Rozdział 21

Lily Evans zawsze myślała, że zna samą siebie. Te kilka ostatnich miesięcy pokazało jej, jak bardzo się myliła – nie wiedziała o sobie praktycznie nic.
Obraz samej siebie, jaki widziała w swojej głowie, legł w gruzach. Ot, jeszcze we wrześniu widziała w sobie pewną siebie, stanowczą dziewczynę, która nie potrafi przyznać się do porażki, stroni od mężczyzn – ze szczególnym uwzględnieniem James Pottera – i jest pewna, że do skończenia szkoły, żadnemu nie da się omotać. Znała siebie jako niewierzącą w motylki w brzuchu nastolatkę, mocno stąpającą po ziemi, trochę wybuchową gdy ktoś ją zdenerwuje, upartą i dzielnie stającą w obronie swoich racji.
Tymczasem teraz, po niespełna kilku miesiącach, okazało się, że jest zupełnie inną osobą. Nagle okazało się, że przestała być aż tak pewna siebie, że potrafi się jąkać i szybko wpada w zakłopotanie. Doskonale czuje się w towarzystwie chłopaka, – i to jakiego! - daje mu się przekonać bez żadnego, mocnego argumentu. Coraz częściej zdarzało jej się zatracić w myślach, a na widok Jamesa… Merlinie, nawet nie chciała myśleć o tym, co czuła gdy tylko go widziała! Nie zmienia to naturalnie faktu, że rozmyślała o tym, częściej niż powinna.
No, i chyba była zakochana.
Do tego, najtrudniej było się jej przyznać – to była sfera, w jakiej nie miała żadnego doświadczenia i nie miała pojęcia, jak określić to, co czuje.
Oczywiście, mogła się kogoś spytać. Ale niby co miała zrobić: wejść do dormitorium i tonem, jakiego się używa do rozmów o pogodzie, spytać skąd wie, czy jest zakochana?!
Aż tak nisko, jeszcze nie upadła.
Po za tym, jeśli ona sama, tak mało o sobie wiedziała, skąd mogła mieć pewność, że Lauren będzie umiała jej odpowiedzieć na to pytanie? No i była jeszcze jedna kwestia – nawet bez pytania, znała odpowiedź, jaką udzieli jej King. Już dawno udzieliła.
Lily Evans, podjęła jednak decyzję, co zrobi. Powstrzyma się od idiotycznych rozmów z przyjaciółmi, nie będzie tego drążyć – po prostu poczeka.
Wakacje zbliżały się wielkimi, powolnymi krokami. Rozpoczęły się egzaminy, do końca roku szkolnego, został prawie miesiąc. Wszyscy wrócą do domu i może te dwa miesiące rozłąki, dadzą jej szansę na uspokojenie szalonego serca i znalezienie odpowiedzi na dręczące ją pytanie.

[xxx]

-  Jeszcze tylko trzy tygodnie – Powiedziała Lauren, odgarniając włosy z czoła – Koszmarne trzy tygodnie i potem wspaniałe, dwa miesiące wolności!
- Gdzie w tym roku? - spytała Lily, rozpierając się wygodnie pod drzewem. Wiatr połaskotał ją po buzi.
- Austria.
Lily zacmokała. King, będąc szczęśliwie jedynym dzieckiem swoich rodziców nie mającym jeszcze własnych dzieci, co roku wyjeżdżała wraz z rodziną na dwa miesiące. Lauren miała jeszcze dwie siostry – jedna z nich, ukończyła Hogwart na dwa lata przed tym, jak King poszła do szkoły, druga – trzy lata wcześniej. Obie jednak dawno wyszły za mąż, a zwiedzanie Europy miały już dawno za sobą.
Lauren jednak, rok w rok, odwiedzała coraz to ciekawsze miejsca.
- Pozazdrościć – wymruczała w końcu Evans – ty będziesz chodzić po Alpach, a w tym czasie będę planować morderstwo mojej siostry.
- Przypominam ci, że masz różdżkę – uśmiechnęła się z satysfakcją Lauren a Lily otworzyła usta z zachwytu.
- Mogę czarować! Merlinie, że ja o tym nie pomyślałam! To będą zdecydowanie dużo lepsze wakacje, niż którekolwiek dotąd.
- Oddałabym całe Alpy, żeby móc się odwdzięczyć tym zołzom za zmienianie moich ukochanych lalek w żaby – zaśmiała się King – Chciały, żebym poważnie traktowała bajki o księciu zaklętym w ropuchę…
- A jak już jesteśmy przy księciu – podjęła natychmiast Evans, drapiąc się po policzku. Lauren, położyła głowę na trawie, wystawiając twarz do słońca – Przywieź może stamtąd jakiegoś przystojniaka?
- Kim jesteś, co zrobiłaś z prawdziwą Lily i dlaczego!? – spytała podejrzliwie King, podnosząc się na łokciach. Lily zaśmiała się szczerze, wzruszyła ramionami, ale nie odpowiedziała – Nie poznaję cię, Lily Evans. Co się z tobą dzieje?
- Nie mam pojęcia…

<b> Dzień wcześniej.

- Ty mały, wredny… Ty… Ty!! To przez ciebie… ty, ja nie… Ty wredny… co zrobiłeś, nie mogę się wysłowić! Ty wredny… nie! Nie rób tego!
Roześmiał się, przystając. Spojrzała na niego zła, opierając ręce na biodrach. Kiedyś, może i zrobiło by to na nim, wrażenie, teraz jednak rozbawiło go jeszcze mocniej. Prychnęła rozjuszona, marszcząc groźnie brwi, uniosła dłoń a cofnął się, wyciągając ręce w obronnym geście. I upadł, potknąwszy się o wystający z trawy korzeń drzewa.
Tym razem, to ona się zaśmiała. Ciszej niż on, nadal trochę zła, ale jednak.
- To wcale nie jest śmieszne – powiedział urażony, podnosząc się i zaklął, dostrzegając wielką, brązową plamę na swoich spodniach – No nie, wpadłem w błoto!
Parsknęła, zupełnie nie mogąc nad tym zapanować. James spojrzał na nią jak na wariatkę, rozejrzał się dookoła, lustrując otoczenie i zanim zdążyła go przejrzeć, rzucił się w jej stronę z dzikim okrzykiem i powalił na ziemię. Natychmiast przestała się śmiać, patrząc na niego zaskoczona. Wyglądało na to, że zupełnie ją zaskoczył. Otworzyła usta, chcąc rzucić w jego stronę jakąś wredną wiązankę, która uformowała się w jej głowie, ale wtedy stało się coś, czego nie spodziewała się w ogóle. Ich spojrzenia spotkały się.
A ona, jak ostatnia dwunastolatka, zapomniała języka. Po prostu, znieruchomiała, niezdolna wydusić z siebie chociażby słowa.
Przez chwilę, trwali tak nieruchomo, nie mogąc się zmusić, żeby oderwać od siebie wzrok. Niespodziewanie – oboje nie mieli pojęcia, jak do tego doszło – ich twarze znalazły się niebezpiecznie blisko siebie.
Evans zdołała tylko zamrugać szybko, z trudem przełknęła ślinę a serce zabiło jej jak szalone, by zaraz potem zamrzeć na chwilę.
I w momencie, gdy James odzyskał panowanie nad sobą i wyprostował ręce w łokciach, odsuwając się od niej, Lily uświadomiła sobie, jak bardzo nie chciała, żeby to robił. Wyciągnęła rękę, by go zatrzymać o ułamek sekundy za późno – podniósł się, a jej gest odebrał zupełnie inaczej, niż ona to widziała.
Pomógł jej wstać, spojrzał z powątpiewaniem na swoje spodnie. A potem – niby to odruchowo – złapał ją za dłoń, ściskając ją mocno.
- Gdzie idziemy? – spytał, a Lily pozwoliła sobie na cień uśmiechu.
Wzruszyła ramionami i pisnęła, gdy pociągną ją za sobą w stronę zamku. </b>

[xxx]

- Nie mam pojęcia…
Lauren westchnęła zrezygnowana. Coraz mniej rozumiała przyjaciółkę i coraz bardziej była pewna, że Evans wpada po uszy. Bo to, że Lily się zauroczyła, było przecież jasne jak słońce.
King spojrzała z ukosa na Evans i z trudem powstrzymała chichot. Dziewczyna, ułożywszy się wygodnie na trawie, wystawiła buzię do słońca. Błogość i rozmarzenie na jej twarzy, było tak niesamowicie pocieszającym widokiem, że King uśmiechnęła się szeroko.
Aż strach pomyśleć; przebiegło jej przez myśl; co będzie, gdy oni się zejdą, skoro ona już tak zaraża entuzjazmem.

[xxx]

Pogwizdując cicho, wyrzucił wszystkie resztki ze swojego kufra i z pełnym entuzjazmem, zaczął je wpakowywać do worka, przyniesionego wcześniej od woźnego.
James zachichotał pod nosem, na wspomnienie oszołomionego i pełnego podejrzeń Filcha, gdy poprosił go o worek na śmieci.
Gdy wszystkie papierki znalazły się na swoim miejscu, James położył się na brzuchu i dał nura pod łóżko, nabrawszy najpierw głęboko powietrza w płuca.
- Ej, jest tu ktoś!? – Syriusz wmaszerował do dormitorium i zatrzymał się lekko oszołomiony – Rogacz?
Black podskoczył, gdy spod łóżka wyczołgał się czerwony na twarzy James, trzymając w ręku kilka paczuszek po czekoladowych żabach, czekoladowych chrupkach i kilka butelek po Ognistej.
- Co ty, oczadziałeś!?
- Prawie… - wyspał Potter i zataczając się lekko podszedł do okna. Otworzył je szeroko, wystawił głowę i nabrał kilka głębokich oddechów – Chyba znalazłem Twoje skarpety.
Syriusz zaśmiał się, rzucając na łóżko.
- Po grzyba tam wchodziłeś? – spytał, wzruszając ramionami – tu są zasady, pamiętasz? Chcesz przeżyć, nie zapuszczaj się pod wyrka. Wiesz, że nigdy nie wiesz, co tam jest. Co się z tobą dzieje?
- Uprzątnąłem kufer, wakacje blisko, a nie wiem kiedy będę miał wolną chwilę – wyjaśnił James, wracając do łóżka. Rzucił się na podłogę.
- Od kiedy ty sprzątasz? – zdziwił się Syriusz – przez sześć lat nie sprzątałeś! Czy ty aby na pewno, jesteś sobą?
Potter wzruszył ramionami, uśmiechnął się szeroko do swoich myśli i zanurkował pod łóżko.
- Coś, świat schodzi na psy – podsumował Black, do siedzącego na poduszce Cośka.

<b> Dwa tygodnie wcześniej.

Uśmiechnęła się i niby od niechcenia, wyciągnęła rękę w jego stronę, odgarniając mu włosy z czoła.
Gdy zorientowała się, co zrobiła, zawstydzona, opuściła głowę i zachichotała nerwowo. Krótko, przerywanie, zupełnie jak nie ona.
James nie potrafił powstrzymać uśmiechu na ten widok – coraz częściej wydawała mu się być bezbronną dziewczynką. Była przy tym tak urocza, że wcale nie miał chęci, docierać do źródła tej zmiany.
- Ładnie dziś – podjął wesoło, rozglądając się. Zmrużył oczy, gdy słońce poraziło go po oczach, odwrócił twarz i napotkał jej zakłopotane spojrzenie. Speszyła się. Znów.
- Lubię maj – powiedziała w końcu, nerwowo odgarniając włosy z czoła – Jest ciepły, kolorowy. Taki przejściowy, między wiosną a latem. Zdecydowanie, najbardziej ze wszystkich pór roku lubię maj. I sierpień.
- Miesiąc przed wszystkim egzaminami i przed końcem wakacji – podsumował James – naprawdę, czasem myślę, że jesteś dziwna. Ja tam wolę grudzień – dodał po chwili namysłu.
- Jest zimny – przypomniała – chociaż są święta. Masz rację, grudzień też da się lubić.
- Pewnie, że da.
Zapadła krótka chwila, podczas której oboje wrócili myślami do pierwszego spotkania, które miało miejsce właśnie w grudniu. Ani Lily, ani James, nie odważyli się tego powiedzieć jednak na głos.
Ta chwila, natchnęła jednak Lily to najbardziej spontanicznego i szalonego ruchu, jaki mogła wykonać w tej chwili. Tchnięta impulsem, podeszła do Pottera, stanęła na palcach i złożyła na jego policzku krótki pocałunek.
- Maj też jest fajny – powiedziała z łobuzerskim uśmiechem – Chodźmy do Hagrida, zobaczymy jak się ma Kieł.</b>

 [xxx]

- Egzaminy są koszmarne, powinno się ich zakazać – wymruczała Lauren, odkładając książkę – To katorga dla naszych umysłów!
- Przestań jojczyć – skarciła ją Lily znad „Eliksirów dla zawansowanych”- Nawet Huncwoci się uczą.
- Właśnie! Widziałaś kiedyś, żeby oni się uczyli! Zwykle to Remus wyrabiał normę za całą czwórkę a teraz!?
- Teraz jesteśmy rok przed końcem i nauczyciele chcą, żebyśmy do niego nie przeżyli – wymruczała Evans – Daj spokój, co roku było ciężko a jakoś żyliśmy. Jeszcze tylko dwa egzaminy i mamy luzy. A za dwa tygodnie, wakacje.
- Ty się tak nie ciesz – wyburczała – Przez dwa miesiące nie zobaczysz swojego Jamesa.
Lily z trudem nie dała po sobie poznać, jak mocno uderzyło ją to, co powiedziała Lauren. Merlinie, ona miała rację!
- To… - wydukała – Nic strasznego. Jeszcze rok temu, cieszyłabym się z tego…

<b> Rok temu

Wpadła wściekła do dormitorium, rzucając książką o podłogę. Nie pomogło – nadal miała ochotę zabić pierwszą osobą która tu wejdzie. Dlatego złapała podręcznik i cisnęła nim jeszcze raz. I jeszcze kilka.
Kiedy jednak okazało się, że podręcznik nie piszczy z bólu pod wpływem jej wyżywania, weszła do łazienki i jednym, płynnym ruchem odkręciła wodę w wannie.
Sama nie wiedziała, na kogo jest bardziej wkurzona – Pottera, za jego głupie i dziecinne zachowanie, Lupina, który na to przystawał, tłum dzieciaków, które się podniecały zachowaniem zdziecinniałego Pottera, czy może na Snapea który…
Dziki wrzask wyrwał się z jej gardła, a flakonik z perfumami Lauren spadł na podłogę, gdy wściekła przejechała ręką po półce z kosmetykami, zrzucając je do wanny. Będąc na granicy wytrzymałości, wyciągnęła korek, wypuszczając wodę i spojrzała na rozbite buteleczki z perfumami i odżywkami, zamoczone cienie i pudry, rozlane szampony i balsamy.
I wtedy, nie wytrzymała. Wybuchła głośnym płaczem i opadła na podłogę, przytłoczona poczuciem bezsilności i upokorzenia.
Jeszcze nigdy, nie czuła się tak podle jak teraz. Nie dość, że Potter znów wciągnął ją w swoją gierkę, zmuszając niemal, by mu odmówiła i wyszła na jędzę bez serca, to jeszcze została upokorzona przez Snapea na oczach połowy szkoły. A teraz, na uwieńczenie dnia, zniszczyła wszystkie kosmetyki swoje i współlokatorek.
Gdy emocje opadły trochę, a ona nie była w stanie już dłużej płakać, podniosła się, podtrzymując wanny. Zmęczenie wzięło górę, ledwo utrzymała się na nogach. Spojrzała w swoje odbicie, dostrzegając rozmazaną, zapuchniętą twarz, otoczoną rozwichrzonymi i poczochranymi, rudymi kosmykami. Złapała za gumkę, związując włosy w kucyk, odkręciła lodowatą wodę i szybko obmyła twarz. Chłodne kropelki niemal paliły w starciu z rozgrzaną po łzach buzią, przynosiły jednak kojące orzeźwienie.
Otarła policzki, spojrzała w lustro i zmusiła się do uśmiechu.
- Nienawidzę cię, Jamesie Potterze – wyszeptała do siebie -  Z całego serca cię nienawidzę. </b>

[xxx]

- Myślicie, że się udusił? – spytał konspiracyjnie Peter, patrząc na wystające spod jego łóżka nogi Jamesa – Siedzi tam już pięć minut.
- Uodporniłem się – usłyszeli stłumiony głos Jamesa i cała trójka odetchnęła z ulgą. Potter wygramolił się niezdarnie spod łóżka, dzierżąc w dłoniach worek pełen różnych, dziwnych rzeczy – Zaglądałeś tam kiedyś!? – spytał, trochę blady, podchodząc do okna.
- Nie?
- Tak myślałem – wydyszał – Nie miałem pojęcia, że powietrze może sprawiać taką przyjemność.
- Trzeba było wyjść wcześniej. Wszyscy wiedzą, że łóżko Glizdogona jest skażone – zauważył Syriusz.
- Chciałem to zrobić za jednym razem – powiedział Potter, odwracając się – Po za tym, twoje wcale nie było lepsze.
- To się nazywa lata praktyki – uśmiechnął się Syriusz.
- Na swoje brudy jesteś uodporniony, jestem pewny, że wcale nie jesteśmy gorsi – powiedział Peter, a Syriusz przybił z nim piątkę. Remus pokręcił głową, rozbawiony.
- Za rok, będzie to samo – oznajmił Lupin – Z wiekiem, paradoksalnie, jesteście gorsi.
- Słowo Huncwota, że znajdę kiedyś dowód na to, że jesteś taki sam, jak my – obiecał Syriusz – Zobaczycie.

[xxx]

- Koniec – ucieszyła się Lily – Koniec męki! Koniec egzaminów!
- I kto mi powie, że czerwiec nie jest cudownym miesiącem? – spytał Potter, a Lily pokazała mu język. Lauren uśmiechnęła się szeroko, przysuwając do Syriusza. Black wymienił jednak porozumiewawcze spojrzenie z Jamesem, który wyszczerzył zęby.
- Nie, proszę! – Jęknęła Evans – Miejcie litość!
- Nikt ci nie każe przychodzić – przypomniał Syriusz. Remus, który właśnie do nich dołączył, uśmiechnął się szeroko, na bezgłośnie hasło: Impreza!
- Jestem za – powiedział od razu.
- Panie wybaczą, zobaczymy się podczas kolacji – oznajmił James, kłaniając się szarmancko i cała trójka pobiegła korytarzem, zgarniając po drodze Petera.

[xxx]

- Znów będzie tak samo – powiedziała z przekonaniem – Tak jest zawsze. Łagodne świętowanie byle okazji, a kończy się wielkim kacem i całym dniem z głowy.
- Zawsze się bronisz i zawsze masz największego kaca. James zawsze usypia w połowie, Łapa prawie zawsze gada do mebli a ja śpiewam karaoke – dodała Lauren – Po co walczyć z nieuniknionym? Raz złam zasadę i idź bez walki.
- To nic nie zmieni – powiedziała z powątpiewaniem – Znów nas spiją, sponiewierają i będziemy spite i…
- Sponiewierane – Dokończyła Lauren – Lily, kochanie, tak jest zawsze. Pomyśl, że jeszcze niespełna półtora tygodnia i przez bite dwa miesiące nikt cię nie będzie poniewierać i spijać. Zatęsknisz za tym, słowo.
- Wiem – zaśmiała się Lily – Nie wiem, doprawdy, jak ja przeżyję bez tego wielkiego kaca, całe dwa miesiące. Naprawdę, nie mam pojęcia.

[xxx]

Z biegiem czasu, Lily nie żałowała ani jednej z imprez, jakie odbywały się w wieży Gryffindoru. Odkąd tylko przybyli do szkoły po raz pierwszy, szybko przekonali się, że Gryfonom wystarczy byle pretekst do świętowania. Początkowo, inicjatywa wychodziła od starszych klas. Potem, sukcesywnie, pałeczkę przejęli Huncwoci. Jedyne, co się nie zmieniło przez te sześć lat, to nieziemska zabawa i wielki ból głowy następnego ranka.
Bo zawsze jakoś tak wychodziło, że i Lily i Lauren i wszyscy inni, dawali się namówić na szklaneczkę Kremowego Piwa lub, w starszych rocznikach, Ognistej Whisky.
Nie było więc niczym dziwnym, że tego wieczora, znalazło się sporo osób, śpiących na podłodze czy przy kominku.
A następnego ranka przy śniadaniu, panowała niespotykana cisza, nie tylko wśród uczniów Gryffindoru.
Co złośliwszy nauczyciele, doskonale świadomi stanu, w jakim znajdowali się ich podopieczni oraz przyczyn, które ich do tego doprowadzili, decydowali się na tzw. Terapie odwykową. Polegała ona zwykle prowadzeniu  długich wykładów, głosem o kilka tonów wyższych niż zwykle, lub zadawanie ćwiczeń zaklęć, które ni mniej, ni więcej wymagały dużego zasobu energii.
Egzaminy, jakiś niespotykanym cudem, znów wszyscy zdali, dużo lepiej, niż zakładali. Nastały dni błogiego lenistwa, podczas których Lily wraz z Lauren i Huncwotami, delektowały się ostatnimi chwilami razem, przed dwumiesięczną rozłąką.
Dni stały się coraz dłuższe i cieplejsze, szkolne błonia stały się najbardziej obleganym miejscem w szkole.
I nieuchronnie dla wszystkich, nadeszła uczta pożegnalna i zanim się obejrzeli, siedzieli w Ekspresie Hogwart-London.

[xxx]

- Masz pisać – zastrzegła surowo Lauren, patrząc na siedzącą naprzeciw niej Lily. Evans pokiwała głową. Kitty, Mandy i Jessica uśmiechnęły się do siebie porozumiewawczo. King obrzuciła je karcącym spojrzeniem, ale sama nie mogła pozbyć się tej uporczywej myśli. Lily od dwóch dni wyraźnie zmarkotniała i nie trzeba było być geniuszem, żeby wiedzieć, co było powodem jej zepsutego humoru. A raczej, kto.
- Masz dużo pisać – dodała po chwili – O wszystkim. Nie no, Lily, tak nie można!
Evans jakby ocknąwszy się z transu, spojrzała zaskoczona na Lauren. Nie, nie słuchała jej wcale, pogrążona w myślach. Myślała o całym tym roku, o tych wszystkich zmianach jakie zaszły w życiu jej i Lauren.
- Tak?
- Jesteś niemożliwa – westchnęła, kręcąc głową – Słuchasz mnie w ogóle?
- Nie – powiedziała bardzo szczerze – wcale.

<b> Dzień wcześniej

- Nie mogę uwierzyć, że to już koniec roku szkolnego – powiedziała, wciskając ręce głęboko w kieszenie – dopiero był początek roku!
- Dużo się działo – zauważył James z szerokim uśmiechem.
- Za dużo, jak na mój gust – poprawiła go, patrząc ukosem na siedzącą pod dębem Lauren, w towarzystwie pozostałych Huncwotów. King zerwała się, machając dziko rękami i trzepiąc zawzięcie swoją koszulę. James też spojrzał w tamtą stronę i zagryzł mocno wargę, by nie zaśmiać się.
- Obstawiam pająka – powiedział do niej, gdy zmierzyła go podejrzliwym spojrzeniem – No, a nie mówiłem?
Syriusz, śmiejąc się głośno wstał i podszedł do King. Machająca dziko dziewczyna, zdzieliła go dłonią po głowie i zamarła nieruchomo, gdy lekko oszołomiony chłopak, zdjął chodzącego po kołnierzu jej koszulki pająka. Naturalnie, oboje z Lily zgadywali, że to pająk, bo z odległością jaką ich obserwowali, trudno było dostrzec to monstrum.
- Tak, to możliwe – zgodziła się Evans, kiwając głową – pomyślałbyś, że oni…
- Twierdzi, że są przyjaciółmi – powiedział szybko, a na potwierdzenie jego słów, Lauren stanęła na palcach i złożyła krótki pocałunek na policzku Blacka.
- Ona utrzymuje to samo – zauważyła szybko Lily – <i>Jesteśmy przyjaciółmi</i> - powiedziała, idealnie naśladując ton przyjaciółki.
- Jedno, nie wyklucza drugiego – uśmiechnął się szeroko Potter a Lily wybuchła śmiechem.
- Przejrzałeś ich! Patrz, a ja bym na to nie wpadła – dodała – idziemy do nich, czy…
- Chodź tam – pociągnął ją za rękę w kierunku jeziora. Uśmiechnęła się, czując dotyk jego ciepłych palców na swojej dłoni. Poczuła dominujący żal, gdy znaleźli się na miejscu, a on puścił jej rękę, siadając na jednym z kamieniu przy brzegu. Przez chwilę milczeli, obserwując jezioro.
- Będzie mi ciebie brakować – powiedział nagle Potter. Gdy doszło do niego, co wyznał, speszony podrapał się po głowie i dodał na usprawiedliwienie – przywykłem spędzać z tobą dużo czasu.
- Ja też będę tęsknić – odpowiedziała Lily, oblewając się szkarłatnym rumieńcem.
- Pisz.
- Będę pisać – powiedzieli po chwili, niemal równocześnie. Uśmiechnęli się do siebie nieśmiało i znów zapadła dłuższa chwila milczenia. </b>

[xxx]

- Nie mogę uwierzyć, że to już – powiedziała cicho Evans, przytulając się mocno do przyjaciółki – Kurczę będzie mi ciebie bardziej brakować niż zawsze.
- Będę dużo pisać – obiecała i wrzasnęła dziko, gdy ktoś złapał ją od tyłu i podniósł do góry – Oczadziałeś?!
- Wybacz – Syriusz wyszczerzył zęby, stawiając dziewczynę na ziemi – Mówił, że tego nie zrobię – dodał, wskazując na Jamesa, który zaśmiewał się do łez – Po za tym, nie mogłem oprzeć się pokusie – prawie wyszeptał, pochylając się nad nią.
- Czy ja o czymś nie wiem? – spytała podejrzliwie, obracając się do niego twarzą.
- Spójrz za siebie – powiedział krótko, a King zerknęła przez ramię i parsknęła cicho, ukrywając głowę w ramieniu chłopaka – Gapią się na nas. Sądzę, że to było wyczekiwane pożegnanie.
- Robimy zamęt – zaśmiała się Lauren. Nadal tkwili w uścisku, a ona poczuła niedopartą chęć, żeby przylgnąć jeszcze bliżej niego.
- O to chodzi. Będzie zagadka wakacji – uśmiechnął się, odsuwając od niej – Masz pisać, jasne?
- Jasne -  przytaknęła.
- Dużo, obszernie.
- Ty też – powiedziała z uśmiechem – Ej, patrz na nich.
Syriusz obrócił się i zaśmiał. Lily i James, stali przy jednym z filarem, przekomarzając się o coś. W końcu Potter, zupełnie niespodziewanie pochylił się.
W tym momencie, Syriuszowi wpadł do głowy pewien pomysł.
- Ej, Lily!
Evans, kierowana odruchem spojrzała w ich stronę, przekręcając głowę. A James, zamiast musnąć policzek dziewczyny, dotknął ustami jej ust.
King parsknęła w ramię Blacka, który pokazał parze kciuki do góry.  
- Zwariowałeś?
- Widocznie – wzruszył ramionami – Ale tylko na nich spójrz.

[xxx]

- Masz pisać. Jeśli tylko będziesz się czuć znudzona, napisz, a coś się wymyśli.
- Spokojnie, dam sobie radę – powiedziała z lekkim uśmiechem.
Pokiwał głową. Chciała coś powiedzieć, ale w tym momencie Potter pochylił się nad nią z determinacją wymalowaną na twarzy. Przekonana, co się zaraz stanie, nadstawiła prawy policzek, czując że serce bije jej sto razy szybciej. I gdy już czuła jego oddech na swojej twarzy, ktoś ją zawołał.
- Ej, Lily!
Zwróciła głowę w lewo, dostrzegając Syriusza i zaraz potem, poczuła ciepło na swoich ustach. Kolana ugięły się pod nią, świat zawirował, mimo, że ten pocałunek trwał tylko sekundę. James odsunął się z oporem, wpatrując w nią z szeroko otwartymi oczami. Zamrugała, przełknęła ślinę, próbując zachować równowagę i jasność umysłu.
- Przepraszam ja…
- Nie szkodzi – powiedziała szybko – to ja…
Oboje opuścili głowy z zakłopotaniem. Poczuła palące ciepło na policzkach, jednak nie mogła powstrzymać uśmiechu cisnącego się na jej usta. Zagryzła wargę, ledwo powstrzymując się od radosnego okrzyku.
- Lily! Słonko!
- Muszę iść – wyszeptała cicho – Czekają na mnie. Miłych wakacji – dodała i zrobiła taki gest, jakby chciała go uściskać. Powstrzymała się w ostatniej chwili, pewna, że jeśli to zrobi, może nie dać rady dojść do rodziców o własnych siłach.
[xxx]

- To było złośliwe - oznajmiła King, odwracając wzrok od Pottera i Evans - Ale słodkie.
- Trzeba im było trochę pomóc - zdecydował Black, przyglądając się uważnie Lauren. Zagryzła wargę, wyraźnie nad czymś rozmyślając. W końcu, zdecydowała się odezwać.
- Będzie mi ciebie brakować - wyznała - I... Dziękuję.
- Na gacie Glizdka, za co!?
- Za to, że byłeś ze mną wtedy, gdy zostałam sama. Za pomoc. I za to, jaki jesteś - wyliczyła i uśmiechnęła się lekko - Gdyby nie ty, ten rok byłby koszmarem. Nie wiem jakbym go przetrwała.
- Ja też dziękuję - powiedział cicho - Za to wszystko i... za wszystko.
- Co teraz? - spytała, gdy zapadła krótka cisza. Wzruszył ramionami. Peron, powoli pustoszał - Nie ma kogo wprowadzać w błąd...
Black rozejrzał się dookoła i skrzywił lekko. W końcu zrobił zdecydowany krok w jej stronę.
- Tam, stoi jakiś chłopak - wskazał ręką a king zachichotała - A tam, jest jakaś parka. Ale mi osobiście, nie potrzeba widowni.
- Mnie chyba też - dodała po namyśle. Stanęła na palcach, złożyła krótki pocałunek na jego policzku i objęła go mocno - Będzie mi ciebie brakowało.
- Mnie ciebie też.
Z lekkim ociąganiem, odsunęli się od siebie. Odgarnęła włosy z czoła, uśmiechnęła się i spojrzała w miejsce gdzie przed chwilą stała Lily z Jamesem. Teraz był tam już tylko Potter.
- Pójdę już. Miłych wakacji. I... Syriusz. Pisz często - powiedziała z uśmiechem i odeszła, pchając wózek przed siebie.
- Pewnie, że będę. - zmarszczył brwi - Cholera, jak ja nie cierpię pisać listów.
Wzruszył ramionami i podszedł do Pottera, który rozmawiał z Remusem i Peterem.

[xxx]

- Dzięki – powiedział James do Syriusza, gdy dziesięć minut później wyszli z peronu. Black uśmiechnął się szeroko, poklepał przyjaciela po ramieniu.
- Drobiazg.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz