[xxx]
I. Drzwi zatrzasnęły się za Lily. Lauren siedziała oniemiała nie
rozumiejąc nic z zaistniałej sytuacji.
Najpierw doszły do niej pogłoski. Idąc na obiad nie było osoby z jej
roku, która nie mówiłaby o „Aferze z zaklęć”. Potem, spotkała Jamesa Pottera,
który nie zareagował na pogodne pytanie Syriusza jak reszta lekcji, tylko
mruknął coś niewyraźnie o rudych czuprynach i zniknął w korytarzu.
Potem spotkała oszołomioną Kitty – która jako jedyna z ich dormitorium
chodziła z nimi na zaklęcia. Dziewczyna zdołała tylko wydukać, że Lily
pokłóciła się z Jamesem, gdy przerwała im rudowłosa.
Evans wściekła wywrzeszczała jej wiązankę wyzwisk pod adresem Pottera i
zamknęła się w łazience.
- Ale o co poszło? – Spytała Jessica, patrząc oniemiała na drzwi.
- Nie wiem – Przyznała King, marszcząc lekko brwi.
- Ej, słyszałyście że Lily pokłóciła się z Jamsem? – Do dormitorium
wpadła zdyszana Mandy i spojrzała kolejno bo zszokowanych dziewczynach.
[xxx]
Drzwi zatrzasnęły się za Jamsem. Syriusz nie do końca rozumiał system
rozumowania przyjaciela Od samego początku, kiedy ten zaczął się interesować
Evans, Black czuł że będzie się to równać kłopotom. Nie pomylił się.
Tymczasem teraz, zachowanie przyjaciela stało się dla niego całkowitą
zagadką. Remus, który w skrócie opowiedział mu co wydarzyło się na zaklęciach
zdawał się być tak samo zagubiony jak on.
- Nie wiem o co mu chodzi – powiedział na wstępie – Ale czuję, że to nie
skończy się zbyt dobrze.
W tej kwestii, Black zgadzał się z nim całkowicie.
James, zapytany o powód kłótni, pobladł gwałtownie, wydusił z siebie
kilka epitetów, poczym wymaszerował z dormitorium.
- Ta Evans go załatwi – oznajmił Syriusz, gdy cisza stała się nie do
zniesienia – Mówię wam.
[xxx]
Złość nie była dokładnym określeniem tego, co czuła. Nie, bez wątpienia
nie była zła. Wściekła – może. Gotowa rozsadzić zamek – na pewno.
Rzadko kiedy była na tyle zła, że musiała opuścić mury zamku, żeby
ochłonąć. Najczęściej wybierała błonia – w zimie mało kto decydował się na nie
wejść w na wiosnę i jesień było na niej aż za dużo uczniów. Tak czy inaczej,
mogła odreagować.
Tym razem też wybrała szkolne błonia. Większość uczniów było na
obiedzie, nie zdziwiła się więc że były prawie puste. Przeszła w stronę
jeziora, usiadła przy brzegu i ułożyła głowę na miękkiej trawie. Przymknęła
powieki, nabrała kilka głębokich wdechów. Złość, powoli zaczęła wyparowywać.
[xxx]
Złość nie była dokładnym określeniem tego, co czuł. Bardziej określiłby
to uczucie jako rozsadzającą złość. Chociaż nigdy nie doznał tak silnej
wściekłości wiedział, że jeśli natychmiast nie pozbędzie się tej energii, jest
gotów jest zrobić komuś krzywdę. A szlaban był ostatnią rzeczą jakiej w tej
chwili potrzebował.
W pierwszej chwili pomyślał o Snape. Była to na tyle kusząca propozycja,
że był w pewnej chwili w stanie wrócić do dormitorium po Syriusza, jednak
pomysł stracił swoją atrakcyjność równie szybko jak przyszedł.
Spojrzał znudzony na zegarek. Do kolejnej lekcji miał prawie godzinę
czasu – mógł pójść na boisko i tam wyżyć się do woli, jednak jego plany spaliły
na panewce gdy zobaczył drużynę Krukonów zmierzająca w stronę Sali Wejściowej.
Olśnienie przyszło nagle. Niewiele myśląc, zbiegł na korytarz trzeciego
piętra i myśląc o swojej złości i potrzebie jej wyładowania, wbiegł do Pokoju
Życzeń.
[xxx]
Nigdy do końca nie wiedziała, co takiego w niej widzi. Początkowo,
pochlebiało jej jego zainteresowanie. Był przystojny, popularny i lubiany –
mało która dziewczyna nie zwróciłaby na to uwagi. I chociaż od początku
zapierała się, że jest jej kompletnie obojętny, w głębi duszy trochę jej
imponował. Do czasu aż nie zaczął przesadzać.
Szybko zaczęła irytować ją jego upartość. Starała się w jak
najdelikatniejszy sposób dawać mu do zrozumienia że nie jest zainteresowana
jego względami – uważała się za osobę wolną, i poprzysięgła sobie że nie da się
wmanewrować w żadne randki, dopóki sama tego nie będzie chciała. To była jej
zasada – odmawiała każdemu, bo nie czuła się na to gotowa. A on tego nie
rozumiał.
Zrozumiała, że delikatnością nic nie wskóra. Stała się oschła,
nieprzyjemna – odmawiała na każdy ze znany jej sposobów, próbując zniechęcić go
jak tylko się da. A on, jak na złość im bardziej się zapierała, tym mocniej się
starał.
W końcu, obojętność zamieniła się w czystą formę nienawiści.
[xxx]
Nigdy do końca nie wiedział, co takiego w niej widzi. Nie było w niej
nic, co mogłoby odróżnić ja od innych dziewczyn. Nie imponowała powalającą
urodą, nadzwyczajnym intelektem czy wspaniałym charakterem. Była zwyczajnie,
zwyczajną Evans.
A jednak, coś w niej od początku go przyciągało. Od kiedy tylko zaczął
zwracać uwagę na dziewczyny to właśnie na niej zatrzymywał najdłużej wzrok. Na
tej zwykłej Evans.
Po raz pierwszy na randkę zaprosił ją pod koniec czwartej klasy.
Skwitowała to zwykłym śmiechem, jej oczy zabłyszczały się a w policzku pojawił
dołeczek. To właśnie wtedy pojawiło się w nim to przeczucie że jest tą
właściwą. Nie docierało do niego nic – że ma dopiero piętnaście lat, że jeszcze
wszystko przed nim.
Całe wakacje spędził rozmyślając nad tym jak ją zdobyć. A na początku
piątej klasy, zaprosił ją znów.
Tym razem, nie śmiała się. Zaskoczył ją, przez chwilę nic nie mówiła a
potem – wydawało mu się że po chwili wahania – odmówiła. A on, spróbował
kolejny raz. I za każdym razem, jej odmowa była coraz mniej delikatna.
Im bardziej jednak ona go nienawidziła, tym bardziej on był
zdeterminowany żeby się zgodziła.
[xxx]
Coraz bardziej zaniepokojona, spojrzała na zegarek. Lily zniknęła po
obiedzie i nie pojawiła się na reszcie zajęć. Lauren nawet nie próbowała jej
szukać. Znała ją na tyle, żeby wiedzieć kiedy potrzebuje być sama. Jak bardzo
by się zapierała, każda akcja z Potterem wywierała na nią wielki wpływ. I o ile
do tej pory rozumiała jej zachowanie tak dzisiejszej reakcji przyjaciółki nie
mogła zrozumieć.
I chociaż przez te wszystkie lata, stawała po stronie Evans, tak gdyby
tego wieczora miała rozstrzygać o winie konfliktu – stanęłaby po stronie
Rogacza.
Drzwi od dormitorium otworzyły się i weszła Lily. Uśmiechnęła się blado
do Lauren.
- Gdzie byłaś?
- Na błoniach – powiedziała cicho, rzucając się na łóżko – Nauczyciele
coś mówili?
- Powiedziałam że źle się czujesz. Już Ci lepiej?
- Tak, dzięki…
[xxx]
Coraz bardziej zaniepokojony, spojrzał na zegarek. Zwykle rzadko kiedy
się martwił o Jamesa – rzadko kiedy miał powody, żeby się o niego martwić.
Znał go na tyle dobrze, że widział – chociaż Potter uparcie nie chciał
tego przyznać przed nikim – jak bardzo przeżywa każda porażkę. Nie był mu
jednak w stanie pomóc w żaden sensowny sposób.
Tymczasem dziś, niepokoił się. Nie trzeba było znać Pottera jak własną
kieszeń, żeby zauważyć stan w jakim znajdował się po kłótni z rudowłosą.
Dziura pod portretem otworzyła się i do Pokoju Wspólnego weszła Lily. Syriusz
zacisnął pięści, z trudem powstrzymując się pokusie wygarnięcia wszystkiego
Evans. Jedynym, co go przed tym powstrzymywało był James – Black wiedział, że
nawet dziś, przyjaciel stanął by po jej stronie. Czy tego chciała, czy nie.
Zaledwie Evans zniknęła za drzwiami prowadzącymi do klatki schodowej, przez
portret wszedł James. Uśmiechnął się blado do przyjaciela, rzucając się na
fotel obok niego.
- Widziałem Smarkerusa na pierwszym piętrze – oznajmił, a jego oczy
zabłyszczały po huncwocku. Black odwzajemnił uśmiech, lekko uspokojony. Zdanie
wypowiedziane przez przyjaciela, w ich języku oznaczyło mniej więcej to samo co
„Wszystko w porządku”.
II. – A tak po za tym, wiesz co robisz? – spytała po raz kolejny Lily,
patrząc jak Lauren zakłada na usta bezbarwną pomadkę. Dziewczyna kiwnęła
znudzona głową, przyglądając się swojemu odbiciu.
- Jesteś pewna, że nie idziesz z nami?
- Nie będę wam psuć randki – żachnęła się Evans, poprawiając poduszki
rozrzucone po jej łóżku – I to jeszcze pierwszej w tym roku szkolnym.
- To nie randka – powiedziała King, zakładając włosy za ucho – Idzie dużo
osób.
- Same pary – zauważyła Lily, przyglądając się piramidce którą ułożyła.
Lauren obróciła się w jej stronę.
- Nieprawda. Po za tym, myślałam, że lubisz być sama.
- Bo lubię – zgodziła się – I w najbliższej przyszłości, nie mam zamiaru
tego zmieniać. Co nie oznacza, że bawi mnie towarzystwo w którym są same pary.
Zakochani są tacy nudni….
- Zobaczymy jak zaśpiewasz jak Ciebie trafi strzałka Amora – zaśmiała się
Lauren, zwracając w jej stronę – Jesteś pewna, że nie idziesz? Będzie Eddie.
- Lauren…
- Dobra, to może zły argument. Ale zawsze chodziłaś!
Lily nie była w stanie się z nią nie zgodzić. Odkąd Lauren zaczęła
spotykać się z Chrisem, chłopak wciągnął je w comiesięczne spotkania, które
organizowali wraz z innymi z domu. Zazwyczaj polegało to na wyrwaniu się z
wieży w większej grupie – szli na błonia, do którejś z opuszczonych sal lub na
boisko, tylko po to żeby porozmawiać o błahych sprawach lub pograć w durne
gierki. Evans z przyjemnością uczestniczyła w tych wyjściach – zawsze było można
się pośmiać i zrelaksować. I nie było tam Pottera.
Jednak od pewnego czasu, w grupie zaczęło przybywać par. Tematy zaczęły
schodzić na opowiadanie sobie o randkach, sposobach podrywu, prezentach i
innych mało interesujących, dla osoby takiej jak Lily, rzeczach.
Nic więc dziwnego że już pod koniec piątej klasy Evans zaczęły męczyć te
spotkania.
- Skoro zbyt wielka ilość zakochanych Ci przeszkadza, znajdź sobie kogoś
– dodała urażona, siadając na brzegu łóżku.
- W tej szkole nie ma nikogo interesującego – stwierdziła dobitnie Lily.
- Nawet jeśli by był, to i tak nic by nie zmieniło. Jak uważasz, skoro
miłość jest dla Ciebie zbyt przytłaczająca, kiś się w dormitorium – fuknęła
King, łapiąc w pośpiechu sweterek i wyszła z sypialni.
- Świetnie, czyli jestem wredną, bezuczuciową zołzą.
[xxx]
Niespełna godzinę później drzwi od dormitorium otworzyły się i do środka
weszła skruszona Lauren. Spojrzała na leżącą na łóżku Lily i powiedziała cicho.
- Miałaś rację.
- Tak?
Kiwnęła głową.
- Przepraszam – kontynuowała – Nie powinnam Cię zmuszać, to faktycznie
dla Ciebie żadne towarzystwo.
- Jesteś żałosna – stwierdziła lekko rozbawiona Evans – Kajasz się
przede mną za taką głupotę.
- Jestem uzależniona – oznajmiła szybko King – Według Eddiego. Usidliłaś
mnie.
- No nie, czego to zawsze ja jestem ta zła? – Oburzyła się Lily,
siadając na łóżku. Lauren zrzuciła z siebie sweter i rozłożyła się wygodnie
obok przyjaciółki.
- To chyba przez tą stanowczość – powiedziała – Mężczyzn to przeraża,
wiesz?
- Coś w tym jest. Wiesz co… - zapadła krótka cisza – Pójdę z Tobą na
następne spotkanie.
- Masz miesiąc, żeby się rozmyślić.
- Dziękuję, może skorzystam – zaśmiała się Lily, przytulając do siebie
przyjaciółkę.
[xxx]
Minerwa McGonagall spojrzała na czwórkę stojących przed nią uczniów, w
myślach licząc do dziesięciu. Po raz piąty w ciągu sześćdziesięciu sekund.
Gryfonii najwyraźniej dostrzegli powagę sytuacji, w jakiej się znaleźli,
bo cała czwórka jak na komendę opuściła głowy, przybierając najbardziej żałosne
miny na jakie było ich stać. Na każdego innego nauczyciela ten manewr pewnie by
zadziałał, jednak Profesor McGonagall znała ich zbyt dobrze, żeby dać się
zmiękczyć.
- Co ja mam z wami zrobić? – Spytała, z trudem siląc się na spokój – Rok
szkolny ledwo się zaczął, a wy już wszczynacie bójki na korytarzu, tuż pod
nosem Profesora Slughorna!
Wymienili ukradkiem rozbawione spojrzenia, a utrzymywanie powagi szło im
coraz gorzej.
- Nie dość wam szlabanów było w ubiegłym roku? Teraz zaczynacie od
początku września!?
- Tak jakoś wyszło, Pani Profesor – powiedział James, podnosząc wzrok – Zostaliśmy
sprowokowani.
- Nie obchodzi mnie, dlaczego to zrobiliście – warknęła nauczycielka – Tylko
że zrobiliście to znowu! Podajcie mi jeden powód, dla którego nie powinnam dać
wam szlabanu.
Zapanowała cisza. Po chwili, odezwał się nieśmiało Syriusz.
- Mogę Pani podać powód, dla którego powinniśmy go dostać.
James wsadził sobie ukradkiem pieść do ust, Remus opuścił niżej głowę a
Peter zatrząsł się lekko. Nawet surową twarz nauczycielki rozjaśnił ledwo
dostrzegalny uśmiech.
- W to nie wątpię – powiedziała kobieta – W dalszym ciągu, nie wiem co z
wami zrobić. Domyślam się, że kolejny szlaban nie zrobi na was większego
wrażenia.
Zaprzeczyli ruchem głowy.
- Tak sądziłam… Jakieś propozycje?
Spojrzeli po sobie zszokowani.
- Może być szlaban – powiedział w końcu Syriusz, wzruszając ramionami –
Przynajmniej zapiszemy się jakoś na kartach historii szkoły.
Nauczycielce opadły ręce.
- Obawiam się Black, że to już się stało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz