Rozdział 49

- Zagrzej się – powiedział łagodnie Syriusz, podając Lauren koc i nie czekając nawet na jej reakcje, okrył szczelnie dbając, by nie została żadna niepotrzebna szczelina. Następnie sięgnął po kubek z parującą herbatą i podsunął jej pod nos – Żebyś mi się nie rozchorowała.
- Nic rozchoruję sie – prychnęła i na potwierdzenie swoich słów, kichnęła – Już dawno to zrobiłam…
- Trzeba być tobą, żeby zmarznąć w tak ciepły dzień… - wytknął jej, siadając obok i przytulając ją do siebie. Od razu ułożyła głowę na jego piersi.
- Byłam przeziębiona, nim tu przyjechałam – usprawiedliwiła się, a kiedy na nią spojrzał, spuściła z winą głowę.
-  Kręcisz – powiedział od razu, a Lauren westchnęła cicho.
- Dobra, przejrzałeś mnie. Byłam chora. Zwiałam swoim przewrażliwionym na punkcie zarazków współlokatorkom, nim zdążyły wezwać uzdrowiciela…
- Ty jednak jesteś nienormalna – pokręcił głową z politowaniem, ale nic więcej na ten temat nie wspomniał. Zamiast tego, powiedział – Dlaczego wróciłaś?
- Mówiłam ci już – wyszeptała, poruszając się niespokojnie w jego objęciu – Tęskniłam… Po za tym… To okropne miejsce – powiedziała z powagą – Zupełnie się tam nie odnajdowałam. Wróciłabym bez względu na to czy ty… No, ale nie ma już o czym mówić.
- Tak… Nie ma…
- Przepraszam – powtórzyła po raz kolejny, zadzierając wysoko głowę, żeby móc na niego spojrzeć .
- Lauren…
- Chcę mieć pewność, że tym razem wszystko sobie wyjaśnimy do końca – powiedziała szybko, odgarniając włosy za uszy.
- Przechodzisz ze skrajności w skrajność, wiesz? – zapytał z lekkim uśmiechem – Przestań przepraszać. To ja powinienem klęczeć na kolanach i błagać o wybaczenie… Przesadziłem.
- Nie, zareagowałeś naturalnie. Sama pewnie zrobiłabym to samo… Nabroiłam a potem zamiast się kajać, narobiłam kolejnych głupot…
Otworzył usta, chcąc drążyć temat, ale zmienił zdanie w ostatniej chwili.
- Nie będę się z tobą kłócić o winę – powiedział – To już nie ma znaczenia.
Pokiwała głową, upiła trochę herbaty a jej wzrok padł na wiszący na ścianie zegar. Westchnęła cicho, przylegając jeszcze bliżej do jego ciała.
- Powinnam iść – wyszeptała – Chciałabym jeszcze dziś porozmawiać z rodzicami…
Spojrzał na nią zaskoczony, podnosząc brwi wysoko do góry. Uśmiechnęła się łagodnie, dotknęła ręką jego policzka.
- Chciałabym zostać – zapewniła go cicho – Nie masz pojęcia jak bardzo. Ale czekają na mnie w domu, nie chcę jeszcze bardziej ich denerwować… Awantura i tak mnie nie ominie.
- Mogłaś o tym pomyśleć wcześniej  - wytknął jej, a Lauren prychnęła urażona w jego rękaw – Pojechać z tobą?
- Tylko pogorszysz sytuację – powiedziała twardo - Po za tym, oni nie wiedzą wszystkiego i lepiej, żeby cię ze mną nie było, jak się dowiedzą.
- Też brałem w tym udział i miałem swoją winę – obruszył się Syriusz – Dlaczego tylko ty masz ponosić za to odpowiedzialność, skoro to z mojego powodu wyjechałaś?
- Chcę nam oszczędzić niepotrzebnych kłopotów – westchnęła – Zrozum, tato i tak cię nie lubi, on nie lubi nikogo...  Jeśli się dowie… Nie ma o czym mówić. Pojechałam tam orientować się w sprawach studiów i…
- Na pewno uwierzą, że zrobiłaś to tak nagle bez żadnego, wyraźnego powodu – wtrącił – Zostawiłaś wszystko tak jak było a Lily wszczęła panikę dla zabawy.
- Oh, jaki ty jesteś uparty! – zdenerwowała się, tracąc siły – Poradzę sobie z nimi, zaufaj mi. Nie będę kłamać – dodała natychmiast – Ale rozegram to z głową, tak, żeby wszystko dobrze się ułożyło… Proszę, wiem co robię.
- Skoro jesteś pewna – wzruszył ramionami i spojrzał przez okno – Ale i tak z tobą pojadę. Jest ciemno, nie puszczę cię teraz samej do domu… I nawet nie próbuj protestować – dodał stanowczo widząc jak otwiera usta – Bo to nic nie da.

- W końcu! – James poderwał się z miejsca, widząc zmierzającego w ich kierunku Syriusza – Już miałem zaczynać się o ciebie martwić. Kiedy wróciłeś?
- Wczoraj – powiedział Syriusz, wymieniając uścisk z przyjacielem – Daruj, musiałem odespać, Dryfujący Merlin jest porównywalnie niewygodny do Błędnego Rycerza.
- Syriusz! – Lily przecisnęła się przez tłum czarodziei, postawiła na stoliku tacę z kremowym piwem i uściskała przyjaciela – I co? Jak ci poszło?
- Dyskretny jak zawsze – wytknął Jamesowi Syriusz – Wszyscy już wiedzą?
- Ja nic nie wiem – wtrącił się nagle Eddie, którego początkowo Syriusz w ogóle nie zauważył – A co się stało?
- Nic się nie stało...
- Doszedł do wniosków – poinformował z powagą James – No i co? Była tam??
- Nie, ale…
- Jasna cholera, przykro mi… Poczekajcie chwilę, ja zaraz kończę…! – powiedziała od razu Lily i zanim zdążył zareagować, zniknęła im z oczu.
- No ale naprawdę jej nie było? – Upewnił się James, a kiedy Syriusz pokiwał głowa i otworzył usta, nie dał mu nic powiedzieć, tylko dodał – Czyli cała ta akcja z Bostonem była niepotrzebna?
- No tak, ale…
- Byłeś w Bostonie? – zapytał oszołomiony Remus, którego Syriusz również nie zauważył. Przez myśl Blacka przebiegło, że boi się zobaczyć ile osób siedzi przy stole.
- Tak, byłem ale…
- A co takiego robiłeś w Bostonie? – usłyszeli za plecami i wszyscy (ilość nie jest dokładnie znana, bohaterka pogubiła się już w ilości bohaterów, w każdym razie zakładamy, że było ich dość dużo) obrócili się w tamtym kierunku. Za Syriuszem stała Lauren, obserwując ich wszystkich z zainteresowaniem. Syriusz odwrócił głowę, drapiąc się po niej z zakłopotaniem.
- Mówiłeś, że jej nie znalazłeś… - wyszeptał konspiracyjnie James, a do Lauren nagle doszło o co chodzi.
- Znalazłeś? Szukałeś mnie? Nic nie mówiłeś – powiedziała z szerokim uśmiechem, zakładając ręce na biodra – To dlatego cię nie było!
- No, mniej więcej tak – zgodził się – Mniej więcej dlatego.
Wszyscy – po krótkich obliczeniach obstawiam około siedmiu osób, nie włączając dwójki zainteresowanych plus nieobecnej Lily i biegnącej w stronę stolika, wściekłej Charlie – przypatrywali się temu z wstrzymanym oddechem. Syriusz wydawał się być dość zakłopotany, chociaż sam nie wiedział, czym było to spowodowane.
-  Tęskniłeś! – krzyknęła oskarżycielsko, a na jej twarz wstąpił szeroki uśmiech satysfakcji – Szukałeś mnie! Nie wytrzymałeś…
- No nie – zgodził się widząc, że nie ma większego wyboru bo i tak został zdemaskowany – Szukałem cię.
- Oh… - wyrwało jej się z czułością – Naprawdę…
- Ty!
Wszyscy poderwali się z miejsc – Peter przewrócił łokciem kufel z piwem, ewakuując się pod stół gdzie przybrał postać obronną noszącą nazwę „żółw” – robiąc wielkie zamieszanie, bowiem do stołu dobiegła Charlie, mierząc w Syriusza palcem wskazującym, jakby wskazywała winnego jakiejś strasznej winy.
- Ty! Jesteś trup!! – oznajmiła, zaciskając usta w wąską szparkę – Trup, słyszysz! Zabiję cię! To przez ciebie! To twoja wina!!
- Ale… że co!? – zapytał oszołomiony Syriusz, zapominając o obecności Lauren, która przyglądała się tej scenie ze średnim zadowoleniem – Co ja!?
- Ty! To przez ciebie miałam tego cholernego kaca – wrzasnęła, dysząc z wściekłości – Dwa bite dni zdychałam a co najgorsze nic nie pamiętam! To twoja wina!!
- Ty mnie spiłaś – usprawiedliwił się szybko, nieświadom tego, że Lauren napięła się cała, a z jej twarzy zniknęły wszelkie ślady uśmiechu – To był twój pomysł! Twoje mordercze drinki!
- Moje? – zapytała zaskoczona, marszcząc brwi i zastanawiając się – A możliwe, że moje… Ale ja nic nie pamiętam! Całej nocy!
James rzucił ukradkowe spojrzenie na całkiem bladą już Lauren, której nozdrza drgały lekko. Charlie, chociaż wcale nie zauważyła King, dodała po chwili, rozwiewając wszelkie wątpliwości towarzystwa.
- Pewnie wyciągnęłam od ciebie tak ciekawe rzeczy – jęknęła zrezygnowana, opadając na krzesło – Muszę pamiętać na przyszłość, żeby upijać tylko tego, kogo przepytuję…
- Przyszłość? O nie, zapomnij, więcej z tobą nie piję – powiedział twardo Syriusz – To był największy kac mojego życia.
Przypomniawszy sobie o obecności Lauren, odwrócił się do niej i przyciągnął do stołu, robiąc miejsce obok siebie. Dziewczyna, której entuzjazm wyraźnie osłabł, zajęła swoje miejsce, mierząc z widoczną już wściekłością Charlie, której słowa w żadnym stopniu jej nie uspokoiły.
- Nie znam cię – oznajmiła po chwili zastanowienia Charlie, przypatrując się rudowłosej z obojętnością – A przynajmniej tak mi się wydaje.
- Charlie, to jest Lauren – powiedział ostrożnie James – Lauren jest… Właściwie, kim jest? – zwrócił się do Syriusza, posyłając mu znaczące spojrzenie. Nim jednak Black coś powiedział, do stołu podeszła Lily.
- Koszmarny wieczór – stwierdziła na powitanie i zwróciła się od razu do Syriusza – Dobra, a teraz mów. Co z Lauren?
- Lily… - zaczęła King, przestając na chwilę sztyletować spojrzeniem nieświadomą niczego Charlie.
- Poczekaj kochana, chcę się dowiedzieć, dlaczego cię z nami nie ma – przerwała jej Evans, która nie dostrzegła przyjaciółki.
- Ale ja tu jestem…
- Tak, widzę, ale najpierw… - Urwała oszołomiona i natychmiast spojrzała na przyjaciółkę – Lauren!? Co ty tu robisz? Mówiłeś że jej nie znalazłeś! – Zwróciła się z wyrzutem do Syriusz – Lauren!
Poderwała się, obiegła stolik. Lauren również wstała, a kiedy Evans do niej podbiegła, zarobiła bardzo bolesny cios w policzek.
- To za to, że wyjechałaś – krzyknęła z wyrzutem Lily i zamachnęła się do kolejnego ciosu. Syriuszowi w ostatniej chwili udało się złapać dziewczynę za rękę – Jak mogłaś!? Wiesz, jak ja się o ciebie cholernie bałam!? Puszczaj mnie  - warknęła do Blacka – Ani jednego słowa przez półtora miesiąca!! Nawet nie mogłam ci pomóc, bo nie wiedziałam gdzie jesteś…
Urwała, dysząc ciężko. Lauren patrzyła na nią zaskoczona, dotykając pulsującego policzka. Wszyscy przypatrywali się tej scenie w całkowitym milczeniu i nawet Charlie, przestała się uśmiechać patrząc to na Lily, to znów na Lauren.
- Przepraszam – wyszeptała cicho King – Wiem…
- Puść mnie – rzuciła surowo do Syriusza Lily – Puszczaj mnie, nic jej nie zrobię.
Lauren kiwnęła do niego głową. Lily szarpnęła rękę, wyswobodziła się i podeszła do przyjaciółki.
- To było najgłupsze, co mogłaś zrobić – oznajmiła jej z wyrzutem – Najbardziej… Najbardziej…
Machnęła niecierpliwie rękami, zezłoszczona brakiem słów na to, co myśli o King a potem nim ktokolwiek zareagował odwróciła się i odeszła od stolika, zmierzając w stronę drzwi.
James natychmiast się podniósł, ale Lauren gestem wskazała, żeby został na miejscu i poszła za Lily, zabierając pod drodze swój sweter.
Evans siedziała na murku pod wiatą otaczającym bar, z nogami podkulonymi pod brodę, trzęsąc się z zimna. Wpatrywała się milcząc w kałuże, które padający deszcz rozbryzgiwał na boki, tworząc na lustrzanej powierzchni wody okręgi.
- Masz – powiedziała cicho King, siadając obok przyjaciółki – Bo zmarzniesz.
- Sama zmarzniesz – wychrypiała Lily, nawet na nią nie patrząc. Lauren westchnęła, okryła ramiona dziewczyny – Nie chcę.
- Chcesz – upierała się Lauren – Lily, ja wiem, że to było głupie i że ty się martwiłaś, ale ja… Ja potrzebowałam trochę pobyć w innym miejscu, sama. Myślałam… Myślałam, że tak będzie mi po prostu łatwiej. Nie chciałam cię martwić.
- Bałam się o ciebie… Byłam bezbronna, nie wiedziałam co się z tobą dzieje, a czułam że jesteś nieszczęśliwa i… nie mogłam ci nawet pomóc!
- Przecież pisałam – powiedziała łagodnie, a Lily prychnęła.
- Tego nie można nawet nazwać notatką… Nie chciałam, żebyś była sama, ty byłaś przy mnie zawsze gdy tego potrzebowałam.
- I co byś mi powiedziała? – zapytała cicho Lauren – Mówiłabyś mi te wszystkie farmazony i kłamstwa, które się mówi jak komuś jest źle i które tylko pogarszają sprawę… Chciałam nam tego oszczędzić.
- Taka jest rola przyjaźni – prychnęła Lily – Jeśli byś tylko chciała, milczałabym. Ale milczałybyśmy we dwie, a nie osobno… Tyle razy mówiłaś, że musimy trzymać się razem zawsze, a kiedy stanęłaś przed kłopotem, uciekłaś… Bałam się, że się więcej nie zobaczymy…
- Żartujesz? Przecież wróciłam…
- Bo Syriusz po ciebie pojechał – przypomniała Lily – Gdyby nie on, nadal byś tam tkwiła…
- Sama wróciłam – poprawiła ją Lauren – Niezależnie od Syriusza. Byłam w Londynie kiedy wrócił… Tęskniłam za wami… A Boston wcale nie jest taki fajny, bez was wszystkich.
Na twarzy Lily, pojawił się cień uśmiechu.
- Przepraszam, że cię uderzyłam – powiedziała zawstydzona – Wściekłam się… Troszkę mnie poniosło.
- Do tej pory biłaś tylko Jamesa, awansowałam – wzruszyła ramionami Lauren – Widać, że ci na mnie zależy… Zasłużyłam.
- Nie zaprzeczam…


Spojrzały na siebie, uśmiechnęły delikatnie i przytuliły mocno. Przez chwilę tak siedziały, a potem nagle Lauren wyswobodziła się z uścisku przyjaciółki, wbiegła spod zadaszenia i wbiegła w największą kałużę na chodniku.
- Co ty robisz!? – zapytała oszołomiona Lily, patrząc jak roześmiana King okręca się dookoła własnej osi, wystawiając buzię na deszcz.
- Zawsze chciałam to zrobić – zawołała, przekrzykując odgłos ulewy.
- Co? Skakać w kałuży!?
- Tańczyć w deszczu! – poprawiła Lily Lauren i wykonała wysoki podskok w górę – I śpiewać!
- Zwariowałaś!? Naoglądałaś się „Deszczowej piosenki”? – zaśmiała się Evans, kiedy Lauren zaczęła nucić nieznaną jej melodię. King zatrzymała się nagle, spojrzała na nią tak, jakby widziała ją pierwszy raz w życiu i powoli podniosła rękę, celując w nią palcem.
- Tak! Że ja o tym nie pomyślałam!!
- Oh, nie proszę… - wyszeptała cicho Lily i omal nie spadła z murku, gdy Lauren zanuciła pierwszy wers.
- I'm singing in the rain, just singing in the rain what a glorious feeling, I'm happy again...*
- Wariatka – krzyknęła Lily, śmiejąc sie do rozpuku. Lauren jednak nic sobie nie zrobiła z obelg pod swoim adresem. Wręcz przeciwnie z jeszcze większym entuzjazmem zaczęła atakować biedną kałużę, powtarzając cały czas pierwsze linijki, które były jedynymi, które zapamiętała.
-Nie pamiętam co było dalej – powiedziała w końcu, zatrzymując się i szukając w Lily wsparcia.
- I'm laughing at cloud, so dark up above, the sun's in my heart  and I’m ready for love... – podrzuciła Lily, a Lauren natychmiast podchwyciła, powtarzając za przyjaciółką. Tanecznym krokiem podeszła do murka, cała mokra od deszczu, złapała za rękę Lily – Co ty robisz!?
- Chodź do mnie – zawołała, ciągnąc ja na deszcz.
- Zwariowałaś! Jesteś już cała mokra, przeziębisz się! Wracajmy!
- Nie chcę – zaśmiała się Lauren, okręcając dokoła własnej osi – Jeden taniec! Proszę!
Lily zawahała się, wzruszyła ramionami.
- Let the stormy clouds chase, everyone from the place.  Come on with the rain.  I've a smile on my face I walk down the lane! With a happy refrain just singing… singing in the rain!!

- Co one tam tak długo robią? – zapytał z niepokojem James, zerkając na zegarek – Może powinniśmy ich poszukać?
- Dobry pomysł – zgodził się Syriusz, wstając od stolika – Lepiej je sprawdzić, Merlin jeden wie co im odwaliło.
Kiedy otworzyli drzwi obaj zamrugali szybko powiekami, niedowierzając w to co widzą.
- I'm laughing at cloud, so dark up above, the sun's in my heart  and I’m ready for love... – Lauren okręciła Lily pod swoim ramieniem. Evans zatoczyła koło, zawirowała potknęła się o swoje nogi I wpadła w ramiona przyjaciółki, zaśmiewając sie do łez – - Let the stormy clouds chase, everyone from the place… - Evans urwała, dostrzegając Jamesa. Zatrzymała się, szturchnęła Lauren i wskazała na drzwi pubu, z trudem zachowując powagę.
- To ona zaczęła! – zakablowała natychmiast Lily, wskazując na trzęsąca się ze śmiechu przyjaciółkę – Zmusiła mnie…
- Wszystko z wami w porządku? – zapytał oszołomiony James, patrząc na ociekającą wodę Lily, która chichocząc podtrzymywała się ramienia przyjaciółki – Piłyście coś?
- Nic a nic – powiedziała z entuzjazmem Lauren – My po prostu spełniamy swoje marzenia! Moje marzenia…
- Tak, dokładnie – potrząsnęła głową Lily – Wieczór dodaje nam… skrzydeł!
- Motylich skrzydeł – dodała szybko Lauren z pełną powagą i obie dziewczyny wybuchły śmiechem.
- One coś brały chyba, nie… - wyszeptał oszołomiony James – Jak wychodziła była normalna…
- Nic nie brałyśmy – oznajmiła z powagą Lily – My po prostu… tańczymy! Dołączycie się?
- Wracajcie do środka nim się przeziębicie – powiedział James, wychodząc na deszcz i biorąc Lily za rękę, ale ta ani myślała wracać. Teraz, kiedy już i tak była mokra, rozochocona i rozbawiona, było jej wszystko jedno czy pójdzie do środka od razu, czy chwilę potem.
- Zatańcz ze mną! – Poprosiła – Jeśli brak muzyki ci przeszkadza, Lauren może robić za podkład!
- Wolicie coś wolniejszego czy bardziej energicznego? – zapytała natychmiast King, podskakując z nogi na nogę. Syriusz podszedł do niej, zarzucił jej swoją kurtkę na ramiona.
- Nie będzie podkładu. Do środka.
- Zostaw bo cię ugryzę – ostrzegła natychmiast Lauren.
- Jesteś przeziębiona… Chcesz żeby było gorzej?
- Gorzej być nie może – oznajmiła z powagą King – dajcie spokój, wieczór jest ciepły a my nie stoimy w miejscu, tylko tańczymy! Patrz, jaka piękna noc…
- And I think to myself ... what a wonderful world! – Zaintonowała Lily, kołysząc się w ramionach Jamesa. Lauren spojrzała prosząco na Syriusza, mrugając zalotnie rzęsami – Proszę!!
- Nie bądźcie tacy drętwi, zawsze to wam odwala – wtrąciła szybko Lily – I tak jesteście już mokrzy! Stoimy w tej samej kałuży!
- Właśnie!

Tymczasem w środku

- Dobra, nie wydaje wam się dziwne, że ich też nie ma? – zapytał Remus, przerywając milczenie. Wszyscy spojrzeli po sobie ukradkowo, poczym zgodzili się w milczeniu – Zbieramy się?
- Wystawili nas – oznajmiła Lexie, podnosząc się – Nic tu po nas.
Charlie podniosła głowę i zmarszczyła brwi.
- Ciebie chyba też nie znam – powiedziała powoli. Lexie zaszczyciła ją niezbyt uważnym spojrzeniem, poczym zwróciła się niedyskretnie do Eddiego.
- Znam ją?
Peter opluł się kremowym, które właśnie kończył. Maddie zagryzła lekko wargę, powstrzymując chichot, Remus zmarszczył brwi nie wiedząc czy śmiać się, czy zachować czujność, a Eddie spojrzał na Charlie.
- Myślałam, że Charlie jest ewenementem ale widzę że nie – powiedziała do Remusa Maddie i wtedy głowa Lexie skierowała się ku nim.
 – Cholera! Rozmnażają się jak mrówki! Ostatnio była jedna a teraz są trzy!

- Wy jesteście naprawdę nienormalne – oznajmił z powagą James, obserwując spod wiaty jak Lily i Lauren szaleją w deszczu. Evans zatrzymała się, pokazała mu język, ale podobnie jak Lauren nie wróciła do tańca. Obie podeszły powoli do murka, wpakowały się na niego.
- Każdy ma prawo czasem poszaleć – powiedziała z uśmiechem Lily i zatrzęsła zębami – Chyba troszkę zmarzłam…
- Nie! Przecież noc jest taka ciepła! – przypomniał James, podczas gdy Syriusz dotknął czoła Lauren, która z wypiekami na twarzy wtuliła się w jego pierś.
- Nic dziwnego, że cie poniosło. Masz gorączkę – powiedział surowo, zaglądając jej w oczy – Wysoką gorączkę.
- Głupku ty! – prychnęła Lily, odwracając się do przyjaciółki – Czemu nie mówiłaś, że jesteś chora?
- Nie jestem chora – usprawiedliwiła się Lauren, robiąc się nagle senną – Tylko przeziębiona. Już się prawie wyleczyłam.
- Pewnie – westchnął Syriusz, kręcąc głową – Jesteś głupsza niż myślałem.
- No wiesz…
- Wracamy – powiedział stanowczo, podnosząc się i pomagając jej wstać – Masz się położyć… I bez dyskusji – dodał zirytowany. Lily i James przyglądali się tej scenie z rozbawieniem.
- Chodźmy do mnie – zaproponowała w końcu Evans – jest bliżej a w apteczce mam jakieś leki. Dla was też znajdzie się miejsce – dodała widząc, że Syriusz nie jest zbyt zadowolony z perspektywy rozstania z Lauren.
- Powiem tamtym, że idziemy – rzucił szybko James – Idźcie, dogonię was.

- To było niemądre – powiedziała cicho Lily, pomagając Lauren przebrać się w koszulkę nocną – Wiesz, co może wyniknąć z niedoleczonego przeziębienia?
- Nic mi nie było – usprawiedliwiła się szybko Lauren. Eliksir, który podała jej Lily zaczął działać natychmiast – Naprawdę dobrze się czułam.
- Co nie zmienia faktu, że to było głupie.
- Tak, wiem… Lily, mogę cię o coś zapytać? Chodzi mi o tą dziewczynę z Trzech Wiedźm…
- Maddie? – zapytała Evans, a Lauren pokręciła głową – To… Ah. Charlie.
- Tak… Charlie.
- Pracujemy we dwie – odpowiedziała obojętnie Lily – Mało ją znam, widziałam ją dziś dopiero trzeci raz a nie jest zbyt rozmowna… A czemu pytasz?
- Bo… Chodzi mi o to że… Ona i Syriusz czy oni…
- Wiesz – przerwała jej szybko Evans, zdecydowanym ruchem wpychając do łóżka i okrywając szczelnie grubą kołdrą – o to musisz już chyba zapytać jego… Charlie dosiadła się do nas kilka dni temu do stolika, z tego co mówił James, ona i Syriusz potem boleśnie się we dwoje spili ale… To z nim musisz o tym porozmawiać.
- Tak tylko pytam – usprawiedliwiła się Lauren, pozwalając Lily włożyć sobie na stopy parę grubych skarpet – Wiem, że… nie mam prawa mieć pretensji o to co się działo przez te półtora miesiąca i…
- Nie musisz mi się tłumaczyć – powiedziała Lily – To naturalne. Nie sądzę jednak żebyś miała powód do niepokoju, niezbyt sobie przypadli do gustu…
- Przestań – zaśmiała się Lauren, kiedy Lily wyciągnęła z szafki kolejny koc. Natychmiast pożałowała tego ruchu, bowiem dostała ataku kaszlu – Już mi jest ciepło… Jaka Maddie? – zapytała nagle, przypominając sobie o słowach przyjaciółki sprzed kilku minut – Kim jest Maddie?
Lily roześmiała się, słysząc szczerze zaniepokojenie w głosie przyjaciółki i nagle doszło do niej, że po raz pierwszy widzi zazdrosną Lauren. Widok ten był tak zabawny, że Evans trudno było się uspokoić.
Lily roześmiała się, słysząc szczerze zaniepokojenie w głosie przyjaciółki i nagle doszło do niej, że po raz pierwszy widzi zazdrosną Lauren. Widok ten był tak zabawny, że Evans trudno było się uspokoić.
- Maddie, była z nami w barze – powiedziała Lily, nie mogąc się powstrzymać.
Być może udałoby się jej uspokoić, gdyby nie kolejna seria min, którą zrobiła Lauren, tym razem wyrażających pełne oszołomienie, mieszane z niemą złością.
- Idź już spać, jesteś słaba, a ja przygotuję Jamesowi i Syriuszowi podłogę do spania, nim wpadnie im pomysł żeby wracać do siebie…
- Każesz im spać na podłodze? Też bym uciekła – prychnęła Lauren, a Lily natychmiast odgadła do czego pije przyjaciółka.
- Mam materac – powiedziała, pokazując język – Ponad to szczerze wątpię, żeby Syriusz długo na nim wytrzymał.
- Ale jesteś złośliwa zołza…
- Dobranoc – zawołała rozbawiona Lily – Wyśpij się, bo jutro czeka się długie przesłuchanie…
- Dobranoc.

Gdzie… - zaczęła Lily, wchodząc do salonu i natychmiast sama sobie odpowiedziała – U Lauren.
- U Lauren – zgodził się James z lekkim uśmiechem – I pewnie zostanie tam całą noc, chyba że zabawisz się w przyzwoitkę…
- Są dorośli, to nie moja sprawa – pokazała mu język Lily, wyciągając z szafki kilka ręczników – A tak właściwie to powiedział ci coś?
- Myślałem, że ty coś wiesz – odpowiedział od razu James. Lily pokręciła głową.
- Nie rozmawiałyśmy o tym – wyjaśniła, odwracając się do chłopaka – Nie było okazji… Pytała tylko o Charlie, więc…
- Charlie? Co obchodzi ją Charlie?
- Wiesz… - powiedziała powoli Lily, nagle bardzo rozbawiona – Może się mylę, ale sądzę, że jest troszkę zazdrosna o Charlie…
- O Charlie, dlaczego? – zdziwił się Potter, a Lily zachichotała.
- Ten jej atak w barze… To wyglądało dziwnie..
- Nie wyprowadziłaś jej chyba z błędu, co? – zapytał z błyskiem w oku. Lily potrząsnęła głową.
- To moja przyjaciółka! Próbowałam, ale nie za bardzo mi uwierzyła… Gdybyś ty ją widział – zachichotała – Na wzmiankę o Maddie, wyglądała jakby miała zaraz coś rozbić.
- A co ma do tego Maddie? To dziewczyn Remusa.
- James.. Ale ona o tym nie wie – przyznała, teraz już ledwo panując nad śmiechem – Nie mogłam sobie tego darować, rozumiesz Zazdrosna Lauren to widok tak rzadki jak Mikołaj w lipcu… Niech zobaczy, jak to jest.

- Mówiłem już, że jesteś niemądra? – zapytał, układając się obok niej i przyciągając do siebie niedbałym ruchem – Trzeba być tobą, żeby tak się załatwić.
- Jesteście nudni – powiedziała cicho Lauren, kuląc się w kłębek – Usłyszałam już wiele słów karcenia od Lily, daj mi chociaż ty spokój.
- Oh, zły humor? – zdziwił się Black, czochrając jej grzywkę – A jeszcze pół godziny temu byłaś taka szczęśliwa.
- Jestem zmęczona, strasznie chce mi się spać. To chyba przez tą gorączkę…
- W takim razie śpij – zgodził się, całując ją czule w czoło – Mam sobie iść?
- Zostań jeśli chcesz – wyszeptała. Syriusz zmarszczył brwi, słysząc dziwną nutę w jej głosie.
- Hej, co się dzieje? – zapytał szturchając ją w ramię – Czym się znów martwisz? Lauren… Nie oszukuj, mów co się stało…
- Nic się nie stało – powiedziała, podkładając poduszkę pod głowę – Wszystko jest w porządku.
Przyjrzał jej się niezbyt sceptycznie, wyraźnie dostrzegając jej niezbyt entuzjastyczny nastrój. Lauren odwróciła się do niego plecami, okryła mocno kołdrą i zamknęła powieki. Objął ją lekko w pasie i wyszeptał do ucha, zakładając za nie wcześniej rudy kosmyk włosów.
- Kłamiesz… Co się stało?
- Nic – powtórzyła, zawahała się i odwróciła głowę, tak żeby na niego spojrzeć – Nie zrozum mnie źle, ja wiem, że nie mam prawa mieć pretensji, ale… chcę tylko wiedzieć czy… byłeś z kimś jak mnie nie było?
Zaskoczyła go tym pytaniem. Spodziewał się chyba wszystkiego, ale nie tego. Zmarszczył brwi, patrząc na nią zaskoczony.
- Czemu pytasz o to teraz?
- Nie wiem… Tak po prostu… Wiem, że nie byliśmy razem, miałeś prawo robić co chciałeś i nie będę tego ci wypominać ja po prostu… Będę się czuła lepiej jeśli…
- Jeśli usłyszysz, że nie, zgadza się?
- Jeśli po prostu będę wiedziała – poprawiła go.
- Nadal nie rozumiem, dlaczego teraz. Miałaś prawie dwa dni, czemu zadajesz to pytanie akurat teraz?
- Bo… chodzi o Charlie… czy wy…
- Nawet jej nie znam – powiedział i nagle doszło do niego, o co chodzi Lauren. Wytrzeszczył na nią oczy i dodał, chcąc zyskać pewność – Byliśmy tylko na drinku.
- To wiem… Słyszałam.
Usiadł. Z trudem pojmował to, co widział. Odpowiedź i ton, w jakim ją wypowiedziała Lauren, utwierdził go tylko w tym szokującym stwierdzeniu: Lauren była zazdrosna. I to o nikogo innego, tylko Charlie Timble!
- Skoro już o tym mówimy – podjął powoli – To nie zbyt wiele pamiętam z tamtego wieczora… Wpadliśmy na siebie w drodze do domu.
- Ah… Nie wygląda na miłą – wyraziła swoją opinię Lauren, teraz nie kryjąc już nawet niezadowolonego tonu głosu. Syriusz był pewny, że dziewczyna w dziewięćdziesięciu procentach nie zdaje sobie sprawy, ze swojej zazdrości, tym bardziej postanowił to wykorzystać.
- To tylko taki pozór – powiedział stanowczym tonem – Przy dłuższym kontakcie, traci na niedostępności.
- Jestem ciekawa jak… - wymruczała cicho Lauren – Charlie… Co to w ogóle za imię? Sądziłam, że noszą je tylko mężczyźni…
- Mnie się podoba – wzruszył ramionami Syriusz – Ma charakter, pasuje do niej.
- Wygląda okropnie – kontynuowała Lauren – Zupełnie, jakby uciekła z wariatkowa i miała się zaraz rzucić na kogoś z nożem w ręku…
- Jest całkiem ładna – wyraził swoją opinię Syriusz, bacznie obserwując dziewczynę – Mówiłem ci, że to tylko takie pierwsze wrażenie. Przy bliższym poznaniu, wiele zyskuje…
Może gdyby Lauren spojrzała na Syriusza, dostrzegłaby jego rozbawienie. Ponieważ jednak utkwiła wzrok w szafce nocnej, nie mogła zorientować się, że Syriusz się z nią drażni i była coraz bliższa wybuchu.
- Mówiłeś, że jej nie znasz…
- W zasadzie, nie znam – zgodził się – Mało pamiętam z tamtej nocy.
Tego było już dla niej zbyt wiele. Wyskoczyła z łóżka z takim impetem, że zwaliła lampkę z szafki.
- Skoro jest taka interesująca, to na co czekasz? – zapytała ze złością – Z czego się znowu śmiejesz!?
- Szczerze, z ciebie – powiedział, obserwując jak zakłada szlafrok, zostawiony jej przez Lily. Zamarła w połowie ruchu – Wybacz mi, nie mogłem się po prostu powstrzymać.
- Ale… Ty padalcu! – krzyknęła zdecydowanie zbyt głośno – Nabiłeś się!?
- Wybacz – powtórzył, łapiąc ją za rękę i przyciągając do siebie – Ale jesteś naprawdę urocza, gdy jesteś zazdrosna, a widzę cię w takim stanie pierwszy raz w całym życiu…
- No wiesz… Ja… Ja pytałam poważnie – prychnęła, uderzając w niego poduszką – A ty się nabijasz!
- Bo zadajesz niemądre pytania – powiedział rozbawiony – Skąd ci w ogóle przyszło do głowy, że ja i Charlie… Wypiliśmy drinka i trochę porozmawialiśmy. Nie pytaj o czym, bo nie pamiętam – skłamał gładko, bo w przeciwieństwie do Charlie doskonale pamiętał temat ich rozmowy z jakiegoś względu, wolał to jednak zatrzymać dla siebie.
- A Maddie? Była w barze…
- Maddie? Co ma do tego Maddie? To dziewczyna Remusa – wyjaśnił zbity z pantałyku – Dlaczego o nią pytasz?
- Zabiję Lily – prychnęła obruszona i spojrzała na niego  - Czyli…
- Tak – powtórzył z powagą – Z nikim nie byłem, kiedy cię nie było.
Uśmiechnął się, widząc wyraźną ulgę na jej twarzy.
Chociaż zapewniała, że nie będzie miało to znaczenia, Syriusz był niemal pewny, że miała nadzieję usłyszeć, że wszystko było bez zmian, podczas jej nieobecności. On sam na jej miejscu pewnie czułby to samo i…
Zmarszczył brwi, zagryzł wargę i spojrzał na nią z niepokojem. Zawahał się przez moment i w końcu zapytał.
- A ty?
Twarz Lauren nagle zmieniła wyraz. Powoli podniosła głowę i na niego spojrzała, z wyraźnym ociąganiem.
- A ty, byłaś z kimś? – powtórzył trochę bardziej twardo, obserwując ją z uwagą. Nim odpowiedziała, minęła dłuższa chwila.

*Jeśli są tacy, którzy nie wiedzą, jest to oczywiście fragment piosenki z musicalu „Deszczowa Piosenka”, pełen tekst wraz z tłumaczeniem  http://www.tekstowo.pl/piosenka,gene_kelly,singin__in_the_rain.html
** Fragment piosenki Louisa Armstronga „What a wonderful Word”, pełen tekst wraz z tłumaczeniem http://www.tekstowo.pl/piosenka,louis_armstrong,what_a_wonderful_world.html


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz