Niniejszym oświadczam, że żaden żuk nie ucierpiał w czasie
pisania tego rozdziału.
Wieść o incydencie w Trzech Miotłach rozeszła się w szkole w
tempie szybszym niż natychmiastowym. Już przy kolacji nie było osoby, która nie
słyszałaby o tym, że Evans i Potter znów się pokłócili i że przyłapała ich McGonagall.
Tajemnicą pozostawała tylko kara, jaką nałożyła na nich
nauczycielka. Lauren i Syriusz, profilaktycznie zdecydowali nie poruszać tego
tematu z przyjaciółmi przynajmniej do końca śniadania następnego dnia.
Do tego czasu, głowy uczniów zajęła nowa para Krukonów i
wszyscy zapomnieli o wcześniejszej koncentracji na Gryfonów. Z wyjątkiem
głównych zainteresowanych.
[xxx]
Lily wmaszerowała do Wielkiej Sali jak gdyby nigdy nic
rozmawiając półszeptem z Lauren. Obie dziewczyny usiadły jak najdalej od Huncwotów.
Lauren zgodnie z tradycją posłała Chrisowi w powietrzu całusa, którego od
natychmiast odesłał. Siedzący obok Eddie pomachał do dziewcząt z entuzjazmem
tak wielkim, że trącił łokciem dzbanek z sokiem z dyni, rozlewając go na stół.
- To było popisowe – stwierdziła roześmiana King, obserwując
zamieszanie które wywołał chłopak – Nie uważasz, że na swój pokręcony sposób
jest słodki?
- Uważa się za geja – powiedziała sceptycznie Evans ale mimo
wolnie kąciki jej ust podniosły się minimalnie do góry – Ale istotnie, tworzy w
około siebie swoistą aurę. Nie sposób go… przeoczyć – dodała mocno już
rozbawiona, patrząc jak Eddie zanurkuje pod stół unikając ciosu jednego z
siedzących obok niego uczniów, na którego wylał owsiankę, gdy próbował zmyć z
jego kolan sok.
Unik może i uchronił go od pięści kolegi, spowodował jednak
serię kolejnych wypadków.
Stół zatrząsł się, gdy Mauer uderzył o niego głową i
wszystkie szklanki, poprzewracały się mocząc wszystko i wszystkich w zasięgu
wzroku.
Uczniowie poderwali się z miejsc, próbując za wszelką cenę
unikać soków, herbat i kaw, rozlanych po stole i spływających na podłogę.
Tym, którzy nie mieli wrodzonej sprawności fizycznej, nie
byli w szkolnej drużynie lub nie trenowali innych sportów nie udało się wyjść z
tego starcia cało. Ciasno przysunięte ławki, uniemożliwiły utrzymanie
równowagi, toteż trzy czwarte tych, którzy wstali, po chwili siedziało już na
swoich miejscach przeklinając w duchu, lub na głos Eddiego, który na czworakach
wyczołgał się spod stołu i chyłkiem wymknął się z Wielkiej Sali.
- Masz rację, trudno go przeoczyć – zgodziła się Lauren, a
Lily, która prawie popłakała się ze śmiechu zdołała tylko kiwnąć głową.
- Widzę że humor dopisuje od rana – usłyszały za sobą i od
razu odwróciły się. Minerwa McGonagall stała nad nimi, z pewnym niepokojem
obserwując stół Krukonów – Chciałam Ci tylko przypomnieć, Evans, że od dziś do
odwołania na wszystkich lekcjach siadasz z Panem Potterem. King, Ty zajmiesz
miejsce Pana Pottera.
- Ale… ja nic nie zrobiłam! To nie fair! – Oburzyła się
dziewczyna – Mnie tam nawet nie było!
- Tym bardziej nie rozumiem Twojego oburzenia – stwierdziła
nauczycielka – Zajmiesz to miejsce nie z powodu kary, tylko dlatego że nie ma
więcej wolnych miejsc w salach. Jeśli w którejś będą wolne, możesz się
przesiąść. Do widzenia.
- Wredna baba – wysyczała Lauren – Oh, Lily, musiałaś się z
nim kłócić?!
- Teraz Ci się zebrało na uwagi – stwierdziła z irytacją
Evans – Nie martw się, znając Twoje szczęście w klasie na pewno znajdą się
jakieś wolne miejsca – dodała – Ja nie mam wyboru
[pół godziny później, sala transmutacji]
- Tak, miałaś rację mam szczęście – wysyczała wściekła
Lauren rozglądając się po sali.
Evans jednak nie zwróciła uwagi na niezbyt ciekawy wybór
jaki miała przed sobą jej koleżanka. Wpatrywała się z dziką furią w McGonagall,
która właśnie wywołała Jamesa z ostatniej ławki, do pierwszej, tuż przy jej
biurku.
- Ta, Ty to masz szczęście – wymruczała, zaciskając palce na
różdżce. McGonagall spojrzała w jej stronę.
- Evans, tutaj. King nie stój tak, zajmij miejsce.
Lauren rozejrzała się z powątpieniem po sali zatrzymując
swoje spojrzenia na Snapie, potem Peterze i na Syriuszu, który zadowolony
siedział w ławce obok Lupina.
Nie wiedząc innego wyboru, zajęła miejsce tuż przy
Pettigrew, obiecując sobie w duchu, że zamorduje Blacka przy pierwszej okazji.
[pięć minut później, nadal sala transmutacji]
Lily nie mówiła nic, podobnie z resztą jak James. Oboje w
całkowitej ciszy, patrząc na siebie tak często jak wymagało tego ćwiczenie,
zamieniali żuka w jaszczurkę i z powrotem w żuka.
Rząd za nimi, Syriusz i Remus, zaśmiewając się do łez
obserwowali nadęte miny Pottera i Evans, oraz biednego żuka, którego co chwilę
transformowali.
Dwa rzędy dalej, Lauren znudzona obserwowała jak Peter
nieudolnie stara się złapać żuka, który
przed nim ucieka.
[dziesięć minut później, sala transmutacji w dalszym ciągu]
Minerwa McGonagall ukradkiem obserwowała zza swojego biurka,
poczynania swoich uczniów.
Lily i James nadal znudzeni zmieniali na zmianę żuka w
jaszczurkę. Za nimi, Syriusz obracał żuczka różdżką nad swoją głową co jakiś
czas opuszczając go na blat i znów podnosząc do góry.
Remus odwrócił się do Petera, próbując wyjaśnić mu błąd jaki
popełnia. Lauren bujała się na krześle.
[minuta piętnasta lekcji transmutacji]
James przyglądał się
rozgniecionemu przez jego różdżkę żuka. Lily patrzyła z oburzeniem na
Pottera.
Syriusz wychylał się zza ławki, próbując dostrzec
rozgniecionego żuka.
Remus zrezygnowany opierał się na ławce, pod którą Peter
próbował znaleźć swój element ćwiczeń. Lauren nadal bujała się na krześle.
[trzy minuty po piętnastej minucie lekcji transmutacji]
James próbował złożyć w całość żuka. Syriusz był okładany
książką przez wściekła do granic możliwości Lily. Remus przysypiał. Lauren
przewróciła się z krzesłem, które rozgniotło żuka Petera. Peter zaklinował się
pod ławką.
McGonagall straciła cierpliwość.
[dwadzieścia pięć minut przed końcem transmutacji, gabinet
wściekłej opiekunki Gryfonów]
- Czemu to zawsze wy? – spojrzała na Huncwotów – Albo wy?
- Rozgniótł naszego żuka!
- Zgubił naszego żuka!
- Spadła na naszego żuka!
- Bawił się naszym żukiem!
- Biła mnie po głowie za to że to on rozgniótł ich żuka!
- On za szybko uciekał!
Minerwie opadły ręce. Dosłownie i w przenośni.
Tymczasem uczniowie zdawali się nie zwracać uwagi na
nauczycielkę. Nadal przekrzykiwali się między sobą, a słowo „żuk” padało przynajmniej
raz w każdym zdaniu.
Gdy z plątaniny słów, dało się słyszeć tylko jeden wielki
bełkot, w oczach uczniów pojawiły się złowieszcze ogniki, a w atmosferze
wyczuwało się napięcie zwiastujące nieuniknioną walkę, McGonagall wystrzeliła w
powietrze kilka iskier.
Zapadła głucha cisza.
-- Chyba mamy przechlapane… - powiedział cicho Syriusz.
- Bardzo dobrze to ująłeś, Black. Sama bym tego lepiej nie
zrobiła. Proszę, czy ktoś może mi wyjaśnić, co tam się działo? Bez użycia słowa
„żuk”? – Dodała, gdy cała szóstka otwierała już usta – Ani jego synonimów –
zastrzegła, gdy Syriusz i James podnieśli ręce. Zrezygnowani, opuścili je,
spuszczając wzrok – Nie powiecie mi chyba, że powodem tego zamieszania były
trzy żuki!?
- Tak właściwie, to tak było, Pani Profesor – powiedział
szybko Syriusz
- Najłatwiej zrzucić całą winę na niewinne zwierzęta –
mruknęła Lily, na co od razu odparował James.
- Przynajmniej nie będą się bronić przed zarzutami –
powiedział do Syriusza i obaj zachichotali. Evans rozzłościło to jeszcze bardziej.
- O tak, bo zwalanie na bezbronnych jest najprostsze –
stwierdziła z sarkazmem – Przepraszam Pani Profesor. Ale on zabił tego biednego
robaczka, a teraz zrzuca na niego winę!
- To było niechcący! – Zirytował się Potter.
Lauren jęknęła w duchu, opadła na krzesło, całkowicie
zrezygnowana. Remus usiadł obok niej, ciągnąc za rękaw Petera.
- Co to jest synonim? – Spytał konspiracyjnym szeptem
Glizdogon.
[pięć minut później, gabinet McGonagall, w trakcie trzeciej
sprzeczki Pottera i Evans]
Minerwa McGonagall uważała się za doświadczoną nauczycielkę.
Pracowała w Hogwarcie przeszło dwadzieścia lat*, przez jej salę przewinęły się
setki uczniów. Spotkała różnych ludzi, mniej lub bardziej temperamentnych,
sprostała wielu przeciwnościom jakie spotkały ją w karierze pedagoga.
Wyrobiła w sobie spokój, opanowanie oraz cierpliwość,
niezbędną w tej pracy.
I teraz, po dwudziestu latach pracy po raz pierwszy naprawdę
straciła nad sobą panowanie.
Evans i Potter zdawali się nie zwracać uwagi na obecność
nauczycielki. Ich podniesione głosy przerodziły się w okrzyki wściekłości.
Gdyby nie fakt, że oboje zostawili różdżki w sali, pewnie byłby teraz one w ich
zaciśniętych dłoniach.
Lily raz co raz robiła zamach, by przekląć siarczyście, gdy
Lauren łapała ją za nadgarstek i przytrzymywała z całej siły. Z drugiej strony,
Remus ściskał ją za ramię, nieudolnie próbując powstrzymać od rzucenia się na
Rogacza.
Potter nie był w lepszym stanie. Czerwony na twarzy, raz po
raz robił krok do przodu, by zaraz Syriusz pociągnął go za krawat do tyłu. Z
jego ust wydobywał się jeden wielki bełkot co jeszcze bardziej podjudzało
Evans.
Peter, profilaktycznie schował się pod biurkiem McGonagall,
która siedziała sztywna jak miotła w swoim krześle. Dłonie zacisnęła na biurku
tak mocno, że aż zbielały i wydało się, że jeśli rozluźni uścisk na podłogę
upadną drzazgi. Usta zacisnęła do tego stopnia ,że wyglądały jakby ich po
prostu nie miała. W oczach kobiety zabłysły ogniki, policzki przybrały kolor
dojrzałej wiśni.
Lily szarpnęła się z całej siły. Lauren odskoczyła do tyłu,
a Remus który rozproszył się na chwilę, został odepchnięty na bok. Lily rzuciła
się z pięściami na Pottera.
Widok biegnącej w ich stronę Lily, z furią w oczach,
oszołomił Syriusza, który nadal przytrzymywał Jamesa. Potter wykorzystał to i
oswobodził się z uścisku przyjaciela. Wtedy zareagowała McGonagall.
Wstała, nie zważając na Petera pod biurkiem, który
odepchnięty wypadł z pod niego. Machnęła krótko różdżką, i zarówno Potter jak i
Evans zderzyli się z niewidzialna ścianą, opadając na podłogę. Lauren i Syriusz
odetchnęli z ulgą.
- Potter, Evans – wycedziła nauczycielka z trudem panując
nad drżeniem rąk – Do dyrektora.
[xxx]
Albus Dumbledore, był zazwyczaj pogodnym człowiekiem. Kiedy
tylko sytuacja tego wymagała, potrafił jednak w mgnieniu oka przeistoczyć się z
wesołego, zajadającego się cytrynowymi dropsami staruszka w budzącego respekt,
potężnego czarodzieja.
Kiedy któryś z nauczycieli przysyłał do niego uczniów,
zazwyczaj odsyłał ich od razu do dormitoriów, udzielając wcześniej krótkiej
reprymendy i wymierzając niezbyt surową karę. Nie widział potrzeby, żeby stawać
się wtedy groźnym, bowiem sam fakt dywanika u dyrektora, budził w nich
wystarczającą grozę.
Nigdy jeszcze, nie zdarzyło się żeby nauczycielka
transmutacji przyprowadziła do niego swoich uczniów. Odkąd tylko przekroczyła
próg szkoły jako Pani Profesor, od razu podporządkowała sobie młodzież i z ich
wybrakami, radziła sobie sama.
Nic więc dziwnego, że gdy do gabinetu weszła bliska furii
nauczycielka, prowadząc za sobą Lily Evans i Jamesa Pottera, Dumbledore
pomyślał że zrobili coś, co nie tylko zagrażało szkole, ale też bezpieczeństwie
innych. Przybrawszy poważną minę, wyprostował się w fotelu i spytał, pozbywając
się z twarzy uśmiechu.
- Co się stało, Minerwo?
- Panna Evans i Pan Potter, zdezorganizowali moją lekcję,
nie reagowali na upomnienia i omal nie pobili się w moim gabinecie!
Dumbledore pokiwał głową ze zrozumieniem i zadał pierwsze
pytanie, które w tej sytuacji wydało mu się logiczne i kluczowe.
- Co było powodem kłótni?
- Żuk – odpowiedziała bez wahania nauczycielka.
Kąciki ust dyrektora zadrgały. Przełknąwszy ślinę,
powtórzył.
- Żuk. Jaki żuk, Pani Profesor?
- Gnojarz, Panie Dyrektorze.
Tym razem, cień uśmiechu pojawił się na twarzy dyrektora. Z
trudem panując nad sobą, zwrócił się do Lily.
- Co się dokładnie stało, z tym żukiem, Panno Evans?
- Zabił go! – pisnęła Lily – A potem próbował zwalić na
niego winę za zamieszanie!
- Rozumiem, że Pan Potter? – spytał Albus rzeczowym tonem,
nie mogąc powstrzymać się od cichego chichotu.
- To było niechcący! – Powiedział szybko James – Wcale nie
chciałem go rozgnieść!
- Zrobiłeś to specjalnie!
Dumbledore z chęcią pozwoliłby na rozwój wypadków, jednak
mina Profesor McGonagall szybko przekonała go do zmiany decyzji.
- Od kiedy jesteś tak zaciekłą obrończynią zwierząt!?
- Spokojnie, moi drodzy – powiedział szybko, na co para
natychmiast ucichła – Rozumiem, że to śmierć tego biednego stworzenia była
powodem całego zamieszania i tej niewątpliwie przyjemnej wizyty?
- Tak, Panie Dyrektorze.
- To istotnie nieodżałowana strata dla środowiska –
McGonagall prychnęła wściekle – Pani Profesor, może powinna Pani iść do siebie
i się uspokoić? Poradzę sobie z tą dwójką – dodał starając się zabrzmieć
groźnie. Zadziałało, McGonagall wstała i mówiąc na odchodnym: do widzenia;
wyszła z gabinetu dyrektora.
Wtedy Albus pozwolił sobie na uśmiech. Spojrzał na
zdezorientowanych uczniów. Oboje zdawali się zapomnieć o swojej złości.
Wyproszenie z gabinetu McGonagall, nie mogło przecież wróżyć niczego dobrego
dla nich.
- Jeszcze nigdy nie widziałem jej wyprowadzonej z równowagi
– oznajmił Dumbledore, otwierając szufladę swojego biurka. Zmarszczył nos, a
okulary-połówki, zsunęły mu się na czubek nosa – Możecie być dumni, zapiszecie
się tym czynem na kartkach historii szkoły, nikomu przed wami się to nie udało.
Lily przełknęła ślinę, kuląc się w sobie. James rzucił w jej
stronę i pewnie odczułby niemożną satysfakcję na ten widok, gdyby sam nie był
tak zdenerwowany.
- Nie widzę potrzeby dłuższego roztrząsania powodów tej
nieprzyjemnej sprzeczki – powiedział dyrektor, pochylając się nad biurkiem.
Zdawał się nie dostrzegać tego, jak uczniowie są coraz bardziej zdenerwowani i
skuleni – Aha, tu są – dodał z satysfakcją, prostując się. Odrzucił kosmyki
siwych włosów z twarzy, poprawił okulary i spojrzał na uczniów, jednocześnie
otwierając małe, kwadratowe pudełeczko – Gdzie moje maniery – skarcił się –
Dropsa?
Uśmiechnął się, na widok zdezorientowanych min uczniów.
- Tak – powiedział, wysypując sobie na dłoń dropsa i biorąc
go do ust - Wracając do tematu. Wierzę, że śmierć żuka była wypadkiem i
następnym razem Pan Potter będzie bardziej uważał. Proszę was jednak, o
panowanie nad emocjami – dodał szybko – a jeśli rękoczyny są koniecznością,
starajcie się bardziej maskować – dodał z łobuzerskim uśmiechem. Kilku
dyrektorów z portretów zachichotało, inny wydali odgłos żywego oburzenia.
- Myślę że to wszystko – oznajmił dziarsko – Zgłoście się
jutro do Pana Filcha… Ale może osobno – dodał po chwili zastanowienia.
Oboje kiwnęli głowami, odwrócili się i gdy byli przy
drzwiach, Jamesowi wpadł pewien pomysł do głowy.
- Panie Profesorze – zwrócił się do Dumbledora, ignorując
zaskoczone spojrzenie Evans – Czy nadal musimy siedzieć razem? Po dzisiejszym
to chyba nie jest zbyt dobry…
Starzec uśmiechnął się pogodnie.
- Nie chcę podważać decyzji Profesor McGonagall – powiedział
– wierzę, że dzisiejsza sytuacja wiele was nauczyła.
Pokiwali głowami.
- Do widzenia.
- Do widzenia.
Przez chwilę wpatrywał się w zamknięte drzwi. Portrety nie
spuszczały go z oka. W końcu Finneas nie wytrzymał i zapytał.
- Czyś Ty oszalał, Dumbledore!? Przecież oni się nawzajem
zabiją!
Pozostali dyrektorzy wydali pomruk aprobaty. Starzec
uśmiechnął się, biorąc do ust kolejnego dropsa.
[xxx]
- Dajesz się sprowokować – powiedziała z przekonaniem
Lauren, gdy dwadzieścia minut później szły w stronę lochów na eliksiry – i
przez to cały czas wpadasz w tarapaty! Nie daj się, Lily!
- Łatwo ci mówić – mruknęła dziewczyna – Jego się nie da ta
po prostu zignorować. Oh, nienawidzę McGonagall – dodała, gdy weszły do sali.
Lauren westchnęła, poklepała pocieszająco przyjaciółkę po ramieniu.
- Dasz radę, wierzę w ciebie.
- Ja w Ciebie też – stwierdziła z przekąsem, wskazując na
miejsce obok Blacka.
- Po moim trupie – zapewniła dziewczyna – Idę do Chrisa.
- Zapomniałaś o pewnym szczególiku – przypomniała Evans – Co
z nim zrobisz?
- Poproszę żeby ustąpił mi miejsca. Powiedzenia.
Evans zachichotała pod nosem i usiadła obok Pottera. Rzuciła
obojętne: cześć; wyjęła z torby książkę i usiadła, wpatrując się w tablicę.
James odwrócił się do Blacka.
Lauren tymczasem podeszła do ławki Chrisa.
- Cześć – powiedziała słodko i rzuciła do Eddiego – Spadaj.
- Lauren… - jęknął Chris, a dziewczyna westchnęła.
- Zamienisz się ze mną? – Spytała – Proszę, nie wytrzymam z
Blackiem.
- Wy kobiety – mrukną Mauer, zbierając swoje rzeczy –
Kreatury!
- My Ciebie też – powiedziała Lauren, siadając obok chłopaka
– oni się tam wszyscy zabiją, wiesz?
- Wiem…
[xxx]
Syriusz sam nie wiedział, co jest gorsze – kłócący się z
Evans Rogacz, czy Eddie, nadający przez całe eliksiry.
Mauer zdawał się nie zwracać uwagi na irytację Blacka.
Krojąc żabie jelita, paplał gorzej niż nie jedna dziewczyna.
Tymczasem z przodu panował istny spokój. Niektórzy
powiedzieli by, że był to spokój wręcz niepokojący. Zarówno Evans jak i Potter
przygotowywali w ciszy swoje eliksiry. Na początku Rogacz spodziewał się
złośliwych komentarzy na temat jelit żab, które obrabiali jednak Evans nie
powiedziała nic więcej od: weźmiesz i dla mnie?
Oboje więc ignorowali się na całej linii, słuchając
ukradkiem jak Eddie wkurza Syriusza.
- Czy Ty musisz tyle gadać?!
- Tak – odpowiedział bez wahania Eddie i kontynuował – więc
on…
Lily zachichotała pod nosem, wymieniając rozbawione
spojrzenie z Lauren, która również ich obserwowała.
James odwrócił się, poklepał pocieszająco przyjaciela po
ramieniu.
- Wytrzymasz to – szepnął i z impetem wrzucił pokrojone
jelita do kociołka.
- Nie tak szybko…! – wycedziła rudowłosa o chwilę za późno,
bo kociołek wybuchł, osmalając wszystkich i wszystko w promieniu 10 stóp – bo
wybuchnie…
- I kolejny wieczór zajęty – westchnął James.
* Według Harry Potter Wiki, McGonagall była nauczycielką
transmutacji od 1956 r. Mamy początek 6 roku, więc jest to rok 1976, więc
wychodzi dwadzieścia lat. Może to nie jest najlepsze źródło, jednak ten
szczegół nie jest aż tak ważny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz