Rozdział 19

<b>Najtrudniejszy pierwszy krok,
zanim innych zrobisz sto.
Najtrudniejszy pierwszy gest,
przy drugim już łatwiej jest.

Najtrudniejszy pierwszy krok,
potem łatwo mija rok.
Najtrudniejszy pierwszy dzień,
sam jutro przekonasz się.</b>

Fragment piosenki Anny Jantar, Najtrudniejszy pierwszy rok.

Rozdział 19

Wybiegli na dziedziniec, nadal śmiejąc się do rozpuku. To wszystko, co stało się przed chwilą, wydawało się być abstrakcyjnym snem, z którego mogą się w każdej chwili obudzić.
I który mógłby trwać w nieskończoność.
Zwolnili dopiero wtedy, gdy wyszli na puste błonia. Wszyscy uczniowie byli teraz na popołudniowych lekcjach i – czego oboje byli pewni – już pewnie wiedzieli o ich nagłym „wybuchu”.
Przez chwilę spacerowali leniwie, ściskając się nadal za ręce i łapiąc każdy szczegół szczęścia, jakie teraz czuli. Byli świadomi, że lata moment coś je zakłóci i będą zmuszeni ponieść konsekwencje tego, co zrobili.
Powoli przeszli w stronę jeziora, ściskając się mocno za dłonie. Żadne z nich nie śmiało zakłócić tej błogiej ciszy, jaka panowała między nimi. Żadne słowa nie były w stanie oddać tego, czuli.
Usiedli na jednym z większych kamieni tuż przy samym brzegu. Oparła głowę o jego bark, przymknęła powieki i nabrała głośno powietrza. Ostre, marcowe powietrze podrażniło jej nozdrza. Kichnęła.
- Na zdrowie – dopowiedział automatycznie. Zesztywnieli, nasłuchując. Przez ułamek sekundy poczucie, że to tylko sen, powróciło ze zdwojoną siłą. Gdy jednak nic się nie stało i upewnili się, że to jawa, ponowie rozluźnili się.
- Dziękuję – odpowiedziała, szukając w kieszeni chusteczki. Był szybszy zaledwie o ułamek sekundy; wyciągnął zza pazuchy i podsunął jej pod nos – Dziękuję, jeszcze raz.
Patrzył, jak wyciera nos, odwracając dyskretnie twarz.
- O co poszło? – zagadał, nadając swojemu głosu jak najłagodniejszy ton. Westchnęła, oparła głowę o na jego ramieniu. Przez chwilę zwlekała z odpowiedzią.
- Miałam dość jego zazdrości – powiedziała w końcu, tak cicho, że miał problem aby ją usłyszeć – Ciągle robił mi wyrzuty. Mam wystarczająco dużo kłopotów, żeby męczyć się jeszcze z jego chorymi urojeniami.
Syriusz zmarszczył brwi i zawahał się, nim podjął temat.
- Zdaje się, że właśnie pokazałaś mu, że to nie są urojenia.
Podniosła na niego wzrok. Poczuła irracjonalne rozbawienie, że to właśnie on zwraca jej na to uwagę.
- Sam tego chciał – stwierdziła twardo, zaciskając usta. Zapadła krótka chwila ciszy, podczas której oboje rozmyślali o swojej krótkiej wymianie zdań – Powinnam go poszukać, tak?
Równocześnie wzruszył ramionami i przytaknął. Znów ją rozśmieszył.
- Pewnie już wie – powiedział, odgarniając jej włosy z czoła. Wahał się przez chwilę, walcząc z samym sobą aż  w końcu nie wytrzymał; musnął ustami czubek jej nosa.
- Stać cię na więcej – wymruczała z zadowoleniem, mrużąc oczy i wydymając usta w dziubek.
- Zmieniasz temat – odpowiedział a King westchnęła i odsunęła się, przybierając poważną minę. Chciała go znów dotknąć, jej dłonie zdawały się same dążyć do Syriusza, czuła, jak traci resztki opanowania, jakie jej zostały. Skubnęła trawy, która rosła obok głazu na którym siedzieli i dla zajęcia się czymkolwiek, zaczęła bawić się pojedynczym źdźbłem.
- Nie wiem, co mam mu powiedzieć – wyznała, spuszczając głowę – Nie wiem, jak mu to wyjaśnić. Jest zbyt wcześnie.
Syriusz zacisnął usta, zawahał się, poczym przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił.
- Mamy czas – wyszeptał jej do ucha – Nic na siłę. Mamy czas.

[xxx]


Lily zakrztusiła się herbatą, nadstawiając uszu. Z reguły nie podsłuchiwała, a plotką się brzydziła, ale powtarzające się wśród rozmów nazwiska Lauren i Syriusza, zmusiły ją do złamania swoich zasad.
A to, co udało jej się usłyszeć, sprawiło, że omal nie spadła z ławki.
  Lauren i Syriusz!! Niemożliwe!  
Instynktownie rozejrzała się, szukając ich wzrokiem, ale ani Blacka, ani King nie było w pobliżu.
Byli jednak Remus z Jamesem, a po ich spojrzeniu Lily wywnioskowała, że są tak samo oszołomieni, jak ona.
- Słyszałaś nowiny?
Kitty dosiadła się między nią, a Mandy. Lupin i Potter pochylili się lekko w ich stronę.
- McGonagall złapała Lauren i Syriusza w sali od transmutacji, obściskujących się.
- Co!?
Pokiwała głową, zadowolona, że przekazała Lily tak ważne informacje.
- Jak się zorientowali, że ich widzą, wybiegli z klasy i tyle ich widzieli – dodała. Remus pchnął Pottera w bok i chłopak przesunął się w ich stronę, teraz już jawnie podsłuchując – Powiedziałabyś, że oni, tak we dwójkę!? Ciekawe, jak długo to trwało, przecież od dawna razem się kręcili…
- Widziałabym – powiedziała Evans – na pewno.
- A co z Collinsem, przecież są razem? – zapytał w końcu James, a Kitty wzruszyła ramionami.
- Tego akurat nikt nie wie, ale pewnie usłyszał. Cała szkoła słyszała – i gestem wskazała na inne domu – To plotka stulecia!
- Myślałam, że Black nie spotyka się z dziewczynami! – powiedziała zaskoczona Lily patrząc na jedną drugą Huncwotów.
- Nie jesteś jedna… I co mu w ogóle odbiło! – James zmarszczył brwi, rozmyślając nad tym usilnie – I w ogóle, powiedział ci coś, że coś?!
Zwrócił się do Lupina, który pokręcił głową.
- Nic, a nic. Zero.
- Nie to, żebym się wtrącała – zagadnęła Kitty – ale to może mieć coś wspólnego, że wszyscy ze sobą nie rozmawiacie, wiecie?
Lily, Jamesa i Remusa zatkało. A potem przyznali jej w milczeniu rację.

[xxx]

James zdecydowanie miał dość. Wszystkiego – całej tej pokręconej sytuacji, w której się znaleźli.  Żałował, że nie odkręcił tego, gdy miał możliwość. Lily przeprosiła, widział, jak ciężko jej było.
A on, nie dość, że olał jej próbę pogodzenia się, to jeszcze odtrącił pomocną dłoń Remusa.
Tak, zdecydowanie, James miał dość bycia idiotą. I postanowił, że czy inni tego chcą, czy nie, on to wszystko odkręci.
Oczywiście, to będzie wymagało od niego trochę logicznego pomyślunku. Nie może przecież nagle podejść do nich wszystkich i stwierdzić, że wcale nie jest zły. Musiał to odegrać tak, by mieć pewność, że nigdy więcej coś podobnego się nie wydarzy.
O tak, James Potter nie odpuści tak łatwo.

[xxx]

[xxx]

Czuła się rozdarta. Z jednej strony targało nią przyjemne podniecenie – pozostałość po chwili zapomnienia, na jaką sobie pozwolili z Syriuszem. Z drugiej, czuła się podle, że to zrobiła.
Mimo kłótni, nadal była z Chrisem i wyobrażała sobie, jak się teraz czuł. W dodatku, miał rację – to, co działo się między nią a Blackiem zaszło dalej, niż oboje sądzili. Ta świadomość pognębiała ja jeszcze mocniej – robiła mu wyrzuty bo dostrzegał to, czego ona nie widziała lub – nie chciała zobaczyć.  
Wmawiała jemu, sobie i Syriuszowi, że nad wszystkim panują by przy pierwszej okazji, stracić całkiem głowę i rozsądek.
Po radości nie pozostało śladu. Wyparowała, pozostawiając tylko męczące i coraz silniejsze wyrzuty sumienia i wstyd.
Bo dopiero teraz doszło do niej, co tak naprawdę się zdarzyło.
Jedno, czego w tej sytuacji była pewna to, to, że pod żadnym pozorem nie pozwoli,  żeby ten związek trwał dłużej. Z czyjej winy by to nie było, z Chrisem nie łączyło jej już teraz nic.

[xxx]

Nie bardzo wiedziała, gdzie może być. Sprawdziła szklarnie, lochy, pytała o niego w pokoju wspólnym i zaszła nawet nad jezioro. Chris jednak zapadł się pod ziemię i nikt nie potrafił jej powiedzieć, gdzie jest.
Zatrzymała się w Sali Wyjściowej i zmarszczyła brwi.
  Myśl Lauren, myśl! Gdzie może być?  . Odgarnęła włosy z buzi, odwróciła się i pobiegła w stronę sowiarni. Musiała improwizować.

[xxx]

Znalazła go dopiero po godzinie, siedzącego na wieży Astronomicznej. Oparł się plecami o ścianę i w ciszy wpatrywał w błonia.
Przez chwilę stała nieruchomo, nie za bardzo wiedząc co zrobić. Wydawało się, że w ogóle nie zauważył, że nie jest już sam. Gdy jednak przez dłuższą chwilę milczała, odezwał się.
- Będziesz tak stać? – Ton jego głosu przeszył ją, odbierając zdolność do wykonania jakiegokolwiek działania. Tym krótkim pytaniem, wyzwolił w niej więcej sprzecznych emocji niż kiedykolwiek indziej. Poczuła równocześnie wstyd , złość, żal i… szczęście. Jak można czuć Tyle na raz i to względem jednej osoby?
Podeszła do niego, usiadła po przeciwnej stronie i podparła brodę o kolana.
- Mogę posiedzieć – wyszeptała, zagryzając wargę. Poczucie winy wróciło ze zdwojoną siłą, gdy na niego spojrzała – Przepraszam – dodała po chwili, odwracając twarz tak, by nie mógł na nią spojrzeć. A robił to, czuła na sobie wyraźnie jego spojrzenie. Pełne TEGO uczucia.
Znów zamilkli. Ona, czekała na jego reakcje; on, próbował znaleźć odpowiednie słowa.
- Co teraz? – spytał w końcu, nadal wpatrując się uważnie.
- Miałeś racje – powiedziała, zmuszając się by na niego spojrzeć. Poczucie winy stawało się nie do wytrzymania, musiała jak najprędzej skończyć tą rozmowę – Przepraszam.
- Uprzedzałem.
- Byłam wściekła – wyznała, bawiąc się rękawem szaty – Miałam dość twojej zazdrości. Przepraszam.
Rozzłościła go tą uwagą. Wszystko, co kłębiło się w nim przez cały dzień, eksplodowało. Stracił resztki zahamowań.
- TY byłaś wściekła?! Miałaś dość mojej zazdrości!?
- Myliłam się – wyszeptała – Miałeś rację, to moja wina. Ale to nie zmienia faktu, że żałuję tylko jednego… że to stało się w takich okolicznościach.
Znów opuściła głowę, zagryzając wargi. Poczuła się lepiej, że w końcu to z siebie wyrzuciła. Chris przyglądał się jej, zastanawiając się co powinien teraz powiedzieć.
- Nie wymagaj ode mnie skomentowania tego, co powiedziałaś –  wydusił zaciskając ręce w pięści – bo nie chciałbym powiedzieć ci czegoś przykrego, czego będziemy potem oboje żałować. Lepiej już idź.
Wstała, prostując koszulę i spojrzała na niego z trudem panując nad emocjami.
- Przykro mi – wyszeptała – że to wszystko tak się skończyło.
Odeszła, czując niewyobrażalną ulgę i przejmujące uczucie, że chce aby ten dzień skończył się jak najprędzej.

[xxx]

Doszła do pokoju wspólnego. Ignorując wszystkie natarczywe spojrzenia, jakie się na niej skupiły podeszła do siedzącego przy fotelu wspólnym Syriusza i opadła z cichym jękiem na miejsce obok niego.
- To był koszmarny dzień – wyszeptała, przymykając powieki.
- Pomyśl, że za kilka godzin ten koszmar się skończy – usłyszała tuż obok swojego ucha – Jutro pierwszy kwietnia.
- Koniec koszmarnego miesiąca? Mam nadzieję, że okaże się lepszy – wymruczała – Bo ten był beznadziejny.
Syriusz pokiwał głową na znak, że się z nią zgadza. Objął ją ramieniem przyciągając do siebie. Nie mogła powstrzymać uśmiechu cisnącego się na jej usta.
- No, może nie wszystko było aż tak złe… - podjęła po chwili.

I.  Weszła do Pokoju Wspólnego i dyskretnie rozejrzała  się dookoła, szukając wzrokiem Lauren. Kiedy zobaczyła siedzącego przy kominku Syriusza, zacisnęła wargi, spodziewając się ujrzeć w pobliżu King. Dziewczyny jednak nigdzie nie było.
Zrobiła niepewny krok. Ciekawość walczyła z dumą. Martwiła się, czy Lauren nie popełniła błędu. Miała ochotę pójść do Blacka i wyciągnąć z niego, co dokładnie się między nimi wydarzyło.
Przecież jeszcze wieczorem była z Chrisem!
- Idź do niego – usłyszała obok siebie.
- Czemu sam nie pójdziesz? – spytała automatycznie, odwracając głowę.
- Przecież z nim nie gadam – powiedział James, opierając się plecami o ścianę – Ty to co innego.
- Ze mną też nie gadasz – przypomniała. Zacisnął usta, wpatrując się zamyślony w przyjaciela.
- Ah – wyrwało mu się w końcu – zapomniałem.
Uniosła brwi. Potter wzruszył ramionami.
- Może powinieneś zapomnieć, że z Syriuszem też nie rozmawiasz? – spytała z przekorą, walcząc z nagłym ciepłem, które zaczęło się rozchodzić po jej ciele.
- Zapomnij, że jesteś zła na King – podrapał się po karku z zakłopotaniem – To ja zapomnę, że nie rozmawiam z Syriuszem.
- Kiepska wymiana – stwierdziła – Cała idea pójdzie na marne.
Zapadła cisza, podczas której oboje wpatrywali się w Syriusza. Dziura pod portretem otworzyła się i do Pokoju Wspólnego weszła Lauren. Podeszła do Syriusza, usiadła obok niego. Powiedziała coś, on objął ją ramieniem i odpowiedział.
Lily zmarszczyła brwi, myśląc gorączkowa. Kolejna okazja, a ona znów nie wie, co powiedzieć.
Decyzję podjęła błyskawicznie.
- Przepraszam.
Zszokowana spojrzała na Jamesa, który wyglądał na tak samo zaskoczonego co i ona. Podrapał się po głowie, unikając jej spojrzenia.
- Przepraszam, że ci nie powiedziałam – wydukała w końcu, opuszczając zakłopotana głowę – Chciałam to zrobić, ale brakowało mi odwagi. Bałam się, że odbierzesz to tak, jak odebrałeś. Chyba… chyba mi trochę na tobie zależało. Zależy – poprawiła się po chwili.
- To ja przepraszam. Zareagowałem… To było głupie – stwierdził cicho – Ja byłem głupi.
- Zrobiliśmy dużo zamieszania o nic – uśmiechnęła się lekko. Odwzajemnił gest. Czuła się dziwnie tą nagłą szczerością na jaką się zdobyli. Ale czy nie było najważniejsze, że zrobili postęp?
- Tak to z nami bywa.
Nie potrafiła powstrzymać się od szerszego uśmiechu, jaki wstąpił na jej buzię. Znów spojrzała na siedzących przy kominku Lauren i Syriusza.
- Ciekawe co im odbiło – podjęła, czując że na razie starczy im tej szczerości.
- Zawsze można zapytać – podsunął James, przyglądając się jej uważnie. Prychnęła, wiedząc do czego dąży.
- Sam spytaj. To twój przyjaciel.
- Czemu tak bardzo ci na tym zależy?
- A jaki ty masz w tym cel?
Spojrzeli na siebie ze złością. Przez chwilę mierzyli się wściekłymi spojrzeniami, a potem, równocześnie roześmiali się.

II. Zauważył, jak Lily wchodzi do wieży i rozgląda się dyskretnie po pokoju Wspólnym. Usunął się lekko w cień, gdy przechodziła obok i poczekał, aż zajmie miejsce tuż przy klatce. Wstała, zrobiła krok do przodu i zawahała się. Podszedł od tyłu, obserwując ją uważnie.
- Idź do niego – powiedział w końcu, nie mogąc dłużej znieść tej ciszy. Przeklną w myślach na swoją głupotę. To ona miała zrobić pierwszy krok, nie on.
- Czemu sam nie pójdziesz? – spytała, odwracając głowę i przyjrzała mu się uważnie.
- Przecież z nim nie gadam – powiedział, opierając się plecami o ścianę – Ty to co innego.
- Ze mną też nie gadasz – przypomniała.
  Cholera!  
Cały misternie ułożony przez niego plan, właśnie poszedł w diabły. Nie widząc innego wyjścia, postanowił improwizować.
- Ah – wydukał – zapomniałem.
Lily uniosła wysoko brwi, zaskoczona jego odpowiedzią. Cóż, prawdę powiedziawszy, on też był trochę zaskoczony.
- Może powinieneś zapomnieć, że z Syriuszem też nie rozmawiasz? – spytała z przekorą, a on poczuł, jak bardzo mu jej brakowało.
- Zapomnij, że jesteś zła na King – podrapał się po karku z zakłopotaniem – To ja zapomnę, że nie rozmawiam z Syriuszem.
- Kiepska wymiana – stwierdziła, kręcąc nosem – Cała idea pójdzie na marne.
Przytaknął jej w myślach podążył wzrokiem za Lauren, która usiadła obok Syriusza. Na pierwszy rzut oka było widać jak bardzo zmęczona i przygnębiona była.
James zastanowił się przez chwilę, szukając odpowiednich słów. Nie był zły, chciał ją stąd zabrać i zachowywać się tak jak dawniej. Ale ona znów milczała.
Decyzję podjął błyskawicznie.
- Przepraszam.
Zamrugał, na dźwięk jej głosu. Nie spodziewał się, że coś powie a ona, wyglądała na tak samo zaskoczoną.
- Przepraszam, że ci nie powiedziałam – wydukała w końcu, opuszczając zakłopotana głowę – Chciałam to zrobić, ale brakowało mi odwagi. Bałam się, że odbierzesz to tak, jak odebrałeś. Chyba… chyba mi trochę na tobie zależało. Zależy – poprawiła się po chwili.
- To ja przepraszam. Zareagowałem… To było głupie – stwierdził cicho – Ja byłem głupi.
- Zrobiliśmy dużo zamieszania o nic – uśmiechnęła się lekko. Odwzajemnił gest, czując jak radość rozpiera go od środka. Wiedział, że jeszcze dużo rozmów minie, nim wszystko wróci do normy. Ale pierwszy krok był już za nimi.
- Tak to z nami bywa – uśmiechnął się szeroko, a Lily odwzajemniła gest i znów spojrzała na siedzących przy kominku Lauren i Syriusza.
- Ciekawe co im odbiło – podjęła, a chłopak zmarszczył brwi i spojrzał na Evans z uwagą.
- Zawsze można zapytać – podsunął James. To, że odpuścił Lily, wcale nie oznaczało, że tak łatwo da sobie spokój z Syriuszem. Zawistna część jego natury znów dala o sobie znać.
- Sam spytaj. To twój przyjaciel.
- Czemu tak bardzo ci na tym zależy? – zapytał, czując jak nawiedza go fala złości. Bardzo mała falka.
- A jaki ty masz w tym cel?
Spojrzeli na siebie. Przez chwilę mierzyli się wściekłymi spojrzeniami, a potem, równocześnie roześmiali się.


<b> Z zapisków Lily Evans </b>
31 marzec 1977, godzina 23:35,wieża Gryffindoru, damskie dormitorium klasy VI

Nigdy tego nie robiłam. Nigdy, nigdy, przenigdy i nigdy, nigdy przenigdy miałam tego nie robić. Ale cóż, życie jest życiem a ja kobietą i mam prawo zmieniać zdanie. I tak zapewnie jutro zgubię ten pergamin i znajdę go kiedyś tam. Albo nie znajdę, kto to wie?
Przechodząc do rzeczy, nigdy tego nie robiłam, bo nie musiałam tego robić. Ale teraz muszę, bo dzisiejszy dzień niesie za sobą zbyt wiele wydarzeń o których muszę komuś powiedzieć. Z moją przyjaciółką nie rozmawiam, a przeszukawszy całą szkołę, nie znalazłam nikogo, kto mógłby mi posłużyć za wierny i sprawiedliwy obiekt zwierzająco-doradzający.
Więc wybieram pergamin.
Stało się zbyt wiele, żeby opowiedzieć o tym w jednym zdaniu, ba, jeden akapit nie zmieści tego, co się stało.
James ze mną rozmawiał. Albo ja z nim. Cholera wie, w każdym bądź razie oboje rozmawialiśmy i to on zaczął. Doszło do mnie właśnie, że jeśli ktoś by to znalazł, uznałby że pisze to jakaś psychopatka. Nie no, dobrze, nie psychopatka, ale osoba niezrównoważona emocjonalnie na pewno. Albo, nie daj Merlinie, jakaś zakochana nastolatka. Ale chyba nie staje się nienormalną, zakochaną nastolatką?!
Nic jednak nie poradzę na to, jak ważne jest dla mnie to, że rozmawialiśmy. Gdybym rok temu zobaczyła to zdanie, wyśmiałabym się sama w żywe oczy. Lily Evans, której zależy na rozmowie z Jamesem Potterem? Niedorzeczność!
A jednak. Zależy mi i to jak cholera. Nie wiem nawet dlaczego, ale niewyobrażalnie ulżyło mi po tych kilku zdaniach, jakie zamieniliśmy. Bo to już jakiś krok, mały, jeden z wielu które jeszcze przed nami, ale zawsze. Coś ruszyło, minimalnie ale jednak.
Może nie powinnam robić sobie takich nadziei. Może to była jedna chwila i jutro wszystko będzie tak, jak zawsze? Nie, nie będą się tym teraz zadręczać.
Wszystkie dziewczyny już śpią. A przynajmniej tak mi się wydaje, sądząc po cichym chrapaniu jakie słychać. Chciałam porozmawiać z Lauren, spytać ją co się stało, ale nie miałam okazji a potem… odwagi. Wyszła z Syriuszem z Pokoju Wspólnego z godzinę przed ciszą nocną, a gdy wróciła do dormitorium, wyglądała na naprawdę szczęśliwą i nie chciałam jej psuć tej chwili radości. Cholera, miała naprawdę ciężki miesiąc, a ja jej jeszcze go tylko utrudniałam. Nie wiem, co się stało między nią a Chrisem. Trochę martwi mnie to, że zrobiła to pod wpływem emocji i będzie potem żałować. Byli razem tyle czasu i wydawało mi się, że jest z nim szczęśliwa. Czas pokaże.
O cholera, jest dwadzieścia po północy, a mi nadal nie ulżyło. Ten pergamin powinien odpowiadać na moje wątpliwości a on tylko milczy. Muszę poszukać, może jest na to zaklęcie.
Mam wielką nadzieję, że kwiecień okaże się lepszym miesiącem niż ten. Oby, bo mam już szczerze dość tego milczenia i napiętej atmosfery.

[xxx]


Gdy obudziła się rano, miała dziwne uczucie, że coś jest inaczej. Rozejrzała się po dormitorium, ale wszystko było na swoim miejscu. Współlokatorki spały, pochrapując cicho przez sen, zegar przy łóżku Lily stukał rytmicznie, za oknem pierwsze promienie słońca wdarły się do środka.
Ściągnęła kartkę z kalendarza i uśmiechnęła się lekko. Pierwszy kwietnia.
Weszła do łazienki, nadal prześladowania przeczuciem, że coś się zmieniło. Obmyła twarz, sięgnęła po ręcznik i wycierając buzię spojrzała w lustro. I wtedy, doznała olśnienia.
Chris…! Syriusz!

[xxx]

W czasie śniadania, panowała niecierpliwa atmosfera. Wszyscy lękliwie wpatrywali się w swoje talerze, spodziewając się że lada moment mogą zacząć śpiewać lub że z owsianka zmieni się w niedobrą zupę jarzynową czy ohydny kleik ryżowy.
Każdy wąchał dokładnie dzbanek z herbatą, sprawdzając czy to aby na pewno jest herbata a nie, dajmy na to, woda z mydłem, a siadając do stołu rzucał zaklęcia na krzesło, w obawie że to może się złamać na pół.
Nawet nauczyciele z nieufnością podchodzili do posiłków, przyglądając się im z uwagą i dokładnie badając każdy kąsek.
Pierwszego kwietnia, mogło się przecież zdarzyć wszystko.
Był to bowiem dzień wyjątkowy. Dzień, w którym naturalną rzeczą było wyszukiwaniem podstępku na każdym kroku. Dzień, w którym o wiele łatwiej było paść ofiarą dowcipu niż przez cały rok razem wzięty. Dzień Głupców*, a w Hogwarcie, od sześciu lat zwanym też przez niektórych Dniem Huncwotów.
Już w pierwszej klasie ta czwórka zapewniła sobie przejście do historii jako główni dowcipnisie szkoły. Od tego czasu, co roku, pierwszego dnia kwietnia, szykowali dla całej szkoły coś wyjątkowego.
Jasnym było więc to, że i tego roku coś przygotują. A kłótnia? Czymże jest marne nieporozumienie w porównaniu do setki zawiedzionych uczniów i zhańbieniu Huncwockiego imienia? Niczym!
Niestety, Huncwockie miano miało na ten temat zupełnie inne pojęcie. No, prawie.

[xxx]

James Potter miał plan. Jeśli można tak nazwać to, co urodziło się w jego głowie w czasie drogi na śniadanie. Jakby nie mówić, James Potter miał ambitny plan, Zna zakończenie tego całego cyrku. Evans miała rację,  wszystko zaszło za daleko.
Kiedy wszedł do Wielkiej Sali, zapadła głucha cisza, a wszyscy, żywi i martwi, kobiety i mężczyzny a nawet sowy które właśnie wleciały z pocztą zwróciły na niego swoje oczy. Lekko zakłopotany tym dziwnym powitaniem przemaszerował do stołu, rzucił „cześć” do siedzących obok niego Gryfonów, w tym Lily i sięgnął po owsiankę. Gdy miska wróciła na swoje miejsce, wszyscy siedzący obok jak na zawołanie wyciągnęli ku niej ręce i wyrywając ją sobie z rąk poczęli nakładać do misek. Lekko oszołomiony tym zachowaniem James zaczął jeść, nadal czując na sobie spojrzenia uczniów.
Wielki puchacz wylądował tuż przed jego nosem, trzymając w dziobie wielką, szmaragdową kopertę. Chłopak zamyślił się – nie znał sowy, a koperta była nie podpisana.
Rozerwał kopertę i odskoczył z krzykiem, gdy wyskoczyło z niej wielkie, kolorowe coś, które z radosnym piskiem wskoczyło mu na czubek głowy i ani myślało z niej zejść. Potter pokręcił głową, próbując zrzucić z siebie intruza, a gdy nie udało mu się to, sięgnął do koperty i wyciągnął z niej małą, kolorową karteczkę.
  Dzień Głupców!  
Olśniło go jak za dotknięciem różdżki. Pierwszy kwietnia, jak on mógł o tym zapomnieć!? Rozejrzał się dookoła, szukając wzrokiem reszty Huncwotów. Przy stole nie dostrzegł jednak ani Syriusza, ani Remusa ani nawet Petera.
Peter ominąłby śniadanie? Potter zmarszczył brwi. Gdy wychodził z dormitorium, cała trójka była gotowa. Czyżby planowali coś bez niego?
Pokręcił głową, zaprzeczając sam sobie. Remus nadal nie rozmawiał z żadnym z nich – jeszcze wieczorem nie zamienił z nimi ani słowa. Dlaczego więc się spóźniali?
Odpowiedź nadeszła sama, gdy do Wielkiej Sali weszła Lauren, rozmawiając       zawzięcie z Syriuszem. Trochę za nimi szedł Remus który tłumaczył coś szeptem Peterowi.
James podjął decyzję błyskawicznie. Właściwie, podjęła ją za niego Huncwocka natura – Dzień Głupców jest raz w roku, a oni w ciągu ostatnich kilku miesięcy mocno zaniedbali swój wizerunek szkolnych psotników. Na wyjaśnienia jeszcze przyjdzie czas, tymczasem do południa zostało bardzo mało czasu. A trzeba wymyślić coś wielkiego!
Nowy plan właściwie sam uformował się w jego głowie. Jeszcze zanim usiedli do stołu, Potter dał nura pod krzesło i na czworakach przeszedł do Lily. Usiadł wygodnie po jej prawej stronie, zajmując tym samym miejsce Lauren, która niezbyt się tym przejąwszy, zajęła jego, tuż obok Syriusza. Oboje nie wydawali się być tym faktem zawiedzieni, wręcz przeciwnie.
- Podasz mi masło? – spytał uprzejmie Lily, która zaczytana w gazetę sięgnęła po maselniczkę. Lauren i Syriusz w lekkim osłupieniu patrzyli jak Potter bierze ją niej i pogwizdując wesoło, smaruje tost cienką warstwą masełka.
Black zmarszczył brwi – znał aż za dobrze ten gwizd. Towarzyszył im zawsze wtedy, gdy coś miało się stać. Coś wielkiego, wyjątkowego. Czyżby Potter miał zamiar zrobić coś bez nich?!
- Podasz mi cukier? – James zwrócił się do Remusa, który bez większego zaskoczenia, podał mu cukiernicę, wsypawszy sobie uprzednio dwie łyżki do filiżanki. James wykorzystał to, magicznie lewitując z jego torby podręcznik i wsadził go pod siedzenie krzesła. Następnie pochylił się nad Lily i szepnął jej do ucha.
- Poproś Lunatyka o książkę od eliksirów. Potem ci wyjaśnię.
Lily uśmiechnęła się szeroko, zachichotała, oblała się szkarłatnym rumieńcem i posoliła swoja porcję owsianki, poczym wychyliła się do Lupina.
- Masz przy sobie   Eliksiry dla zaawansowanych  ?
Chłopak kiwnął głową, zajrzał do torby i zmarszczył brwi.
- Zostawiłem w dormitorium – powiedział, marszcząc brwi – Muszę się wrócić.
- Pójdę z tobą, muszę wziąć dodatkową bluzę – odezwał się natychmiast James, wstając. Spojrzał ukradkiem na Syriusza i pobiegł za Remusem, mając nadzieję że zna Blacka na tyle, by jego podstęp się powiódł. Nie zawiódł się - Black zmarszczył brwi, poderwał z miejsca.
- Zaraz… wrócę – powiedział do Lauren – Muszę… Łazienka.
I wybiegł za pozostałą dwójką, potykając się w wyjściu.

[xxx]

Uśmiechnął się z satysfakcją, słysząc za sobą przyspieszone kroki. Nie musiał się odwracać, żeby odgadnąć do kogo należą. Słyszał je przez całą drogą do wieży, ale dopiero gdy weszli do dormitorium, odwrócił się rozbawiony. Różdżką zamknął drzwi i odwrócił się z szerokim uśmiechem do zaskoczonego Remusa i zdezorientowanego Syriusza.
Coś na jego głowie podskoczyło zirytowanego.
- Co to jest? – spytał Remus, zauważając małe, włochate zwierzątko.
- Chciałem zapytać o to samo – James machnął ręką koło głowy – Co to jest?
- Coś… coś… nie wiem – machnął ręką. Syriusz podszedł do swojego kufra i zaczął w nim grzebać.
- Zostaw – powiedział Potter siadając na łóżku – Mamy coś do roboty?
- Hę?
- Dziś pierwszy kwietnia – przypomniał James. Syriusz pokiwał głową.
- Aha, fajnie – urwał patrząc na przyjaciela – Dobra, słuchaj mam dość. Pogadasz ze mną bo jak nie, to cię stąd nie wypuszczę.
Podniósł różdżkę ale zamarł, widząc że drzwi są już zamknięte. Ogłupiały zwrócił wzrok na Remusa, ten jednak wyglądał na tak samo zaskoczonego jak on.
- Dobra, to…
- Później – przerwał mu ostro Potter, rozkładając się na łóżku.
- Nie, teraz! Później…
- Później – powtórzył Potter a po chwili dodał, z figlarnym uśmiechem – Dziś pierwszy kwietnia. Mamy niecałe trzy godziny do południa.
Remus westchnął po swojemu, podszedł do Jamesa i położył mu rękę na ramieniu, poczym powiedział z powagą.
- Nigdy nie sądziłem, że aż tak ucieszę się z kolejnego dowcipu – powiedział i uśmiechnął się szeroko – Jestem z ciebie dumny. Bierzmy się do roboty.  


* Dzień Głupców, ang. April Fools' Day, w Polsce zwanym Prima Aprilis.
 Co do piosenki zawartej na początku, pisząc tak mi się jakoś skojarzyła.
Zmuszona przez Leksię, dodałam wcześniej, niż miałam. Dedykacja dla „setek cierpiących” :D


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz