Ah, czuję, że rzucono mi normalnie wyzwanie. Od jakiegoś
czasu upominacie mi się okropnie o brak Eddiego, a ja jakoś tak się zbieram i
zbieram i zebrać nie mogę, żeby coś o nim napisać. Chciałabym się w tym miejscy
wytłumaczyć bo w zasadzie, mam swoje małe powody.
To nie jest tak, że nie chcę. Wiecie, że Eddie to moja
perełka, nie macie pojęcia jakże ja tęsknie za jego wzniosłymi i pokręconymi
gadkami. Po prostu ostatnie rozdziały były bardziej melancholijne, a Eddie był
dla mnie zawsze takim promyczkiem, który zupełnie nie pasował do klimatu
ostatnich rozdziałów. Ale ponieważ teraz dałam im trochę spokoju, obiecuję, że
w następnym rozdziale dostaniecie Eddiego, mam już nawet pomysł :D
Rozdział 89
Remus był chyba jedną osobą, której serca Sean od razu nie
zdobył, chociaż wiązało się to raczej z niefortunnym początkiem ich znajomości,
niż samym charakterem. (I tutaj należy się specjalna adnotacja do najdroższej
Asi, która jestem pewna w tejże chwili zawyła z okrzykiem triumfu i już stosuje
odpowiednie pouczenie w swej genialnej głowie, wyrażające swoje głębokie
przekonanie iż to wcale nie o krzywdy cielesne chodzi a coś zupełnie innego,
zwanego powszechnie April :D Zapewniam cię iż to dokładnie o niefortunne
początki chodzi w czym, mam pewność, nie utwierdzi cię nawet dalsza część
akapitu chociaż spróbować chyba warto, co?) Lupin odmówił przesiadywania
chociażby na tym samym piętrze uznając iż to zbyt duże stężenie pecha jak na
jego kruche życie, a gdy wchodząc po schodach zderzył się czołowo ze schodzącym
z nich Peterem, opuścił budynek w zorganizowanym pośpiechu i cały dzień
poświęcili na poszukiwaniach nieszczęśnika. W poszukiwania zaangażował się
również Sean, uznając iż Lupinowi należą się solenne przeprosiny za sytuację,
za którą ponosi on część winy.
Remus szczęśliwe odnalazł się, względnie cały jeśli nie
liczyć gamy siniaków i poparzeń których nabawił się rankiem, pod sam wieczór w
pobliskiej stajni sąsiadów, gdzie utknął gdy rozłoszczeni jego nagłym
wtargnięciem mieszkańcy – bardzo ognista para ogierów – zapędzili go po
drabinie na parter i nie pozwalali zejść na dół. Znaleźli go dopiero
gospodarze, gdy robili wieczorny obchód.
Nie trudno dziwić się więc nieufności Lupina (Prawda Asiu?)
względem nowego znajomego April, którego usposobienie okazało się równie łagodne
i ujmujące jak samej April, chociaż nieco bardziej stateczne.
W czasie akcji poszukiwawczej, oboje dzielnie się udzielali
powodując nie jeden wypadek na drodze. Okazało się bowiem, iż o ile sama April
powodowała – zazwyczaj – szkody Remusowi, o tyle w parze z Seanem zostali
nazwani Armagedonem ludzkości. Każdy przynajmniej kilka razy zaliczył bliskie
spotkanie z ziemią, Jamesowi trzy razy nie zauważył drzew na swojej drodze, gdy
zaparowały mu okulary – Eddiemu udało się zderzyć zaledwie dwa razy, chociaż
przysięgał, że za drugim pchnęła go na nie Lexie – a Lily dostała nagłych
mdłości i wróciła do ośrodka, gdzie spędziła resztę dnia.
Nie obyło się jednak bez rewanżu. James, Syriusz oraz
Charlie przez większość dnia oddawali się dyskusji nad źródłem tak pechowej
energii, jaką posiadała April oraz Sean. Nie obyło się przy tym bez szeregu
pytań poznawczych, z których nie wszystkie zakrapiały rozsądkiem.
- Nie użądliła cię kiedyś jakaś zmutowana pszczoła?
- Może ktoś rzucił na ciebie urok?
- Jesteś szalonym druidem który napawa się nieszczęściem
innym?
- Może do twojej przestrzeni życiowej wdarł się jakiś
złośliwy krasnoludek?
- Miałeś w domu ghula??
Kiedy skończyły im się pytania, a Sean zdołał sobie wyrobić
już o nich odpowiednią opinię (”A oni aby na pewno są zdrowi na umyśle? Jesteś
tego absolutnie pewna? Skoro dziś są w dobrej formie, ciekaw jestem co się
dzieje, kiedy są w złej…”) do akcji – ku wielkiej rozpaczy April, która nagle
stała się wyjątkowo milcząca – wkroczyły dziewczyny. Deszcz pytań wszelkiej
miary, jakie na niego spadł nie mógł się równać wprawdzie kolorytem z tymi
które zadawali James i Syriusz, ale wprowadziły Seana w niemałe zakłopotanie i
lekki przestrach.
Kiedy jednak skończyły, wiedziały najpewniej o nim więcej
niż on sam.
Niestety to nadal nie był koniec, bowiem natychmiast do
akcji znów przystąpili James i Syriusz, do których dołączył Eddie, uzupełniając
tym samym ich wyobraźnię, wzbogacając słownictwo i potrzebując wszelkie
nadzieje April żeby Sean miał ich za normalnych. Wtedy też Abby wzięła ją na
bok i powiedziała to, co cisnęło jej się na usta odkąd Sean się przedstawił,
ale nie miała serca mówić o tym w obecności Huncwotów.
- Wiesz, co sobie pomyślałam? – zapytała, a reszta otoczyła
ją ciasnym wianuszkiem. Niespodziewanie w wianuszku byli też panowie, których
zaciekawiło nagłe zgrupowanie – Jeśli kiedyś się pobierzecie i zmienisz
nazwisko, będziesz April May*.
April oblała się szkarłatnym rumieńcem a na jej nieszczęście
natychmiast podchwycili to James i Syriusz, którzy przez chwilę trwali
wprawdzie w szoku spowodowanym tym, że nie zauważyli tak oczywistego żartu, ale
potem zaatakowali z podwójną siłą.
- Ej, ona ma rację – powiedział od razu James – Ale numer!
- Podoba mi się – przytaknął Syriusz i pochylił się, tak
żeby tylko April go słyszała. Pozornie – Dziecko nazwiecie June czy March?
- Zdecydowanie June – powiedział ktoś za ich plecami. April
zapragnęła skulić się w sobie i zapaść pod ziemię, a James i Syriusz
znieruchomieli nieświadomi, że Sean nadal stoi tuż obok – March jest zbyt
ciotkowate… A June pasuje i dla chłopca i dla dziewczynki, prawda?
James i Syriusz wymienili krótkie spojrzenia.
- Podobasz mi się – oznajmił z powagą Syriusz – Gratuluję.
Kiedy już wrócili do ośrodka, wszyscy niemalże od razu
rozeszli się do pokoi. Zmęczeni dniem poszukiwań nie mieli siły nawet ruszyć
ręką a co dopiero poświęcać się jakiemukolwiek zajęciu.
No, przynajmniej nie razem.
Lily i James
- Widzisz – powiedział James, zamykając za sobą drzwi i
spojrzał na Lily z uśmiechem – I kolejny dzień minął jak z bicza strzelił.
Szkoda, że poszłaś, tęskniłem…
- Nie byłoby ze mnie pożytku, cały dzień spałam – wyszeptała
Lily – Remus się odnalazł?
- Tak, nigdy nie uwierzysz – zaśmiał się James, a potem
złapał za brzegi swetra i zaczął go ściągać. Utknął i mruknął coś niewyraźnie.
Lily roześmiała się na głos, odłożyła książkę i wyskoczyła z łóżka, po czym
zaczęła pomagać mu uwolnić się od ubrania – Dziękuję – powiedział, rozcierając
sobie uszy. Lily wcisnęła mu okulary na nos i musnęła czule ustami policzek.
- To co z Remusem? – spytała i poszła do łazienki, skąd
zaraz dobiegł go dźwięk puszczonej wody.
- Znalazł się w stodole u sąsiadów – zawołał rozbawiony
James – Zabłądził i konie zapędziły go na piętro, siedział tam prawie cały
dzień!
- Biedny! – zaśmiała się Lily wystawiając głowę z łazienki –
Wyskakuj z ciuchów, przygotowuje kąpiel. Musisz się rozgrzać, jesteś
przemarznięty.
Potter nie zdołał się nadziwić nagłą troskliwością Lily
bowiem ta znikła już w łazience.
- Sean był z wami cały dzień?
- Tak – powiedział, zdejmując spodnie – Dobrali się z April,
nie ma co…
- Co o nim myślisz? Wydaje się być bardzo miły…
- Jest w porządku, tak myślę – James zawahał się zamierając
na moment z nogą zgiętą w kolanie w trakcie zdejmowania skarpetki – April go
chyba naprawdę polubiła.
- To naprawdę fajnie – zawołała z łazienki Lily. Woda
przestała lecieć i James dopiero teraz zdał sobie sprawę, iż faktycznie
przemarzł do kości. Modląc się, żeby nikt teraz nie wszedł do pokoju, ściągnął
bokserki i popędził łazienki – Wydawało mi się, że to ja mam się kąpać… -
powiedział ogłupiały, widząc Lily zanurzona po nos w bąbelkach. Spojrzała na
niego rozbawiona.
- Ty egoisto! Kto powiedział, że nie zmieścimy się oboje?
Wanna jest całkiem duża, ja też mam ochotę na kąpiel – powiedziała a w jej oku
zalśnił łobuzerski błysk, którego James ani trochę nie spodziewał się zobaczyć
– No, wskakuj!
Nie trzeba mu było tego dwa razy powtórzyć. Lily usiadła,
robiąc wystarczająco miejsca żeby mógł się ułożyć w pozycji półsiedzącej i
delikatnie położyła głowę na jego piersi, zdmuchując pianę z nosa.
- Ale miło – westchnęła rozmarzona – To co z tym Seanem?
- Naprawdę uważasz, że będę rozmawiać o innych facetach,
kiedy leżymy nago w wannie? – spytał z niedowierzaniem James, a Lily wybuchła
śmiechem.
- Nie widzę żadnych przeszkód.
- Ranisz moje poczucie dumy – stwierdził krótko – Powinnaś
chcieć myśleć o czymś innym…
- Świntuch – zaśmiała się Lily, a w odpowiedzi James musnął
ustami jej ucho – Ależ ty jesteś głupi!
- Cieszę się, że wracasz do żywych – powiedział nagle Potter
poważniejąc – Stęskniłem się za tobą…
- Wiesz… - Lily zawahała się przez moment – Może to zabrzmi
okropnie, ale użyło mi, że jestem w ciąży… Ostatnio kompletnie straciłam
kontrolę nad własnym życiem i własnymi emocjami i… Naprawdę poczułam się
lepiej, że jednak nie wariuję. No, nie z całkiem własnej winy przynajmniej –
dodała po chwili zawstydzona.
- To nie jest straszne, to ma trochę sensu – powiedział
cicho James – No może troszkę strasznie…
Lily zaśmiała się cicho. Po raz kolejny zamilkli na moment.
- James? – odezwała się szeptem Lily – Jak myślisz, co teraz
będzie?
- To bardzo proste – odpowiedział z pewnością w głosie
Potter – Za kilka miesięcy urodzisz najwspanialsze dziecko świata i spędzimy
resztę długiego, spokojnego życia jak na prawdziwą rodzinę przystało.
Lily uśmiechnęła się łagodnie.
- Boję się – wyszeptała i powoli obróciła się tak, by móc na
niego spojrzeć – Boję się, że sobie nie damy rady… Boję się, że stanie się coś
złego. Boję się, że…
Uciszył ją gestem.
- Wszystko będzie w porządku – powiedział stanowczo – Zaufaj
mi, nie pozwolę, żeby wam… nam – poprawił się szybko a Lily uśmiechnęła się
łagodnie – żeby nam cokolwiek złego się stało, rozumiesz?
Pokiwała w milczeniu głową i ułożyła się na jego piersi.
Wyszukała pod wodą dłoń Jamesa i przesunęła ją tak, żeby mógł dotknąć jej
brzucha.
- Masz rację – zgodziła się spokojnie – Wszystko będzie
dobrze… Mogę mieć do ciebie jeszcze jedną prośbę?
- Zawsze – powiedział z entuzjazmem James a jego twarz
rozjaśnił łobuzerski uśmiech. Pokręciła z politowaniem głową.
- Nie taką – zabiła jego nadzieję, a Potter udał wyjątkowo
zawiedzionego – Może potem… Chciałabym jutro pojechać na cmentarz.
- Kilka dni temu byliśmy… - zaczął zaniepokojony James.
Zmiana, jakiej doznała Lily od wizyty na cmentarzu była diametralna i James
poczuł irracjonalny strach, że tym razem znów może się jej pogorszyć.
- Jutro są jej urodziny – wyszeptała.
Poczuł, jak nagle robi mu się głupio.
- Dobrze – powiedział – W porządku. Możemy jechać. Myślę, że
nie tylko my pojedziemy chyba, że wolisz sama…
- Nie – potrząsnęła głową – Możemy jechać wszyscy… Tak
będzie nawet lepiej.
Remus i Maddie
Ze śmiechem wpadli do sypialni, potykając się w progu.
- To była twoja wina, mówiłam, że z ciebie niezdara! –
zaśmiała się Maddie, pokazując palcem na Remusa, który zamknął drzwi i
przekręcił klucz. Tak na wszelki wypadek.
- Każdy ma prawo się potknąć, nie moja wina, że czasem zdarza mi się to częściej –
usprawiedliwił się Lupin. Maddie zaśmiała się i popatrzyła na niego rozbawiona,
kiedy powoli ruszył w jej stronę. Nagle wykrzywiła się i odskoczyła od niego.
- Merlinie, jak ty cuchniesz!
- No wiesz! – oburzył się Remus i zmarszczył brwi, po czym
zaciągnął mocno powietrza – O cholera, faktycznie…
- Miałeś bliskie spotkanie ze skunksem? – zapytała Maddie i
doskoczyła do okna, otwierając je na oścież – Czy to konie rzucały w ciebie
łajnem?
- Możliwe, że coś było na drabinie ale… Dlaczego czuć
dopiero teraz?
- Jest ciepło – uświadomiła go – A teraz jazda do łazienki i
nie chcę cię widzieć, dopóki nie będziesz czysty i pachnący. No, już!
- Jestem rozczarowany – oznajmił wzniośle Remus – Ledwo się
zaręczyliśmy, a ty już odstawiasz fochy, rządzisz się i wybrzydzasz, bo trochę
zalatuje koniem?
- Tak! – zaśmiała się Maddie – Won do łazienki!
- Tak się nie godzi – powiedział Lupin – absolutnie mi się
to nie podoba.
- Remus, idź się umyć – roześmiała się Maddie – Proszę.
- A jeśli się nie umyję, przestaniesz mnie kochać?
- Tak!
- Zero w tobie wsparcia – wymamrotał Remus a Maddie
pokręciła głową – A co z kochaniem w zdrowiu, chorobie, szczęściu…
- Nie ma tam nic o zapachu końskiego łajna – uświadomiła go
rozbawiona Maddie, a Remus westchnął ciężko i spuścił nisko głowę.
- Zawiodłem się – oznajmił – Zapamiętam to sobie…
- Pewnie – zachichotała Maddie, zdejmując kurtkę i wieszając
ją na wieszaku – Będziesz mi to wypominał jako staruszek z podagrą, prostatą
i….
- Ogonem…
Wybuchła śmiechem, a Remus wyszczerzył zęby w uśmiechu i
wpadł do łazienki, rzucając na odchodnym.
- Jeszcze tu wrócę!
- Ja myślę – zachichotała pod nosem, szukając wśród pościeli
swojej piżamy. Kiedy jej tam nie znalazła, zajrzała do szafki, walizki aż w
końcu nawet i pod łóżko, jednak i tam nie było po niej śladu. Znalazła ją
dopiero wepchniętą pod szafkę nocną – Remus…?
- Mhm? – Lupin wyjrzał z łazienki, wiążąc szlafrok.
- Co moja koszulka robiła pod szafką nocną?
- Skąd mam wiedzieć, od przyjazdu miałaś ją na sobie może
raz – wzruszył ramionami, a Maddie
cisnęła piżamą prosto w jego twarz. Uchylił się ze śmiechem, obrócił głowę i
powiedział – Dziś też jej nie założysz, chyba, że chcesz śmierdzieć. Twoja
piżamka właśnie odbywa romantyczne rendez-vous z moimi brudnymi ciuchami.
- Żartujesz? – zapytała rozbawiona i podeszła bliżej,
zaglądając mu przez ramię do łazienki. Remus miał rację, jej piżamka wylądowała
idealnie na stercie brudnych ubrań z których dopiero co wyskoczył Remus – W
pewien sposób to słodkie…
Lupin roześmiał się, obejmując ją w pasie.
Peter
Drzwi pokoju ledwo otworzyły się dla nich, kiedy znów
zamknęły się za Syriuszem. Peter przywykł do samotności – o ile w szkole mógł
jeszcze liczyć, że przyjaciele zabiorą go z sobą na planowanie akcji, o tyle
odkąd szkołę skończyli, o tyle zaczął spędzać samotnie więcej czasu.
Oczywiście, był zapraszany na większość spotkań w których
uczestniczyli wszyscy przyjaciele, ale nie potrafił nigdy wyzbyć się wrażenie,
że nikomu nie zrobiłoby to różnicy, gdyby się nie zjawił. O ile w ogóle ktoś
zauważyłby jego nieobecność.
Nauczył się sobie z tym radzić już dawno. Był inny –
bardziej nieśmiały, bardziej niewidoczny, kompletnie nieatrakcyjny w
towarzystwie. Podczas gdy Syriusz, James i Remus żyli w poważnych związkach –
no, może Syriusz był sam, ale Peter był pewny, że to tylko kwestia czasu – on
nadal był sam. O ile nie liczyć Gabriele.
Ich znajomość, chociaż już trochę trwała – Peter nie miał
pojęcia dlaczego – posuwała się na przód bardzo powoli. Opierała się głównie na
tym, że on nie radził sobie w nauce, z którą to właśnie ona mu pomagała. A w
między czasie zawsze znalazła się chwila na kulawą rozmowę, chociaż ostatnimi
czasy… Ostatnimi czasy Peter nabierał przekonania, że trochę łatwiej jest mu z
nią rozmawiać.
Mimo tysięcy gaf które zdołał strzelić, Gabe wracała do
biblioteki codziennie, niezrażona. Musiał przyznać, że była wyjątkowa. I w
pewnym sensie podoba do niego.
Peter zdołał się już zorientować, że nie najlepiej czuje się
w dużych grupach osób. Zdecydowania wolała pozostać w cichym kącie biblioteki,
niż wychodzić na zatłoczony dziedziniec. Nawiązywanie kontaktów szło jej
wprawdzie lepiej niż jemu, ale rzadko kiedy robiła to z entuzjazmem.
Wolała stronić od ludzi. Ceniła sobie święty spokój,
porządek i ciszę. Rzadko się uśmiechała, chociaż często żartowała i była jedną
z najłagodniejszych osób, jakie spotkał.
A jednak teraz siedział tutaj sam, chociaż mogła też tu być.
Peter wiedział, że gdyby tylko bardziej się postarał, mógłby ją przekonać do
tego wyjazdu. Wtedy zamiast siedzieć i wpatrywać się samotnie w sufit, mógłby
to robić po prostu sam.
Peter zawsze był tak naprawdę sam, ale dopiero teraz zaczęło
mu to przeszkadzać.
Charlie i Chris
Charlie milczała. Chris po raz pierwszy odkąd ją znał
widział, żeby nie miała nic do powiedzenia. Milczała od pierwszego stycznia i
tej przeklętej gry w butelkę, kiedy chlapną zdecydowanie zbyt wiele, niż
zamierzał. Milczała karząc go, chociaż w każdej innej sytuacji składałby modły
do Merlina, żeby się w końcu zamknęła.
Chris był wściekły na nią, że to robi. Był wściekły na
siebie, że tak bardzo starał się coś udowodnić. Był wściekły na cały świat, że
nie dał mu sposobności żeby się zamknąć. Był zwyczajnie wściekły i małe
znaczenie miało, czy to była jej wina, jego, czy kogoś innego.
Zamknął drzwi, machnął różdżką rzucając zaklęcie wyciszające
i spojrzał na Charlie wyzywająco. Podniosła głowę i przez chwilę pojedynkowali
się w milczeniu o to, które potrafi dłużej znieść wzrok drugiego. Przegrał, po
raz pierwszy w życiu z nią przegrał, opuszczając głowę.
- Jesteś chora – warknął ze złością, rzucając różdżkę na
łóżko. Wystrzeliła kilkoma iskrami i zgasła bez życia – O co ci znów chodzi?
- O zasady – powiedziała nim zdołała się odezwać – Zwykłe
zasady.
- Te, które z taką lubością łamiesz? – prychnął – To ty
spałaś z zajętym facetem, nie ja.
- Nie, ty przeleciałeś tylko swoją byłą po wielkiej aferze o
to, że nic was nie łączy. Mój numerek po pijaku jest stokroć gorszy od twojego!
Chris pobladł, zaciskając usta w cienką linię. Podszedł do
niej żwawym krokiem i nim zareagowała, złapał za nadgarstek i przyciągnął do
siebie.
- Nie próbuj mi tego wypominać, to nie twoja sprawa.
- Tak jak moje relacje z Syriuszem nie są twoje – wycedziła
Charlie, szarpnęła się, ale Chris nie ustąpił. Jego uścisk był silny, o wiele
silniejszy niż jej i powoli zaczynał sprawiać jej ból. Charlie jednak nie
odważyłaby się za żadne skarby świata do tego przyznać, nawet jeśli miałby jej
teraz połamać kości.
Znów pojedynkowali się na spojrzenia, jednak teraz Chris nie
ustępował. Złość, która kumulowała się w nim od dawna nagle znalazła swoje
ujście i nic nie mogło go powstrzymać. Nawet coraz słabsza Charlie.
- Przestaniesz się wytrząsać? – wycedził, powoli zaczęła
uginać kolana by wyswobodzić się z uścisku.
- Nie – powiedziała twardo. Nie puścił, nadal mierząc ją
pełnym złości spojrzeniem. Powtórzył pytanie.
- Przestaniesz się wytrząsać?
Nie mógł teraz zrezygnować. Wiedział, że jeśli jej odpuści,
zrobi coś czego potem będzie żałowała. Ona albo on. Chris znał ją wystarczająco
mocno by wiedzieć, że tylko jeśli się sama ugnie, będzie mógł odpuścić.
- To było wstrętne – warknęła.
- Nie tobie to oceniać – powiedział chłodno – To moje
sumienie, moja głupota i moja sprawa, którą dawno załatwiłem i definitywnie
zamknąłem.
- To nie był wcale koniec, dobrze wiesz – wyszeptała słabo –
Inaczej byś mi tego nie powiedział.
- Cholera jasna Charlie o co ci chodzi, co?!
Puścił ją. Opadła na łóżko, rozmasowując nadgarstek który
nagle przestał boleć. Nawet nie dostrzegła, kiedy zwolnił uścisk.
- Co według ciebie mam niby zrobić, co? Powiedzieć jeszcze
komuś? Dobrze wiesz, co się wtedy stanie!
- zaczął krążyć nerwowo po pokoju. Charlie patrzyła się na to w
milczeniu, zaciskając mocno usta. Nie odzywała się, czekając aż powie wszystko,
co leży mu na wątrobie. Wiedziała, że jeszcze nie skończył – Posłuchaj –
doskoczył do niej i klęknął tuż obok, wpatrując się uparcie w jej twarz – To
jest zamknięty temat, rozumiesz? Zamknęliśmy go oboje, nie ja sam, nie ona
sama. To koniec, to dawno był koniec, czego ty jeszcze chcesz ode mnie?
- Żebyś się przyznał, że tego nie żałowałeś! – zdenerwowała
się – Cholera, Chris! Gdyby to było takie wielkie nic, zapomniałbyś o tym tak
ja zapomniałam o każdym facecie z którym budziłam się rano! A ty pamiętasz i
nie dlatego, że masz wyrzuty sumienia, tylko dlatego, że…
- To nie ma najmniejszego znaczenia – przerwał jej – Już
nie.
Charlie chciała coś powiedzieć, ale patrząc na Chrisa zdała
sobie sprawę, że to nic nie da. Dla niego to miała być zamknięta sprawa, nawet
jeśli nie była w rzeczywistości i żadna jej mowa nie mogła tego zmienić – może
nawet tylko pogorszyć. Westchnęła ciężko, zeskoczyła z łóżka i objęła go
łagodnie ramieniem.
- Nie waż się o tym nigdy, nikomu powiedzieć – wyszeptała mu
do ucha – Zwłaszcza Syriuszowi… Zbyt bardzo cię lubię, żeby pozwolić mu cię
zabić.
Eddie i Lexie
Żałowała, że nie miała talerzy. Przydałby się jej chociaż
jeden, żeby cisnąć prosto w tą uśmiechniętą, szowinistyczną jadaczkę. Lexie
miała dobrego cela, zawsze trafiała i była pewna, że teraz też by się tak
stało.
A Eddie wcale się tym nie przejmował. Nigdy się nie
przejmował.
W końcu to Eddie.
- Możesz rzucić butem – powiedział jej beztrosko – Widzę, że
chcesz to zrobić.
- Drażnij mnie jeszcze chwilę, a naprawdę to zrobię, ty… mój
kotku – wycedziła z pełną satysfakcją. Eddie zmrużył oczy niczym rozjuszony kot
– Przecież wiesz, że moja miłość do ciebie jest tak wielka, że właściwie, to
się już nie gniewam.
- Tego nie zrobisz! – zdenerwował się Eddie, podrywając na
równe nogi. Nagle przestał być rozluźniony – Masz wpaść w szał, rozpętać piekło
godne twojej piekielnej natury!
- Nie zrobiłabym bym ci tego, dziubku – zaćwierkotała
radośnie Lexie – Przecież jako twoja ukochana żona…
- Nie mydl mi oczu – zdenerwował się Eddie – Tobie po prostu
jest tak wygodnie! Jesteś leniem, Alexandro!
Lexie zachłysnęła się powietrzem, a Eddie wypiął dumnie
pierś.
Stracili ogień. Oboje zauważyli to z przykrością, ale
ostatnimi czasy kompletnie się wypalili i żyli w takim spokoju i zgodzie, że
nawet kupidyna by zemdliło. Starali się na wszystkie sposoby z sobą pogrywać,
wyzywając się od wszystkich możliwych zmór, ale niestety, nie przynosiło to
efektu. Uodpornili się, ale prawda była taka, że bez życia w wojnie z sobą,
zwyczajnie się nudzili.
Awantury były kwintesencją ich małżeństwa. Kłócąc się o
wszystko: o to, że są małżeństwem, o swoją płeć, o rzeczy przyziemne jak szafki
w kuchni i nowe zasłonki, o to, że uprawiają za dużo seksu, o to, że jest go za
mało, o to, że kłócą się o seks. Była awantura o krzywo ustawione książki, nie
opuszczoną deskę klozetową, zbyt bujny dobór słów w awanturach, zbyt ubogi
dobór słów a kiedyś podjęli nawet dyskusję o to, że zbyt często się kłócą.
Bez względu na to, tylko żyjąc z sobą w wojnie, byli
szczęśliwi. A teraz nie umieli się nawet porządnie pokłócić. Od tygodni nie
latały talerze, od tygodni nie było nawet jednej, porządnej kłótni. O to też
próbowali się pokłócić, ale bez skutku.
- Jestem – zgodziła się z westchnieniem, kiedy żadna cięta
riposta nie cisnęła się jej na usta. Eddie westchnął i oboje padli obok siebie
znużeni na łóżko – Jesteśmy żałośni.
- Spaliliśmy się – westchnął Eddie – Jak to możliwe?
- Nie mówisz wierszem – zarzuciła mu Lexie – Po za tym,
większość kłócących się z taką częstotliwością par, po takim czasie jest już po
rozwodzie…
- To ma o nas
świadczyć dobrze, czy źle? – zapytał znudzonym tonem Eddie.
- Wcale się nie starasz – prychnęła Lexie – Sabotujesz każdą
moją próbę!
- Więc to moja wina, tak? – Eddie nawet się nie poruszył,
wpatrując się w sufit – Zwalasz na mnie całą winę, jakie to w waszym stylu!
- Zawsze zwalam na ciebie całą winę – wymamrotała Lexie –
Skąd u ciebie teraz takie oburzenie?
- Mogłabyś to robić nieco bardziej umiejętnie – prychnął Eddie
– Ciągle tylko taka sama gadka, wykaż się!
- Powiedział facet, który od lat wygłasza mowy na ten sam
temat!
- Nudzi mnie sama twoja obecność – oznajmił Eddie, wstając.
Lexie spojrzała na niego obojętnie.
- Gdzie idziesz?
- Spać na kanapę – rzekł wzniośle – Nie spędzę nocy z kimś,
kto nie potrafi mnie należycie wyprowadzić z równowagi przed snem!
Wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Lexie wzruszyła ramionami,
ale nie zdołała nawet przywłaszczyć sobie jego wygodniejszej poduszki, kiedy
wrócił.
- Salon zajęty – westchnął – Musimy z tym coś zrobić.
Syriusz i Abby
Wtuliła się w miękkie oparcie sofy, otulając się swetrem. W
kominku palił się pełny ogień, trzaskając wesoło płomieniami. Była sama,
wszyscy inni poszli dawno spać.
Siedziała tak, wpatrując się w ogień dopóki drzwi nie
uchyliły się z cichym skrzypnięciem.
- Wiedziałem, że tu cię znajdę – usłyszała pełen zadowolenia
z siebie głos Syriusz. Już zaraz przy niej był, trzymając przed sobą tacę z
dwoma glinianymi kubkami.
- Telepatia? – zapytała z uśmiechem, usuwając się robiąc dla
niego miejsce. Pokręcił z głową.
- Szukałem cię w pokoju – powiedział – Zrobiłem kakao,
chcesz?
I nie czekając na jej odpowiedź wcisnął jej kubek w dłonie.
Powąchała jego zawartość i westchnęła z błogim wyrazem twarzy.
- Pięknie pachnie.. Bita śmietana i czekolada? – zapytała, dmuchając
żeby trochę upić. Syriusz pokiwał głową z łobuzerskim uśmiechem.
- I niespodzianka – dodał tajemniczo, wyciągając nogi przed
siebie. Abby zmarszczyła brwi i wzięła malutki łyk, a potem oblizała się ze
smakiem.
- Pianki Marshmallow – ucieszyła się – Nie uważasz, że to za
dużo szczęścia na raz?
- E tam – Syriusz również napił się trochę z kubka – Raz na
jakiś czas można. Fajnie tu – powiedział po chwili – Klimatem przypomina
Hogwart.
- Żałuję, że nigdy tam nie byłam – powiedziała cicho Abby –
To musi być cudowne miejsce…
- Tak, to prawda – ożywił się Syriusz, a kiedy zobaczył jej
minę, natychmiast się zreflektował i zamilkł – Wiesz co? – zapytał po chwili,
kiedy napił się kakao – Zabiorę cię tam kiedyś.
Roześmiała się na głos. Poczuł się obrażony tym, w jak
rażący sposób go wyśmiała.
- Mówię poważnie! – Obruszył się – Zabiorę cię tam kiedyś!
- Wiem, tylko… - spojrzała na niego i znów się zaśmiała –
Masz bitą śmietanę we włosach..
Machnął ręką, próbując ją wytrzeć ale nie był w stanie
znaleźć jej ręką. Abby przez chwilę patrzyła na jego poczynania a potem
przysunęła się i delikatnym ruchem dłoni zdjęła bitą śmietaną z grzywki
Syriusza.
- Jeszcze tu… - wyszeptała, dotykając czubka jego nosa.
Natychmiast przebiegł go ciepły dreszcz po całym ciele. Abby spłonęła rumieńcem
i szybko zabrała dłoń – Już.
- Dzięki – powiedział cicho. Usłyszeli szelest liści nad
głową - Przeklęty wiecheć…
Podniosła głowę i zachichotała, widząc rosnącą nad ich
głowami jemiołę, która od kilku dni namiętnie ich prześladowała. Nadal byli
bardzo blisko siebie – bliżej niż kiedykolwiek dotąd. Powoli opuściła na niego
wzrok. Wpatrywał się w nią intensywnie. Abby ze zdziewaniem odkryła, że żadne z
nich nie doskoczyło odruchowo. Nagle panująca w pokoju atmosfera zaczęła na
nich dziwnie oddziaływać.
Bardzo powoli przysuwał się. Serce zabiło jej jak oszalałe.
Przymknęła powieki, czując jak delikatnie dotyka dłonią jej twarzy.
Ich usta dotknęły się. Delikatnie, prawie niedostrzegalnie –
w krótkim, czułym pocałunku, który po chwili stał się nieco śmielszy.
Odwzajemniła. Serce waliło jej teraz jak oszalałe, gubiąc
rytm.
Usłyszeli hałas, dochodzący zza drzwi. Odskoczyli jak
oparzeni, rozglądając się z uwagą po całym pokoju. Czuła, jak policzki płoną
jej żywym ogniem.
- Pora spać… - wyszeptała, odgarniający włosy za grzywkę.
Próbowała nie patrzeć w jego kierunku wiedząc, że wtedy zdradzi wszystkie swoje
uczucia, które teraz czuła. Nie miała pewności, czy chce i może to teraz zrobić
- … Jutro pracowity dzień. Dzięki za kakao – dodała wstając – Dobranoc.
Czym prędzej opuściła pokoju i na drżących nogach popędziła
do sypialni. Trzęsącymi się rękami zamknęła za sobą drzwi i wypuściła powietrze
z głośnym świstem, opierając się plecami o ścianę. Zjechała na podłogę, ukryła
twarz w dłoniach i roześmiała się z ulgą, czując jak wypełnia ją uczucie
którego nigdy dotąd nie doznała. Obezwładniające szczęście.
Kiedy tylko drzwi zamknęły się za nią, odetchnął głośno a
jego twarz mimowolnie rozjaśnił szeroki uśmiech. Pokręcił głową z
niedowierzaniem.
- Głupiejesz, stary – powiedział do siebie, nadal
uśmiechając się szeroko – Głupiejesz.
Na koniec:
Jeśli chodzi o scenkę Charlie-Chris, to był mój problem od…
Bardzo dawna. W sumie nie jestem nadal pewna, czy dobrze robię ujawniając to
małe coś – w każdym razie, jest to tylko fragment sceny. Pierwsza część, czyli
dokładniej rzecz ujmując gra w butelkę Chrisa i Charlie i wyjaśnienie, kiedy i
co się stało, oraz dlaczego etc. jest już prawie napisana. Moje pytanie teraz
brzmi tylko, czy chcecie żeby się w to wgłębiać i dodawać jako mini-rozdział –
a jeśli tak, to tutaj czy na forum? – czy dać sobie spokój bo lepiej tego
bardziej nie ruszać? :)
Nareście. Pierwszy pocałunek Abby i Syriusza. Wiesz ile ja na niegi czekałam. Są naprawde uroczy. Oh uwielbiam ich.
OdpowiedzUsuńW takich chwilach ja te rozumiem czemu Remus jest Huncwotem. Serio. I niech mi ktoś powie, że nie jest pdobny o chłopaków. No cóż ten fragment temu zaprzeczył.
Petera jest mi żal, ale i tak podniosło mi się ciśnienie na widok imienia Gabe. oh jak ja tej dziewczyny nie lubie. I naprwede nie wiem czemu;)
I tak chcemy wyjaśnienia sceny Chrisa i Charlie. I gry w butelke też. I chyba lepiej na forum, tak mysle. Chociaz tób jak chcesz:D
No cóż przy scenie Lily i Jamesa miałam głupie skojarzenia, napraede ciekawa jestem dlaczego. I cholera nawet nie chodziło o nich znajdujących się w wannie.
Oh tesknie za kłotniami Eddiego i Lexi. Co im się dzieje? Przecież oni zawsze znajdowali temat do kłótni. To Eddie i Lexi najbardziej popieprzone małżenstwo świata. Oni musza sie kłócić. To ich styl.
Ty czekałaś? Ja umierałam z niecierpliwości na ten pocałunek, mam go napisany od baaaardzo dawna i musiał czekać na odpowiedni moment! :D
UsuńDlaczego nie lubisz Gabe? To taka spokojna osóbka i Peter dzięki niej jest mniej samotny :D
Przeżywają kryzys egzystencjalny moja droga, potrzebują żeby ktoś zapalił w nich na nowo ogień walki, bowiem bez niego są nic siebie nie warci, puści i samotni, niezrozumiani... Wybaczcie, właśnie się wczuwam w klimacik muszę trochę pobajerzyć :D
Remus Huncwocki> Nie zauważyłam nawet :>
Bardzo, bardzo Huncwocki. Wiesz jego teksty sa bardzo w stylu Jamesa albo Syriusza. No serio, ale fajnie wiedzieć, że Remus tez pitrafi walić takimi tekstami:D
UsuńOczywiście,że czekałam. Przecież od nich aż biło napięcie-musze użyć tego słowa-sekusalne. No serio ileż można było czekać. Ale w koncu jest pocaunek. Coś czuje, że będzie niezrećznie na drugi dzien.
Może i Gabe jest spokojna, ale jakoś jej tak podświadomie nie ufam. Ja na mój gust jest za spokojna. Chociaz do Petera pasuje. No i w koncu nie robi za przyzwoitke. Właściewie to on się wybrał na tn wyjazd a tu prawie same pary. Abby i Syriusz to kwestia czasu a teraz pojawił się Sean więc April też nie jest samotna. Biedny Peter.
Wiesz kto jak kto ale po Eddiem i Lexi się nie spodziewałam kryzysu. Oni są i tak pierdzielnięci a teraz jeszcze nie potrafią się pokłócić. Co się dzieje z tym światem, no doprawdy. Świat się skonczy jak nasza kochana parka się nie pokłóci. A wałśnie mam taką myśl i zapytanie-czy Lexi zmieniała nazwisko?
Super, nareszcie Abby i Syriusz. I jedna wielka katastrofa, Eddy nie mówi wierszami! Moim zdaniem powinno być takie coś: April i Remus Lupinowie, Sean i Maddie May. Biedny Peter ;<
OdpowiedzUsuńA tak ogólnie to super rozdział
Ekhem! Niestety Kochana, muszę pominąć Twoją piękną adnotację, i wyrazić swoją głęboką dezaprobatę co do ranienia fizycznie Remuska... (ale mi literacko piękne zdanie wyszło... :D). Owszem, prześladuje go fatum April-Sean!
OdpowiedzUsuńPodobały mi się pytania chłopaków do Seana, i aż mnie zastanawia o co dziewczyny mogły pytać... Poza tym wymyślanie imion dla dzieci i riposta Seana mnie zabiły :D. Wyobrażam sobie wtedy minę Syriusza!
Zabij mnie, ale kompletnie zapomniałam o Gabriele! Ale kto wie... Może jej się z Peterem ułoży, i może ona go na dobrą drogę sprowadzi... Tak tylko mówię... :D
Co do wątku Chrisa i Charlie przez cały czas zastanawiałam się 'O co do cholery chodzi? Czy ja jakiś rozdział przegapiłam?!' więc ucieszyło mnie Twoje wyjaśnienie. Owszem, chcę dalej ten wątek, i może tutaj... w końcu to jest całość, więc po co na forum?
A Eddie i Lexie i ich cudowny brak kłótni były czymś... nowym. Nie sądziłam, że potrafią przebywać ze sobą w spokoju... Szkodzi im to! Dlatego już się cieszą na powrót dawnego Eddiego! a tak BTW nie myślałaś może, coby ich rodzinkę... Powiększyć? Znowu tak tylko mowie... :P
No i na koniec Abbie i Syriusz. Ok, przekonałam się do niej trochę bardziej, dajmy im szansę, i zobaczmy co z tego będzie, i czy Lucas będzie chciał mieć przyszywaną siostrzyczkę :)
Ło Boże! Ale się rozpisałam!
Czekam na ciąg dalszy! :*
Oh, w końcu ktoś niewtajemniczony poruszył kwestię Chrisa i Charlie :D Możesz mi wyjawić, ILE zrozumiałaś z tego co napisałam, łącznie ze swymi przypuszczeniami, jeśli takie masz? :> Może być tu, może być na forum, maila albo gg, jak ci tylko jest wygodnie, bo strasznie mnie ciekawi co też się dało wyczytać :D
UsuńGabriele sprowadzi Petera na dobrą drogę, ciekawe, oj ciekawe, kto wie, wie :)
Oh, jak miło, że się przekonałaś :)
Ale pamiętaj, ze jeszcze nie w stu procentach! :). Hmm... Co zrozumiałam? Ze Chris byl z Lauren kiedy sie już rozstali, i mam nieodparte wrażenie ze wtedy, gdy już była z Syriuszem albo gdy było w trakcie jednego z wielu rozstan... Poza tym teraz pojawiło mi sie w głowie jakieś przypuszczenie co do Lucasa, ale może już za bardzo kombinuje? No zobaczymy...
Usuńja kombinowałam czytając dokładnie tak samo!
UsuńCzyli rozumiem, że jak skończę pisać - nie za wiele mi już zostało w zasadzie, wczoraj miałam małe opóźnienie - mam tu dodawać, nie licząc się z wszelkimi konsekwencjami jakie dla mnie i dla innych będzie to oznaczało? :>
UsuńTAK! Chociaż w sumie to zdanie o konsekwencjach mi dało do zrozumienia, że chyba mam rację, a umocniło mnie w tym przekonaniu to, że nie skomentowałaś moich przypuszczeń.. :D
UsuńTwoje przypuszczenia są dość odważne, naprawdę uważasz, że byłabym tak szalona? Konsekwencje zawsze są bo mogłam zrobić absolutnie wszystko a czasem lepiej żyć w boskiej niewiedzy, prawda? :)Nie komentowałam bo nie chcę psuć zabawy :P
UsuńWiesz... praktycznie rzecz biorąc znam Cię (albo raczej Twoją twórczość) już ładnych parę lat, a i tak są takie chwile kiedy mnie zaskakujesz, stąd właśnie pojawiły się takie odważne przypuszczenia z mojej strony... :D
UsuńW takim razie dodaj jak najszybciej, bo już się nie mogę doczekać!
Usiądź wygodnie na krześle, weź sobie popcorn albo cuś i czytaj co Ci mam do napisania xD
OdpowiedzUsuńSean, Sean, Sean... Trudno mi go jednoznacznie ocenić. Ale takie pierwsze odczucie moje to, że on nie pasuje do tej grupy. Voldemort nie zdąży ich pomordować - zrobią to za niego April i Sean xD
Nie mam zastrzeżeń do Jamesa po raz pierwszy od daaawna :D Słodka scena, urocza i trochę z pazurkiem ;) Nie mogę się doczekać jak Lily i James będą się przygotowywać do narodzin :D Wiesz, urządzanie pokoju, wybór imienia itd.
Niechętnie się do tego przyznaję, ale urzekłaś mnie Maddie i Remusem (to jednak nie znaczy, że się do nich przekonałam!). Po prostu świetny był motyw z "przytulającymi" sie ubraniami :) Jeśli chodzi o Remusa, to wiesz na co ja czekam, a co masz już napisane :D
Koniecznie rozwiń motyw z Charlie i Chrisem! Nie wiem o co chodzi i to mnie dobija :(
Eddie i Lexie przestają się kłócić? To tak jak w normalnym związku nieustanne kłótnie - czyli zwiastun problemów. Mam nadzieję, że szybko im się polepszy!
No i wreszcie Syriusz i Abby. Nie, nadal jej nie lubię, ta laska mi się wydaje niezrównoważona o.O Ale zobaczymy co z tego wyjdzie. Asiexz ma rację, dajmy im szansę :)
No, a teraz dostajesz o-pe-er! Za krótko, czuję się nienasycona xD
Czekam na więcej, Lils ;*
znalazłam cię na blogu lilkaevans16, skończyłam go, zaczęłam na mylog teraz tutaj i nadal mi mało... dziewczyno, coś z tobą jest co sprawia że tak kocham twoje opowiadania. Masz wiekli talent, na serio. teraz skomentuje całego bloga od początku:
OdpowiedzUsuńrok 6: kurcze jacy oni są głupi i Lily i James... Najpierw się nienawidzą potem kochają ale o tym nie wiedzą... Głupi są i już. Ale jak opisywałaś po tym balu jak oni się pocałowali pierwszy raz to takie słodkie było że jaaaa.... Ale to chyba było w 7 klasie, mniejsza z tym i tak było słodkieee. A jak Lauren z Syriuszem zdradziła Chrisa to normalnie aż nie wiem normalnie! A potem byli razem i tak się kochali i wgl. :D A Eddie i Lexie mnie rozwalali. Ich kłótnie były lepsze od Potter-Evans, które ja tak bardzo uwielbiam! Eddie jest najlepszyy!!
Rok 7: Tak to tutaj był ten bal chyba, i tutaj April przyszła :D Więc to takie słodkie było jak oni się pocałowali pierwszy raz!!! A Lauren i Syriusz jak się ukrywali i jak James i Lily przyszli do tej samej klasy co oni hahahah Super! Tylko wyobrazić sobie ich wszystkich miny! A potem, to ja myślałam że April i Remus będą razem i wgl. I strasznie mi się podobało jak związek Eddiego i Lexie zaczął się od kłótni o zarazki: moje zarazki są lepsze od twoich! Moje zarazki tęsknią za twoimi :( Genialne!
wyjazd nad jezioro: OMG! moja mama musiała w pewniej chwili do mnie przyjść i zobaczyć czy wszystko w porządku bo się tak śmiałam! Biedni chłopacy! :( :D A ta Lauren to jak ona mogła i potem w tej kuchni hahahah! Ale go chciała przekupić nie ma co!
po szkole: Boże jaka ta Lauren jest głupia po co pojechała do tego bostonu czy gdzieś tam!? Wszystko zepsuła! Ale na szczęście wróciła i wszystko było spoko! Szczerze to jak pojechała to ja ją przestałam lubić... A Syriusz to normalnie musiał na serio być w niej zakochany że to wszystko jej wybaczył. I potem Maddie przyszła i takie słodkie! Ale i tak bym wolała jakby Remus był z April, pasowaliby do siebie. I jeszcze Charlie! OMG zajebista! Uwielbiam ją! jej postać jest taka nie wiem jaka ale świetna! Jak zaczęła pić z Syriuszem to się trochę przestraszyłam że coś się między nimi stanie i jak widać słusznie. A jeszcze Lauren i ciąży była! Ale no sory powinna mu powiedzieć -.- co ona sobie niby myślała. i jeszcze Lily i James się przez nią kłócili! -.- I tak na marginesie to oni się bardzo fajnie oświadczyli xD
rok po szkole: Boże dlaczego uśmierciłaś Lauren?! Nie lubiłam jej ale dlaczego! ona sprawiała że to jest takie ciekawe i wgl! :'( Ale szybko sie z ta stratą uporałam. xD i jeszcze Abby! Kocham ją! Nie wiem czemu jej nie lubili debile jedne głupie... Ja ją od początku lubiłam :P I wreszcie Peter tu jest i jest bardziej widoczny i ma tą swoją Gabbrielle :D Huraa! :D I tutaj już nie uważam że April powinna być z Remusem bo nie bo on i Maddie są świetni :3 A jeszcze jak Chris i Charlie się okazało że oni się znali i wgl to takie WOOOOW! Super, świetne na serio wspaniałe! I Lucas jest taki słodki i jak ciągnął za krawat Chrisa :3 aww :D A po śmierci Lauren to tak jakoś strasznie znielubiłam Lily. Zrobiła się straszna, czepliwa i wgl. Nie wiem jak James z nią wytrzymał na prawdę. Ale w końcu się uspokoiła i jest już w ciąży! :D yeey! Harry już jest! Huraa :D Ahhh Na tym wyjeździe to tak fajnie i miło się zrobiła :P I wreszcie April ma kogoś! :D Ten Sean jest super! April May xD Haha chciałabym się tak nazywać xD
koniec: gdzie nowa notka? Ja już chcę!!! :(((((((((( Proszę wysłuchaj moich błagań ty bezduszna kreaturo! :(