Rozdział 30

- Lupin! Steward! Co wy tu robicie!? Nie macie zajęć?
- Zajęć? Jakich zajęć? Nie jesteśmy razem na roku, ja mam teraz wolne, a ty? – April spojrzała pytająco na Remusa który pokręcił głową.
- Nic mi nie wiadomo, żebym miał teraz jakieś zajęcia, Pani Profesor.
- To ciekawe, bo mogłabym przysiąc, że przed chwilą widziałam, jak Potter, Black i Pettigrew wchodzili do klasy.
- Mają teraz zielarstwo, na które ja nie chodzę – skłamał gładko Remus. Minerwa McGonagall uniosła wysoko brwi.
- Z Profesorem Slughornem?
Lupin zaklął siarczyście pod nosem. April opuściła głowę, próbując za wszelką cenę nie wybuchnąć śmiechem.
- A Ty, czemu nie jesteś na zajęciach?
- Bo widzi Pani, zaspałam. Tak to już jest, jak mój zegarek dzwoni, kiedy chce. Mówiłam rodzicom, że koniecznie muszę sobie sprawić nowy, ale zawsze, kiedy jestem w Hogsmeade, zapominam! Zdecydowanie powinnam zacząć ćwiczyć swoją pamięć, jest taka słaba, strach pomyśleć…
- Steward, byłaś na śniadaniu.
- Byłam…? –Spojrzała na Remusa – Cholewka, byłam. Tak, bo po śniadaniu poszłam do dormitorium i zachciało mi się spać i zaspałam… Bo w ogóle, to ja koszmarnie szybko się męczę, o widzi Pani, przeszłam tylko kilkanaście metrów i już ledwo stoję… No dobrze, nie pamiętam co robiłam.
- Dlaczego nie poszliście na zajęcia? – spytała kobieta, patrząc to na jedno, to na drugie. Oni równocześnie wymienili spojrzenia – Prefekci, wzorowi uczniowie!
- I do tego nie potrafią łgać – wyszeptał Lupin, patrząc na dziewczynę.
- Umiem, ale nie na szybko. Gdyby twoja wymówka była trochę dłuższa, zdołałabym wymyśleć coś bardziej przekonującego!
- Gdybyś mnie na to nie namówiła, nic byś nie musiała wymyślać.
- Nie moja wina, że jesteś sztywny i nie potrafisz się dobrze bawić! Chciałam tylko… - Urwała, olśniona i zwróciła się do nauczycielki – Chce pani znać prawdę? Taką całkowitą, prawdziwą?
- Słucham.
- Poszliśmy na wagary – powiedziała stanowczo dziewczyna – ale zmusiły nas do tego bardzo poważne okoliczności. Z powodu pewnych, bardzo osobistych powód musimy zatajać przed innymi, to szczególne coś, co nas łączy – złapała Lupina za rękę i przyciągnęła do siebie – Mamy na to tak mało czasu, że musieliśmy zrezygnować z lekcji, by móc nacieszyć się sobą. Nie oczekujemy, że Pani profesor potraktuje nas przy tym ulgowo, jednak do tej pory nigdy nie zdarzyło nam się nic podobnego.

- Lauren?! Lauren!!
- No?
King zatrzymała się, patrząc uważnie na Jamesa. Chłopak zagryzł wargę i spojrzał na dziewczynę.
- Potrzebuję twojej pomocy i rady.
- No, a o co dokładnie chodzi? – spytała, obserwując go uważnie – No, wyduś to z siebie!
- O Lily.
Powaga, z jaką to powiedział zaniepokoiła ją nie na żarty.
- Co się stało…?
- Nie tu. Chodź.


- Zrób coś dla mnie. Następnym razem, zanim zdecydujesz się uciekać z lekcji i wciągać to kogoś innego, wymyśl na wstępie wymówkę dla nauczyciela – powiedział Remus a April zachichotała, opierając się o ścianę.
- Nie było tak źle. Straciliśmy po dziesięć punktów, to zdecydowanie dużo mniej, niż się spodziewałam. To dzięki mojej przekonującej, rozdzielającej serce historii. Ciekawe, że tak szybko dała się udobruchać. Chyba cię lubi, bo mi nigdy nie popuszczała.
- Lata praktyki. Ilość szlabanów jaką nam wlepiła, zmęczyła chyba ją samą.
- Przepraszam, że nazwałam cię sztywniakiem – powiedziała nagle – I sprowokowałam do tych wagarów.
Uniósł brwi, przyglądając się jej z uwagą.
- Nie patrz tak, proszę. 
- Chodź, zaraz będzie obiad.

- Gdzie dziś byłeś, jak cie nie było?
- Zabłądziłem – odpowiedział krótko Lupin, tonem, który miał kończyć temat. Syriusz jednak nie odpuścił.
- Z kim byłeś, jak cię nie było?
- Sam.
- Nie powiesz mi nic więcej? – odgadł Syriusz.
- Zgadłeś.
- Urocza rozmowa – podsumował James.

- Wstawaj! Wstawaj!
- Czego…? – Evans przekręciła się z boku na bok i przeklęła, gdy wiadro zimnej wody wyleciało zleciało na jej głowę – W takich chwilach jak ta, myślę sobie, że ta tradycja wcale nie jest taka fajna!!
- Nie jęcz, to ostatni taki rok! – powiedziała stanowczo Kitty – Za rok, będziesz sama!!
- No nie taka sama – wtrąciła Jessica – będziesz miała Jamesa!
- Oby! I tego ci życzę – uśmiechnęła się słodko Lauren – Wielkiej miłości, żeby trwała i trwała i nie przestawała, bo to ja nie przeżyję jeśli się rozstaniecie. Spokoju, długiego, nudnego życia i wielkiego szczęścia!
- Co wy wszyscy z tą miłością macie, co? – spytała Mandy, kręcąc głową.
- Mówisz tak, bo jesteś sama – zauważyła z powagą Lauren – Powinnaś sobie kogoś znaleźć!
- Phy!
- Jeśli potrzebujesz swatki, pogadaj z Lauren i Kitty. One są w tym mistrzami. Zróbcie z tego interes, dam wam rekomendacje!
- O nie, ja się od waszych swat trzymam z daleka – powiedziała szybko Amanda – Nie powierzę swojego serca dziewczynie, która nie potrafi załatwić własnych spraw sercowych! Otwórz prezent.
- Umiem o siebie zadbać! – zaprzeczyła Lauren i już miała na końcu języka dalszą odpowiedzieć. W ostatniej chwili ugryzła się w język – Podoba ci się?
Evans wyjęła z pudełka białą, zwiewną sukienkę, sięgającą kolan.
- Wspaniała.

- Jaki mamy plan, na dzisiejszy dzień? – spytała Lauren – Co tak patrzysz! Masz szczęście obchodzić urodziny w sobotę! Cały dzień tylko dla siebie! Oczywiście o ile nie wetnie mi się James. Jak się umówiliście?
- Nie umówiliśmy się – wymruczała Lily, markotniejąc – Will zarządził im całodzienny trening.
- Oh… - wypsnęło się King – Żartujesz? Niech go piorun trzaśnie…
- To się da załatwić – usłyszały obok siebie – Powiedz tylko słowo a Tylor wyląduje z Skrzydle Szpitalnym z żarzącymi się portkami.
- Bardzo śmieszne, naprawdę.
- Jesteśmy w stanie to zrobić – potwierdził Remus.
- Nie wątpię, ale gdzie tu miejsce na humanitaryzm? – spytała Lauren, a Evans zachichotała pod nosem – Wierzę chłopcy, że wam by się to bardzo spodobało, obawiam się jednak, że palące się spodnie Tylora mogły wzbudzić sensację.
- Wiesz, to mi o czymś przypomniało – powiedział powoli Syriusz – Lunatyk, zabieraj swoje podręczniki i znikamy. Ah, Lily, zapomniałbym – dodał szybko, grzebiąc w kieszeni – Wszystkiego najlepszego w imieniu Huncwotów.
- Oh, znów na coś wpadli, znam o to spojrzenie – westchnęła King – Czasem brak mi do niego sił…
Umilkła pod wpływem spojrzenia Lily. Opuściła głowę, wymruczała coś pod nosem niewyraźnie.

- Mamy wybór – powiedziała Lauren – Możemy się pouczyć, co byłoby skrajną głupotą. Możemy zamknąć się w łazience i zjeść całą paczkę od Huncwotów. Możemy wyjść z zamku i pójść do Hagrida. Albo iść zabić Willa Tylora – dodała zirytowana, gdy Lily zupełnie nie zwróciła na nią uwagi – Ziemia do Evans! Nie martw się, masz urodziny! Jesteśmy za młode, żeby się z tego dołować.
- To co robimy?
- Nawpychamy się słodyczy, pójdziemy do Hagrida a potem znów nawpychamy się słodyczy.
- Idealny plan dnia.

- Przepraszam.
Drgnęła, słysząc tuż obok swojego ucha cichy głos Jamesa.
- I wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Lily…
Westchnął, obszedł Evans dookoła i usiadł obok niej.
- Bardzo się gniewasz? Przepraszam cię, dobrze wiesz, że chciałem ten dzień spędzić tylko z tobą.
Objął ją ramieniem, przyciągając do siebie. Gdy zbliżył usta do jej policzka, odwróciła głowę.
- Nawet mnie nie uprzedziłeś – powiedziała cicho.
- Przepraszam – powtórzył – Ile razy mam powtarzać, jak bardzo mi przykro, że nie mogłem spędzić tego dnia tylko z tobą. Olałabym to wszystko, gdybym mógł. Ale wiesz co?  W ramach rekompensaty, chciałbym cię zabrać na spacer.
- Nie myśl sobie, że udobruchasz mnie jakimś głupim spacerkiem. Nadal jestem zła.
Westchnął. Wiedział, że tak będzie. I był niejako przygotowany. Sięgnął do kieszeni i wyją z niej malutki pakunek.
- Nie chcę nic – powiedziała, rzucając ukradkowe spojrzenie na pakunek. Ciekawość zżerała ją od środka, starała się jednak za wszelką cenę, zachować resztki oporu. - Musisz się bardziej postarać.
Westchnął i schował pakunek do kieszeni, poczym wyciągnął z niego większy. Lily tym razem zatrzymała na nim wzrok dłużej, coraz mocniej zaciekawiona. Znała pomysłowość swojego chłopaka i wyglądało na to, że tym razem znów się nią zręcznie posłużył. Odwróciła jednak głowę. Niech ma nauczkę.
- Powiedziałam, że nic od ciebie nie chcę.
Kiedy wsadził rękę do torby, nie umiała nie spojrzeć. Z zainteresowaniem obserwowała, jak szuka czegoś gorączkowo w torbie. W końcu westchnął, zamknął torbę i spojrzał bezradnie na Evans.
- No dobra, nie sądziłem, że jesteś aż tak zła.
Rozbroił ja swoją szczerością. Otworzyła usta, by się odgryźć, ale nic nie przyszło jej do głowy. Westchnęła zrezygnowana, przysunęła się bliżej i złapała go, od niechcenia, za rękę.
- No dobra, zmiękczyłeś mnie – powiedziała łaskawie – Wspominałeś coś o spacerze…?

- Co robiłyście? – spytał, gdy trzymając się za ręce szli dookoła jeziora. Było już całkiem ciemno.
- Najadłyśmy się sterty słodyczy, odwiedziłyśmy Hagrida… To mi przypomniało, że Hagrid uskarżał się, że dawno byliście w odwiedzinach.
- Cholera. Jeszcze to. Tydzień ma zbyt mało dni.
- Jesteś zmęczony, prawda? – Zatrzymała się i spojrzała na niego uważnie. Podniosła dłoń i odgarnęła z troską włosy z czoła  - Może za dużo na siebie wziąłeś, co?
- Nic mi nie jest – uśmiechnął się i stłumił ziewnięcie – Mam coś dla ciebie. Nie patrz tak, to twoje urodziny, jakby nie patrzeć.
Wyciągnął z torby małą paczuszkę i podał jej dziewczynie.
- Tamto w korytarzu było podpuchą – stwierdził z powagą. Dziewczyna nie mogła powstrzymać się od śmiechu. Delikatnie rozerwała kolorowy papier i obejrzała dokładnie, obitą zieloną tkaniną książeczkę.
- Lauren mówiła, że po dormitorium walają się pojedyncze skrawki pergaminu, bo zapominasz sprawić sobie porządny dziennik – wyjaśnił – jest zabezpieczony zaklęciami, które nie pozwolą zajrzeć tam nikomu, prócz ciebie. Możesz do woli psioczyć na mnie i na to, że mam dla ciebie tak dużo czasu.
- Zacznę jeszcze dziś – powiedziała rozbawiona, poczym złożyła na jego ustach krótki pocałunek – Dziękuję. I nie byłam zła. To też była podpucha.
- Wiem.

- Więcej cię nie ma, niż jesteś – oznajmił z wyrzutem Syriusz,, patrząc z uwagą na wchodzącego do dormitorium Pottera – W ogóle, co to za zwyczaj, żeby chodzić po zamku o tej porze, z dziewczyną!? A gdzie twoje maniery i poszanowanie zasad!?
- Jakich zasad? – spytał oszołomiony Potter, ziewając przeciągle.
- Zasady łamiesz tylko z nami! Ja rozumiem, że Kupidyn i te sprawy, ale nie może tak być, żebyś się tak zaniedbywał!
- No dobra, znam ten ton – Potter rzucił się na łóżko i spojrzał pytająco po przyjaciołach – Co wymyśliłeś, ile potrzebujemy na to czasu i co nam grozi, jak nas złapią?
Lupin wybuchł śmiechem.
- Widzisz, mówiłem ci, Huncwotem zostaje się na całe życie – powiedział w końcu z grobową miną, kierując się bezpośrednio do Syriusza – No, to teraz, mów, co też wymyśliłeś.
- Powinniśmy coś zrobić – oznajmił z dumą Black, wyraźnie zadowolony ze swojej błyskotliwości. Potterowi i Lupinowi opadły szczęki – Co, liczy się sama inwencja!
- No, to czeka nas długa noc – powiedział entuzjastycznie James, pierwszy otrząsając się z szoku – Burzę mózgów czas zacząć! Czuję, że to będzie bardzo pomysłowa noc!

- Zdziadzieliśmy, panowie – oznajmił z rezygnacja Potter – Siedzimy tu trzy godziny i nie mamy nic!
- Nie mamy prawa nazywać siebie Huncwotami – poprał go Syriusz, wzdychając.
- Hańba na naszym honorze – przytaknął Peter.
- Czuję się upokorzony naszą bezradnością – wymruczał Lupin – Co też się z nami dzieje.
- To wszystko przez kobiety – odgadł Syriusz – One wypruły z nas całą wolę inwencji.
- Mówisz jak Eddie – zauważył James – Dajcie spokój, nie jest aż tak źle! To tylko trzy godziny bezradności, spowodowane zapewne zbyt aktywnym trybem życia, złą dietą i podniesionym stanem emocjonalnym. Jestem pewny, że gdy tylko się zrelaksujemy, pomysły same do nas przyjdą.
Poparli go cichym pomrukiem. Ułożyli się wygodnie na podłodze, podkładając pod głowy poduszki, odetchnęli głęboko, zamknęli oczy i przez chwilę panowała w dormitorium bezwzględna cisza.
- To nie działa – oznajmił z powagą Syriusz, równo sześćdziesiąt dwie sekundy później, podnosząc się na rękach.
- Jesteś zbyt niecierpliwy, przyjacielu – oświecił go Potter – Zamknij usta i wsłuchaj się w nasze skwierczące mózgi, skoro sam nie możesz się skupić.
Kolejne sześćdziesiąt dwie sekundy później.
- Masz racje, to nie działa – oznajmił James, podnosząc się na rękach – Musimy wymyślić coś bardziej skutecznego. Peter, podaj butelkę.
- Jutro szkoła – przypomniał Lupin – Nie możemy się spić.
- Na włosku wisi nasza reputacja jako Huncwotów, a ty się martwisz lekcjami!? – obruszył się Potter – weź się w garść! Jeśli nie jesteś w stanie nic wymyślić, podaj butelkę!

- Czuję się tak bezradny, że nawet nie mam ochoty się upić – wyszeptał Potter i pociągnął zdrowo z butelki, poczym podał ją Syriuszowi. Gdy ten jej nie zabrał, powoli obrócił głowę w jego stronę. Black spał, przytulony do nogi łóżka, pochrapując powoli – I zostaliśmy we dwoje. Tylko ty i ja – wychrypiał Potter do butelki – Nie opuszczaj mnie tylko – dodał prosząco i zaraz potem usnął, opadając na podłogę.

- Łapa! Łapa! Łapa, ciołku, obudź się, szybko!! – James potrząsnął Blackiem energicznie. Syriusz wymruczał coś niewyraźnie i bardzo powoli otworzył oczy.
- Ktoś umarł?
- Nie…
- Ktoś umiera?
- Nie…
- Ktoś ma umrzeć?
- Nie….
- To po grzyba mnie budzisz?
- Przepraszam – wymruczał zbity z tropu Potter. Black pokazał ręką , że wszystko jest w porządku i opadł na poduszkę. James przyglądał mu się bezradnie, gdy przypomniało mu się, po co właściwie ruszył przyjaciela. Potrząsnął nim ponownie – Łapa! Łapa! Obudź się, do cholery!
- Wczoraj w nocy wypiłem nieprzyzwoitą ilość Whisky i mój żołądek jest na skraju. Jeśli się podniosę, wszystko, co w nim jest, wyląduje na twoim bucie. Lepiej, żeby to było coś ważnego.
- To jest ważne, idioto! Siedziałem w łazience, cierpiąc na wspomniane przez ciebie bunty żołądka kiedy…
- Od kiedy masz bunty żołądka po Whisky? – zdziwił się Syriusz, nadal mocno zaspany.
- To chyba dlatego, że byłem na pusty żołądek, chociaż ta jajecznica na kolację była… Nie o to chodzi!  Wiem, co zrobimy!
- Co? – Black poderwał się, nagle pobudzony – Kompania, wstawać, Rogacza olśniło! Jesteśmy uratowani! Ej, czemu tak pobladłeś?
- Zapomniałem… - wydukał Potter, wpatrując się w Syriusza jakby widział go pierwszy raz w życiu – Zapomniałem, co wmyśliłem… 
- Lepiej,  żeby cię tu nie było, jak się podniosę – wycedził Black – Mam kaca, ale znajdę siłę, by cię zabić.

- Nie rozumiem, po co to? – spytał Peter, gdy dziesięć minut później, stali pod drzwiami od łazienki, popijając eliksir na ból głowy.
- Może go znów olśni. Nie mogę uwierzyć, że zapomniał swój własny pomysł!? Jak można zapomnieć coś, co się wymyśliło?
- Trzeba go było nie zagadywać. Na kacu, ma się słabą pamięć. Trudniej się skupić – wytknął Remus – Ciekawe ile ty pamiętasz tego, co robisz rano, po całej nocy picia.
- Wszystko! Prawie… - Zamyślił się – Cholera, prawie nic.
- Rogacz, żyjesz? – spytał Lupin, przykładając ucho do drzwi – Nie musisz tego robić, będą inne pomysły.
- Ten był wyjątkowy – dobiegł ich przytłumiony głos Pottera.
- Skąd, wiesz, przecież go nie pamiętasz – przypomniał Remus.
- Nie musisz mi tego wypominać!

Drzwi otworzyły się z hukiem i do sypialni wpadł Potter.
- Pamiętam! Pamiętam!
- No…
Urwał, bo James, będący w trakcie wykonywania szaleńczego tańca zwycięstwa, potknął się o kufer i legł przed siebie.
- Mówiłem, że przez ten zwyczaj, kiedyś zrobi sobie krzywdę – westchnął Lupin – Mocno zarył głową.
- Merlinie! – Syriusz zerwał się na równe nogi, podbiegł do Pottera i zaczął go cucić. Potter otworzył oczy i spojrzał na przyjaciela, jakby widział go pierwszy raz w życiu – Powiedz, że nie zapomniałeś!
- To takie miłe, że się o mnie troszczysz – wymruczał James, podnosząc się na łokciach – Nic mi nie jest, czuję się dobrze.
- O Twój rozczochrany łeb się nie martwię, gorzej i tak ci nie będzie – machnął ręką Syriusz, a Remus pokiwał potwierdzająco głową – Mów, zanim zapomnisz!
- Do końca życia będzie mi to wypominał, słowo daję.

- Czemu nie było was na śniadaniu? – spytała na przywitanie Lily, opierając się o drzwi od klasy transmutacji.
- Zaspaliśmy – wymruczał wymijająco Syriusz – Wczoraj trochę późno poszliśmy spać.
- Nie patrz tak, on nie kłamie – poparł przyjaciela James, równocześnie składając na policzku Lily soczystego buziaka – Mieliśmy bardzo ważne sprawy do omówienia.
- Nie jesteście głodni? – zdziwiła się Lauren, nieodrywająca wzorku od Syriusza. Chłopak, czując na sobie jej wzrok, odwrócił się do niej.
- Peter podzielił się z nami swoimi zapasami.
Pettigrew wypiął dumnie pierś.
- Nie martw się, nic nam nie jest – zapewnił szybko Remus.
- Jakoś wam nie wierzę. – wycedziła Evans, nie dane było jej jednak ich dłużej przepytywać, bo oto pojawiła się McGonagall – Potem się z tobą rozprawię. A ciebie – dodała w przelocie, wskazując palcem na Lupina – Dopadnie April.
Nie zdążyła zauważyć, jak chłopak gwałtownie pobladł.

- Przychodzę do was z nietypową sprawą. Lauren, złotko, zamknij tą książkę i mnie posłuchaj. Ty też, Lily. Przerwa – Eddie wyrwał z rąk Remusa podręcznik – Do egzaminów jeszcze trochę czasu a wam należy się odpoczynek. A ja mam propozycję nie do odrzucenia. Co robicie w wakacje?
- Eddie, człowieku, do wakacji jeszcze szmat czasu! – powiedziała Evans – A o co dokładnie chodzi?
- Mam możliwość, wynajęcia dwóch dużych namiotów w pewnej urokliwej, pięknej wiosce nieopodal cudownego jeziora. Miła atmosfera, czysta woda, dużo przestrzeni i pusty dom ze spiżarką, łóżkami i łazienką!
- Eddie, po co pod namiot, skoro…
- Nie macie wyobraźni! Pod namiotem jesteście bliżej natury!
- Fajny pomysł ale nie wiem czy… - zaczęła Lily, ale Mauer szybko jej przerwał.
- Lily, złotko! Nie słyszałaś, że to propozycja nie do odrzucenia? Jadą wszyscy, wy dwie oni, Lexie, my z Chrisem i Alice. To informacja. Drugą sprawą jest fakt, że musimy ustalić termin, który będzie pasował nam wszystkim.
- To może trochę potrwać. A właściwie, skąd taki pomysł?
- Kończymy szkołę, trzeba się udać w ustronne miejsce, gdzie można będzie pić ile się da, a potem w spokoju umierać z powodu gigantycznego kaca! Kontakt z naturą, rozumiesz.
- Ja mogę jechać, kiedy wam tylko pasuje – powiedziała natychmiast Lauren – Co? Nie jadę w ty, roku z rodzicami. Będę załatwiać sprawy ze studiami.
- Odpuszczasz coroczny wyjazd…? 
- No tak. Sheryl i Viv w moim wieku też już zostawały w domu. W wakacje rozpoczyna się rekrutacja a jeśli przyjmą mnie – urwała w ostatniej chwili. O planach wymiany, wiedziała do tej pory tylko Lily, a King czuła, że to zły moment, by się wygadać – będę miała kupę formalności, mieszkanie no i jakaś praca by się przydała.
- No tak, o tym nie pomyślałam – przytaknęła Evans – Więc najlepiej byłoby gdzieś na początku lipca.
- Naprawdę chcecie w to wejść? – spytał zaskoczony James – Nie mam nic naprzeciwko twojemu towarzystwu – dodał szybko do Eddiego – ale czy jesteście pewne, że to dobry pomysł?
- Co za kłopot? Przyda nam się odpoczynek. Wizja namiotów jest kusząca, zrelaksujemy się i pobędziemy wszyscy razem – powiedziała Lauren, a oczy wszystkich, zwróciły się na nią z podejrzeniem – Wiecie, co mam na myśli.
- No to wszystko wspaniale! – ucieszył się Mauer – Będzie prawie tak jak dawniej… plus dwie osoby – dodał po chwili milczenia, wstał i oddalił się.
- Jesteście pewne?
- W sumie, Eddie dobrze mówi – zauważył Remus – Przyda nam się trochę luzu. Z Lexie i Eddiem będzie wesoło, dziewczyny powylegają się na słońcu, wy – tu spojrzał na Syriusza z trudem zachowując powagę – będziecie mogli z Chrisem nawiązać nić sympatii a ja z chłopakami będziemy mieć niezły ubaw z waszej czwórki.
- O cholera… - wysapała, patrząc na Lily kompletnie oszołomiona. Evans rozbawiona zakryła usta – O tym nie pomyślałam.
- No to szykują się pełne wrażeń wakacje! – Ucieszył się Potter.

- Przestań, Remus się wygłupiał – powiedziała pocieszająco Lily – są dorośli, a to dawne sprawy. Zobaczysz, że ten wyjazd będzie wspaniały. W sumie, ja też się cieszę.
- To będzie porażka – westchnęła King – Komplikacje – rzuciła do Grubej Damy – Zobaczysz, mam złe przeczucia.
- Właśnie… zapomniałam się zapytać – podjęła Lily, wskazując King wolny fotel w zakątku Pokoju Wspólnego – Wiesz coś na temat wymiany…?
- Parę dni temu, dostałam sowę z Uczelni. Przyjęli moją kandydaturę. Jestem wpisana na listę, w zależności od wyników OWTM-ów, będę pisałam wstępny egzamin, lub nie.
- Czyli cię przyjęli…!?
- Nie, no jeszcze nie – opadła na fotel i nagle poderwała się na równe nogi z krzykiem – Ten fotel mnie ugryzł w tyłek!
Lily wybuchła śmiechem.
- Lauren, kochanie, fotele nie gryzą. Może na czymś usiadłaś.
- Nie, Lily, ten fotel gryzie!!
- Jesteś zmęczona. Patrz, ja teraz usiądę i zobaczysz, że nic mnie… - Odskoczyła z piskiem – Merlinie, ten fotel gryzie!
- Mówiłam!
- Bez paniki… Chodźmy na kanapę… - Urwała, bo tylko się odwróciła i zobaczyła, że kanapa też nie nadaje się do siedzenia. Kilkoro pierwszoklasistów zostało z niej brutalnie zrzuconych, gdy tylko usiedli.
- Rzeczy nie są złe lub dobre same w sobie. Są takie, jakie je spostrzegamy*.
- Że co…? – Lauren obejrzała się i zamarła, widząc, że odezwał się do niej… stolik.
- Choć mnie ubodły krzywdy me do głębi,
Jednak po stronie własnej szlachetności
Przeciw wściekłości mej stanę: gdyż cnota
Jest doskonalsza w uczynkach niż zemsta**
- Lauren… Ten stolik mówi…? To tylko stolik, jak on morze mówić.
- Lily, on nie tylko mówi… On cytuje Szekspira!
- Być albo nie być, to wielkie pytanie.
Jestli w istocie szlachetniejszą rzeczą
Znosić pociski zawistnego losu
Czy też, stawiwszy czoło morzu nędzy,
Przez opór wybrnąć z niego? - Umrzeć - zasnąć -
I na tym koniec. - Gdybyśmy wiedzieli,
Że raz zasnąwszy, zakończym na zawsze
Boleści serca i owe tysiączne
Właściwe naszej naturze wstrząśnienia,
Kres taki byłby celem na tej ziemi
Najpożądańszym. Umrzeć - zasnąć. – Zasnąć***
- Są tylko cztery osoby w tej szkole, które mogły to zrobić – wycedziła Lily.
- Wariat, poeta, człowiek zakochany
Są utworzeni wszyscy z wyobraźni.-
Jeden z nich widzi więcej diabłów, niźli
Zdoła pomieścić cały obszar piekła.-
To obłąkany. Podobnie szalony
Jest i kochanek****
- Idziemy ich zabić – wyszeptała Evans i pociągnęła Lauren. Usłyszały tylko, jak stolik woła za nimi na odchodnym.
- ...jestem zdania,
że nasz obyczaj zasługuje na to,
Aby go raczej łamać niż przestrzegać.
[...]
Jedna kropla zła
nasącza jadem całe nasze dobro.*****

- Gadające stoliki!? Gryzące fotele! Zrzucające z siebie kanapy!!
- Widzisz, mówiłem, że kominek nie zadziała – powiedział Peter pochylając się nad Jamesem.
- To wiele wyjaśnia, skąd u was to zmęczenie!
- Oj, Lily, nie denerwuj się tak – poprosił ładnie James – Musimy dbać o reputację. Nie mieliśmy czasu na nic więcej.
- Dokładnie. Wszak nie zdajesz sobie sprawy, ileż czasu zajęło nam, obmyślenie tej zabawy – dodał szybko Syriusz i westchnął – Zaiste, zmęczenie nie sprzyja myśleniu twórczemu.
- Co mu jest…? – spytała cicho Lauren.
- Oh, gdy rzucaliśmy zaklęcie na stolik, odbiło się rykoszetem – wyjaśnił James – mamy nadzieję, że szybko minie.
- Jam też żywię takąż nadzieję…
Lauren z trudem opanowała śmiech.
- Macie karę. Właściwie – powiedziała Lily i zamyśliła się – Ten stolik był całkiem interesujący.
- Żałuj, że nie słyszałaś Łapy pół godziny temu – wtrącił szybko Remus – Powiedział nam połowę pierwszego aktu Romea i Juli.
- Zaiste, żałuję – wyszeptała Lauren, obserwując z uwagą chłopaka – Wiesz co? Widziałam zaklęcie, które może ci pomóc. Chodź – dodała, łapiąc go za rękę – Poszukamy.
- Twe słowa niezmierną radość mi sprawiają.
- Widzicie, kara zawsze jest – oznajmiła Lily, gdy King wyciągnęła z dormitorium Syriusza – Biedny Syriusz.

- Wszakże to obrazą, iż zwabiłaś mnie tu, by z przypadłości mej się naigrywać – powiedział oburzony Black.
- Naigrywać!? Skąd! Wręcz przeciwnie, bardzo mi się to podoba – zapewniła go dziewczyna, stając na palach – Uważam, że to bardzo romantyczne i pociągające.
- Gadanie.
- Nieprawda! – zaprzeczyła – Zawsze lubiłam teatr elżbietański. Byłam na wszystkich sztukach Szekspira które odgrywali w teatrach w pobliżu trzech godzin drogi. Romea i Julie widziałam trzy razy – dodała z łobuzerskim uśmiechem.
- Nieprzekonujące jest twa deklaracja.
- Oh, proszę – zaśmiała się – Mówię poważnie! Naprawdę, uważam, że jesteś rozkoszny.
- Uwierzyć je…
Urwał, bo oto w korytarz wpadli Eddie z Lexie.
- Merlinie, znów wy!? – Zirytowała się McAdams, poprawiając szybko koszulkę – Nawet w spokoju nie można się… przejść!
- Słodka Morgano, zero prywatności w tej szkole – dodał z powagą Eddie.
- Czyż mnie się zdaje, czyż się zamienili swymi wyznaniami?
Lexie spojrzała z uwagą na Syriusza.
- W poetę się bawisz?!
- Wypraszam sobie tego rodzaju obraz ku mojej osobie! Losu przypadek, czar na mnie rzucił!
McAdams wybuchła śmiechem, coraz bardziej irytując Syriusza.
- Spokojnie – powiedziała cicho Lauren – Co tu robicie?
- Spacerujemy – odpowiedział szybko Eddie – Pogoda taka piękna… Cholera, jesteśmy w zamku.
- Nawet łgać nie potrafi – westchnęła Lexie – To co wy.
- Jesteście razem?
- Skąd! – zaperzył się Eddie – My po prostu… Żyjemy w skonspirowanej symbiozie. Oboje zaspokajamy swe ludzkie potrzeby fizyczne, mając z tego korzyści, w żadnym wypadku emocjonalne, i nie czyniąc przy tym żadnej krzywdy osobom postronnym.
- Jesteście razem.
- Miłość kwitnie w około nich, niczym kwiat wiosenną porą.
- To nie jest związek – zastrzegła Lexie i spojrzała ukradkiem na Eddiego – My tylko żyjemy… w symbiozie. A w ogóle, to nie wasz interes! Eddie, idziemy.
- Zgadzam się z tobą w stu procentach – powiedział z powagą Mauer – Nic tu po nas.
- Azaliż, dziwni są oni.
- Mówi mi tak więcej…

- Bezczelni!
- Bez dwóch zdań!
- Zakochani! – Prychnął Eddie – Wszędzie widzą zakochanych!
- Bez dwóch zdań!
- My, razem, dobre sobie! Zabilibyśmy się wzajemnie przy pierwszej okazji!
- Bez dwóch zdań! A to wymyślili, ha! Ja się nie wiąże – oznajmiła z powagą Lexie.
- Kobiety są wrednymi kreaturami, z nimi się nie spotyka. My żyjemy…
- W symbiozie. Idealny układ, damsko-męski, bez zbytnich zobowiązań. W każdej chwili, jesteśmy w stanie go przerwać.
- Choćby zaraz – oznajmił z powagą Eddie – Potrafię bez ciebie funkcjonować. Ba, lepiej mi funkcjonować bez ciebie!
- Tylko mi przeszkadzasz! Mogłabym mieć każdego, właściwie, nie wiem, czemu to z tobą mam wymieniać zarazki!
- Nienawidzę twoich zarazków – potwierdził Eddie – Moje zarazki, mają alergię na twoje!
- Więcej ich nie zobaczysz – powiedziała Lexie – Moje zarazki zabierają się z życia twoich! Idą szukać sobie lepszych zarazków!
- Niezobowiązane zarazki mówią żegnaj, twoim feministycznym zarazkom!
- Moje zarazki, nawet nie chcą z tobą gadać! Idziemy, pokażemy wszystkim, że mamy w nosie Eddiego Mauera i jego zapchlone, homoseksualne zarazki!
Oboje odwrócili się na pięcie i odeszli, każde w przeciwną stronę.

____________________________________________
* Hamlet, William Szekspir
** Burza, William Szekspir
*** Hamlet, William Szekspir
**** Sen nocy letniej, William Szekspir
***** Hamlet, William Szekspir


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz