Rozdział 11

Lauren naprawdę wierzyła, że robi dobrze, gdy wysyłała Lily na randkę z Jamesem. Sądziła, że to spotkanie pomoże im obojgu zatopić topór wojenny. Toteż, gdy Evans przyznała, że chce iść na drugie spotkanie, King niemało się zdziwiła. Jeszcze większy szok przeżyła, gdy następnego dnia ustalili szczegóły – nie omieszkując się przy tym pokłócić – następnego spotkania.
A kolejnej soboty, wyszli we dwoje z wieży Gryffindoru, opatuleni w ciepłe ciuchy, kierując się w stronę błoni.

[xxx]

Syriusz, spodziewał się wszystkiego. Że w czasie randki pokłócą się, pobiją, czy nawet może zabiją. Przygotował w pełni wyposażoną apteczkę, zapas Ognistej Whisky i całą torbę czekolady.
Nie spodziewał się tylko, że mogą umówić się po raz drugi.
Widział, że przyjaciel jest zagubiony w sytuacji w jakiej się znalazł. Z jednej strony, właśnie stało się to, o czym nieustannie mówił przez cały poprzedni rok. Z drugiej, Evans do tej pory wyraźnie dawała mu znać, że ma go w poważaniu.
A jednak, gdy pierwszy szok opadł, Rogacz wydał się nawet zadowolony z perspektywy kolejnego spotkania.
A Syriusz poczuł mimowolny atak nienawiści do rudowłosej, pewny, że ta skrzywdzi go nim zdąży przejrzeć na oczy. Zaczął żałować tego, że wpakował się w to bagno.
Jakim więc było dla niego zaskoczeniem, gdy z drugiego spotkania Rogacz wrócił równie zadowolony, jak z pierwszego.

[xxx]

Na początku, była cisza. Niczym nie przerwana, krępująca cisza. Szli obok siebie, on z rękoma wsadzonymi głęboko w kieszenie, ona ze skrzyżowanymi na biodrach. Obserwowali przybliżającą się chatkę Hagrida, ośnieżoną, z której komina wydobywał się siwy dym.
Ominęli ją jednak, kierując swoje kroki ku jeziorze. Wymienili wtedy tylko krótkie spojrzenia, uśmiechnęli się, a gdy szkarłatne rumieńce wstąpiły na ich twarze, natychmiast odwrócili od siebie wzrok.
Nie mówili nic. Tym razem, słowa nie były potrzebne. A może bali się odezwać, w obawie o to, że spowodują kłótnię, lub po prostu zniszczą tą drogą im w tej chwili, ciszę?
Potem – wydawało im się że minęły godziny – on się odezwał. Zadał najbardziej z banalnych pytań, jakie mógł wybrać.
- Nie jest Ci zimno?
Jego głos, mimowolnie zadrżał. Opuściła wzrok, nie wiedząc czemu znów się rumieni. Zaprzeczyła ruchem głowy, nie mogąc zmusić się do wypowiedzenia słowa.
Zaskoczyło ją to, że tak ją onieśmielał. Nie miała pojęcia, o co tu chodzi, ale nagle poczuła irytację, że to przy nim nie może wydusić słowa, skoro jeszcze tydzień temu, z taką zawziętością na niego krzyczała. Jego chyba też to zirytowało, bo zmarszczył śmiesznie brwi i wydął wargi do przodu.
Ale żadne z nich, nic więcej nie powiedziało. Wrócili do zamku, nadal milcząc. I cisza, przestała im nagle przeszkadzać.
Lily poczuła, że jest im teraz potrzebna bardziej niż kiedykolwiek.
Mowa jest srebrem, milczenie złotem – pomyślała, gdy pożegnali się w wieży.
- James! – Krzyknęła za nim dziesięć minut później, a on jak na zawołanie pojawił się w drzwiach dormitorium, jakby na to czekał – Czy…
- Tak.
- W sobotę? – spytała cicho, a on potwierdził ruchem głowy.
Wróciła do dormitorium, uśmiechając się do samej siebie.

[xxx]

Patrzyła ukradkiem na przyjaciółkę, coraz bardziej czując, że postępuje nie fair wobec niej. Syriusz zdawał się być równie zaniepokojony. Obserwował ich oboje z boku, ani razu nie poruszył jednak z żadnym z nich tego tematu. Kilka razy, miał ochotę po prostu wygarnąć Evans, jednak za każdym razem, gdy pomyślał o reakcji przyjaciela gdy dowie się co tak naprawdę było powodem ich spotkać, robiło mu się nie dobrze.
Oboje więc patrzyli bezczynnie, jak Lily i James brną w to coraz głębiej. I drżeli na myśl, co będzie gdy wszystko się wyda.

[xxx]

Lauren nigdy nie wątpiła w szczerość przyjaciółki. Evans zawsze była prawdomówna aż do bólu i nie znosiła gdy ktoś kłamał lub okłamywał innych. Tym bardziej, dla King niezrozumiałe było to, dlaczego Lily zgadza się na te spotkania. Ani ona, ani Syriusz nie mieli bowiem pojęcia, że to Evans zaproponowała kolejne wyjście.

[xxx]

Przez cały tydzień, wyczekiwała z upragnieniem soboty. Siła, która ją do niego ciągnęła, przybierała na mocy z każdą chwilą. To było jak jakiś urok, który kazał jej spędzać z nim jak najwięcej czasu. I chociaż wiedziała, że to co się teraz dzieje jest irracjonalnie i dziwne, czuła się szczęśliwa na każdą myśl o nadchodzącej sobocie.
Nie chcąc zaprzepaścić tego, jak daleko udało im się dojść, w ciągu całego tygodnia, za wszelką cenę starała się z nim nie rozmawiać, w obawie o kolejną kłótnię, która i tak nadeszła, w czasie ustalania miejsca spotkania. Szybko jednak zapomnieli o tym, decydując się iść za ciosem tam, gdzie ich nogi poniosą.
To, Lily nie miała wątpliwości, jeszcze mocniej rozłościło Lauren i Syriusza. Evans nie dziwiła się im, doskonale zdawała sobie sprawę z tego, na jaką osobę wygląda w ich oczach. Nie potrafiła w sobie jednak znaleźć tyle odwagi, by powiedzieć Jamesowi prawdę.
Sobota nadeszła szybciej, niż Evans mogła sobie wyobrazić.

[xxx]

- Cholera – syknął gdy ulizane przez niego przed chwilą włosy znów stanęły każdy w inną stronę. Spojrzał z powątpiewaniem na różdżkę, po raz kolejny rozczesał i ulizał kosmyki a gdy to nie pomogło, wzruszył ramionami, przeczesał je ręką i wyszedł z łazienki.
- I jak? – zapytał Syriusz, patrząc w zamyśleniu na szachownicę. Remus uśmiechał się do siebie szeroko, widząc że przyjaciel nie ma ruchu.
- Walka z wiatrakami – oznajmił Potter przyglądając się zza pleców Lupina ustawieniu figur – Umoczyłeś – dodał po chwili.
- Mógłbyś mi pomóc, a nie wbijać różdżkę w plecy? To już będzie piąty mat dziś!
- Łapo, zapomniałeś, że Rogacz idzie dziś na randkę – przypomniał Remus – z jego pomocą, mógłbyś co najwyżej przegrać kolejną.
- To nie jest randka – poprawił go Potter, grzebiąc w torbie.
- A co?
- Nie wiem – wzruszył ramionami – na pewno nie randka.
- Naprawdę sądziłem, że Twoje dziwactwa to wina wpływu Łapy, ale teraz widzę że Ty to tak naturalnie.
Wzruszył ramionami, a Syriusz opuścił ręce z akcie zrezygnowania, na co jego Król zaczął go rugać. Black natychmiast zrobił się czerwony i jak gdyby nigdy nic, zaczął się kłócić z figurą, machając przy tym rękami jak szalony. W końcu złapał go w dłoń, i rzucił o ścianę, pokazując przy tym język.
- Chociaż może oboje macie problem.

[xxx]

Gdy po raz piąty James spojrzał na zegarek, zauważając że mija piąty kwadrans ich spotkania a oni znów nie powiedzieli ani słowa, zdecydował się wziąć sprawy w swoje ręce.
Zatrzymał się, wsadził ręce jeszcze głębiej w kieszenie i poczekał, aż Lily do niego dołączy.
Dziewczyna podniosła hardo głowę a ich spojrzenia spotkały się. Przez chwilę utrzymywali kontakt wzrokowy, aż w końcu równocześnie opuścili głowy, zarumieni na twarzy.
- To głupie – powiedział w końcu Potter, kopiąc leżący pod jego nogą kamyk – takie milczenie.
- Nic nie mówisz – zauważyła Lily, odgarniając włosy z buzi. Zapadła krótka cisza.
- Chcesz rozmawiać? – spytał w końcu James, a Lily podniosła głowę, marszcząc brwi. Milczenie było dobre na jakiś czas, a ona miała nieodzowne przeczucie, że rozmowa skończy się dla nich źle. Nie widząc jednak innego wyboru, kiwnęła głową i spytała.
- To co robisz w Święta? To już zaraz, a nie ma Cię na liście McGonagall. Podejrzałam ją gdy Chris się wpisywał – dodała szybko, ku swojej złości rumieniąc się.
- Dotrzymam towarzystwa Łapie – wyjaśnił uśmiechając się – Lunatyk i Glizdogon wracają do domu, a ten kretyn uparł się, że zostaje w szkole. A Ty też nie byłaś na liście – dodał po chwili namysłu.
Lily nabrała głośno powietrza.
- Moja siostra nie życzy sobie mojej obecności w domu. Przybywa jej narzeczony – dodała z kwaśną miną.
Zapadła krótka cisza. James zastanawiał się nad czymś, aż w końcu zdecydował się na zmianę tematu, bo powiedział.
- Mógłby spaść śnieg.
- Nie lubię śniegu – odpowiedziała Evans – nie wiem, czemu wszyscy tak się nim podniecają.
- Zwariowałaś!? – oburzył się, najbardziej szczerze, James – Jak można nie lubić śniegu!? To tak jakbyś powiedziała, że Walentynki są głupie!
- Bo są.
- Masz rację, to zły przykład. – Powiedział, machając niecierpliwie ręką – Dlaczego?
- Z reguły nie lubię zimy – podsumowała – trzeba się cieplej ubierać, jest niewygodnie, morko i zimno, bardzo łatwo się przeziębić…
- Są też dobre strony – zauważył rozsądnie – Jak zmarzniesz możesz wypić kubek wrzącej czekolady przed kominkiem. Można robić bałwany i rzucać się śniegiem.
- Który wpada Ci za kołnierz kurtki – dodała zaczepnie Evans – Czekolady przy kominie mogę napić się w ciągu całego roku. A bałwany, wybacz, ale to nudne i dziecinne.
- Lepiłaś w ogóle kiedyś jakiegoś? – Spytał zakładając ręce na ramionach.
- Oczywiście, jak byłam mała tata ciągle zabierał nas na łyżwy i lepienie bałwana.
- Naprawdę tego nie lubisz? Wiesz co – powiedział, gdy potwierdziła głową – myślę, że ty nigdy nie poznałaś prawdziwej przyjemności jaką jest wtarcie komuś w twarz świeżego śniegu. Jeśli w tym roku jakiś spadnie, osobiście podstawię Ci się do natarcia.
Roześmiała się.
- Trzymam za słowo.

[xxx]

Nie przypuszczała, że rozmowa może tak szybko się rozkręcić. Od śniegu przeszli płynnie na temat muzyki, a to okazało się być tematem bez dna, ciągnącym za sobą coraz więcej kolejnych.
Oczywiście, nie zgadzali się co krok. Byli od siebie tak różni, że nie udało im się znaleźć żadnej przyjemności czy pasji, która oboje mogli podzielać.
Dawało im to jednak możliwość żywej konwersacji i dyskusji, podczas której wzajemnie starali się przekonać do swoich przekonań.
Żadne z nich nie zauważyło, gdy znaleźli się w wieży Gryfonów, umówieni na kolejne spotkanie, które miało się okazać przełomowym.

[xxx]

Szli korytarzem, dyskutując zawzięcie na temat ostatnich zajęć eliksirów. Lekcje, gdy wszystkie inne wątki były nieodpowiednie, były ich ulubionym tematem. Były na tyle uniwersalne, że nie mogły wywołać większej awantury. Prawda była taka, że oboje nadal bardzo ostrożnie dobierali temat do rozmów, obawiając się nieporozumień, które zdarzały się dość często, nie były jednak aż tak gwałtowne jak kiedyś.
Kolejnym tematem, który poruszali nadzwyczaj często, było zwykłe, codzienne życie.
James uwielbiał słuchać, jak Evans opowiada mu o pralkach, telewizorach czy odkurzaczach, wypytując o wszystkie możliwe szczegóły. Lily cierpliwie tłumaczyła mu system działania tych urządzeń, jak ich roli.
Potter odwdzięczał jej się anegdotami o łapaniu goblinów w ogródku jego babci, opowieściami o kominach i sieci Fiuu oraz sprzątaniu za pomocą magii.
Evans zatrzymała się, opierając głowę o kolumnę. James przez chwilę wahał się, niepewny czy powinien przerwać rozmyślenia Evans, aż w końcu spytał.
- O czym myślisz?
Przeniosła na niego nieprzytomne spojrzenie. Zamrugał zaskoczony.
- Co się zmieniło? – spytała cicho, nie odrywając od chłopaka wzroku. Potter oparł się o ścianę naprzeciwko Evans i zastanowił się przez chwilę. Potem odpowiedział, dokładnie ważąc słowa.
- Chyba… - urwał, nie potrafiąc ubrać swoich myśli w logiczną wypowiedź. Po chwili intensywnego myślenia, poddał się – nie wiem.
Zachichotała pod nosem, kręcąc tylko głową.
- Myślisz, że to my? – spytała w końcu, a jej cichy głos ledwo do niego dotarł, odbity przez echo pustego korytarza.
- Nie wiem – przyznał a po chwili dodał poważniej – może.
- To, co się teraz dzieje – podjęła powoli – jest dziwne. Nie umiem tego wyjaśnić w żaden, racjonalny sposób. To się po prostu dzieje. I… - zawahała się. Nie spodziewała się, że zwierzy się ze swoich uczyć komukolwiek, zwłaszcza jemu, a jednak słowa same z niej wypływały. Zanim zdarzyła się powstrzymać, skończyła myśl – …boję się tego, do czego to zmierza. Właściwie, to nie wiem, do czego zmierza i to mnie chyba tak przeraża.
Chciał się uśmiechnąć, pocieszyć ją, ale żadne słowo nie przeszło mu przez gardło. A ona, zdecydowała się wykorzystać tą chwilę szczerości na którą się zdobyła.
- Muszę Ci się do czegoś przyznać – wyszeptała, a serce zabiło jej mocniej. <i> Teraz albo nigdy, Lily Evans </i>, pomyślała i już otwierała usta, żeby kontynuować, gdy zza rogu wyłonił się Severus Snape.

[xxx]

Wpadła do dormitorium zła jak osa. Nie, nie jak osa. Jak stado rozłoszczonych do granic wściekłości os. Gotowych zaatakować wszystko i wszystkich, którzy staną jej na drodze.
Kopnęła ze złością w łóżko i przeklęła siarczyście, gdy jej noga zapulsowała boleśnie. Opadła na podłogę i zaczęła rozmasowywać stopę.
<i> Cholerny Potter i jego szczeniackie uprzedzenia </i> ,pomyślała z wściekłością, zaciskając dłonie w pięści. Tym razem przesadził, nie miała ku temu żadnych wątpliwości.
<i> Przydałaby mi się Lauren </i> stwierdziła w myślach <ona by mnie uspokoiła>.
Odgarnęła włosy z czoła. King była na randce i nic nie wskazywało na to, żeby miała zamiar szybko z niej wrócić. Musiała uspokoić się sama ze sobą.
Przymknęła powieki, a złość powoli zaczęła z niej wyparowywać. A rozsądek powoli zaczął wracać.
O co by się w zapytała Lauren? <i> Co się właściwie stało? </i> - niemal usłyszała w swojej głowie opanowany głos przyjaciółki.
Miała mu się przyznać do intrygi, którą założyła z Syriuszem, gdy przerwał im Snape. <i> Co się wtedy stało? </i>
James go zaatakował. <i> Nie </i>, odezwał się w jej głowie spokojny głos, <i> to Snape coś powiedział, nie Potter. </i>
Lily przetarła oczy. To nie było takie proste, jak jej się do tej pory wydawało. Rozmowa z samą sobą, była dość trudna, nawet dla Evans. Ileż cierpliwości musiała mieć King, że to wytrzymywała!
<i> Skup się, Lily! Co powiedział Snape? </i> Evans zastanowiła się przez chwilę. Nie pamiętała tego, ale Potter natychmiast rzucił w jego stronę jakiś komentarz. Tego też nie potrafiła sobie przypomnieć.
<i> Co było potem? </i>, spytał natarczywy głos w głowie Lily, a Evans pokręciła głowa, starając się go odpędzić. Wyjęli różdżki. <i> Nie, to Snape wyjął różdżkę! Potter był po prostu odrobinę szybszy w rzuceniu zaklęcia! </i>
Evans zamyśliła się, otwierając oczy. Gdy emocje zaczęły opadać, powróciło więcej szczegółów. Ślizgon stracił różdżkę. James chciał odejść, a wtedy…
<i> Powiedz to Lily. Wiesz, że to miało znaczenie. </i>
Evans skrzywiła się, na wspomnienie słów Ślizgona. <i> Wydawało mi się że masz lepszy gust, niż takie szlamy jak Evans </i>.
Noga przestała boleć, a Lily mimo woli poczuła jak zalewa ją fala złości, gdy przypomniała sobie dalsze wydarzenia.
<i> Rzucił się na niego z pięściami. Jak dzieciak! </i> ,pomyślała ze złością, na co odpowiedział jej zrezygnowany głos Lauren <i> Sama byś to zrobiła, gdyby Cię nie ubiegł. Przyznaj się przed samą sobą, miałaś ochotę zmiażdżyć mu nos .</i>
Westchnęła z rezygnacją. Trochę racji w tym było.
<i> No dobrze, a co było potem? </i> Snape uciekł z podbitym okiem a ona, zrobiła karczemną awanturę Jamesowi który przecież…
- Cholera – jęknęła już na głos, chcąc zagłuszyć pełen satysfakcji głos, który dźwięczał jej w głowie.
<i> Staną w Twojej obronie, Lily Evans. </i>

[xxx]

Odkąd tylko się urodziła, była dumną, silną i upartą dziewczyną. Zawsze była pewna swoich decyzji i postępowań, więc nigdy nie musiała przyznawać się do porażki. Bo zawsze miała rację. Przynajmniej tak sądziła. Zaakceptowanie tego, że się pomyliła, zawsze kosztowało ją wiele samozaparcia. Jeszcze więcej, kosztowało ją przeproszenie. Zwykle czekała, aż ktoś wyciągnie do niej rękę. Każdy, kto ją znał, wiedział że to jedyny sposób na to, żeby się z nią pogodzić.
Lily wiedziała jednak, że tym razem przegięła. Była pewna, że James jej nie odpuści, chociażby nie wiadomo jak się zaparła.
Zdecydowała więc schować swoją dumę do kieszeni i po raz pierwszy w życiu, przeprosić Jamesa Pottera.
Drżącą ręką zapukała do drzwi męskiego dormitorium i nie czekając na odpowiedź, weszła do środka. Jej dłonie stały się nagle mokre, a kartonik czekolady który ściskała kurczowo, zaczął mięknąć pod wpływem wilgoci.
W dormitorium męskim, była po raz pierwszy w swoim życiu. Zdążyła się rozejrzeć tylko przez chwilę, bo zaraz poczuła na sobie spojrzenia czterech par oczu. Odrywając wzrok od otwierającej się samoistnie szafy, poszukała wzrokiem Jamesa.
- Cześć – powiedziała nieśmiało i nie patrząc na pozostałych powiedziała – Moglibyście nas zostawić samych?
Syriusz, Remus i Peter natychmiast zerwali się ze swoich miejsc i ruszyli do drzwi. Gdy ręka Blacka dotknęła drzwi, odezwał się James.
- Nie ma takiej potrzeby – oznajmił chłodno, odwracając się od Lily – nie mamy o czym rozmawiać.
Popatrzyli na przyjaciela ale nie wyszli. Spoglądali to na Evans, która opuściła głowę, to znów na Pottera, który zajął się przeglądania zdewastowanego podręcznika do transmutacji.
Lily nabrała powietrza do płuc. Nie miała zamiaru dać się spławić. I chociaż obecność pozostałych Huncwotów onieśmielała ją i sprawiała, że była tylko bardziej zdenerwowana, nie wycofała się. Zebrawszy w sobie całą odwagę, odpędziła poczucie dumy które zaczaiło się gotowe uderzyć i powiedziała.
- Nie miałam racji. Przepraszam.
Te dwa krótkie stwierdzenia, sprawiły że w dormitorium zapanowała grobowa cisza. Wydawało się, że nawet mucha które brzęczała przez całe popołudnie, irytując przy tym Syriusza, zamilkła pod wpływem słów rudowłosej.
Remus wypuścił z rąk książkę, która upadła z hukiem na podłogę, ale nawet nie pochylił się by ją podnieść. Syriusz otworzył usta, ale nie dał rady wydusić z siebie nawet słowa. Patrzył zszokowany na Evans jakby widział ją po raz pierwszy w życiu. Peter podniósł głowę z zainteresowaniem wpijając wzrok w siedzącego nieruchomo Pottera.
Lily wpatrywała się w niego uporczywie spojrzenie, czekając na jakąkolwiek reakcję z jego strony.
- Niepotrzebnie się uniosłam – dodała, spuszczając głowę, by ukryć szkarłatny rumieniec, który jak na złość wstąpił na jej buzię. James w końcu podniósł na nią spojrzenie, które natychmiast złagodniało. W rogu dormitorium, Syriusz, który odzyskał zdolność myślenia, dyskretnie pociągnął Remusa za rękaw i cała trójka wycofała się na palcach z dormitorium, zostawiając ich samych.
- Nie ma sprawy – powiedział w końcu James, a Lily uniosła lekko głowę. Nie był w stanie powstrzymać uśmiechu na ten widok: stojąca ze spuszoną głowa i szkarłatnym rumieńcem na buzi, ściskając w ręku tabliczkę czekolady, przywodziła na myśl małą dziewczynkę, kajającą się przed rodzicami za rozbity wazon.
- Nie gniewasz się? – spytała o wiele bardziej piskliwie dziś zwykle, i zawstydziła się jeszcze bardziej.
- Nie – powiedział łagodnie, a ona uśmiechnęła się delikatnie. Rozejrzała się po dormitorium – usiądź.
Wskoczyła obok niego na łóżko i nagle przypomniała sobie o ściskanej w dłoniach tabliczce czekolady.
- To dla Ciebie – podsunęła mu ją, drapiąc się niezręcznie po szyi – moja ostatnia. Mam nadzieję, że będzie Ci smakować.
- Lubię ją – skłamał gładko, bo nigdy w życiu nie miał jej w ustach. Jednym ruchem połamał czekoladę na mniejsze kawałki i podstawił ją dziewczynie, która wzięła kawałek i wsadziła sobie do buzi.
Ułamał sobie mniejszy odłamek ugryzł i przez chwilę smakował, poczym poderwał się z miejsca i pognał w stronę łazienki.
Lily spojrzała zszokowana na miejsce w którym zniknął Potter, spojrzała na trzymaną przez siebie słodycz, powąchała ją dyskretnie i wzruszyła ramionami.
- Co to jest!? – dobiegł ją głos Pottera, który wyszedł z łazienki, wycierając sobie usta ręcznikiem. Zamlaskał, skrzywił się i nalał sobie szklankę wody, którą opróżnił jednym łykiem.
- Magiczna Czekolada Meybel Hunt – powiedziała Evans – Z Papryką Teksańską. Mówiłeś, że ją lubisz.
- Nawet nie spojrzałem na opakowanie! – wykrztusił – Sądziłem że jak każdy normalny człowiek jadasz normalne czekolady! Z.. no nie wiem, miętą czy pomarańczami!
Skrzywiła się, a chłopak odstawił szklankę i ruszył to małej szafki, stojącej tuż przy drzwiach od łazienki. Jednym ruchem otworzył drzwiczki a Lily zobaczyła całą półkę zastawioną różnorakimi czekoladami z Miodowego Królestwa.
- Teraz zjemy moją, dobrze? Jakaś bardziej normalna.
- Sporo tego – zauważyła Evans – Obrabowaliście Miodowe Królestwo?
- Peter robi zapasy – wyjaśnił chłopak, wyjmując tabliczkę Karmelowej Słodkości – Ale od czekolady mamy Remusa. Twierdzi, że poprawia nastrój.
- To prawda. Ja zawsze lepiej się czuję, jak zjem tabliczkę.
- Mnie zawsze mdli, jak zjem tabliczkę – zaśmiał się chłopak, podając jej opakowanie – ale teraz zjadłbym dwie bez mrugnięcia okiem. Daruj, ale Twoje Teksańskie Chili, jest okropne.
Zachichotała i ugryzła podstawiony jej kawałek czekolady. Ale nawet i bez niej, miała wyśmienity nastrój.

[xxx]

James właśnie kończył ogarniać dormitorium, gdy wrócili pozostali jego mieszkańcy. Potterowi nie szło zbyt dobrze, biorąc od uwagę tarzającą się po łóżku Evans, która zaśmiewała się do rozpuku za każdym razem, gdy chłopak zbierał z podłogi papierki po słodyczach, które razem spałaszowali. A była to znacząca ilość, w której znalazł się cały zapas Remusowej czekolady.
- Co tu się stało? – Spytał Syriusz, a Lily wybuchła po raz kolejny śmiechem. James opadł na podłogę, próbując zapanować nad cisnącym się na jego usta uśmiechem. Sam z trudem panował nad emocjami, a płacząca ze śmiechu Evans nie pomagała mu zachować powagi.
- Lily źle reaguje na czekoladę – wyjaśnił i nie był w stanie nie zachichotać. To tylko pogorszyło stan Evans.
- Nie… prawda! – Wydusiła, a po jej policzkach popłynęły łzy. Remus podszedł do szafki i westchnął ostentacyjnie.
- Nie dość, że zżarliście mi cały zapas czekolady, to jeszcze opędzlowaliście dwie tabliczki nafaszerowane eliksirem euforii. Naćpaliście się szczęściem.
Teraz i Potter się roześmiał. Lily, z trudem łapała powietrze, a Syriusz patrzył tęsknie na prawie pustą półkę.
- Da się z tym coś zrobić, czy będą się śmiać jak żaby aż się uduszą? – spytał, doskonale zdając sobie sprawę, że wywoła kolejny atak śmiechu u uspokajającej się Evans. Spojrzał z satysfakcją, jak Lily łapie się za brzuch, cała czerwona na twarzy i powoli obraca się na plecy.
- Ty to robisz tak specjalnie, co? – zapytał Remus – Chcesz żeby się podusili na naszych oczach?
- Nie no, jak możesz! Ja tylko pytam.
Lily podniosła się, ledwo łapiąc oddech, spojrzała na Blacka próbując zrobić groźną minę i opadła na łóżko, nadal chichocząc jak głupia. Niespodziewanie dla turlającej się Evans, łóżko skończyło się i spadła na podłogę.
- Zawołam King – powiedział Syriusz, wstając z łóżka – Niech zabierze zwłoki.

[xxx]

Lily Evans nienawidziła zimy. Nigdy tego nie kryła – była to jej najmniej ulubiona pora roku, którą najchętniej wyrzuciłby z kalendarza. Nie kręcił jej śnieg, ani żadne przyjemności z niego wynikające. Już jako dziecko, nie lubiła sanek i lepienia bałwanów, a na samą myśl o bitwie na śnieżki, dostawała dreszczy. Lily Evans, zwyczajnie nie lubiła zimy.
Ale kochała Boże Narodzenie. Większość ludzi, uważała to za sprzeczność – święta Bożego Narodzenia, nieodzownie wszystkim kojarzyły się ze śniegiem i bałwanami. Jak więc można mówić, że lubi się święta, bez śniegu?
Evans jednak uparcie twierdziła, że zima jest niepotrzebna do odczuwania nastroju świąt. A te, zwłaszcza w Hogwarcie, były przecież malowniczo magiczne.
Nic więc dziwnego, że w Wigilijny poranek obudziła się w znakomitym nastroju. Zerwała się z łóżka, gdy jej współlokatorki jeszcze spały, szybko nałożyła na siebie ciepły sweter i wybiegła z dormitorium, nucąc pod nosem swoje ulubione świąteczne przeboje.
W tej chwili, żałowała że nie ma przy sobie swojej ulubionej płyty*, którą co roku puszczała w Wigilijny poranek. Natychmiast jednak zapomniała o tym szczególe, gdy natrafiła na kolędujące przy wejściu do Wielkiej Sali duchy. Przez krótką chwilę słuchała, nucąc razem z nimi, a potem ominęła je i w wyśmienitym humorze weszła do środka, by zjeść śniadanie.
Dla Lily Evans, która po raz pierwszy spędzała święta w szkole, widok jaki zobaczyła był porażający. Hagrid wniósł już dwanaście choinek, które stały ustawione za stołem nauczycielskim, a uczniowie, którzy tak jak ona zerwali się z łóżek, pomagali gronu nauczycielskiemu dekorować drzewka. Mury zamkowe, ustrojone były w mieniące się magicznym szronem girlandy. Na herby domów Profesor  Flitwick rzucił iluzję, dzięki której lew, orzeł, wąż i kruk miały na sobie czapki Mikołaja. Minerwa McGonagall, próbowała zachować powagę, gdy krytykowała malutkiego nauczyciela za ten żart, ale nawet na jej surowej twarzy, gościł cień uśmiechu.
Przy stołach, nie było jeszcze nic, prócz kubków parującej czekolady i herbaty. Lily rozglądała się po Wielkiej Sali, a jej zachwyt rósł z każdą chwilą.
Podniosła głowę na sufit, spodziewając się ujrzeć pochmurne niebo, jakie towarzyszyło im przy posiłkach przez ostanie kilka dni i zdumiała się szczerze, gdy zobaczyła grube płatki śniegu, spadające z nieba.
W tej chwili, nawet ten mały mankament, nie zepsuł jej humoru.

[xxx]

Gdy Lauren dołączyła do Evans w porze śniadania, bez problemu odgadła, że przyjaciółka jest w wyśmienitym nastroju. Niezamykająca się buzia Lily utwierdziła ją tylko w tym przekonaniu.
King doskonale znała powód, dla którego Lily tak promieniała. Nie było dla niej tajemnicą, że rudowłosa uwielbiała ten okres w roku. I, bądźmy szczerzy, nietrudno jej się dziwić.

* Według źródła, jakim jest moja mama, magnetrony były już wtedy obecne w użyciu, jednak używanie płyt winylowych wydaje mi się pasować do Lily.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz