Rozdział 89,5


Wiecie, że jestem na siebie wściekła? Pewnie nie wiecie, ale na pewno się dowiecie… W każdym razie, postanowiłam już dawno, że stało się, co się stało. Zaczęłam nawet pisać, jednak nie mogłam się zdecydować, czy to wyjawiać, czy nie. Dodając ostatni rozdział nie przypuszczałam, że będę do siebie czuła coś takiego, co czuję teraz i że aż tak może mi być żal bohatera, którego kiedyś nie znosiłam całą sobą, naprawdę.
Z dedykacją dla Aga141993 za to, że tak cierpliwie znosiła moje maile i z takim samym zaangażowaniem denerwowała się wraz ze mną :) 
Nazwa rozdziału wynika tylko i wyłącznie z tego, że jest to uzupełnienie poprzedniego. 

Rozdział 89,5

- No, to jak, wyzwanie czy prawda? – zapytała go, próbując brzmieć w miarę trzeźwo. Wypili już tak dużo, że fałszoskop piszczał coraz rzadziej mimo iż pytania były coraz bardziej osobiste i niewybredne. Chris upił spory łyk z butelki i spojrzał prowokująco na Charlie.
- Dla ciebie, tylko prawda – powiedział pewnym tonem. Charlie zachichotała z uciechą.
- Pamiętaj o naszej zabawce, ona prawdę nam powie – ostrzegła go, a Chris pokiwał głową – Największa niegodziwość jakiej się dopuściłeś.
Zapadła krótka cisza, podczas której Charlie szarpała się z korkiem od wina. Kiedy udało się jej go wydostać, spojrzała znów na Chrisa.
- Więc?
- Nie powiem.
Uniosła wysoko brwi, wyraźnie rozbawiona.
- Wstydzisz się? – zapytała kpiącym tonem – Proszę cię, wstydzisz się mnie? Ty?
- Nie powiem – powtórzył twardo, wyraźnie trzeźwiejszy niż przed chwilą. Charlie zachichotała i przybliżyła się do niego.
- No dalej – zachęciła go – Wyjaw swojej Gracie, jakiego zła się dopuściłeś…
- Pozwoliłem ci zbyt długo przebywać w towarzystwie Eddiego, posłuchaj siebie – uciął. Fałszoskop zawył przeciągle – Nie powiem.
- Daj spokój – machnęła obojętnie ręką – Co taki grzeczny, ułożony chłopiec jak ty, mógł zrobić złego? Nie oddałeś książki do biblioteki w terminie? Zapomniałeś o urodzinach szefa? Nie, czekaj… - udała, że myśli – Nie odgnomiłeś ogrodu! Nie? Mhm… Strąciłeś staruszkę z miotły? Udusiłeś skrzata domowego workiem na kartofle! Zdradziłeś ukochaną! Pomalowałeś jej pokój na…
Urwała oszołomiona. Chris zaprzeczał ruchem głowy na każde jej zdanie, ale teraz nagle pozostał bez ruchu, wpatrując się z uporem w Fałszoskop jakby oczekiwał, że ten zarządzi koniec zabawy.
- Zdradziłeś dziewczynę? – zapytała rozbawiona, a Chris przewrócił oczami ze złością – No tak, sławetny pocałunek z Lauren nad…
Gdy Chris przytaknął, fałszoskop zawył. Oboje spojrzeli na niego natychmiast – Charlie zszokowana a Chris ze złością.
- Nie chodzi o pocałunek… - wyszeptała Charlie – Nie wierzę, posunąłeś się dalej? Kiedy? Nie, gdzie…? Nie, z KIM!? Kogo?
- To więcej niż jedno pytanie… - mruknął.
- Nie bądź taki! – jęknęła – Powiedz! W końcu dowiaduję się o tobie czegoś ciekawego! No, proszę, Chris…
- Nie powiem. Nie mogę.
- Możesz! Pamiętasz, nic co dziś powiemy nie opuści progu tego pokoju – przypomniała obietnicę, jaką złożyli przed rozpoczęciem zabawy – Będę o tym wiedziała tylko ja i Stefan! Ale Stefan nie wygada – wskazała ręką na pluszowego misia, siedzącego na już łóżku – No powiedz! Ulży ci.
- Co chcesz wiedzieć? – zapytał zrezygnowany – Stefan, piśnij słowo a…
- Kiedy? – wypaliła Charlie wchodząc mu w słowo. Zamyślił się przez chwilę.
- Prawie dwa lata temu – powiedział niechętnie, unikając jej spojrzenia – jakoś po wakacjach.
- Strasznie broiłeś tego lata – zauważyła Charlie i zmarszczyła brwi – Byłeś wtedy z Alice. To dlatego się rozstaliście?
- Tak. Ale nic nie wiedziała – wymamrotał krótko. Fałszoskop milczał, ale Charlie nie.
- Z kim? – zadała najważniejsze pytanie, ale Chris potrząsnął tylko głową – No weź, to najciekawsze!
- Wygadasz.
- Nie wygadam – obiecała mu, a policzki zaczerwieniły się jej z podniecenia – No dalej, a nawet jeśli, kogo z naszych znajomych będzie obchodziło, że spałeś… O mój boże – jęknęła i spojrzała na niego żałośnie – Powiedz, proszę, że to nie ona…
Milczał, wpatrując się w Fałszoskop. Charlie jęknęła, kręcąc głową.
- Serio? Lauren? Do licha, Chris – jęknęła – Jaki ty miałeś z tą dziewczyną problem, co?
- To nie było tak, jak ci się wydawało… - mruknął Collins. Charlie uniosła brwi, patrząc na niego z uwagą.
 
16 września 1978 r.
 

Drzwi zatrzasnęły się z hukiem za Alice. Chris opadł z wściekłością na łóżko, odgarniając włosy z czoła. Kolejna awantura o to samo w przeciągu kilkunastu dni. Przestał liczyć ile razy poruszali ten temat i ile razy kończył się on tym samym.
Powoli zaczynał być zmęczony. Alice i jej zazdrością. Alice i jej uporem. Alice i jej niesłuchaniem. Alice i tym jak mocno roztrząsała coś, czego wcale nie trzeba było roztrząsać.
Dzwonek do drzwi. Leniwie podniósł się z miejsca pewny, że dziewczyna wróciła. Prawie zawsze wracała żeby dodać swoje trzy grosze, chociaż również zawsze zapewniała, że tego nie zrobi.
- Co jeszcze… - zaczął ale urwał, bo w drzwiach wcale nie stała Alice, tylko Lauren. Wpatrywał się w niego z wściekłością a czerwone policzki lśniły od śladów łez – Lauren? Co tu robisz?
- Możesz być z siebie zadowolony – wycedziła ze złością – Dopiąłeś swego! Rozstaliśmy się z Syriuszem. Zostawił mnie.
- O – wyrwało mu się i odruchowo przepuścił Lauren w drzwiach. Najpewniej odruchowo, weszła – Przykro mi.
- Pewnie – prychnęła, patrząc na niego ze złością – Już to widzę.
- Nie – zaprzeczył, nadal dość oszołomiony. Nie spodziewał się, że zajdzie to aż tak daleko, żeby Black zakończył ten związek. Zawsze to Lauren wydawała mu się tą, która kończy coś gdy nie widzi dla tego przyszłości – Naprawdę, przykro mi… Chcesz się czegoś napić?
- Wolisz nie wiedzieć, czego w tej chwili chcę – warknęła na niego, ale nie zaprotestowała, kiedy podszedł do barku i wyciągnął dwie szklanki – Nie mogłeś sobie darować i trzymać się z daleka?
- Nie planowałem tego – wyjaśnił chłodno, rozlewając Ognistą – Uwierz, że mi też nie jest na rękę to, co się stało.
- Nie wiem, co ja sobie myślałam – mruknęła, kiedy siadł obok niej i podał szklankę z alkoholem.  Chris postawił butelkę na stole przed nimi i spojrzał na Lauren.
- Za błędy – powiedział, stukając w jej szklankę – Wszystkie, które popełniliśmy.
- I popełnimy – uzupełniła kwaśno i jednym łykiem opróżniła zawartość szklanki – Nie patrz tak na mnie. Muszę się napić, nie przetrwam tego dnia na trzeźwo.
- Przejdzie mu – zapewnił ją krótko, wykładając się na kanapie wygodnie – Ochłonie i mu przejdzie. Wiem co mówię.
- Przestań – jęknęła, pochylając się nalewając sobie Ognistej – Ja się po prostu nie nadaję do związków. Niszę wszystko co w nich dobre.
- Opowiadasz głupoty – wzruszył ramionami Chris – Wina nigdy nie leży po jednej stronie.
- Jakie to poetyckie – zaśmiała się, upijając trochę ze szklanki – Sam w to nie wierzysz.
- Zwolnij – powiedział łagodnie, łapiąc ją za nadgarstek, kiedy znów sięgnęła po szklankę – W takim tempie zaraz będziesz pijana.
- Do tego dążę – uświadomiła mu. Zabrał dłoń i sam dolał do obu szklanek. Może to jakieś wyjście, pomyślał.
- W domu nie będą się o ciebie martwić? – zapytał jej po chwili milczenia. Wzruszyła ramionami.
- Zostawiłam wiadomość – powiedziała.
- Nie planowałem tego – oznajmił jej nagle, po dłuższej ciszy. Szumiało mu w głowie, ruchy miał trochę nieskoordynowanie ale wydawało mu się, ze zachował jeszcze trochę trzeźwości umysłu. W przeciwieństwie do Lauren, której wzrok był nieprzytomny i mglisty – Nie chciałem, żeby to się tak skończyło.
Pokiwała głową, chociaż bez przekonania. Nie zdziwił się. Upił trochę ze szklanki.
- Przykro mi – powtórzył – To do bani. Wszystko.
Znów zgodziła się w milczeniu. Upili ze szklanek.
- Nie martw się – powiedział do niej nagle – Nie warto.
Spojrzała na niego ukradkiem.
- Też miałeś ciężki dzień? – spytała zmęczona, opierając głowę o ścianę. Westchnął krótko.
- Nie masz pojęcia, jak bardzo.

- Dlaczego tak nie jest zawsze? – zapytała go, przestając się śmiać i upijając trochę ze szklanki. Wspominali wspólnie spędzone lata w Hogwarcie, przywołując najciekawsze ze wspomnień.
Nie wiedzieli ile czasu już razem siedzą. Po podłodze walała się pusta butelka po Ognistej a jednak Chris wcale nie czuł, żeby wypił zbyt dużo.
Na moment zapała krótka cisza.
- Związki niszczą relację – oznajmił nagle Chris, biorąc duży łyk ze szklanki. Lauren spojrzała na niego tak, jakby widziała go pierwszy raz w życiu – Im dłużej jestem w związku i obserwuję innych dochodzę do wniosków, że Eddie ma rację. Związki niszczą relacje między ludzkie.
- Twierdzi facet w związku z feministką – przypomniała mu rozbawiona Lauren – To nie jest tak. Wielu ludzi jest szczęśliwych…
- Bzdury – przerwał jej – Spójrz na siebie. Ile czasu trwa bezgraniczne szczęście z nowego związku, nim zacznie się coś pieprzyć?
Nie odpowiedziała, pozwolił więc sobie na krótki okrzyk gorzkiej satysfakcji.
- To chory wymysł. Żyjąc w związku zaczynasz odczuwać poczucie przynależności, uprzedmiotawiasz drugą osobę i w końcu zaczynasz być zaborcza i żyć w przeświadczeniu, że każdy tylko czeka żeby to rozwalić. Dostajesz paranoi i całe szczęście szlag trafia.
- Może coś w tym jest… To smutne – powiedziała powoli, marszcząc brwi – Większość kłopotów w związku wynika z zazdrości… Ale powiedz mi – pochyliła się do niego i spojrzała prosto w twarz – czy byłbyś w stanie funkcjonować bez związku? Sam?
- Dlaczego sam? – zdziwił się, patrząc na nią z uwagą – Nic takiego nie powiedziałem. Uważam, że tylko, że związki to wymysł społeczeństwa, który w konsekwencji doprowadza do zniszczenia relacji.
- To ludzie do niego doprowadzają, Chris – powiedziała sucho Lauren – Na dobrą sprawę, bycie małżeństwem czy parą nie różni niczym się od przyjaźni.
- Prócz tego, że jest to jakieś określenie dla relacji. I rodzi problemy. Załóżmy – zbliżył się, poprawiając równocześnie poduszkę o którą się opierał – Załóżmy, że zaraz cię pocałuje. Czy to automatycznie uczyni nas parą?
- Tak, parą puszczalskich świń – zaśmiała się Lauren, a widząc oburzenie na twarzy Chrisa, przestała się śmiać – No dobra, czyli uważasz, że kiedy się określa relacje, to rodzi kłopoty, tak? No, w tym może też coś jest. Ale określając relację, ustala się granice i zasady bez których funkcjonowanie będzie chaosem.
- Co złego jest odrobinie chaosu? – zapytał zawadiacko, a Lauren wybuchła śmiechem – Chaos jest pociągający. A życie byłoby prostsze, gdyby ludzie nie decydowali się być parą, tylko żyli w luźnym układzie.
- Nie utrzymałbyś się w wolnym układzie – powiedziała łagodnie, upijając trochę ze szklanki – Nie umiałbyś tak funkcjonować. Lubisz być w związku…
- Prawie każdy lubi – wzruszył ramionami z cichym westchnięciem. Lauren prychnęła kpiąco.
- Ja przestaję.
- Błagam, cały wieczór walczysz ze mną, że nie mam racji a teraz mi oznajmiasz, że nie lubisz związków? Jesteś przedziwna.
- Lubię, ale przestaję. Nie potrzebuję go – oznajmiła wzniośle – Mam w poważaniu związki I wszystkie bajki, które można sobie tylko wsadzić…  głęboko. Umiem sobie poradzić sama.
- Kiedy ostatnio siedziałaś z Lexie?
- Oh, zamknij się – prychnęła rozbawiona – Mówię po prostu, że mam dość. To, co się ostatnio działo… To była przesada – stwierdziła gorzko – Poradzę sobie sama. Umiem sobie radzić, nie potrzebuję go.
- Pewnie – zgodził się dziarsko Chris – Ja też mam w nosie jej fochy. Stwarza kłopot tam, gdzie go nie ma.
- Nie wiem, co ja w ogóle w nim widzę – prychnęła Lauren – Jest uparty… - zaczęła wyliczać na palcach.
- Jest pamiętliwa…
- … nie umie słuchać...
- … ma irytujące nawyki…
- … zachowuje się jak dziecko!
- … zawsze przypala bekon!
- Nie potrafi zrozumieć prostych rzeczy…
- Jeszcze trochę i zacznie być zazdrosna sama o siebie!
- … kompletnie nie nadaje się do życia we dwoje, nie umie radzić sobie z małymi kłopotami – zirytowała się Lauren.
- To nie było przecież nic wielkiego! – dokończyli równocześnie ze złością. Ilość wypitego alkoholu nagle zaczęła o sobie dawać znać.
- Mogło być gorzej – stwierdziła piskliwie Lauren – Zachowują się, jakbyśmy co najmniej do siebie wrócili a to był tylko głupi pocałunek!  Nic nie znaczący, głupi pocałunek, o! – zarzuciła mu zamaszyście ręce na szyję i pocałowała zachłannie – Czujesz się przez to inaczej? Uważasz, że to coś złego? Coś haniebnego, dla czego warto niszczyć coś w czym czułeś się dobrze i szczęśliwie!? Nie ma powodu, by być zazdrosnym, nie ma! To o niego tu chodziło, to dla niego to wszystko to było, dla niego cię zostawiłam!
Przytaknął żarliwie. Lauren westchnęła cicho i znów upiła trochę z butelki. Opanowała ich senna atmosfera. Przez dłuższy czas po prostu milczeli.
- Ale fajnie było, co? – zapytała cicho Lauren, wpatrując się w niego ukradkiem – Nam razem, we dwoje? Było nam razem dobrze…
- Tak… - zgodził się w milczeniu – Było fajnie, Lauren.
- Więc dlaczego teraz nie jest dobrze? – spytała łamiącym się głosem.
Nadal się ściskali, Chris objął ją tylko mocniej i przytulił, zanurzając twarz w jej włosy. Zupełnie zapomniał już jak pachnął jej włosy – delikatnie, przyjemnie kwiatowo, jak szampon którego od lat używała. Jeszcze jakiś czas temu nie było dnia, żeby go nie czuł.
I teraz, kiedy po takim czasie go zapomniał, znów wrócił.
- Nie wiem, Lauren, nie wiem – wyszeptał. Zadrżała w jego ramionach, wtulając się mocniej. To szaleństwo, Chris, pomyślał rozpaczliwie, to szaleństwo, jesteś z Alice, kochasz ją. Odsuń się od niej.
Nie odusnął. Przez chwilę trwali tak nieruchomo.
A potem do Lauren jakby doszło co się dzieje. Odsunęła się powoli, patrząc na niego z szeroko otwartymi oczami. Tym razem to on ją pocałował. Z całkowitą świadomością swoich czynów, przyciągnął ją do siebie i pocałował z taką mocą z jaką nigdy nie całował jej ani żadnej innej dziewczyny. A ona odwzajemniła pocałunek.


Czasem zdarza się, że gdy coś robisz wiesz, że będzie to największy błąd twojego życia. A mimo wszystko, chęć spełnienia jednej zachcianki, chęć zaspokojenia jednego pragnienia jest silniejsza niż jakikolwiek instynkt, który mógłby cię od tego odwieść. Nikt ani nic nie może cię wtedy powstrzymać.
Ich też nie mogło.
Kalejdoskop odczuć jakie się w nich kłębiły, przeraziłby nie jednego. Im to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie – tylko bardziej nakręcało.
Żadne z nich nie miało nic do stracenia. Wszystko, co było dotąd ważne, rozpadło się w drobny mak i nie widać było nadziei na to, że da się coś jeszcze z tym zrobić. Każde marzenie, każde pragnienie, wszystko w co wierzyli i w czym pokładali nadzieję miało przepaść. Było im wszystko jedno.

Kac fizjologiczny* jest niczym w porównaniu z kacem moralnym. Chris nie raz doświadczał tego pierwszego, jednak teraz po raz pierwszy miał okazję dowiedzieć się, co to znaczy kac moralny.
I chociaż głowę rozsadzało mu od środka, nie mogło się to liczyć z tym, co działo się gdzieś głęboko w wewnątrz niego. Powinien czuć się źle – zdawał sobie z tego sprawę, nawet dzień wcześniej, kiedy zachłannie rozbierał Lauren, odrzucając głęboko wszelki rozsądek. Wiedział, że rano będą go dręczyć wyrzuty sumienia nie porównywalne z czym innym. A jednak to zrobił, a jego samopoczucie pogłębiał tylko fakt, że wcale nie żałował, chociaż powinien.
Patrzył jak śpi. Okryta tylko cienkim kocem, z włosami rozrzuconymi w nieładzie na poduszce, oddychając powoli i miarowo. Wyglądała spokojnie i łagodnie jak dziecko  – zupełnie nie przypominała samej siebie, wiecznie nakręconej i energicznej. Był pewny, że to wszystkie zniknie, gdy tylko Lauren otworzy oczy.
Bo to, że on nie żałował tej nocy nie musiało oznaczać, że Lauren jest tego samego zdania. Bał się tego, co się stanie kiedy się obudzi. Do póki spała, nie musiał sobie zadawać pytania co dalej.
Poruszyła się niespokojnie, a kołdra zsunęła się jej z ramion i spadła na podłogę. Pochylił się, żeby ją podnieść i wtedy wszelkie ciche nadzieje, na które mógł sobie dotąd pozwolić, pękły jak mydlana bańka.
- Syriusz, możesz mnie przykryć? – wymamrotała przez sen, skuwając się w kłębek. Zamarł w pół ruchu, czując jak coś opada mu na dno żołądka. Powoli podniósł się, wziął głęboki oddech i dotknął ramienia Lauren, decydując, że nie ma na co dłużej czekać.
- Lauren – powiedział cicho – Powinnaś chyba wstać…
Powoli otworzyła oczy, tłumiąc ziewnięcie. Chciała coś powiedzieć, ale głos uwiązł jej w gardle kiedy zobaczyła pochylonego nad sobą Chrisa.
Natychmiast usiadła, rozglądając się zdezorientowana po pokoju. Chris odwrócił wzrok, podając jej kołdrę którą w dalszym ciągu trzymał w dłoniach. Wyrwała ją i okryła się nią szczelnie.
- My…? - zaczęła, a kiedy kiwnął głową, jęknęła ukrywając twarz w rękach. Przez chwilę siedziała tak nieruchomo, a potem podniosła głowę, przetarła oczy i spytała próbując nadać głosu normalną barwę – Możesz podać mi ubranie?
Kiwnął głową i w milczeniu zaczął zbierać rozrzucone po podłodze ubrania. Nie był w stanie spojrzeć jej teraz w oczy.
- To koniec… - wymamrotała słabo, kiedy rzucił ciuchy na łóżko i zaczął nerwowo zbierać butelki – On mi tego nigdy nie wybaczy.
Żołądek ścisnął mu się w supeł. Przełknął ślinę.
- Przepraszam… - wyszeptał.
- Nie masz za co, to moja wina… Nie powinnam w ogóle tu przychodzić. To chyba mój talent, rozpieprzanie wszystkiego co wartościowe.
Uścisk z żołądku nasilał się z każdym jej słowem. Opuścił głowę jeszcze niżej.
- To nie była twoja wina – wymamrotał – Uwierz mi.
- Jeszcze Alice…. Przepraszam.
- Załatwię to, nie martw się – zapewnił ją. Wydawało mu się śmieszne, że jeszcze wczoraj tak bardzo przejmował się tym wszystkim. Teraz nagle Alice przestała mieć jakiekolwiek znaczenie, jej zazdrość nabrała sensu ale zupełnie przestała go obchodzić. Odważył się podnieść głowę. Lauren nadal siedziała na łóżku, ściskając swoje ubrania w dłoniach i zaciskając usta w cienką linię. Oczy lśniły jej niezdrowym blaskiem i Chris był pewny, że całą siłą woli powstrzymuje się od płaczu.
Coś ty najlepszego narobił, idioto?
- Hej – powiedział cicho, podchodząc do niej i siadając na brzegu łóżka – Nie… - zamilkł. Co miał jej właściwie powiedzieć? Że wszystko będzie w porządku? Że nie ma się o co martwić? Że Black przymknie na to oko, jakby się nic nie stało? Że to wszystko da radę jeszcze jakoś naprawić? – Co… Co teraz zrobisz?
Wzruszyła ramionami.
- Nie wiem – wyszeptała drżącym głosem – Nie mam pojęcia… Chyba wrócę do rodziców… Nie wiem…
- To dobry pomysł – powiedział zachrypniętym głosem – Rozsądny.
- Nie, to zły pomysł – stwierdziła stanowczo i wyskoczyła zgrabnie z łóżka, kompletnie nie zwracając uwagi na to, że nadal jest naga. W pośpiechu zaczęła zakładać bieliznę – To beznadziejny pomysł.
- Co robisz? – zapytał oszołomiony.
- Jadę do niego – powiedziała – Jadę tam, powiem mu wszystko… Nie wiem, będę błagać, prosić, nie pozwolę, żeby to teraz się skończyło, nie ma takiej możliwości, nie tym razem i nie w ten sposób!
- Poczekaj, nie rób tego, to najgorsza rzecz jaką możesz teraz zrobić – załapał ją za nadgarstek – Nie rozumiesz, jeśli teraz mu powiesz, nie będziesz miała po co tam wracać?
- Więc mam kłamać? – spytała z niedowierzaniem – Będzie jeszcze gorzej. Wiesz, że takich rzeczy nie da się ukryć, to zawsze wychodzi na jaw… Nie, Chris. Wolę żeby dowiedział się tego ode mnie, teraz od razu, a nie potem… Ja wolałabym się tak dowiedzieć.
- Popełnisz błąd – powiedział twardo – Teraz jest wściekły, naprawdę uważasz, że będzie chciał cię potem widzieć?
Zatrzymała się, patrząc na niego z podejrzeniem.
Grał na czas. Właściwie nie wiedział, co dokładnie chce osiągnąć przez zatrzymanie jej, jednego był pewien. Teraz nie mógł pozwolić jej tam wrócić, bo to oznaczałoby całkowity koniec wszystkiego – nie tylko jej związku czy jego, ale wszystkiego. Na to nie mógł pozwolić, nawet jeśli potem miał mieć na sumieniu jej szczęście.
- Poczekaj trochę… Daj wam czas na ochłonięcie.
- Nie ma czasu – wyszeptała łamiącym się głosem – jeśli teraz nie pójdę…
- I co powiesz? Że miał rację będąc zazdrosnym? Że jej nie miał? A ty dla udowodnienia tego, spędziłaś ze mną noc? Nie bądź śmieszna.
- Czego się boisz? – spytała, podchodząc do niego szybko i patrząc mu wyzywająco w oczy – Co ty będziesz z tego miał? Czego się tak bardzo boisz?
- Że popełnisz błąd.
Przymknęła powieki. Przez chwilę stała nieruchomo, a potem odwróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku wyjścia.
- Co zrobisz?
- Nic. Jadę do Bostonu – wymamrotał – Teraz nic tu po mnie.
Nim zdołał ją zatrzymać, wyszła zamykając drzwi. Usłyszał trzask teleportacji.
- Cholera jasna, coś ty narobił…

- Jesteś nienormalny – oznajmiła Charlie, chodząc nerwowo po pokoju – Nienormalny! Na łeb ci wtedy padło?
Milczał, słuchając jak krzyczy i nawet nie próbował się bronić. W pewnym sensie ulżyło mu, że ktoś w końcu powiedział to, czego on sam nigdy nie mógł sobie sam powiedzieć i czego nigdy nie usłyszał od Lauren, chociaż powinien.
- Pomijam fakt, że się przespaliście, pomijam, byłeś tak durny, żeby w ogóle z nią wtedy siedzieć, bo doskonale wiedziałeś co się może stać ale dlaczego do cholery nie pozwoliłeś jej wtedy wrócić!? Ty… Ty wiesz, co się mogło dziać? Wiesz, ILE to mogło zmienić, mogło nie być całego tego cyrku z ucieczkami, tych… tych wszystkich zamieszań, mogła nie uciec kiedy…
Urwała i spojrzała na niego z szeroko otwartymi oczami, jakby nagle zdała sobie z czegoś sprawę.
- Lucas – wyszeptała cicho – Przecież…
- Nie – przerwał jej stanowczo, odzywając się po raz pierwszy od dłuższego czasu – Nie.
- Niby skąd wiesz? Ile to było czasu, kiedy jej nie było? Dwa? Trzy tygodnie? Chris, do cholery jesteś tak naiwny czy… NIE masz pewności! Równie dobrze… Boże, dlaczego jesteś taki durny!?
Milczał, zaciskając usta w cienką linie. Charlie znów zaczęła chodzić po pokoju.
- Zawsze uważałam, że to Lauren była tą głupszą ale teraz wychodzi na to, że przy tobie wychodziła na geniusza!... Do cholery, Chris, musisz… Ty wiesz – powiedziała cicho, widząc jego minę – Ty masz pewność. Inaczej byś tak spokojnie tego nie słuchał, prawda? Ty wiesz…
- Wiem – powiedział chłodno – Sprawdziłem.
- Lauren o tym wiedziała? – zapytała od razu Charlie, a Chris przytaknął krótko. Jęknęła przeciągle – Matko kochana… To chore. Dlaczego w ogóle to zrobiłeś? Przecież… Przecież wiedziałeś, że to nie przyniesie ci nic dobrego! Byłeś w związku, nic was nie łączyło, po co był ci ten seks?
Nie odpowiedział. Podniósł się, zabrał fałszkoskop i wsadził do torby, uprzednio wyłączając. Charlie patrzyła na niego cały czas, próbując pojąć rozumowanie przyjaciela, które wydawało się pozbawione całkowitego sensu. Charlie znała Chrisa wystarczająco długo by wiedzieć, że zawsze kierował się rozsądkiem i unikał kłopotów, a takie coś kompletnie do niego nie pasowało. Zupełnie, jakby kompletnie postradał rozum, chociaż nic na to nie wskazywało…
- Ty ją kochałeś… - wyszeptała cicho, doznając nagłego olśnienia. Chris skwitował to krótkim milczeniem i zanim zdołała coś dodać, wyszedł z pokoju.

Westchnęła, kiedy zobaczyła głowę Chrisa w drzwiach i przewróciła oczami, chociaż na jej twarz wstąpił lekki uśmiech.
- Nie masz własnego życia? – zapytała, kiedy wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi – Nie musisz tu tak często przychodzić.
- Ale chcę – wzruszyła ramionami – Pytałem o test…
- Uzdrowiciel powiedział, że trzeba poczekać kilka dni… Po za tym, nie powinieneś się o to zbyt często pytać, bo wzbudzisz podejrzenia… Kiedy się czegoś dowiem, dam ci znać.
Chris pokiwał głową, ale ani myślał się ruszyć. Westchnęła z rozbawieniem.
- Wiesz, że szanse są minimalne? – spytała cicho, obserwując go uważnie – Na to, że Lucas jest twoim dzieckiem? Urodziłby się wtedy długo po terminie, prawie cztery tygodnie…
- To się zdarza – powiedział cicho – Wybraliście imię.
- Ja wybrałam – skłamała szybko. Pokiwał głowę bez przekonania – Nie chcę, żebyś się specjalnie nastawiał, po prostu…
- Jestem realistą, Lauren – przypomniał jej – Jestem tu, bo chcę i będę bez względu na wynik testu. Przyjaźnimy się, prawda?
Uśmiechnęła się łagodnie, patrząc na niego z lekkim uśmiechem.
- Zawsze jesteś – powiedziała cicho – Czy tego chcę czy nie. Dlaczego?
- Bo z jakiś powodów cię lubię – oznajmił beztrosko, wzruszając ramionami.
- Dziękuje – wyszeptała – Za te dziewięć miesięcy, że byłeś.
Milczał. Lauren przypatrywała mu się z uwagą, próbując rozgryźć co takiego kłębi się w jego głowie.  Nie mogła zaprzeczyć, że Chris starał się jak mało kto. Przez te kilka miesięcy, kiedy była sama, to on spędził z nią najwięcej czasu – nie Lily, nie rodzice ale właśnie on. I bynajmniej, nie był to jej wybór. Chris stawał na głowie i nic go nie powstrzymywało, nawet fakt, że zamykała mu drzwi przed nosem i kazała siedzieć na werandzie w deszczu.
Byłby dobrym ojcem, pomyślała. Nie wątpiła, że Syriusz by się nie wywiązał. Wręcz przeciwnie, doskonale zdawała sobie sprawę, że jego nieobecność wynikała tylko z jej decyzji i gdyby tylko powiedziała mu wcześniej, nie odpuścił by jej nawet na krok bez względu na wszystko, tak jak robił to ostatni miesiąc przed rozwiązaniem. I teraz, dodał cichy głosik w jej głowie.
Robiło jej się słabo na samą myśl o wyniku testu. Oboje wiedzieli, że szanse na potwierdzenie ojcostwa Chrisa są minimalne. Między innymi to dlatego nie odważyła się dotąd powiedzieć o tym komukolwiek. Nie jedna wcale pewna, co zrobi jeśli jednak okaże się, że to Chris, nie Syriusz, jest ojcem Lucasa. Collins, jakby czytając w jej myślach, zapytał.
- A co, jeśli?
Wzruszyła bezradnie ramionami, czując, że znów zbiera się jej na płacz. Hormony ostatnio znów dały po sobie znać o wiele silniej, niż przez całą ciążę razem wzięte.
- Nie wiem – powiedziała cicho i spojrzała na niego z uwagą. Determinacja wymalowana na twarzy przyjaciela jasno dała jej do zrozumienia, że nie ma co liczyć na jego wycofanie – Jesteś niesamowity, że tak chce ci się starać…
- Nie chcę niczego żałować – odpowiedział jej – Wiesz, że możesz na mnie liczyć, prawda?
- Od dawna – uśmiechnęła się – Ale mógłbyś przestać mi to okazywać, bo wtedy zaczynam czuć się głupio, że cię zostawiłam.
- Twoja strata – roześmiał się – Żałuj.
- Przyjdź tu jeszcze parę razy, a może zacznę.
Roześmiał się i spojrzał na zegarek.
- Muszę iść – powiedział, wstając – Daj mi znać, gdyby…
- Dam – zapewniła go – Chris… Dziękuje jeszcze raz.
Pokiwał głową, posłał jej jeszcze jeden uśmiech – mogłaby przysiąc, że nieco sztuczny – i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
Opadła na poduszki, próbując zebrać myśli. Dotąd uważała, że przyjaźń między byłą dziewczyną i byłym chłopakiem, jest absolutnie nie możliwa. A jednak, za każdym razem kiedy widywała Chrisa miała niezbity dowód na to, że tak nie jest. Od jakiegoś czasu odkrywała w nim na nowo wszystkie te cechy, które kiedyś tak ją pociągały. Zniknął zaborczy, przewrażliwiony i zazdrosny Chris a wrócił troskliwy, opiekuńczy i bezwzględnie lojalny i uparty, który zawsze tak bardzo ją rozbrajał. Jednak przyjaźń służy nam zdecydowanie bardziej, niż bycie parą, pomyślała kwaśno, poprawiając poduszkę, potrafię spaczyć wszystko co dobre w człowieku.

Uderzył ze złością w ścianę budynku. Gdyby była z gipsu lub tektury, pewnie cała powierzchnia dookoła tylnego wyjścia szpitala, byłaby ozdobiona śladami jego pięści. Zawsze, kiedy wychodził od Lauren pozwalał sobie na jedno porządne walnięcie dla opanowania wszystkich emocji. Ostatnio, robił to również przed wejściem.
Nic, nigdy dotąd tak bardzo go nie męczyło jak ostatnie miesiące. Wykorzystał by byle jaki pretekst, byleby tylko być blisko, ale na szczęście los był dla niego łaskaw  - jeśli w ogóle można tak to nazwać – i dał mu idealny powód do częstych wizyt. Dziecko.
Chris wiedział, że szanse są małe. A jednak obiecał sobie, że będzie przy Lauren tak długo, jak tylko będzie to konieczne i możliwe. Spędzał z nią tyle czasu ile tylko mógł, chociaż odkąd Syriusz zabrał ją do siebie, było to o wiele trudniejsze.
Czasami brakowało mu sił. Zawsze, kiedy mówiła o Syriuszu. Zawsze, kiedy cieszyła się, że nadal są przyjaciółmi. Zawsze, kiedy żartowała o tym, że powinna żałować swoich wyborów. Zawsze, kiedy przypomniała mu, że wcale nie musi przy niej być. Zawsze wtedy miał ochotę pieprzyć zasady i ich przyjaźń i po prostu powiedzieć wszystko, co leżało mu na wątrobie.
Nigdy tego nie robił. Walił z bezsilności w ścianę, wracał do domu, żeby następnego ranka wrócić, nawet jeśli ona tego nie chciała. I potem znów dusił się i zwijał, powstrzymując od wszystkiego czego mu nie było wolno, mając nadzieję, że tym razem nie zostawi śladu przy drzwiach. Że coś się zmieni.
Nie zmieniało.

Ręce drżały jej ze zdenerwowania. Czuła na sobie natarczywe spojrzenie Chrisa. Z oddali słychać było krzyki niemowląt.
Schowali się w małym korytarzyku tuż obok sali noworodków. Obserwowali właśnie Lucasa, machającego piąstkami do sufitu, kiedy lekarz dał im zapieczętowane wyniki. Rozerwała papier i spojrzała na Chrisa jakby upewniając się, czy jest pewny tego co teraz robią.
Zaciskał mocno usta w cienką linię wpatrując się w nią wyczekująco.
Wyjęła kartkę. Jej wzrok szybko odszukał tak bardzo pożądane przez nich słowo. Wykluczone.
Zdołała tylko potrząsnąć głową. Chris opadł z westchnieniem na podłogę, ukrywając twarz w dłoniach.
To koniec, pomyślała z ulgą, koniec tego koszmaru.
Trudno opisać ulgę, jaką poczuła. Miała wrażenie, że jakiś wielki ciężar opadł jej z ramion.
- Wykluczone… - powtórzyła zachrypniętym głosem. Spojrzała na Chrisa, jednak nie mogła w żaden sposób określić jego reakcji. Nadal kucał nie patrząc nawet na nią.
I wtedy pojawiło się coś jeszcze. Nowe odczucie, którego nie spodziewała się ujrzeć.
Żal.
Nagle zrobiło się jej zwyczajnie smutno. Chris był przez cały czas, kiedy go potrzebowała. Okazał jej lojalność, jakiej się po nim nie spodziewała. A teraz okazywało się, że to wszystko na nic.
Poczuła się zupełnie tak, jakby po raz drugi go zdradziła. Znów to on wkładał z siebie wszystko, by zostać z niczym. Serce zakłuło ją boleśnie.
To nie jest fair.
Usiadła obok niego. Chciała coś zrobić, cokolwiek byleby tylko dodać mu otuchy, ale zupełnie nie wiedziała, co. Była bezradna i czuła się okropnie.
Położyła dłoń na jego ramieniu. Drgnął, podniósł na nią wzrok a potem bez słowa poderwał się na równe nogi, jakby jej dotyk go parzył.
- Przykro… - zaczęła, ale nie dał jej skończyć. Odszedł bez słowa.
Nadzieja, że wszystko wróci do normy, prysła jak bańka mydlana.

Znów uderzył ze złością w ścianę. Nie pomogło. Uderzył znów. I jeszcze raz. Na nic.
Sam nie wiedział, dlaczego wynik tak bardzo w niego ugodził. Spodziewał się tego, spodziewał się tego od początku, a jednak dotknęło go to bardziej, niż powinno.
Pozwolił sobie uwierzyć. I teraz miało przyjść mu za to słono zapłacić.
Sam sobie był winny. Zamiast odciąć się od wszystkiego i trzymać z daleka jak sugerowała od początku Lauren, on zaparł się być masochistą i nie odstępować jej na krok. Przetarł oczy, próbując zebrać myśli, które kłębiły mu się gdzieś szaleńczo w zakamarkach umysłu.
Nic go już tutaj nie trzymało. Lauren była od niego wolna, miała pewność, że nic ich nie łączy i mogła spokojnie oddać się pięknej bajce w której główną rolę królewicza odgrywał Syriusz.
Chris nie miał wątpliwości, że teraz choćby nie wiadomo jak się starał, nic nie wskóra. Jego bajka z Lauren w roli głównej się już skończyła, nadeszła więc może pora, żeby w końcu z niej wyjść, wylizać rany i zacząć całkiem nową.
Spojrzał na obitą ścianę, zmrużył oczy i odwrócił się, kierując w stronę domu.
Chris nie miał tylko pojęcia, że bajka Lauren wcale nie była tak kolorowa, jak mu się wydawało.

Lucas płakał nieustająco. Kolki których ostatnio dostawał, spędzały sen z powiek zarówno jej jak i Syriuszowi, wprowadzając oboje w wyjątkowo burzliwe nastroje. Odbijało się to bardzo silnie na jej relacjach z całym światem, a po kłótni z Lily Lauren przeczuwała, że ten dzień gorszy być już nie może.
I wtedy Syriusza wezwał Dumbledore, a Lucas zaczął płakać.
Jej zmęczenie sięgało zenitu. Dochodziła dopiero dziesiąta rano, a ona już padała z nóg. Parszywy humor tylko pogarszał sprawę.
- Proszę, kochanie… - wyszeptała, kołysząc go w ramionach – Proszę, przestań płakać… Mama nie ma już sił…
Położyła malca w łóżeczku, masując mu brzuszek. Przez chwilę leżał spokojnie, ale potem znów zaczął krzyżować nóżki i płakać jeszcze głośniej.
Opadła bezsilnie na podłogę obok łóżeczka, czując że nie wytrzyma nawet chwili. Ukryła twarz w dłoniach i pozwoliła, żeby łzy pociekły jej po policzkach.
- Cichutko… - szeptała słabo – Cichutko, proszę…
Wstała, ocierając szybko twarz.
- Pójdziemy na spacer – powiedziała do chłopca, próbując zabrzmieć spokojnie. Lucas zawsze denerwował się bardziej, gdy wyczuwał niepokój – Pójdziemy do babci i dziadka, co?  No już, maleńki…

- Powinnaś już dawno przyjechać – powiedziała szorstko Lisa, kołysząc wnuka – Mówiłam ci, że jeśli potrzebujecie pomocy…
- Nie chciałam wam zawracać głowy, po za tym, radzimy sobie – wymamrotała sennie Lauren.
- Wracaj do domu. Posiedzę dziś z nim, wieczorem ci go przywieziemy. Lauren, tak nie można, musisz odpocząć…
- Mogę się położyć tutaj…
- Obie wiemy, że nie zmrużysz nawet oka, jeśli pozwolę ci zostać. Zaufaj mi, już jest spokojniejszy. Nie pomagasz mu, kiedy jesteś ledwo żywa. Powinniście oboje się porządnie wyspać. Uciekaj – powiedziała stanowczo. W każdej innej chwili Lauren by odmówiła. Dziś, nie miała nawet sił się kłócić. Podniosła się, stłumiła ziewnięcie.
- Wrócę przed wieczorem – obiecała, podchodząc do matki i składając pocałunek na czole Lucasa – Do zobaczenia, mój mały.
Wyszła, stłumiła ziewnięcie i zawahała się. To nie snu potrzebowała. Była zmęczona, nie mogła temu zaprzeczyć, ale o wiele bardziej w tej chwili potrzebowała zwyklej rozmowy. W każdej innej chwili poszłaby do Lily, wiedziała jednak, że teraz przyjaciółka zatrzaśnie jej drzwi przed nosem.
Nie chodziło jej o nic wielkiego. Musiała zając swoje myśli czymś zwyczajnym, relacją o pracy, opowieścią o randce czy zwykłą paplaniną. I wtedy, pomyślała o Chrisie.
Już dawno miała zamiar do niego iść. Ciągle czuła się źle od ich ostatniego spotkania w szpitalu. Zwlekała z tą rozmową tak długo jak się dało, wiedziała jednak, ze w końcu będzie musiało dojść do tej konfrontacji i wolała, żeby stało się to na osobności a nie w towarzystwie przyjaciół.

Nie do końca wiedziała, dlaczego to robi. Zapukała, przestępując z nogi na nogę.
Minęła dłuższa chwila, nim otworzył. Najpierw sprawiał wrażenie zaskoczonego, potem jego twarz wykrzywił grymas i najpewniej zamknąłby jej drzwi, gdyby nie była szybsza.
- Poczekaj! – powiedziała szybko – Chcę porozmawiać… Martwiłam się.
- Trochę długo ci to zajmowało – mruknął, niechętnie otwierając drzwi – Czego chcesz?
- Tylko porozmawiać – wyszeptała – Wyszedłeś wtedy tak szybko… Nie mogłam wyjść wcześniej, odkąd wróciłam do domu, nie miałam jak wyrwać się nawet na chwilę. Myślałam, że przyjdziesz.
- Po co? – spytał chłodno – Odpuściłem, chyba tego chciałaś, prawda?
- Nie chciałam cię skrzywdzić – przerwała mu zezłoszczona – Uprzedzałam cię od samego początku, że nie musisz tego robić, to była twoja…
- Nie musisz mi przypominać, to mój błąd. Twoje sumienie jest czyste. A teraz idź sobie.
- Nie.
Zaskoczyła go. Widziała to po jego twarzy. Usiadła na krześle i spojrzała na niego wyzywająco.

- Nie.
- Co? – zapytał lekko niedowierzając.
- Nie pójdę. Nie póki ze mną nie porozmawiasz.
- Nie chcę z tobą rozmawiać, wyjdź – podniósł głos. Nie miał zamiaru tego robić, ale jej obecność drażniła go. Wszystko, co udało mu się osiągnąć przez ostatni miesiąc, nagle zaczynało tracić znaczenie. Nie mógł do tego dopuścić, nie teraz.
Jak zwykle nie posłuchała. Na przekór usiadła wygodniej, wpatrując się w niego natarczywie.
- Dobra – rzucił zirytowany, siadając. Oddychał głęboko, coraz bardziej zdesperowany, byleby tylko wyszła – Rozmawiajmy. Co u was? Rodzinna sielanka?
- Nie bądź cyniczny – zdenerwowała się – To nie moja wina, że Lucas nie jest twoim dzieckiem!
Policzek. W tej chwili miał ochotę zabić ją gołymi rękami. Nawet nie doszło do niego, że pierwszy raz w życiu odczuwał tak silne emocje.
- Po co to robiłeś? – zapytała go trochę łagodniej – Po co przez tyle miesięcy byłeś, skoro wiedziałeś, że nie ma szans…
- Domyśl się!
Przeklął pod nosem. Stracił panowanie, zdradził się i nie musiał mówić nic więcej żeby zobaczyć, że Lauren wie. Spojrzała na niego z szeroko otwartymi oczami, zakryła usta dłonią i pokręciła powoli głową.
- Nie… - wyszeptała – Nie…?
Poderwała się na równe nogi, zamachała niecierpliwie rękami.
- Przepraszam – wybełkotała – Nie… nie wiedziałam… Przepraszam, lepiej pójdę.
Z każdym słowem głos drżał jej coraz bardziej. Paradoksalnie poczuł się nagle głupio. Dopiero teraz zobaczył, że naprawdę kiepsko wyglądało. Westchnął.
- Poczekaj. To nie twoja wina… Usiądź – dodał trochę łagodniej – Lauren, proszę… Nic mi nie jest, siadaj… Koszmarnie wyglądasz, wszytko w porządku?
- Nic nie jest w porządku – prychnęła drżącym głosem, ocierając nerwowo policzki – Ranię każdego kto się do mnie zbliży… Niszczę wszystko co jest ważne! Pokłóciłam się z Lily, nie umiem rozmawiać z rodzicami, w  domu panuje chłodna wojna a teraz ty… Przepraszam… Pójdę lepiej, naprawdę…
- Nie, siadaj – przerwał jej zniecierpliwiony – Naprawdę nic mi nie jest. Nie wypuszczę cię tak stąd, znowu zrobisz coś głupiego… Zaparzę herbaty. Możesz, prawda?
Kiwnęła głową. Wstał i podszedł do kuchenki. Obserwowała go uważnie.
- Jesteś szczęśliwa? – zapytał cicho, obracając się do niej na chwilę. Kiwnęła głową, jednak bez przekonania, więc dodała.
- Staram się…
- Dureń… - wymamrotał pod nosem.
- Słucham? – spytała oszołomiona. Chris zawahał się, a potem uznał że i tak jest mu już wszystko jedno.
- Mówiłem, że Black to dureń – powiedział beztrosko. Lauren z wrażenia dostała czkawki.
- Co?
- Jest durniem – powtórzył, nalewając jej wody – Ja na jego miejscu robiłby wszystko, żebyś była szczęśliwa.
- Nie wiesz o czym mówisz – wymamrotała – To wcale nie takie kolorowe, jak ci się wydaje…
- Wiem – powiedział tym razem całkiem poważnie. Przetarła oczy – Ale to nie zmienia faktu, że oddałbym wszystko, żeby być na jego miejscu… Dobra, upokorzyłem się wystarczająco, zmieńmy temat, co?
Udało mi się ją rozbawić, chociaż na sekundę. Uśmiechnęła się delikatnie i szybko pochłonęła zawartość szklanki z wodą.
- Lepiej ci? – spytał łagodnie, kucając przed nią i patrząc na nią uważnie – Powinnaś się przespać, wiesz?
- Dlaczego nic nie mówiłeś? – wychrypiała. Westchnął.
- Nie chcę o tym mówić. To mój problem…
- Nie, to też mój problem – przerwała mu stanowczo – To ja ci ciągle mieszam… Chcę wiedzieć. Dlaczego nic nie powiedziałeś, myślałam, że to dawno za tobą i…
- Widać jestem większym monogamistą niż myślałem… Hej – westchnął, kiedy znów się rozkleiła. Delikatnie dotknął wierzchem dłoni jej policzka, ocierając strużkę łez – to naprawdę nic. Nie płacz, proszę…
- To musiało być okropne… - wychlipała, próbując się nieudolnie uspokoić – Byłeś cały czas… Słuchałeś tego… A ja nic nie zauważyłam… Jestem okropnym człowiekiem!
- Nie mów tak – powiedział ostro – Nie jesteś… To nie twoja… „wina” to ja jestem głupi… Nie powinienem był ci po prostu pozwolić odejść… dwa razy.
Czknęła. Teraz kompletnie nie panowała już nad emocjami, nie próbowała nawet ocierać łez. Wbrew temu co myślał, poczuł ulgę, że w końcu jej to powiedział. Chociaż nie znosił widoku łez i czuł się zakłopotany, fakt, że Lauren wiedziała pozwalał mu poczuć się spokojniej. W końcu zrobił już wszystko co mógł. Tak mu się wydawało.
Lauren przez chwilę wahała się, a potem pochyliła i lekko musnęła ustami jego ustami. Były mokre od łez, słone ale ciepłe i miękkie. Z trudem opanował się, by w tej chwili nie rzucić się na nią.
- Jesteś głupi – wychrypiała mu do ucha – Tylko głupiec by się we mnie zakochał…
Podniósł wzrok, patrząc na nią z uwagą. Nie potrafił jak zawsze nic wyczytać z wyrazu jej twarzy. Oddychała płytko, nierówno – wręcz spazmatycznie. Przygryzła nerwowo wargę, przełknęła głośno ślinę i delikatnie odgarnęła włosy z jego czoła.
- Powinnam wracać… W domu na mnie czekają.
Wstała chwiejnie, nie patrząc w jego stronę.
- Zostań – powiedział nagle zdecydowanie głośniej niż zamierzał – Jeśli nie jesteś szczęśliwa, zostań. Tam nic dobrego was nie czeka, dobrze wiesz…
- Muszę wracać… Lucas na mnie czeka – powiedziała łagodnie, ocierając policzki – Wrócę… Obiecuję, jak tylko będę mogła… Muszę uporządkować własne życie i wrócę.
Przytaknął. Posłała mu lekki uśmiech i wyraźnie spokojniejsza wyszła, nie dając się nawet odprowadzić.
Westchnął, a czajnik zawył przeciągle.
Pojawił się cię nadziei, że to wszystko nie jest skazane na tak beznadziejne rozwiązanie, jak sądził. Po raz pierwszy poczuł, że być może wcale nie jest na straconej pozycji chociaż… Chodziło o Lauren, a z nią nic nigdy nie wiadomo.

Dochodziła piąta. Chris ziewnął i na chwilę przestał pisać, wyciągając się wygodnie na fotelu. Pomyślał o kanapkach, pracował już od kilku godzin, chociaż praca szła mu dużo wolniej niż zwykle. Myślami błądził po porannej rozmowie, która ciągle nie dawała mu spokoju.
Westchnął, pochylił się nad pergaminem i wtedy tuż obok zmaterializował się srebrny lis, przemawiając głosem Moodyego.
- Potrzebujemy cię, atak śmierciożerców na Pokątnej.
Chris westchnął, odłożył pióro i pergamin na biurko, złapał różdżkę i w pośpiechu wybiegł z domu.

19 komentarzy:

  1. Na początek dziekuje za dedykacje:D No cóż faktycznie obie to strasznie przezywałaysmy. Jednak nie dziwić się. ta sytuacja naprawde jest chora.Wiesz jakoś tak mi ulżyło, że to juz. Jeszcze troche a bym miała zawał. Tyle co się nadenerwowałam. I jeszcze raz Lauren i Chris są popierdoleni. Są siebie warci. Dobrze, że chociaż zawczasu pomyśleli i zrobili test na ojcostwo. No to by było sztyt chamstwa gdyby Lauren zarzuciła ojcostwo Syriuszowi. I tak go dostatecznie zraniła. W obliczu tego co zrobiła Lauren zdrada Syriusza jest pikusiem. Jak oni mnie wszyscy wkurzają. Naprwde co jedne to lepsze. Odwalają, że az miło. No ale przynajmniej teraz widać, że Chris uwaga ma jakiś charakter. Czas najwyzszy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Więc w większości miałam racje!! Kurde... Jakoś tak teraz patrząc przez pryzmat czasu dochodzę do wniosku, ze Lauren i Chris naprawdę do siebie pasowali... W końcu to do niego poszła kiedy sie z Syriuszem pokłóciła!
    Ja zawsze Chrisa lubiłam ale jakoś nigdy go nie podejrzewalam o zdolność wyłączenia rozsądku i poddania sie chwili (nawet po pijaku). Podobały mi sie pomysły Charlie co tak okropnego mógł zrobić ;)
    Jednak i tak uważam, ze byłoby ciekawie gdyby nagle Chris okazał sie ojcem Lucasa... :D będzie coś dalej na ten temat

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tam na końcu mial byc pytajnik w sensie "będzie coś dalej na ten temat?" ale mój kochany telefonik sie buntuje ;)

      Usuń
    2. Nie, nic więcej na ten temat nie planuję, chociaż muszę przyznać, że pisząc dziś ten rozdział doszłam do wniosku, że moim największym błędem dotąd było rozwalenie tego związku bo patrząc przez pryzmat czasu dochodzę do podobnego wniosku co ty :) Ale istnieje pewna szansa, że coś jeszcze dodam na forum bo moje myśli krążą w dziwny sposób...

      Usuń
    3. W takim razie czekam co tam wymyślisz! Bo to byl błąd rozwalać ich! To może jakieś wskrzeszenie... :D

      Usuń
    4. No moja wena niestety poszła wczoraj wzupełnie innym kierunku i skupiła się bardziej na dokończeniu tego co zaczęłam, niż alternatywach, co absolutnie nie wyszło na dobre im, mnie i moim oczom też... Teraz rozważam co z tymi czterema stronami zrobić, ale myślę, że dziś jeszcze trochę coś popiszę bo nadal czuję niedosyt.

      Usuń
    5. Ale Kochanie, kto mówi o alternatywach? Ja tylko delikatnie daję do zrozumienia, że malutkie wskrzeszonko nikomu by nie wyszło na złe... Bo przecież dalej mogłabyś kontynuować wątek Abby-Syriusz a Chris byłby szczęśliwy... ;)

      Usuń
    6. Ah, aż tak szalona to chyba nawet ja nie jestem :D Lepiej zostawmy Lauren tak jest jest, i jej i innym wychodzi to na dobre a Chris sobie jakoś poradzi pewnie, nie? :)

      Usuń
    7. No ale zobacz: sama widzisz jaka fajna byłaby z nich para! No ale to Ty jesteś tu szefem :(

      Usuń
    8. Ta świadomość będzie mnie prześladować do końca życia chyba. Tak po za tym, dodaję swoje wczorajsze wypociny na forum.

      Usuń
    9. I dobrze! Nalezy Ci sie prześladowanie! Trzebabylo jej nie zabijać! :P ale człowiek mądry po szkodzie...

      Usuń
  3. Powaliłaś mnie na łopatki tym rozdziałem. Nie jestem w stanie Ci powiedzieć jak bardzo on do mnie przemówił. Oddałaś ich uczucia tak perfekcyjnie, że aż brak mi słów :) Jestem pod ogromnym wrażeniem, chyba nie zasnę przez to ;) Na prawdę, szkoda, że nie widzisz teraz mojej miny. Przesyłam głębokie ukłony, a ten rozdział oprawiam w ramkę.
    Buziaki, Lils ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. och i ach. uwielbiam ostatnie dwa rozdziały i ten dodateczek na forum (i nadal taaaak nie lubię Lauren :D) ale ja się pytam: co ze swatką? :>

    OdpowiedzUsuń
  5. Wybacz, że komentuje dopiero teraz i nie zrobiłam tego ostatnim razem. Ale zczaiłam sie, że nie przeczytałam rozdziału 89, po przeczytaniu tego ;D W każdym bądź razie, lubię to, podoba mi się itp. Podczas czytania 89 rozdziału naszła mnie myśl; "O cholera. Lily w ciąży. Za niedługo Voldzio ich zabije, no!" Oburzenie i śmiech z powodu refleksu xd Daria.

    OdpowiedzUsuń
  6. fajny ten nowy szablon!

    OdpowiedzUsuń
  7. Condawiramurs4 lipca 2012 04:41

    o kurde, ile ja mialam do przeczytania... najpierw te arcysmieszna notke z najlepsza bitwa na sniezki, o jakiej w zyciu slyszalam/czytalam itd:P Seriously, to bylo swietne... Lily naprawde nie powinna sie denerwowac, przeciez to bylo fantastyczne:d Szczegolnie element prysznicowy mi sie podobal... ponadto jak zywkle nie zapomnialas o uczuciach... podoba mi sie, ze wreszice ruszylas z uczuciami bohaterow, ktorych nieco zostawilas ostatnio. Mowie w szczegolnosci o obu paniach A. ciesze sie, ze April poznala kogos, rownie nieogarnietego, choc w inny sposob, kjtory zapomni jej myslec o remusie... Mysle, ze Remus powinien byc mimo wszytsko z M. i ciesze sie, ze wreszcie sie jej oswiadczyl, ze odwazyl sie, mimo iz pierrwotny plan nieco sie popsul... Mam tez nadzieje, ze i kwestia Syriusz-Abby sie rozwinie... to dosc zabawne, ze Lapa ma teraz takie opory... troche mnie martwi, ze faktycznie - Eddie nie ma juz tych cudnych monologw. prosze, stworz jakis, musze przecyztac cos w tym stylu! Za to i tak najbardizej mnie wzruszyl Chris. nigduy nie spodizewlam sie, ze bedie mi go zal, ba - ze bede wrecz w pewnym sensie po jego stronie...Ciesze sie, ze wrocilas do kwestii lauren, ze wspomnialas o tym... Mam nadzieje, ze rowniez Charlie to zrozumie i jakos przebolejhe, gdyz uwazam, ze powinna byc z Chrisem. teraz juz chyba nareszcie wyleczyl sie z lauren i wlasnie dlatego sie wygadal... Ale naprawde nie spodziewalam, sie, ze on nadal ja kochal, a ponadto, ze w pewnym sensie top przez niego -tak powiedzialabym kiedys - Lauren nie wrocila szybciej...a teraz mimo iz nadal kocham Syriusza, nie moge negowac zahcowania Chrisa, gdyz byl w niej zakochany i chcial dla niej dobrze. I mimo ze Lauren ma raxje, iz duzo niszczyla, jakos przychylniej na nia patrze... zagubila sie, potrzebowal;a wsparcia... Kazdy moze sie zagubic, ale kochala Syriusza.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ale namieszałaś mi w głowie... Musiałam poszukać tych rozdziałów, kiedy to Lauren uciekła itd, nie mogłam sobie przypomnieć jak to wszystko wyglądało. No a teraz mam przynajmniej jakiś obraz. Bardzo mi szkoda Chrisa. Bardzo. Bardzo. Pamiętam, że jak zaczęłam czytać strasznie go lubiłam i nie rozumiałam dlaczego inni chcą żeby nie był już z Lauren bo cośtam. Teraz to do mnie wróciło. Jasny gwint, przez najbliższy czas będę się zastanawiać co by było gdyby... Cieszę się, że Syriuszowi się wreszcie układa, zasługuje na to. a Abby jest spoko ;) O, i chciałam Ci jeszcze podziękować za dwa cudowne rozdziały - ten z bitwą na śnieżki i ten, w którym wszystko było pomieszane. Rozbawiły mnie do łez :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Zdecydowanie namieszałaś. Pogmatwałaś wszystko, ale jednocześnie jestem pełna podziwu, że tak to wszystko dopracowałaś i sprawiłaś, że każdy element do siebie pasuje. Przeczytałam już drugi raz twój blog począwszy od pierwszego rozdziału i gdybym tylko miała czas przeczytałabym po raz trzeci. Uwielbiam postać Abby i szczerze kibicuje uczuciu które rodzi się pomiędzy nią a Syriuszem. Mam nadzieję, że dziewczyny jeszcze się do niej przekonają. Jestem bardzo ciekawa jak James będzie znosił humorki ciężarnej Lily i czy podoła nowemu zadaniu? No i czekam na ślub Remusa i Maddie chociaż muszę się przyznać, że bardziej wolałabym na jej miejscu April, chociaż po ostatnich rozdziałach muszę się nad tym zastanowić. Kiedy nowy rozdział? Czekam z niecierpliwością i zapraszam do siebie.
    swiat-magii.webnode.com
    Glee

    OdpowiedzUsuń