tydzień nie będzie łatwy. Kolejny szlaban, utwierdził go tylko w tym przekonaniu.
Najwyraźniej James i Lily, też zdecydowali że na jeden dzień starczy awantur, bo do końca dnia nie odezwali się do siebie ani razu. Próby zmian miejsc nie przyniosły efektów nawet na eliksirach, toteż zostało im tylko prezentowanie obojętności, jaką w kierunki do siebie żywili.
Lauren i Syriusz, chociaż niechętnie również zostali skazani na swoją obecność. W ich przypadku obeszło się jednak bez rękoczynów a nawet, pod koniec dnia udało im się zamienić kilka uprzejmych zdań.
- Możesz podać mi płaską łopatkę?
- Tą?
- Tak, dziękuję.
- Nie ma za co, Lepiej załóż rękawice.
- Miałem taki zamiar. Dziękuję.
- Nie ma za co.

[xxx]

Zarówno Evans jak i Potter mieli na nich używanie przez kilka następnych dni.
Tymczasem skończył się pierwszy tydzień kary, jaką McGonagall nałożyła na swoich uczniów. Na transumatacji, nauczeni doświadczeniem pierwszej lekcji, zachowywali względny spokój. Zbierające się jednak przez cały dzień wyrzuty, zawsze znajdowały punkt kulminacyjny po lekcjach, w związku z czym uczniowie Gryffindoru mieli darmowe przedstawienie przynajmniej raz dziennie.
Powodów było bez liku – przypadkowe szturchnięcie, rozlana w czasie kolacji herbata, atrament stojący zbyt blisko pergaminu drugiej osoby, czy nawet zbyt głośna rozmowa.
Lauren i Syriusz, którzy początkowo próbowali załagodzić konflikty szybko przekonali się, że prócz krzyków i szturchania żadne z nich nie zrobi drugiemu krzywdy. Przestali więc przejmować się awanturami i gdy jakaś unosiła się w powietrzu oboje ewakuowali się w pośpiechu – Syriusz do dormitorium a Lauren do Chrisa.
Połowa października przyniosła pogorszenie się pogody. Uczniowie zaczęli coraz więcej czasu spędzać w zamku, wyjścia do Hogsemeade, stały się rzadkością.
Świat czarodziei ogarniał coraz większy mrok. Mieszkańcy zamku, byli w większości odcięci od wiadomości o panującej wojnie. Pojedyncze artykuły o atakach śmierciożerców, pojawiały się co jakiś czas w Proroku Codziennym, okrojone ze wszystkich szczegółów. Mało kto, zwracał na to uwagę.

[xxx]

Biegła przez korytarz, klnąc pod nosem na każdego, kto zagrodził jej drogę. Uczniowie profilaktycznie odsuwali się na boki, chcąc uniknąć zderzenia z dziewczyną.
Od pewnego czasu, Lily Evans była postrzegana jako osoba, z którą lepiej nie zadzierać. Ciągle podenerwowana, wybuchała z byle powodu. Bezpieczniej było usunąć jej się z drogi.
- Uwa… O, cześć – rzuciła, gdy uderzyła z impetem w Eddiego, który padł na ziemię z hukiem – Nic Ci nie jest?
- Nie, ale moje pośladki nigdy nie będą już chyba takie same – westchnął chłopak, podnosząc się z posadzki – przydałby się jakieś dywany czy poduszki.
Nie potrafiła nie uśmiechnąć się.
- Gdzie tak pędzisz?
- Mam szlaban – wyjaśniła krótko a Mauer zacmokał z niezadowoleniem.
- To chyba nie pierwszy raz w tym tygodniu, prawda?
- Drugi – zgodziła się, wyraźnie markotniejąc. Powoli ruszyli w stronę gabinetu woźnego.
- Niezły wyniki, mamy wtorek – zażartował chłopak na co Lily rzuciła mu surowe spojrzenie. Cofnął się gwałtownie, wpadając na ścianę – A niech Cię, dziewczyno! Przez ciebie zmieniam się w jeden wielki siniak!
Skomentowała to ciszą.
- Potter sprowadza cię na złą stronę – powiedział w końcu.
- Wyzwala we mnie agresję jak tylko o nim pomyślę – warknęła Evans, na co Eddie pokręcił głową.
- A to, akurat dobrze. Emocje wyzwalają.
- Z czego? – Spytała, na co Eddie westchnął. Evans od razu poznała ten rodzaj westchnięcia : zwiastował długą przemowę. W podobny sposób wzdychał Syriusz, zanim zaczął tłumaczyć coś McGonagall.
- Z pułapki Twojego umysłu! Trzymając w sobie emocje, zamykasz się na samą siebie! Nie możesz być szczęśliwa, jeśli głębisz w sobie emocje! Gotujesz się w środku jak wywar na porost włosów w próbówce przed przelaniem go do kociołka.
- Jeszcze trochę wyzwolenia i wyślę Pottera do Skrzydła Szpitalnego – oznajmiła z powątpieniem Evans a po chwili namysły dodała – Ale może gdybym mu przywaliła, zrobiłoby mi się lepiej.
- Proponowałbym mniej inwazyjne formy wyładowywania – powiedział szybko Eddie, odrzucając od siebie wizję Lily lejącej się z Jamesem – Tenis, jogging… boks!
Evans parsknęła śmiechem.
- Tak po za tym, uważam że macie silnie zaawansowany ZOBD.
- Że co!?
- Zespół Odrzucenia Bratnich Dusz. ZOBD. To, że jesteście jak dwie połówki gruszki jest bardziej pewne niż wiek Dumbledora.
- Głupoty gadasz – oznajmiła rozbawiona Evans – Ja i Potter to dwie różne bajki. Jedyne co jest w nas dopasowane to moja pieść i jego policzek. A jeśli jeszcze nie jest, to pewnie wkrótce będzie. Muszę iść – dodała, zatrzymując się przed gabinetem Filcha – Dzięki za tą pouczającą rozmowę.
- Niezbadane są ścieżki miłości – powiedział w uniesieniu Mauer, gdy Lily zniknęła za drzwiami – A ja i tak wiem, że będą udaną parą. Ich miłość będzie świetlista jak pochodnia w lochu Slughorna! O ile wcześniej się nie zabiją, rzecz jasna – dodał ciszej i nucąc pod nosem odwrócił się i poszedł przed siebie.

[xxx]

Lauren uśmiechnęła się pogodnie do Chrisa. Chłopak zatrzymał się, objął ją jedną ręką w pasie, drugą poprawiając jej szalik.
- Podobają mi się te szlabany Lily – powiedział z figlarnym uśmiechem i zanim dziewczyna zdążyła dopowiedzieć, pocałował ją – w końcu masz dla mnie zadowalającą ilość czasu.
- Wolałabym jednak, żeby ona spędzała go w równie przyjemny sposób jak ja.
- Znajdź jej kogoś – zaproponował Chris, a Lauren zaśmiała się cicho. Powoli ruszyli w stronę zamku.
- Teraz? To najgorszy moment z możliwych. Jest zbyt zajęta tą całą wojną, żeby chodzić na randki. Po za tym, znasz jej stosunek do tych spraw.
- Amorek jeszcze ją trafi – zapewnił chłopak – I to tak skutecznie. Takie dziewczyny jak Lily Evans zakochują się trudno, ale skutecznie.
- Mówisz jo niej jakby była środkiem na łupież! – Zaśmiała się a chłopak westchnął.
- Wiesz o co mi chodzi. Teraz jest niedostępna, ale jak już straci dla kogoś głowę, to na całego.
- Dlatego nie chcę jej popędzać – podsumowała Lauren.
Zapadła krótka cisza. Nagle Chris odezwał się po raz kolejny.
- Ej, Lauren? A może umówimy ją z Eddiem?
Oboje roześmiali się.

[xxx]

Syriusz Black nie rozumiał dziewczyn. Nie pojmował ich sposobu rozumowania, wagi jaką przywiązywały do wyglądu i obsesyjnego pragnienia miłości.
Nie rozumiał też jego rówieśników, zabiegających o względy rozchichotanych nastolatek. Uważał, że czas szkoły jest po to, by się dobrze zabawić, a nie marnować czas na podrywanie dziewczyn, które po tygodniu przestaną być zainteresowane Tobą i będą wzdychać do Twojego najlepszego kumpla.
Oddawał się więc w całości brojeniu i z godnością przyjmował każdy szlaban, uznając że tak ma po prostu być. A miłość? Na to czas będzie później.
Tym bardziej więc, irytował go fakt relacji Jamesa z Evans.
Nie dostrzegał co takiego przyciąga Pottera do rudowłosej – duma, nakazująca mu walczyć tak długo, aż wygra czy coś głębszego, czego żaden z nich nie rozumiał.
Evans nie była w żaden sposób specjalna – nie wyróżniała się oszałamiająca urodą, idealnym charakterem czy specyficznym sposobem bycia.
Syriusz nie widział w niej nic, co mogłoby zainteresować kogokolwiek. O wiele ciekawszą osobą, wydawała mu się być Lauren i gdyby już miał się z kimś umówić, skierowałby swoje poczynania właśnie w stronę King.
Black westchnął. Jego brak zainteresowania dziewczynami to jedno, a zmiana jaka zaszła w Jamesie w ciągu ostatnich dwóch mieniący, to drugie.
Chociaż normę szlabanów wyrabiał za całą czwórkę, dostawał je za kłótnie z Evans a nie znane w całej szkole Huncwockie psoty.
Cała trójka przyjmowała to z względnym spokojem, do wczorajszego popołudnia.

[xxx]

- Chyba czuję się znudzony – oznajmił Syriusz, wyciągając się wygodnie na łóżku – Coś bym zrobił.
Odpowiedziała mu cisza. Westchnął zirytowany – Może dokończylibyśmy plan Krówka?
- Nie chce mi się – mruknął James, a Remus podniósł natychmiast głowę, patrząc zaskoczony na chłopaka.
- To może pójdziemy po Kremowe do Trzech Mioteł? Słyszałem że w Filch planuje dziś złapać Irytka więc bez problemu wydostaniemy się ze szkoły.
- Moglibyśmy wypróbować to przejście za lustrem – dodał Remus, zamykając książkę.
- Nie chce mi się.
- Rosmenta na pewno się już stęskniła – upierał się Black, a Remus nie odrywał czujnego spojrzenia od Pottera – a może nawet spotkamy po drodze Smarka…
- Łapa, idź sam – powtórzył chłopak i zanim zdążyli odpowiedzieć, wyszedł z dormitorium.
Remus wymienił zaniepokojone spojrzenia z Syriuszem, poczym Lupin powiedział to, o czym pomyśleli oboje.
- Nie podoba mi się to, co Evans z nim robi. Bardzo mi się nie podoba.

[xxx]

Gdy weszła do Wielkiej Sali na kolację, od razu zauważyła zamieszanie przy stole Gryfonów. Westchnęła przygotowując się w myślach na kolejną godzinę znoszenia nerwów przyjaciółki, ale dzielnie ruszyła w stronę Evans.
Uchyliła się, gdy dziewczyna zamachnęła się ręką, strącając swój talerz i przewracając dzbanek z sokiem z dyni. Sądząc po rozgardiaszu jaki w około niej panował, nie był to pierwszy raz kiedy potwierdziła swoje zdenerwowaniem żywą gestykulacją.
Po drugiej stronie stołu James z pełnym zaangażowaniem tłumaczył coś Syriuszowi. Zdawał się zupełnie ignorować Lily, co naturalnie irytowało ją coraz bardziej. Udział Syriusza w tym cyrku, zadziwił mocno Lauren – do tej pory bywał pośrednikiem bądź mediatorem w ich sporach, nigdy jednak – nie licząc historii z żukiem – nie uczestniczył ją.
Kolejnym co zaskoczyło King, była obecność Eddiego przy stole Gryfonów. Nieprzyzwyczajony do cowieczornych sporów, wpatrywał się zszokowany to w Pottera i Blacka, to w Lupina, który podirytowany próbował powiedzieć coś Lily, to znów w Evans która zupełnie go ignorowała.
- Nie chciałabym bym przeszkodzić – powiedziała Lauren przekrzykując tłum – ale powie mi ktoś o co poszło tym razem?
Cały harmider zwrócił się w jej stronę.
Syriusz zaczął nawijać o braku zainteresowania ze strony Jamesa, James zaczął mu natychmiast tłumaczyć że to Evans go do tego zmusza. Naturalnie Lily zaczęła irytować się zachowaniem chłopaka, na co Remus stanął po stronie Blacka, rezolutnie próbując namówić ją do odpuszczenia.
- Dość! – Krzyknęła King, czując jak i ona traci cierpliwość – Jak nie możecie się dogadać, ustalcie sobie grafik!
Opadła wściekła na krzesło, nalewając sobie owsianki do miski.
Lily, James, Syriusz i Remus wpatrywali się zszokowani w King. Potem, wymienili krótkie spojrzenia.
- Może to i jest myśl… - powiedział nieśmiało Syriusz, na co pozostała czwórka spojrzała na niego jak na kretyna – Ja tylko głośno myślę.

[ Czas zatrzymuje się. Wszyscy bohaterowie wpatrują się jeden punkt ponad siebie, ich oczy stają się nagle zamglone, twarze przebierają łagodny wyraz. W tle Dumbledore puszcza z megafonu instrumentalną wersję „What a wonderful Word”. Wszyscy pogrążają się w myślach Syriusza ]

Pokój wspólny pogrążony był prawie w całkowitej ciemności. Przy kominku, pochyleni nad pergaminem siedzieli w ciszy Lily, James, Syriusz, Remus, Peter i Lauren.
Lupin trzymał w dłoni wielkie, pawie pióro, pocierając nim łagodnie swój podbródek. Syriusz, pochylał się nad nim z miną myśliciela, kiwając głową w takt muzyki.
Lauren i Lily wymieniały między sobą spojrzenia. Po środku, na fotelu siedział James. On jako jedyny nie przyglądał się pustemu pergaminowi. Nadęty, z rękami założonymi na ramionach, przyglądał się buchającemu w kominku ogniu.
W końcu odezwał się Remus, lekko zirytowany.
- Możemy zacząć? Albo czy mogę chociaż przestać drapać się tym piórem, łaskocze – powiedział z wyrzutem, na co Lily pokiwała żarliwie głową.
- Proponuje tak – odezwał się w końcu Black, przyjmując dumna postawę – My weźmiemy go w… Remus, pisz jak do Ciebie mówię!
- I tak się do tego nie zastosuję – powiedział James – Remus, nie pisz.
- Siedź cicho, to moje myśli – warknął Black – Rozważam trudny do pojęcia dla Twojej głowy problem!
Lunatyk, notuj. Po lekcjach, jest nasz. Do kolacji. Potem możesz go sobie wziąć – powiedział do Lily tonem, jakiego używają bogacze dając jałmużnę biedakowi.
- Z całym szacunkiem do Twojej, jakże hojnej propozycji ale wieczorem jest niezdatny do użytku – odpowiedziała Evans – Jest zbyt zmęczony żeby prowadzić ze mną godne uwagi dyskusje.
- Przy wydłubywaniu oczu nie musi być w pełni sił. Taki Ci wystarczy.
- Sugerujesz, że nie dam rady wydłubać mu oczu jak jest przytomny? – Spytała mrużąc oczy, co niewątpliwie zwiastowało kłopoty.
- Nie, po prostu uważam, że nie musi być w pełni sił.
- Ej, zaraz. Moglibyście nie dyskutować o wydłubywaniu moich oczu, kiedy ja tu jestem?
- Siedź cicho, to nie Twoja sprawa – rzuciła Evans.
- To moje oczy!
- Tylko teoretyzujemy – uspokoił Jamesa Syriusz – Daj spokój, Evans. Po ci jest przez cały dzień. A jak wraca po starciu z Tobą do niczego się nie nadaje!
- To zabrzmiało złowrogo. Łapo, czy my o czymś nie wiemy? – Spytał Remus poczym dodał, zaskoczony swoimi słowami – Powiedziałem to na głos?
- To tylko moje myśli, nie przejmuj się. Chciałem Ci nadać trochę charakteru – wyjaśnił Syriusz – To co proponujesz?
- Przed kolacją jest mój.
- Nie. Mogę Ci go dać dwa razy w tygodniu – powiedział Syriusz – Przez cały dzień.
- Nie, a co z pozostałymi pięcioma dniami? To za mało. Chce więcej.
- Wy zawsze chcecie więcej! Trzy dni, i ani dnia więcej.
- Cztery! Weekendy są wasze – dodała Lily tonem przekupy, i już po chwili stała przed nim w kolorowym fartuszku, narzuconym na obwisłą podomkę z chustką w kwiaty zawinięta w około głowy. Pojawili się na straganie, w około nich unosił się zapach warzyw i bydła.
Syriusz zaprzeczył.
- Nie, to stanowczo za mało.
- Kto chce chleba, świeży chleb! – Zawołała Lauren – Kozę też sprzedam, nie drogo, nie drogo!
- Ile chcesz za tą kozę? – zainteresował się Remus poczym spojrzał na Syriusza z oburzeniem – Łapo, zdejmij ze mnie tą sukienkę, proszę!
Black zachichotał pod nosem i wszystko wróciło do normy.
- Nie dostaniesz go na więcej niż trzy dni – powiedział zdecydowany Syriusz – Chociaż byś mnie siłą zmusiła.
Lily unosiła spojrzenie.
- Doprawdy? – Spytała. Gdy kiwnął głową, zaśmiała się złowrogo. Buchnął zielony ogień i oto, przed Syriuszem nie stała już Lily Evans, tylko najbardziej przerażająca istota jaką widział w życiu. Wyglądem, przypomniała wiedźmy z mugolskich obrazków dla dzieci. Rozczochrana, w szpiczastym kapeluszu, wielkim pieprzykiem na policzku, stała już nie po środku pokoju wspólnego, ale w kamiennej chacie. Spod obszarpanej szaty, przewiązanej w pasie grubym sznurem, widać było pasiaste skarpety i buty z zawijanymi do przodu czubami. Po podłodze walało się siano, z okna zaglądał do nich wielki, zielony smok którego kły błyszczały się złowrogo.
Syriusz rozejrzał się dookoła i oto znalazł się wielkiej, żelaznej klatce. Lily biegała w około ogromnego kotła, śmiejąc się jak wariatka.
- Co jest, do cholery!? – Spytał zszokowany James.
- Lily zaraz zje Syriusza – oznajmił Remus, który z niewyjaśnionych nikomu przyczyn nie był w klatce.
- Skoro nie dasz mi go wtedy, kiedy chcę, sama sobie wezmę – zaśmiała się – A cacuś zje resztę na obiadek, prawda kochanie? – zaświergotała w stronę smoka, który dla potwierdzenia oblizał się po pysku.
- Nie no, nie zjadaj nas! Nie zjadaj nas! Nieee!

[Muzyka ucicha. Wszyscy odrywają wzrok od punktu ponad nimi ]

Przypatrywali się Syriuszowi, który najwyraźniej stracił kontakt z rzeczywistością. Jego twarz kurczyła się, to znów rozluźniała. Gdy w końcu James odważył się go szturchnąć. Black machnął rękami i krzyknął na cały głos.
- Nie zjadaj nas!
Otrząsnął się, spojrzał po przyjaciołach, a gdy jego wzrok padł na rudowłosa, odskoczył potykając się o ławkę.

- Po chwili namysłu, myślę że to faktycznie, zły pomysł – powiedział szybko, podnosząc się. Złapał za ramię Pottera i pociągnął go za sobą – Nie uwierzysz, co właśnie mi się objawiło…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz