Rozdział 6

Niniejszym oświadczam, że żaden żuk nie ucierpiał w czasie pisania tego rozdziału.

Wieść o incydencie w Trzech Miotłach rozeszła się w szkole w tempie szybszym niż natychmiastowym. Już przy kolacji nie było osoby, która nie słyszałaby o tym, że Evans i Potter znów się pokłócili i że przyłapała ich McGonagall.
Tajemnicą pozostawała tylko kara, jaką nałożyła na nich nauczycielka. Lauren i Syriusz, profilaktycznie zdecydowali nie poruszać tego tematu z przyjaciółmi przynajmniej do końca śniadania następnego dnia.
Do tego czasu, głowy uczniów zajęła nowa para Krukonów i wszyscy zapomnieli o wcześniejszej koncentracji na Gryfonów. Z wyjątkiem głównych zainteresowanych.

[xxx]

Lily wmaszerowała do Wielkiej Sali jak gdyby nigdy nic rozmawiając półszeptem z Lauren. Obie dziewczyny usiadły jak najdalej od Huncwotów. Lauren zgodnie z tradycją posłała Chrisowi w powietrzu całusa, którego od natychmiast odesłał. Siedzący obok Eddie pomachał do dziewcząt z entuzjazmem tak wielkim, że trącił łokciem dzbanek z sokiem z dyni, rozlewając go na stół.
- To było popisowe – stwierdziła roześmiana King, obserwując zamieszanie które wywołał chłopak – Nie uważasz, że na swój pokręcony sposób jest słodki?
- Uważa się za geja – powiedziała sceptycznie Evans ale mimo wolnie kąciki jej ust podniosły się minimalnie do góry – Ale istotnie, tworzy w około siebie swoistą aurę. Nie sposób go… przeoczyć – dodała mocno już rozbawiona, patrząc jak Eddie zanurkuje pod stół unikając ciosu jednego z siedzących obok niego uczniów, na którego wylał owsiankę, gdy próbował zmyć z jego kolan sok.
Unik może i uchronił go od pięści kolegi, spowodował jednak serię kolejnych wypadków.
Stół zatrząsł się, gdy Mauer uderzył o niego głową i wszystkie szklanki, poprzewracały się mocząc wszystko i wszystkich w zasięgu wzroku.
Uczniowie poderwali się z miejsc, próbując za wszelką cenę unikać soków, herbat i kaw, rozlanych po stole i spływających na podłogę.
Tym, którzy nie mieli wrodzonej sprawności fizycznej, nie byli w szkolnej drużynie lub nie trenowali innych sportów nie udało się wyjść z tego starcia cało. Ciasno przysunięte ławki, uniemożliwiły utrzymanie równowagi, toteż trzy czwarte tych, którzy wstali, po chwili siedziało już na swoich miejscach przeklinając w duchu, lub na głos Eddiego, który na czworakach wyczołgał się spod stołu i chyłkiem wymknął się z Wielkiej Sali.
- Masz rację, trudno go przeoczyć – zgodziła się Lauren, a Lily, która prawie popłakała się ze śmiechu zdołała tylko kiwnąć głową.
- Widzę że humor dopisuje od rana – usłyszały za sobą i od razu odwróciły się. Minerwa McGonagall stała nad nimi, z pewnym niepokojem obserwując stół Krukonów – Chciałam Ci tylko przypomnieć, Evans, że od dziś do odwołania na wszystkich lekcjach siadasz z Panem Potterem. King, Ty zajmiesz miejsce Pana Pottera.
- Ale… ja nic nie zrobiłam! To nie fair! – Oburzyła się dziewczyna – Mnie tam nawet nie było!
- Tym bardziej nie rozumiem Twojego oburzenia – stwierdziła nauczycielka – Zajmiesz to miejsce nie z powodu kary, tylko dlatego że nie ma więcej wolnych miejsc w salach. Jeśli w którejś będą wolne, możesz się przesiąść. Do widzenia.
- Wredna baba – wysyczała Lauren – Oh, Lily, musiałaś się z nim kłócić?!
- Teraz Ci się zebrało na uwagi – stwierdziła z irytacją Evans – Nie martw się, znając Twoje szczęście w klasie na pewno znajdą się jakieś wolne miejsca – dodała – Ja nie mam wyboru

[pół godziny później, sala transmutacji]

- Tak, miałaś rację mam szczęście – wysyczała wściekła Lauren rozglądając się po sali.
Evans jednak nie zwróciła uwagi na niezbyt ciekawy wybór jaki miała przed sobą jej koleżanka. Wpatrywała się z dziką furią w McGonagall, która właśnie wywołała Jamesa z ostatniej ławki, do pierwszej, tuż przy jej biurku.
- Ta, Ty to masz szczęście – wymruczała, zaciskając palce na różdżce. McGonagall spojrzała w jej stronę.
- Evans, tutaj. King nie stój tak, zajmij miejsce.
Lauren rozejrzała się z powątpieniem po sali zatrzymując swoje spojrzenia na Snapie, potem Peterze i na Syriuszu, który zadowolony siedział w ławce obok Lupina.
Nie wiedząc innego wyboru, zajęła miejsce tuż przy Pettigrew, obiecując sobie w duchu, że zamorduje Blacka przy pierwszej okazji.
[pięć minut później, nadal sala transmutacji]

Lily nie mówiła nic, podobnie z resztą jak James. Oboje w całkowitej ciszy, patrząc na siebie tak często jak wymagało tego ćwiczenie, zamieniali żuka w jaszczurkę i z powrotem w żuka.
Rząd za nimi, Syriusz i Remus, zaśmiewając się do łez obserwowali nadęte miny Pottera i Evans, oraz biednego żuka, którego co chwilę transformowali.
Dwa rzędy dalej, Lauren znudzona obserwowała jak Peter nieudolnie stara się złapać  żuka, który przed nim ucieka.

[dziesięć minut później, sala transmutacji w dalszym ciągu]

Minerwa McGonagall ukradkiem obserwowała zza swojego biurka, poczynania swoich uczniów.
Lily i James nadal znudzeni zmieniali na zmianę żuka w jaszczurkę. Za nimi, Syriusz obracał żuczka różdżką nad swoją głową co jakiś czas opuszczając go na blat i znów podnosząc do góry.
Remus odwrócił się do Petera, próbując wyjaśnić mu błąd jaki popełnia. Lauren bujała się na krześle.

[minuta piętnasta lekcji transmutacji]

James przyglądał się  rozgniecionemu przez jego różdżkę żuka. Lily patrzyła z oburzeniem na Pottera.
Syriusz wychylał się zza ławki, próbując dostrzec rozgniecionego żuka.
Remus zrezygnowany opierał się na ławce, pod którą Peter próbował znaleźć swój element ćwiczeń. Lauren nadal bujała się na krześle.

[trzy minuty po piętnastej minucie lekcji transmutacji]

James próbował złożyć w całość żuka. Syriusz był okładany książką przez wściekła do granic możliwości Lily. Remus przysypiał. Lauren przewróciła się z krzesłem, które rozgniotło żuka Petera. Peter zaklinował się pod ławką.
McGonagall straciła cierpliwość.

[dwadzieścia pięć minut przed końcem transmutacji, gabinet wściekłej opiekunki Gryfonów]

- Czemu to zawsze wy? – spojrzała na Huncwotów – Albo wy?
- Rozgniótł naszego żuka!
- Zgubił naszego żuka!
- Spadła na naszego żuka!
- Bawił się naszym żukiem!
- Biła mnie po głowie za to że to on rozgniótł ich żuka!
- On za szybko uciekał!
Minerwie opadły ręce. Dosłownie i w przenośni.
Tymczasem uczniowie zdawali się nie zwracać uwagi na nauczycielkę. Nadal przekrzykiwali się między sobą, a słowo „żuk” padało przynajmniej raz w każdym zdaniu.
Gdy z plątaniny słów, dało się słyszeć tylko jeden wielki bełkot, w oczach uczniów pojawiły się złowieszcze ogniki, a w atmosferze wyczuwało się napięcie zwiastujące nieuniknioną walkę, McGonagall wystrzeliła w powietrze kilka iskier.
Zapadła głucha cisza.
-- Chyba mamy przechlapane… - powiedział cicho Syriusz.
- Bardzo dobrze to ująłeś, Black. Sama bym tego lepiej nie zrobiła. Proszę, czy ktoś może mi wyjaśnić, co tam się działo? Bez użycia słowa „żuk”? – Dodała, gdy cała szóstka otwierała już usta – Ani jego synonimów – zastrzegła, gdy Syriusz i James podnieśli ręce. Zrezygnowani, opuścili je, spuszczając wzrok – Nie powiecie mi chyba, że powodem tego zamieszania były trzy żuki!?
- Tak właściwie, to tak było, Pani Profesor – powiedział szybko Syriusz
- Najłatwiej zrzucić całą winę na niewinne zwierzęta – mruknęła Lily, na co od razu odparował James.
- Przynajmniej nie będą się bronić przed zarzutami – powiedział do Syriusza i obaj zachichotali. Evans rozzłościło to jeszcze bardziej.
- O tak, bo zwalanie na bezbronnych jest najprostsze – stwierdziła z sarkazmem – Przepraszam Pani Profesor. Ale on zabił tego biednego robaczka, a teraz zrzuca na niego winę!
- To było niechcący! – Zirytował się Potter.
Lauren jęknęła w duchu, opadła na krzesło, całkowicie zrezygnowana. Remus usiadł obok niej, ciągnąc za rękaw Petera.
- Co to jest synonim? – Spytał konspiracyjnym szeptem Glizdogon.

[pięć minut później, gabinet McGonagall, w trakcie trzeciej sprzeczki Pottera i Evans]

Minerwa McGonagall uważała się za doświadczoną nauczycielkę. Pracowała w Hogwarcie przeszło dwadzieścia lat*, przez jej salę przewinęły się setki uczniów. Spotkała różnych ludzi, mniej lub bardziej temperamentnych, sprostała wielu przeciwnościom jakie spotkały ją w karierze pedagoga.
Wyrobiła w sobie spokój, opanowanie oraz cierpliwość, niezbędną w tej pracy.
I teraz, po dwudziestu latach pracy po raz pierwszy naprawdę straciła nad sobą panowanie.
Evans i Potter zdawali się nie zwracać uwagi na obecność nauczycielki. Ich podniesione głosy przerodziły się w okrzyki wściekłości. Gdyby nie fakt, że oboje zostawili różdżki w sali, pewnie byłby teraz one w ich zaciśniętych dłoniach.
Lily raz co raz robiła zamach, by przekląć siarczyście, gdy Lauren łapała ją za nadgarstek i przytrzymywała z całej siły. Z drugiej strony, Remus ściskał ją za ramię, nieudolnie próbując powstrzymać od rzucenia się na Rogacza.
Potter nie był w lepszym stanie. Czerwony na twarzy, raz po raz robił krok do przodu, by zaraz Syriusz pociągnął go za krawat do tyłu. Z jego ust wydobywał się jeden wielki bełkot co jeszcze bardziej podjudzało Evans.
Peter, profilaktycznie schował się pod biurkiem McGonagall, która siedziała sztywna jak miotła w swoim krześle. Dłonie zacisnęła na biurku tak mocno, że aż zbielały i wydało się, że jeśli rozluźni uścisk na podłogę upadną drzazgi. Usta zacisnęła do tego stopnia ,że wyglądały jakby ich po prostu nie miała. W oczach kobiety zabłysły ogniki, policzki przybrały kolor dojrzałej wiśni.
Lily szarpnęła się z całej siły. Lauren odskoczyła do tyłu, a Remus który rozproszył się na chwilę, został odepchnięty na bok. Lily rzuciła się z pięściami na Pottera.
Widok biegnącej w ich stronę Lily, z furią w oczach, oszołomił Syriusza, który nadal przytrzymywał Jamesa. Potter wykorzystał to i oswobodził się z uścisku przyjaciela. Wtedy zareagowała McGonagall.
Wstała, nie zważając na Petera pod biurkiem, który odepchnięty wypadł z pod niego. Machnęła krótko różdżką, i zarówno Potter jak i Evans zderzyli się z niewidzialna ścianą, opadając na podłogę. Lauren i Syriusz odetchnęli z ulgą.
- Potter, Evans – wycedziła nauczycielka z trudem panując nad drżeniem rąk – Do dyrektora.

[xxx]

Albus Dumbledore, był zazwyczaj pogodnym człowiekiem. Kiedy tylko sytuacja tego wymagała, potrafił jednak w mgnieniu oka przeistoczyć się z wesołego, zajadającego się cytrynowymi dropsami staruszka w budzącego respekt, potężnego czarodzieja.
Kiedy któryś z nauczycieli przysyłał do niego uczniów, zazwyczaj odsyłał ich od razu do dormitoriów, udzielając wcześniej krótkiej reprymendy i wymierzając niezbyt surową karę. Nie widział potrzeby, żeby stawać się wtedy groźnym, bowiem sam fakt dywanika u dyrektora, budził w nich wystarczającą grozę.
Nigdy jeszcze, nie zdarzyło się żeby nauczycielka transmutacji przyprowadziła do niego swoich uczniów. Odkąd tylko przekroczyła próg szkoły jako Pani Profesor, od razu podporządkowała sobie młodzież i z ich wybrakami, radziła sobie sama.
Nic więc dziwnego, że gdy do gabinetu weszła bliska furii nauczycielka, prowadząc za sobą Lily Evans i Jamesa Pottera, Dumbledore pomyślał że zrobili coś, co nie tylko zagrażało szkole, ale też bezpieczeństwie innych. Przybrawszy poważną minę, wyprostował się w fotelu i spytał, pozbywając się z twarzy uśmiechu.
- Co się stało, Minerwo?
- Panna Evans i Pan Potter, zdezorganizowali moją lekcję, nie reagowali na upomnienia i omal nie pobili się w moim gabinecie!
Dumbledore pokiwał głową ze zrozumieniem i zadał pierwsze pytanie, które w tej sytuacji wydało mu się logiczne i kluczowe.
- Co było powodem kłótni?
- Żuk – odpowiedziała bez wahania nauczycielka.
Kąciki ust dyrektora zadrgały. Przełknąwszy ślinę, powtórzył.
- Żuk. Jaki żuk, Pani Profesor?
- Gnojarz, Panie Dyrektorze. 
Tym razem, cień uśmiechu pojawił się na twarzy dyrektora. Z trudem panując nad sobą, zwrócił się do Lily.
- Co się dokładnie stało, z tym żukiem, Panno Evans?
- Zabił go! – pisnęła Lily – A potem próbował zwalić na niego winę za zamieszanie!
- Rozumiem, że Pan Potter? – spytał Albus rzeczowym tonem, nie mogąc powstrzymać się od cichego chichotu.
- To było niechcący! – Powiedział szybko James – Wcale nie chciałem go rozgnieść!
- Zrobiłeś to specjalnie!
Dumbledore z chęcią pozwoliłby na rozwój wypadków, jednak mina Profesor McGonagall szybko przekonała go do zmiany decyzji.
- Od kiedy jesteś tak zaciekłą obrończynią zwierząt!?
- Spokojnie, moi drodzy – powiedział szybko, na co para natychmiast ucichła – Rozumiem, że to śmierć tego biednego stworzenia była powodem całego zamieszania i tej niewątpliwie przyjemnej wizyty?
- Tak, Panie Dyrektorze.
- To istotnie nieodżałowana strata dla środowiska – McGonagall prychnęła wściekle – Pani Profesor, może powinna Pani iść do siebie i się uspokoić? Poradzę sobie z tą dwójką – dodał starając się zabrzmieć groźnie. Zadziałało, McGonagall wstała i mówiąc na odchodnym: do widzenia; wyszła z gabinetu dyrektora.
Wtedy Albus pozwolił sobie na uśmiech. Spojrzał na zdezorientowanych uczniów. Oboje zdawali się zapomnieć o swojej złości. Wyproszenie z gabinetu McGonagall, nie mogło przecież wróżyć niczego dobrego dla nich.
- Jeszcze nigdy nie widziałem jej wyprowadzonej z równowagi – oznajmił Dumbledore, otwierając szufladę swojego biurka. Zmarszczył nos, a okulary-połówki, zsunęły mu się na czubek nosa – Możecie być dumni, zapiszecie się tym czynem na kartkach historii szkoły, nikomu przed wami się to nie udało.
Lily przełknęła ślinę, kuląc się w sobie. James rzucił w jej stronę i pewnie odczułby niemożną satysfakcję na ten widok, gdyby sam nie był tak zdenerwowany.
- Nie widzę potrzeby dłuższego roztrząsania powodów tej nieprzyjemnej sprzeczki – powiedział dyrektor, pochylając się nad biurkiem. Zdawał się nie dostrzegać tego, jak uczniowie są coraz bardziej zdenerwowani i skuleni – Aha, tu są – dodał z satysfakcją, prostując się. Odrzucił kosmyki siwych włosów z twarzy, poprawił okulary i spojrzał na uczniów, jednocześnie otwierając małe, kwadratowe pudełeczko – Gdzie moje maniery – skarcił się – Dropsa?
Uśmiechnął się, na widok zdezorientowanych min uczniów.
- Tak – powiedział, wysypując sobie na dłoń dropsa i biorąc go do ust - Wracając do tematu. Wierzę, że śmierć żuka była wypadkiem i następnym razem Pan Potter będzie bardziej uważał. Proszę was jednak, o panowanie nad emocjami – dodał szybko – a jeśli rękoczyny są koniecznością, starajcie się bardziej maskować – dodał z łobuzerskim uśmiechem. Kilku dyrektorów z portretów zachichotało, inny wydali odgłos żywego oburzenia.
- Myślę że to wszystko – oznajmił dziarsko – Zgłoście się jutro do Pana Filcha… Ale może osobno – dodał po chwili zastanowienia.
Oboje kiwnęli głowami, odwrócili się i gdy byli przy drzwiach, Jamesowi wpadł pewien pomysł do głowy.
- Panie Profesorze – zwrócił się do Dumbledora, ignorując zaskoczone spojrzenie Evans – Czy nadal musimy siedzieć razem? Po dzisiejszym to chyba nie jest zbyt dobry…
Starzec uśmiechnął się pogodnie.
- Nie chcę podważać decyzji Profesor McGonagall – powiedział – wierzę, że dzisiejsza sytuacja wiele was nauczyła.
Pokiwali głowami.
- Do widzenia.
- Do widzenia.
Przez chwilę wpatrywał się w zamknięte drzwi. Portrety nie spuszczały go z oka. W końcu Finneas nie wytrzymał i zapytał.
- Czyś Ty oszalał, Dumbledore!? Przecież oni się nawzajem zabiją!
Pozostali dyrektorzy wydali pomruk aprobaty. Starzec uśmiechnął się, biorąc do ust kolejnego dropsa.

[xxx]

- Dajesz się sprowokować – powiedziała z przekonaniem Lauren, gdy dwadzieścia minut później szły w stronę lochów na eliksiry – i przez to cały czas wpadasz w tarapaty! Nie daj się, Lily!
- Łatwo ci mówić – mruknęła dziewczyna – Jego się nie da ta po prostu zignorować. Oh, nienawidzę McGonagall – dodała, gdy weszły do sali. Lauren westchnęła, poklepała pocieszająco przyjaciółkę po ramieniu.
- Dasz radę, wierzę w ciebie.
- Ja w Ciebie też – stwierdziła z przekąsem, wskazując na miejsce obok Blacka.
- Po moim trupie – zapewniła dziewczyna – Idę do Chrisa.
- Zapomniałaś o pewnym szczególiku – przypomniała Evans – Co z nim zrobisz?
- Poproszę żeby ustąpił mi miejsca. Powiedzenia.
Evans zachichotała pod nosem i usiadła obok Pottera. Rzuciła obojętne: cześć; wyjęła z torby książkę i usiadła, wpatrując się w tablicę. James odwrócił się do Blacka.
Lauren tymczasem podeszła do ławki Chrisa.
- Cześć – powiedziała słodko i rzuciła do Eddiego – Spadaj.
- Lauren… - jęknął Chris, a dziewczyna westchnęła.
- Zamienisz się ze mną? – Spytała – Proszę, nie wytrzymam z Blackiem.
- Wy kobiety – mrukną Mauer, zbierając swoje rzeczy – Kreatury!
- My Ciebie też – powiedziała Lauren, siadając obok chłopaka – oni się tam wszyscy zabiją, wiesz?
- Wiem…

[xxx]

Syriusz sam nie wiedział, co jest gorsze – kłócący się z Evans Rogacz, czy Eddie, nadający przez całe eliksiry.
Mauer zdawał się nie zwracać uwagi na irytację Blacka. Krojąc żabie jelita, paplał gorzej niż nie jedna dziewczyna.
Tymczasem z przodu panował istny spokój. Niektórzy powiedzieli by, że był to spokój wręcz niepokojący. Zarówno Evans jak i Potter przygotowywali w ciszy swoje eliksiry. Na początku Rogacz spodziewał się złośliwych komentarzy na temat jelit żab, które obrabiali jednak Evans nie powiedziała nic więcej od: weźmiesz i dla mnie?
Oboje więc ignorowali się na całej linii, słuchając ukradkiem jak Eddie wkurza Syriusza.
- Czy Ty musisz tyle gadać?!
- Tak – odpowiedział bez wahania Eddie i kontynuował – więc on…
Lily zachichotała pod nosem, wymieniając rozbawione spojrzenie z Lauren, która również ich obserwowała.
James odwrócił się, poklepał pocieszająco przyjaciela po ramieniu.
- Wytrzymasz to – szepnął i z impetem wrzucił pokrojone jelita do kociołka.
- Nie tak szybko…! – wycedziła rudowłosa o chwilę za późno, bo kociołek wybuchł, osmalając wszystkich i wszystko w promieniu 10 stóp – bo wybuchnie…
- I kolejny wieczór zajęty – westchnął James.


* Według Harry Potter Wiki, McGonagall była nauczycielką transmutacji od 1956 r. Mamy początek 6 roku, więc jest to rok 1976, więc wychodzi dwadzieścia lat. Może to nie jest najlepsze źródło, jednak ten szczegół nie jest aż tak ważny. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz