- Poprawili mi humor – powiedziała Lily, gdy dwadzieścia
minut później, szły razem z Lauren na lekcje – To bardzo zabawna wizja, mimo że
nie humanitarna.
- Śmiech śmiechem, ale trochę racji mają. Naprawdę przesadza
– zauważyła Lauren – Powinni przystopować, to naprawdę ciężkie miesiące.
- Na szczęście, za dwa tygodnie mecz, mam nadzieję, że potem
przestaną…
- O ile nie wygramy, a z takim przygotowaniem, byłby to
największy pech, jaki nas może spotkać. Oj, brakuje ci go, co nie?
- Trochę – zgodziła się Lily, kiwając głową. Lauren
westchnęła.
- Za cztery dni Walentynki.
- To mnie akurat nie martwi. Znasz mój stosunek do tego
dnia.
- Nadal uważasz że to sama komercja? – Zdziwiła się King –
Mimo, że jesteś zakochana.
- Aha… No dobrze, uważam, że jest w nim coś… słodkiego. Ale
nie będę rozpaczać, bo uważam, że to dzień jak każdy inny! A ty… to Twoje
pierwsze Walentynki bez Chrisa – powiedziała ostrożnie – Jakie plany?
- Oh, nie myśl sobie, Merlin raczy wiedzieć czego! Mam
zamiar, zwyczajem kobiet samotnych, zjeść duże ilości czekolady i poświęcić
cały dzień na czytanie romansów – oznajmiła z powagą – Uwielbiam Walentynki,
nawet jeśli jestem samotna!
Mówiąc to, dyskretnie skrzyżowała palce za plecami.
- Posiedzę z tobą – obiecała Lily – razem poczytamy te nudne
romanse i zjemy tony czekolady.
- Ale to Walentynki! A James?!
Spojrzenie, jakie posłała jej Lily, dało jej wystarczającą
wiadomość. King zacisnęła usta – nadeszła pora, żeby znów się wtrącić. Nie
wiedziała, że Evans pomyślała właśnie o tym samym.
- Mam kłopoty – odgadł James, widząc zastępującą mu drogę
Lauren.
- A żebyś wiedział. Dobrze, że zdajesz sobie z tego sprawę.
Co z tym zrobisz?
- Na razie nie mogę zrobić nic. Lauren, to nie jest tak, że
nie chcę – powiedział z powagą Potter – Ale nie mogę.
- Jesteś nudny. Za cztery dni Walentynki – powiedziała
sugestywnie, obserwując go z uwagą.
- Lily nie lubi Walentynek – odpowiedział, przyglądając jej
się z uwagą. Westchnęła.
- Ale z ciebie idiota! To, że uważa je za komercyjne, nie
oznacza, że nie będzie jej miło, jeśli się trochę wykrzesz! Jesteś jej
chłopakiem, do cholery, nie możesz ignorować tego, że zbliżają się Walentynki!
- Nie mam zamiaru tego robić – poprawił ją – Nie jestem
idiotą, ani ignorantem.
- Oh. To znaczy, że coś zaplanowałeś…?
- Nie przepuszczę naszych pierwszych Walentynek, tylko
dlatego, że boję się dostać kwiatami w łeb – prychnął.
- Pewnie dostaniesz.
- Wiem – powiedział z powagą – Ale muszę mieć pewność, że
nie kłamała.
- Oh… No dobrze – Lauren uspokoiła się – W takim razie w
porządku. Chciałam mieć tylko pewność… Nie mów jej o tym, dobra?
- W porządku.
- Łapa… Możemy pogadać?
Lily spojrzała ukradkiem na Syriusza, odgarniając włosy z
czoła.
- Nie mam wpływu na plan dnia Rogacza – powiedział od razu
chłopak – I obiecałem, że nie podpalę gaci Taylora.
- Wiem, ja tylko… chciałam pogadać, o Lauren – wyszeptała na
wydechu, obserwując reakcję Syriusza. Chłopak za wszelką cenę starał się nie
pokazać po sobie żadnej reakcji.
- O co chodzi? – Spytał, dużo bardziej spięty niż chwilę
wcześniej.
- Wstyd mi, bo zupełnie nie zwróciłam na to wcześniej uwagi…
W ogóle, poświęcam jej zbyt mało czasu, a ona była ze mną zawsze gdy to było
potrzebne i tyle poświęciła a ja nie dostrzegłam, że coś się z nią dzieje… Mam
na myśli, że uważam… Że ona jest nieszczęśliwa.
Black spojrzał na nią zszokowany.
- Jak ostatnio was znalazłam… Wtedy w tej klasie… Nie jestem
głupia, Syriusz. Widzę, jak na siebie patrzycie. Jesteś dla niej cholernie
ważny - powiedziała poważnie – Do licha,
zrób coś z tym! To zbyt ważne dla was obojga, żeby to stracić.
Przez ułamek sekundy, miał ochotę powiedzieć jej o
wszystkim. Była to pokusa tak silna, że z największym trudem ją pokonał.
- Wiem co robię – stwierdził – Zaufaj mi, wiem co robię.
Oboje wiemy.
- Chcesz mi powiedzieć, że to nadal wasza świadoma decyzja?
Naprawdę chcecie, żeby tak było? – Zdziwiła się Evans.
- Tak. Dokładnie tak.
- W porządku. Skoro tak…
I. Lily i James
- Wesołych Walentynek! – Lauren wskoczyła do łóżka Lily,
trzymając w ręku pluszowego jelonka – Nie możesz mieć przy sobie tego dużego,
to masz miniaturkę!
- Lauren… Znasz moje podejście.
- Nie bądź taka uparta – poprosiła – Jest święto
zakochanych… Każdy lubi Walentynki, tylko nie każdy chce się do tego przyznać.
- Nie lubię Walentynek. Ile razy mam to powtarzać?
- Dopóki nie zmienisz zdania.
- Daj spokój – wtrąciła się Kitty, siadając na łóżku – Nie
uwierzę, że jesteś absolutnie nieprzygotowana na dziś. Na pewno masz chociaż
zwykłą kartkę.
- Nie mam – powiedziała Evans – Dajcie mi spokój, to nudne.
- A ja mam dla ciebie kartkę! – Wtrąciła szybko Lauren –
James ma podobny stosunek do ciebie…
- Buc.
- Jess! Nie pomagasz!!
- Skończmy ten temat – warknęła Evans, wyraźnie zirytowana,
wychodząc z łóżka – Nie lubię Walentynek, nie zmienię swojego stosunku. Uważam,
że to głupie i osobiście mam zamiar spędzić dziejesz dzień w bibliotece, z
tobą.
Lauren zmarszczyła brwi, gdy drzwi zatrzasnęły się za Evans
z hukiem.
Plotki w szkole, rozchodziły się po szkole w tempie
natychmiastowym. O tym, że Gryfonii mają 14 całodzienny trening, Lily
dowiedziała się przypadkiem.
Nie, nadal nie lubiła Walentynek. Nadal uważała je za
przereklamowane, mimo, że miała Jamesa.
Jednak – nie mogła zaprzeczać – było jej przykro, że nie
spędzą tego dnia we dwoje. I że nawet nie był łaskaw jej o tym poinformować.
Oparła się o umywalkę i westchnęła kilka razy. Była zła.
Naprawdę, autentycznie zła. Nie miała ochoty schodzić na śniadanie.
Najchętniej, nie wyszłaby w ogóle z łóżka.
Tak, to zdecydowanie dobry pomysł. Poleży, odpocznie,
wyluzuje się.
- Lily, zbieraj się, zaraz śniadanie!!
Po śniadaniu – sprostowała się w myślach, gdy zaburczało jej
w brzuchu.
- Lily! Wesołych Walentynek. Mam coś dla ciebie.
- Nie toleruję Walentynek, przecież wiesz. Umawialiśmy się
że…
- Nic nie kupiłem! – zaparł się natychmiast – To nie
materialny podarunek. Symboliczny.
- Nie ma mowy – odpowiedziała stanowczo – Zapomnij. To
zwykły dzień, walentynki są komercyjne. Każdy dzień jest tak samo ważny…
- Chociaż wysłuchaj – poprosił – Narzekałaś ostatnio, że nie
mamy dla siebie wcale czasu, więc… Proszę bardzo. Jestem cały twój, przez
dwadzieścia cztery godziny – uśmiechnął się szeroko – Możemy iść gdzie chcesz,
robić co chcesz, nie będzie żadnych treningów, nauki, szlabanów. Tylko ty.
- Kitujesz…
- Ani trochę – objął ją, przyciągając do siebie – Koszmarnie
się za tobą stęskniłem i nawet nie myśl, że pozwolę żeby cokolwiek, prócz mnie,
zaprzątało ci dziś dzień.
- Lauren została sama… To jej pierwsze Walentynki samej od
bardzo dawna…
- Poprosiłem Łapę żeby zapewnił jej rozrywkę. Nie będzie się
nudzić.
- A moje wypracowania, mam zaległości…
- Remus da ci odpisać – powiedział z figlarnym uśmiechem –
Pomyślałem o wszystkim, nie masz wyboru.
- Jesteś kochany, wiesz…?
Westchnął ostentacyjnie, nadal szeroko uśmiechnięty.
- Ty też.
- No, więc słucham, jaki masz plan – Lily usiadła wygodnie
na fotelu, wtulając się ramię chłopaka.
- To twój dzień. Możemy robić co tylko chcesz. Co powiesz,
na manifest antywalentynkowy? – spytał z powagą James – Będziemy rozdawać
ulotki, nawołując do odwołania tego dnia, dając przykład że szczęśliwa para,
nie potrzebuje takich dni jak ten.
Evans roześmiała się głośno, kręcąc głową.
- Niektórzy lubią ten dzień.
- Ty nie – zauważył – I ja nie. Nie powinno nam to
przeszkadzać. No, chyba że masz inne plany.
- Może, posiedzimy tu sobie, we dwoje – wyszeptała – bardzo
mi ciebie brakowało ostatnio, chcę się nacieszyć zanim… Właśnie.
W ich kierunku szedł Will Taylor. Evans zmierzyła chłopaka
surowym spojrzeniem.
- Dobrze że cię widzę, rozmawiałem już z dwoma osobami może
byśmy dziś…
Lily jęknęła w duchu. I koniec pięknej bajki.
- Daruj, ale obiecałem już komuś ten dzień – uśmiechnął się
Potter, przyciągając Lily bliżej siebie – Są Walentynki.
- Ale…
- Spadaj – westchnął – Nie dziś.
Odszedł, mrucząc coś pod nosem. Lily spojrzała na chłopaka z
uwagą.
- No co? Mówiłem ci, że jestem cały twój – zaśmiał się,
całując ją w czubek nosa – Możemy tu sobie posiedzieć, jeśli chcesz.
- Manifest za rok – zgodziła się Lily.
- Jak sobie życzysz.
Przez chwilę, milczeli, wtuleni w siebie. W końcu Lily
zdecydowała się odezwać.
- Może za dwa – podsunęła – Albo trzy. W końcu trochę
komercji, nikogo jeszcze nie zabiło.
- Masz rację. Może być i za trzy.
II. Lauren i Syriusz
- Śpiochu, wstawaj, nie masz dziś przypadkiem treningu? –
Syriusz potrząsnął energicznie śpiącym przyjacielem – Rusz jeleniowaty tyłek!
- Idź sobie – wymruczał chłopak, odpychając Blacka – Nie mam
żadnego treningu.
- Jak: nie masz? Mówiłeś, że macie mieć.
- Nastąpił bunt w drużynie – powiedział Potter, wstając –
Odmówiliśmy współpracy i zagroziliśmy obaleniem kapitana. Cholera, serca nie
masz, jest ósma rano w wolny dzień!
- Myślałem, że będziesz latać – wymruczał urażony Syriusz –
Trzeba mnie było uprzedzić.
- Uprzedzałem, ale jesteś głuchy na jedno ucho a ja mówiłem
do drugiego.
- Bardzo śmieszne, naprawdę. Trzeba było mówić wyraźnie,
starość nie radość – pokazał mu język Black.
- Jesteście rozkoszni, naprawdę – zaśmiał się Lupin,
wykładając wygodnie na łóżku – Jak rozumiem, masz zamiar nadrobić zaległości z
Lily?
- Jak najbardziej tak – pokiwał głową chłopak – A właśnie,
to mi o czymś przypomniało. Łapo, masz na dziś jakieś plany?
- No jak to, zapomniałeś? A co z doroczną randką z
Lunatykiem!? Przecież nie zostawię go
samotnie w taki wieczór, gdzie twoje serce!?
Potter zaśmiał się pod nosem.
- Właściwie, chciałem
cię prosić, żebyś go jednak wystawił – powiedział rozbawiony Potter, a Syriusz
uchylił się przed lecącym w jego stronę butem – Jestem więcej niż pewny, że
Lily będzie się zamartwiać o Lauren. Wiesz jak to z nimi jest… Może mógłbyś jej
zapewnić jakąś rozrywkę na dzisiejszy dzień, co?
- Z Lauren…? No nie wiem, czy to dobry pomysł – westchnął
Black z trudem panując nad emocjami i wyrazem twarzy.<i> Cholera,
powinienem zostać aktorem…</i> - Wiesz, że sytuacja jest skomplikowana,
nie jestem pewny czy zaproszenie jej na randkę może być dobrze odebrane.
- Nie mówię o randce. Chodzi o to, żeby nie siedziała sama w
dormitorium. Wyciągnij ją do Hagrida, wrzuć do jeziora czy co tam sobie
wymyślisz. Rozumiesz, co mam na myśli.
- No a co z biednym Lunatykiem? Naprawdę chcesz, żebym
skazał go na oglądanie Glizdka romansującego z kawałkiem tortu pistacjowego?
Rozwali im randkę!!
- O mnie się nie martw – wtrącił Lupin – Z przyjemnością
spędzę ten piękny dzień w swoim towarzystwie. W ostateczności, gdyby
doskwierała mi samotność, poprzeszkadzam jakimś zakochanym.
- No i wszystko gra – ucieszył się Potter.
- No to takie plany…? – spytała, siadając obok Syriusza.
- Lauren… Nie wiem jak mam ci to powiedzieć… Ale cholera no,
obiecałem. Nie mogę zrezygnować.
- Obiecałeś… co? – King pobladła nagle, zaciskając kurczowo
dłonie na spódniczce – Syriusz, wykrztuś to z siebie.
- No obiecałem, że spędzę z kimś ten dzień. James mnie
prosił, sama rozumiesz, nie mogłem odmówić, bo by się wszystko wydało.
- No ale nadal nie rozumiem…
- Obiecałem mu, że spędzę dzień z taką jedną irytującą
zołzą. Nie myśl sobie że mi to pasuje.
- Umówił cię z… dziewczyną!? Zgodziłeś się!? Syriusz, jak mogłeś,
są Walentynki!
- Jakbym mu odmówił, zacząłby pytać! Broniłem się rękami i
nogami, ale niestety zanim się zorientowałem już byłem w kopany.
- Świetnie! – King podniosła się – Wspaniale. Możesz iść,
miłej zabawy. Stwarzaj pozory, proszę uprzejmie, no dalej! Na co czekasz!??
Syriusz uniósł brwi, przyglądając się jej z rozbawieniem.
- Nie powiedziałem ci jeszcze o czymś – westchnął, wstając i
biorąc ją za ręce. Szarpnęła nimi lekko, jednak jej nie puścił – Chodziło o
ciebie.
- Ja… Ty… Oh, to było podłe!
- Przepraszam – przyciągnął ją do siebie – Chciałem zobaczyć
twoją reakcję.
Odgarnął jej kosmyki z buzi, gładząc czule policzek. Nie
mogła się nie uśmiechnąć.
- James naprawdę cię o to prosił…?
- Nie chciał, żebyś
zaprzątała Lily głowę – powiedział z lekkim uśmiechem – A mnie to na rękę. Ale
wiesz co? I tak miałem taki zamiar.
- Spróbowałbyś nie mieć…
Syriusz, myślałam o naszej rozmowie ostatniej – wyszeptała nagle –
Myślę, że nadeszła pora, żebym im wszystkim powiedzieć. Masz rację, to jest już
męczące.
Spojrzał na nią z powagą.
- Chcesz tego?
- A na co czekać? – spytała z lekkim uśmiechem – Co ma być
to będzie. Nie chcę się dłużej kryć.
Przyciągnął ją do siebie. Spodziewała się pocałunku, więc
automatycznie przymknęła oczy. Syriusz jednak zaskoczył ją, przytulając mocno
do siebie.
A do niej doszło nagle coś, o czym wcześniej żadne z nich
nie pomyślało.
- Syriusz… Ale jak my im o tym powiemy, żeby się nie
wściekli?
III. Eddie i Lexie
- Bezduszna kreatura.
- Nieodpowiedzialny dzieciak.
- Oh, daj spokój, stać cię na
więcej – prychnął, przyglądając się jej wyzywająco. Zmrużyła wściekle oczy,
założyła ręce na biodrach i zmierzyła go gardzącym spojrzeniem.
- Szkoda mi na ciebie Weny –
oznajmiła w końcu z powagą i ruszyła przed siebie, zadzierając hardo głowę do
góry. Przez chwilę patrzył na jej plecy, a potem puścił się biegiem, doganiając
ją.
- To nie było zagranie fair –
zauważył z powagą – Nie taki mamy układ.
- Wściekasz się, bo to ja na to
wpadłam.
- Wykręcasz się – powiedział z
przekąsem – Nie masz więcej pomysłów. Wypaliłaś się i już.
- Fujara – pisnęła wściekła.
Eddie cofnął się o krok.
Kiedy głos Lexie stawał się tak
wysoki, pewnym było, że zaraz ktoś dostanie w łeb. Ponieważ to Eddie był w
zasięgu jej ręki, to on był w największym zagrożeniu.
- Lepiej, lepiej….
- Nie drażnij mnie, bo słowo
honoru, że zrobię ci krzywdę!
- Powiedz mi to, co chcę
usłyszeć, a dam ci spokój – uśmiechnął się złośliwie, obserwując ją z uwagą.
- Ale z ciebie facet – wycedziła
– Uparty, irytujący, zadufany w sobie…
- Twoje słowa są balsamem dla mej
skołatanej i samotnej duszy!
- Nie mów tak do mnie, jak cię
obrażam! W pewnym sensie mnie to dekoncentruje! – Wymruczała mniej pewnie,
unikając jego spojrzenia – Wiesz, że to działa na mnie pobudzająco – dodała
zawstydzona.
- Tak…?
Zrobił mały krok w jej kierunku.
Podniosła nagle buzię, mierząc go piorunującym spojrzeniem.
- Tak! Tak! I wykorzystujesz to
perfidnie do swoich celów! Tylko jedno wam w głowie, wy myślicie tylko jednym!
- A ty jesteś uprzedzona.
- A ty się powtarzasz!
- Oboje się powtarzamy!
Przez chwilę mierzyli się
piorunującymi spojrzeniami. A potem, całe napięcie wyparowało. Wzruszyli
ramionami, westchnęli, wzięli się za ręce i ruszyli przed siebie.
- Nie wiem, czemu się z tobą
zadaję – podjęła po chwili Lexie, już spokojnie.
- To chyba przez te ptaszki i
słoneczka – stwierdził z powagą Eddie.
- Tak, to chyba ma sens.
Zapadła krótka cisza.
- No, powiedz to, proszę –
westchnął Mauer. Zatrzymała się, spojrzała na niego prosząco.
- Mógłbyś…? Tylko o jednym
ptaszku…?
- I niech mi ktoś powie, że ja
mam być przy tobie normalny – westchnął i rozpoczął malowniczy wywód o mało
istotnym temacie.
- Czy ty też masz wrażenie, że
dzieje się coś, co nas dotyczy, a my o tym nie wiemy? – spytała z
podejrzliwością Lexie, rozglądając się po korytarzu – Coś jest dziwnego, we
wszystkich.
- Może… Ale generalnie, obchodzi
nas to?
- Nie, ani trochę – zgodziła się,
kiwając głową – Zaraz… Co ONI robią tu razem?!
Eddie, powoli odwrócił się ze
średnim zainteresowaniem. Korytarzem szedł Lupin, rozmawiając rozbawiony z
April, która trzymała w ręku mały, zrobiony
ze złocącego się materiału kwiatuszek.
Dziewczyna, ubrana w czerwony sweter,
z dwoma kucykami, spojrzała na nich i podbiegła w ich stronę, grzebiąc w
torbie.
- Wesołych Walentynek!!
Eddie i Lexie spojrzeli po sobie
zszokowani, a April wcisnęła im w ręce zawinięte w pozłotko kulki.
- Czekoladki, na osłodę dnia –
powiedziała z szerokim uśmiechem, zamachała do nich kwiatuszkiem i odbiegła w
stronę Lupina.
- To wiele wyjaśnia – wydukała
Lexie oglądając czekoladkę - Nie obchodzimy Walentynek, prawda?
- Tak – zgodził się powoli Eddie
– Nie obchodzimy.
- W porządku. Takiej odpowiedzi
oczekiwałam, Walentynki są głupie.
- Są tak samo potrzebne, jak
wrzód na tyłku.
- Absolutnie, tak. Po za tym, my
nie jesteśmy taką parą jak wszyscy inni. Wybijamy się ponad nimi – zauważyła
Lexie – Nie potrzebujemy takich idiotyzmów. Właściwie, żadne z nas nie wie,
czemu jesteśmy ze sobą.
- Lexie, nie mówimy o uczuciach,
bo ich nie ma – przerwał jej Eddie –Ale skoro poruszyłaś ten temat, no i są
Walentynki, to uważam, że z tej okazji, mogę zrobić wyjątek.
- Możesz….?
- Mogę – zatrzymał się, spojrzał
na nią z pełną powagą – Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że jakkolwiek
nazwałabym uczucie, którym darzyłem cię rok temu, a skłaniałbym się ku
niezdrowej fascynacji z elementami żywej nienawiści, tak teraz jest ono
zdecydowanie słabsze.
-
Nie rozumiem, obrażasz mnie?
- Ej, stopień skomplikowania był
równie skomplikowany jak zawsze! No dobra, mówiąc prościej, w tym roku, żywię
do ciebie mniejszą nienawiść, niż rok temu.
- Zrozumiałam – powiedziała po
chwili – Chciałam żebyś powtórzył. Z wzajemnością.
- Czyli możemy uznać, że
Walentynki dla nas się skończyły?
- Tak. Nigdy więcej ich nie
obchodźmy – powiedziała po chwili – A w ogóle, to jesteś bardziej wkurzający
niż kiedykolwiek wcześniej byłeś. Morgano, dzień po dniu jesteś gorszy.
- Ty też.
IV. April i Remus
- Remus! Remus!
Lupin rozejrzał się,
profilaktycznie, czy teren jest bezpieczny i odwrócił się do biegnącej w jego
stronę April.
- Cześć – uśmiechnął się mimo
woli gdy zatrzymała się tuż przed nim z szerokim uśmiechem.
- Wesołych Walentynek!! – sięgnęła
do torby, wyjęła z niej coś i wcisnęła do zaciśniętej dłoni chłopaka – Nie czuj
się wyróżniony, to moja coroczna tradycja. Każdy, kogo znam i darzę sympatią,
dostaje czekoladkę – powiedziała z szerokim uśmiechem – na poprawę humoru w ten
piękny dzień.
- Naprawdę masz nierówno pod
sufitem – zauważył obserwując złotą kulkę w swojej ręce.
- Z orzeszkiem – oświadczyła z
zadowoleniem – Bardzo dobre.
- Wierzę. Ale zastanawiam się,
jakie są szanse że się nie udławię.
- Dobry tok rozumowania –
zauważyła – Ale są Walentynki. Moje fatum nie działa. Zostawiłam je w
dormitorium. No patrz, stoisz tu ze mną chwilę i nic ci się nie stało!
- Bo nie zjadłem czekoladki –
stwierdził, rozwijając ja bardzo delikatnie – potrzymaj – dodał, podając jej
pozłotko i ugryzł łakoć.
- Pamiętaj: jak pies je, to nie
szczeka! – ostrzegła go, kiedy wpakował resztę cukierka do buzi. Lupin
charknął, zakrztusił się a Steward jęknęła – Trzeba było go uprzedzić
wcześniej…
- Zostawiłaś fatum w dormitorium?
Chyba przyszło za tobą – wykrztusił, łapiąc oddech – Nie mnij!
- Dlaczego…?
- Zobaczysz – zabrał papierek z
jej ręki – Masz więcej?
- Cukierków?
- Papierków – zirytował się, a
gdy pokręciła głową, wyciągnął z kieszeni różdżkę, wyprostował papierek i
mruknął coś cicho, a pozłotko powiększyło się. Gdy różdżka dotknęła go drugi
raz, uformowało się w mały, złoty kwiatek – Dziękuję za czekoladkę i wzajemnie
– powiedział z uśmiechem, podając jej kwiatek.
- Jej… Chyba zasłużyłeś na drugi
cukierek.
- Nie!
Zaśmiała się, gdy Remus cofnął
się o krok.
- Tylko nie to – poprosił,
patrząc na nią z błaganiem.
- No dobra – zgodziła się – Może
się ze mną przejdziesz? Mam jeszcze kilka osób do znalezienia, a we dwójkę,
raźniej. Podobno.
Spojrzał na zegarek. Wybierał się
do biblioteki ale w sumie… Wolał jej nie odmawiać.
V. Peter i Tort Pistacjowy
Wszedł do dormitorium, trzymając
w rękach prostokątne, białe pudełko, które dopiero co przyszło z piekarni
Cook’a. Frederic Cook nosił miano
najlepszego piekarza w Hogsmeade – ludzie z innych wiosek przybywali specjalnie
do niego, by składać zamówienia na ciasta.
Peter, swój tort pistacjowy,
zamówił miesiąc temu. Skrzat domowy, przyniósł mu go przed chwilą, a zapach
polewy czekoladowej unosił się za nim jeszcze jak odszedł…
No dobra, aż tak walnięta nie
jestem. Nie mogłam się po prostu powstrzymać…
- Nie masz mi za złe, że
zostawiłam cię samą?
Lily spojrzała na przyjaciółkę,
doskonale zdając sobie sprawę, jaką odpowiedź usłyszy.
- Nie, nie mam – powiedziała
zgodnie z przypuszczeniami rudowłosa – To był miły dzień. Poszliśmy do Hagrida,
potem odwiedziliśmy kuchnię, gdzie zjedliśmy po obrzydliwie słodkim ptysiu i
wróciliśmy na spacer dookoła jeziora. Bardzo przyjemny dzień.
W zasadzie, nie skłamała. Zrobili
to wszystko, o czym mówiła. Nie wspomniała po prostu o szczegółach, które
sprawiały że dzień był tak miły, jak mówiła.
- Trochę się obawiałam, czy to
dobry pomysł, żebyście spędzili go razem z Syriuszem – przyznała Evans.
- Czemu?
- Nie chciałabym, żebyś przez
niego cierpiała – powiedziała cicho Lily – Bałam się że mogą być między wami
jakieś niedomówienia. Jeszcze by tego brakowało, żeby nieporozumienie znów
wszystko skomplikowało.
- Tak… Lily, wiesz – King
spojrzała na przyjaciółkę – W sumie, to…
Urwała, widząc pytające
spojrzenie Evans.
Zawahała się, zagryzła wargę,
przyglądając jej się uważnie.
- Nie masz się o co martwić.
Wszystko jest pod całkowitą kontrolą. To co robiliście? Jako para z negatywnym
nastawieniem do Walentynek, musieliście mieć ciekawy dzień.
- Właściwie, to nawet nie są one
takie złe – stwierdziła z uśmiechem Lily – Powiewają komercją, ale mają w sobie
coś…
- Wyjątkowego – wtrąciła King z
lekkim uśmiechem – Tak, wiem o czym mówisz.
James rzucił się z westchnieniem
na łóżko i odskoczył, słysząc pisk dochodzący zza jego głowy.
- Coś, ile razy ci mówiłem, żebyś
się tu nie kładł? Zgniotę cię kiedyś, zobaczysz!
Wziął stworka na rękę i ułożył go
na poduszce obok swojej głowy.
- Jak randka z Lily? – spytał
Lupin, przebierając się w piżamę – Udana?
- Nie dostrzegasz tego
rozmarzenia, ukrytego pod szkłami okularów? Pewnie, że udana – odezwał się
Syriusz, wskakując pod kołdrę.
- Nie patrzę w jego oczy z taką
uwagą ja ty – odgryzł się Lupin – Ale idąc tym tropem, ty też musiałeś się
dobrze bawić.
- Nie mogę zaprzeczyć – zgodził
się Syriusz – To był bardzo dobry dzień. A Ty, samotnie spędziłeś go w
dormitorium?
- Tak – powiedział wymijająco
Remus i może na tym by się skończyło, gdyby nie Peter.
- Kłamie. Byłem w wieży prawie
cały dzień i nie wiedziałem go ani razu. Ale widziałem za to April kręcącą się
tu w pobliżu.
- Nie wiesz, że kłamstwo ma
krótkie nogi, Lunatyku? – zaśmiał się James i zacmokał z zadowoleniem – No
proszę, Lunatyk z April, kto by też pomyślał.
- Przestań, głupoty gadasz –
wymruczał Lupin – Właśnie dlatego nic nie mówiłem, wiedziałem, że tak
zareagujecie.
- Nie ma się czego wstydzić –
zauważył rozbawiony Syriusz – To naturalna kolej rzeczy, nie do obejścia.
Przykro mi to mówić, ale stąd odwrotu nie ma.
- Dobrze mówi – zgodził się z
powagą James – Nie jestem jednak tylko pewny, jak długo wytrwa.
- Nie posądzaj go o niestałość w
uczuciach, skoro na razie są na etapie początkującym.
- Nie o to chodzi, drogi Łapo.
Bardziej się martwię o jego zdrowie i życie. Z tą dziewczyną nic nie wiadomo.
- No dobra, bo patrz jak biedny
poczerwieniał – zaśmiał się Syriusz – Zejdźmy z tego tematu. Ale pamiętaj nasze
słowa; nie ma ucieczki.
- Nie przyjmuję rad od kogoś, kto
jest sam – stwierdził Lupin – Skończmy ten temat.
- Właściwie to…
Urwał, myśląc gorączkowo. Nie
mógł z tym tak po prostu wyskoczyć.
- To?
- Masz rację.
- Nie powiedziałam.
- Nie powiedziałem.
Westchnęli, opadając na podłogę i
spojrzeli na siebie rozbawieni.
- Tchórze z nas, wiesz? –
powiedziała powątpiewaniem. Syriusz
westchnął ciężko.
- I co teraz? Poczekamy aż sami
nas złapią?
- Wyobrażasz sobie to piekło,
jakie nam zgotują? – spytała nie mogąc się nie zaśmiać.
- No przecież jakoś trzeba im o
tym powiedzieć!
Spojrzała na niego znacząco.
Przetarł oczy, usilnie nad czymś myśląc.
- Im dłużej zwlekamy, tym będzie
gorzej. Ale… skoro już ma być piekło,
poczekajmy może, aż… będą w lepszym humorze?
- Tchórze z nas – powtórzyła
Lauren – Słowo honoru, tchórze z nas.
Syriusz rozejrzał się po
dormitorium i upewniwszy się, że prócz niego i Remusa, nie ma to nikogo,
odchrząknął znacząco.
- Możemy pogadać?
- Dawaj – rzucił Lupin,
zabierając się do ścielenia łóżka – Mów co ci leży na wątrobie.
- Muszę powiedzieć o czymś Rogaczowi
i nie za bardzo wiem, jak się do tego zabrać.
- Zwykle nie miałeś z tym
kłopotu. Zaraz – Lupin spojrzał podejrzliwie na Blacka – Chodzi o Lily?
- Nie, nie o Lily – Syriusz
machnął niecierpliwie ręką – Po prostu, tak jakoś wyszło, że nie powiedziałem
mu o czymś ważnym i nie jestem pewny, czy zareaguje… entuzjastycznie.
- Czy doświadczenie niczego cię
nie nauczyło? – westchnął Remus – To co znów przeskrobałeś? Merlinie, jesteś
zmieszany! Cholera, sprawa jest poważna…
- Jestem z Lauren – wymruczał Black,
drapiąc się niezręcznie po głowie. Lupin wpatrywał się w niego przez chwilę
niespokojnie, poczym roześmiał się.
- Myślałem, że to coś naprawdę
poważnego! Nie sądzę, żeby James miał z tym kłopot, wręcz przeciwnie, wydaje mi
się, że się ucieszy.
- Jesteśmy razem od Świąt – dodał
Syriusz, a Lupin przestał się śmiać .
- Żarty sobie stroisz…? Jest
połowa lutego!
- Tak jakoś wyszło – powiedział
wymijająco chłopak – No dobra, to skomplikowane. Mniejsza o to, lepiej mi
powiedz, co mam zrobić.
- To co teraz, powiedz mu –
oznajmił Remus, zbierając książki z podłogi – Chociaż nie rozumiem, po cholerę
ta tajemnica.
- To skomplikowane – wymruczał
Black – Nie mogę tak po prostu wejść do dormitorium i jak gdyby nigdy oznajmić
że spotykam się z Lauren!
- Powtarzam, że nie rozumiem po
co ta tajemnica. Zaraz, ale chyba nie zamierzacie nadal się ukrywać, co?
Lupin odwrócił się w jego stronę
z powagą.
- Syriusz, do cholery, nie
denerwuj mnie! Mało wam kłopotów było przez tajemnice, już nowe sobie robicie?
Mnie w to nie wciągaj, nie mam zamiaru was kryć – dodał z powagą – Słowo daję,
zwariuję z nimi kiedyś…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz