Rozdział 78
To co się stało na lodowisku, trudno nawet nazwać próbą jazdy. Charlie założyła łyży, postawiła jedną nogę na lodzie i wycofała się.
Nie bez powodu z resztą bo w tej samej chwili Chris dumnie wkroczył na lodowisku i wyrżną orła, robiąc mnóstwo hałasu i boleśnie tłukąc sobie kość ogonową.
Collins jednak okazał się dzielny i zdecydował, że nie opuści lodowiska póki nie będzie zdolny utrzymać równowagi. Charlie ponad dwie godziny obserwowała jak czołga się koło barierki, klnąc i wywracając się co chwilę, póki nie stracił cierpliwości.
Po kolejnym już upadku ze złością zdjął łyży i w samych skarpetach przemaszerował do wyjścia, zastrzegając przyjaciółce, że nikt nigdy nie dowie się, co zaszło.
Na poprawę humoru i zaleczenie zdeptanej przez parę łyżew dumę nie ma nic lepszego niż kubek gorącego kakao i kawałek domowego cista z dyni. Charlie zabrała więc przyjaciela do siebie, gdzie posadziła go przed kominkiem – na pokaźnej stercie poduszek – otuliła kocykiem, po czym zostawiła ogłupiałego mężczyznę i pobiegła do kuchni przygotować kakao i pokroić ciastka.
- Dziwne – powiedział jej, kiedy wróciła i siadła obok, patrząc na niego zaskoczona – Skąd u ciebie ta nagła czułość? Poduszki, koc? Wszystko w porządku? Uderzyłaś się przypadkiem w głowę czy…
- Staram się być miła – prychnęła – Zamiast marudzić, mogłabyś podziękować.
- Od kiedy oczekujesz podziękowań? Dobra, Charlie, zaczynam się o ciebie martwić – postawił kubek z kakao, odrzucił koc i przesunął się tak, żeby widzieć ją z bliska.
- Teraz Charlie? – zapytała z kpiną w głosie, a Chris prychnął i wrócił na swoje miejsce.
- Z tobą nie da się rozmawiać – oznajmił jej wzniośle i zapadła cisza, podczas której oboje siedzieli obrażeni, nie patrząc na siebie.
Abby zwracała na siebie uwagę, idąc ulicą cała ubłocona z liśćmi we włosach i szerokim uśmiechem na twarzy.
Jak bardzo dziwnym by to nie było, Abby była przekonana, że udaje jej się dotrzeć do Syriusza. Powoli – zbyt powoli, jak na jej niecierpliwą osobowość – pozwalał jej się do siebie zbliżać.
Każde ich spotkanie mówiło jej o nim więcej. Zaskakiwała ją wiedza, którą zdobywała a przy okazji przynosiła niespotykaną przyjemność.
I to była jedyna rysa na szkle. Bo Abby coraz mocniej zaczynała sądzić, że przejmuje się zdecydowanie za bardzo.
Otworzyła drzwi, nasłuchując uważnie. Przez chwile odpowiadała jej cisza a potem z sypialni Lynn wyszła przysadzista kobieta z mysimi, brązowymi włosami upiętymi z tyłu głowy.
- Gdzie byłaś tak długo? – spytała z lekkim uśmiechem – I dlaczego na Merlina jesteś tak brudna?
- Wpadłam w błoto – wyjaśniła, zdejmując płaszcz i oglądając szkody, jakie poczyniła zabawa – Gdzie Lynn?
- Ucina sobie popołudniową drzemkę – powiedziała Feliccy obserwując Abby z uwagą – Sean zabrał ją dziś do Haetkinsów i cały ranek szalała z ich dzieciakami.
- Zjadła obiad? – zapytała Abby, ściągając buty, a kobieta przytaknęła.
- Jak się bawiłaś?
- Było w porządku. Pójdę się umyć i porozmawiamy, dobrze?
Feliccy kiwnęła głową, obserwując jak dziewczyna znika na schodach.
Odkąd w życiu Felicity Watson pojawiła się Abby a wraz z nią malutka Lynn, minęło prawie cztery lata. Kobieta nauczyła się kochać te dwie istoty zupełnie, jakby były jej córkami. Były jej córkami.
Potrafiła poznać każdy nastrój Abigaile, wyczuć w niej każdą zmianę.
Taką, jaka zachodziła w niej ostatnio.
Feliccy sama namawiała dziewczynę, żeby ta coś zmieniła w swoim życiu. Jej życie ograniczało się do opieki nad córką i pracy w bibliotece i w tym wszystkim brakło miejsca na potrzeby i szczęście Abby. Felicity zdziwiła się, gdy usłyszała jak dziewczyna zamierza spędzać czas, który otrzymuje. To tylko utwierdziło ją w przekonaniu, że jest osobą niezwykłą.
I jakby na zawołanie, pojawił się ten chłopak. Felicity widziała go tylko z daleka, nie mogła więc w żaden sposób się o nim wypowiedzieć. Jednak bardzo dokładnie słuchała Abby i doskonale wyczuwała zamiany jakie w niej zachodziły. Te przed i po spotkaniu.
- Wyglądasz na zmartwioną – powiedziała w końcu, kiedy Abby weszła już umyta do kuchni – Powiesz mi, co się dzieje?
- Nic się nie dzieje – odpowiedziała łagodnie, wyraźnie jednak zmieszała się – Mam wątpliwości, czy dobrze robię.
- Teraz już chyba troszkę za późno na wątpliwości, nie uważasz? – uśmiechnęła się kobieta – O co chodzi, skarbie? Przestałaś się już przejmować?
- Nie – pokręciła szybko głową – Chodzi tylko o to, że… Czasem chyba przejmuję się trochę za bardzo.
Abby wbiła wzrok w buty, żeby ukryć zakłopotanie na buzi. Feliccy przez chwilę przyglądała się jej z uwagą a potem powiedziała spokojnie.
- Zauroczyłaś się.
- To takie dziecinne – wyszeptała zawstydzona – I głupie.
- To nie jest głupie – powiedziała szybko Feliccy – Nie pozwól sobie wmówić, że twoje uczucia są głupie. Jak długo trwa?
- Zbyt długo – westchnęła ciężko – Praktycznie od samego początku. Nie chciałam tego – dodała szybko z rezygnacją w głosie – Jestem taka głupia!
Uderzyła ciężko głową o blat stołu. Feliccy westchnęła z delikatnym uśmiechem.
- Powinnaś z nim porozmawiać – oceniła spokojnie – Sama mówiłaś, że jest rozsądny. Zrozumie, we dwoje coś poradzicie a jeśli nie, przynajmniej będziesz miała jasną sytuację i…
- Nie! – Abby poderwała się na równe nogi – Nie, on niczego się nie dowie, rozumiesz! Nie wolno mu nic widzieć i ty też tego nie zrobisz. Ja… Ja sobie poradzę. To minie, zawsze mija. Dam sobie radę… Pójdę zobaczyć, czy Lynn nie wstała.
I nie czekając na odpowiedź Felicity, wyszła z kuchni. Kobieta patrzyła przez chwilę za przybraną córką.
- A ja czuję, że nie minie – westchnęła z uśmiechem – Ale, co ja tam wiem…
Dni mijały i nic nie zapowiadało zmian. Życie powoli zaczęło toczyć się swoim nudnym, wolnym tokiem, pozbawionym jakichkolwiek urozmaiceń.
Lily i James nadal w weekendy remontowali swój dom, chociaż nadal brakowało mu wiele do tego, żeby przypominał on dom. Pomimo tego, że pracy było dużo, nadal spotykali się co tydzień i przez dwa dni pracowali ile sił w rękach.
- Jeszcze trochę i wszyscy zaczniemy traktować to miejsce jak dom – zażartował któregoś razu Remus, co wszyscy przyjęli z nadmiernym entuzjazmem i wrócili do wykładania dywanu w salonie.
Jedynie Syriusz, każdego tygodnia urywał się godzinę-dwie przed wszystkimi, lub przyjeżdżał później, wymawiając się opieką nad synkiem. Nikt – nawet James, chociaż ten miał małe podejrzenia – nie miał pojęcia, że w rzeczywistości Black spędza czas nie tylko z synkiem, ale i z Abby.
A spędzali go razem bardzo dużo. A to w czasie spacerów w parku, a to podczas drobnych zakupów – bo Lucas rósł jak na drożdżach i ciągle wyrastał z kaftaników, a Black uważał że ma zbyt słaby gust, żeby samodzielnie dobierać garderobę dla synka – a to na kawie w osiedlowej kawiarence.
Syriusz nie pisnął dotąd nikomu nawet słówka o swojej nowej znajomej a Jamesa, który od czasu do czasu go o nią pytał, zbywał półsłówkami.
Potter zdecydował więc, że lepiej na razie nie wspominać Lily o koleżance przyjaciela. Wyobrażał sobie jej reakcję a jeszcze mocniej – wyobrażał sobie co by się stało, gdyby nie był w stanie podać jej konkretów.
Nie była to jedyna tajemnica, jaką miał przed ukochaną. James Potter nadal nie odważył się powiedzieć swojej żonie o nowej pasji, jaką w sobie odkrył – miłości do mugolskiej muzyki, którą razem z nim zaczęli dzielić inni.
Szybko okazało się bowiem, że Beatlesi przypadli do gustu również Remusowi i Peterowi. Kiedy odważyli poruszyć się ten temat podczas układania płytek w kuchni, niespodziewanie usłyszał ich Eddie – który z mugolską muzyką kontakt miał od dawna, pasjonując się wszystkim, co niemagiczne. Natychmiast okazało się, że on również nie może oddawać się relaksowi słuchania swoich ulubionych płyt przez wzgląd na Lexie – która zwyczajnie nie tolerowała takiego takiej muzyki. Udawał się więc zawsze do Chrisa, który tego problemu nie miał, gdyż mieszkał sam.
I tak, od słowa do słowa zupełnie nieświadomie znaleźli coś, co łączyło ich wszystkich i postanowili to wykorzystać. Raz w tygodniu spotykali się – zazwyczaj u Syriusza, ze wzgląd na Lucasa – na spokojne odsłuchiwanie płyt, swoim ukochanym mówiąc po krótce, że wychodzą na piwo.
Udało im się to dwa razy. Potem rozpoczęły się niespodziewanie komplikacje, spotkania przekładali lub -żeby nie tracić okazji – spotykali się częściej w mniejszym składzie. Zupełnie spodziewanie, każdą wolną chwilę zaczęli spędzać razem powodując tym samym niepokój pań i ściągając na siebie uwagę.
Lily patrzyła jak James wybiega z domu, zamykając za sobą drzwi. Zmarszczyła lekko brwi i spojrzała na kalendarz, w którym czerwonym krzyżykiem zaznaczała dni, które James spędzał z przyjaciółmi „na piwie”.
W tym miesiącu prawie każdy dzień zaznaczony był na czerwono.
Nie myśląc wiele Lily zdecydowała, że czas przerwać te spotkania – dla dobra wszystkich.
Wyciągnęła z biurka pergamin, podarła go na kilka kawałków i na każdym napisała tą samą wiadomość.
- Może naprawdę nie trzeba się wtrącać? – wyraziła swoje wątpliwości Maddie – W zasadzie, to co złego jest w tym, że spędzają trochę razem czasu?
- Trochę? Nie widziałam swojego męża od prawie miesiąca – prychnęła Lily – Zaczynam się zastanawiać, czy ożenił się ze mną, czy z którymś z Huncwotów!
- Nie to, że jestem bardzo przywiązana do Eddiego – powiedziała Lexie – nawet odpowiada mi, że nie muszę cały czas na niego patrzeć, ale w domu zaczyna być nudno, bez jego narzekania. Zaczynam sobie myśleć, że znalazł sobie kogoś innego do denerwowania.
- Też czuję się samotnie – oznajmiła Charlie – Najpierw Syriusz nie chciał ze mną pić mleka, a teraz nawet Chris kompletnie mnie olewa… Lily ma rację, należy coś z tym zrobić.
- Ale po co wam do tego ja? – zapytała April.
- W razie oporu postraszysz ich pechem – zaśmiała się Maddie, a April naburmuszyła się.
- Potrzebujemy wsparcia, każda para rąk się przyda – poinformowała ją Lily – Pomożecie mi? Jeszcze trochę i wpadną w alkoholizm!
- Gdzie są? – zapytała Maddie, ponosząc się z miejsca.
- Zapewne u Syriusza – powiedziała Lily, kiedy reszta zaczęła się podnosić. Pokiwały zgodnie głowami i wyruszyły walczyć. Nawet nie przypuszczały, co zobaczą.
Panowała cisza, spokój i błoga atmosfera. Pokładali się wszędzie – na podłodze, sofie, parapecie. James i Syriusz mruczeli pod nosem tekst piosenki, Remus podrygiwał rytmicznie nogą a Chris kiwał się do rytmu.
Eddie krążył po pokoju kręcąc (ponętnie dop. Autorki) biodrami a mały Lucas, trzymany na rękach przez Syriusza, klaskał z radością w rączki ilekroć rozlegało się refrenowe All you need is love, któremu wtórowali wszyscy.
I właśnie kiedy rozległ się śpiewany męskim chórem refren, do pokoju wkroczyły panie.
Łatwo wyobrazić sobie ich miny – zwłaszcza Lily – kiedy to zobaczyły. James i Syriusz zdążyli zawyć jeszcze po raz ostatni, nim je spostrzegli.
- All you need is… Lily – wyrwało się Syriuszowi, kiedy zobaczył stojącą w drzwiach rudowłosą. James spojrzał na niego zdziwiony, a Black rzucił nerwowe spojrzenie na Lily. James obrócił się i przełknął ślinę.
- Lily – wyrwało mu się a Chris ukradkowo wyłączył gramofon. Zbyt późno, ale jednak.
- Rzępolenie? – zacytowała Lily, zaciskając usta w cienką linię – Bolą cię uszy od tego hałasu? Nic specjalnego?
- To nie jest tak, jak myślisz – powiedział Potter, profilaktycznie cofając się – Najdroższa moja Lily, to wcale nie jest tak, jak myślisz…
- Oczywiście, że nie – zrobiła krok w jego stronę – Przecież cierpisz, kiedy ich słyszysz. Niech zgadnę, coś przeskrobaliście i umówiliście się na wzajemne tortury. A może to już jest zbiorowy masochizm? Tylko mi nie mów, że to jakaś forma fetyszu, by tego nie zniosę…
- Nie, Lily, to nie jest tak – mówił pobłażliwie James – Ostatnio nieco naginałem prawdę, ale…
- Mówiłeś, że cierpisz kiedy puszczam ich płyty! Przestałam robić to w twojej obecności, bo mówiłeś że cię to męczy!
- Bo tak było! Daj spokój, doskonale wiesz, jak trudno utrzymać nogi przy sobie, kiedy się ich słucha – powiedział zirytowany, a Syriusz pokręcił głową.
Pogrążasz się, Rogaczu, pogrążasz.
- Ta cała tajemnica przez głupie płyty? – zapytała ogłupiała Charlie – Ogłupieliście?
- To nie są jakieś płyty – prychnął Syriusz – To jest genialne!
Przytaknęli mu gorliwie.
- Kiedy ostatnio o tym mówiliśmy, uznałeś to za słabe – syknęła Lily.
- Błąd odbioru – stwierdził dyplomatycznie – Przy głębszym wsłuchaniu zyskuje… Po za tym Lucas lubi, kiedy mu ich puszczam – nagiął prawdę, a Lucas zaklaskał z radością w rączki. Ostatnim czasem prawie ciągle klaskał w rączki. Chyba, że były zajęte.
- Ma gust – odpowiedziała krótko Lily – Możesz mi więc powiedzieć, dlaczego kłamałeś?
- Nie kłamałem, po prostu nie dzieliłem się z tobą szczegółami – zastrzegł Potter, cofając się. Charlie pokręciła rozbawiona głową i podeszła do gramofonu, włączając płytę. Przez chwilę posłuchała ale gdy otworzyła usta, Syriusz szybko uciszył ją gestem.
- Nie wydawaj pochopnych osądów – powiedział ostro, a Charlie pokręciła głową.
- Chciałam powiedzieć, że to całkiem dobre.
- Robiliście tą szopkę przez ponad miesiąc bo wstyd wam było się przyznać, że zbyt pochopnie obraziliście to, co lubię!?
- Liluś, kochanie, wierciłabyś mi dziurę w brzuchu przez kolejny rok, gdyby to zrobił. Przecież wiesz, jaka jesteś…
Wszyscy – prócz Potterów – spojrzeli wyczekująco na Lily pewni, że za te słowa Potter będzie długo pokutował. Nie pomylili się.
Lily zacisnęła usta w cienką linię, sapnęła z wściekłością, złapała za pierwszą rzecz jaka jej się nawinęła pod rękę i cisnęła nią w męża. James w ostatniej chwili uniknął ciosu butelką z kaszą – Lucas patrzył przerażonym spojrzeniem jak jego ukochana buteleczka z kaczuszką wypada przez rozbitą szybę – a Lily odwróciła się na pięcie i wybiegła z domu.
- To masz chłopie przewalone – oznajmił Syriusz, bardziej mając na myśli utracony skarb Lucasa niż wściekłą Lily.
Panował chaos. Lucas płakał w niebogłosy, Charlie, Maddie i Chris nieudolnie próbowali go uspokoić podczas gdy Syriusz, Remus i Eddie próbowali reanimować roztrzaskaną butelkę. April i Lexie dopingowały ich na zmianę, robiąc przy tym wiele hałasu.
Próby Charlie, Maddie i Chrisa szły na marne – im bardziej się starali, tym głośniej chłopiec krzyczał.
Tymczasem stan butelki również się pogarszał.
- Uważaj! – krzyczała April – Uważaj, bo skleisz krzywo kaczuszkę!
- Smoczek wypada! Smoczek wypada! – wrzeszczała Lexie – Ratujcie smoczek!
- Nie przyklejaj go, jego się odkręca – powiedział do Remusa Syriusz.
- Nie mogę na to patrzeć – jęknął rozpaczliwie Eddie – Tracimy ją!!
- Ratujcie smoka! Ratujcie smoka!!
- Nie dajcie odejść kaczuszce – prostowała April – Ratujcie kaczuszkę!
- Rozpada się – jęknął Syrius z – Merlinie, ta butelka musi z tego wyjść cało!
Trwało to jeszcze kilka minut, kiedy różdżki, klej, taśma i wszystko co było możliwe, ratowały życie biednej butelki a kiedy wydawało się, że jej stan jest krytyczny i nie wyjdzie z tego cało, nieśmiało odezwał się milczący do tej pory Peter.
- A może Reparo?
Na to nikt dotąd nie wpadł. Wszyscy spojrzeli na chłopaka jakby widzieli go pierwszy raz w życiu a potem pięć rozpaczliwych Reparo trafiło w biedną, ledwo żywą już butelkę, której kawałki natychmiast poderwały się do góry i skleiły w jedno.
Tymczasem James Potter był w naprawdę poważnych tarapatach.
- Lily – zajrzał ostrożnie do salonu. Lily krzątała się po części kuchennej a siła z jaką zamykała szafki pozwalała mu sądzić, że jest bardzo zła – Lily, przepraszam.
Skwitowała to milczeniem. James wetchnął cicho i podszedł ostrożnie do ukochanej.
- Lily, kochanie – podjął po chwili – Przecież wiesz, że kocham cię bez względu na to, jaka jesteś.
Dzieliła ich już tylko stopa odległości, jednak Lily nadal wyraźnie ignorowała męża. Odważył się objąć ją delikatnie w pasie – zachowując dystans, na wypadek gdyby znów zaczęła walić lub rzucać – ale nie zareagowała, więc przylgnął bliżej.
- Kochanie – wyszeptał jej do ucha – Jak bardzo byś nie była czepliwa i denerwująca ja i tak cię ubóstwiam… Nie bądź zła, proszę…
Musnął ustami jej szyję, ale pozostała obojętna.
- Lily – powtórzył nachalnie – Proszę, nie gniewaj się, nie chciałem cię urazić…
Szarpnęła się, wyswobadzając z jego objęć i kompletnie ignorując, zaczęła uprzątać zlew. Oceniając po sile uderzeń drzwiczek, nadal była wściekła. James westchnął ciężko, odwrócił się i wyszedł z części kuchennej. A potem wpadł na szalony pomysł udobruchania ukochanej.
Oh! Darling, please believe me
I'll never do you no harm…
Lily obróciła się, słysząc dochodzącą z gramofonu muzykę.
- Jeśli uważasz, że to pomoże to się głęboko… - urwała, bowiem absolutnie nie spodziewała się tego, co zobaczyła. James Potter odwrócił się do niej na pięcie, spojrzał z pożądaniem i zrobił taneczny krok w jej stronę, zarzucając – tym razem zmysłowo dop. Autorki – biodrem, poruszając ustami do słów.
Zmarszczył brwi nie mając pojęcia do czego ukochany zmierza, ale wtedy szarpnął lekko za guzik koszuli. Uniosła brwi, patrząc na to przedstawienie z politowanie, ale to nie był koniec.
Believe me when I tell you
I'll never do you no harm
Szedł w jej stronę, poruszając przy tym całym ciałem i co jakiś czas rozpinając guziki koszuli lub obracając się w jej stronę. Wyglądało to prześmiesznie i rudowłosa z coraz większym trudem powstrzymywała uśmiech, dopóki nie zaczął śpiewać.
Oh! Darling, if you leave me
I'll never make it alone
Believe me when I beg you
Don't ever leave me alone
Wargi drgnęły jej lekko, nadal jednak z całej siły próbowała być poważna. Wtedy rzucił się na kolana i ku własnemu szczęściu, padł akurat na śliski parkiet, prześlizgując się prosto do jej stóp. Tego zdecydowanie było dla niej zbyt dużo. Roześmiała się na głos, dotykając z czułością jego policzka i pomogła mu wstać.
- Jesteś taki głupi – wyszeptała łagodnie, muskając jego usta. Zakołysał się, obejmując ją w pasie.
- To z tej miłości – powiedział i pociągnął ją za sobą w głąb salonu – Zatańczysz?
- No dobra – uśmiechnęła się, zarzucając mu ręce na szyję i przylgnęła do jego piersi, układając głowę na jego barku.
When you told me you didn't need me anymore
Well you know I nearly broke down and cried
When you told me you didn't need me anymore
Well you know I nearly broke down and died
Oh! Darling, if you leave me
I'll never make it alone
Believe me when I tell you
I'll never do you no harm
- Mówiłam, że są dobrzy – wyszeptała mu, kiedy obracał ją powoli, patrząc z uwagą jak wiruje w około własnej osi.
- Mówiłaś – zgodził się, kiedy wpadła z powrotem w jego ramiona – Są świetni.
Zaśmiała się, patrząc na niego z czułością.
- Jeszcze nie słyszałeś Elivsa – powiedziała z błyskiem w oku. Przyciągnął ja do siebie.
- Mylisz się – wyszeptał jej do ucha – Przesłuchałem wszystkie twoje płyty.
Odsunęła się, patrząc na niego z czułością a potem zsunęła rozpiętą koszulę i złożyła delikatny pocałunek na jego ustach.
- Żeby mi to był ostatni raz – wyszeptała, ciągnąc go do sypialni.
When you told me you didn't need me anymore
Well you know I nearly broke down and cried
When you told me you didn't need me anymore
Well you know I nearly broke down and died
Oh! Darling, please believe me
I'll never let you down
Believe me when I tell you
I'll never do you no harm
Kiedy się obudziła, słońce za oknem górowało już wysoko. Przeciągnęła się mrucząc pod nosem z zadowoleniem i rozejrzała się leniwie po sypialni, szukając wzrokiem Jamesa.
- No i co się cieszysz? – zapytała rozbawiona, napotykając jego spojrzenie – Wiesz, że jesteś pusty jak but?
- Jeśli próbujesz mnie urazić, słabo ci idzie – odpowiedział, szczerząc się w szerokim uśmiechu.
- Nie myśl sobie, że każe przewinienie wybaczę ci tak prędko – zastrzegła go, grożąc w jego stronę palcem – Nie zawsze dam się tak łatwo przekonać.
- Przecież przeprosiłem – prychnął obruszony James – Kilka razy, na parę różnych sposobów. Jeszcze ci mało? Ty zachłanna kobieto!
- Nie zawsze… - zaśmiała się na widok jego miny – Obnażanie się nie jest sposobem na przeprosiny!
- Ale przyznasz, że pociągająco zarzucam biodrami – wytknął jej ze śmiechem Potter. Pokiwała głową, śmiejąc się do rozpuku.
- Możesz robić to częściej – zgodziła się łaskawie Lily – Przyznaję, że to faktycznie robi wrażenie.
- No i takiej odpowiedzi oczekiwałem – ucieszył się, zacierając ręce – Wiedziałem, że ci się spodoba.
- Poruszałeś się jak kaczka – zaśmiała się Lily – Chociaż nie mogę zaprzeczyć, że było w tym nieco seksownego wdzięku.
- Teraz to mnie uraziłaś – stwierdził krótko James, wskakując z łóżka – Możesz zapomnieć, że jeszcze kiedyś zobaczysz TO – zarzucił biodrami raz w jedną, potem w drugą stronę i wymaszerował z sypialni, zatrzymując się na chwilę w drzwiach – Naleśniki na śniadanie?
Początek listopada przyniósł gwałtowną zmianę pogody. Nagle zrobiło się zimno, pochmurnie i tak nieprzyjemnie, że mało komu chciało wychodzić się z domu.
Lily cały pierwszy tydzień listopada spędziła w domu, chorując na grypę. Kiedy tylko ona poczuła się lepiej, Lucas złapał swoje pierwsze w życiu przeziębienie, sprawiając że biedny Syriusz omal nie wyszedł z siebie. Chociaż malec miał tylko lekki katar, młody tata o mało nie umarł z niepokoju i przynajmniej kilka razy dziennie wszczynał alarm chorobowy.
Kiedy osiągnął apogeum paranoi, Lily poprosiła o pomoc ojca. Pan Evans specjalnie pofatygował się z córką do jej przyjaciela, by dokładnie przebadać chłopca i uspokoić przewrażliwionego tatę.
- Wszystko jest w porządku, to tylko lekki katarek – oznajmił łagodnie z uśmiechem, kiedy chłopiec złapał za słuchawkę stetoskopu i zaczął ją obficie ślinić – Bardzo dobrze go znosi, nie ma powodu do niepokoju.
- Mówiłam – powiedziała do Syriusza Lily. Black już otwierał usta żeby się odgryźć kiedy przerwał mu pan Evans.
- Zachowaj ten pewny ton na dzień w którym twoje dziecko dostanie pierwszego kataru – powiedział do córki- Jestem pewny, że będziesz u mnie nim zdąży do końca kichnąć.
- Tato, nie jestem niemądra – prychnęła rozbawiona Lily – Najpierw wytrę nosek, dopiero potem do ciebie przyjdę. Nie uważasz chyba, że będę ciągnąć z sobą zasmarkane dziecko!
- Śmiej się, śmiej a ja i tak wiem swoje – powiedział mężczyzna – Zatroskane matki są jeszcze gorsze niż ojcowie, wiem coś o tym…
- Pewnie, pewnie – machnęła ręką Lily, biorąc chłopca od ojca, tak żeby ten mógł spakować swoje rzeczy – Ja taka nie będę. Mam ciebie, wiem o co trzeba się niepokoić a co nie…
- Jasne… - mruknęli rozbawieni mężczyźni.
Lily prychnęła ale nic więcej już na ten temat nie powiedziała.
- To naprawdę uroczy chłopiec – oznajmił nagle Sam, kiedy wracali do mieszkania Lily i Jamesa, gdzie mieli zjeść razem obiad.
- Jest cudowny – zgodziła się z uśmiechem Lily i zmarszczyła brwi, czując na sobie uważne spojrzenie ojca – Tato?
- Przecież nic nie mówię – obronił się mężczyzna, patrząc nadal na córkę.
- Myślisz – wycedziła Lily – Nie patrz tak na mnie. Uwielbiam go, bardzo chętnie się nim opiekuję ale to wcale nie oznacza, że chcę mieć teraz dziecko. Nie chcę i nie zamierzam mieć w najbliższej przyszłości.
- James jest tego samego zdania?
- Tak – odpowiedziała niepewnie Lily, zastanawiając się przez chwilę – Na pewno tak. On w ogóle nie umie zajmować się dziećmi.
- Petunia i Vernon chcą mieć dziecko – powiedział nagle Sam, a Lily spojrzała na niego, marszcząc brwi.
- Trudno wyobrazić mi ich sobie jako rodziców – stwierdziła sucho rudowłosa – Niektórzy ludzie nie powinni mieć potomstwa.
- Kochanie…
- Tak, wiem, to moja siostra – mruknęła dziewczyna – Na pewno będzie cudowną matką. Nie rozumiem tylko, po co ze mną o tym rozmawiasz. Jeśli spieszy ci się, żeby zostać dziadkiem, Petunia i jej mąż zaspokoją twoje pragnienie, pewnie wkrótce. Ja nie poczuwam się gotowa do macierzyństwa.
- Tylko pytałem – obronił się mężczyzna – Do niczego was nie naciskam, ale w ciągu tego roku podjęliście tyle ważnych decyzji, że pomyślałem że do tej również dojrzeliście. Cieszę się, że się nie spieszycie.
- Ładny unik – pochwaliła go z uśmiechem Lily – Tatusiu, zrozum, jest wojna… To najgorszy okres na dzieci. Nie chcę ich wychowywać w takim świecie. Kiedyś, zobaczysz.
- Tylko nie zbyt późno. Muszę mieć dostatecznie dużo sił, żeby zabawiać te maleństwa – uśmiechnął się szeroko.
- Tobie nigdy nie będzie brakowało na to czasu – zaśmiała się Lily.
- Nie pojmuję twojego systemu rozumowania – oznajmiła z rozbawieniem Abby, wyciągając się wygodnie na ławce – Czasem naprawdę dziwnie myślisz.
- Jest kobietą, nie krytykuj mojego dziwnego systemu rozumowania bo twój jest dużo bardziej pokrętny – ofuknął ją Syriusz. Abby zaśmiała się i spojrzała ukradkiem w kierunku placu zabaw, gdzie bawiła się Lynn – Nie boisz się jej tam zostawić samej??
- Felicity z nią jest – powiedziała ciepło – Zawsze chodzimy razem, tak jest wygodniej. Wiesz co? Zjadłabym coś – poderwała się na równe nogi – Tutaj zaraz jest budka z kawą i croissantami. Pójdę i wezmę nam po jednym – i nim zdążył zareagować pobiegła w tamtą stronę.
Nie zdążył nadziwić się nad tym, jak prędko myśli i działa ta dziewczyna, kiedy nagle usłyszał nad swoich uchem.
- Szukamy was i szukamy i nie możemy znaleźć.
Syriusz poderwał się na równe nogi, stając twarzą w twarz z państwem Potter. Lily uśmiechała się do niego szeroko, natomiast James rozglądał się dookoła z łobuzerskim uśmiechem. A Syriuszowi nagle zrobiło się wyjątkowo gorąco.
- Byliśmy w okolicy i pomyśleliśmy, że wpadniemy – trajkotała z kolei Lily – Byłam ciekawa jak się ma katar Lucasa.
- Nie ma po nim śladu – powiedział Syriusz zerkając nerwowo w stronę z której powinna zjawić się Abby. James również odwrócił się w tamtym kierunku.
- To dobrze – zaświergotała Lily, pochylając się nad wózkiem – Cześć kolego, co tam u ciebie słychać, tata nie wietrzy cię za bardzo?
- Nie martw się – powiedział Syriusz a serce podskoczyło mu do gardła, kiedy zza zakrętu wyłoniła się Abby z dwoma kubkami parującej kawy i siatką z rogalikami. Zatrzymała się, a ich spojrzenia spotkały się. Syriusz zerknął nerwowo na Lily a potem machnął lekko rękami dając dziewczynie znak, żeby się szybko ewakuowała. Zmarszczyła brwi, a Black złożył ręce błagalnie. Lily zaczęła się podnosić.
Abby westchnęła, wrzuciła kubki z kawą do kosza, rozejrzała się z paniką ale nigdzie nie było widać schronienia. Przez chwilę zawahała się a potem wskoczyła w wielki krzak śnieguliczki.
Syriusz usłyszał dławiony śmiech Jamesa.
- Piękny ten park – powiedziała Lily, rozglądając się dookoła – Nic dziwnego, że tak często chodzicie tu na spacery z Lucasem…
- Ta, nic dziwnego… - mruknął do siebie rozbawiony James. Syriusz spojrzał na niego z oburzeniem, zaciskając mocniej ręce na rączce wózka.
- Co powiedziałeś? – zapytała go Lily, marszcząc brwi.
- Że faktycznie, park jest cudowny – sprecyzował Potter – Ma piękne drzewa, ławki i wiele innych… piękności.
Syriusz poczerwieniał na twarzy, ale Lily tego nie zauważyła.
- Tak – zgodziła się Lily, nie zwracając uwagi na wymijający ton męża – Jest piękny.
Ruszyli powoli w stronę placu zabaw a co za tym idzie – krzaka w którym najprawdopodobniej skrywała się Abby.
- Lubię tędy chodzić – kontynuowała, zupełnie nie zwracając uwagi na blednącego Syriusza – Oh, plac zabaw! Może…
- Nie! – zawołał Syriusz, zdecydowanie głośniej niż zamierzał – Powinniśmy chyba wracać.
- Dlaczego, Łapo? – odezwał się James, szczerząc w bezczelnym uśmiechu – Chodźmy na plac zabaw, niedługo zaczniesz tu spędzać dużo czasu, Lucas rośnie. A może już spędzasz?
- Nie mam powodów, żeby to robić – wycedził Black przez zaciśnięte usta. James jednak świetnie się bawił i zamierzał to wykorzystać.
Tymczasem krzak, obok którego przystanęli wysyczał w stronę Syriusza.
- Zapłacisz mi za to…
- Co to było? – zapytała nagle Lily, a James nie wytrzymał i znów zaczął się śmiać – Słyszeliście?
- Nie – odpowiedzieli obaj, chociaż Potter z dużo większym trudem.
- To chyba było z krzaka… - powiedziała cicho, zbliżając się w tą stronę. James wepchnął pięść do ust i odwrócił czerwoną twarz robiąc wszystko, żeby się nie roześmiać. Syriusz, blady na twarzy odwrócił twarz, nie chcąc widzieć tego, co się dzieje.
I kiedy Lily już pochyliła się, żeby odgarnąć gałązki, nagle zawył Lucas.
Kobieta odwróciła się do niego, Syriusz – i krzak – odetchnął z ulgą, a James westchnął zawiedziony.
Nigdy nie szło mi tak długo pisanie rozdziału. Powoli, ale jednak się udało.
Dodałam zakładkę z rozdziałami i uzupełniłam część linków. Przy okazji, tych którzy mieli kiedyś do czynienia z lilkaevans16, zapraszam do zajrzenia tam, gdzie pojawiło się małe coś :) Kolejny rozdział... Może w Nowy Rok? Postaram się, żeby pojawił się jakoś w tym czasie :) Informację dodam w Sylwestra.
Boże dawno się tak nie śmiałam:) Biedna Abby musiała schować się w krzaki. Założe się, że Potter specjalnie nakręcił Lily żeby poszli poszukać Blacka. Jakie to cwane się zrobiło. Wiesz co tak sobie mysle, że gdby Syriusz powiedziała pozostałym o Abby to Lily możeby się az tak bardzo nie wściekała. Znaczy no wiesz jak jej zaczną buzować hormony a nie oszukujmy się do spokojnych ona nie należy to biada narody.No i ich długo skrywana tajemnica się wydała. No cóż zbyt dyskretni to oni nie byli i prędzej czy później i tak by się wydało. Jednak według ich logiki gdyby się przyzanli byłaby to plama na ich honorze.Przez cały odcinek się praktycznie cały czas smiałam jednak miała dwa punkty krytyczen-ratujemy kaczuszke i akcja park. To było swietne.Oh kiedy Abby pozna reszte? Nie moge się doczekać akcji jakie się wytworzą.Ten odcinek ci się naprawde udała i warto było czekac.
OdpowiedzUsuńoh nie lubię tego, będę musiała założyć konto żeby komentować stałym nickiem? no trudno, chyba jakoś przeżyję.
OdpowiedzUsuńPaulino! Z dumą informuję, że nadrobiłam wszystkie zaległości :D I rozdziały są super, osobiście najbardziej lubię wątek remontowania domu Potterów, to jest takie komiczne :D No i w ogóle świetnie, przecież wiesz, że uwielbiam, jak piszesz :D Nive.
Matko! Dopiero teraz mi się udało przeczytać. Fajny rozdział ale za dużo akcji nie było. Jednak w końcu się pojawia temat dziecka Lily i Jamesa ;D. Zobaczymy co dalej. Hmm... Abby... No dobra! Wygrałaś! Przekonałam się do niej ;.
OdpowiedzUsuńSzczęśliwego Nowego Roku! :*
No dobra... James rozgrzeszony xD Ta akcja z piosenką i striptizem była genialna ^^ Wyobrażam sobie tą scenę (i po cichutku zazdroszczę Lily) ;)
OdpowiedzUsuńLily nie chce mieć dzieci? Why? :( Ciekawe co na to pan Potter, hmmm... Oj coś czuje, że pani Potter nie zaplanuje tak tego do końca i coś ją zaskoczy :D
Co za Syriusz, no! Bezczelny, ukrywa koleżankę! A tak serio, to nie do końca rozumiem czemu nie chce, żeby reszta wiedziała o tym, że spotyka sie z Abby... Przecież nie ma w tym nic złego... nie? James jest parszywy... Ale i tak go kocham xD