Rozdział 59


Niniejszym oświadczam, że skarpety użyte przy pisaniu tego rozdziału zostały wcześniej wyprane.

- Lily, co się stało!?
Stała na progu, mokra od deszczu, z zapłakaną, opuchniętą od płaczu łez, zaciskając mocno rękę na nadgarstku. Skulona, trzęsła się od płaczu. Objął ją ramieniem i wprowadził do środka, gładząc równocześnie uspokajająco po ramieniu.
- Pokłóciłam się z Lauren – wychlipała dziewczyna, kiedy posadził ją na fotelu i uklęknął przy nim, patrząc na nią z uwagą – Próbowałam ją nakłonić, żeby porozmawiała z Syriuszem ale ona nie chce nawet o tym słyszeć…
- Myślałem, że uznałaś, iż lepiej się nie wtrącać – przypomniał, w jego głosie nie zabrzmiała jednak ostra nuta. Martwił się, a patrzenie na jej łzy, sprawiało mu ból – Co się dokładnie stało…?
- Próbowałam ją przekonać, żeby z nim porozmawiała… Nakręciłyśmy się obie…
James westchnął ciężko i przyciągnął ją do siebie.
- Może jest zbyt wcześnie…
Przez chwilę, dochodziło do niej, co powiedział. Potem przełknęła ślinę, odsunęła się i spojrzała na niego z powagą.
- Boisz się czasem, że jak też to zrobię? Że cię zdradzę? – zapytała nagle, przypominając sobie słowa Lauren. Być może moment wcale nie był odpowiedni, ale Lily czuła, że jeśli teraz tego nie wyjaśni, nie da jej to spokoju.

James milczał, szukając odpowiednich słów
- Boisz….

- Lily, nie mówmy o tym teraz ... Jest już wystarczająco dużo kłopotów…

- Nie – strzepnęła jego rękę z ramienia i wstała, mierząc go poważnym spojrzeniem – Chcę to usłyszeć. Boisz się? Boisz się, że cię zdradzę?
- Tego nie powiedziałem…
- Ale chciałeś!

- To nie jest dobry moment na tą rozmowę – stwierdził twardo, ale Lily zdążyła się już nakręcić.
- Nie, lepszego nie ma i nie będzie!

- Nie powinnaś się wtrącać w ich sprawy – powiedział, czując, że zaraz tego pożałuje. Nie pomylił się, usta Lily zacisnęły się w cienką linę – Wiem, że chcesz dobrze, ale…
- Ale co!? – zapytała, patrząc na niego z uwagą – Moja najlepsza przyjaciółka, jest sama w momencie, w którym najbardziej potrzebuje wsparcia, przez głupi, szczeniacki błąd! Nie boisz się, że ja mogę zrobić to samo!?
- Uspokój się!
- Odpowiedz!
- Lily!
- Odpowiedz!
- Tak!

Tego się nie spodziewała. Cofnęła się, pobladła. James odgarnął włosy z czoła, w pokoju temperatura opadła o kilka stopni.
- W porządku… - powiedziała drżącym głosem – Rozumiem.
- Chciałaś wiedzieć…
- Wiem. W porządku…
Zwróciła się w stronę drzwi. Była nienaturalnie spokojna. Zupełnie nie wiedziała co ma teraz zrobić. Ale przecież, chciała tego.
James podszedł do niej, złapał ją za nadgarstek i przyciągnął szybko do ciebie.

- Cholernie się boję. Nie czasem, tylko cały czas. Boję się, że będzie ktoś lepszy ode mnie. Boję się, że odejdziesz. Boję rano otworzyć w oczy, bo myślę, że to może był sen, że ze mną byłaś. Boję się, że cię stracę. Boję się tego jak kretyn i nic na to nie poradzę. Ale ci ufam i wiem, mam ku temu podstawy, bo cię kocham!

Poczuła uciążliwie pieczenie pod powiekami. Zagryzła wargi. Nie chciała płakać. Nie teraz, nie w tej chwili, nie po tym, co jej powiedział. Wpatrywał się w nią uciążliwie, czekając na jakąś reakcję. A jej, głos ugrzązł w gardle i nie mogła wydusić z siebie nawet słowa.

- Nie… - zaczęła, ale urwała. A kiedy znów chciała coś powiedzieć, z jej oczu popłynęły łzy. Przytulił ją do siebie, gładząc uspokajająco po głowie – Przepraszam…
- Już dobrze – wyszeptał łagodnie, już jak Lily drży w jego ramionach.

Irracjonalnie do sytuacji poczuł złość. Na Lauren, na Syriusza, za to, że ich problemy odbijały się na Lily. Marny byłby ich los, gdyby któreś z nich zjawiło się w tej chwili na drodze Jamesa.

- Ja… Ja… też… ja… - wydukała Lily z trudem zdolna wydusić z siebie słowo. James przytulił ją do siebie, kołysząc uspakajająco.
- Wiem…
- Nie – potrząsnęła głową, podniosła głowę i spojrzała na niego zapuchniętymi oczami – Chcę… chcę… żebyś to usłyszał… Ja ciebie też kocham.
O ile wcześniej, dławiona łzami, miała trudność żeby powiedzieć cokolwiek, o tyle ostatnie zdanie udało jej się wykrztusić bez najmniejszych trudności.
James musnął ustami jej usta i przyciągnął bliżej do siebie a złość… Złość całkiem z niego wyparowała.


O tym, że jest winna Lily przeprosiny, solidne i porządne, Lauren zadecydowała kiedy tylko udało jej się uspokoić myśli. Jedynym powodem, dla którego od razu nie wyszła z domu, była perspektywa spotkania z Jamesem – z którym Lily na pewno było – lub Syriuszem. Kierując się więc myślą, że przyjaciółka sama może wyciągnąć do niej rękę, zdecydowała poczekać.
Ale Lily się nie odezwała.

Następnego dnia, Lauren zdecydowała, że należy być twardym i postanowiła zaryzykować.
Być może gdyby Lily – która cały wieczór spędziła z ukochanym, niezdolna do ruszenia się poza dom – wiedziała, że przyjaciółka zamierza złożyć jej wizytę, nie wyszłaby tego ranka od Syriusza i wszystko potoczyłoby się inaczej. Lily Evans jednak wiedzieć o tym nie mogła, i nim Lauren zdążyła się ubrać, przyjaciółka już stała przed jej drzwiami.
- Przepraszam – powiedziała od razu – Nie powinnam była tego wszystkiego mówić, masz rację to…
- Zamknij się – przerwała jej Lauren – To moja wina, to ja przepraszam. Wyładowałam się na tobie, nie powinnam była. Powiedziałaś tylko prawdę…
- Nie powinnam się wtrącać – usprawiedliwiła ją szybko Lily – To wasze sprawy i tylko od was zależy, jak je rozwiążecie…
- Kochane – usłyszały zza placów Lauren – Przestańcie bo zaraz znów się pokłócicie, tym razem o winę.
Uśmiechnęły się do siebie. Lauren wpuściła do środka Lily, a Lisa pokręciła głową i zniknęła w kuchni.
- Miałam do ciebie iść – wyjaśniła Lauren, zdejmując płaszcz. Lily poczuła ukłucie w okolicy serca.
- Nie byłam w domu… - powiedziała cicho.
- Byłam świadoma, że cię tam nie będzie…

Świadomość, że Lauren zamierzała ryzykować czymś, na co wcale nie miała ochoty, żeby się z nią zobaczyć, bardzo poprawiła Lily samopoczucie.
- Uznajmy, że więcej nie będziemy już o tym rozmawiać – zaproponowała więc po chwili – żeby nie wzbudzać tematów do kłótni.
Lauren spojrzała na nią z ukosa. Lily wyciągnęła rękę, patrząc na nią z pełną powagą.
- Zgoda – powiedziała King, ściskając ją – Temat zamknięty.


Lily zdecydowała zataić przez Lauren, że ich kłótnia przyniosła więcej dobrego, niż złego.

Wieczór spędzony z Jamesem zaowocował bowiem nie tylko otwartym wyznaniem tego, co oboje do siebie czują. Postanowili – tym razem z inicjatywy Jamesa – że w ciągu najbliższych dni, Potter zabierze swoje rzeczy od Syriusza i zamieszkają razem. Na razie – wedle oficjalnej wersji którą mieli zamiar przedstawić wszystkim – na próbę, chociaż i oni, i wszyscy, wcale w nią nie wierzyli.
Pierwszą osobą, którą miał zamiar o tym poinformować – bez udziału Lily, która zniknęła z samego rana i była u Lauren – był Syriusz.
Potter dokładnie przemyślał przebieg rozmowy, jaką zamierzał odbyć z przyjacielem. Biorąc pod uwagę niezbyt dobry humor Syriusza – który trwał niemalże nieprzerwanie od kilku tygodni – James postanowił rozegrać to w sposób delikatny.

Nie można powiedzieć, że Black od razu nie wywęszył, że coś jest na rzeczy. Mało kto by nie wywęszył, gdyby z samego rana przywitało go gotowe śniadanie, złożone dokładnie z tego, co najbardziej się lubi.
- Dobry – rzucił radośnie Potter, nie patrząc na przyjaciela – Kawa? Śniadanie zrobiłem…
Syriusz, bardzo powoli zasiadł do stołu, czujnie obserwując Jamesa. Doskonale znał tą taktykę, James stosował ją zawsze, kiedy tylko zrobił coś, przez co czuł się winny.
- Cześć – powiedział powoli, oceniając szybko jak bardzo źle musi być. Bardzo źle, pomyślał - Co się stało wczoraj Lily? – zapytał ostrożnie, nakładając sobie jajecznicy.

- Lauren – wyjaśnił krótko James – Pokłóciły się… Nie bardzo zrozumiałem o co – dodał po chwili namysłu. Nie było to wielkie kłamstwo, wszystko to, co powiedziała mu Lily było mętne i wyraźnie brakowało w tym czegoś ważnego. Czegoś o czym ani on, ani tym bardziej Syriusz pojęcia nie mieli.
Na dźwięk imienia Lauren, Syriusz poruszył się niespokojnie i natychmiast, błędnie zresztą, zinterpretował cały rytuał, jaki urządził James.
- Awantura jednak musiała być niezła – kontynuował tymczasem James – W przeciwnym nie zareagowała by tak emocjonalnie. Mało brakowało, byśmy się pokłócili…
- No bez jaj – mruknął Syriusz, któremu humor wyjątkowo się pogorszył. Wzmianka o Lauren nie okazała się najlepszym pomysłem – Brakowałoby tylko, żebyście się pokłócili.
- Spokojnie – uspokoił go James – Wszystko wyjaśniliśmy i obyło się bez dodatkowych kłótni.

Syriusz zmarszczył brwi, patrząc na jajecznicę na swoim talerzu. O co tu chodziło?
- Swoją drogą – podjął po chwili James, opierając się o blat – To trochę dziwne. Mam wrażenie, że coś ukrywają, obie…

- Nie za bardzo rozumiem – przyznał Black, przypatrując się uważnie Jamesowi. Nagle odechciało mu się jeść.
- Bardzo się skrywają – powiedział powoli James, wyraźnie nad czymś rozmyślając – Ledwo udało mi się wydusić z Lily, co się stało, a i tak właściwie nie przyznała się, o co im poszło i… W ogóle nie chce nic mówić…

Syriusz zastanowił się przez chwilę.

- Mam wrażenie, że tu nie chodzi tylko o ciebie – zakończył w końcu Potter. Teraz Syriusz w ogóle już nie jadł; odsunął od siebie talerz i pogrążył się w rozmyślaniach nad słowami przyjaciela. Bo było o czym myśleć.
- Zainteresuj się tym – polecił łagodnie James – Mnie Lily nic nie powiedziała ale może…
Syriusz prychnął. Nagle wszystko wróciło do normy.
- Daj spokój – powiedział, nalewając sobie kawy – nie powiedziała nic tobie, a mnie powie? Litości, jeśli Lauren chce coś ukryć, to Lily na pewno mi nic nie powie…. No dobra, a teraz gadaj, co zmajstrowałeś? – zmienił temat, próbując zachować normalny ton – Przecież to wszystko – omiótł ręką stół – nie jest z dobroci serca. Przekupny posiłek.

- Od jak dawna wiesz o przekupnym posiłku? – zapytał zszokowany James. Już wiele razy próbował tej sztuczki, jeszcze w czasie szkoły. Ilekroć coś przeskrobał, w dormitorium natychmiast pojawiały się góry najlepszych słodyczy, lub (w późniejszych latach) dodatkowe butelki Ognistej Whisky. James nie miał jednak pojęcia, że przyjaciel złapał zasadę jego podstępku.
- Od drugiej klasy – machnął ręką Syriusz, jakby to był to najmniejszy szczegół. Widząc szok na twarzy przyjaciela, westchnął i wyjaśnił – Daj spokój, jeśli ni z tego ni z owego, robiłeś ucztę szczerząc się przy tym jak kretyn, kręcąc młynki palcami – James spojrzał na swoje dłonie i zarumienił się – a potem nagle okazuje się, że stało się coś.
- Mogłeś powiedzieć…
- Daj spokój, na tym polegała cała zabawa, że nie wiedziałeś, że wiemy!
James zdecydował nie pytać, kto jeszcze wie. Zamiast usiadł przy stole, nalał sobie kawy i spojrzał ukradkiem na spoglądającego na niego z uwagą Syriusza.
- Więc…?
- Zamierzamy… - zaczął James, patrząc z uwagą na przyjaciela – Zamierzamy zamieszkać razem z Lily.
Do Syriusza przez chwilę dochodziło to, co powiedział James. Milczał, mieszając machinalnie łyżeczką w kubku. A potem nagle spojrzał na Jamesa, a oczy rozwarły mu się ze zdziwienia.
- Wiem, że to dość spontaniczna decyzja ale…
- Najwyższy czas – przerwał mu szybko Syriusz, a jego twarz rozjaśnił cień uśmiechu, którego James od dłuższego czasu nie miał okazji oglądać – Nie rozumiem tylko, po co śniadanie… - dodał po chwili i zamyślił się. Nie widział powodu, dla którego Potter miałby go przepraszać, więc może tym razem coś chciał?
James jednak szybko rozwiał te wątpliwości.-
- Zostawię cię samego.
O tej stronie, Syriusz nie pomyślał. Przez moment poczuł, że radość z powodu szczęścia przyjaciela ulatania się jak powietrze z przebitego balonika. Szybko odgonił od siebie tą myśl, przywołał uśmiech na twarzy i powiedział.
- Nie będę miał problemu z dopieraniem skarpet.
James roześmiał się, przypominając sławetną już historię zagubionych skarpetek. Syriusz natychmiast do niego dołączył i przez chwilę słychać było tylko ich śmiech. Potem znów zapadła chwila cisza.
- Na pewno nie masz nic przeciwko? Wiesz, jeśli chcesz to możemy…
- Daj spokój – prychnął Syriusz – Cieszę się, że wam się układa. To naprawdę dobra wiadomość. Ja sobie dam radę.



Lily Evans postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Ze wszystkich rzeczy na świecie najbardziej nie znosiła konfliktów – szczególnie, kiedy dotyczyły one jej przyjaciół.

Teraźniejsza sytuacja drażniła ją kolosalnie. Nie popierała decyzji Lauren o zatajeniu prawdy o ciąży przed Syriuszem. Wiedziała, że prędzej czy później Lauren to zrobi – jak bardzo zraniona by się nie czuła, nie mogłaby tego nie zrobić.

Z drugiej strony, trudno było jej patrzeć na niego. Była zła, za to co zrobił. Wiedziała, że w oczach Lauren nic go nie usprawiedliwi. Była jednak pewna, że jednej rzeczy nie można było podważyć – Syriuszowi naprawdę na niej zależało i był gotów znieść wszystko, byleby tylko to Lauren była szczęśliwa. Problem polegał na tym, że Lauren albo nie chciała, albo nie mogła w to uwierzyć.
No i była Charlie. Ją trudno było Lily rozszyfrować i ocenić.
Do tej pory nie do końca wierzyła w premedytację działania Timble. Nigdy nie zauważyła, żeby Charlie była w jakikolwiek sposób zainteresowania Syriuszem, a obserwowała ich bacznie od początku.

Teraz jednak, wszystko to, co powiedziała jej Lauren o ich spotkaniu, postawiło sprawę pod znakiem zapytania. A Lily, zdecydowała się to wyjaśnić.
Zaraz po opuszczeniu domu Lauren, udała się więc do Londynu, żeby złożyć Charlie wizytę w Rechoczących Wiedźmach. Miała szczęście – Timble rozlewała właśnie piwo do kufli, a widok Lily bardzo ja zaskoczył.
- Co tu robisz, masz wolne – powiedziała na przywitanie.

- Musimy pogadać – odpowiedziała krótko Lily – Teraz.
- Pracuję – zauważyła Charlie. Lily rozejrzała się po wnętrzu gospody. Jak na złość, ludzi było całkiem dużo – kończę za pół godziny.
- Poczekam – oznajmiła więc Lily, siadając przy ladzie i zdejmując płaszcz.


- O co chodzi? – spytała Charlie, kiedy wyszły z Rechoczących i ruszyły uliczką.

- To ja się pytam, o co chodzi – powiedziała stanowczo Lily – Po co poszłaś do Lauren? Mało problemów mają przez ciebie, musisz jeszcze bardziej to wszystko komplikować?

- Powtarzam, że to przypadek – zdenerwowała się Charlie – Poszłam po materiały.
- Trudno mi uwierzyć w przypadek. Zbyt duży zbieg okoliczności.
- Nie muszę ci się tłumaczyć – warknęła Charlie. Powoli zaczynało ją to wszystko męczyć. Lily jednak doskonale przemyślała sobie tą rozmowę.
- Masz rację, nie musisz – powiedziała obojętnie – Nie mnie. Ale ojcu Lauren, będziesz musiała, jeśli dowie się, kim jesteś i co zrobiłaś.
Charlie bardzo starała się zachować kamienny wyraz twarzy i ukryć to, jak bardzo ta pespektywa ją przeraża.

- Grozisz mi? – zapytała dużo ciszej niż dotąd. Lily zaprzeczyła ruchem głowy.
- Ostrzegam – poprawiła ją obojętnie.
- Nie wierzysz, że mam z nim zajęcia – przypomniała Charlie. Lily wzruszyła ramionami.
- Jeśli nie masz, nie zrobi ci to różnicy ale jeśli masz… Przestań kręcić i powiedz w końcu prawdę… Czego ty od nich chcesz?
- Mówię prawdę – zdenerwowała się Charlie. Tym razem nie udało jej się ukryć emocji i w jej głosie zabrzmiało przerażenie. Lily przyjrzała się jej z uwagą – On mnie nie interesuje, jasne? Nie tak, jak ty i twoja przyjaciółka sobie wyobrażacie. I on też nie jest zainteresowany. Jeśli Lauren nie potrafi tego pojąć, widocznie jest głupsza niż mi się wydało…
Tym razem to Lily została zaskoczona. Charlie jednak nie zamierzała skończyć. Cierpliwość, którą okazała podczas spotkania z Lauren, wyczerpała się. Przestało obchodzić ją to, że Lily może donieść Kingowi, kim jest i tym samym zaprzepaścić dwa lata harówki na uczelni. Rozsądek usnął grzecznie miejsca a ślepa furia wypełniła ją całą.
- Na twoim miejscu w ogóle bym się w to nie mieszała – ciągnęła Charlie, nakręciwszy się – Ale skoro już musisz to robić, lepiej skup się na Lauren. Zgadza się, my nie jesteśmy bez skazy, to był głupi błąd, ale jeśli ona dalej będzie szła w zaparte, zostanie z niczym.

Lily otworzyła usta, chcąc odparować, ale nagle zabrakło jej słów.
- Rozumiem, że bycie skrzywdzoną nie jest miłe, ale o ile mi wiadomo, miłość to sztuka przebaczania i dotyczy obojgu spraw a Syriusz zdaje się, że już się nią kilka razy wykazał. I jeśli sądzi, że będzie na nią czekać do usranej śmierci, to się grubo myli, bo prędzej czy później znajdzie się inna charyzmatyczna osóbka z mniejszym zasobem wad, a ja osobiście zadbam, żeby się nim zajęła jak należy!

Tego na nerwy Lily było za dużo. Czuła, że powinna jakoś zareagować, ale w głowie nadal miała pustkę. Charlie jednak wyraźnie wyrzuciła z siebie wszystko, co chciała. Czerwona na twarzy, zrobiła głęboki, powoli wdech i ze świstem wypuściła powietrze.
- On zasługuje na kogoś lepszego – zakończyła, teraz oddychając szybko – Jeśli nie da mu szansy wytłumaczenia, to jest kompletną kretynką.

Odwróciła się na pięcie. W ostatniej chwili przypomniała sobie jednak o czymś.
- Jeśli chcesz donosić, śmiało – zakończyła już opanowana – Ja to pieprzę. Mam was wszystkich dość.
I odeszła, zostawiając oszołomioną Lily samą z sobą i swoimi myślami.


- Nie wierzę, że to robisz - powiedział Syriusz, kręcąc głową - żeby mnie zostawić i to dla kogo? Dla kobiety...Po tym wszystkim, co razem przeżyliśmy!
- Daleko nie będę – przypominał James – Nie musisz płakać.
- A wtedy zostaniesz? – ożywił się Syriusz – Jeśli się rozpłaczę? Mogę to zrobić…
- Nie, to nic nie zmieni – zaśmiał się James, po chwili zastanowienia.
- To dobrze, bo i tak bym tego nie zrobił – wzruszył ramionami Syriusz, a James spojrzał na niego jak na idiotę.
- To na cholerę to przedstawienie?
- Tak dla zasady, żebyś nie poczuł się nieważny – powiedział obojętnie Black – Ale nie zaprzeczysz, że byłem przekonujący!
- Niemal ci uwierzyłem – roześmiał się Potter. Syriusz wyszczerzył zęby. Zapadła krótka chwila ciszy, podczas której James kończył wpakowywać swoje rzeczy.
W końcu Syriusz zdecydował się odezwać ponownie.
- Pamiętaj, w razie czego, zawsze możesz tu wrócić – przypominał – Gdyby na przykład Lily cię biła, albo kazała sprzątać skarpety...
- Jak tylko wspomni o skarpetkach od razu pakuje walizki – obiecał z udawaną powagą James, a Syriusz zaśmiał się.

- W porządku. Skarpety są najważniejsze.

- Nie inaczej.


Słynna afera skarpetkowa


Był piękny, jesienny poranek.
Słońce paliło tego dnia wyjątkowo, rozświetlając nawet najbardziej ponure Londyńskie uliczki; delikatny wicher poruszał liśćmi drzew, które powoli zmieniały swoje szaty na złoto-czerwone.

Ludzie wykorzystywali ostatnie ładne dni, wychodząc z domów i oddając się błogiemu lenistwu.

James Potter mocował się właśnie z oporną klamką okna, która nie chciała za nic ustąpić, kiedy w korytarzu rozległ się pełen irytacji wrzask Syriusza.
James zmarszczył brwi, zastanawiając się, co mógł takiego zrobić Syriusz aż tak krzykną. Zwłaszcza, że o ile było mu wiadomo, właśnie znajdował się w łazience i robił pranie.

W głowie Jamesa pojawiły się okrutne wizje Syriusza, katowanego przez bezlitosną bieliznę. Oderwał się więc od okna, próbując za wszelką cenę wyrzucić z głowy obraz skarpetek, które duszą przyjaciela – nie wiedział jeszcze, czy swoim odorem czy może oplatają się w około jego szyi – i ruszył mu na ratunek.
Jego widok przeszedł wszelkie wyobrażenia. Nie było skarpet wpychających się do samodzielnie do ust, majtek zarzucających na głowę ani spodni wiążących się na łydkach.

Zamiast tego był Syriusz, klęczący w około sterty brudnych skarpetek. Trzymał dwie, bardzo podobne w rękach, a kiedy zobaczył Jamesa, pomachał mu nimi przed nosem.
- Co to ma być!? – zapytał oburzony, ciskając nimi w stertę.
- Skarpety…? – podsunął James, nie bardzo wiedząc o co też może chodzić przyjacielowi. Jednocześnie odetchnął z ulgą, że bielizna okazała się nie być zmutowaną i poczuł żal, że nie przyszło mu nigdy do głowy, żeby wykorzystać to jako żart w Hogwarcie.

- Wiem, że skarpety! – krzyknął Black – Ale czyje!? Ile razy mówiłem, żebyś je segregował przed wyrzuceniem do prania!? Jak ja mam je potem odróżnić, co!?
- Nie krzycz na mnie – oburzył się James, urażony, że przyjaciel tak na niego naskoczył – Przecież ty też ich nie składasz!

- Moje skarpety, to mój problem, ale ty mógłbyś mi nieco pomóc! Wiesz, ile to pracy!?
- Nie narzekam, kiedy zostawiasz w kuchni brudne naczynia i potem muszę je szorować, żeby były czyste! – zaatakował natychmiast James, podnosząc głos – Mógłbyś chociaż zalewać to wodą, skoro nie możesz pozmywać!
- Nikt nie każe ci tego robić za mnie!
- I nikt nie każe ci za mnie segregować skarpet!

Twarze obu mężczyzn wykrzywił grymas złości. Syriusz poderwał się z podłogi, trzymając w ręku kilka skarpet.
- Zachowujesz się jak baba! – oznajmił Black wyniosłym tonem. James w pierwszej chwili pobladł, a potem zaatakował ze zdwojoną siłą.
- Ty też! Sprzątaj skarpety – powtórzył, idealnie naśladując ton Syriusza – Ile razy mówiłem, żebyś je segregował…
- Mógłbyś chociaż zalewać to wodą – sparodiował natychmiast Black – Gorzej, niż gdybym miał pod dachem babę!
- Wzajemnie! – krzyknął James. Rozzłoszczony Syriusz rzucił skarpetką w przyjaciela. Ubranie trafiło go prosto w jego twarz i zawiesiło się na okularach.

- Ha! – odgłos dzikiej satysfakcji wyrwał się z ust Syriusza, nim zdążył się powstrzymać. James zaryczał z wściekłości i rzucił się na Syriusza, powalając go na stertkę. Przez chwilę tarmosili się, wpychając sobie wzajemnie zwinięte w kulki skarpety do ust, nosów i uszu, a potem obaj poderwali się z ziemi, prychnęli i wymaszerowali z łazienki, popychając przy tym kilka razy dla efektu.

Na korytarzu rozdzielili, prychając jeszcze raz i po chwili rozległ się trzask zamykanych drzwi.



Kiedy niedługo potem, Remus Lupin zapukał do ich drzwi, z zamiarem wyciągnięcia przyjaciół na piwo, zdziwił się, kiedy otworzył mu nadąsany Syriusz i na pytanie, gdzie też podziewa się James, odpowiedział obrażony.
- Nie obchodzi mnie miejsce przebywania tej osoby.
Remus dyskretnie rozejrzał się po domu i znalazł Pottera, równie obrażonego co Syriusza, w swoim pokoju, rzucającego zawiniętymi skarpetkami przez okno.
- Co się stało? – zapytał go Remus, lekko zaniepokojony, Syriusz i James prawie nigdy bowiem się nie kłócili, tymczasem stopień ich obrażenia sugerował bardzo poważną awanturę. Przez myśl przebiegło mu kilka pomysłów, tak strasznych że nie chciał nawet o nich myśleć, zdziwiła go więc niemało odpowiedź przyjaciela.
- On – powiedział bardzo akcentując, co o nim sądzi – Ogranicza moją wolność osobistą…
- A on narzuca zmianę przyzwyczajeń! – krzyknął od razu Syriusz, wpadając do pokoju i jasnym było, że podsłuchiwał – W moim domu!
- Nie robiłbym tego, gdybyś ty też tego nie robił! – usprawiedliwił się od razu James – nazwał mnie babą! – pożalił się Remusowi.
- Bo się tak zachowujesz! – wytknął mu Syriusz – Tylko narzekasz! Wszędzie widzisz problemy!
- Ja!? To ty zacząłeś! – James złapał za skarpetkę i rzucił nią przez okno.

- To moja skarpetka! – zdenerwował się Syriusz, podbiegając do okna – Zapłacisz mi za to…
- Udław się nią – prychnął Potter, rzucając w niego kolejną. Tego dla Syriusza była zbyt wiele. Z bojowym okrzykiem doskoczył do Jamesa i kto wie, co by się stało, gdyby w ostatniej chwili drogi nie zagrodził mu Remus. Black wpadł na niego z całej siły i powalił na ziemi.
- Uszkodziłeś Lunia! – krzyknął wzburzony James, pochylając się z troską nad przyjacielem – On jest niezrównoważony!

- O… co… wam… chodzi!? – zapytał słabo Lupin, podnosząc się na łokciach. James i Syriusz zaczęli się przekrzykiwać, żaląc wzajemnie jeden na drugiego. Remus przez chwilę milczał, niepewny czy wszystko dobrze zrozumiał.
Nie mogli się przecież aż tak pokłócić o niesprzątanie skarpetek i niezmywanie talerzy!
- Chcecie mi powiedzieć… - zaczął, siadając i uciszając ich gestem ręki – że cała ta straszna awantura jest wynikiem waszego bałaganiarstwa i lenistwa?
Zapadła krótka cisza, podczas której obaj zastanawiali się nad słowami przyjaciela, poczym zgodnie kiwnęli głowami.
- Czy wyście oszaleli? Macie się natychmiast przeprosić! – zarządził twardo Lupin.
- Ale… - spróbowali zaprotestować, ale Remus był wyjątkowo stanowczy.
- Natychmiast!
Spojrzeli na siebie spode łba.
- Przepraszam… - wyburczeli z wyjątkowo niezadowolonymi minami. Remus na tym jednak nie poprzestał.
- Ty – zwrócił się do Blacka – będziesz po sobie zmywać a ty sam sobie pierzesz skarpety, jasne!?
- Ale…
- Bez ale – uciął krótko. Mruknęli coś zawiedzieni, ale więcej nie protestowali – A teraz, idziemy na piwno.
I nie czekając na reakcje, wyszedł z pokoju, zostawiając ich samym sobie.


Nie minęło dziesięć minut, kiedy drzwi zamknęły się za Lily i Jamesem, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi.

Syriusz zerknął za zegarek i nie mógł powstrzymać śmiechu na myśl, że tak krótko z sobą wytrzymali.
- Czego za… - zaczął i urwał widząc, że w drzwiach nie stoi ani James, ani Lily – Co tu robisz?
- Po pierwsze, chociaż wcale nie widać, mam pokoje intencje – wycedziła Charlie, trzęsąc się lekko. Black jęknął w duchu, znał ten gest i wiedział, że nic dobrego z niego nie wyniknie – Po drugie, słuchaj uważnie, bo dwa razy powtarzać nie będę i tak zbyt wiele kosztuje mnie, żeby wyrzucić to z siebie… Po trzecie, wyprę się, jeśli komuś o tym powiesz.
Syriusz zamrugał zszokowany. Pomyślał, żeby zamknąć drzwi – tak naprawdę nadal był na nią zły, mimo tego, że noworoczny incydent nieco tą złość przyćmił. Nie zdążył jednak zmienić myśli w czyn, bo Charlie zaczęła znów mówić.

- Wiem, że zwaliłam sprawę – oznajmiła po raz któryś w ciągu kilku dni. Przez moment pomyślała, że powinna mu wspomnieć o rozmowie z obiema rudowłosymi, szybko jednak odrzuciła ten pomysł. To nie był dobry moment – Jestem emocjonalnym pasożytem. Lubię słuchać o czyjś kłopotach, kiedy sama je mam, bo mogę się wtedy oderwać i o tym nie myśleć… Twoje kłopoty są wystarczająco ciekawe, ale za cholerę nie chciałam przysparzać ci nowych, jasne?
Chciał coś powiedzieć, ale Charlie ani myślała dojść mu do słowa.
- Dlatego – kontynuowała – nie dam ci spokoju. Nabroiłam, fakt, biorę na siebie odpowiedzialność, ale ci nie odpuszczę… Może tylko złagodzę – dodała po chwili – Koniec z drinkami. Nigdy więcej ci go nie zrobię, nawet, jeśli będziesz mnie błagał!

Oboje byli pewni, że do tego nie dojdzie, ale Charlie starała się to podkreślić.

Mimo wszystko, Syriusz uniósł brwi wysoko i zapytał.
- Więc jak to sobie wyobrażasz?
- No cóż – powiedziała powoli – Nie zamierzam siedzieć z tobą o suchym pysku, co to, to nie dlatego… Mam coś, co powinno załatwić sprawę i zapewnić nam… bezpieczeństwo.
Nie można powiedzieć, że nie pobudziła ciekawości Syriusza. Wiedział, że nie powinien tak szybko się poddać, ale już twardsi padali pod wpływem daru przekonywania Charlie.
- Co…?
Charlie wyszczerzyła zęby i wyciągnęła z torby… Syriusz zamrugał, przysunął nos i uważnie przeczytał etykietkę, potrząsną głową i znów przeczytał, tak dla pewności.
- Mleko? – spytał podejrzliwe, a Charlie pokręciła głową.
- Lepiej – oznajmiła z satysfakcją – Dużo lepiej. To wysokotłuszczowe mleko.

- Jaja sobie robisz – stwierdził kompletnie oszołomiony. Złapał za butelkę, odkręcił ją, powąchał dokładnie zawartość i spróbował końcem języka – Jaja sobie robisz.

Tak naprawdę, smakowało jak zwykłe mleko, może trochę bardziej słodkie. W przypadku Charlie nigdy nie było jednak wiadomo, kiedy jest poważna a kiedy żartuje i na co ją stać.

- No wiesz! – krzyknęła oburzona – Jak możesz! Jestem bardzo poważna, a to jest prawdziwe, niczym nie zmodyfikowane mleko, prosto od krowy! A jest wysokotłuszczowe bo zwykłe… Przy zwykłym nie ma dreszczyku…
- A tu jest? – upewnił się, a Charlie uśmiechnęła się przebiegle – Jakie?
- Kalorie – oznajmiła z nadzwyczajną powagą – Wysoka zawartość tłuszczu, w przyszłości może powodować podwyższony cholesterol i kłopoty z sercem. Więc jak? Przy odpowiednim nastawieniu, z mlekiem możemy bawić się lepiej niż zwykle i… będę w końcu wszystko pamiętać!
- Zgoda – powiedział krótko – Ale stawiam jeden warunek, bez niego nie ma mowy.
- Jaki?

- Bierzemy przyzwoitkę.
- Że… co?



- Że… co? – Remus zmarszczył brwi, niepewny czy aby dobrze usłyszał. Kiedy w jego drzwiach pojawił się Syriusz w towarzystwie nikogo innego, jak sama Charlie, Remus miał przeczucie, że to nie wróży niczego dobrego. Teraz utwierdził się w tym przekonaniu – Moment, bo nie jestem pewny, czy wszystko zrozumiałem… Mam wam robić za przyzwoitkę do… picia mleka?
- Wysokotłuszczowego mleka – poprawiła go szybko Charlie z nadzwyczajną powagą.
- 3,2% - uzupełnił szybko Syriusz, studiując dokładnie etykietkę na butelce – Tylko takie procenty nam wolno.
- Poważnie? Przyzwoitka? Do mleka? – upewnił się Remus, czując, że to jakiś głupi żart. Chociaż, ile razy już się przekonał, że jego przyjaciel ma zupełnie inne poczucie co jest sprawą poważną, niż on?
- Zgadza się – powiedział spokojnie Syriusz – To konieczny warunek. Inaczej nie da rady, ktoś nas musi pilnować.
- Ale to tylko mleko!
- Wysokotłuszczowe! – poprawili go chórem Syriusz i Charlie, wyglądając przy tym jak dwójka desperatów. Lupin poczuł, jakby nie wiedział o jakimś ważnym szczególe.
- Nie możecie pić soku jabłkowego bez przyzwoitki? – spytał zrezygnowany Lupin.

- On nic nie rozumie – westchnęła Timble, zwracając się do Syriusza – Może trzeba prosić kogoś innego?
- Nie da rady – westchnął Black – Poprosiłby Rogacza, ale to ich pierwsza noc u Lily i…
- James wprowadził się do Lily? – spytał zaskoczony Remus, a Syriusz kiwnął krótko głową. Charlie pokiwała z aprobatą głową, ale ani Lupin, ani Black nie mieli pewności, czy aby na pewno ją to interesuje.
- Widzisz, już mamy powód to świętowania przy… mleku – dokończył kulawo Syriusz. Teraz pomyślał, że to okazja wymagająca czegoś mocniejszego niż mleko, ale fakt był taki, że była z nimi Charlie, a nie miał zamiaru nigdy więcej z spożyć przy niej nawet kropli alkoholu.
- Może źle rozumuję – podjął Lupin – Ale dlaczego macie pić mleko, skoro będzie mieć przyzwoitkę?
To pytanie nieco zaskoczyło Syriusza, Charlie jednak odpowiedź miała przygotowaną.
- Środek ostrożności.

Remus poczuł chęć zapytania, czy może nie zmienili używki, szybko jednak odgonił tę myśl. Relacje tej dwójki były tak dziwne, że wolał się w nie nie zgłębiać. Dla własnego i ich dobra.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz