- Dziękuje, że tu ze mną przyjechałeś. Lauren żyje ostatnio
w swoim własnym świecie, nie nadaje się do tak przyziemnych spraw jak oglądanie
mieszkań – Lily uśmiechnęła się szeroko do Jamesa, ściskając go za rękę – Oni
chyba mają jakiś kłopot, wiesz?
- Zauważyłem – zgodził się Potter, marszcząc brwi. Skręcili
uliczką i zatrzymali się przed drzwiami kamienicy – To tu?
- Tak. Ładnie, prawda? – uśmiechnęła się, rozglądając
dookoła – Z tego, co mówił właściciel, w środku jest pięć mieszkań. To, które
nas interesuje, jest na trzecim piętrze.
- To chodź – pociągnął ją za rękę – Zobaczmy to cudo.
- I co o tym myślisz? – zapytała, siadając na krześle i
rozglądając się po małej kuchni, z której bezpośrednio przechodziło się do
niewiele większego pokoju dziennego.
Długi korytarz prowadził do dwóch sypialni – jednej trochę
większej od drugiej – a na samym jego końcu była dość przestronna łazienka.
Całe mieszkanie nie należało do kolosów, ale mimo wszystko sprawiało wrażenie
wygodnego i przestronnego, idealnego dla dwóch tak różnych osób jak Lauren i
Lily.
Evans, która była już tu wcześniej, od razu zauroczyła się
tym miejscem i była prawie że zdecydowana. Wolała jednak poradzić się kogoś
przed przyprowadzeniem tu Lauren.
Lily doskonale zdawała sobie sprawę, że przyjaciółka ma
kłopoty. Chociaż i ona i Syriusz robili wszystko, by nic się nie zmieniło,
powoli oboje zaczynali trzymać się na dystans. Evans nie miała odwagi zapytać,
czy w ogóle rozmawiali ze sobą na ten temat od powrotu znad jeziora. Na chwilę
obecną wolała obserwować wszystko z boku i nie angażować się w to.
James zmarszczył brwi, obszedł indeks kuchenny i spojrzał na
swoją dziewczyną z powagą wymalowaną na twarzy.
- Podoba mi się tu – oznajmił w końcu – Jest ładnie,
przestronnie, przytulnie. Takiej odpowiedzi się spodziewałaś?
- Tak, mniej więcej czekałam na coś w tym rodzaju –
powiedziała rozbawiona Lily, kiwając gorliwie głową – Spodziewałam się jeszcze
słowa „uroczo”, ale mogę się bez niego obejść.
- Przeuroczo – poprawił się James – ładnie, przestronnie,
przytulnie i przeuroczo.
- Teraz było idealnie – ucieszyła się – czyli, że mogę
spokojnie przyprowadzić tu Lauren?
- Myślę, że możesz już wnosić ofertę kupna – powiedział z
przekonaniem James – Lauren na pewno się tu spodoba, a jeśli nie, zawsze możesz
poszukać innej współlokatorki.
- Lub współlokatora –
dodała z błyskiem w oku Evans, zeskakując z krzesła. James zmierzył ją
zdziwionym spojrzeniem.
- Wolałbym, żebyś nie mieszkała z obcymi mężczyznami, wiesz?
Może to troszkę egoistyczne, ale nie chcę się tobą z nikim dzielić.
Zaśmiała się, słysząc jego poważny ton. Podeszła, zarzuciła
ręce na szyję i powiedziała cicho.
- Miałam na myśli akurat ciebie, ale dobrze wiedzieć, że
myśl o innym napawa cię takim oburzeniem. Zapamiętam to sobie – obiecała z
figlarnym uśmiechem, musnęła policzek chłopaka – Masz ochotę coś zjeść?
- Jestem głodny jak wilk – powiedział rozbawiony – Chodźmy
coś zjeść, ja stawiam.
Życie podwójnego szpiega ma swoje zalety i wady. Trzeba
posiadać niezwykłą umiejętność maskowania, kłamania, zręczność i pewność
siebie. Szpieg musi być umieć bez mrugnięcia okiem skłamać, wykonać każde
zadanie, przekazać informacje, które z pozoru wydają się ważne a zachować dla
siebie te, które są naprawdę istotne.
Dorcas Meadowes bardzo długo uczyła się tej sztuki, ale jak
dotąd, jeszcze nigdy nie zawiodła. Wśród tych, którzy ją znali uchodziła za nie
do przejrzenia – chodziły nawet żarty, że nigdy nie wiadomo, czy kłamie czy
mówi prawdę.
Dorcas Meadowes była dobra. Bardzo dobra, ściślej rzecz ujmując.
Nikt tylko tak naprawdę nie wiedział, po czyjej stronie jest.
Przyjęcie jej do grona Śmierciożerców było wyczekiwanym i
oczywistym faktem. Czarownica pochodząca z rodziny czystej krwi czarodziei, od
setek lat wyznających zasadę czystości, popierających Voldemorta a wcześniej
Grinewalda, to pewniak na Śmierciożercę.
Przyjęcie jej do Zakonu Feniksa, budziło jednak wiele znaków
zapytania i kontrowersji. Nikt nie był do końca pewny, czemu Dumbledore zgodził
się na jej członkowstwo, skoro ponad połowa faktów z jej życia, świadczyła
przeciw niej. Ślizgonka, z rodziny od wieków głoszących poglądy, na których
opierał się Voldemort. A do tego, nosiła Mroczny Znak.
Nie trudno dziwić się więc, że członkowie Zakonu dość
sceptycznie ją przyjęli i nie okazali ani trochę zaufania mimo, że już na
pierwszym spotkaniu w którym uczestniczyła, przekazała im wszystkim bardzo
istotne informacje.
Patrzyła znudzonym wzrokiem krzyczących między sobą
członkach Zakonu. Po raz kolejny dyskusji został poddany temat-rzeka, w kwestii
którego nigdy nie mogli dojść między sobą do porozumienia. Dorcas uczestniczyła
na trzecim z kolei spotkaniu, podczas którego po raz trzeci z kolei poruszono
ten sam wątek i była pewna, że po raz trzeci zostanie on bez rozwiązania.
Przestała więc słuchać, bo szczerze powiedziawszy mało ją to
w tej chwili interesowało. Oparłszy się krzesłem o ścianę, wyłożyła wygodnie
nogi, założyła ręce za głowę i zaczęła oglądać sufit, czując na sobie
spojrzenia tych, którzy nie uczestniczyli akurat w dyskusji. Czyli około
trzydziestu osób, licząc na oko.
- Banialuki! Niech mi różdżka w gaciach wybuchnie, jeśli on
ma rację! Tylko idiota może uważać, że to jest dobre rozwiązanie!
Wydęła znudzona usta, a przez myśl przebiegło jej, że
przydałaby się jakaś krzyżówka.
- Nie możemy pozwolić, żeby taki głupi błąd kosztował nas
straty!
Ziewnęła, zakrywając dyskretnie usta dłonią. Moody i Perki
znów kłócili się kryteria przyjmowania członków. Dorcas już dawno odkryła, że
tak naprawdę obaj mają takie same poglądy, a ich kłótnie, przypominają bardziej
hobby, niż zaciętość. Nowi członkowie, jak i strategie działania, były ich
ulubionym tematem. Nie widziała większego sensu aby się w nie angażować.
Awanturę przerwało pojawienie się nowych osób. Wysoki,
szczupły, ciemnoskóry mężczyzna prowadził przed sobą pucołowatą, sięgającą mu
zaledwie połowy pasa czarownicę, która przytrzymywała skrawek materiału przy
krwawiącym ramieniu.
- Co się stało? – zapytał ostro Dumbledore, zwalniając swoje
miejsce i puszczając na nie ranną kobietę.
Clara natychmiast przywołała do siebie mały kuferek z
medykamentami i zabrała się za opatrywanie kobiety.
- Śmierciożercy złożyli nam wizytę – powiedział Willard
East, który przypatrywał się z niepokojem swojej żonie – Było ich dwóch, nie
wiem kto to, wysocy, szczupli, ciemnowłosi, podobni do siebie, może bracia…
Niektórzy popatrzyli wyczekująco na Dorcas, która
zmarszczyła brwi, ale nic nie powiedziała. Była niemal pewna o kogo chodzi,
wolała się jednak nie odzywać.
- … zaatakowali Hildę w salonie, byłem wtedy na górze…
mieliśmy dużo szczęścia.
- Czego chcieli? Nie wpadli chyba na herbatkę, co? – Moody
wyprostował się na swoim siedzeniu i zmierzył czujnym spojrzeniem niebieskich
oczu najpierw Hildę a potem Willarda, jakby spodziewając się, iż potwierdzą
jego wydumaną hipotezę.
- Werbują nowych członków – powiedziała zachrypniętym głosem
Hilda – Nie są zachwyceni odmową…
- Chętnie im odmówię – warknął Perki, głaszcząc z lubością
swoją różdżkę – Zobaczą, jak wygląda odmowa w wykonaniu Perkiniusza Tybalta
Foxa…
- Radzę ci pamiętać, że masz pod opieką siostrzenicę –
przypomniała Evelyn Potter, a kilka osób zgodziło się z nią pomrukiem.
- Becky? – Perki prychnął – Ona by im dopiero pokazała. Ta
mała wie jak różdżkę trzymać, zapewniam cię – powiedział a w jego głosie
zabrzmiała duma – to diabeł, a nie dziewczyna.
- Jesteś nieodpowiedzialny – powiedziała Minerwa – żebyś
sobie nie przypomniał kiedyś naszych słów. Hildo, może potrzebujesz się
położyć?
Kobieta zaprzeczyła ruchem głowy, a Clara zamknęła kuferek.
- Na razie, powinno wystarczyć ale sądzę, że przyda się,
żeby obejrzał ją jakiś medyk – powiedziała do Willarda – Nie wiem, czy moja
wiedza tu wystarczy…
- Zajmę się tym – oznajmił nagle czarodziej z długą, czarną
brodą, w granatowej szacie – Moja żona jest uzdrowicielką. Lepiej, żeby u Św.
Munga was nie widzieli, trudno będzie to wytłumaczyć…
- Na dziś wystarczy – powiedział Albus, patrząc po
zgromadzonych – Dokończymy na następnym spotkaniu. Perkiniuszu, Alastorze,
proszę postarajcie się nie zrobić… mhm, rozróby jak w czasie ostatniej warty…
obawiam się, że drugi raz pracownicy Biura Ochrony mogą nie uwierzyć, że
byliście pod wpływem brandy…
- Pewno, że nie uwierzą – prychnął Perkiniusz, wstając –
Przecież wszyscy wiedzą, że ja nie pijam brandy… Interesują mnie tylko szlachetne
trunki z zaufanego źródła, a nie jakieś tanie podróbki na które trzeba wydać
majątek…
- Postaram się, ale słowo daję, Dumbledore, że jeśli będzie
mi gadał o bimbrze, potraktuję go Silencio, jakiego w życiu nie widziałeś – wymruczał
Moody i mrucząc pod nosem pokuśtykał w kierunku wyjścia.
- Mamy mieszkanie!
Lauren spojrzała niezbyt przytomnym wzorkiem na
przyjaciółkę, która wymachiwała jej przed nosem kawałkiem pergaminu.
Przepuściła ją w drzwiach, zmusiła do uśmiechu i zaprowadziła do ogrodu, gdzie
wcześniej sama siedziała.
- Mieszkanie… Oh, to, któro tak ci się podobało? –
przypomniała sobie, kiwając głową – No tak, już wiem. Podpisałaś umowę?
- Tak… Nie gniewaj się, ale było wielu chętnych i
postanowiłam, że nie mogę czekać – wytłumaczyła się Lily, siadając obok
przyjaciółki.
- Nie no, daj spokój, przecież to ja nie miałam dla ciebie
czasu. Po za tym, skoro ci się podoba, to na pewno jest dobre.
- Jest idealne! – ucieszyła się Evans – Nie jest w samym
centrum, więc panuje względy spokój, ale nie jest to też dziura, w której nie
ma nawet zwykłego sklepu. To magiczna dzielnica, a dwie przecznice dalej, jest
fajna knajpka. Byliśmy tam dziś z Jamsem
na obiedzie, najedliśmy się potwornie – kontynuowała jak nakręcona
dziewczyna – I pomyśleliśmy, że może byśmy się wybrali tam wszyscy któregoś
wieczora… Lauren, słuchasz ty mnie w ogóle? Co się dzieje?
- Nic, czemu coś miało by się dziać? – zapytała ze sztucznym
uśmiechem King, na co Lily posłała jej surowe spojrzenie.
- Jesteś nieobecna od kilku dni… Pokłóciliście się znów z
Syriuszem? – zapytała z troską, a King zaprzeczyła szybko ruchem głowy.
- Nie, nie pokłóciliśmy. Wszystko jest w porządku… Chyba
dopada mnie jesienna chandra, jestem ostatnio nie do życia…
- Mam nadzieję, że to nie jest zaraźliwe chociaż sądząc po
tym, jak rozmowny był dziś Syriusz, zaczynam bać się o swój dobry nastrój… To
co, pójdziesz z nami na to piwo? Jutro wieczorem? Wcześniej pokaże ci nasze
gniazdko…
- W porządku.
Lily miała rację, że mieszkanie, które razem wynajęły, było
idealne. Czynsz do najniższych nie należał, ale obie zdecydowały, że był wart
swojej ceny.
Znajdowało się na trzecim piętrze w kamieniczce będącej
ciągiem takich samych budynków ciągnących się wzdłuż ulicy. Położone w
magicznej dzielnicy przedmieść Londynu dwupokojowe mieszkanie, zawierało w
sobie wyposażenie, niezbędne do szybkiego trybu życia, jakie obie kobiety miały
zacząć prowadzić.
Tak się bowiem zdarzyło, że bar, który stał się swego
rodzaju punktem spotkań na następne kilka lat, miał stać się miejscem pracy i
Lily i Lauren. Ale może nie wyprzedzajmy faktów.
- Wspaniałe! – powiedziała, zaglądając kolejno do wszystkich
szafek w kuchni – Idealne!
- Będziemy musiały je odmalować, ustaliłam to już z
właścicielem. Prawie wszystkie meble już są, musimy sobie zapewnić tylko
wyposażenie sypialń, bo to co jest w pokojach…
- Właśnie, sypialnie! – ucieszyła się King, a Lily szybko
pociągnęła ją w stronę korytarza. Sypialnie były dwie, jedna odrobinę większa,
druga mniejsza z ładnym widokiem z okna.
Lily już dawno zaklepała sobie w myślach mniejszy pokój.
Znajdujący się od strony podwórza, wydawał się być dużo cichszy i
spokojniejszy, a dużo miejsca nie było jej potrzebny. Dlatego wpierw,
zaprowadziła ją do większego pomieszczenia, mając nadzieję, iż Lauren odstąpi
jej drugi bez uprzedniego oglądania.
- Świetny – ucieszyła się King, podbiegając do okna i
wyglądając przez nie.
- Drugi jest mniejszy – opowiedziała Lily, siadając na
brzegu wyjedzonej przez mole sofy – Ten wystarczy trochę odmalować i będzie
świetny. Tam jest dobre miejsce na łóżko – dodała znacząco, a Lauren spojrzała
w miejsce które wskazywała przyjaciółka i zgodziła się z nią kiwając gorliwie
głową.
- Tam gdzie siedzisz, mogłaby stać szafka, a tu, przy oknie,
stolik… No, ale ten jest większy, a ty znalazłaś to mieszkanie, wiec powinien
być twój – zakończyła wracając na ziemię – Pokaż mi go.
- Nie, daj spokój, wiesz, że nie lubię dużych przestrzeni,
zajmę mały.
- Lily, to nie będzie w porządku… Jeden moment, Lily Evans,
ty masz przecież klaustrofobię! Nie znosisz małych pomieszczeń! Gadaj, co ma
tamten, czego nie ma ten? – rzuciła ostro.
- Nic… Nie!!
Lauren wyminęła ją szybko i z rozpędem wpadła do pokoju
obok. Był mniejszy, bardziej kwadratowy i miał dwa, a nie jedno okno. Jedno, wychodziło
na ulicę tak jak to, w pokoju większym a drugie…
- Jest mój – powiedziała Evans, wchodząc – Nie oddam ci go.
Spróbuj mi go tylko zabrać.
- Przyjmuję wyzwanie.
Nie miały wiele czasu na rozstrzyganie sporu o pokój.
Opuściły nowe gniazdko, by udać się do znajdującego się nie daleko baru
Rechoczących Wiedźm, gdzie mieli spędzić cały wieczór. Postanowiły więc na
chwilowe zawieszenie walki o wymarzone miejsce.
Eddie i Lexie już byli na miejscu, awanturowali się o coś zawzięcie.
James, razem z Syriuszem przyszli zaraz po dziewczynach i nastała chwila
niecierpliwego oczekiwania.
Remus wpadł mocno spóźniony i lekko speszony, wybełkotał o awarii świstoklika, którym
podróżował i poinformował wszystkich, że Petera dopadła grypa. Kiedy minęło
dwadzieścia minut, a Eddie i Lexie skończyli się awanturować, Potter stracił
cierpliwość.
- Gdzie oni do licha są? – zdenerwował się w końcu Potter, a
opierająca się o jego ramię Lily drgnęła, wystraszona nagłym wybuchem chłopaka.
- Jeśli mówicie o
Chrisie i Alice, dziś ich nie będzie. Zły los sprawił, iż po raz kolejny w
ciągu trzech tygodni, pokłócili się o coś akurat gdy wychodziliśmy – odezwał
się Eddie a Lily posłała mu zirytowane spojrzenie – Jak można się tyle czasu
awanturować!?
- Kto to mówi… - westchnął Potter, wstając.
- Teraz o tym mówisz!? Czekaliśmy tylko na nich! –
powiedziała Lily, a Lauren zachichotała.
- Wyleciało mi z głowy – oznajmił i poszedł za Jamesem i
Remusem, którzy właśnie zamawiali Ognistą Whisky. Syriusz przez chwilę siedział
sam, w otoczeniu pań aż w końcu też wstał i oddalił się, pomrukując coś o
Whisky.
- I powiedz mi, że z wami wszystko jest porządku –
naskoczyła od razu na Lauren Lily, przesuwając się bliżej przyjaciółki – Przecież
gołym okiem widać…
- Lily, przestań – przerwała jej szybko King – Nie chcę o
tym rozmawiać, panujemy nad sytuacją… Lepiej ustalmy, co z pokojem.
- To ja znalazłam mieszkanie, pokój jest mój – podjęła
natychmiast Evans – Co z tobą i Syriuszem? Nie możecie tak wiecznie udawać, że
jest fajnie!
- Nikt nic nie udaje… Wyłożyłam większość zaliczki do wpłaty
– przypomniała szybko Lauren – A ty próbowałaś mnie zrobić w konia! Ukryłaś go!
- Bo wiedziałam, że będziesz go chciała mi podebrać – Lexie
popatrzyła lekko zdezorientowana po dyskutujących. Syriusz, James, Remus i
Eddie, którzy do nich dołączyli, byli równie oszołomieni jak McAdams – Sama
powiedziałaś, że należy mi się lepszy pokój za to, że znalazłam nam mieszkanie!
- Powiedziałam, że większy! Nie wiedziałam, że tamten ma dwa
okna!!!
- Trzeba było o tym pomyśleć wcześniej – powiedziała z
przekąsem Lily, pokazując przyjaciółce język.
- O co chodzi? – wtrącił się szybko James, wykorzystując
fakt, że Lauren zamilkła, otwierając z oburzenia buzię – Co to za awantura?
Zaraz pożałował, bo obie jak na zawołanie zaczęły wykładać
mu swoje racje, przekrzykując się.
- … znalazłam mieszkanie, sama załatwiłam wszystkie
formalności… Pokój należy się mnie, ona nawet palcem nie kiwnęła…
-… nie zapytała mnie o zdanie, a przecież pokryłam większość
kosztów… próbowała mi wcisnąć podstępem gorszy pokój, a gdyby tylko powiedziała…
- …powiedziała, że należy mi się lepszy pokój…
- …ma dwa okna, nie to, że są one konieczne, ale jest też od
strony która jest bardziej cicha, a przecież wiesz, że w czasie nauki to ważne…
i dlatego…
- … i dlatego…
- ...ten pokój jest mój! – zakończyły zgodnie, patrząc z
powagą na przerażonego Jamesa.
- Nie, jest mój – powiedziała zirytowana Lauren.
- Nie oddam ci go! – podniosła głos Lily i świadome, że tak
do niczego nie dojdą, zwróciły się do Jamesa i Syriusza.
- Rozsądź!
- Mowy nie ma, on jest twoim chłopakiem, będzie stronniczy –
zaprotestowała szybko Lauren, a Lily prychnęła.
- Syriusz też będzie stronniczy!
- Nie, nie będzie, bo nadal jest na mnie zły… Szlag! –
mruknęła, zdając sobie sprawę, że właśnie się wygadała – Remus, ty rozsądź.
- Ja nic nie wiem! – powiedział Lupin, cofając się
gwałtownie – Nie wypowiem się!!!
- Żaden z nas nic nie powie – dodał szybko James, widząc jak
głowy dziewczyn zwracają się ku Mauerowi – same sobie to rozwiążcie. A teraz,
proszę – dodał, stawiając Ognistą na stoliku – Na dobry początek.
Bar Rechoczących Wiedźm nie był tak znany jak Dziurawy
Kocioł czy Gospoda pod Trzema Miotłami. Trudno było spotkać tu tłumy, jednak
nigdy nie świecił pustkami, zwłaszcza w wieczorne piątki i soboty, kiedy
właścicielki, siostry Gert: Gertruda, Brunhilda i Dolores, organizowały
atrakcje dla stałych bywalców. A te, zwykle ściągały nie mało osób.
Wieczory z piwem za połowę ceny, goście specjalni czy
karaoke – warto zaznaczyć, że wiele lat potem właśnie te wieczorki z karaoke,
kiedy każdy mógł spróbować swoich sił muzycznych, przyniosły sławę Rechoczącym
Wiedźmom – to tylko sam początek listy pomysłów sióstr.
Tego wieczora, szykowała się prawdziwa atrakcja dla fanów
dzikiego zachodu. Koncert miał dać bardzo popularny wiele lat temu zespół
Ryczących Rumaków.
Lily i Lauren, pierwszy raz słyszące tą nazwę, były
przekonane iż czeka ich wieczór z kapelą rockową, ryczenie bowiem kojarzyło im
się nieodzownie z mocnymi dźwiękami. Jakim zdziwieniem było dla nich, kiedy
przyjaciele uświadomili ich o pomyłce.
- Słuchajcie, lepiej się stąd zbierać – powiedział James,
który wrócił z kolejna kolejką Ognistej – właścicielka właśnie mi powiedziała,
że mają tu dziś grać Ryczące Rumaki.
- To oni jeszcze koncertują? – zdziwił się Remus, a Potter
pokiwał głową, siadając.
- Widziałyśmy plakaty, kiedy tu szłyśmy, co to za zespół?
Nigdy o nich nie słyszałam – powiedziała Lauren, biorąc łyk piwa.
- Nic dziwnego, byli u szczytu sławy jeszcze przed wojną –
odpowiedział jej James – to słynna kapela muzyki country.
- Moja babcia ich słuchała – wtrąciła Lexie – To koszmar
mojego dzieciństwa.
- Chyba wiem o co wam chodzi – powiedział powoli Syriusz,
myśląc gorączkowo - Jeśli to jest to, o czym myślę, faktycznie lepiej się
zbierać.
- Jesteście okrutni! Słyszałem ten zespół, kiedy przez całe
moje dzieciństwo puszczała mi go moja babka, przyznaję, że jest nieco
staroświecki, ale przecież to klasyka i jeśli tylko wsłuchamy się lepiej, na
pewno dosłyszymy głębie i przejmujące piękno tekstu…
Pół godziny później.
Gdy muzyka gra w około
Nogi się was tańca rwą
Tańczcie wkoło i
wesoło
Niechaj ciała wasze
drgną
Zaśpiewajcie tak jak
ja
Sialala i siabada!
Tańcząc wkoło i wesoło
Nucąc refren, stańcie
w koło…
- Masz rację, to takie głębokie – powiedziała Lily,
wpatrując się w podrygującą na scenie sędziwą czarownicę w kowbojskim,
błyszczącym mundurku śpiewała z wyjątkowym, jak na gust Lily, wyczuciem rytmu.
- Widzisz, Syriusz aż
się popłakał ze wzruszenia – dodał Remus, wskazując na czerwonego na twarzy
Blacka w którego oczach faktycznie pojawiły się łzy. Syriusz starał się za
wszelką cenę nie wypluć zawartości swoich ust, co bardzo utrudniał mu duszący
śmiech wszystkich w około.
Najpierw ruszcie jedną
nogą
Rozruszajcie swoje
stawy
Potem zróbcie liczbę
mnogą
Wrzucie siebie, w wir
zabawy!
Zaśpiewajcie tak jak
ja
Sialala i siabada!
Tańcząc wkoło i wesoło
Nucąc refren, stańcie
w koło
Gdy już nogi tańczą z
nami
Czas by zająć się
rękami
Jedna w górę, potem
druga
Sąsiad do sąsiada
mruga!
Zaśpiewała Arizona Sully, machając żywo ręką i zachęcając
publiczność – całkiem liczną – do tańca.
- A ja jestem pewna, że nie ma w tym nic zabawnego –
oznajmiła Lily, która lekko już wstawiona, zaczęła popadać w filozoficzny
nastrój – W końcu ta piosenka poniekąd nawołuje do cieszenia się z życia i
zachowywania aktywności fizycznej!
- Oh, Lily, teraz będą miała brudne skojarzenia – jęknęła
Lauren i zdrowo pociągnęła z butelki – a nawet lubiłam tą piosenkę.
- Jakie skojarzenia? – zainteresował się szybko James, ale
odpowiedział mu Syriusz który z wielkim trudem w końcu połkną zawartość ust i
teraz podrygiwał lekko nogą w takt muzyki.
- Wiesz, aktywność fizyczna, siabada…- zaczął, ale urwał gdy
Arizona zaśpiewała kolejną zwrotkę, potwierdzając tym samym jego słowa.
Zaśpiewajcie tak
jak ja
Sialala i siabada!
Tańcząc wkoło i
wesoło
Nucąc refren,
stańcie w koło
Nie pozwólcie by
bioderka
Stały w ruchu jak ten
Pan
Połaskoczcie się w
żeberka
I ruszycie szybko w
tan!
- Oh, cudownie i co ja powiem mamie, jak zacznę się śmiać
gdy to puści w czasie niedzielnego obiadu? – jęknął Potter, który w mig połapał
sposób rozumowania przyjaciół i teraz również jego dopadła fala dziwnych i
nieprzyzwoitych skojarzeń.
- Widzisz uruchomiłaś złowieszczą machinę – rzucił
oskarżająco Eddie, a Lily prychnęła.
- Nie moja wina, że jesteście zboczeni i niezaspokojeni –
powiedziała krótko i mało brakowało, a Lauren oplułaby ją swoją Ognistą.
- Imputujesz do czego? – zapytała zarumieniona a wszyscy,
nawet Syriusz, zachichotali na odżywające wspomnienie.
- Ty to powiedziałaś – wzruszyła ramionami dziewczyna.
Zaśpiewajcie tak
jak ja
Sialala i siabada!
Tańcząc wkoło i
wesoło
Nucąc refren,
stańcie w koło
Gdy już cały układ
znacie
Chodźcie by zatańczyć
z nami
Tańczcie w domu,
pracy, chacie
Zatańczymy razem z
wami
- Jesteś zwyczajnie zazdrosna, bo sama byś się na coś
takiego nie odważyła – powiedziała z rozbawieniem Lauren, i gdyby pozostałe
towarzystwo nie zaczęło skupiać się na nie dołączaniu do śpiewania chwytliwego
refrenu, pewnie ze skupieniem przysłuchiwałoby się ich dyskusji.
- Tak, masz rację, nie rozebrałabym się w kuchni domu
pełnego ludzi – odpowiedziała szybko Evans, której kolejny łyk Ognistej zmienił
nastrój z filozoficznego na iście bojowy – Obnażanie nie leży w mojej naturze.
- To było uwodzenie – westchnęła Lauren, zastanawiając się
jak można mylić te dwa pojęcia – I w innych warunkach byłoby pewnie mniej…
- Rozsławione? – wtrąciła szybko Evans, a Lauren zmrużyła oczy.
Pewnie, gdyby obie nie były wstawione, nie mówiłby tego wszystkiego, wiedząc że
słowa mogą zranić drugą, teraz jednak było im wszystko jedno, a cała dyskusja
nabierała charakteru bojowego przekomarzania.
- Ja przynajmniej mam się czym sławić, bo uwodzić potrafię,
a ty jesteś w tym zielona.
Zaśpiewajcie tak jak
ja
Sialala i siabda
Tańcząc wkoło i wesoło
Nucąc refren, stańcie
w koło
Zaśpiewajmy zatem
razem
Ręce w górę, nogą tup
Nie puszczamy lenia
płazem
Kto nie tańczy, ten
jest trup!
- Potrafię uwodzić lepiej niż ty! – obruszyła się Lily, a
nozdrza Lauren zadrgały groźnie. Arizona lawirowała między tłumem tańczących i
śpiewających, w których niespodziewanie znalazł się James, Eddie, Syriusz i
Remus, którzy szaleli wśród emerytowanych fanów Ryczących Rumaków.
- Niby skąd!? Zawsze, to ciebie uwodzili, nie masz o tym
pojęcia! Nigdy nikogo nie poderwałaś – powiedziała z przekąsem Lauren, a Lexie
w końcu zauważyła, że dziewczyny się kłócą.
- Skąd wiesz? Byłaś zbyt zajęta własnymi podrywami, nie masz
pewności, że kogoś nie miałam…
- Nie miałaś – prychnęła King – Bo to by była hipokryzja, uważałaś,
że nie chcesz randek.
- Zbyt pewnie zakładasz swoją racje. Potrafię podrywać
równie dobrze jak ty, a może nawet lepiej – powiedziała z pewnością w głosie
Lily.
Zaśpiewamy zatem razem
Tańcząc wkoło i wesoło
Nie puszczamy lenia
płazem
Puśćcie nasze nuty w
koło!
Siabada i sialala!
- Wy macie dziś jakiś gorszy dzień, prawda? – zapytała
rozbawiona Lexie, kiedy tłum zaintonował ostatni raz refren i wszyscy wrócili
się do stolików na przerwę – Kłócicie się cały czas.
- My tylko polemizujemy – powiedziała Lily i musnęła ustami
policzek Jamesa – Odróżniaj.
- Mam pomysł, jak rozwiązać wszystkie wasze problemy –
rzuciła mimochodem Lexie, a wszyscy popatrzyli na nią z zaciekawieniem; Lily i
Lauren z niepokojem.
- Jeśli myślisz o rękoczynach, mowy nie ma – powiedziała
szybko King.
- Orgie i zapasy też nie wchodzą w grę.
- I…
- Nic z tych rzeczy, wam tylko jedno w głowie. Załóżcie się
– wyjaśniła krótko – stawką będzie pokój.
- Co miałybyśmy zrobić? – zapytała Lauren, ignorując znaki,
jakie puszczał jej Eddie.
- Pokażcie, która z was lepiej uwodzi.
- Oh, więcej nie mogę już pokazać! – krzyknęła oburzona
Lauren, a Syriusz parsknął w swoją szklankę.
- Mam chłopaka, James może się nie zgodzić – dodała słodko
Lily, ale Lexie kręciła głową.
- Nie każę wam się puszczać. Sprawdźcie się, która z was
szybciej podrywa. Tu blisko, jest bar pełen chętnych mugolaków.
Obie popatrzyły na siebie z błyskiem w oku, a potem zwróciły
szybko na swoje drugie połówki, czekając na przyzwolenie. Rozbawiony James
wzruszył ramionami, a Syriusz, mniej chętny w końcu kiwnął głową czując że
dziewczyna i tak zrobi to co, na co ma ochotę.
- Stoi.
Stanęli przed barem, by ustalić wszystkie szczegóły.
- Dziesięć namiarów – powiedział Eddie, który zgodził się
rozstrzygać – Która z was najszybciej je zbierze, dostaje pokój. Pamiętajcie,
że będziemy patrzeć. Liczy się, kiedy przekroczycie próg baru. Wchodzimy.
- Ja też chcę się pobawić! – warknęła Lexie, kiedy Mauer
złapał ją za nadgarstek i wciągnął do środka – Nie bądź taki!
- Ty jesteś niebezpieczna, dla siebie, dziewczyn i tych
biednych mężczyzn też… Wchodź szybko.
- Gotowa?
- Gotowa.
Obserwowali z zaciekawieniem jak Lily i Lauren lawirują
między siedzącymi w barze mężczyznami, próbując wszelkich możliwych sztuczek,
jakie widział świat.
Syriusz i James, mimowolnie co jakiś czas zerkali w tłum, szukając
wzrokiem swoich lubych by potem szybko odwrócić wzrok. Zdecydowanie przecenili
swoje siły mimo, że to tylko zabawa.
- Lily nie ma szans – oznajmiła z powagą Lexie, która
śledziła je z wytchnieniem – Ma skrupuły. Lauren ją zgniecie jak robaczka.
- Nie pocieszyło mnie to ni joty – mruknął Syriusz.
- A mnie i owszem.
Black chciał coś odszczeknąć ale nie zdążył, bo
niespodziewanie pojawiła się Lily, rzucając plik karteczek na stół.
- Dwanaście – powiedziała z satysfakcją, siadając obok
Jamesa i muskając go w policzek – Lauren jeszcze nie ma?
Wszyscy oszołomieni spojrzeli w kierunku baru, gdzie King
kokietowała jakiegoś wysokiego blondyna, wyraźnie mocno zainteresowanego.
Syriusz wstał, przeprosił wszystkich i oddalił się do dziewczyny. Obserwowali
jak dyskretnie ją odciąga od zafascynowanego nią chłopaka, tłumaczy coś jej i
lada moment King znalazła się obok nich.
- Nie możliwe – wyrzuciła do Lily – Jak to zrobiłaś!? Skąd
masz te numery?
- Dostałam – uśmiechnęła się słodko – Mam talent.
- Daj spokój, kocham cię ale nie wierzę, że ich poderwałaś w
ciągu piętnastu minut!
- Czy ktoś mówił o podrywaniu? Miałam je zdobyć –
wyszczerzyła się w uśmiechu – nie było mowy jak.
- Zaraz, to co zrobiłaś?
- No, najpierw próbowałam ich podrywać, zdobyłam dwa, ale to
zajmowało dużo czasu i czułam się źle – dodała zawstydzona a James musnął ją z
czułością w policzek – Więc po prostu powiedziałam, że się założyłam i samo
poszło.
Miny, jakie zrobili wszyscy, łącznie z Jamsem, były tak
rozkoszne, ze z trudem powstrzymała śmiech.
- Wszystkie chwyty dozwolone – powiedziała Lexie – Nie
osądziłabym cię o taką przebiegłość… Brawo!
- N0 proszę, nie wpadłbym, że jesteś tak sprytna - uśmiechnął się James, przyciągając do
siebie Lily. Lauren, wyrwała się z szoku w jakim była, dźgnęła w bok i
powiedziała, idealnie naśladując obrażoną Lily.
- Masz ten swój pokój – pokazała język i odruchowo wtuliła
się w ramię siedzącego obok Syriusza. Przez chwilę Black siedział nieruchomo, a
potem delikatnie objął ją ramieniem, jakby od niechcenia.
Chociaż stał się, żeby to wyglądało naturalnie, nie uszło
uwadze Lily i Lauren.
Wrócili do Rechoczących Wiedźm, gdzie nadal trwał koncert.
Teraz wszyscy byli już zbyt pijani, żeby przeszkadzał im klimat – wręcz przeciwnie,
wszyscy szaleli na parkiecie bez oporów, wymyślając swoje własne wersje słów
piosenek.
Kiedy doszło do rozstania, dochodziła druga w nocy.
Rozejście się do domów, wcale nie było łatwe. Pierwszą, zdecydowanie dużą
przeszkodą okazał się sam fakt chodzenia. Jakby na to nie patrzeć byli tak
pijani, że mieli problem z utrzymaniem równowagi.
Drugą, dużo mniejszą, była decyzja, gdzie się udadzą. W
zamyśle, Lily, James i Lauren mieli nocować u Syriusza. Jednak Lily, zaparła
się by spędzić tę noc już w swoim własnym mieszkaniu. Kłótnia trwałaby pewnie
długo, gdyby nagle nie zdali sobie sprawy jaka odległość dzieli ich od domu Syriusza,
toteż bez większych sprzeciwów udali się do nowego gniazdka Lily i Lauren,
gdzie odpadli gdy ledwo co przekroczyli próg domu.
Następny ranek, jak łatwo było do przewidzenia, spędzili
lecząc się z wielkiego kaca, by wieczorem, kontynuować nierówną walkę z
alkoholem, tym razem już będąc w
domu, w ramach, jak to nazwała Lily –
parapetówki.
Ta impreza nie trwała jednak długa – wszyscy, trawieni
wielkim kacem, nie mieli najmniejszej ochoty na kolejnego, rozeszli się więc
nim zdążyli na dłużej rozgościć.
Lily, ponieważ było już dość późno, nie chciała wracać do
domu, miała więc jeszcze jedną noc spędzić w Londynie. James został, by pomóc
jej ogarniać rozgardiasz, a Lauren, chociaż czuła wyrzuty, że nie zostanie z
przyjaciółką, poszła wraz z Syriuszem. Zdecydowała bowiem, że nadszedł czas rozwiązać
ich problem raz, a dobrze.
Może gdyby miała świadomość konsekwencji, jakie pociągną się
za nimi, zostałaby z Lily.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz