- Twój Romeo idzie – powiedziała Lily do Lauren, sięgając po
sok z dyni. King odwróciła się, uśmiechnęła promiennie i pomachała do chłopaka.
Krukon odwzajemnił uśmiech i podszedł do stołu Gryffonów.
- Cześć – rzucił do Evans, pochylając się nad Lauren i
całując ją na powitanie.
- Jak pierwszy dzień? – spytała słodko King, robiąc miejsce
chłopakowi.
Roześmiał się.
- Wesoło – odpowiedział siadając między nią, a Lily – Eddie.
- Co z nim?
Lily zwróciła wzrok na chłopaka. Edward Mauer – również Krukon
– był przyjacielem Chrisa od pierwszej klasy. Uchodził za jednego z
najprzystojniejszych przedstawicieli Hogwartu, urzekając wszystkich
hipnotyzującymi, szmaragdowymi tęczówkami. Jednak ani Lily, ani Lauren nie przepadały
za nim – był to typ człowieka, którego nie każdy był w stanie tolerować, a na
Evans dział wręcz alergicznie. Pełen optymizmu, bezinteresowności i ciągłej
pogody ducha, drażnił je ciągłym
wynajdowywaniem dobrych stron życia. Dlatego też, Chris był zmuszony dzielić
swój wolny czas między dziewczynę a przyjaciela.
- Nadal ugania się za Penny Carter? – spytała ironicznie
Lily, a Lauren zachichotała.
Odkąd tylko obie sięgały pamięcią, chłopak był zadurzony w
Penelopie Carter, uroczej Puchonce z roku wyżej. Chociaż nie obnosił się ze
swoim zainteresowaniem dziewczyną tak bardzo jak James Potter, byli tacy,
którzy za jego placami nazywali go „Krukońskim Potterem”. Przed wakacjami,
Eddie zdecydował się na wyznanie swoich uczuć i spotkał się z wielkim
rozczarowaniem, gdy dziewczyna nie odwzajemniła jego uczuć. Do końca roku
szkolnego nikt go nie widział.
- Nie – odpowiedział – Właśnie o to chodzi. Wyobraźcie sobie,
że wczoraj oznajmił nam, że został gejem.
Lily zakrztusiła się sokiem, który miała w buzi. King przez
chwilę siedziała osłupiała, gdy zorientowała się że jej przyjaciółka kaszle.
Klepnęła ją zdrowo po plecach.
- Co… powiedział?
- Dobrze usłyszałaś – uśmiechnął się szeroko –
Homoseksualistą z wyboru. Tak to określił.
- Kitujesz – Evans spojrzała na niego podejrzliwie – Prawda?
- Mówię poważnie! Do tego biernym. Bo widzicie – zaczął
poważnym tonem – kobiety to istoty nie wrażliwie, egoistyczne i wybredne. I nie
jesteście warte naszych, to jest mężczyzn, uczuć.
- Kochanie… Ale ty nie zostaniesz gejem, prawda? – spytała z
troską Lauren a Lily parsknęła.
- Nie wiem, jest całkiem przekonujący.
- Nie możliwe, musiał się zgrywać – upierała się Lily – On
zawsze był dziwny, ale żeby aż tak…?
- Nie wierzysz? To sama go zapytaj – Rzucił Chris z szerokim
uśmiechem – Nie uwierzysz w gadkę jaką Ci sprzeda.
- Zawsze uważałam że jest dziwny – oznajmiła Lauren – Nie
wiem, czemu się z nim zadajesz.
- Właśnie dlatego – zaśmiał się – Muszę wracać do nas.
Pogadamy przed transmutacją.
- Rogacz… - zaczął ostrożnie Syriusz, podnosząc się na
łokciach na łóżku.
- Nie gadam z Tobą, Ty psuju.
- Daj spokój, przecież przeprosiłem – fuknął Black – I
włożyłem te wszystkie ciuchy do szafy. Nawet lepiej niż Ty, bo nie wypadają.
- Jakbyś nie był brutalny też by nie wypadły. Nie dałeś im
się przystosować!
- Tak sobie myślę – wtrącił się Remus, który wyszedł z
łazienki – że może to lepiej, że Łapa jest brutalem. Ilość uczuć, jaką
przywiązywałeś do tej szafy była niepokojąca.
- Lunio jak zawsze dobrze mówi – pochwalił go Syriusz,
kiwając zawzięcie głową – Ta szafa działała na Ciebie gorzej niż Evans. Kto
wie, jakbym jej nie otworzył, może zaprosiłbyś ją na randkę?
- To by mogło być frustrujące – zauważył Lupin – Załamałbyś
się, że nawet szafa Cię nie chce.
- Zamknijcie się – mruknął Potter.
- Właśnie, on cierpi…
James rzucił przyjacielowi rozbawione spojrzenie, jednak nic
więcej nie powiedział.
- A jak już jesteśmy przy temacie uczuć. Jakie plany
względem Evans?
- Takie jak rok temu.
- Nie odpuszczasz?
Potter nie odpowiedział. Minęła krótka chwila, podczas każdy
z nich zajmował się czymś innym. W końcu odezwał się James.
- Nie odpuszczam.
- Nie wierzę, że to robię – powiedziała rozbawiona Lily idąc
za Lauren i Chrisem.
- Nie będziesz żałować – Zapewnił Collins, zatrzymując się
przed salą od transmutacji – Cześć, Eddie.
Mauer obrócił się i wydał z siebie zduszony okrzyk.
- Christopher! Jak mogłeś!?
Cofnęły się zaniepokojone. Edward Mauer celował w nie palcem
wskazującym, a jego przystojna twarz wykrzywiła się w dramatycznym wyrazie
rozpaczy.
- Jak mogłeś przyprowadzić tu te bezduszne kreatury!?!
- Ej, uważaj sobie – warknęła walecznie Lily, robiąc krok do
przodu.
- Daj spokój, Eddie, Lauren jest moją dziewczyną –
powiedział rozbawiony Chris. Mauer niepewnie opuścił dłoń, jednak nadal patrzył
na nie badawczym spojrzeniem.
- Zapomniałem, że Ty nadal pozwalasz sobą manipulować tej
rudowłosej ślicznotce… Rude manipulatorki, które kierują Tobą jak bezwiedną
marionetką w bezdusznym teatrze uczuć…
- Eddie, Ty się na pewno nie uderzyłeś w głowę? – spytał z
troską Chris – Przecież do tej pory ich towarzystwo Ci nie przeszkadzało.
- Odkryłem okrutną prawdą o kobietach! – krzyknął
dramatycznie – Nie rozumiesz, że one nie mają uczuć?! To potwory! Monstraaa! –
kontynuował, specjalnie przedłużając ostanie sylaby – Jeszcze będziesz przez
nią cierpiał!
Lily spojrzała rozbawiona na Lauren i zachichotała. Mauer
spojrzał na nią, już trochę uspokojony.
- A ta tu… - rzucił jej karcące spojrzenie – Ta dopiero
jest. Złośliwa kokietka, czarna wdowa czarująca wszystkich bajecznym
spojrzeniem migdałowych oczu, przyciągająca dźwięcznym śmiechem a potem
wbijająca nóż w plecy i ośmieszająca przy wszystkich. Jesteś taka sama jak ONA!
- Jesteś pewny, że on jest całkiem zdrowy? – spytała King,
profilaktycznie łapiąc Lily za rękę.
- Tak, przecież go znasz – machnął ręką chłopak – Eddie, daj
już spokój. Lauren jest moją dziewczyną, a Lily przyjaciółką. Żadna z nich nie
wbije Ci noża w plecy jak Penny.
- Nie mów przy mnie o niej! – Ostrzegł dramatycznie chłopak
– To rani moje uczucia, wiesz o tym! Po za tym, z NIĄ nic mnie już nie łączy.
Ale skoro nalegasz…
Podszedł do dziewczyn, skłonił się szarmancko.
- Zniosę ich obecność. Swoja drogą, masz ładny kolor
paznokci – Rzucił w stronę Lily, która całkowicie ogłupiała kiwnęła tylko
głową.
- No, ale w sumie… – zaczął powoli – … coś nas łączy.
Spojrzały na niego lekko zaskoczone, nagłą zmianą tonu.
- Jesteśmy przyjaciółmi Chrisa, i ja i wy preferujemy w
męskiej części kuli ziemskiej… oczywiście, ja tylko z przekonań, co nie zmienia
faktu… Moja wrażliwość jest wprawdzie większa niż wasza, z całym szacunkiem ale
wy, kobiety jej nie macie, jednak posiadacie pewne poczucie estetyki i gustu, w
tym nie mogę zaprzeczać… Myślę, że jesteśmy w stanie się zaprzyjaźnić. Tą formę
kontaktów z kobietami, całkowicie jestem w stanie zaakceptować.
Lily i Lauren, ogłupiałe po przemówieniu chłopaka, zdołały
tylko kiwnąć głową.
- Cudownie! – krzyknął – Uściskajmy się!
Chris cofnął się profilaktycznie, gdy Mauer rzucił się na
dziewczyny.
- W porządku? – spytała szeptem Lauren, nachylając się przez
ławkę do czerwonej Lily. Dziewczyna krótko kiwnęła głową, a potem nagle
wsadziła sobie pięść do ust i zatrzęsła się od powstrzymywanego śmiechu – Lily,
o co chodzi?
- Też nie wiem – poskarżyła się siedzący obok niej Eddie –
Opowiadałem jej o depilacji nóg gdy nagle zaczęła się trząść. Myślałem że ma
atak jakiejś choroby czy ktoś rzucił na nią klątwę ale zaprzeczyła. Jak
myślisz, gdyby to było zaklęcie, zaprzeczałaby?
Lily uderzyła głową o blat stołu, zwracając na siebie uwagę
wszystkich w klasie.
- Panno Evans, wszystko w porządku?
Niezdolna do wyduszenia z siebie słowa Lily, kiwnęła krótko
głową. McGonagall kiwnęła krótko głową, na znak że rozumie i powoli odwróciła
się. Lauren spojrzała z troską na przyjaciółkę, a Chris gestem pokazał Eddiemu
żeby siedział cicho. Ten tylko wzruszył ramionami, ale posłusznie nic nie
powiedział.
W kącie sali, James Potter patrzył na nich spode łba.
- Idźcie – powiedziała do Lauren, chowając rzeczy do torby –
Zaraz was dogonię.
Poczekała, aż wszyscy wyjdą z sali i podeszła do
nauczycielki.
- Pani Profesor ja bym chciała…
- Evans, przepraszam – przerwała jej szybko kobieta,
trzymając w reku skrawek pergaminu – Ale nie mogę teraz z Tobą rozmawiać.
Dyrektor mnie wzywa. Przyjdź na następnej przerwie.
I zanim Lily zdążyła cokolwiek wydusić, zebrała notatki i
wyszła z sali. Lily wzruszyła ramionami i poszła za nią.
Albus Dumbledore wpatrywał się w milczeniu w okno. Pomona
Sprout, Horacy Slughorn i Filius Flitwick przyglądali się dyrektorowi. Każdy z
nauczycieli w myślach rozważał powód, dla którego starzec wezwał ich do siebie.
Ciszę, która powoli stawała się niepokojąca przerwało
pukanie do drzwi.
- Proszę – powiedział słabo Dumbledore nie odwracając nawet
głowy.
Minerwa McGonagall weszła do gabinetu i wymieniła
zaniepokojone spojrzenia z kolegami. Fakt, że dyrektor wezwał opiekunów domów,
mógł świadczyć tylko o tym, że dotyczy to ich podopiecznych.
- Coś się stało, Albusie? – spytała, gdy starzec nie odezwał
się ani słowem, nadal wpatrując się w okno. W końcu wydał z siebie ciche
westchnienie i odwrócił się w ich stronę, ukazując zmartwione oblicze.
- Na razie, nie – odpowiedział – Ale obawiam się, że
niestety, wkrótce się stanie.
Wymienili kolejne, zaniepokojone spojrzenia. Dyrektor
kontynuował.
- Są kolejne ataki na czarodziei z mugolskich rodzin. Ministerstwo
nie chce wzbudzać paniki, jednak nie możemy pozostawać obojętni na to, co się
dzieje.
- Musimy być ostrożni – podjął po chwili– Voldemort będzie próbował
przedostać się do szkoły. Jako opiekunowie domów, znacie najlepiej waszych
uczniów – dodał, ignorując delikatne skrzywienie na twarzy kolegów – Jako
pierwsi jesteście w stanie dostrzec zmiany w ich zachowaniu.
- A co z wyjściami do Hogsmeade? – spytała Pomona Sprout – Czy do
bezpieczne pozwalać uczniom na opuszczenie zamku?
- Nie powinniśmy wzbudzać wśród nich paniki – wtrąciła McGonagall –
Dopóki to nie jest konieczne, uważam że nie powinniśmy ich informować o zbyt
wielu faktach.
- Ministerstwo nie jest w stanie cały czas ukrywać tych ataków –
zauważył Filius, machając niespokojnie nogami – Fakty przechodzą do Proroka,
uczniowie na pewno coś zauważą.
- Nie mniej jednak jestem zdania że nie powinniśmy paraliżować życia
szkolnego – upierała się Minerwa – To jeszcze dzieci, nie dotyczy ich to.
Wzbudzimy tylko niepotrzebną panikę.
- Zgadzam się z wami moi drodzy – powiedział Dumbledore – Wszyscy macie
rację. Na razie, nie zawiesimy wyjść do wioski. Wzmocnimy jednak zabezpieczenia
szkoły i nadzór w czasie wycieczek.
Nauczyciele zgodzili się cichym pomrukiem.
Zatrzymała się, gdy stanął na jej drodze. Ku odzieniu dziewczyny, tym
razem był sam.
Nabrała powietrza w płuca i powiedziała, siląc się na łagodny ton.
- Zgubiłeś się, Potter? – spytała, z lekką kpiną.
Od czasu Sumów, nie zamienili ze sobą ani jednego zdania. Evans miała
cichą nadzieję, że James w końcu da jej spokój, jednak po jego spojrzeniu od
razu odgadła co chodzi mu po głowie.
- Nie zgubiłem się – odpowiedział – Mam dla Ciebie propozycję.
- Gdzie byłaś? – Spytała Lauren, gdy Lily wpadła do lochów dosłownie
ułamek sekundy przed początkiem lekcji – Martwiłam się trochę.
- Spotkałam Pottera – odpowiedziała krótko a King od razu poznała, że
rozmowa nie przebiegła pomyślnie. Utwierdził ją w tym sam zainteresowany, który
wparował do lochów rzucając mordercze spojrzenie każdego, kto zwrócił się w
jego stronę. O powadze świadczył również fakt, że burknął nawet na Syriusza,
który najwyraźniej skojarzył fakty bo rzucił rudowłosej wściekłe spojrzenie.
- I co?
- Nie spodziewaj się niespodzianek – powiedziała z przekąsem – Na
początku myślałam, że w końcu przestaje
robić z siebie kretyna a ta komedia z piątej klasy w końcu uświadomiła mu, że
się z nim NIE umówię. Ale widać jest jeszcze bardziej uparty niż myślałam.
- Zaproponował Ci randkę – odgadła Lauren a Lily tylko pokiwała głową –
To raczej żadna niespodzianka. Więc co Tobą tak wzbudziło?
- Do cholery, powiesz mi w końcu
o co chodzi!? – Spytał wściekły Syriusz nie zdolny dłużej wytrzymać dąsania się
przyjaciela – To już się robi nudne, daj sobie z nią spokój!
- Zamknij się – mruknął chłopak, trochę zbyt entuzjastycznie mieszając w
kociołku.
- Ile razy ma Ci dać jeszcze kosza, żebyś w końcu zrozumiał że…
- Ma mnie w poważaniu – dokończył za niego Potter – Dzięki, ale myślę
,że to akurat już zauważyłem.
- To mnie zaskoczyłeś. Co ta dziewczyna Ci powiedziała?
- Straciłam panowanie – oznajmiła rudowłosa, czując jak wzbiera się w
niej wściekłość – Do niego nic nie dociera! To jak uderzanie grochem o ścianę,
ja mówię „nie” a on dalej swoje!
- I to mu powiedziałaś?
- Nie. Powiedziałam mu, że jest kompletnym egoistą, który nigdy nie
dorośnie bo jest zbyt pochłonięty durnymi zabawami. Jest niewrażliwy na innych,
nic do niego nie dociera i…
- Nie musisz mi tego wyliczać – powiedziała szybko King, dostrzegając że
przyjaciółka nakręca się – A on nadal swoje, tak?
- Nie.
- Powinieneś już do tego przywyknąć. Zawsze uważałem że ma talent do
wytykania i wyolbrzymiania Ci twoich wad. I do powiadaniu ich – dodała po
chwili namysłu.
- Nie w takiej ilości i zaciekłości. Wszystko ma swoje granice –
mruknął. Po jego tonie Black od razu wywnioskował co wydarzyło się dalej.
- Kontratak też jest jakimś działaniem – powiedział nieśmiało – Nie
słyszałem żeby ubliżanie prowadziło do zdobycia serca dziewczyny, ale zawsze
uważałem że Evans jest inna…
Lauren nie wytrzymała i wybuchła śmiechem. Evans rzuciła jej mordercze
spojrzenie.
- Lauren, błagam, wykaż trochę empatii…
King umilkła skruszona, w duchu dusząc się ze śmiechu. Nie chcąc narażać
się rudowłosej, odwróciła spojrzenie.
- Ale tak po za tym, dzień minął ci dobrze? – spytała niewinnie,
w dalszym ciągu starając się utrzymać powagę. Nie szło jej to zbyt dobrze, bo
Evans prychnęła, odwracając ostentacyjnie głowę. W tej samej chwili z
przeciwnej strony James Potter zrobił ten sam gest. Ich spojrzenia spotkały się
a potem oboje, w zsynchronizowany sposób spojrzeli na pustą tablicę.
- Dobrze że tablica nie mówi – szepnęła King – Bo miałabyś
zawężone pole wzorku.
Tym razem Evans nie wytrzymała a z jej ust wydobył się
urwany chichot.
Nikt – nawet najbardziej dokładni magowie zajmujący się
przepowiadam przyszłości – nie mógł domyśleć się, że to właśnie ten dzień
będzie początek serii wypadków prowadzących do zmian, o jakich ktokolwiek mógł
marzyć.
Lily Evans nie była świadoma – nie było dane dowiedzieć się
o tym jeszcze przez długi czas – jak bardzo jej zachowanie tego dnia, miało w
przyszłości wpłynąć na jej życie.
Bowiem kłótnia jaka miała miejsce pod gabinetem McGonagall,
miała zakończyć pewien etap w jej życiu, zaczynając bardziej skomplikowany i
gwałtowny.
Westchnęła, zamykając podręcznik od transmutacji.
- Nie mogę tego napisać – pożaliła się Lauren. King kiwnęła
ze zrozumieniem, przysuwając się bliżej kominka – Ta kobieta mnie dobija.
- Wiem co czujesz… O, będzie wesoło Twój ukochany idzie.
Spojrzała niechętnie w stronę w która patrzyła King. Westchnęła.
- Bardzo śmieszne.
James Potter jednak nie zatrzymał się w ich stronę. Ba,
nawet ich stronę nie spojrzał, siadając na fotelu obok Syriusza.
- Rany, co Ty mu nagadałaś? – spytała zaskoczona Lauren, nie
mniej zaskoczoną Lily.
- To co zwykle…
- Jesteś pewna, że powiedziałaś mu to co zawsze?!
- Tak!
King zamyśliła się. Evans wzruszyła ramionami, dochodząc do
siebie i wróciła do wypracowania. Lauren przez chwilę przyglądała się chłopakowi,
rozmawiającemu półszeptem z Syriuszem a potem, odwróciła buzie do kominka.
- Nie odzywa się do ciebie drugi tydzień – powiedziała
szeptem Lauren, podnosząc się z poduszek.
Evans wzruszyła ramionami, pomagając otrzepać się jej z kurzu. W klasie
od zaklęć panował istny rozgardiasz. Uczniowie, podzieleni przez Profesora
Flitwicka na pary, ćwiczyli między sobą zaklęcie tarczy.
- Straszne – zakpiła dziewczyna, przygotowując różdżkę –
może coś w końcu do niego dotarło.
- Nie wydaje ci się to cisza przed burzą? Od czwartej klasy
nie było dnia żeby chociaż raz czegoś do Ciebie nie powiedział.
- Naprawdę uważasz, że mnie to obchodzi? Mówiłam Ci już
tyle, że mam to w poważaniu! – Powiedziała trochę głośniej niż zamierzała,
zwracając na siebie uwagę nauczyciela. Flitwick podszedł do nich.
- Nie rozmawiamy – powiedział piskliwie – No, proszę, Panno
Evans, niech Pani pokaże co potrafi.
Lauren cofnęła się, a Lily rzuciła zaklęcie.
Dziewczyna machnęła różdżką o chwilę za krótko – różdżka
wypadła jej z ręki a ona sama poleciała do tyłu, popychając stojącego za nią
Syriusza. Zaklęcie, które rzucił w jego stronę James, trafiło prosto w klatę
chłopaka, powalając go na ziemię.
- Ajaj! Ostrożnie, ostrożnie! – zapiszczał nauczyciel,
pochodząc do podnoszącego się z posadzki Syriusza, który rzucił krótką serią przekleństw.
– Nic wam nie jest?
- Chyba uszkodziłam sobie nadgarstek – przyznała Lauren, gdy
Lily pomogła jej podnieść się.
- Panie Black, proszę zabrać Pannę King do skrzydła
szpitalnego. A ty, idziesz do Pottera.
Lily jęknęła w duchu. Lauren rzuciła jej przepraszające
spojrzenie i wyszła za Syriuszem z klasy. Evans niechętnie podeszła do
chłopaka. Ten nic nie powiedział, podniósł tylko różdżkę dając jej znak że może
zaczynać.
Przez chwilę w ciszy rzucali zaklęcia, wzajemnie je
odpychając. Lily, coraz bardziej znudzona przestala zwracać uwagę na to, co
robi. Rzuciła zaklęcie o kilka milisekund za wcześnie, nie dając Jamesowi
możliwości obrony. Upadł na podłogę z głuchym łoskotem.
- Przepraszam, zamyśliłam się. Nic ci nie jest?
Nie odpowiedział. Wstał, otrzepał się i przeszedł na drugi
koniec klasy. To wytrąciło ją z równowagi. Przebrnęła między uczniami.
-Jak ktoś pyta czy nic nie jest, kultura wymaga żeby
odpowiedzieć! – Warknęła zaciskając usta. Zmarszczył brwi.
- Nie – odpowiedział krótko, odkładając różdżkę do kieszeni.
Odwrócił się od niej.
- Pełnym zdaniem, Potter. Masz braki w wychowaniu.
- Nic mi nie jest. Jeszcze jakieś życzenia? – spytał chłodno.
- Tak, przestań zachowywać się jak gówniarz – syknęła
odwracając się.
- Możesz mi powiedzieć, o co Ci do cholery chodzi? –
Krzyknął za nią – Zdecyduj się. Jeszcze dwa tygodnie temu miałem dać Ci spokój.
- Nie pozwolę się traktować jak powietrze.
- Da się przysnąć – powiedział, wzruszając ramionami.
- Jesteś bezczelnym gówniarzem…
- Evans, daruj sobie – mruknął. Zadzwonił dzwonek. Potter
zarzucił torbę na ramię – Nie chce mi się z Tobą dłużej kłócić. Jesteś
niezdecydowaną egoistką. Zastanów się czego chcesz albo nie zawracaj mi głowy.
- W egoizmie wiedziesz prym w naszym domu - powiedziała, coraz bardziej wściekła.
- Nie możesz znieść tego, że nagle przestałem Ci naskakiwać
– wycedził – Uwielbiasz bawić się i manipulować ludźmi. Całkiem nieźle Ci to
wychodzi. Daruj, ale mam dość bycia Twoją poniżaną kukiełką.
- Jak śmiesz prawić mi morały?! Ja upokarzam ludzi? To Ty
uważasz siebie i ten swój napuszony łeb za najidealniejszą rzecz na świecie.
Wielki Pan Potter i jego Wielki łeb…
- Co wy tu robicie? – Flitwick przepchnął się między tłumem
gapiów, którzy z zainteresowaniem przyglądali się kłótni – Był dzwonek.
Wychodzimy.
Lily rzuciła krótkie, pełne pogardy spojrzenie Potterowi,
rzuciła „dowidzenia” i wyszła z klasy, zamykając z trzaskiem drzwi.
- Będą kłopoty – powiedział Remus do Petera, który kiwnął
krótko głową. Kitty, która stała obok zgodziła się z nimi w milczeniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz