Rozdział 17


Klub Ślimaka, jak to zwykli nazywać uczniowie, był przywilejem i przekleństwem jednocześnie. Profesor Slughorn miał niezwykły dar wyczuwania wśród swoich podopiecznych cech, które w przyszłości, mogły pomóc im zajść daleko. Wśród klubowiczów, znajdowali się również Ci, których krewni zasłużyli się czymś niezwykłym w świecie magii.
Lily na pierwsze spotkanie została zaproszona w drugiej klasie, po jednej z lekcji eliksirów. Wtedy i jeszcze przez długi czas, było to dla niej powodem do dumy i ekscytacji.
Po pewnym czasie, dostrzegła jednak negatywy – spotkania stały się nudne i nie było w nich nic, co mogłoby spowodować, żeby czekała na kolejne.
A jednak w sobotni wieczór wyszła z wieży Gryfonów i razem z Lauren ruszyły w stronę lochów, gdzie odbywało się przyjęcie.
- Myślałam, że kogoś zabierzesz – zagadnęła Lauren a Lily uśmiechnęła się lekko.
- Chciałam, ale nie miałam za bardzo kogo – powiedziała, a King dosłyszała w jej głosie nutkę żalu – Muszę sobie radzić sama.
- Wesprzemy Cię – obiecała Lauren. Evans spojrzała na nią rozbawiona.
- Ulotnicie się na samym początku i tyle was widzieli. Zawsze tak jest.
- Nie… Nie zawsze – Dziewczyna zmieszała się, wywołując napad śmiechu u przyjaciółki.
- Spokojnie, poradzę sobie – zapewniła ją w końcu – Mam plan.

[xxx]

Lily musiała przyznać, że w kwestii wystroju sali, nauczyciel zawsze stawał na wysokości zadania. Smutna, ponura klasa od eliksirów, kilka razy w roku zmieniała się w miejsce nie do poznania.
Wchodząc, przywitali się grzecznie z Profesorem Slughornem. Zamienili z nim kilka zdań, powitali innych gości i zaszyli się w zakątku pomieszczenia, popijając kremowe piwo.
- Z tego całego cyrku, to piwo jest największym plusem – stwierdził Chris a Lily zachichotała.
- Nie mógłbyś odmówić? – zapytała Lauren, a Lily westchnęła. Gdyby kiedyś nie próbowała.
- Spróbuj mu czegoś odmówić  - podsumował Chris, a Evans pokiwała głową

[xxx]

Biegł korytarzem, zerkając co chwilę na zegarek. Nie miał zbyt dużo czasu – obiecał, że nie będzie go maksymalne pół godziny. Zatrzymał się, żeby złapać oddech, spojrzał przez okno – chmury zasłoniły księżyc.
Ruszył w stronę lochów. Po chwili, echo jego kroków zanikło całkowicie.

[xxx]

- Dobry Wieczór – Uśmiechnął się szeroko do nauczyciela, który patrzył na niego zaskoczony – Jestem tu w ramach osoby towarzyszącej. Przepraszam najmocniej za spóźnienie, ale znalezienie czegoś w naszej szafie jest niemal niemożliwe.
- Nie szkodzi, drogi chłopcze – Slughorn uśmiechnął się szeroko. Lily, która akurat próbowała wymknąć się ukradkiem za plecami nauczyciela, zamarła w połowie kroku, patrząc zaskoczona w ich kierunku. Nauczyciel najwyżej to wyczuł, bo odwrócił się w jej stronę – Lily, moja droga, chcesz nam się wymknąć?
- Nie, skąd! Ja tylko…
- Przepraszam! – powiedział szybko James, podchodząc do niej – Wiem, że miałem być wcześniej, ale Peter znów schował moją szatę do wanny! Nie wiem, czasem zastanawiam się gdzie on ma głowę! Potakuj – dodał szeptem, obejmując ją w pasie.
- Chciałam cię właśnie szukać – uśmiechnęła się szeroko – Chodź, poznam cię z kimś. Koniecznie musisz z nim porozmawiać to taki uroczy… Co tu robisz? – spytała, gdy oddalili się kawałek.
- Ratuję ci tyłek – powiedział, rozglądając się dookoła i spojrzał na zegarek – Chodź, mamy mało czasu. Syriusz dał mi pół godziny.
- Pół godziny na co?!
- Wyjaśnię Ci to kiedyś – zapewnił, odciągając ją na bok. Przeszli w stronę kotar, oddzielających gabinet od sali – udawaj, że coś zgubiłaś. Szybko!
- O nie! Mój kolczyk! – Pisnęła, w duchu przeklinając swoją głupotę i schyliła się najniżej jak umiała. James zrobił to samo, wyciągając zza pazuchy lejącą się tkaninę. Wielki stół, przykryty białym obrusem zasłonił ich ptawie całkowicie. Rozejrzał się, czy nikt ich nie widzi, poczym narzucił ją szybko na nich oboje.
- A teraz, cicho i powoli – wyszeptał, łapiąc ją za przegub i zaczął prowadzić, manewrując między ludźmi. Wpatrywała się w to oszołomiona – wszyscy wydawali się ich nie zauważać, pochłonięci rozmową. Gdy przechodzili obok Slughorna, Evans pomyślała, już po nich, ale on nawet nie obejrzał się. Wyszli z przyjęcia.
- Co… Dlaczego… Skąd to masz!? – zapytała zaskoczona, gdy oddalili się dość daleko by nikt ich nie zauważył – To peleryna-niewidka?
- Acha – przytaknął i zerknął na zegarek, prowadząc ją przed siebie.
- Skąd ją masz, podobno są bardzo rzadkie.
- To bardzo długa historia – stwierdził – może kiedyś ci ją opowiem. Musze cię teraz zostawić – dodał z nieukrywanym żalem – Powinienem być… Nie powinno mnie tu być. Dasz radę wrócić sama do dormitorium?
- Tak, pewnie – zgodziła się i z trudem powstrzymała, by nie spytać dlaczego nie wróci razem z nią do wieży. Potter uśmiechnął się do niej szeroko, poczochrał ręką włosy – Dziękuję, gdyby nie ty…
- Nie ma sprawy.
- To… Dobranoc – powiedziała cicho i odwróciła się. Usłyszała tylko kroki a gdy spojrzała przez ramię, jego już nie było.

[xxx]

- Trzeba to zrobić – powiedziała Lauren, przyglądając się w Evans, która rozmawiała półszeptem z Remusem. Eddie, który od razu gdy usłyszał co się dzieje, zaproponował pomoc, zagryzł mocno wargi i podsunął okulary na nos.
- To będzie ciężka sprawa – stwierdził – Trzeba ją zabrać z dala od zamku.
- Myślicie, że będzie bardzo zła? – zapytał Chris, chociaż doskonale znał odpowiedź. Lauren kiwnęła tylko głową – Poszedłbym z wami ale mam szlaban, bo ktoś – spojrzał znacząco na Eddiego – nie umie trzymać buzi na kłódkę.
- Ej, to było niechcący! – oburzył się chłopak – mówiłem, żebyś się schował! To ty zgrywałeś bohatera…
- Dobra, dobra. Chodźcie – rzuciła Kitty i westchnęła głęboko – Miejmy to za sobą.

[xxx]

- To co to za ważna sprawa?
- Lily…
Spojrzała pytająco na Lauren. King, wyraźnie zastanawiała się co powiedzieć.
- Tak?
- Musimy Ci coś powiedzieć.
Evans zamrugała, czując że jest coraz bardziej zaniepokojona. Kitty która siedziała obok poprawiła się niespokojnie.
- Chodzi o to… że…
- Wyduś to z siebie.
- To moja wina – powiedziała Kitty, przymykając powieki – To znaczy nie moja wina ale… Nie było żadnego fatalnego zauroczenia – wydusiła z siebie. Zapadła cisza, podczas której cała trójka wpatrywała się w Lily.
- Co?
- Nie bądź zła – poprosiła szybko Lauren – Mieliśmy dość waszych ciągłych kłótni. Chcieliśmy żebyście się jakoś dogadali.
- Eddie podsunął nam że trzeba wam pomóc – dodała Kitty, a Mauren pokiwał głową z wyrazem winy wymalowanym na twarzy.
- Moja wina. Powinienem siedzieć cicho. Zawsze coś palnę a potem…
- Nie rozumiem o co wam chodzi – przyznała Evans patrząc kolejno na przyjaciół.
- To był kant. Powiedziałam Ci, że się zakochałam w Syriuszu bo wiedziałam że mi pomożesz.
- Ja podsunęłam ten pomysł z wymianą, a Syriusz namówił Jamesa żeby Cię zaprosił – dodała Lauren.
- Black o tym wiedział!? – spytała zaskoczona Lily – Ale nie rozumiem, co to miało mieć za cel…
- Uznaliśmy że może uda wam jakoś porozumieć. Przez cały czas o to się rozchodziło i … Wybacz, ale byliście naprawdę męczący i nieznośni…
Evans zachichotała.
- Ale po co mi to mówicie? Macie wyrzuty sumienia?
- To miało być jednorazowe – przyznała Lauren – byliśmy przekonani że to spotkanie was trochę… zgodzi. I uda wam się w końcu uspokoić. Tymczasem wy cały czas się spotykacie, to nie w porządku wobec was… żebyście nie wiedzieli.
- Wariaci – zaśmiała się Lily. Przyjaciele wymienili zdziwione spojrzenie. Spodziewali się gwałtowniejszej reakcji. Evans jednak po chwili przestała się śmiać i powiedziała powoli – Nas? Ale wy mu o tym nie powiedzieliście, prawda?
- Syriusz miał z nim porozmawiać – powiedziała powoli Lauren – A o co… Lily, co Ty robisz?
Evans zerwała się na równe nogi.
- Idioci! – krzyknęła i pognała w stronę zamku.
- Nie do końca rozumiem jej reakcję…

[xxx]

Syriusz kręcił się nerwowo po dormitorium, próbując zebrać w sobie tyle odwagi na ile było go tylko stać. Wiedział, że czeka go jedna z najgorszych rozmów, jakie kiedykolwiek przeprowadził i miał przeprowadzić.
- James, możemy pogadać?
Potter spojrzał zaskoczony na przyjaciela. Od czwartej klasy, Black zwrócił się do niego po imieniu tylko kilka razy i zazwyczaj wtedy gdy chciał mu coś powiedzieć. Coś, co niekoniecznie mu się podobało.
- Co jest?
- Chodzi o Evans.
Potter zamarł, jednak nic nie powiedział. Syriusz dostrzegł jak przyjaciel napiął się a jego uśmiech momentalnie zniknął  z twarzy.
– Chodzi o to, że…
James zaniepokoił się jeszcze mocniej. Jąkający się Syriusz?
- Dobra, co się dzieje? – spytał szorstko, a Black podrapał się niezręcznie po policzku. Panikował.
James obrócił się w jego stronę. Black, widząc że ma jedyną okazję żeby coś powiedzieć wyrzucił z siebie szybko.
- Ta wasza pierwsza randka, czy co to tam było… To był kant.

[xxx]

Biegła przez korytarz zamku tak szybko jak tylko mogła. W duszy modliła się, żeby Black nie zdążył nic powiedzieć Jamesowi.
Nie wiedziała czemu, ale zależało jej na tym, żeby nie dowiedział o jej intencjach. Nie w ten sposób w każdym razie.
Zdawała sobie sprawę z tego jak by to wyglądało z jego punktu widzenia. A czas który razem spędzali był dla niej zbyt ważny, żeby stracić go przez zwykłe niedomówienia.
- Ironia – rzuciła Grubej Damie i wbiegła do Pokoju Wspólnego. Od razu skierowała swoje kroki do męskiego dormitorium. Nie zdążyła jednak nawet dotknąć klamki prowadzącej na korytarz gdy ktoś otworzył z hukiem drzwi.
Stanęła twarzą w twarz z Jamesem. Jego kamienna twarz od razy powiedziała jej, że jest za późno.
- Ja…
- Daruj sobie – warknął – Możesz już przestać grać.
I zanim zareagowała obszedł ją i zniknął w tłumie uczniów.
- Dzięki – rzuciła do stojącego na szczycie schodów Syriusza – Wielkie dzięki.  

[xxx]

Lauren po cichu weszła do dormitorium, przymykając drzwi. Rozejrzała się, szukając wzrokiem Evans. Gdy jej nie zauważyła, usiadła na brzegu swojego łóżka. Z łazienki dobiegł ją dźwięk tłuczonego szkła.
- Lily, to ty? Jesteś tam?
Odpowiedziała jej cisza. To wystarczyło, by dostrzegła jakich kłopotów sobie narobiła.
Nie do końca rozumiała to wszystko, co się stało. Evans nie pojawiła się na kolacji, podobnie zresztą jak James i Syriusz. Blacka znalazła w dormitorium, który wymruczał jej, że to był głupi pomysł, bym im powiedzieć. Od niego, udało jej się wyciągnąć tylko tyle, że Potter wściekł się nie tylko na Lily, ale też i na ich dwójkę.
Tymczasem, wyglądało na to, że Lily, z jakiegoś powodu, też nie ma ochoty z nimi rozmawiać.
Drzwi otworzyły się i do dormitorium weszła Evans. Ostentacyjnie zignorowała Lauren, stojącą przy drzwiach łazienki i usiadła na łóżku, rozczesując mokre włosy.
- Powiesz mi, co się stało? – spytała cicho King, podchodząc do niej powoli – Lily?
- Po co? Sama wiesz lepiej.
- Nie, nie wiem.
- Rano wiedziałaś wszystko – rzuciła z przekąsem. Lauren westchnęła.
- Jesteś niesprawiedliwa…
- Ja jestem niesprawiedliwa!? – Lily zaśmiała się, odwracając buzię w stronę przyjaciółki – Ja!? Po co było to wszystko!?
- Chcieliśmy, żebyście się dogadali…
- I teraz wszystko zniszczyliście! Nie chce mnie widzieć! Jest pewny, że to wszystko była jakaś zabawa! Uważa, że go okłamałam!
- Przepraszam…
- Myślisz, że to wszystko naprawi?
- Powiedziałaś, że nic was nie łączy – usprawiedliwiła się Lauren – Widzieliśmy, że on odbiera to inaczej. Nie chcieliśmy, żeby sugerowało was coś co nie…
- Naprawdę uważasz, że jestem aż tak podła? – spytała Evans podchodząc bliżej – Naprawdę uważasz, że go zwodziłam!? Masz o mnie aż tak niskie zdanie?!
- Nie, Lily to…
- Wcale mnie znasz – mruknęła Lily, odwracając się od przyjaciółki – Nic o mnie wiesz. Do Twojej wiadomości,  nie robiłabym tego wszystkiego, gdybym nie chciała.
Lauren wpatrywała się w nią zaskoczona. Spojrzenie, jakim obdarzyła ją Lily, wystarczyło by King zrozumiała, że sprawy poszły dalej niż sądziła. I że Lily nie pozwoliłaby na to, gdyby naprawdę nie była tego pewna.
- Przepraszam – powtórzyła – Porozmawiam z nim, wyjaśnię…
- Dość już zrobiłaś. Wiesz co? Nie chce mi się z tobą gadać – mruknęła, siadając na łóżku – Zostaw mnie.

[xxx]

- Lily nie chce mnie widzieć – oznajmiła King, siadając na fotelu w Pokoju Wspólnym, tuż obok Syriusza. Black spojrzał na nią zmęczony.
- Co ty nie powiesz?
- James też jest zły?
- Nie, wprost promieniuje radością – stwierdził z ironią Syriusz – Właśnie dekoruje nasze dormitorium barwami szczęścia!
- Demoluje łazienkę?
- Nie ma go w wieży – mruknął chłopak i zapatrzył się w komin – I jeśli cię to pocieszy, ze mną też nie chce gadać.
- Marne pocieszenie, myślałam, że może tobie uda mu się coś wyjaśnić. Z Lily też nie chce gadać.
- Nie!? No co ty nie powiesz!?
- Daruj sobie tą ironię. Zrozumiałam aluzję. Czyli mamy kłopoty?
- Tak. Kłopoty to dobre słowo.

[xxx]

Wpatrywał się w milczeniu w ścianę przed sobą, obracając różdżkę między palcami. Słyszał dochodzące z korytarza, podniecone głosy uczniów. Więc kolacja musiała się skończyć.
Wiedział, że nikt go tu nie znajdzie – chociaż obok miejsca jego schronienia, przechodziło mnóstwo ludzi, kierując się do Pokoju Wspólnego Puchonów dostrzeżenie go, było niemal niemożliwe. Cienki mur, zawijał w bok, tworząc swego rodzaju malutkie pomieszczenie. Lampy, które oświetlały korytarz, niedopuszczany tam światła.
James Potter nie lubił ciszy. Zawsze, kiedy musiał coś dokładnie przemyśleć sam, udawał się do najbardziej zatłoczonego miejsca. Ukryty wśród rozgadanych i roześmianych ludzi, nie rzucał się w oczy i mógł się w spokoju oddać myślom.
Cisza go rozpraszała – być może dlatego, że odkąd przekroczył próg Hogwartu, prawie wcale jej nie doświadczał. Trudno mówić o spokoju, gdy mieszkało się w dormitorium z Huncwotami.
Zawsze gdy coś go trapiło, z pomocą przychodzili mu przyjaciele. Nauczył się, że łatwiej rozwiązać jakiś problem, wśród bezsensownej gadaniny Petera, rozsądnego i zatroskanego głosu Remusa i nieustannego śmiechu Syriusza. W tym całym zamieszaniu, rozwiązanie zawsze przychodziło mu samo.
Gdy więc pojawił się problem, związany z bezpośrednio z nimi – gdy nie mógł podzielić się swoimi zmartwieniami – uciekał do miejsc, gdzie inni dawali mu to złudne poczucie rozgardiaszu.
Rzadko kiedy tu przychodził – były to sytuacje tak nieliczne, że potrafił je wyliczyć na palcach u jednej ręki.
Teraz jednak wiedział, że szybko do dormitorium nie wróci. Złość i rozczarowanie rozdzierały go od środka i był przekonany, że powrót do wieży spowoduje tylko niepotrzebne spięcia. A wolał ich uniknąć, zwłaszcza teraz.
Czuł się nieswojo w sytuacji, która go dopadła. Wszystko to, co wydarzyło się przez ostatnie tygodnie, co tak dokładnie wypielęgnował w swojej pamięci, nagle straciło wiarygodność. Każde uczucie, każde słowo, każda chwila stanęły pod znakiem zapytania.
Bo skąd mógł wiedzieć, co było prawdą a co fikcją?

[xxx]

- Może trzeba go poszukać?
Remus spojrzał na zegarek, pokręcił głową i wrócił do lektury. Czując na sobie spojrzenie Syriusza westchnął i zamknął książkę.
- Przecież dobrze wiesz, gdzie jest. Jak chcesz, idź, ale to będzie najgłupsze, co możesz teraz zrobić.
Miał rację. Black niechętnie to przyznawał, ale Remus prawie zawsze miał rację. Mimo, że to on lepiej znał Jamesa, w delikatnych sprawach, to Lupin zawsze wiedział, jak postąpić.
Syriusz doskonale wiedział, gdzie ukrywa się przyjaciel. Przez sześć lat dzielenia dormitorium, każdy z nich, znalazł sobie miejsce, gdzie mógł w spokoju oddawać się swoim myślom, z dala od przyjaciół.
Ucieczka do nich, dawała prosty sygnał: chcę być sam. Jak dotąd, ani razu nie złamali tej granicy prywatności.
Oczywiście, oficjalnie, nie mieli pojęcia gdzie znajduje się Potter. Tak samo, jak nigdy nie wiedzieli, gdzie chowa się Syriusz czy Remus.
Sporo czasu zajęło im znalezienie „miejsca” Jamesa. Stało się to w trzeciej klasie, zupełnym przypadkiem, podczas jednej z wypraw Petera do kuchni. Chłopak zauważył Pottera, znikającego w jednym z korytarzu. Następnego dnia, wraz z Syriuszem i Remusem, odkryli klitkę, w której spokojnie mogła zmieścić się jedna osoba.
- Nic mu nie będzie?
- Zawsze dawał sobie radę, teraz też da – zapewnił go Remus, a Black znów zgodził się z nim w milczeniu.
- Powiedz to – mruknął, czując na sobie spojrzenie przyjaciela – No, dalej, wiem że chcesz to zrobić.
- Zasłużyliście – powiedział spokojnie – Trzeba było myśleć.
- Zabiliby się, gdybyśmy myśleli – zauważył Black, siadając na swoim łóżku – Gdyby nie ta cała akcja, nie dożyliby Walentynek, dobrze wiesz.
- Trzeba było siedzieć cicho.
- Co? Dobrze słyszę? Mieliśmy im nic nie mówić?
- Czasem lepiej nie znać prawdy – powiedział spokojnie chłopak – a na pewno, lepiej poznać ją z ust tego, kogo dotyczy. Nie mówię, że mieliście im nic nie mówić. Po prostu, źle to rozegraliście.
- Nienawidzę, kiedy masz rację – wysyczał Syriusz, a Remus uśmiechnął się łagodnie i wziął książkę do ręki.
- Prawie zawsze mam rację, Łapo. Daj mu trochę czasu – dodał- Przejdzie mu.

[xxx]

- Łapo, daj spokój, połóż się – mruknął Lupin, słysząc jak Syriusz po raz kolejny wyszedł z łóżka – wziął ze sobą pelerynę, nic mu nie będzie. Daj spać.
 – Idę tylko do łazienki.
- Byłeś pięć minut temu – wymruczał chłopak, zakrywając się kołdrą z głową – Śpij.
Syriusz powiedział coś cicho i po chwili drzwi od dormitorium zamknęły się z cichym skrzypnięciem.
- Jak baba – stwierdził Remus – Jak baba.

[xxx]

Syriusz nie doczekał się na Jamesa. Usnął na fotelu przy kominku a rano, obudził się zmarznięty i wściekły. Nie wiedział jeszcze, kogo dotyczy ta wściekłość – King, Mauera czy Evans. A może, był zły sam na siebie?
W każdym bądź razie, Potter przywitał go obojętnie w dormitorium, nie zaszczycając przy tym nawet krótkim spojrzeniem. Wpakował książki do torby i wypadł z sypialni, rzucając na odchodnym: Idę na śniadanie.
Lauren również nie miała zbyt wiele szczęścia. Lily popisowo ignorowała ją przez cały wieczór, noc i ranek. A także resztę dnia.

[xxx]

- Z tobą przynajmniej rozmawia – mruknął King, pochylona nad swoją owsianką. Syriusz prychnął.
- To, nazywasz rozmową? Patrz – dodał i zwrócił się do siedzącego dwa miejsca dalej Jamesa – Rogacz, masz dziś trening?
- Acha.
- Wrócisz przed obiadem? Poszlibyśmy może podrzucić Filchowi parę niespodzianek?
- Acha.
Spojrzał na Lauren która zszokowana wpatrywała się w tą wymianę zdań i… potakiwań.
- Wolałbym już, żeby mnie igorował – powiedział, podając jej dzbanek z herbatą – Udaje że nic się nie stało, jest przeraźliwie zgodny i uprzejmy. Ty chociaż wiesz, że Evans jest zła.
- Traktuje mnie jak powietrze. To chyba trochę zbyt łagodny synonim bycia złym. Nie daje sobie nic wyjaśnić, wszystko co mówię, odbija się od niej jak groch od ściany. Nie wiem jak długo to jeszcze będzie trwać…
Odgarnęła włosy z czoła, spojrzała na siedzącą dość daleko od niej Lily. Evans od ponad dwóch tygodni, kompletnie nie zwracała na niej uwagi. Prawie wcale nie przebywała w dormitorium, a wieczorami i rano, zupełnie nie reagowała na obecność King.
Dziewczyna próbowała z nią kilka razy porozmawiać, wyjaśnić jeszcze raz, co się stało, jednak Lily zupełnie się na nią zamknęła. Wszystko co powiedziała Lauren, Lily ostentacyjnie ignorowała, nie racząc nawet na nią spojrzeć.
Syriusz też kilkakrotnie poruszał ten temat – James wtedy ucinał go ostro i przez resztę dnia, nie odzywał się ani słowem. Black szybko doszedł do wniosku – nakierowany uprzednio na odpowiedni tor przez Remusa – że na chwilę obecną, lepiej nie wspominać o dziewczynie.

[xxx]

- Cześć – usłyszała nad uchem i uśmiechnęła się do Chrisa z wymuszeniem. Syriusz posunął się, robiąc mu miejsce. Od czasu rozmowy, Collins spędzał ze swoją dziewczyną dużo więcej czasu. Początkowo Lauren starała się nie zwracać uwagi na to, że pojawiał się zawsze wtedy, gdy wdawała się w rozmowę z Syriuszem. Jednak po pierwszym tygodniu nieustannego zapobiegania o jej czas i uwagę, nie mogła nie zauważyć związku.
Zawsze, gdy chociażby zagadała do Blacka, od razu pojawił się Chris.
- Jak z Lily? – spytał a Lauren westchnęła znudzona.
- Chyba przestała pamiętać że istnieję – powiedziała, zakładając sobie dokładkę owsianki. Podała miskę do Krukona, a gdy podziękował ruchem głowy, wysunęła się, podsuwając ją pod nos Syriusza – Byłoby nam łatwiej, gdybyś się wychylił – dodała do Collinsa, czując narastającą irytację.
<i> Czy nie powinnam się martwić, że mój własny chłopak mnie denerwuje? </i>
Pokręciła głową. Chris, z wielką niechęcią odchylił się na krześle, a Lauren podała przysmak Blackowi.
- Nie naciskaj jej – podsunął Collins obserwując profil swojej dziewczyny. Równocześnie idealnie zasłonił wszelkie widoki Syriuszowi. Chłopak wzruszył ramionami i zajął się owsianką.
- Nie naciskam – mruknęła – Po prostu męczy mnie ta sytuacja. Muszę iść – dodała wstając – Zostawiłam coś w  dormitorium. Zobaczymy się na lekcjach – rzuciła, zakładając torbę i odeszła, zanim którykolwiek zdążył coś powiedzieć. Talerz ze śniadaniem leżał nietknięty.

[xxx]

- Co to było?
Podskoczyła, słysząc znajomy głos tuż nad uchem. Obróciła się, stając twarzą w twarz z uśmiechniętym Syriuszem.
- Nie Twój interes.
- Pierwszy raz widziałem, żebyś zrezygnowała z dokładki owsianki – krzyknął za nią. Zatrzymała się, rozbawiona - Jak tak można, Panno King?
- Po prostu, wstałam i zostawiłam talerz. Nie wzięłam podręcznika od Historii Magii.
- Nie chodzisz na Historię Magii.
- To… W ogóle, co się to obchodzi?!
Wzruszył ramionami. Ciche dni między nią a Lily, najwyraźniej działały na nią pobudzająco. Ruszył powoli, pozwalając by zrównała z nim krok.
- Nie może cię aż tak denerwować – podjął po chwili, a Lauren westchnęła – Nie znam się na związkach, ale nawet ja wiem, że uczucie irytacji jest złym znakiem. No, może z wyjątkiem Eddiego i Lexie – dodał po namyśle – ale oni są inni, i jeszcze się nie zeszli.
Nie umiała nie zachichotać. Uśmiechnął się, najwyraźniej zadowolony sam z siebie, że udało mu się ją rozbawić.
- Nie irytuje mnie, tylko… jest wszędzie – powiedziała w końcu – osacza mnie, gdzie nie pójdę, tam jest. Mam wrażenie, jakby był o coś zazdrosny tylko…
- Nie wiesz o co – dokończył za nią a ona pokiwała głową. Syriusz wypuścił powietrze nosem i przez chwilę znów milczeli.
- Podobno rozmowa pomaga – odezwał się znów a ona pokiwała głową – Ale jak mówiłem, nie znam się na tym.
Zatrzymała się, spojrzała na zegarek i znów na niego.
- Znasz się lepiej niż jeden mężczyzna po latach małżeństwa – powiedziała z uśmiechem, kładąc rękę na jego ramieniu – będzie kiedyś z ciebie świetny partner. A teraz, muszę uciekać. Pogadamy później.

[xxx]

- Czołem!
Lily podniosła głowę znad podręcznika i uśmiechnęła się do stojącego nad nią Eddiego. Towarzyszyła mu, naturalnie, Lexie. Od czasu zakładu, stali się niemal nierozłączni.
Wszystkie posiłki, każdą przerwę i prawie cały czas wolny, spędzali razem. Tam gdzie był on – była i ona.
Oczywiście, to wcale nie było tak, jak wyglądało. Lexie nieodpuszczana chłopaka na krok z zupełnie innego powodu, niż sądzili wszyscy. McAdams postawiła sobie za punkt honoru, żeby odegrać się na Mauerze. Ponieważ żadna inna zemsta nie wydawała jej się aż tak słodka, zdecydowała się na najbardziej radykalny z kroków na jakie było ją stać. Musiała spędzić ja najwięcej czasu z chłopakiem, żeby wynaleźć słaby punkt i – z zimną krwią – wykorzystać go. Punktu nie znalazła, ale przez te dwa tygodnie, niemalże cały czas doprowadzała go do obłędu. Z wzajemnością, oczywiście.
- Hej Eddie – ucieszyła się Evans i przeniosła spojrzenie na Lexie – I… Cześć Lexie.
- Cześć.
- Moja Panno – powiedział poważnie Mauer, siadając obok niej i zabierając jej z ręki książkę. Podał ją Lexie, a ta, zaczęła ją przeglądać znudzona, jednym uchem słuchając wywodu Mauera – Obawiam się, że sprawy zaszły zbyt daleko! Jesteś pełnoletnią czarownicą,  rozsądną, umiejącą przyznać się do porażki, zrównoważoną – zamyślił się przez chwilę – dobrze, z tym ostatnim może nie do końca. Ale masz złote serce i delikatną, wrażliwą duszę łabędzia…
- A co z teorią o kreaturach bez serca!? – Oburzyła się nagle Lexie, a Mauer wzniósł oczy do góry.
- Cicho, dziewczynko, próbuję ją zmiękczyć! Nie pomagasz!
- Jesteś dwulicowy…
- Zamknij się, a zdradzę ci coś czego nigdy bym ci nie powiedział i pozwolę nabijać się z tego przez resztę dnia – powiedział z błyskiem w oku. Lexie przyjrzała mu się z podejrzliwością.
- Coś bardzo wstydliwego?
- Nawet nie wiesz, jak bardzo…
- Będę mogła o tym napisać w swoich notatkach?
- Nie… - jęknął chłopak a Lexie przyjrzała mu się ze złośliwym uśmiechem – No dobra. Ale masz mi pomóc!
- W porządku. Nic więcej nie powiem – Uśmiechnęła się słodziutko, poprawiła niebieską wstążkę we włosach i spojrzała wyczekująco na Lily.
- Wracając do tematu… Na czym skończyłem?
- Na duszy delikatnej i wrażliwej jak łabędź, chociaż ja uważam, że to złe porównanie – powiedziała z namysłem Lexie.
- Masz coś do łabędzi? To piękne, delikatnie…
- Nie oddają w pełni jej wartości – stwierdziła z przekonaniem – Powiedziałabym bardziej, że ma duszę delikatną jak płatek róży, czy śniegu…
- To wszystko stare i przejedzone porównana – oburzył się Mauer.
 Lily patrzyła zszokowana, jak para wymienia między sobą kolejne argumenty, zupełnie zapominając o jej obecności i o tym, że mówią – co tu kryć – o jej wnętrzu.
- Nie są przynajmniej tandetne! Delikatna jak łabędź! Ha, dobre sobie! Równie dobrze mogłeś powiedzieć: delikatna jak słoń!
- Możecie skończyć i przejść do setna sprawy, bo zdaje się, że jakąś mieliście…
- On miał. Ja tu tylko pomagam – powiedziała z szerokim uśmiechem Lexie, a Eddie pokręcił głową. Lily zauważyła, jak mała i drobna przy nim wydaje się McAdams.
- Bardzo – uciął z sarkazmem chłopak – Ni mniej, bo nie o tym tu mowa. Chodzi o to, że jesteś już dorosłą, rozsądną czarownicą…
- Która ma swój rozum, i wie, że są sprawy… - urwała, odciągnęła Eddiego na bok – Do czego ją przekonujemy?
Chłopak omal nie spadł z ławki, na której siedzieli.
- Naprawdę jesteś taką ignorantką, czy tylko taką udajesz?
- Nie masz pojęcia?
- Nie – zgodził się z powagą – Lauren prosiła żebym z nią pogadał i zobaczył co da się zdziałać.
- Rozumiem – odwróciła się do Evans i posłała jej słodki uśmiech – Kontynuuj.
- Chodzi nam o to – podjął chłopak, rzucając surowe spojrzenie otwierającej usta McAdams – że oboje rozumiemy, w jak trudnej i kłopotliwej sytuacji się teraz znalazłaś, w czym i ja mam sporą część swojej winy…
- Masz? – zainteresowała się Lexie. Gdyby spojrzenia mogły zabijać, pewnie padłaby trupem po tym, jak Mauer spojrzał w jej stronę. Dziewczyna znów się uśmiechnęła, odwróciła zakłopotana głowę. Przez chwilę walczyła ze sobą, czy spytać Eddiego co się właściwie stało, uznała jednak, że tym razem może się to dla niej źle skończyć. Lepiej poczekać, aż skończy z Evans i wtedy, dowie się wszystkiego.
- Wydaje nam się jednak – kontynuował Eddie – że do pewnych spraw, podeszłaś zbyt brutalnie. To trudny okres, jestem tego pewien, mężczyzna, w którym być może widziałaś swoją drugą połówkę…
- Nie widziałam!
- Nie masz czego żałować!
Eddie westchnął załamany nagłym wybuchem swoich koleżanek.
- Wszyscy tacy są, rozkochują, wzbudzają nadzieje a potem…
- Przecież to ona go oszukała! – Wzburzył się Eddie, a Lexie policzy poróżowiały.
- Stajesz po jego stronie!
- Nie, Lexie, faktycznie trochę go oszukałam – wtrąciła się ostrożnie Lily, po czym dodała – Ale nie tak, jak on myślał!
- Dobrze, brawo, malutka! – Ucieszyła się Lexie – Jeszcze lepiej! Tak trzymać, pokazałaś mu, gdzie jego miejsce.
- Merlinie, miej mnie w opiece, bo zaraz zrobię krzywdę tej niewieście – powiedział Eddie – I to my krzywdzimy!? My porzucamy!? Naturalnie, jak wy zachowujecie się jak ostatnie zdziry, to uciekamy!
- A co z łabędzią duszą!? – Oburzyła się McAdams.
- Nie miałam zamiaru nikogo krzywdzić!
- Łabędzie dusze mają tylko łabędzie! Wy jesteście zbyt okrutne, by móc was porównać do tak subtelnych i wspaniałych ptaków!
- Ja już ja ci pokaże, co sądzę o twoich ptakach! – wrzasnęła Lexie, a Lily zakryła usta, kompletnie oszołomiona – Pokażę ci takiego ptaka, że wszystkie inne obecne w tym zamku spadną ze swoich gałęzi!
- O czym ty mówisz… - spytała Lily, ale Eddie najwyraźniej zrozumiał pokręconą wypowiedź, bo odpowiedział.
- Twoje ptaki nie mają szans z moimi.
- To się jeszcze okaże – powiedziała z zacięciem na twarzy – Pojedynek?
- Przyjmuję.
I odeszli, nadal dyskutując i gestykulując przy tym żywo.
- Oni jednak żyją w innym świecie – stwierdziła Lily, nadal oszołomiona – Ciekawe, co to za ptaki…

[xxx]

- Nie masz pojęcia, żadnego o tym co… Cześć Lauren!
Jedno spojrzenie na nich wystarczyło, żeby odgadła, że nic nie zdziałali.
- Na Merlina! Następnym razem jak poproszę was o pomoc, odseparuję was od siebie! O co znowu poszło!?
- Ona uważa, że moje ptaki są nie godne jej!
King musiała poświęcić chwilę, żeby przyswoić to, co usłyszała. Pozbywszy się wszelkich skojarzeń, cisnących się jej do głowy, spytała.
- Eddie, na gacie Merlina, jakie ptaki?
- Jest nie w temacie, nie mów zagadkami – mruknęła McAdams, zakładając ręce na biodra – Chodzi mu o przekonania.
- Nazywacie przekonania ptakami?
- Dziś – zgodził się Eddie – Właściwie, to teraz. Przed obiadem to były pączki.
- Wczoraj po kolacji pudding.
- A przed śniadaniem szczotki do włosów. Nadal uważam, że czesanie włosów grzebieniem, to głupota – stwierdził Mauer a Lexie westchnęła zirytowana.
- Uważasz za głupie wszystko, co ja uważam że mądre.
- Wiecie co, jesteście dla siebie stworzeni po prostu – przerwała im Lauren, olśniona nagłym odkryciem – drugiej tak nienormalnie pasującej do siebie pary świat nie widział. Pracujcie nad tym a ja, idę szukać Lily.
I obiegła, zostawiając oszołomioną parę za sobą, w myślach obiecując sobie, że gdy ten cyrk się w końcu skończy, trzeba będzie pomyśleć o zeswataniu tej dwójki. O ile do tej pory się nie zabiją.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz