List Lily Evans do
Lauren King, niewysłany.
1 lipiec 1977 r.
Kochana Lauren!
Mam nadzieję, że
wakacje mijają ci dobrze. Wiem, że minęły dopiero trzy dni, odkąd widziałyśmy
się ostatni raz, ale mnie już ciebie brakuje. I jest coś, o czym muszę ci
powiedzieć, a nie mam w sobie tyle siły, żeby czekać aż do września. Boję się,
że wtedy może być zbyt późno i mogę zrobić coś głupiego.
Na początku spytam
tylko, jak tobie rozpoczęły się wakacje. Wiem, że jeszcze nie wypłynęłaś z
Anglii, nie straciłam jeszcze głowy na tyle, żeby nie pamiętać kiedy zaczyna
się twoja wyprawa. Mam jednak nadzieję, że przygotowania idą zgodnie z planem a
twój wyjazd do Austrii, będzie wspaniały.
Nie miałam tyle
odwagi, żeby powiedzieć ci o tym wszystkim w szkole, a może jeszcze sama tego
nie zauważałam, ale jest ze mną dużo gorzej, niż myślałam.
Nie wiem, co się ze
mną dzieje! Myślałam, że koniec roku, pomoże mi uporządkować myśli, że gdy będą
z dala od szkoły i NIEGO, łatwiej będzie mi to wszystko ogarnąć, tymczasem nie
ma dnia, żebym nie pomyślała o NIM chociaż raz. Nie mówiąc o tym dziwnym
poczuciu pustki, jakie towarzyszy mi niemal cały czas.
Nigdy jeszcze, nie
czułam się tak jak teraz i naprawdę, zupełnie nie wiem, co mam na to poradzić.
Nie waż się mi pisać, że jestem zakochana, bo Merlin mi świadkiem, że zabiję
cię, gdy tylko się zobaczymy.
Wiem, że teraz nie
jest czas na moje jęki i skargi, że piszę bez żadnego sensu i wydaje ci się
pewnie teraz, że czytasz jakiś bełkot obłąkanej osoby.
To przerażające, że
brakuje mi kogoś tak bardzo. Czasem mam ochotę złapać pociąg i pojechać go
szukać. Chwała Merlinowi, że nie mam pojęcia gdzie mieszka i nie zdawałam egzaminów na teleportację. Nie
waż się odpisywać, że to mała przeszkoda, bo to będzie kolejny powód, żebym cię
zabiła.
Jest jeszcze coś o
czym nie powiedziałam ci w szkole. O czymś, czego nie doświadczyłam dotąd nigdy
przedtem. O uczuciu tak wspaniałym, że zrobiłabym wszystko, żeby móc przeżywać
je raz po raz.
O cieple,
rozchodzącym się po całym moim ciele zawsze wtedy, gdy się dotkniemy – nie
ważne, czy przypadkiem, czy celowo. Chęć, by powracało jak najczęściej jest tak
silna, że czasem nie mogę nad nią zapanować i robię wtedy coś, czego pewnie
robić nie powinnam.
W końcu, James jest
tylko moim kolegą. A ja zaczynam chyba czuć coś, czego nie powinno czuć się do
kolegi. To zbyt skomplikowane, zwłaszcza jak dla mnie.
Teraz dochodzi do
mnie, że gdy zobaczysz ten list, wyśmiejesz mnie w żywe oczy. Głupia, zakochana
bez sensu idiotka. No tak, powyższe stwierdzenie przesądziło sprawę, że listu
nie przeczytasz. Nie wiem, po co go dalej piszę, ale robi mi się lepiej z
każdym zdaniem. I mam zajęcie, które powstrzymuje mnie, żeby nie pisać do
Rogacza.
Merlinie, muszę
pamiętać by to spalić jak tylko skończę się żalić. Jeszcze by brakowało, żebym
przypadkiem wysłała go do kogoś, kto nie powinien go zobaczyć.
Skoro jednak,
zdobyłam się na wyznania – nie, nadal utrzymuje, że nie jestem zakochana –
przyznam, że czasem, ale tylko czasem, zdarza mi się zbyt długo na niego
patrzeć.
Oh, dobra,
Merlinie, wiem co byś teraz napisała. Książkowe objawy zakochania. Brakuje
tylko motylków w brzuchu, zgadza się?
…
To już wszystko,
mam nadzieję, że lato upłynie ci miło, twoja
Lily.
List Lily Evans do
Lauren King, również niewysłany
3 lipiec 1977
Kochana Lauren!
Napisałam do ciebie
ostatnio list, jednak zdecydowałam się go nie wysyłać. Napisałam w nim mnóstwo
głupot, które oczywiście były prawdą, uznałam jednak, że dla własnej reputacji,
lepiej będzie żebyś o nich nie wiedziała.
Oczywiście, mogę ci
powiedzieć, że napisanie listu, otworzyło mi oczy na kilka spraw i
zdecydowałam, że pora wziąć sprawy w swoje ręce. Myślę więc, że możesz być
dumna z siebie, że to ty byłaś adresatem wyznań, które odmieniły moje życie.
Zupełnie nie wiem,
jak mam napisać ci o podjętych przeze mnie decyzji, nie ujawniając tym samym,
co napisałam w poprzednim liście. Zrobię więc tak, że teraz, napiszę ci pełną wersję
a przed wysłaniem, zredaguję to tak, by zbyt wiele nie ujawniało.
Merlinie, to się w
końcu stało. Oszalałam. Jestem nienormalna. I do tego zakochana. Nie wiem już,
co jest gorsze.
Mimo wszystko,
zdecydowałam, że mam dwa miesiące na to, żeby wyleczyć się z Jamesa Pottera.
Jestem niemal pewna, że on nie czuje nawet trochę tego, co ja. Znów bredzę,
naturalnie.
Zdecydowałam się
odświeżyć stare znajomości. Pomyślałam, że zobaczenie starych twarzy, pomoże mi
w jakimś stopniu zostawić za sobą widmo Jamesa Pottera. Jakże się myliłam!
Coraz bardziej mi
go brakuje. Instynktownie szukam go wzrokiem na każdym kroku, niemal słyszę
jego głos. To strasznie, że aż tak bardzo dałam się w to wciągnąć. Przeklęte
zauroczenie, powinni na to wynaleźć antidotum.
Ja w każdym razie
szukam. Planuję sobie każdą wolną chwilę – zaczęłam robić notatki do
przyszłorocznych egzaminów, wypożyczyłam tonę – naprawdę, niosąc je do domu
miałam wrażenie, że to tona – książek i zatrudniłam się jako pomoc przy opiece
nad dzieckiem.
Niestety, chłopczyk
którym miałam się zajmować, nazywa się James, a główny bohater serii ksiąg
przygodowych, które wypożyczyłam… chyba nie muszę pisać, jak ma na imię,
prawda?
Od przyszłego
tygodnia, będę sama przez kilka dni. Rodzice jadą w odwiedziny do babci, Petunia
wyjeżdża z przyjaciółmi a ja, zostaję pilnować kota i kwiatków. Nie mam
zielonego pojęcia, jak poradzę sobie z tą samotnością, wiem jednak, że im
szybciej znajdę sobie pracochłonne zajęcie, tym lepiej.
Wspomniałam ci, że
dostałam pocztówkę od Eddiego? Jest kochana – przedstawia dwa, muszelkowe
żółwiki, uśmiechające się szeroko do mnie. Co do zawartości, nasz kochany
Edward, pisze że męczy się na zlocie rodzinnym i, ku jego radości, jak wnoszę,
widział się kilka razy z Lexie. Mają do siebie całkiem blisko, jak się okazuje.
Jak jesteśmy przy listach, dostałam też wiadomość od NIEGO. Krótką, jakąś taką
urwaną i chłodną.
No dobrze, ja
odczytuję ją jako chłodną. Spodziewałam się czegoś innego. Tak po prawdzie, nie
wiem co mam mu odpisać. Skoro list do ciebie piszę drugi raz, bo nie umiem
trzymać pióra na wodzy, ciekawe, ile razy będę musiała napisać do niego, żeby
nie wyjść na idiotkę?!
Ukrywanie uczuć,
jest zdecydowanie prostsze, gdy ma się kogoś przed oczami.
Spróbuję teraz to
jakoś poprawić, żeby zawierało odpowiednią ilość informacji.
Twoja
Lily
List Lily Evans do Lauren King
5 lipca 1977
Kochana Lauren!
Po trzech próbach
napisania do ciebie listu, zdecydowałam się zacząć pisać pamiętnik. Mam
nadzieję, że wakacje mijają ci wspaniale, a Austria jest tak piękna, jak
słyszałam i we wrześniu opowiesz mi wszystko z każdym szczegółem. Petunia
zdecydowała się opuścić dom na weekend, a rodzice jadą w odwiedziny do babci,
na co ja z ulgą przystaje. Spotkałam kilkoro starych przyjaciół, Eddie wysłał
mi kartkę ze Szkocji i obcięłam włosy.
Tęsknię,
Twoja Lily
</i>
<i> List
Lauren King do Lily Evans
8 lipca 1977,
Austria
Lily!
Nie wiem, co miał
oznaczać Twój list, był on jednak zdecydowanie najbardziej dziwaczny, jaki
kiedykolwiek mi wysłałaś. A wiesz, że do tej pory, Twoje listy były wyjątkowe.
Pamiętnik? Nie no,
muszę przyznać, że mnie zaskoczyłaś, naprawdę. Ty i pamiętnik? Chciałabym to
zobaczyć, takie zgłębienie Twojej pokręconej natury, musi być niesamowitym przeżyciem.
Traumatycznym, pewnie byś powiedziała.
Wypłynęliśmy dwa
dni temu. Sam rejs do Holandii, nie trwał aż tak długo, jak sądziłam. Większość
drogi przespałam, a gdy nie spałam, zmagałam się z urokami choroby morskiej.
Nawet nie miałam okazji, żeby pocieszyć się widokiem wielkiej wody.
Potem, pociągiem
dojechaliśmy przejechaliśmy do Niemiec. Całą drogę, naturalnie, przespałam –
wyłączając krótką przesiadkę w jakiejś małej miejscowości. Rodzice wcisnęli tam
we mnie siłą obślizgłą kiełbaskę, po której znów było mi niedobrze.
W Monachium
mieliśmy dłuższy postój. Miałam trochę czasu, żeby zwiedzić miasto ale… te
cholerne kiełbaski! Rodzice przeszli się na krótki spacer, a ja zostałam
pilnować bagaży.
Z Niemiec,
wyjechałam z doświadczeniem, że kulinarne przysmaki tego kraju nie służą mojemu
żołądkowi. Na szczęście, Austrię przebyłam już przytomna. Alpy są pięknym
miejscem, a ja mam szczęście być w miejscowości położonej tuż przy samym
początku trasy Alpejskiej. Nie muszę chyba mówić, jak niesamowite jest to
miejsce, prawda?
Nie jestem w stanie
napisać ci na razie więcej, bo jeszcze nie zdążyłam dokładnie rozejrzeć się po
okolicy.
Naprawdę mam
nadzieję, że te poradzisz sobie sama przez te kilka dni. Zawsze, jeśli będzie
ci się bardzo nudzić, możesz umówić się z dziewczynami lub Huncwotami w
Londynie. Nie macie aż tak daleko, a Łapa wspominał że James cały lipiec ma być
w domu. Jestem pewna, że z przyjemnością umili ci czas, zwłaszcza, że też ma
zostać sam. Ale o tym wszystkim już ci pewnie dawno napisał.
Muszę na razie
kończyć, rozpakowywanie mnie czeka.
Całuję, tęsknie
Lauren
List Lily Evans do
Jamesa Pottera
10 lipca 1977
James!
Dziękuję za tą
wiadomość, nawet nie masz pojęcia, jak wielką przyjemność mi nią sprawiłeś.
Przepraszam, że odpisuję dopiero dziś, jednak ostatnio pomagam sąsiadom w
opiece nad dziećmi, a ponieważ rodzice wyjechali do babci, a Petunia jest ze
znajomymi poza miastem, muszę jeszcze zajmować się dodatkowo domem. Zwyczajnie
zapomniałam o tym, że czeka na mnie góra listów, na które muszę odpowiedzieć, a
do tego, odnawiam kontakty z dawnymi przyjaciółmi.
Lauren napisała do
mnie, że jest już na miejscu. Szczerze zazdroszczę jej takiej wycieczki, sama
chętnie bym się wybrała. Muszę porozmawiać o tym z rodzicami, może za rok też
gdzieś podjadę, tak na uwieńczenie skończenia szkoły. Zakładając, że uda mi się
ją skończyć, naturalnie.
Ale nie ma teraz
czasu, na gderanie.
Mam nadzieję, że
Tobie, wakacje mijają dobrze. Jak rozumiem, w tym roku, Łapa znów jest u was?
We dwóch na pewno nie macie szans na nudy. Aj, aż współczuję Twojej rodzinie co
musi z wami mieć.
Wakacje ciągną mi
się jakoś strasznie, mimo, że mam naprawdę sporo zajęć. W sumie, pierwszy raz
tak tęsknię za Hogwartem. Może dlatego, że to już ostatnie wakacje.
Ten rok, zmieni pewnie
więcej, niż którykolwiek przedtem. Nie, tego chyba nic już nie przebije, był
wyjątkowy.
Mam nadzieję, że
wakacje naprawdę dobrze ci mijają. Milej zabawy w dalszym ich przebiegu.
Lily
List Lauren King do
Syriusza Blacka
15 lipca 1977,
Austria
Syriuszu!
Nawet nie
wyobrażasz sobie, jak tu wspaniale. Mam nadzieję, że po tym liście zaczniesz
sobie wyobrażać, choć uprzedzam cię, że nie mam zdolności wiarygodnego
opisywania. Przygotuj się więc na długą, nudną lekturę. Żeby nie było
wątpliwości – sam tego chciałeś, a ja przepytam cię z każdego zdania, gdy tylko
się zobaczymy.
Cóż, zaczynając od
początku. Podróż, trwała trochę dłużej niż było zaplanowane. Oczywiście, nie
wiele z niej pamiętam – miałam pecha i rozstrój żołądka, większość czasu więc
spalam. Z dwojga złego lepszy sens, niż zamglony widok i choroba morska.
Udało mi się
zobaczyć już sporo okolicy – codziennie chodzimy na długie i wyjątkowo męczące
wycieczki w góry. W domu obok tego, który wynajmujemy, mieszka mężczyzna, który
niemal przez całe życie spędził w tym miejscu okolicę, zna jak własną kieszeń.
Zabiera nas więc na spacery codziennie po
śniadaniu, pokazując najpiękniejsze zakątki.
Pierwszym o czym
muszę, po prostu muszę ci napisać, to wodospady. Nie uwierzysz, ale niemal co
dwadzieścia metrów jest tu chociaż jeden. Wychodząc wieczorem na taras, gdy
prawie nie ma już ruchu, słychać szum wody.
Alpy są piękne.
Widziałam już wiele, różnych pięknych miejsc, żadne jednak nie zrobiło na mnie
tak wielkiego wrażenia, jak to.
Dwa dni temu, wjechaliśmy
na Drogę Alpejską. Przyznaję, że odczuwałam pewien dyskomfort, widząc na jakiej
wysokości się znajdujemy i mając świadomość, że po jednej stronie drogi jest
góra, po drugiej marna przepaść a którą można by sobie spokojnie spaść.
Najbardziej zjawiskowe
są miejsca, gdzie śnieg leży cały rok. To śmieszne, że będąc w krótkim rękawku,
zostałam natarta śniegiem i zjechałam na pupie z góry. Nie wspominając o tym,
że ani trochę nie było mi zimno. Lily by się tu spodobało, kto wie, może
polubiłaby zimę. Nie, to chyba jednak niemożliwe. Chociaż, gdyby tu była z
odpowiednią osobą…
Ale nie, koniec
tego gdybania. Gdyby się dowiedziała, że o tym piszę, zabiłabym mnie na
miejscu. Ty nic nie czytałeś.
Wracając do cudu
natury, jakim są Alpy. Zeszliśmy… nie, to złe słowo. Zczołgaliśmy się na
lodowiec i omal nie wyplułam płuc, gdy okazało się, że trzeba jeszcze z niego
zejść. Pod górę.
W ogóle, moje płuca
są tu na wykończeniu – nigdy dotąd nie doświadczyłam takiego wysiłku fizycznego
na raz.
Prawie nie ma
chwili, żebym mogła usiedzieć dłużej na miejscu. Jest tu tyle do zobaczenia, że
aż trudno mieć lenia. W każdym bądź razie, tata żartuje, że będę musiała długo
odpoczywać po wakacjach. Jakby to było możliwe, żeby we wrześniu odzipnąć
chociaż chwilę. Zebrałam ze sobą część książek i prac domowych – z
doświadczenia wiem, że szanse, by napisać je pod koniec wakacji, są marne.
Przyznam się jednak, tak nieśmiało, że nie miałam ani ochoty, ani czasu, by się
do nich zabrać.
Jak już jesteśmy
przy kwestii nauki, szkoły i tych wszystkich spraw, przypomniało mi się coś, co
szczerze mówiąc trochę mnie niepokoi. Chodzi mi o Lily. Nie wiem, co ta
wariatka znów robi, ale dziwność listu, jaki od niej dostałam, mówi mi, że znów
pakuje się w kłopoty. Uprzedzam lojalnie, iż zabiję Twojego przyjaciela, bo
doskonale wiem, że to on zaraził ją tą manią kłopotów. Tak czy inaczej,
wiadomość od niej była strasznie krótka i pisana, w moim mniemaniu, zupełnie na
odczep się. To nie podobne do Lily. Podpytaj proszę Rogacza, czy przypadkiem do
niego nie napisała i wybadaj, czy ten krótki list jest wyrazem tego, że dzieje
się coś złego, czy po prostu miała gorszy dzień. Martwię się.
Odbyłam jeszcze
jedną bardzo ciekawą wycieczkę – jedną z wielu, które nas czekają. Rodzice
obrysowali całą mapę i mają zamiar zobaczyć wszystkie, większe miasta. Póki co,
byliśmy w Zell. To miejscowość, oddalona trochę od miejsca w którym się
zatrzymaliśmy. Szczerze przyznam – zakochałam się. W tych zatłoczonych,
murowanych uliczkach, jeziorze otoczonym górami. Klimat tego miejsca jest
niesamowity.
Starczy ci już tych
informacji, jak na jeden raz. Za kilka dni, wybieramy się do Salzburga. Wtedy,
napiszę jeszcze raz.
Całuję
Lauren
List James Pottera
do Lily Evans
17 lipca 1977
Lily!
Tylko się
przypadkiem nie przepracuj. Chciałbym przypomnieć, że masz wakacje, a one, to
na wypadek gdyby nikt ci nie powiedział, są po to, żeby odpocząć, wiesz? A z
tego, co zrozumiałem, ty nie masz nawet chwili wytchnienia. To niezdrowe, przed
rokiem harówy, jaka nas czeka. Spuść z tonu, bo kogo będę denerwować przez
ostatni rok, jeśli mi się zamęczysz?
Nawet Lauren się o
ciebie niepokoi – tak, kabluję na nią, oboje mamy w tym interes. Poskarżyła się
Łapie, a ta papla wszystko wygadała. Musisz nauczyć przyjaciółkę, że w
kontaktach z Syriuszem, powinna określić dokładniej co oznacza: dyskrecja. No
dobra, przejrzałaś mnie. Był dyskretny, to ja go zmusiłem do paplania. Przestań
patrzeć z powątpiewaniem na ten list, bo już czuję się niekomfortowo, a nawet
go jeszcze nie wysłałem.
Nie masz co współczuć
– Łapa wypiął się na naszą gościnę i przychodzi tylko w weekendy. Rodzice muszą
go niemal zmuszać do tego, by został na noc. Jeden z jego normalniejszych
krewnych – w naszym systemie rozumowania normy, jeśli wiesz o co chodzi –
postarał się, żeby nie musiał koczować gdzie popadnie i obecnie, Syriusz uczy
się samodzielności.
Nie będę ci o tym
dłużej truć. Fakty są takie, że Syriuszowi dostał się dom w którym obecnie uczy
się – ku rozpaczy mojej mamy – samodzielnego egzystowania. A ja, nudzę się jak
mops.
Co do kończenia
szkoły – nie martw się, nie było takiego idioty, co by nie zdał egzaminów
końcowych. Prędzej zamknął szkolę, niż ktoś obleje, słowo Huncwota!
Co do
przyszłorocznych wakacji – czyś ty oszalała? Austria? Ze wszystkich wakacyjnych
miejsc, musiałaś wybrać akurat to? Po za tym, dam sobie miotłę złamać, że nie
wytrzymałabyś tam nawet tygodnia – chłodne, górskie powietrze i śnieg
wykurzyłby cię gdzie pieprz rośnie. Osobiście dla osób takich jak ty, polecam
ciepłe kraje. W Alpach byś się nudziła.
Napisz koniecznie
do Lauren, bo naprawdę się denerwuje. A jak ona się denerwuje, to pisze o tym
do Syriusza, który zaczyna mi suszyć głowę, że Lauren się niepokoi. Pokręcony
trochę ten system, ale cóż poradzić.
Zwolnij trochę,
pamiętaj że to wakacje i baw się dobrze.
James
List Lily Evans do Lauren King
19 lipca 1977
Ty mała, ruda
zołzo!
Ładnie to tak na
mnie donosić!? Nie łaska było najpierw mnie spytać co się dzieje, tylko tak od
razu nasyłać na mnie Blacka i Pottera!? Gdyby ci dwaj mieli jeszcze mniej
bezpośredniości, to może bym zrozumiała, ale nie dość że te dwie paple nie mają
przed sobą tajemnic to jeszcze jak gdyby nigdy nic piszą do mnie, że się
martwisz!
Pisze skąpe listy?
Nie mam czasu podrapać się w tyłek a co dopiero napisać dłuższy list. Twój też
nie powalał długością, nie raz pisałaś dużo dłuższy.
No dobra,
przyznaję, teraz mam już więcej czasu – rodzice wrócili, zszedł mi z głowy dom.
Petunia, na całe szczęście, nadal jest ze znajomymi – przy okazji, popłakałabyś
się, gdybyś zobaczyła jej nowego chłopaka. Słowo, padłabyś martwa ze śmiechu.
Nigdy dotąd nie wiedziałam kogoś tak… dziwnego. Dobrali się, nie ma co.
Tak czy inaczej,
teraz znów mam za dużo czasu. Nie chcesz wiedzieć, jak dziwne myśli są gdy masz
tak dużo wolnego czasu. Mnie to zaczyna już męczyć i koniecznie muszę znaleźć
sobie jakieś zajęcie. Inaczej zwariuję.
Czas ciągnie się
jeszcze wolniej niż do tej pory. W ogóle, te wakacje są zupełnie inne, niż
wszystkie poprzednie. Męczą mnie, chciałabym już, żeby się skończyły. Nie pytaj
dlaczego, wyjaśnię ci to wszystko gdy się spotkamy. To są wyznania na list.
Próbowałam odnowić
stare znajomości. Kompletna porażka, na początku było całkiem miło, potem
jednak wyszło na to, że zupełnie się nie odnajduję wśród nich wszystkich.
Zmienili się, ja się zmieniłam. To już nie to.
Jeszcze nigdy nie
żałowałam tego, że jesteś tak daleko, jak teraz. Chętnie zobaczyłabym jakąś
znajomą twarz, ten odwyk od ciebie zrobił się już nudny. Kiedyś to było dużo
fajniejsze.
Na początku
sierpnia, jadę wraz z rodzicami na dłuższy wyjazd. Znaleźli jakieś ładne
miejsce na wybrzeżu gdzie chcą spędzić urlop.
Nie wiem czy doszła
do ciebie wiadomość o kolejnych atakach. Śmierciożercy zaatakowali jakąś
rodzinę czarodziei. Sąsiedzi dostrzegli Mroczny Znak, dom był zdemolowany, trzy
osoby zamordowano, dwóch ciał w ogóle nie znaleźli. Robi się coraz bardziej nieprzyjemnie.
Rodzice, chociaż dokładnie nie wiedzą o co chodzi, niepozwalaną mi wychodzić
dalej samej. Moje plany na odwiedzenie Londynu poszły na marne. Tak to bywa.
Tak po za tym, nie
zgadniesz KTO do mnie napisał i JAKIE nowiny mi przekazał. Trzymaj się mocno
ram łóżka, bo to news wakacji. Tak, dobrze czytasz. Przekazują Ci plotkę. Ale
za to jaką! Dla takich plotek, warto plotkować.
Otóż, dostałam
pełen oburzenia list od naszego kochanego Eddiego. Chciał napisać do Ciebie,
nie był jednak pewny, czy jego stara sowa przeżyje podróż, a, jak zaznaczył,
tam gdzie jest, nie ma ani jednej, porządnej sowy.
No więc, fakty są
takie, że wszystko wskazuje na to, że Chris, tak ten sam z którym byłaś,
spotyka się z kimś. Eddie jest oburzony, kompletnie tego nie pojmuje, a ja nie
pojmuję jego oburzenia. Tak czy inaczej, pomyślałam, że Cię to zainteresuje.
Albo i nie, mniejsza o to.
To mi przypomina,
że muszę jeszcze odpowiedzieć Jamesowi. Skończę więc, jeśli pozwolisz.
Trzymaj się mocno,
baw dobrze.
Całuję, ściskam,
tęsknię
Twoja Lily.
Z pamiętnika Lily
Evans
31 lipca 1977
Myślałam, że z
czasem będzie lepiej. Nic bardziej mylnego. Jest gorzej, dużo, dużo gorzej.
Bezczynność mnie
wykańcza. Wszystkie wakacyjne plany legły w gruzach – mały Jimmy pojechał do
dziadków, kot McKinsonów wpadł pod rower, Petunia zaczęła wracać do domu, a
duży James… Pisze, aż za często. A ja odpisuję na każde jego słowo, zamiast się
z niego leczyć.
Miałam nadzieję, że
gdy nie będę go dwa miesiące, zacznę się znów zachowywać jak ja. Tymczasem,
cały czas chodzę z poczuciem, że czegoś mi brak. Widzę, jak bardzo się
zmieniłam, przeraża mnie to. Nie potrafię nad tym zapanować.
Boję się września i
nie mogę doczekać równocześnie.</i>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz