To, co jest poniżej, to krótki
fragment, który powstał jakiś czas temu (możliwe, że z okazji siódmych urodzin,
na które w końcu nic nie dodałam, za co przepraszam),jako rozwinięcie wątku,
który zaczęłam jakieś dwa lata temu, a którego w sumie nigdy nie dodałam
(chyba, tak mi się wydaje, czasem już sama gubię się w tym co dodałam, a czego
nie).
Potraktujcie to jako krótki bonus
do wspomnienia, że dziś mija osiem lat odkąd dodałam pierwszy rozdział.
- Wytłumacz mi jedno – zaczął
Syriusz przy kolacji. – Jak to się stało, że przez cały ten czas nikt się nie
dowiedział?
- To dobre pytanie –
stwierdziła Abby, a Lynn nagle skruszyła się w sobie i szybko zajęła swoją
kanapką. – Jak to się stało, Lynn?
- Ale o co tak właściwie
chodzi?? – spytała zaskoczona Lynn.
- Naprawdę? Nic nie wiesz o
przydziale… - zaczęła nieco rozbawiona Abby. Lynn przewróciła oczami.
- Ach, ta sprawa... No
przecież nie doniosłabym na młodszego brata.
- Ciekawe, czy to nie ty w
ubiegłe wakacje powiedziałaś mi o wycieczce nad rzekę? – spytała Abby. Lucas
wydał okrzyk oburzenia.
- To byłaś ty? A ja dla ciebie
kłamałem o Henrym!
- Ty mały gnomie… - wycedziła
Lynn. – Piśnij słówko a powiem o tych listach ze szkoły które przechwyciłeś…
- Lynn wymyka się przez okno
do chłopaka! – krzyknął szybo Lucas. Lynn wydała z siebie dziki wrzask. Abby
patrzyła to na jedno to na drugie, nie mając pojęcia którym z nich powinna
zająć się na początek.
- Moment – przerwał im Syriusz
widząc, że szykuje się jedna z wielu kłótni między dziećmi. – Potem
rozstrzygniecie kto na kogo pierwszy doniósł, ale teraz… Zaraz. Jakiego
chłopaka?
- Jakie listy? –
zainteresowała się Abby.
- Obiecałeś, że nic nie
powiesz! – krzyknęła Lynn, machając rękami. – Chcesz donosić, świetnie. To
Lucas zbił szybę w salonie, nie dzieciak sąsiadów.
- Lynn nie zdała suma z
eliksirów!
- Lucas zgubił mapę!
- Znalazłem ją w czerwcu, ty
jędzo! Kiedy mieliśmy być na obozie Lynn pojechała ze znajomymi nad jezioro!
- Ty byłeś razem z nami, mały
krętaczu!
- Dość! – krzyknęła Abby. –
Uspokójcie się oboje…
- Ale on…
- Ale ona… - zaczęli
równocześnie.
- Nie. Żadnych więcej sekretów
rodzinnych. Nie chcę już o niczym wiedzieć – powiedziała Abby ostro. – Koniec
tematu. Syriusz, podaj mi masło.
Syriusz nie słuchał. Przez
chwilę siedział nieruchomo.
- Jakiego chłopaka? – spytał
Lynn a potem coś sobie przypomniał i odwrócił się do Lucasa. – Zgubiłeś mapę?
Skąd ją w ogóle wziąłeś? Masz chłopaka?
Abby westchnęła.
- Gdyby tylko jednego… -
mruknął Lucas.
- Lucas – skarciła go Abby.
Lynn rzuciła w niego pomarańczą. – Lynn!
- Więcej niż jednego? – spytał
Syriusz, który nagle zbladł.
- Syriusz – syknęła Abby. –
Koniec tematu. Wracając jednak do ciebie – dodała, zwracając się do Lucasa. –
Nie możemy tego zostawić – poinformowała go. Lucas zbladł, nie będąc pewnym, o
które przewinienie chodzi w tej chwili. – Nie będziemy tolerować kłamstwa.
Dlatego…
- Zaczekaj – przerwał jej Syriusz,
odzyskując panowanie nad sobą. – Mam pewien pomysł.
- Czyli… Slytherin, tak?
Syriusz przytaknął w
zamyśleniu.
Siedzieli przy stole w
salonie, obserwując jak za oknem dzieci rzucają się śniegiem. Zaledwie chwilę
temu Lucas wydukał nerwowo całą prawdę o
swoim przydziale – to była kara, jaką chłopiec dostał po godzinach pertraktacji
z Abby, która w ogóle kary nie chciała.
- Nie znajdziesz nic, co nie
da mu odczuć, że karzemy go za przydział a nie samo kłamstwo – oznajmiła
stanowczo.
Kompromis do jakiego doszli
wydawał się Syriuszowi całkiem zadowalający
i powinien, w jego mniemaniu,
skutecznie oduczyć go kłamstw. To na barki Lucasa spadło powiadomienie
całej rodziny o wszystkim, bez najmniejszego wsparcia ze strony rodziców.
Syriusz doskonale zdawał sobie, że syn równie mocno, a może i bardziej, obawiał
się reakcji dziadka i wcale mu się nie dziwił – pomimo upływu lat Syriusz nadal
odczuwał respekt przed Richardem Kingiem i zawsze w jego obecności czuł się jak
dzieciak, który śmie umawiać się z jego córką za co – w oczach Richarda - czeka
go wieczne potępienie i ból.
- I ukrywał to przez półtora
roku? – zapytał po chwili milczenia Remus.
Tym razem to Abby przytaknęła.
- Dobry jest…
- James!
- No co? – spytał oburzony
James, gdy Lily zdzieliła go ręką w ramię. – Nie pochwalam, tylko uznaję
respekt wobec zdolności do zatajani niewygodnych faktów… Czyli Harry o
wszystkim wiedział, tak?
- Najwyraźniej – powiedziała
Abby.
- Niesamowite – westchnął
James. – Niedopuszczalne – poprawił się szybko, gdy Lily posłała mu pełne
wyrzutu spojrzenie.
- Nie wiem co w niego wstąpiło
– westchnęła Abby. – Przecież to nie ma najmniejszego znaczenia.
- Oczywiście, że nie ma –
zgodził się od razu Syriusz.
- Czyli dajesz sobie z tym
radę? – zapytał ostrożnie James, ignorując pełne oburzenia spojrzenie Lily.
- Nic mi nie jest – powiedział
Syriusz. – Dajcie spokój, przecież mówię, że nic mi nie jest. To nie ma
znaczenia, nikt o nic nie obwinia Lucasa. Po prostu… Gdybym dopadł w swoje ręce
ten złośliwy kapelusz rozszarpałbym go na drobne strzępy.
- Syriusz!
- James!
Syriusz i James wymienili
spojrzenia i wybuchli śmiechem, całkowicie nie zwracając uwagi na Lily i Abby.
Remus uśmiechnął się półgębkiem.
- O ile Will i Emma trafią do
Gryffindoru możesz nie obawiać się wydziedziczenia – zapewnił Abby rozbawiony
James.
Przewróciła oczami.
- A to nam raczej nie grozi,
nie ma w tobie za grosz krwi Ślizgona – dodał z szerokim uśmiechem Syriusz.
Abby prychnęła.
- Tego nie wiesz – powiedziała
zaczepnym tonem. – Kto wie, może ja też jestem krypto-Ślizgonem o czystej krwi.
Na te słowa Syriusz pobladł.
- Wiesz o czymś, o czym ja nie
wiem? Bo jeśli jesteś czystej krwi i to przede mną zataiłaś, to Merlin mi
świadkiem, kocham cię, ale rozwiodę się z tobą dla zasady.
Tym razem nawet Lily
zachichotała. Abby przewróciła oczami.
- Ale ty jesteś głupi –
westchnęła. - Zupełnie nie rozumiem
całej tej akcji z domami. To nie służy niczemu prócz tworzeniu podziałów i
wywieraniu presji na dzieci, a jedyne do czego prowadzi to uprzedzenia,
kompleksy i poczucie wyobcowania jeśli trafisz do innego domu niż reszta twojej
rodziny.
Wszyscy spojrzeli na Abby tak,
jakby właśnie oznajmiła, że jest mężczyzną. Syriusz zmarszczył brwi.
- Nie jestem ani uprzedzony
ani zakompleksiony a już na pewno nie wyobcowany – powiedział z oburzeniem.
- Oczywiście, że nie jesteś kochanie
– zapewniła go znudzonym tonem. – Jesteś uosobieniem celowości tego systemu.
- Nie zamierzam tego
komentować...
- To nie jest tak złe –
odezwała się powoli Lily. – Patrzysz na to trochę inaczej, bo nie chodziłaś do
Hogawartu. Ceremonia Przydziału to nie jest taka straszna rzecz, gdy…
- Tak, ale ty pochodzisz
rodziny mugoli – rzucił szybko James. Lily spojrzała na niego z szeroko
otwartymi oczami, Syriusz ukrył twarz w dłoniach a szybko zajął się swoją
filiżanką.
- Co chcesz przez to
powiedzieć? – zapytała ostro. James już otworzył usta, gdy do pokoju weszła
April z Emmą na rękach i Willem uczepionym jej nogawki, cała oblepiona
śniegiem.
- Wrzucili cię w zaspę? –
zapytała z troską Abby, zabierając od zziębniętej April Emmę.
- To brzmiałoby lepiej niż to,
że sama w nią wpadłam, prawda? – zapytała, pozwalając by Remus ściągnął z jej
głowy sztywną od śniegu czapkę.
- Mówiłem, że zabawa z dziećmi
to nie jest dobry pomysł – powiedział łagodnie Remus, szarpiąc się z zamkiem
jej kurtki. – Zawsze coś wtedy sobie robisz.
- Lubię to, a to tylko dzieci.
- No nie wiem, ja czasem mam
wątpliwości, czy tych dwoje to jeszcze dzieci czy już diabły wcielone –
powiedział rozbawiony Syriusz, któremu udało się odczepić Willa od nogi April i
teraz różdżką rozmrażał jego spodnie.
- Syriusz…
- Nie zaprzeczaj, też miewasz
takie myśli – rzucił. – Mówisz przed sen.
- Ja… Czyli to źle, że Lily
jest z rodziny mugoli, bo…?
James, który dotąd uważał, że
jest uratowany i który właśnie zabawiał Emmę kolorowymi bączkami, prawie
upuścił różdżkę. Syriusz zachichotał pod nosem i szybko zajął się suszeniem
kurtki Willa, a Remus, któremu udało się nieco rozmrozić April, mruknął coś o
ciepłej kąpieli i przeziębieniu i wyciągnął chichoczącą kobietę z pokoju w
obawie przed piekłem, które miało się zaraz rozplątać.
- Właśnie, kochanie, to źle,
bo…?
Abby posłała Jamesowi
przepraszające spojrzenie.
- Nie powiedziałem, że to źle
– zaczął ostrożnie ważąc słowa. – Po prostu na tobie leży mniejsza presja… Twoi
rodzice nie mają pojęcia z czym wiążą się poszczególne domy i…
- Zły kierunek Rogaczu, zły
kierunek.
- Domyśliłem się i byłbym
wdzięczny, gdybyś mi pomógł.
- Czyli to wam, czarodziejom z
krwi i kości, którzy spędzili całe swoje życie w tym świecie, jest trudniej iść
do Hogwartu niż mugolakom, którzy nagle są wyrwani ze swojej rzeczywistości i
muszą odnaleźć się całkowicie sami w zupełnie nowej sytuacji tylko dlatego, że
wpaja się wam, że to co powie stary kapelusz was definiuje?
- Tego nie powiedziałem…
- Ale tak to właśnie zabrzmiało.
- Chodziło mi tylko o to, że
dla kogoś dla kogo Hogwart jest początkiem życia w świecie magii Ceremonia
Przydziału nie jest tak stresująca bo i tak musi się przystosować – powiedział
szybko James. – Gdybyś trafiła do innego domu łatwiej byłoby ci się wdrożyć niż
komuś, kto przez całe życie ma wyrobione pojęcie o tym z czym wiążę się jakiś
dom.
- Ma trochę racji – zgodził
się powoli Syriusz. – Macie bardziej otwarte umysły.
- Mielibyście bardziej otwarte
umysły gdybyście nie wpajali sobie wzajemnie, że to wasz dom jest najlepszy –
podsunęła spokojnie Abby. Lily jej przytaknęła.
- Dokładnie.
- Brednie. Sama uważasz tak samo – zauważył James. –
Mówiąc o tym, że Harry jest Gryfonem promieniejesz tym samym rodzajem dumy co
każdy z nas.
- A co mam robić? Mówić, że to
świetnie, ale wolałabym, żebym trafił do Huffelpuffu? Poza tym ta dyskusja jest
bezcelowa, nikt z nas nigdy nie sugerował, że któryś dom jest gorszy od innego…
- Ale mówiliście o tym, że
Gryffindor jest wspaniały – wtrąciła Abby. Zapadła krótka cisza, gdy dotarło do
wszystkich o czym mówią.
- Czyli była presja –
westchnęła cicho Lily.
Zapadła krótka chwila.
- Slytherin jest tak samo
dobry jak inne domy – odezwał się nagle Syriusz.
- Musisz nad tym jeszcze
popracować – powiedział z udanym współczuciem James. – I mniej się krzywić. W
końcu ktoś w to uwierzy.
- Wiem…
- Rodzice są wściekli, że nic
nie powiedziałem – oznajmił na powitanie Harry. – No dobra, mama jest wściekła,
a tata chyba udaje, że jest, bo powiedział mi, że to dobrze, że jestem lojalny…
Nie bardzo wiem, o co mu chodzi – wzruszył ramionami. – W każdym razie dzięki,
że pociągnąłeś mnie za sobą na dno, stary.
- Nie miałem wyboru. Sami się domyślili, że wiesz – mruknął Lucas.
– Co miałem zrobić, udawać, że przez pół roku nie zauważyłeś, że jestem w innym
domu?
- Na przykład – powiedział
Harry. – Mogłeś powiedzieć, że Snape
podtruwa mnie w czasie eliksirów. Na pewno by uwierzyli…
- Nie mogłem, nie wiedzą o nim
– stwierdził Lucas. – Nie patrz tak, ty też nie powiedziałeś, nie?
- To mój problem – wzruszył
ramionami chłopiec. – No to, bardzo źle było? Zostałeś ukarany?
- Nie do końca, a wolałbym
karę niż to co wymyślili – westchnął Lucas. Harry popatrzył na kolegę
zaskoczony.
- Ale o co chodzi? Skoro cię
nie ukarali, to chyba dobrze, co?
- Mam powiedzieć dziadkom –
westchnął chłopiec. Harry wciągnął głośno powietrze a na jego twarzy wymalowało
się współczucie. Znał dość dobrze państwa King i bardzo lubił, ale na samą myśl
o grzmiącym głosie Richarda mimowolnie czuł lekki niepokój o nieznanym pochodzeniu.
– Sam.
- No to masz przewalone…
- Dzięki za oczywiste
stwierdzenie faktów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz